NEWSY I WIDEO

Kacper Kozłowski na wylocie z Brighton? „Jest niemal zapomnianym piłkarzem”

Sytuacja Kacpra Kozłowskiego w Brighton & Hove Albion jest bardzo trudna. Niewykluczone, że wkrótce 20-latek będzie musiał pomyśleć nad zmianą otoczenia.




Kacper Kozłowski trafił do Brighton w styczniu 2022 roku. W angielskim klubie nie zagrzał na zbyt długo miejsca, gdyż niedługo później został wypożyczony do belgijskiego Union Saint-Gilloise. Po pół roku spędzonym w Belgii Kozłowski wrócił do Brighton. Latem 2022 roku udał się z kolei na roczne wypożyczenie do holenderskiego Vitesse Arnhem. Przed startem trwającego sezonu wypożyczenie zostało przedłużone o kolejny rok.

Kozłowski jest piłkarzem Brighton od ponad dwóch lat. W tym czasie nie zdołał jednak zadebiutować w pierwszej drużynie Brighton. 2,5 roku Kozłowski spędził na wypożyczeniach w Belgii i Holandii. Wraz z końcem tego sezonu wygaśnie jest wypożyczenie do Vitesse i ponownie wróci do Anglii. Czy zagości tam na dłużej? To stoi pod dużym znakiem zapytania.

Kontrakt Kozłowskiego z Brighton obowiązuje do 2026 roku. Nie jest jednak pewne, czy uda mu się wypełnić ten kontrakt. Niewykluczone, że Brighton będzie chciało się pożegnać z Polakiem, którego rozwój nie przebiegł tak, jak zakładano dwa lata temu. Jeden z brytyjskich dziennikarzy stwierdził na łamach „TVP Sport”, że przy nazwisku Kozłowskiego pojawiają się wątpliwości, czy da on sobie radę na poziomie Premier League pod kątem fizycznym.

– Wciąż istnieją wątpliwości co do tego czy Kozłowski poradzi sobie z atletycznym poziomem Premier League – powiedział dziennikarz Brian Owen.

Bez wątpienia klub bacznie mu się przygląda, ale ma wiele opcji ofensywnych środkowych pomocników – dodał.




Sytuacja Kacpra Kozłowskiego stoi pod dużym znakiem zapytania. Ciężko sobie wyobrazić, by po 2,5-letnich wypożyczeniach Polak miał nagle przebić się do pierwszego składu Brighton. Brian Owen stwierdził, że Kozłowski w oczach kibiców Brighton stał się zawodnikiem zapomnianym.

– W tym sezonie przeszedł niezauważony i wśród kibiców Brighton jest niemal zapomnianym piłkarzem – przyznał Brian Owen.

W tym sezonie Kozłowski jest podstawowym piłkarzem Vitesse Arnhem. Vitesse, które zajmuje ostatnie miejsce w Eredivisie. W 25 ligowych meczach Kozłowski zdobył 2 bramki i zanotował 4 asysty.


źródło: sport.tvp.pl

Lukas Podolski w środku afery kebabowej. Niemiec odpowiada na zarzuty. „Powinien być droższy”

W Niemczech szerokim echem odbiły się ceny kebabów Lukasa Podolskiego. Obecnie są one tematem dyskusji w tamtejszych mediach. Piłkarz Górnika Zabrze wypowiedział się w tym temacie i wyjaśnił, czemu tyle kosztują jego potrawy.




Lukas Podolski nadal bryluje na boiskach Ekstraklasy w barwach Górnika Zabrze. Niemiec nie zakończył jeszcze co prawda kariery, ale już skupia się na swoich pozasportowych biznesach. Jednym z nich jest branża gastronomiczna.

Wygórowane ceny?

Podolski jest właścicielem sieci kebabowni – Mangal Doner, której w Niemczech powstało już ponad 30 lokali. Ostatnio piłkarz potwierdził, że zamierza wejść z biznesem do Polski, a pierwszy punkt w naszym kraju otworzył w Zabrzu.

Niedawno 38-latke gościł w podcaście niemieckich youtuberów – Saschy Hellingera i Montany Blacka. W trakcie programu pytania zawodnikowi mogli zadać również internauci. Jeden z nich postanowił zapytać o jego kebaby, a konkretnie o ich ceny. Widz zwrócił uwagę, że jedzenie serwowane przez Podolskiego jest po prostu drogie.

