Wychowanek Olympique Marsylia w Wiśle Kraków. Wyjątkowo niskie zarobki nowego nabytku Białej Gwiazdy

Zimą Wisła Kraków zakontraktowała Billera Omraniego. Według medialnych doniesień nowy nabytek Białej Gwiazdy ma zarabiać wyjątkowo mało jak na realia Wisły i I ligi.




Wisła Kraków wciąż mierzy się z problemami finansowymi. Mimo to klub zdołał wzmocnić swoją kadrę przed startem rundy wiosennej. Zimą do Krakowa trafili Billel Omrani, Dejvi Bregu i Anton Chichkan. Wszystkie te transfery były darmowe, a Wisła musi opłacić jedynie pensje zawodników.




Najciekawiej wygląda sytuacja Billera Omraniego. 30-letni napastnik podpisał kontrakt z Wisłą do końca tego sezonu. Najciekawszą informację przekazał Piotr Koźmiński na łamach „Meczyków”. Dziennikarz ujawnił, że zawodnik ma zarabiać w krakowskim klubie jedynie 2 tysiące euro miesięcznie. Wliczone w to jest mieszkanie i samochód.

– Według moich informacji Billel Omrani zarabia 2 tys. euro miesięcznie, wliczając w to mieszkanie i samochód – przekazał Piotr Koźmiński.




Billel Omrani jest wychowankiem Olympique Marsylia. W pierwszej drużynie tego klubu algierski napastnik wystąpił 10-krotnie. Ostatnim klubem 30-latka był rumuński Petrolul Ploiesti. W tym sezonie zagrał jednak wyłącznie w siedmiu meczach, nie zdobywając żadnej bramki.





źródło: meczyki.pl

Wisła Kraków zalega 80 tys. zł szkole, do której należą młodzi Wiślacy. Tak tłumaczył to Królewski [WIDEO]

O problemach finansowych Wisły Kraków wiadomo nie od dziś. Tomasz Włodarczyk z „Meczyków” przekazał jednak kolejne szokujące informacje odnoszące się do zaległości finansowych Białej Gwiazdy.




Problemy finansowe Wisły Kraków ciągną się od kilku dobrych lat. W sytuacji ekonomicznej klubu nie pomógł też spadek z Ekstraklasy do I ligi. Przed kilkoma dniami w mediach ukazała się informacja, iż Wisła zalega z wypłatami swoim zawodnikom. Nie przeszkodziło to jednak, by zimą Wisła dokonała kilku wzmocnień.




Zaległości Wisły

Zaległości Wisły sięgają nie tylko piłkarzy Wisły, ale wykraczają także poza granice klubu. Tomasz Włodarczyk na łamach „Meczyków” przekazał szokujące wieści. Według jego wiedzy Wisła od września nie płaci za nocleg i wyżywienie szkole, do której uczęszczają jej wychowankowie. W sumie zaległości Wisły przekraczają 80 tysięcy złotych.




Wiadomość dyrektora szkoły

Zaległości dotyczą Małopolskiej Szkoły Gościnności im. Tytusa Chałubińskiego w Myślenicach. A dokładniej internatu do którego uczęszczają młodzi adepci futbolu. Dyrektor tej placówki przesłał w tej sprawie maila do Tomasza Włodarczyka. Cytujemy go poniżej.

„Szanowni Państwo z przykrością informuję, że klub sportowy Wisła Kraków zalega naszej szkole za wyżywienie i noclegi w internacie szkoły naszych uczniów i zarazem swoich wychowanków (zawodników) ponad 80.000 pln. Zaległości trwają już od kilku miesięcy (od września 23). Mimo wielu upomnień i monitów klub nadal nie reguluje swoich zobowiązań względem szkoły wobec czego stawia nas w sytuacji w której braknie nam środków na wyżywienie wszystkich naszych uczniów po feriach zimowych. Do tej pory z wpłat pozostałych uczniów finansowane były wszystkie posiłki.”




Odpowiedź Królewskiego

Do powyższych informacji na łamach „Meczyków” odniósł się prezes Wisły, Jarosław Królewski. Z jego wypowiedzi jednak niewiele wynika.

