Przyszłość Kamila Grosickiego w dalszym ciągu stoi pod znakiem zapytania. Reprezentanta Polski od dłuższego czasu łączy się z powrotem do Ekstraklasy. W rodzimej lidze miałby związać się z Legią Warszawa, o której było najgłośniej w kontekście zainteresowania skrzydłowym. Jak się okazało, w wyścigu po „Grosika” bierze także udział Pogoń Szczecin.
Przygoda Grosickiego z Anglią dobiega końca. 32-latek jest skreślony w West Bromwich, czego nie ukrywa trener beniaminka Premier League. Do skrzydłowego rękę wyciągało zimą kilka zespołów, jednak piłkarz odrzucił wszystkie oferty.
Do końca kontraktu z klubem zostały mu cztery miesiące. Polak mógłby teoretycznie dogadać się teraz z nową drużyną, aczkolwiek wtedy zmieniłby pracodawcę dopiero latem. W tym przypadku musiałby się pogodzić z opuszczeniem Mistrzostw Europy.
Polskie zainteresowanie
Jakiś czas temu pojawiła się informacja, o klubach, które zabiegały o Polaka podczas ostatniego okienka transferowego. Wśród nich były między innymi ekipy z Turcji czy Niemczech, a nawet Nottingham Forrest z Championship. Zawodnik odrzucił jednak wszystkie oferty.
Rękę do „Grosika” wyciągnęła także Legia Warszawa. Piłkarz miał rozmawiać z przedstawicielami „Wojskowych”, jednakże negocjacje stanęły w martwym punkcie. Grosicki miał żądać bowiem większych pieniędzy, niż mógł mu zaproponować Dariusz Mioduski.
Szczecińska mobilizacja
Zdaniem Tomasza Włodarczyka z portalu „meczyki.pl” impas w kontaktach Legii z 32-latkiem zamierza wykorzystać Pogoń Szczecin. „Portowcy” mieli obrać za cel zdobycie mistrzostwa Polski po fantastycznej końcówce rundy jesiennej Ekstraklasy oraz dobrym początku rundy wiosennej.
Dziennikarz podaje, że w Szczecinie uruchomiono wszelkie kontakty i zmobilizowano wszystkie siły, aby sfinalizować powrót Grosickiego. Mimo że otoczenie piłkarza zaprzeczyło pomyślnemu zakończeniu rozmów mówi się, że jest on chętny na powrót do Pogoni.
– Wydaje się jednak, że powrót Grosickiego do „Portowców” to w tym momencie najbardziej realny kierunek. Choć jak podkreślamy, musiałoby się wydarzyć wiele rzeczy, żeby dopiąć ten transfer – pisze Tomasz Włodarczyk.