Najbardziej klasyczne danie w lokalu Podolskiego ma kosztować 7,90 euro. Tymczasem w innych barach szybkiej obsługi za podobną pozycję zapłacimy nawet sześć euro. Niemiec postanowił zdecydowanie odpowiedzieć.




– No dobra, ale ile kosztuje margherita, kiedy idziesz do pizzerii? Prawie 10 euro, a przynajmniej te 7,90. A co dostajesz? Ciasto, sos pomidorowy i trochę sera – argumentował.

– Z moim kebabem jest inaczej. Składa się z bułki, mięsa, sałatki i sosu. To pełnowartościowy posiłek. Myślę, że i tak jest zdecydowanie za tani. Powinien być droższy. Ceny wzrosły wszędzie – rozwinął Podolski. 

Wypowiedź „Poldiego” spotkała się z kontrą ze strony serwisu tz.de. Jak ustalili – Niemiec już wcześniej podniósł ceny swoich dań, a konkretnie w ciągu ostatnich dwóch lat. Całkiem niedawno w lokalu można było zjeść za mniej niż siedem euro.

Radosław Majecki bohaterem francuskich mediów. Polak z kolejnym kapitalnym występem!

Radosław Majecki na stałe zagościł w pierwszym składzie AS Monaco i nie zapowiada się, aby miał je oddać. Polski bramkarz zaliczył kolejny świetny występ w ekipie z Księstwa i znalazł się na ustach całej Francji. Media wprost rozpływają się nad jego grą. 




Jeszcze kilka tygodni temu Majecki mógł jedynie marzyć o regularnej grze w Monaco. Od kiedy w 2020 roku trafił do Ligue 1 z Legii Warszawa, głównie siedział na ławce rezerwowych. Przebywał także na wypożyczeniach. Nie było jednak mowy o wskoczeniu na stałe między słupki pierwszej drużyny i wygryzieniu Philippa Kohna.

Bohater

Wszystko zaczęło się zmieniać pod koniec lutego, kiedy Majecki wyszedł w pierwszym składzie na mecz z Lens. Od tamtej pory nie oddał miejsca w składzie i posadził Kohna na ławce. W niedzielę 24-latek zachował trzecie czyste konto w tym sezonie ligi francuskiej, nie wpuszczając gola w meczu z Rennes (1-0).

Francuskie media zachwyciły się występem Polaka. Majecki dostał jedne z najwyższych not w swojej drużynie, a dziennikarze podkreślają jego wielki wkład w zwycięstwo Monaco. Udzielają się również kibice.

– Bramkarz Monako po raz kolejny spisał się na najwyższym poziomie. Z siedmioma obronami był jednym z głównych architektów sukcesu Monaco. Zatrzymał wszystkich napastników z Rennes, chociaż nie skąpili swoich prób – pisze portal lefigaro.fr, który przyznał bramkarzowi notę „8,8”. 




– Ściana. Po prostu droga nieprzejezdna. Bramkarz AS Monaco zniesmaczył wszystkich zawodników Rennes, a w najważniejszych momentach spisywał się świetnie” – dodaje maxifoot.fr, według którego Majecki najlepszym zawodnikiem całego meczu. 24-latek otrzymał notę 8,5. „Myślę, że wielu zgodzi się ze mną, że bohaterem meczu z Rennes był Majecki – pisał z kolei jeden z kibiców.

Koniec Warty Poznań! Klub zmieni nazwę?

Warta Poznań ma zmienić siedzibę klubu. Informacja ukazała się w Monitorze Sądowym i Gospodarczym. To może doprowadzić do zmiany nazwy klubu.




Warta Poznań jest najstarszym istniejącym klubem piłkarskim ze stolicy Wielkopolski. Założenie klubu przypada na 1912 rok. Przez ponad 100 lat działalności Warta dwukrotnie była mistrzem Polski (1929 i 1947). Od sezonu 2020/2021 Warta ponownie występuje w najwyższej klasie rozgrywkowej,

Siedzibą Warty jest Poznań. Mimo to pierwsza drużyna tego klubu rozgrywa swoje mecze w Grodzisku Wielkopolskim. A to dlatego, że stadion Warty, tzw. „Ogródek”, nie spełnia wymogów do gry w Ekstraklasie.