– Wisła Kraków ma zobowiązania wobec wielu różnych podmiotów i my sobie z nimi jakoś radzimy. Wynik sportowy rezonuje na wszystkie aspekty funkcjonowania naszego klubu. To nie jest prosta rzecz do rozwiązania w takim wymiarze, żeby być w stanie punktowo pewnego rodzaju rzeczy weryfikować. Ta szkoła współpracuje z nami bardzo długo. Mamy z nią relacje różnego typu na różnym poziomie. Staramy się pewne rzeczy weryfikować w miarę możliwości. Niektóre problemy wynikają z ludzkich zaniedbań i staramy się tym zarządzać. Mamy wielu kontrahentów, z którymi musimy pracować i wypracować długoterminową strategię. Sprawdzę oczywiście saldo stosunku z tą szkołą, abstrahując od naszych biznesowych ustaleń między nią a nami, bo to nie jest prosta sprawa. Mamy ustalenia, jak pewne rzeczy robimy – odpowiedział Jarosław Królewski.


źródło: meczyki.pl

PZPN ponownie rozpętał burzę. Opinia publiczna wściekła. Afera o… koszulkę

Wokół PZPN-u ostatnio nie brakuje negatywnych emocji. Ostatnio federacja ponownie jest wzbudziła, tym razem akcją „Retro Kadra”. Z jej okazji zaprezentowano specjalną koszulkę, której wzór niezbyt spodobał się opinii publicznej. 




Mniej więcej od niesławnej „afery premiowej” PZPN ma bardzo nadszarpnięty wizerunek. Zaskakująco często na światło dzienne wychodzą kolejne kontrowersje związane z działalnością federacji. Ostatnie tygodnie były co prawda nieco spokojniejsze, ale teraz ponownie zawrzało.

Specjalna koszulka

Pod koniec ubiegłego roku PZPN rozpoczął akcję „Retro Kadra”. W związku z nią zaprezentowano również specjalną koszulkę z numerem „10”, na której znalazły się nazwiska wszystkich reprezentantek i reprezentantów Polski, którzy wystąpili z tą liczbą.




– ”Retro Kadra’ to świeży oddech z przeszłości, połączony z nowoczesnym stylem. To miejsce, gdzie przeszłość spotyka przyszłość, tworząc unikalne, retrospektywne wzory i kolekcje odzieży oraz inne, unikalne produkty – promowano wówczas koszulkę. 

O akcji oraz możliwości nabycia koszulki PZPN przypomniał w czwartek, wrzucając wpis na Twitterze. Dorzucono również link do strony, na której wspomniany trykot można zakupić. Należy na niego przeznaczyć 99,99 zł.

I właśnie tym wpisem PZPN rozpętał kolejną burzę. Opinia publiczna nie szczędziła słów krytyka za design koszulki, zarzucając prostotę i niewielką efektywność. Pod postem udzieliło się kilku dziennikarzy, który dali upust emocjom.




– O rany, polecam powiększyć i przeczytać nazwiska – pisał Krzysztof Stanowski.  

– Wygląda jak koszulka Bolka i Lolka – dodał z kolei Marek Wawrzynowski. 

Kibice również nie byli zachwyceni i nie omieszkali skrytykować trykotu. Ci byli jednak zdecydowanie dosadniejsi i potraktowali PZPN bez ogródek. Pod wpisem widać między innymi takie komentarze:




– Wygląda jak okładka kasety z disco-polo, wczesne lata 90-te.

– Wy nawet prostą koszulkę potraficie spartolić.

– Wyjątkowo nietrafiony design.

– Mega koszulka retro. Dwóch złotych czterdziestu groszy bym za nią nie dał.

Michał Probierz uderzył w Marka Papszuna. Ostre słowa selekcjonera: „Na pewne rzeczy nie pozwolę”

Michał Probierz był niedawno gościem Krzysztofa Stanowskiego na Kanale Zero. Trener zahaczył o niedawne poszukiwania nowego selekcjonera reprezentacji Polski i uderzył w Marka Papszuna. 




