NEWSY I WIDEO

Władze Ekstraklasy dyskutują z PZPN-em na temat rewolucji w VAR. „Nie byłoby problemu, z którym mierzymy się teraz”

 

Marcin Animucki w rozmowie z Interią wypowiedział się na temat centralnego VAR-u w Polsce. Prezes Ekstraklasy zapowiedział, że rozpoczęto dyskusje z Polskim Związkiem Piłki Nożnej w tej kwestii.




VAR w warszawskim budynku?

System Video Assistant Referee doskonale przyjął się w polskim środowisku piłkarskim. Rozwiązanie pomocne dla sędziów wprowadzono w 2017 roku. Rozpoczęto od obsługiwania kilku spotkań w kolejce. Następnie dokupiono więcej wozów, co pozwoliło na korzystanie z VAR-u we wszystkich spotkaniach Ekstraklasy.

Rzeźniczak reaguje na oświadczenie Kotwicy Kołobrzeg. „Skierujemy sprawę do PZPN” [CZYTAJ]




Prezes Ekstraklasy w rozmowie z Interią stwierdził, że rozpoczęły się dyskusje na temat rozwoju projektu. Według Marcina Animuckiego trwają debaty z Polskim Związkiem Piłki Nożnej na temat powstania centralnego ośrodka obsługi VAR.

Ekstraklasa rozpoczęła starania o budowę swojego centrum mediowego w Warszawie. Budynek miałby obsługiwać spółkę Ekstraklasa Live Park. Bardzo możliwe, że w tym miejscu również działałby także Centralny VAR. Marcin Animucki szacuje jednak, że wprowadzenie takiej technologii może zająć od kilkunastu miesięcy do dwóch lat.




– Dzisiaj funkcjonujemy z PZPN-em w systemie VAR-u zdecentralizowanego. Na każdy mecz musi więc jechać ekipa sędziowska, która siedzi w małym wozie i pomaga arbitrowi głównemu. Centralny VAR, o którym rozmawiamy z federacją, będzie natomiast polegał na tym, że sygnał ze stadionów mógłby trafiać do centrum mediowego, w którym będą znajdowali się sędziowie. Tam będą oceniali poszczególne sytuacje i komunikowali się z głównym rozjemcą, będącym na boisku – powiedział prezes Ekstraklasy.

– Nie byłoby problemu, z którym mierzymy się teraz ostatniej kolejce. Mamy pięć wozów, a meczów jest dziewięć. Zawsze trzeba więc wybierać, które spotkania będą obsługiwane przez VAR, a które nie. Mając odpowiednią liczbę stanowisk w centrum, ta sprawa nie byłaby przeszkodą. Jednocześnie po przejściu na centralny VAR nadal mielibyśmy do dyspozycji wozy. Mogłyby być one wykorzystywane do obsługi mniejszych meczów na stadionach z gorszym połączeniem internetowym i mniej rozwiniętą infrastrukturą. Pracowalibyśmy wtedy w modelu hybrydowym – dodał Animucki.




Źródło: Interia

fot. Kacper Polaczyk/Polczyk FOTO

Już nie „The Special One”! Jose Mourinho wymyślił sobie nowy pseudonim

Jose Mourinho od dawna pokazuje, że potrafi zaskakiwać. Portugalczyk ponownie tego dokonał, wymyślając sobie nowy pseudonim. Co ciekawe, postawił się również za wzór dla innych. 




Nie jest tajemnicą, że Mourinho aż emanuje pewnością siebie. Przed laty zasłynął z tego, że wymyślił sobie pseudonim „The Special One”, który przetrwał aż do dzisiaj. Niewykluczone, że podobny los czeka nowe określenie, które wymyślił sobie szkoleniowiec.

„Harry Potter”

Wielkimi krokami zbliża się mecz AS Romy z AC Milanem. W związku z tym odbyła się konferencja prasowa z udziałem Jose Mourinho. Na niej Portugalczyk postanowił zaskoczyć, nadając sobie zupełnie nowy pseudonim.




– Kibice Romy są najbardziej niesamowici z tych, których spotkają. Ich trenerem jest Jose „Harry Potter” Mourinho, a to podnosi oczekiwania – wystrzelił Mourinho przed spotkaniem. 

Portugalczyk mocno zaangażował się w pracę w Romie i nie zamierza odpuszczać, choć jego kontrakt wygasa za kilka miesięcy. 60-latek zaznacza, że nie opuścił żadnego treningu w ciągu prawie 2,5 roku pobytu w Rzymie.




– Jestem w Romie od dwóch lat i pięciu miesięcy. W tym czasie tylko ja nie opuściłem żadnego treningu. Dla mnie nie istnieją choroby czy zły nastrój – podkreślił.

– Nie zgadzam się, by mój profesjonalizm, godność i serce do pracy były kwestionowane. Jeśli istnieje doskonały przykład profesjonalizmu, to jestem nim ja. Przez 20 lat kariery nie opuściłem żadnego meczu – podsumował Mou.

Rzeźniczak reaguje na oświadczenie Kotwicy Kołobrzeg. „Skierujemy sprawę do PZPN”

Sprawa związana z kontraktem Jakuba Rzeźniczaka nabiera rozpędu. Doświadczony obrońca zareagował na oświadczenie i jednostronne zerwanie umowy ze strony Kotwicy Kołobrzeg.




Zamieszanie z kontraktem

Kotwica Kołobrzeg w miniony piątek poinformowała o jednostronnym zerwaniu kontraktu z Jakubem Rzeźniczakiem. Jako powód podano jego kontrowersyjny wywiad w „Dzień Dobry TVN”. Przypomnijmy, że były piłkarz Legii Warszawa przyznał wówczas, że nie czuje więzi ze swoją córką.