Wkrótce wszystko może się jednak zmienić. I nie, Warta nie zacznie rozgrywać domowych meczów w Poznaniu. Zmianie ulegnie siedziba klubu. W Monitorze Sądowym i Gospodarczym ukazała się ostatnio informacja o zwołaniu Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy Spółki na 30 kwietnia 2024 roku. W porządku obrad widzimy informację o podjęciu uchwały w sprawie zmiany statusu spółki odnośnie zmiany jej siedziby. Klub ma zmienić swoją siedzibę z Poznania na Grodzisk Wielkopolski. Obecnie siedziba Warty znajduje się w Poznaniu przy ul. Jana Spychalskiego 34.




Przeniesienie siedziby klubu może wiązać się z kolejnymi zmianami w Warcie Poznań. Zmiana siedziby może wiązać się także z modyfikacją nazwy klubu. Warta Poznań może przestać istnieć. Być może niedługo będziemy już mówić o Warcie Grodzisk Wielkopolski.

AKTUALIZACJA:

Głos w powyższej sprawie zabrał prezes Warty Poznań, Artur Meissner. Za pomocą wpisu na Twitterze potwierdził informację o nadchodzącym zgromadzeniu akcjonariuszy. Jak jednak przekazał, decyzja o zmianie siedziby nie jest przesądzona. Obecnie nie ma także planów, by zmienić nawę spółki.

Żyleta zapłonęła na meczu z Jagiellonią. Marciniak musiał przerwać grę. Kibice Legii dali popis [WIDEO]

Hit 27. kolejki Ekstraklasy, czyli starcie Legii z Jagiellonią, zakończyło się remisem (1-1). Już na starcie jednak wiele się działo. Kibice przy Łazienkowskiej zaczęli ostro i na samym początku… przerwano spotkanie. 

„Duma Podlasia” przyjechała do Warszawy w świetnym nastroju. Jagiellonia prezentuje się widowiskowo w tym sezonie i lideruje w tabeli. Legia z kolei miewa swoje problemy w rundzie wiosennej. Mimo to w niedzielę udało się powstrzymać Jagę, która do ostatnich minut musiała zresztą gonić wynik. Finalnie spotkanie na szczycie zakończyło się remisem (1-1).

Racowisko

Od dawna było wiadomo, że przy Łazienkowskiej na mecz z Jagiellonią trybuny zapełnią się do końca. Od samego początku było gorąco. Legioniści odśpiewali „Sen o Warszawie” i wywiesili swoją oprawę. Kartoniadzie z napisem „Warriors” towarzyszyły czerwone i zielone barwy oraz race, które już w 8. minucie zmusiły sędziego Marciniaka do przerwania gry. Dym szybko rozniósł się po stadionie i przysłaniał widok na murawę.

Jacek Laskowski skrytykował działania właściciela polskiego klubu. „To jest eskalacja złych emocji”

Jacek Laskowski wypowiedział się na temat zachowania Jarosława Królewskiego po awansie Wisły Kraków do finału Pucharu Polski. Według komentatora sportowego niektóre wypowiedzi szefa Białej Gwiazdy są niepotrzebne.

 

Będzie walkower?

Wisła Kraków sensacyjnie awansowała do finału Pucharu Polski. Po triumfie nad Piastem Gliwice zrodziło się zamieszanie związane z obecnością fanów z Krakowa w Warszawie. Przypomnijmy, że fani Wisły mają zakaz stadionowy na dwa spotkania Pucharu Polski.

Jarosław Królewski ma jednak nadzieję, że Polski Związek Piłki Nożnej pozwoli krakowskim kibicom na uczestnictwo w meczu. Właściciel Białej Gwiazdy zagroził walkowerem w przypadku braku wpuszczenia fanów na Stadion Narodowy.

 

– Powtarzam. Jeśli kibice Wisły Kraków nie zostaną wpuszczeni na Stadion Narodowy, klub Wisła Kraków odda mecz walkowerem. Nikt z osób zatrudnionych w klubie nie zjawi się tego dnia na meczu – pisał na Twitterze.

Te słowa nie spodobały się wielu ekspertom. Głos w tej sprawie zabrał między innymi Jacek Laskowski, który skrytykował zachowanie właściciela Wisły.