We wrześniu minionego roku Michał Probierz został selekcjonerem reprezentacji Polski. Szkoleniowiec wygrał rywalizację z Markiem Papszunem, który nie znalazł takiego uznania w oczach Cezarego Kuleszy. Werdykt w tej sprawie miał być jednak znany na długo, przed zakończeniem „wyborów”. Taką wersję przedstawiał przynajmniej były trener Rakowa Częstochowa.




– To nie była rywalizacja. Brałem udział w czymś, co de facto nie istniało, dlatego nie czuję się przegrany. Prezes podjął decyzję już przed spotkaniem ze mną, że selekcjonerem zostanie Michał Probierz, absolutnie takie było jego prawo – mówił w rozmowie z „Piłką Nożną”.

„Nie pozwolę”

Na słowa Papszuna postanowił zareagować Probierz. Selekcjoner reprezentacji Polski w rozmowie na Kanale Zero odniósł się do głośnej wypowiedzi swojego byłego kontrkandydata.




– Nawiązując do wywiadu Marka Papszuna, który ostatnio mówił, że był dogadany i to było wszystko sfingowane. W wielu klubach, w których pracowałem czy kandydowałem jako trener, też byłem bliski podpisania umowy. Ostatecznie wybrali kogoś innego, ale do dziś z nimi rozmawiam. Mają prawo wybrać kogoś innego. To normalna kolej rzeczy. Jeszcze raz mówię, nawet nie wiedziałem, że będę trenerem. Byłbym dalej trenerem U-21, a Papszun byłby selekcjonerem, to pomagałbym mu za wszelką cenę – stwierdził Probierz. 

Szkoleniowiec po chwili postanowił jednak udzielić nieco odważniejszej wypowiedzi. Uderzył wręcz w Papszuna, zarzucając mu granie swoim nazwiskiem.




– Na pewne rzeczy sobie nie pozwolę. Nie pozwolę, by grano moim nazwiskiem. I Markowi życzę powodzenia, niech robi karierę, ale nie moim kosztem (…). Ja się z nim spotykam, gratuluję mu i niech tak zostanie. Niech idzie swoją drogą, a nie ocenia z boku, jak to jest i jak to wybiera prezes. Sam mówił Marek, że rozmawiał z Łotwą. To co, tam też mieli poukładane wybory i go nie wybrali? – pytał z przekąsem. 




Już za kilka tygodni Michał Probierz poprowadzi reprezentację Polski w meczu barażowym o wyjazd na Euro 2024. Jeśli uda się przejść Estonię, to „Biało-Czerwoni” zagrają w finale z Walią lub Finlandią. Papszun z kolei nadal pozostaje bez nowego klubu.

Piłkarz Unionu okradziony z zegarka. Kolega z zespołu złapał sprawcę i przekazał policji

Kevin Volland padł ofiarą złodzieja. Piłkarz Unionu Berlin otrzymał jednak pomoc od kolegę, który dogonił sprawcę zamieszania. Zegarek napastnika uległ jednak zniszczeniu.

 

Volland nie zapamięta tego wyjścia najlepiej

 

Union Berlin wygrał 17 lutego z Hoffenheim na wyjeździe. Po powrocie do stolicy Niemiec niektórzy piłkarze udali się do centrum miasta, aby świętować wygraną. Kevin Volland był w tym gronie, jednak na pewno nie będzie najlepiej wspominał tego wyjścia.

 

Około 3:00 16-letni kieszonkowiec okradł niemieckiego napastnika Unionu Berlin. Były piłkarz AS Monaco stracił zegarek Patek Philippe Nautilus o wartości 180 tys. euro. Na szczęście inny piłkarz – Jerome Roussillon dogonił sprawcę i przekazał go policji.

 

31-letni napastnik później jednak dojrzał, że w trakcie interwencji zegarek uległ uszkodzeniu. Schwytany mężczyzna rzucił przedmiotem o ziemie podczas obezwładniania przez funkcjonariuszy.

Kevin Volland ma na swoim koncie 22 występy w bieżącym sezonie. 31-letni napastnik Unionu Berlin zanotował w tym czasie 3 trafienia i 4 asysty. Portal transfermarkt.de wycenia Vollanda na 5 mln euro. Jego umowa z klubem ze stolicy Niemiec obowiązuje do końca czerwca 2026 roku.

