Jakub Kiwior szczerze dla Ekstraklasa Trolls: „Cieszę się z tego, jak przebiega moja kariera”

„Cieszę się z tego, jak przebiega moja kariera. Mogłem się nadziać, jak odchodziłem z Anderlechtu, niektórzy mogą powiedzieć, że głupio tak iść za granicę do takiego klubu, przebywać w szkółce w Belgii i trafić do ligi słowackiej. Ja się cieszę, że podjąłem taką drogę” – mówi w wywiadzie z Ekstraklasa Trolls Jakub Kiwior. 20-latek występuje w słowackim klubie MSK Żylina, z którym zajmuje 3. miejsce w tabeli słowackiej Super Ligi. Stoper został wybrany do XI rundy jesiennej rozgrywek.

Jakiś czas temu napisałem artykuł o Jakubie Kiwiorze. 20-latek zaimponował mi (i nie tylko mi) swoim profesjonalizmem w stosunku do ligi, w której występuje. Młody piłkarz MSK Żylina udzielił po jednym ze spotkań wywiadu, w którym płynnie posługiwał się językiem słowackim. Dziś udało mi się porozmawiać chwilę z obiecującym obrońcą.

Kamil Walczak (Ekstraklasa Trolls): Jak oceniasz swój drugi sezon w Żylinie po rundzie jesiennej?

Jakub Kiwior (MSK Żylina): Dla mnie najważniejsze jest to, że praktycznie zacząłem grać regularnie. To mnie akurat cieszy. Jasne, to mogło być spowodowane tym, że czternastu zawodników (w tym dwóch stoperów) odeszło po pierwszej przerwie, kiedy pojawiła się korona. To też mi mogło pomóc, z tym że wskoczyłem do składu, bo wcześniej było mówione, że muszę się zaaklimatyzować.

KW: Byłeś w GKS-ie Tychy i od 2,5 roku przebywasz na Słowacji. Widzisz jakąś różnicę między Ekstraklasą a słowacką Super Ligą?

JK: Jest ciężko to porównać. Nie mogłem zagrać w Ekstraklasie. Oglądając w telewizji, mogą się różne mecze zdarzyć, raz lepsze, raz słabsze, no różne są scenariusze. Nie wiem, teraz możliwe, że za niedługo się przekonamy, bo mamy sparingi z polskimi drużynami, więc to będzie dobry przykład tego, która liga jest mocniejsza.

KW: Z którymi drużynami zagracie z Polski?

JK: Pierwszy mecz mamy z Podbeskidziem. Mamy też Cracovię i Wisłę Kraków, i chyba jeszcze GKS Tychy z tych polskich.

KW: No to będzie dla ciebie taki powrót do korzeni.

JK: Jasne, graliśmy jeden mecz sparingowy w ostatnim okresie przygotowawczym, więc się cieszę, że będą mogli mieć rewanż z nami.

KW: Coś na Słowacji zrobiło na tobie jakieś duże wrażenie?

JK: Jest kilka rzeczy, które podobają mi się na Słowacji. Tak, jak na przykład u nas widać, że nie boją się postawić na młodych. Dają szansę praktycznie wszystkim. Trener mówi, że miałby ciężko wystawić „jedenastkę”, taką, która by miała ciągle grać, bo jesteśmy wszyscy na podobnym poziomie i chce dać każdemu szansę, żeby się pokazał, i żeby była rywalizacja na każdym meczu czy treningu. Podoba mi się to, że nie widać podziału na 1. „jedenastkę” i „tych słabszych”.

KW: A sam kraj zaskoczył cię czymś pozytywnym, pomijając stronę sportową?

JK: Co do mieszkania, co do przebywania na Słowacji bardzo mi się tu podoba. Ludzie nastawieni są pozytywnie, zawsze da się porozmawiać nawet z nieznajomym czy to w sklepie, czy gdziekolwiek. Wszyscy są jakoś tak pozytywnie nastawieni i nie słyszałem jeszcze, żeby ktoś się jakoś niemiłą gadką do ciebie odezwał.