– Wywołujesz taki temat tuż po meczu, przez co klub nie ma czasu nacieszyć się awansem. A to jest wielki sukces zespołu z 1. ligi. To trzeba eksponować, a pewne rzeczy powinno się załatwiać po cichu. Myślę, że wtedy wszyscy by na tym skorzystali. Wyciągnięcie tego od razu po awansie, moim zdaniem, to jest eskalacja złych emocji, których ja zawsze w sporcie unikam – powiedział komentator w programie na antenie Meczyków.

Źródło: Meczyki.pl

Kibice Wisły Kraków zaprezentowali kontrowersyjną oprawę. Chuligan z siekierą goni Koziołka Matołka

 

Wisła Kraków przegrała z Motorem Lublin w niedzielnym meczu pierwszej ligi. Podczas spotkania na trybunach pojawiła się skandaliczna oprawa. Na transparencie pojawił się kibic Wisły goniący z siekierą Koziołka Matołka ubranego w barwy gości.

 

Szokująca oprawa

Motor Lublin wygrał z Wisłą Kraków w niedzielnym meczu pierwszej ligi. Podczas spotkania doszło do skandalicznego zachowania fanów gospodarzy. Oprawa kibiców Wisły wywołała spore poruszenie wśród ekspertów.

Fanatycy Wisły Kraków postanowili, że dobrym pomysłem będzie umieszczenie na oprawie chuligana ich klubu z siekierą, który goni koziołka matołka w barwach Motoru Lublin. Zaprezentowany obrazek miał wymowny podpis „Dziwne przygody Koziołka Matołka”.

 

– I kolejny przykład z drugiej strony Błoń. Jedni robią oprawę z urwaną/odciętą głową, drudzy coś takiego. Ktoś naprawdę uważa, że to fajne? Zabawne? Dobrze mi z tym, że nie jestem kumaty – napisał Przemysław Langier z portalu Goal.pl, w nawiązaniu do niedawnej oprawy kibiców Cracovii.

Wisła Kraków zajmuje siódme miejsce w pierwszej lidze. Do strefy barażowej brakuje im zaledwie jeden punktu. Motor Lublin z kolei tą wygraną umocnił pozycję w tabeli. Aktualnie zajmują 4 lokatę.

Źródło: Twitter

Doczekamy się dopingu na Stadionie Narodowym? PZPN zabiera głos. „Popracujemy nad tym”

Łukasz Wachowski ujawnił kulisy ewentualnego zorganizowania dopingu na Stadionie Narodowym. Sekretarz generalny PZPN stwierdził na łamach „Meczyków”, że istnieje przestrzeń na rozmowy w tym temacie. Podzielił się także pomysłem, jakby to mogło wyglądać.




Od dobrych kilku lat na domowych meczach reprezentacji Polski brakuje zorganizowanego dopingu kibiców. W przestrzeni medialnej mówi się, że atmosfera stała się mocno „piknikowa”. Dochodzi do absurdów, że grupka tysiąca polskich kibiców na meczu wyjazdowym jest głośniejsza, od ponad 50-tysięcznego Stadionu Narodowego.

Atmosfera na Stadionie Narodowym irytuje nie tylko tych najbardziej zagorzałych kibiców. Ale powoli zaczyna ona irytować także samych piłkarzy. Ostatnio powiedział o tym chociażby Kamil Grosicki na antenie „Kanału Sportowego”.




Jak się jednak okazuje, wkrótce może się to wszystko zmienić. W piątek na antenie „Meczyków” pojawił się Łukasz Wachowski. Został on zapytany o kwestię zorganizowanego dopingu i powstania ewentualnego klubu kibica. Sekretarz generalny PZPN przekazał, że istnieje przestrzeń na rozmowy w tym temacie.

– Myślę, że jest przestrzeń na poważną rozmowę na temat tego, jak mógłby być zorganizowany doping na Stadionie Narodowym i czy faktycznie nie powinno być uprzywilejowanej grupy kibiców, która jeździ na mecze wyjazdowe i zawsze jest z reprezentacją – powiedział Łukasz Wachowski.

– Tacy kibice mogliby np. zdobywać punkty do wewnętrznego rankingu, by przy zakupie biletów mogli mieć pierwszeństwo. Słuszna uwaga. Popracujemy nad tym – podsumował.


źródło: kanał sportowy, meczyki

Szokujące informacje o Marku Papszunie. Trener może wrócić do Rakowa Częstochowa

Szokujące informacje w kontekście przyszłości Marka Papszuna przekazał Janusz Basałaj na antenie meczyki.pl. Jego zdaniem szkoleniowiec może wrócić do Rakowa Częstochowa!