Źródło: BILD

Wisła Kraków awansowała po niesłusznym golu? Eksperci zgodni: „Bulwersująca decyzja sędziego”

 

Wisła Kraków sensacyjnie wyeliminowała Widzew Łódź z Pucharu Polski. Według ekspertów Biała Gwiazda strzeliła jednak bramkę, która nie powinna zostać uznana.

 

Gol ze spalonego

Wisła Kraków zremisowała z Widzewem Łódź w podstawowym czasie gry środowego ćwierćfinału Pucharu Polski. Biała Gwiazda wyrównała dopiero w doliczonym czasie. Według ekspertów od spraw sędziowskich ich bramka nie powinna jednak zostać uznana.

 

Duda dośrodkował w pole karne, skąd piłkę wypiąstkował Gikiewicz. Za szesnastką Angel Rodado przyjął futbolówkę i uderzył prosto do bramki. Według ekspertów Igor Łasicki będący na pozycji spalonej przeszkadzał Mateuszowi Żyrze.

 

– Osobiście uważam, że sędziowie powinni odgwizdać spalonego. Zawodnik Wisły, będący na pozycji spalonej, „przeszkadza przeciwnikowi poprzez wykonywanie ewidentnych działań, które jednoznacznie wpływają na możliwość zagrania piłki przez przeciwnika” – czytamy we wpisie Łukasza Rogowskiego.

– Bulwersująca jest decyzja sędziego o uznaniu gola dla Wisły K. na 1:1 w meczu z Widzewem. Arbiter mógł wybrać, czy anulować bramkę z powodu spalonego, czy ewentualnie z powodu faulu na obrońcy, a jednak nie uwzględnił sugestii VAR… – napisał były międzynarodowy sędzia, Rafał Rostkowski.

 

Do półfinału Pucharu Polski awansował Piast Gliwice, Pogoń Szczecin, Jagiellonia Białystok oraz Wisła Kraków.

Źródło: Twitter

Niespodziewane spotkanie w Barcelonie. Dyrektor sportowy Barcy spotkał się z przedstawicielami Erlinga Haalanda

Gerard Romero przekazał zaskakujące informacje. Według jego źródeł dyrektor sportowy FC Barcelony, Deco, spotkał się w środę z agentami Erlinga Haalanda.




W środowe popołudnie miało dojść do spotkania Deco, dyrektora sportowego FC Barcelony, z przedstawicielami Erlinga Haalanda. Norwega mieli reprezentować m.in. Maxwell i Rafaela Pimenta. Obie strony miały się spotkać w jednej z barcelońskich restauracji. Moment wejścia poszczególnych osób do restauracji uwieczniły kamery „Jijantes FC”.




Zdaniem Gerarda Romero i jego załogi podczas spotkania miało zostać poruszonych kilka tematów. Jednym z nich był oczywiście Erling Haaland i jego ewentualne przenosiny do stolicy Katalonii. Romero określa ten transfer jako trudny, ale możliwy do zrealizowania. Pozyskanie Norwega ma być marzeniem prezydenta Barcy, Joana Laporty.




Jeśli nie Erling Haaland, to kto mógł być jeszcze tematem środowych rozmów? Rafaela Pimenta reprezentuje także takich piłkarzy jak m.in. Marco Verratti, Matthijs de Ligt, Noussair Mazraoui czy też Henrikh Mkhitaryan.




Roman Kosecki będzie przekonywał ministra ws. obiektu dla PZPN. „Mam kilka pomysłów”

Roman Kosecki wypowiedział się na temat bazy treningowej dla reprezentacji Polski. Były piłkarz Biało-Czerwonych w rozmowie z Polsatem Sport poparł pomysł budowy takiego obiektu.

 

Kosecki popiera pomysł ośrodka dla kadry

Jeszcze kilka miesięcy temu opinia publiczna była nastawiona, że w Otwocku powstanie Centrum Szkolenia, Badań i Treningu Piłki Nożnej. Wielki projekt PZPN-u miał powstać przy pomocy władzy. Wybory zmieniły jednak wszystko i pomysł dofinansowania upadł.