Były piłkarz Legii wstydzi się ostatniego etapu kariery. Szokujące kulisy gry w Albanii i Mołdawii [CZYTAJ]




Klub potępił słowa doświadczonego stopera. Jego zachowanie spotkało się z ogromną krytyką w środowisku sportowym i nie tylko. Konsekwencją tego występu w śniadaniowym programie było wypowiedzenie umowy. Problem w tym, że działanie Kotwicy Kołobrzeg nie ma zastosowania w prawie i kontrakt nadal obowiązuje (więcej pisaliśmy o tym TUTAJ).

Co ciekawe, sam Jakub Rzeźniczak może jeszcze zyskać na tej sytuacji. Nie dość, że klub będzie zobowiązany do wypłacenia mu kwoty z kontraktu, to może się domagać kolejnych pieniędzy w sądzie.

Piłkarz zareagował na doniesienia w rozmowie z „Faktem”. Doświadczony środkowy obrońca nie kryje swojego rozgoryczenia.




– Byłem w piątek w Kołobrzegu w klubie. Kazali mi zdać sprzęt. Potem byłem na spotkaniu z prezesem. Dwa dni temu otrzymałem wypowiedzenie kontraktu, tak więc mój prawnik wystosował pismo do Kotwicy, w którym nie zgadzaliśmy się na zerwania umowy. Z tego, co wiem, szefowie klubu z Kołobrzegu nie chcą się ustosunkować do tego pisma. Tak więc oczywiście skierujemy sprawę do PZPN. […] Prawdopodobnie sprawa wyląduje w Piłkarskim Sądzie Polubownym, który działa przy PZPN – powiedział Jakub Rzeźniczak.

Obrońca dodał jednak, że jest gotowy wypełniać swoje obowiązki. Doświadczony piłkarz chciałby wywiązać się z kontraktu, a decyzja klubu jest według niego niezrozumiała.




– To jest moje życie prywatne, tylko moje. Nie ukrywam, że czasami jest bardzo trudne. Dokładnie te same słowa na temat relacji z córką powiedziałem podczas wywiadu u Żurnalisty pół roku temu. Przecież miałem już wtedy podpisany kontrakt w Kołobrzegu i nikomu ta rozmowa nie przeszkadzała! Więc teraz… No teraz jest to sytuacja tym bardziej kuriozalna – podsumował.

Źródło: Fakt

Były piłkarz Legii wstydzi się ostatniego etapu kariery. Szokujące kulisy gry w Albanii i Mołdawii

 

Ariel Borysiuk udzielił ostatnio wywiadu Tomaszowi Ćwiąkale oraz Foot Truckowi. Były piłkarz Legii Warszawa opowiedział o kulisach gry w Albanii i Mołdawii. Pomocnik przyznał również, że przez pewien czas było mu wstyd pokazywać się w mediach.




Wstyd Borysiuka

Tomasz Ćwiąkała i Foot Truck przeprowadzili niedawno wywiady z Arielem Borysiukiem. Pierwszy z wymienionych spotkał się z zaskakującą odpowiedzią byłego reprezentanta Polski po propozycji rozmowy.

Kotwica Kołobrzeg straci na oświadczeniu ws. Rzeźniczaka? Prawnik reaguje: „Nie wiem, czy zdają sobie sprawę” [CZYTAJ]

Borysiuk miał odpowiedzieć Ćwiąkale: „Ze mną wywiad? Przecież ja nie mam żadnej kariery”. Ostatecznie 32-latek odpowiedział na pytania komentatora Canal+ Sport na jego kanale na YouTube. W rozmowie wytłumaczył swoją reakcję na propozycję wywiadu.




– Od dłuższego czasu zrezygnowałem z wywiadów i pokazywania się. Jestem człowiekiem twardo stąpającym po ziemi. Moje ostatnie lata kariery, to już było takie pikowanie w dół, że nie czułem potrzeby, żeby rozmawiać. No jednak trochę mi wstyd. Powiem to bez ogródek – powiedział Borysiuk.

– Wiadomo, że takie historie się zdarzają. Parę lat temu, gdyby ktoś mi powiedział, że w wieku 32 lat będę rozwiązywał kontrakt z Chojniczanką, to wysłałbym go do lekarza. Tak się to wszystko potoczyło. Dużo też w tym było mojej winy. Takim jestem człowiekiem, nie szukam na siłę wywiadów i pokazywania się. Musiałem dojrzeć do tej decyzji – dodał były piłkarz Legii Warszawa.

W rozmowie Ariel Borysiuk stwierdził między innymi, że błędem było rozstanie się z Mariuszem Piekarskim, który przez 11 lat pełnił rolę jego agenta. Były piłkarz Legii Warszawa zdradził również, że w momencie odejścia z Wojskowych miał na stole dwie oferty: z Club Brugge oraz Kaiserslautern. Ostatecznie Polak wybrał Niemcy, co dziś uważa za niekoniecznie dobrą decyzję.




– Wybrałem Niemcy, co być może okazało się błędem. Coś tam pograłem, ale to był klub nieskrojony pode mnie. Odchodziłem z Legii, która zawsze gra o najwyższe cele, a poszedłem do Niemiec, bo skusiła mnie Bundesliga. Zamiast na chłodno przeanalizować, że to drużyna, która może spaść z tej ligi, która gra całkiem inny futbol, niż Legia. Bo Brugge, to jest taki sam klub w Belgii, jak Legia w Polsce. Chciałem od razu iść na głęboką wodę. Po czasie myślę, że to może był błąd. Czasami za bardzo działałem emocjami, a nie głową – wytłumaczył.