„Medaliki” pod wodzą Dawida Szwargi spisują się dużo poniżej oczekiwań. Regres jest widoczny w licznych potknięciach na ligowym poletku. Raków zajmuje co prawda 3. miejsce w tabeli, ale do lidera traci już 6 punktów. W ostatniej kolejce przegrali niespodziewanie z Radomiakiem 1-2.

Sensacyjny powrót

Problemy w Ekstraklasie, odpadnięcie z Pucharu Polski, odpadnięcie w słabym stylu z Ligi Europy – to wszystko sprawiło, że coraz głośniej mówi się o potencjalnym zwolnieniu Dawida Szwargi. Opcja ta ma być poważnie brana pod uwagę w Częstochowie, a oliwy do ognia dolał Janusz Basałaj. Dziennikarz na kanale meczyki.pl przekazał, że niewykluczony jest powrót do Rakowa… Marka Papszuna.

– Rozmawiałem z osobą, która jest bardzo dobrze poinformowana w polskiej piłce, że Marek Papszun być może wróci do Rakowa. Taka opcja jest możliwa. Wróciłby na stare śmieci. Klub zna dobrze, właściciela i piłkarzy tak samo. Same plusy – powiedział Basałaj.  




Od odejścia z Rakowa Papszun nie podjął się prowadzenia żadnego innego klubu, choć łączono go z wieloma drużynami. Szkoleniowiec między innymi miał rywalizować z Michałem Probierzem o poprowadzenie reprezentacji Polski. Tę rywalizację jednak przegrał i nadal pozostaje obecnie bezrobotny.

Francja, Niemcy i Anglia pokonane! Reprezentacja Polski 6-tek wygrywa turniej towarzyski!

Reprezentacja Polski w piłce sześcioosobowej wygrała turniej towarzyski. Rywalami Biało-Czerwonych były Francja, Niemcy i Anglia.




W sobotę, w Kaliszu rozegrano turniej towarzyski 3DSmart Socca Heroes Calisia Castle. W rozgrywkach piłki sześcioosobowej udział wzięły 4 europejskie reprezentacje. Gospodarzem turnieju byli oczywiście Polacy. Do naszego kraju przybyli także reprezentanci Francji, Niemiec i Anglii. Zmagania rozegrano w systemie każdy z każdym.

Reprezentacja Polski rozpoczęła zmagania w turnieju od meczu z Anglią. Polacy rozgromili swoich rywali wynikiem 6:0. W kolejnym spotkaniu na naszych reprezentantów czekało dużo trudniejsze wyzwanie. Po niezwykle emocjonujących 40 minutach Polacy nieznacznie pokonali Francję wynikiem 3:2. W ostatnim pojedynku Biało-Czerwoni wygrali 3:1 z Niemcami. Z kompletem zwycięstw Polacy sięgnęli po końcowy triumf w rozgrywkach.




Co ciekawe, w turnieju udział wziął Adrian Mierzejewski! 37-latek dopiero co zakończył karierę na pełnowymiarowych boiskach. W sobotę po raz pierwszy spróbował swoich sił w piłce 6-osobowej. W turnieju zdobył jedną bramkę. Ta wpadła w meczu z Francją i dała zwycięstwo naszej reprezentacji.

fot. Dominik Modrzyk

Gdzie zniknął Szczęsny przez rzutami karnymi z Walią? „Usiadłem z dymkiem i analizowałem”

Wojciech Szczęsny był gościem na kanale „Foot Truck”. W rozmowie zdradził, gdzie zniknął przed konkursem rzutów karnych z Walią. Okazało się, że musiał pomyśleć „z dymkiem”. 




Reprezentacja Polski awansowała na Euro 2024 dopiero po dwóch meczach barażowych. W pierwszym pokonali Estonię (5-1), zaś w drugim wyeliminowali Walię dopiero po rzutach karnych (5-4). Awans dał nam Wojciech Szczęsny, który obronił ostatnią „jedenastkę” wykonywaną przez Daniela Jamesa.

„Z dymkiem”

Na chwilę przez rozpoczęciem konkursu rzutów karnych, Szczęsny zniknął jednak z murawy. Jak się okazało – zszedł do szatni w celu przeanalizowania sytuacji. Szerzej opowiedział o tym na antenie kanału „Foot Truck”.