 

Projekt Centrum Szkolenia, Badań i Treningu Piłki Nożnej został zawieszony. Głos w tej sprawie zabrał między innymi Roman Kosecki. Były piłkarz reprezentacji Polski przedstawił swoją opinię w rozmowie z Polsatem Sport.

 

– Z tego co wiem, trzeba było tam wyciąć sześć hektarów lasu. Wyobraża pan sobie protesty ludzi? Otwock był kiedyś uzdrowiskiem. Teraz jedynym, jakie zostało na Mazowszu jest Konstancin. Zresztą jesteśmy z tego dumni w Konstancinie, że mamy wspaniałą zieleń i lasy. W okolicy Warszawy jest dużo terenów, gdzie nie trzeba wycinać lasów, a jestem przekonany, że ministerstwo będzie przychylne, jeśli tylko projekt będzie dobrze przemyślany – powiedział Kosecki.

Mimo pewnych obiekcji co do lokalizacji ośrodka Roman Kosecki popiera wspomniany projekt. Były piłkarz Legii Warszawa uważa, że obiekt powinien zostać wybudowany w okolicach lotniska w Warszawie. 58-latek zapewnił, że będzie przekonywał polityków do utworzenia wspomnianego ośrodka.

 

– Oczywiście, że powinniśmy mieć taki ośrodek, najlepiej w okolicach lotniska w Warszawie. Jest bardzo dużo dogodnych terenów. Nie ukrywam, że mam kilka pomysłów i informuję o tym ludzi, którzy tym się zajmują. Tylko tyle mogę na razie powiedzieć. Będę przekonywał ministra i ludzi z nim powiązanych, że taka inwestycja jest nam potrzebna. (…) Projekt PZPN-u widziałem, przecież można go zobaczyć na stronie federacji. To jest bardzo dobry projekt. Polska piłka, z jej historią, zasługuje na taki ośrodek – dodał były reprezentant Polski.

Źródło: Polsat Sport

Legia nie dostała pieniędzy za transfer Muciego. Klub zgodził się na zaskakujące warunki

Legia Warszawa zimą dokonała hitowej transakcji i sprzedała Ernesta Muciego za 10 mln euro do Besiktasu. Okazuje się jednak, że Turkowie nadal nie zapłacili „Wojskowym” za Albańczyka. Na antenie „Meczyków” sytuacje wyjaśnił Paweł Gołaszewski. 




Na początku lutego Legia zaakceptowała ofertę za Muciego, który od dłuższego czasu był łączony ze zmianą klubu. Finalnie napastnik trafił do Besiktasu za zawrotną kwotę 10 mln euro. Co ciekawe, zawodnik z miejsca stał się bardzo istotnym ogniwem drużyny Fernando Santosa.

Gdzie przelew?

O ile transfer wygląda znakomicie na papierze dla obu stron, to dużo gorzej wygląda to w rzeczywistości. Paweł Gołaszewski z tygodnika „Piłka Nożna” zdradził, że Legia wciąż nie otrzymała pieniędzy wynikających z transferu Muciego.




– Legia wychodziła z kryzysu sportowego, a teraz wychodzi z kryzysu finansowego. Wszyscy pytają: „Gdzie są pieniądze za Muciego?”. Tych pieniędzy jeszcze nie ma – powiedział dziennikarz. 

Skąd takie opóźnienie w płatności? Gołaszewski twierdzi, że Legia miała zgodzić się na uregulowanie należności w ratach. Pierwsza z nich ma wpłynąć dopiero w marcu.




– One dopiero będą. Jest sześć lub siedem rat. Pierwsza wpłynie do Legii dopiero w marcu – oznajmił. 

Muci jak na razie świetnie radzi sobie w Turcji. Dla Besiktasu strzelił już nawet swojego premierowego gola. W sumie w ekipie Fernando Santosa uzbierał trzy występy.