KW: Ty tym bardziej problemów z komunikacją nie masz, co pokazał twój wywiad po meczu. Dałeś się poznać polskim kibicom z bardzo profesjonalnej strony. Jak ciężko było opanować słowacki do takiego stopnia?

JK: Będąc na Słowacji 2,5 roku, to mi się wydaje, że każdy by już się potrafił dogadać. Ja już w Podbrezovej zaczynałem się uczyć. Jak przyszedłem, to akurat miałem wyjazd na obóz do Turcji, więc dwa tygodnie byłem z drużyną prawie cały czas. Próbowałem rozmawiać z nimi po słowacku, z niektórymi dogadywałem się już normalnie po tym czasie. Ciągle spędzałem z nimi czas i zapamiętywałem sobie, co mówią właśnie w takim kontekście pozaboiskowym, jak np. kolega gada z kolegą. Szybko mi wpadło, a tym bardziej że polski nie różni się tak bardzo od słowackiego, więc się cieszę, że tak szybko poszło.

KW: Fakt, że byłeś dobrze zaaklimatyzowany na Słowacji na pewno wpłynął na Dawida Kurminowskiego. Pomagałeś mu trochę?

JK: Nie, nie do końca. Dawid też już był wcześniej w Michalovcach, u nich są dwa języki, więc nie wiem, jak to tam u nich wyglądało. On przyszedł do drużyny rezerw, więc już tam potrafił normalnie rozmawiać z chłopakami, nie miał żadnego problemu z dogadaniem się.

KW: Wspomniałeś o koronawirusie. Jak to wygląda na Słowacji, restrykcje mocno dają wam się we znaki?

JK: Przed każdym meczem mamy badania, więc na pewno to. Druga to brak kibiców na trybunach. To też się zauważa, inaczej się trochę gra. Musimy też uważać na siebie, na każdym kroku nawet jak mamy wolne, żeby nie wchodzić tam, gdzie jest dużo ludzi, mieć maseczkę, dezynfekować ręce. Musimy na to używać, bo głupio, jakby ktoś z drużyny był pozytywny, więc musimy na to zachowywać szczególną ostrożność.

KW: Mógłbyś spróbować porównać treningi w Polsce, w Belgii i na Słowacji?

JK: W Polsce było to w miarę dawno. Patrząc na to realnie, jak wyjechałem do Belgii, to zobaczyłem, jak te treningi są bardziej techniczne, dużą uwagę przykłada się do techniki i taktyki. Jak przyjechałem do Anderlechtu, to podziwiałem chłopaków, jak oni do tego podchodzą, na takim luzie, jak bawią się tą piłką. Trenerzy zwracali uwagę na rozegranie, żeby nie wybijać piłki, grać krótko, nabrać tej odwagi. Fajnie, że mogłem się tego nauczyć i nabrać tej pewności siebie przy wyprowadzaniu piłki. To było widać po tym, jak przyjechałem, a jak wyjechałem z Anderlechtu. Byłem pewniejszy siebie.
Na Słowacji dużą uwagę przywiązują do podań. Też liczy się technika, na każdym treningu mamy podania, uczymy się grać piłką, utrzymywać się, konstruować sytuacje przez różne akcje kombinacyjne.
Przygotowujemy się pod rywala. Jak gramy z kimś, na kogo można grać długą piłkę, to przed meczem jesteśmy przygotowani na każdego przeciwnika.

KW: A jak ocenisz sam poziom ligi słowackiej?

JK: Jak dla mnie to dobra liga szczególnie dla młodszych zawodników tak jak ja albo większość mojej drużyny. Myśmy byli drudzy w rankingu FIFA, co do najmłodszej drużyny, więc to pokazuje, że to dobra liga do ogrania się, nauczenia się seniorskiej piłki.

KW: Macie młody zespół, a w tabeli przegrywacie jedynie z Dunajską Stredą (39 pkt) i Slovanem Bratyslava (44 pkt). Do tych pierwszych tracicie tylko 9 punktów. Celujecie w wicemistrzostwo?