– Wojtek poszedł analizować rzuty karne – zaczął.

– Żeby jednak nie było, że poszedłem na fajkę, to wybrałem się w spokoju oglądać rzuty karne, a w spokoju to usiadłem sobie z dymkiem i analizowałem – przyznał.




– Tak naprawdę teraz to, co robię to nie palenie, tylko podgrzewanie tytoniu – podsumował.

W czerwcu Szczęsny prawdopodobnie będzie pierwszym wyborem Michała Probierza do obsadzenia polskiej bramki. Golkiper po meczu z Walią potwierdził, że nie planuje grać w kadrze po Euro 2024. Turniej będzie zatem najprawdopodobniej jego pożegnaniem z biało-czerwonymi barwami.

Lukas Podolski dogryza piłkarzowi Legii. „Graj z pasją albo wracaj do domu”

Lukas Podolski wbił szpilkę w stronę Tomasa Pekharta. Komentarz zamieszczony w internecie odnosi się do ostatniego starcia między tymi panami.




Przed kilkoma dniami doszło do derbowego meczu między Górnikiem Zabrze a Legią Warszawa. Górą w tym starciu była drużyna ze stolicy. Legia odniosła zwycięstwo na wyjeździe wynikiem 3:1.

Podczas meczu doszło do sprzeczki między Lukasem Podolskim a Tomasem Pekhartem. W jednej z sytuacji Pekhart starał się odebrać piłkę Podolskiemu, używając przy tym nieco siły. To nie spodobało się zawodnikowi Górnika, który postanowił odepchnąć swojego oponenta. Piłkarz Legii upadł na murawę.




Nie da się ukryć, że w powyższej sytuacji Pekhart dodał nieco od siebie. Po odepchnięciu Tomas utrzymywał się przez moment na nogach, dopiero po chwili upadł na ziemię. Do tej sytuacji odniósł się dziś Podolski. Zamieścił wpis na Facebooku z podpisem „Graj z pasją albo wracaj do domu”. Dodał do tego zdjęcie z momentu sprzeczki.

Taka premia czeka na reprezentację Polski za awans na Euro! Bonusów może być jeszcze więcej

Łukasz Wachowski, sekretarz generalny PZPN pojawił się ostatnio na antenie kanału meczyki.pl. W programie „EURO RAPORT” zdradził, jaką kwotę z tytułu premii za awans na mistrzostwa Europy otrzymają kadrowicze. Przybliżył również dokładniej zasady premiowania. 




Reprezentacja Polski awansowała na Euro rzutem na taśmę, jako ostatnia drużyna. „Biało-Czerwoni” musieli przebrnąć przez baraże, gdzie najpierw wyeliminowali Estonię (5-1), a następnie po karnych Walię (5-4). Tym samym w czerwcu czekają kadrę spotkania z Holandią, Austrią i Francją, które mamy w grupie.

Kasa do podziału

Dzięki awansowi PZPN otrzyma od UEFY 9,25 mln euro premii, czyli blisko 40 milionów złotych. Część z tej kwoty trafi do piłkarzy. Sekretarz generalny Łukasz Wachowski przekazał, jak wygląda dzielenie tej kwoty.

– Zespół otrzymuje ok. 1/4 całej kwoty. Rada drużyny przedstawia do aprobaty dokument, z której wynika, ile dany zawodnik powinien otrzymać. To zależy m.in. od liczby rozegranych minut – przekazał na kanale meczyki.pl w serwisie YouTube. 




Kolejne bonusy można zdobyć podczas Euro. UEFA zapłaci za każde zwycięstwo w fazie grupowej 1 mln euro. Remis to z kolei 500 tysięcy, zaś wejście do fazy pucharowej – 1,5 mln. Część z tej kwoty również trafi do kadrowiczów, jeśli uda się cokolwiek wywalczyć.

– Piłkarze otrzymają 35-40% premii z tego, co wydarzy się w trakcie turnieju – podsumował Wachowski. 

Buksa może zostać w Turcji. Były mistrz interesuje się Polakiem

Wiele wskazuje na to, że Adam Buksa może ponownie zmienić otoczenie w letnim oknie transferowym. Według doniesień mediów jeden z tamtejszych klubów powalczy o podpis polskiego napastnika.