Kulisy gry w Albanii i Mołdawii

32-latek w wywiadzie dla Foot Trucka opowiedział o kulisach gry w Albanii i Mołdawii. Były piłkarz Legii Warszawa przyznał, że panujące warunki były dla niego zaskoczeniem. W momencie odwiedzin przez polskich dziennikarzy odczuwał wstyd za miejsce, w jakim aktualnie gra w piłkę.




– Na początku w Albanii wszystko było super. Podpisałem kontrakt, niezła drużyna, grająca w eliminacjach do Ligi Europy. Akurat w pierwszej rundzie odpadli z zespołem z Mołdawii. Byłem na tym meczu po podpisaniu umowy, ale nie mogłem grać, bo nie byłem zarejestrowany. Pomyślałem sobie „No fajnie Ariel, chciałeś sobie zagrać jeszcze jedną rundę w Europie, a oni odpadli” – powiedział Borysiuk.

– Dostałem mieszkanie w Tiranie. Dojeżdżaliśmy godzinę na treningi, ale do 18 miałeś wolny czas. To fajnie wyglądało. Później doznałem kontuzji pięty. Beze mnie przegraliśmy dwa mecze, wróciłem i przegraliśmy kolejne. W tym klubie jest bardzo specyficzny prezes, on jest 15 lat w Laci. Tylko on wykłada tam pieniądze i rządzi, jak mu się podoba. Jest dobrze zbudowany i sprawuje władzę w starym stylu – dodał.

– Dzień po meczu zawsze było jego omówienie, ale to wyglądało tak, że mówił prezes, a trener stał z boku. Po prostu przytakiwał. Trzeba było się na przykład tłumaczyć, czemu podałeś tak, a nie inaczej. Po tych porażkach wszedł do szatni i powiedział: „We wrześniu przegraliśmy pięć meczów, więc nie dostaniecie pieniędzy. Czy ktoś ma coś do powiedzenia?”. Wszyscy głowa w dół. Zawodnicy z Albanii czuli przed nim strach. Ja miałem w miarę dobrze, bo on mnie trochę lubił, nie wiem czemu – stwierdził.

– W Mołdawii to był mocny hardcore. Graliśmy z wicemistrzem na wyjeździe i trener na odprawie mówi: „Nie przestraszcie się, jak będziemy dojeżdżać do stadionu”. Myślę sobie „Co on gada?”. Zajechaliśmy na ten stadion, parę kur przejechaliśmy, bo trasa prowadziła przez gospodarstwa wiejskie. Wyszliśmy na boisko i musiałem aż wysłać filmik do rodziny. Akurat na tym meczu był Michał Kołodziejczyk i Anita Werner, bo pisali książkę („Mecz to tylko pretekst” – przyp. red.). Przyjechali do mnie akurat wtedy. No nie powiem, trochę było wstydu. Przyjechali goście z Polski i zobaczyli, w jakich warunkach gram. Trochę się pośmiali ze mnie. Liga albańska to nie kosmos, ale dobrze to wyglądało w porównaniu do Mołdawii – podsumował.

Ariel Borysiuk po rozwiązaniu kontraktu z Chojniczanką Chojnice będzie bronił barw czwartoligowego Hutnika Warszawa. W przeszłości 32-latek grał w Legii Warszawa, Kaiserslautern (Niemcy), Wołdze Niżny Nowogród (Rosja), Lechii Gdańsk, QPR (Anglia), Wiśle Płock, Sheriffie Tyraspol (Mołdawia), Jagiellonii Białystok, Chennaiyin FC (Indie) oraz KF Laci (Albania).

Źródło: Foot Truck, Tomasz Ćwiąkała

Kotwica Kołobrzeg straci na oświadczeniu ws. Rzeźniczaka? Prawnik reaguje: „Nie wiem, czy zdają sobie sprawę”

Dziennikarz portalu „Meczyki.pl”, Tomasz Włodarczyk w piątek przekazał informację, że Kotwica Kołobrzeg rozwiązała kontrakt Jakubowi Rzeźniczakowi. Powodem jednostronnego zerwania umowy miał być wywiad w „Dzień Dobry TVN”. Według prawnika sportowego zawodnik może się czuć wygranym w tej sprawie.




Wyrzucony za skandaliczne słowa

Kotwica Kołobrzeg odniosła się do głośnego wywiadu Jakuba Rzeźniczaka w programie „Dzień Dobry TVN”. Były obrońca Legii Warszawa powiedział w rozmowie, że nie czuje więzi ze swoją córką. Dodał również, że nie utrzymuje z nią kontaktu.




Wspomniane słowa wywołały sporo dyskusji wśród opinii publicznej. Wypowiedź Rzeźniczaka w mocnych słowach skomentował między innymi Krzysztof Stanowski. Występ doświadczonego obrońcy w „Dzień Dobry TVN” został również potępiony przez jego klub, Kotwicę Kołobrzeg.

Kasperczak opowiedział o szamanach i drastycznych zwyczajach z Afryki. „W Polsce może brzmi to zabawnie” [CZYTAJ]

Zachodniopomorski zespół początkowo poinformował, że Rzeźniczak ma wolną rękę w poszukiwaniu nowego klubu. Ostatnio jednostronnie wypowiedzieli mu umowę. Według Tomasza Włodarczyka z „Meczyków” takie oświadczenie nie ma jednak zastosowania prawnego. O rozwiązaniu umowy zdecyduje Piłkarski Sąd Polubowny.