Kulisy odejścia Tuchela z Bayernu. „Razem wznieśli toast za wyjaśnioną sytuację”

Thomas Tuchel zakończy pracę w Bayernie wraz z końcem tego sezonu. Niemieckie media ujawniły kulisy negocjacji w sprawie wcześniejszego odejścia 50-letniego trenera.




W ubiegłym tygodniu ogłoszona została decyzja o zakończeniu pracy Thomasa Tuchela w Bayernie Monachium. 50-latek opuści klub po zakończeniu tego sezonu. Pierwotnie jego kontrakt obowiązywał do końca czerwca 2025 roku, jednak obie strony porozumiały się ws. wcześniejszego zakończenia współpracy. Tuchel objął Bayern w marcu 2023 roku.




Niemiecki „BILD” ujawnił kulisy odejścia Tuchela z Bayernu. Tuż po przekazaniu tej informacji do opinii publicznej, Tuchel zjawił się w jednej z monachijskich restauracji. Obecny był tam też Hasan Salihamidzić, były dyrektor sportowy Bayernu, i Christoph Freund, obecny dyrektor sportowy bawarskiego klubu. Panowie mieli razem wznieść toast za osiągnięcie porozumienia w sprawie odejścia Tuchela.




– To, o czym jeszcze nikt nie wie: Hasan Salihamidzić także tam był. Facet, który sprowadził Tuchela, przyszedł do stołu trenera. Christoph Freund, obecny dyrektor sportowy, również siedział wśród przyjaciół Tuchela. Razem wznieśli toast za wyjaśnioną sytuację – pisze „BILD” cytowany przez „sport.pl”.





źródło: sport.pl

Kroos zażenowany pracą sędziego po meczu z Sevillą. „To jednak było już za wiele”

Toni Kroos wypowiedział się na temat pracy sędziego Isiro Diaza de Mery, który prowadził mecz Realu Madryt z Sevillą. Niemiecki pomocnik złośliwie skomentował zachowanie arbitra w trakcie spotkania.

 

Kroos niezadowolony z pracy sędziego

Real Madryt w minionej kolejce ligi hiszpańskiej pokonał Sevillę (1:0). Królewscy długo męczyli się z ekipą z Andaluzji, ale ostatecznie po bramce Luki Modricia w końcówce zgarnęli trzy punkty.

 

W trakcie meczu na placu gry było bardzo nerwowo. Irytacja sięgnęła takiego stopnia, że zwykle spokojny Toni Kroos wypowiedział się na temat pracy sędziego.

– Przeczytałem gdzieś, że skoro Toni Kroos i Carlo Ancelotti dostali żółte kartki za protesty, to coś musiało być nie tak. Nie należę do osób, które w trakcie meczów dużo odzywają się do sędziów. To jednak było już za wiele. W całej pierwszej połowie w każdej stykowej sytuacji sędzia widział nasz faul. Czasami odgwizdywał rzeczy, które w ogóle nie były faulami. Tak jak w moim przypadku. Wkurzyłem się, bo byłem metr od przeciwnika. Widziałem, że chciał się ze mną zderzyć, więc nawet się odsunąłem, ale sędzia to zignorował – powiedział Niemiec.

 

Po tym zdarzeniu Toni Kroos protestował, ale doczekał się jedynie żółtej kartki. Niemiecki pomocnik w ironiczny sposób skomentował decyzję arbitra.

– Bóg wszystko widzi. Prawdopodobnie wtedy sędzia doznał kontuzji łydki – dodał.

 

Isiro Diaz de Mera opuścił boisko w 60. minucie. Arbiter spotkania Realu Madryt z Sevillą wcześniej był opatrywany przez medyków w okolicach łydki.

Królewscy zajmują pierwsze miejsce w La Lidze. Podopieczni Carlo Ancelottiego mają sześć punktów przewagi nad drugą Gironą i osiem nad trzecią FC Barceloną.

Źródło: marca.com, meczyki.pl

Piłkarze Rakowa zostaną ukarani za fatalny mecz z Piastem? W Częstochowie gęstnieje atmosfera

Raków Częstochowa nie zdobędzie Pucharu Polski w tym sezonie. „Medaliki” odpadły w ćwierćfinale, po porażce z Piastem Gliwice (0-3). Media przebąkują, że konsekwencje na ten wynik może ponieść kilku zawodników. 