 

Może zostać w Turcji

Adam Buksa wyjechał z Ekstraklasy do Stanów Zjednoczonych. Po udanej przygodzie z New England Revolution trafił do francuskiego RC Lens. Tam jednak nie mógł się przebić, co spowodowało jego odejście na roczne wypożyczenie do Antalyasporu.

 

Transfer do Turcji okazał się bardzo dobrym ruchem ze strony polskiego napastnika. W 30 spotkaniach 27-latek zanotował 13 trafień i 2 asysty. Dobra postawa byłego piłkarza Pogoni Szczecin zaowocowała zainteresowaniem jednego z większych klubów nad Bosforem.

Według doniesień portalu „Damga” Besiktas miał się włączyć do walki o podpis Adama Buksy. Były mistrz Turcji chciałby uzupełnić formację napastników. Wspomniane źródło przekonuje, że niedługo może dojść do rozmów, a klub jest gotowy zapłacić około 5 mln euro.

Źródło: Damga

Brytyjski dziennikarz o Moderze. „Nie brakuje mu niczego w porównaniu do czasów sprzed kontuzji”

 

Brian Owen udzielił wywiadu portalowi „sport.tvp.pl”. Brytyjski dziennikarz czasopisma „The Argus” opowiedział o swoich odczuciach względem powrotu Jakuba Modera do gry po długiej przerwie spowodowanej kontuzją.

 

Wrócił i coraz częściej gra

Jakub Moder wrócił do gry jesienią 2023 roku. Polak przez ponad rok zmagał się z leczeniem urazu więzadeł w kolanie. 10 marca Roberto De Zerbi wystawił wychowanka Lecha Poznań w pierwszej jedenastce na mecz przeciwko Nottingham Forest.

Później włoski szkoleniowiec pozwolił mu na grę od początku w starciu z Liverpoolem. Mimo porażki Brighton, Moder zebrał dobre noty. Brian Owen z czasopisma „The Argus” opowiedział o swoich odczuciach względem powrotu Polaka do składu Mew.

 

– Wygląda na sprawnego i silnego, a trener Roberto De Zerbi stwierdził, że będzie kluczowy. Został postawiony w trudnej sytuacji w meczu z Nottingham Forest – drużyna gospodarzy zdobyła bramkę, a Lewis Dunk został wyrzucony z boiska. Brighton prowadziło 3:2 i było pod dużą presją, a jednak trener wykazał wielką wiarę w Modera, który potem miał szczęście, że też nie dostał czerwonej kartki. Okazał się jednak przydatną opcją na pozycji „dziesiątki”, choć nie jest to jego nominalne miejsce na boisku. Okazał się ważny między innymi w meczu z Liverpoolem, gdyż uniemożliwiał rozpoczynanie akcji od obrony przez Virgila van Dijka – powiedział w rozmowie z Przemysławem Chlebickim z redakcji TVP Sport.

Popularność Modera

– Jest popularny wśród fanów, którzy ułożyli o nim piosenkę i nazywają go „Magic Man”. Myślę, że mieliśmy pewne wątpliwości co do tego, czy będzie pasował do stylu De Zerbiego, polegającym na podawaniu z głębi pola pod pressingiem. Moder mówił, że trudno mu było nauczyć się sposobu gry. Ale trener znalazł dla niego inną rolę na boisku, ustawił go wyżej. Kibice go lubią, a lokalni dziennikarze widzą w nim potencjał i czekają na to, jak się rozwinie. […] Jest popularny w Brighton, ale na razie nie jest wielkim nazwiskiem w Premier League. To może się jednak zmienić, gdy zacznie strzelać gole – dodał Brian Owen.

Brytyjski dziennikarz czasopisma „The Argus” przyznał również, że Jakubowi Moderowi nie brakuje niczego w porównaniu do czasu sprzed kontuzji. Owen uważa, że Roberto De Zerbi postrzega Polaka bardziej jako zawodnika centralnej strefy, w odróżnieniu od Grahama Pottera, który często ustawiał Modera na wahadle lub skrzydle.

Dziennikarz twierdzi, że Polak najwyraźniej zaimponował swojemu szkoleniowcowi. Brytyjczyk pochwalił osobowość i nastawienie wychowanka Lecha Poznań. Według Briana Owena ważne jest jednak to, żeby Jakub Moder zaczął strzelać bramki.

Źródło: TVP Sport


TROLLNEWSY I MEMY