Zdanie dziennikarza podziela prawnik sportowy, Mateusz Stankiewicz. Jego zdaniem drugoligowy klub nadal będzie musiał płacić Rzeźniczakowi pensję w wysokości 400 tysięcy złotych za sezon, co stanowi około 33 tysiące złotych miesięcznie.




– Teraz piłkarz, jeśli nie zgadza się z tym oświadczeniem, może złożyć odpowiedni pozew do Piłkarskiego Sądu Polubownego o uznanie tego oświadczenia za bezskuteczne. Wtedy sprawa jest jakby w zawieszeniu, bo z chwilą złożenia tego odwołania do sądu to oświadczenie ulega „zamrożeniu”. Nie jest skuteczne do czasu, aż nastąpi rozstrzygnięcie sprawy przez Piłkarski Sąd Polubowny. […] Nie wiem, czy zdają sobie sprawę, że ten kontrakt nie przestał obowiązywać – powiedział prawnik sportowy, Mateusz Stankiewicz w rozmowie z „Faktem”.

Bardzo możliwe, że sprawa wyląduje w sądzie. Finalnie to Jakub Rzeźniczak może na tym zyskać, a Kotwica Kołobrzeg będzie musiała mu zapłacić więcej pieniędzy, niż na kontrakcie z powodu odszkodowania.

Źródło: Fakt

Kasperczak opowiedział o szamanach i drastycznych zwyczajach z Afryki. „W Polsce może brzmi to zabawnie”

Henryk Kasperczak opowiedział o swoich doświadczeniach z afrykańskim futbolem. W wywiadzie dla portalu WP Sportowe Fakty, były selekcjoner Maroka, Mali, Senegalu, Tunezji i Wybrzeża Kości Słoniowej wspominał o niektórych zwyczajach, które były praktykowane przez szamanów w drużynach piłkarskich.




Afrykańskie zwyczaje

Henryk Kasperczak w rozmowie z portalem WP Sportowe Fakty opowiedział o zwyczajach panujących w Afryce. Były selekcjoner tamtejszych reprezentacji zetknął się z przeróżnymi formami działań szamanów. Jednym z nich była przepowiednia we śnie. Co ciekawe, okazała się prawdziwa.

Saudyjczycy profesjonalizują trzecią ligę. Tyle można w niej zarobić [CZYTAJ]




– Pamiętam, że przed jednym z meczów w WKS szaman wszedł do szatni i powiedział, że miał sen. Zaczął spokojnie, aż nagle się poderwał. „Zobaczyłem w nim naszą radość po zwycięstwie” – krzyczał żywiołowo. W Polsce może brzmi to zabawnie, ale widziałem reakcje zawodników. Aż buzowali, w szatni zrobił się gwar. Byli podnieceni, rozrywała ich energia. Uważałem to za świetną formę motywacji, dlatego absolutnie nie ingerowałem. Ja odpowiadałem za taktykę, przygotowanie meczowe i kontakt z zawodnikami, a szamanom dawałem wykonywać ich robotę. Nie przeszkadzaliśmy sobie, każdy był zadowolony. Tamten sen się spełnił, wygraliśmy – powiedział były trener Wisły Kraków.




Palenie żywcem kur i nacieranie zawodników popiołem

Zdarzały się jednak mocniejsze akcje z udziałem szamanów. 77-latek w rozmowie wspomniał o nietypowym zwyczaju z Mali. I co najważniejsze, w tym przypadku również zadziałało.

– W kadrze Mali szaman smarował zawodników popiołem z kury. Najpierw palono je żywcem, a następnie nacierano prochem kostki i kolana zawodników – żeby nie odnieśli kontuzji. Piłkarze mówili mi, że dzięki temu czują się pewniej. I wie pan co? Faktycznie, mało mieliśmy wtedy urazów! – zdradził.




Krew w polu karnym

– Przed jednym z meczów cała drużyna udała się na stadion, zawodnicy wykopali dół w polu karnym i wlali do niego krew z zarżniętego wcześniej zwierzęcia. Dlaczego? Po to, by mieć szczęście w bronieniu własnego pola karnego i atakowaniu bramki przeciwnika – podsumował.

Najbliższy Puchar Narodów Afryki rozpocznie się już w sobotę 13 stycznia. Wybrzeże Kości Słoniowej w meczu otwarcia zagra z Gwineą Bissau. Najwięcej zwycięstw w turnieju odnieśli Egipcjanie (7 razy). Ostatni turniej wygrał zaś Senegal. Finał Pucharu Narodów Afryki zaplanowano na 11 lutego.

Źródło: WP Sportowe Fakty

Saudyjczycy profesjonalizują trzecią ligę. Tyle można w niej zarobić

Saudyjczycy nie przestają zaskakiwać swoim rozmachem. Państwo postanowiło zwiększyć zainteresowanie rozgrywek, inwestując w amatorskie zespoły z trzeciej ligi.




Saudyjczycy profesjonalizują trzecią ligę

Arabia Saudyjska od wielu miesięcy sprowadza do siebie największe gwiazdy futbolu. Przypomnijmy jednak, że nie każdy, kto zdecydował się na transfer na Bliskich Wschód, jest obecnie zadowolony. Jordan Henderson planuje wrócić do Europy, a Ajax wyraził wstępne zainteresowanie.




Właściciel Rakowa poszerzy działalność? Może przejąć zagraniczny klub! [CZYTAJ]

Takie sytuacje jednak nie blokują Arabów. Saudyjczycy nie chcą się zatrzymać na promowaniu najlepszej ligi. Planują rozwijać także niższe szczeble rozgrywek i zachęcają potencjalnych zawodników za pośrednictwem platformy FutbolJobs.