JK: No jasne, chcemy być jak najwyżej w tabeli. Zawsze chce się skończyć jak najwyżej. Ale w tej rundzie głupio traciliśmy punkty z różnymi drużynami. Np. z Dunajską Stredą wygraliśmy, byliśmy pierwszą drużyną, która pokonała ich w tym sezonie, więc potrafimy grać z tymi lepszymi drużynami. Ze Slovanem zremisowaliśmy 2:2 u siebie, a w ostatnim meczu przegraliśmy 2:3, tracąc bramkę w doliczonym czasie gry. To też pokazuje, że jesteśmy młodzi, ale nie boimy się grać z takimi drużynami, umiemy się im postawić.

KW: Trochę taki Ajax ligi słowackiej.

JK: Ja nas nie porównuje do żadnej drużyny. Staramy się patrzeć na siebie, na naszą drużynę. Nie przejmujemy się tym, że jesteśmy młodzi. Ktoś może powiedzieć, że brakuje nam doświadczenia, ale pokazujemy wszystkim, że nadrabiamy to bieganiem, charakterem i dajemy z siebie 100 procent.

KW: Co byś doradził 16-letniemu sobie?

JK: Cieszę się z tego, jak przebiega moja kariera. Mogłem się nadziać, jak odchodziłem z Anderlechtu, niektórzy mogą powiedzieć, że głupio tak iść za granicę do takiego klubu, przebywać w szkółce w Belgii i trafić do ligi słowackiej. Ja się cieszę, że podjąłem taką drogę, że nie rzuciłem się na głęboką wodę. W Anderlechcie nabrałem doświadczenia, stamtąd stopniowo, przeszedłem do ligi słowackiej, gdzie nauczyłem się seniorskiej piłki i cieszę się z takiej drogi.

KW: Co sprawiło, że zdecydowałeś o opuszczeniu Belgii?

JK: Miałem do końca kontraktu pół roku. Powiedziałem menadżerom, że w Anderlechcie to nadal u niektórych zawodników jeszcze juniorska piłka. Stwierdziłem z tatą, że fajnie byłoby wskoczyć do seniorskiej piłki. Widziałem też, jak Anderlecht bierze zawodników z młodzieżowych zespołów do pierwszej drużyny. Później szli na wypożyczenie i potem wracali. Menadżerowie powiedzieli mi, że mają dla mnie drużynę na Słowacji, że chcieliby, żebym tam trafił. Pojechałem zobaczyć, jak to wygląda i stwierdziłem, że to jest czas, żeby w końcu pograć w tych seniorach.

KW: No i był to dobry, jeśli nie bardzo dobry ruch.

JK: Tak, bardzo się cieszę, że tak to w końcu wyszło.

KW: Czy widzisz dla siebie miejsce w kadrze Jerzego Brzęczka na tę chwilę?

JK: To jeszcze nie ten moment. Nie patrzę na kadrę tak, że ja muszę już tam grać. Staram się pokazywać się trenerowi w klubie, żeby nabierać tych minut, żeby być w rytmie meczowym i wtedy okej, jeśli zauważy to selekcjoner — dostanę powołanie. Jak nie dostanę — okej, pracuję dalej. Staram się patrzeć bardziej na klub, żeby grać, i dopiero wtedy może to przynieść sukces.

KW: Czyli jeszcze nie było żadnych kontaktów w sprawie powołania?

JK: Nie, nie. Jak na razie to na spokojnie.

KW: Czy w głowie klaruje ci się jakiś plan na przyszłość, jeśli chodzi o karierę klubową?

JK: Mam kontrakt do 2023 roku z Żyliną, więc mam czas, żeby o tym pomyśleć. Ale na razie staram się zaliczać dobre występy, a jak się odezwie jakaś drużyna, to wtedy będę myślał. Nie myślę, gdzie chciałbym grać. Skupiam się na tym, co jest teraz, a nie na tym, co będzie za rok czy pół roku.

Rozmawiał: Kamil Walczak