Piast Gliwice okazał się zdecydowanie lepszy od Rakowa w ćwierćfinale Pucharu Polski, wygrywając z mistrzami aż 3-0. Ekipie z Częstochowy słabo idzie również w rozgrywkach ligowych, gdzie powiększa się strata do lidera i coraz częściej notują wpadki. Na ten moment Raków zajmuje dopiero szóste miejsce.




Kary?

Nic dziwnego zatem, że w klubie panują coraz gorsze nastroje. Portal meczyki.pl informował, że po meczu z Piastem Michał Świerczewski zwołał spotkanie kryzysowe. Słychać również, że choć Dawid Szwarga pozostanie na razie trenerem Rakowa, to jego pozycja nie jest już tak mocna, jak była wcześniej.

Teraz portal weszlo.com podaje z kolei, że konsekwencje mogą czekać piłkarzy częstochowskiego klubu. Szefostwo miało przekazać swoje uwagi do rady drużyny, w której znajdują się Zoran Arsenić, Fran Tudor, Bartosz Nowak, Vladan Kovacević i Władysław Koczerhin. Zażalenia miały dotyczyć postawy drużyny na meczach oraz na treningach.




Portal dodaje, że wkrótce niektórzy piłkarze mogą zostać zdegradowani do trzecioligowych rezerw. Póki co nie wiadomo jednak, kogo taki los mógłby potencjalnie czekać. W klubie nie ma też tematu nałożenia na piłkarzy kar finansowych. Wiele może wyjaśnić najbliższy ligowy mecz z Lechem Poznań. Porażka z bezpośrednim rywalem w walce o podium może doprowadzić do większego trzęsienia ziemi.

Ronaldo wezwany przez Komisję ds. Etyki i Dyscypliny. Powodem obsceniczny gest w kierunku trybun

Cristiano Ronaldo uległ prowokacji kibiców drużyny przeciwnej i wykonał w ich stronę niestosowny gest. Zachowanie Portugalczyka nie spodobało się władzom ligi. Według doniesień mediów Komisja ds. Etyki i Dyscypliny wezwała legendę Realu Madryt na przesłuchanie.

 

Ronaldo wezwany

 

Al-Nassr wygrało w niedzielę z Al-Shabab 3:2. Cristiano Ronaldo strzelił jedną z bramek w tym spotkaniu. Po zakończeniu meczu kibice rywali skandowali „Messi, Messi”. Portugalczyk uległ prowokacji i na początku przyłożył rękę do ucha i wysłuchiwał fanów zespołu rywala. Później jednak pokazał im niestosowny gest w okolicach przyrodzenia.

 

Według saudyjskich mediów zachowanie Portugalczyka nie przypadło do gustu władzom ligi. Dziennikarze donoszą, że sprawą zajmuje się Komisja ds. Etyki i Dyscypliny. Nie podjęła ona jednak jeszcze decyzji. Działacze chcą poznać wersję Ronaldo i z tego powodu wezwą go na przesłuchanie. Na miejscu wytłumaczy się ze swojego zachowania.

 

Według saudyjskiego dziennikarza Khalida Al-Rasheeda Portugalczykowi grozi grzywna za niesportowe zachowanie. Zabraknie go w dwóch następnych meczach Al-Nassr ze względu na zawieszenie.

Cristiano Ronaldo zagrał w 29 spotkaniach w bieżącym sezonie. W tym czasie Portugalczyk strzelił 28 bramek oraz zanotował 11 asyst. Portal transfermarkt.de wycenia 39-latka na 15 mln euro.

Źródło: Sport.pl, Twitter

Alarm w Częstochowie po kompromitacji Rakowa. Zwołano pilne spotkanie z piłkarzami

W Rakowie Częstochowa nastała napięta atmosfera po kompromitującej porażce drużyny Dawida Szwargi w Pucharze Polski. Jak informuje Piotr Koźmiński z „WP Sportowe Fakty”, w częstochowskim klubie zwołano pilne spotkanie z piłkarzami.