Oferta obejmuje wynagrodzenie od trzech do czterech tysięcy euro miesięcznie oraz własne mieszkanie. Dyrektor FutbolJobs, Valentin Botella Nicolas stwierdził, że ogłoszenie cieszy się sporym zainteresowaniem.




– Odzew, jaki otrzymaliśmy, był wprost przytłaczający. Można to policzyć na podstawie tysięcy codziennych interakcji, e-maili, wpisów w mediach społecznościowych czy wiadomości na WhatsAppie z prośbami o informacje dotyczące tej konkretnej oferty – powiedział.




Najbardziej poszukiwanymi zawodnikami są środkowi obrońcy, skrzydłowi i napastnicy. Brakuje również członków sztabów szkoleniowych, fizjoterapeutów i masażystów. Arabowie szukają również piłkarek.

Wspomniane działania są najprawdopodobniej spowodowane staraniem się Arabii Saudyjskiej o poprawę wizerunku w świecie futbolu i nie tylko. Wspomniane państwo kandyduje bowiem do organizacji Mistrzostw Świata w 2034 roku.

Źródło: MARCA, Meczyki.pl

Właściciel Rakowa poszerzy działalność? Może przejąć zagraniczny klub!

Słowackie media donoszą o możliwym rozszerzeniu działalności Michała Świerczewskiego, właściciela Rakowa Częstochowa. Zgodnie z plotkami Świerczewski miałby objąć jeden ze słowackich klubów.




Michał Świerczewski jest właścicielem Rakowa Częstochowa od 2015 roku. Jest kibicem tego klubu od lat 90′. Jak sam mówi, prowadzenie klubu piłkarskiego jest dla niego połączeniem pasji z realizacją marzeń. Prowadząc Raków, osiągnął z nim wiele sukcesów. Najpierw wprowadził ten klubu do Ekstraklasy, a następnie zdobył mistrzostwo Polski i zakwalifikował się do europejskich pucharów.




Prowadzenie Rakowa Częstochowa nie jest jedyną działalnością Michała Świerczewskiego. W 2002 roku wraz ze swoimi kolegami założył firmę x-kom. Obecnie jest prezesem spółki. Od 2011 roku x-kom jest sponsorem Rakowa Częstochowa.




Jeden ze słowackich profili na Twitterze podał, jakoby Michał Świerczewski był zainteresowany objęciem jednego z klubów na Słowacji. Mianowicie chodzi o FC Tatran Presov. Klub ten występuje obecnie w drugiej lidze słowackiej. Po rundzie jesiennej zajmuje drugie miejsce w ligowej tabeli, co daje udział w barażach o awans do słowackiej ekstraklasy.




Powyższą informację podał profil „Futbalove Zakulisie”. Miał on uzyskać tę informację od kilku polskich źródeł. Póki co nie ma jednak jeszcze żadnych poważniejszych informacji w tej sprawie. Póki co należy na tę sprawę wyłącznie jako ciekawostkę, choć nie należy nic wykluczać.

Kotwica rozwiązała umowę z Rzeźniczakiem. Niecodzienna przyczyna decyzji

Kotwica Kołobrzeg zdecydowała się rozwiązać umowę z Jakubem Rzeźniczakiem, donosi portal „meczyki.pl”. Klub postanowił złożyć jednostronne wypowiedzenie kontraktu.




Przed startem sezonu 2023/2024 Jakub Rzeźniczak został piłkarzem Kotwicy Kołobrzeg. Środkowy obrońca opuścił Ekstraklasę na rzecz klubu z II ligi. Na jesieni 37-latek był podstawowym piłkarzem Kotwicy. Wystąpił w 16 z 20 możliwych do rozegrania meczów. W części spotkań pełnił nawet funkcję kapitana.




W grudniu Jakub Rzeźniczak udzielił niezwykle kontrowersyjnego wywiadu. Piłkarz pojawił się w programie „Dzień Dobry TVN”, gdzie w ohydny sposób wypowiedział się na temat swojej córki z poprzedniego związku. Wprost stwierdził, że nie chce mieć ze swoją córką kontaktu.

Nie mam kontaktu z córką i to jest moja decyzja. Nie chcę się powtarzać i nie chcę do tego wracać. Po prostu nie czuję żadnej więzi po tym wszystkim, co się wydarzyło, co się stało. Chcę być szczery, nie chcę mydlić oczu. Były próby zbudowania więzi, ale się nie udały. Próbowanie co chwilę jest złe dla Inez, a tak jest jasna sytuacja mówił w grudniu Jakub Rzeźniczak.




Jak się okazuje, występ Jakuba Rzeźniczaka spowodował rozwiązanie jego kontraktu z Kotwicą Kołobrzeg. Portal „Meczyki” podaje, że klub postanowił jednostronnie rozwiązać umowę zawodnika. Za powód wskazano wspomniany wyżej występ piłkarza w programie telewizyjnym. Według władz Kotwicy piłkarz „w sposób rażący naruszył postanowienia Kodeksu Etycznego Polskiego Związku Piłki Nożnej (zasadę etyki piłkarskiej, fair play, szacunku, życzliwości, a także zachowania poczucia godności), a także w sposób rażący naruszył postanowienia kontraktu”.




AKTUALIZACJA:

Kotwica Kołobrzeg wydała oficjalny komunikat w tej sprawie. Klub potwierdził powyższe doniesienia o rozwiązaniu kontraktu z piłkarzem. Klub wprost skrytykował zachowanie swojego byłego już zawodnika.

„Miejski Klub Piłkarski Kotwica Kołobrzeg oświadcza, że wypowiedzi udzielone przez Pana Jakuba Rzeźniczaka w programie „Dzień Dobry TVN” są niezgodne z etycznymi wartościami prezentowanymi przez środowisko Klubu. Z uwagi na łączenie Pana Jakuba Rzeźniczaka z Kotwicą Kołobrzeg, Klub wyraża swój głęboki sprzeciw i dezaprobatę do zaistniałej sytuacji.
Klub zawsze kierował się szacunkiem, uczciwością i życzliwością względem swoich pracowników, kibiców, a także rywali na boisku. Chcemy i dążymy do tego, aby wszyscy ludzie związani z Klubem byli kojarzeni z wartościami jakie przyświecają nam w Kotwicy.
Jesteśmy świadomi, że wypowiedzi, zwłaszcza publiczne, mogą mieć negatywny wpływ na zdrowie psychiczne oraz wizerunek osób których dotyczą.
Nasz Klub zdaje sobie sprawę z możliwych konsekwencji wpływu publicznych wypowiedzi osób na zdrowie i samopoczucie innych osób. Dlatego też nigdy nie spotka się z naszą aprobatą wypowiedź, która może naruszyć spokój, zdrowie psychiczne lub jakiekolwiek inne dobra.
Klub zawsze będzie kierował się zasadami i regułami sportu takimi jak fair play, uczciwość, sprawiedliwość, szacunek, życzliwość i koleżeństwo, rzetelność, wytrwałość, honor, godność i lojalność, kultura i gościnność, solidarność i wierność, a także odpowiedzialność.
Jakiekolwiek naruszenie zasad, którymi się kierujemy zawsze spotka się z naszym wyraźnym sprzeciwem.
Dlatego też z uwagi na fakt, iż wypowiedzi Pana Jakuba Rzeźniczaka w ocenie Klubu naruszają wymienione standardy, Klub podjął decyzję, aby oficjalnie wyrazić swój sprzeciw i dezaprobatę do zaistniałej sytuacji.”


źródło: meczyki.pl

Piłkarz klubu z Ligi Mistrzów urodził się cztery lata po śmierci matki. Teraz stanie przed komisją w celu wyjaśnienia wieku

Według doniesień portalu „beIN Sports” Guelor Kanga został wezwany na przesłuchanie przez Komisję Dyscyplinarną Afrykańskiej Konfederacji Piłki Nożnej. Zawodnik miał wyjaśnić podejrzenia dotyczące fałszywych danych w jego dowodzie.




Piłkarz z podrobionym dowodem?

Media dotarły do informacji, które podają w wątpliwość zgodność daty urodzenia Guelora Kangi. „33-latek” w rzeczywistości ma być o wiele starszy, niż twierdzi. Gdyby naprawdę miał tyle lat, ile podaje, to musiałby się urodzić kilka lat po śmierci matki.

Złota Piłka w rękach Speeda. Streamer zapytał Ronaldo, czy jest ojcem Cristiano [WIDEO]




Guelor Kanga ma w swoim CV niezłe europejskie drużyny. Pomocnik w 2013 roku trafił do FK Rostów z rodzimego Gabonu. W 2018 roku przeszedł do Crvenej Zvezdy. W międzyczasie odszedł do Sparty Praga i ponownie trafił do stolicy Serbii w 2020 roku. To właśnie z tym klubem zdobył najwięcej trofeów i zagrał w Lidze Mistrzów.

W ostatnim czasie wokół pomocnika Crvenej Zvezdy pojawiło się sporo zamieszania. Komisja Dyscyplinarna Afrykańskiej Konfederacji Piłki Nożnej wezwała go na przesłuchanie ws. potwierdzenia wieku. Kanga twierdzi, że urodził się 1 września 1990 roku. W sprawie pojawiło się jednak wiele dowodów podających to w wątpliwość.




Obserwowany od lat

Media przyjrzały się gabońskiemu piłkarzowi w 2021 roku. Wówczas mówiło się o tym, że mógł sfałszować tożsamość i w rzeczywistości być Kongijczykiem o imieniu i nazwisku Guelor Kiaku Kiaki Kiangani. Kilka dni temu oskarżono go o posługiwanie się fałszywymi danymi.

Wszystko przez doniesienia „beIN Sports”. Źródło twierdzi, że nie ma takiej możliwości, żeby urodził się 1 września 1990 roku, ponieważ cztery lata wcześniej zmarła jego matka. Po wspomnianych doniesieniach CAF postanowiła wznowić śledztwo w tej sprawie.




Według doniesień mediów piłkarz belgradzkiego klubu stanie niedługo przed komisją dyscyplinarną. Tam odpowie na pytania dotyczące tej kwestii.

Źródło: beIN Sports

Złota Piłka w rękach Speeda. Streamer zapytał Ronaldo, czy jest ojcem Cristiano [WIDEO]

 

Streamer znany pod pseudonimem „Speed” spotkał się z Luisem Nazario de Lima. Ronaldo pokazał mu w swoim domu Złotą Piłkę oraz odpowiedział na pytanie, czy jest ojcem Cristiano Ronaldo.




Speed w domu Ronaldo

Speed nie przestaje zaskakiwać. Streamer niedawno znalazł się na gali Złotej Piłki, gdzie szczekał po ogłoszeniu zwycięstwa Leo Messiego. Podczas tej samej uroczystości zagadywał do portugalskich piłkarzy Manchesteru City, podając się za ich rodaka.