Na wtorek zostały zaplanowane dwa ćwierćfinałowe mecze Pucharu Polski. W pierwszym spotkaniu Piast Gliwice mierzył się z Rakowem Częstochowa. Starcie to zakończyło się okazałym zwycięstwem gospodarzy 3:0. Porażka ta spowodowało odpadnięcie z rozgrywek podopiecznych Dawida Szwargi.




Po porażce z Piastem publicznie zareagował właściciel Rakowa, Michał Świerczewski. We wpisie na Twitterze napisał, że Raków stał się ligowym średniakiem. Dodał także, że jest to największy kryzys Rakowa od 2016 roku.

– Niestety, staliśmy się ligowym średniakiem. Nie ma sensu się oszukiwać, to nasz najpoważniejszy kryzys od 2016 r. Zebrałem wtedy trochę doświadczeń. Spróbujemy tą sytuacją zarządzić – przekazał Michał Świerczewski.




Zakulisowe rzeczy ujawnił Piotr Koźmiński z „WP Sportowe Fakty”. Jak czytamy, na 21:30 zaplanowano w Rakowie pilne spotkanie z piłkarzami. Na spotkaniu mają zjawić się wszyscy – od właściciela, przez zarząd, aż po wszystkich piłkarzy, nawet tych kontuzjowanych.

Niewykluczona jest zmiana trenera Rakowa w niedalekiej przyszłości. Posada Dawida Szwargi jest mocno gorąca. Piotr Koźmiński dodaje, że od jakiegoś czasu trwają w dyskusje na temat przyszłości młodego trenera.





źródło: wp sportowe fakty

Feministki wściekłe na Brendana Rodgersa. Aktywistki rozjuszone wypowiedzią trenera w stronę dziennikarki

Brendan Rodgers rozwścieczył feministki swoim komentarzem w kierunku dziennikarki BBC Scotland. Choć kobieta urażona się nie poczuła, to w jej obronie stanęła ich cała masa. Obecnie na trenera Celticu spada wielka krytyka. 




„The Bhoys” pokonali w niedzielę Motherwell (3-1). Może wynik na to nie wskazuje, ale spotkanie było dramatyczne, a zwycięstwo Celtic wyszarpał dopiero w końcówce. Po ostatnim gwizdku wywiadu udzielił Brendan Rodgers, czym rozpalił całą Szkocję.

Wściekłe feministki

O co cała afera? Rodgers po meczu rozmawiał z dziennikarką BBC Scotland, Jane Lewis. Udzielił on kobiecie dość lakonicznej wypowiedzi odnośnie walki o mistrzostwo Szkocji w trwającym sezonie.

– Ta grupa napisała już historię. Ale my obecnie piszemy nową historię – odparł dziennikarce. 




Lewis taka odpowiedź się nie spodobała. Poprosiła więc szkoleniowca o jej doprecyzowanie. Ten jednak zamiast rozszerzyć swoją myśl rozpoczął ogromną burzę.

– Nie ma takiej potrzeby. Dobrze wiesz, co mam na myśli. Wystarczy. Dobra robota, dobra dziewczynka – wypalił. 




Po tej wypowiedzi na Rodgersa wylała się fala krytyki ze strony szkockich feministek. Grupa „For Women Scotland” nazwała tę sytuację „przygnębiającą” oraz dodała, że „zwykły seksizm jest wciąż obecny w sporcie”. 

– Osiągnięcia kobiet wciąż są niedoceniane i lekceważone, a ich status zawodowy podważany. Rodgers powinien przeprosić reporterkę – oznajmiła rzeczniczka prasowa grupy. 




– Myśleliśmy, że dinozaury wyginęły – skomentowała z kolei rzeczniczka innego stowarzyszenia, „The Scottish Feminist Network”.

Warto jednak podkreślić, że dziennikarka miała nie poczuć się urażona słowami szkoleniowca. Takie informacje przekazał z kolei stacja BBC News, według którego Celtic miał już się do kobiety odezwać. Na ten moment brak natomiast oficjalnego stanowiska w tej sprawie ani Lewis, ani Rodgersa.