FC Barcelona rozstanie się z Nike? Konkurencyjna firma robi podchody pod giganta [CZYTAJ]

Tym razem amerykański streamer udał się do domu Ronaldo Nazario. Podczas rozmowy przy stole internetowy twórca spytał legendarnego Brazylijczyka o to, czy jest ojcem Cristiano Ronaldo. Pytanie wywołało spory uśmiech u byłego piłkarza.

– Jesteś tatą Ronaldo? – zapytał Speed.

– Co masz na myśli? – odparł Brazylijczyk.

– Masz to samo nazwisko co Ronaldo, jesteś jego ojcem? – ponowił Amerykanin.

– Jestem tym pierwszym Ronaldo – odpowiedział.

– Dokładnie. Jesteś pierwszym Ronaldo, więc jesteś ojcem Ronaldo? – spytał twórca internetowy.

– On jest oryginalnym Ronaldo – usłyszał Speed od siedzącego obok przyjaciela 47-latka.

– Wiedziałem to! – podsumował Speed, który poszedł wyściskać Brazylijczyka.

Złota Piłka w rękach Speeda

Teraz internetowy twórca spotkał się z Luisem Nazario de Lima. Brazylijczyk pokazał mu w swoim domu Złotą Piłkę, dał mu ją nawet potrzymać, co wywołało wzruszenie streamera. Podczas prezentacji nagrody za plebiscyt wywiązała się dyskusja.




– Cristiano i Messi mają zdecydowanie więcej ode mnie, ale mam dwie takie – powiedział Ronaldo w kontekście nagród Złotej Piłki.

– Nie, Ronaldo ma więcej. Nie Messi. Okej? – zapytał Speed.

– Nie lubisz Messiego? – odparł 47-latek.

– Nie, nie lubię Messiego. Dlaczego? Bo jest niski i słaby. Ronaldo jest lepszy. No weź bracie, wiesz, że Cristiano Ronaldo jest lepszy. Jesteś ojcem Ronaldo, to Twój syn. Musisz go wspierać – powiedział streamer.

– Uwielbiam ich obu – odpowiedział Ronaldo, wywołując śmiech u Speeda z powodu dyplomatycznej odpowiedzi.




Speed jest wielkim fanem Cristiano Ronaldo. Amerykanin kilka miesięcy temu spełnił swoje marzenie i spotkał Portugalczyka po meczu reprezentacji z Bośnią i Hercegowiną. Wszystko udokumentowały kamery.

FC Barcelona rozstanie się z Nike? Konkurencyjna firma robi podchody pod giganta

Według medialnych doniesień współpraca Nike z FC Barceloną dobiega końca. „Más que pelotas” twierdzi, że w 2028 roku nowy kontrakt z Blaugraną może podpisać inny producent, Puma.




Rekordowe pieniądze?

Puma sponsoruje między innymi Manchester City, AC Milan, Borussię Dortmund, reprezentację Austrii, Szwajcarii i Czech. Niemiecka firma ma również umowę z Neymarem, Jackiem Grealishem, Kingsleyem Comanem, Christianem Pulisiciem i Kaiem Havertzem.




Tragiczne przeżycia polskiego piłkarza. „Pojechałem do Niemiec, żeby rozpoznać zwłoki” [CZYTAJ]

Puma wydaje na sponsoring City Group około 65 milionów rocznie. Ich umowa obowiązuje do 2029 roku. Według medialnych doniesień niemiecka firma miałaby wydać znacznie większe pieniądze na współpracę z FC Barceloną.




Według gazety „Sport” Nike kwota płacona Blaugranie wynosi między 105 mln euro a 155 mln euro za sezon. W rzeczywistości „tylko” 66 mln odpowiada dochodom ze sponsoringu.

Nowe doniesienia ws. sponsoringu przekazało „Más que pelotas”. Według wspomnianego źródła w Nike panuje niepokój ze względu na zaangażowanie Pumy. Marka ma jednak zabezpieczenie w postaci klauzuli, która nie pozwoli FC Barcelonie na łatwe rozwiązanie umowy, która obowiązuje do 2028 roku.




Władze Dumy Katalonii uważają, że klub powinien otrzymywać zdecydowanie więcej, niż przewiduje kontrakt z Nike. Barcelona ma pracować nad potencjalnym wyjściem z umowy. Według „Más que pelotas” klub miałby podjąć współpracę z Pumą od sezonu 2025/2026. Jeśli byłoby to możliwe, FC Barcelona rozważyłaby jeszcze wcześniejsze podpisanie umowy.

Źródło: Más que pelotas, Sport, blaugrana.pl

fot. fcbarcelona.com

Tragiczne przeżycia polskiego piłkarza. „Pojechałem do Niemiec, żeby rozpoznać zwłoki”

Michał Janota udzielił obszernego wywiadu Tomaszowi Ćwiąkale. Były piłkarz Feyenoordu opowiedział o traumatycznych przeżyciach z 2015 roku.

Tragedia piłkarza

Michał Janota swego czasu był uznawany za jeden z największych polskich talentów. Dzisiaj piłkarz ma 33-lata i poszukuje klubu po rozwiązaniu kontraktu z Podbeskidziem Bielsko-Biała.




Podczas przerwy od regularnej gry były piłkarz Feyenoordu był gościem w podcaście Tomasza Ćwiąkały. 33-latek wypowiedział się tam na temat zdarzeń z przeszłości. Między innymi wspominał grze w młodzieżowym zespole Feyenoordu.

Przełomowe wieści ws. Bartosza Slisza! Zawodnik wybrał nowy klub. Wiadomo, ile może zarobić Legia [CZYTAJ]




W rozmowie pojawił się również czas na osobiste kwestie. Michał Janota opowiedział o tragedii rodzinnej, która dotknęła go w 2015 roku. 33-latek zdradził okoliczności śmierci jego brata, który był pracownikiem na statku.

Cała sytuacja miała miejsce niedługo po śmierci jego ojca. Wówczas Janota był piłkarzem Górnika Zabrze.




– Brat pływał na statku. Pamiętam, że trener Ojrzyński nie wziął mnie wtedy do osiemnastki meczowej. Oni pojechali, a ja rozmawiałem z bratem wieczorem. Coś przerywało, więc powiedziałem, że następnego dnia zadzwonię. Rano poszedłem do sklepu i dzwoni do mnie średni brat i mówi, że prawdopodobnie Krzysiek nie żyje. Ja blady, szybko w auto, zadzwoniłem do trenera i opowiedziałem, jaka jest sytuacja – powiedział 33-latek.

Podczas trasy piłkarz poinformował matkę oraz żonę brata o zaistniałym zdarzeniu. Dodatkowo Michał Janota musiał pojechać do Niemiec z bratem w celu identyfikacji.




– Pojechałem z bratem do Niemiec, żeby rozpoznać zwłoki. Ciało było spalone, więc nie chcieli go nam pokazać. Powiedzieli, że nie ma na to szans. Rozpoznałem brata, bo miał na sobie dres Feyenoordu. Spytali o to i powiedziałem, że to na pewno on. Potem był pogrzeb, wróciłem do Zabrza i robiłem swoje. Dla mnie piłka to była odskocznia w tamtym momencie i dużo mi pomogła. Ja też uważam, że psychicznie jestem mocny – podsumował Janota.

Źródło: Tomasz Ćwiąkała (YT)

Przełomowe wieści ws. Bartosza Slisza! Zawodnik wybrał nowy klub. Wiadomo, ile może zarobić Legia

Portal meczyki.pl podaje, że Bartosz Slisz dokonał wyboru w kwestii swojego nowego klubu. Pomocnik Legii Warszawa zdecydował, że chce przejść do Atlanty United. Stołeczni mają na nim zarobić ponad 3 miliony dolarów. 




Slisz od dłuższego czasu należy do najważniejszych piłkarzy Legii. Tylko w bieżącym sezonie rozegrał aż 33 mecze. Strzelił w nich jednego gola i zanotował trzy asysty. Ma także na koncie pierwsze mecze w reprezentacji Polski, w której do tej pory zagrał sześciokrotnie.

Kierunek: Stany!

Wszystko złożyło się na spore zainteresowanie 24-latkiem na rynku transferowym. Do Legii spływały oferty z wielu klubów, ale najczęściej mówiono o ekipach z Serie A i MLS. Jak na razie nie było jednak wiadomo, na jaki kierunek zdecyduje się sam zawodnik, któremu niebawem wygasa kontrakt.




Według informacji portalu meczyki.pl wreszcie doszło do przełomu. 24-latek miał zgodzić się na odejście do Atalanty United i to jeszcze tej zimy. Na całej transakcji Legia ma zarobić około 3,5 mln dolarów.




– 24-latka nie było na środowym treningu warszawiaków. Obecnie dopinane są ostatnie formalności związane z przeprowadzką, do której dojdzie już tej zimy – napisano na portalu. 

Były piłkarz Premier League wpadł w finansowe tarapaty. Kilkanaście lat temu jego majątek wyceniano na 12 mln funtów

„The Sun” poinformowało o sytuacji byłego piłkarza Premier League. Emile Heskey, którego majątek wyceniano na 12 milionów funtów, stanął w obliczu bankructwa.




Zmiana poziomu życia

Emile Heskey zakończył piłkarską karierę w 2016 roku. Przed zawieszeniem butów na kołku bronił barw Leicester City, Liverpoolu, Birmingham, Wigan, Aston Villi, Boltonu czy australijskiego Newcastle.




Podczas przygody z piłką 45-latek uzbierał łącznie 516 spotkań w Premier League. Zanotował w tym czasie 110 trafień oraz 43 asysty. Były reprezentant Anglii po karierze pozostał przy futbolu.

Brazylijczyk w polskiej kadrze? To możliwe! Rozpoczął naukę języka polskiego [CZYTAJ]

Aktualnie jest dyrektorem ds. piłki nożnej w kobiecym zespole Leicester City. Pomaga również w młodzieżowych drużynach reprezentacji Anglii. Wszystko na papierze wygląda w porządku. Typowa kariera piłkarza i pozostanie w branży.




Okazuje się jednak, że Emile Heskey wpadł w poważne tarapaty. Według „The Sun” 45-latek ma problemy finansowe, mimo tego, że w 2009 roku jego majątek wyceniano na 12 mln funtów. Źródło twierdzi, że Heskey stoi aktualnie w obliczu bankructwa.

Według angielskiej prasy były piłkarz nie odprowadzał podatków, pracując w latach 2017-2020 jako specjalista ds. rozwoju piłki nożnej. Jego zadłużenie sięgnęło 92 tysięcy funtów. Sprawą zainteresowało się HMRC. Organizacja rządowa odpowiedzialna za zbieranie podatków założyła mu sprawę w sądzie, wcześniej karząc go grzywną w wysokości 42 tys. funtów.




Dziennik przekonuje, że jego bar, który prowadzi z żoną, został zamknięty z długami w wysokości 163 tys. funtów. HMRC ogłosiła pozew po tym, gdy opinia publiczna dowiedziała się, iż Heskey brał udział w programie inwestycyjnym dla celebrytów.

Źródło: The Sun


TROLLNEWSY I MEMY