Leo Messi podjął decyzję w sprawie przyszłości? „Cieszcie się, bo to już koniec”

Saga z Leo Messim zdaje się nie mieć końca. Losy Argentyńczyka wciąż nie są znane kibicom i ekspertom, a zawodnik nadal nie zdradza swoich planów. Dziennikarz „Marki” sugeruje, że latem będziemy świadkami transferu 33-latka.

Messi od stycznia może negocjować podpisanie kontraktu z innym klubem, przez to, że  kontrakt skrzydłowego z Blaugraną wygasa w czerwcu. To wzbudza coraz więcej spekulacji na temat jego przyszłości.

Argentyńczyk kilka dni temu udzielił wywiadu telewizji „La Sexta”. Piłkarz powiedział w nim, że decyzję podejmie dopiero po zakończeniu sezonu, jednak Carlos Carpio, dziennikarz „Marki” twierdzi, że już to zrobił.

„Mniej więcej miesiąc temu powiedziano mi, że Messi nadal chce opuścić Barcelonę. Mój dobrze poinformowany rozmówca wyjaśnił, dlaczego wybory nowego prezydenta klubu raczej nie wpłyną na decyzję piłkarza. Leo jest przekonany, że jego cykl w Barcelonie dobiegł końca. Argentyńczyk zdaje sobie sprawę, że w przyszłym sezonie Barcelona nie będzie mogła walczyć o zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Klub musi stawić czoła problemom finansowym i przebudowie składu. Dlatego jego decyzja o zmianie barw nie jest uzależniona od tego, kto wygra wybory” – Zdradza redaktor.

Messi znów zagra z Suarezem? „Najwcześniej przeniosą się tam w 2022 roku”

Dwa kierunki?

Najprawdopodobniejszym kierunkiem dla 33-latka wydaje się PSG. Wcześniej często mówiło się także o Manchesterze City, jednak Pep Guardiola wielokrotnie zarzekał się, że nie podejmował w tym kierunku żadnych kroków.

„Minionego lata więcej wskazywało na drużynę Pepa Guardioli, ale teraz niewykluczone są przenosiny do Paryża. PSG może wykorzystać pieniądze za transfer Kyliana Mbappe do Realu na ściągnięcie najlepszego kumpla Neymara” – Spekuluje Carpio i dodaje – „Messi mówi, że nie wie jeszcze, co zrobi. Ja sądzę, że podjął decyzję. Cieszcie się nim w Barcelonie, bo to już koniec”

Osimhen zaraził się koronawirusem na imprezie. Gigantyczna kara dla piłkarza Napoli

Zaskakujący jest brak wyobraźni u niektórych piłkarzy. Zawodnicy zdają się czasami zupełnie nie przejmować trwającą pandemią i ignorują otaczającą nas „nową normalność”. Przykład głupoty pokazał tym razem Victor Osimhen.

Bohater najdroższego transferu Napoli w historii od listopada jest kontuzjowany. Nigeryjczyk wrócił po świętach do klubu z pozytywnym wynikiem testu na obecność koronawirusa. W dzisiejszych czasach można się oczywiście zarazić nawet wychodząc na miasto. Inna sprawa, kiedy doprowadzimy do tego z własnej inicjatywy.

Nie inaczej było w przypadku Osimhena. Na Twitterze opublikowano nagranie z imprezy w Lagos, w której uczestniczył  22-latek.l

Zobaczcie sami:

Kara go nie ominęła

Osimhen doczekał się kary za swój wybryk. Nigeryjczyk został ukarany przez Napoli grzywną w wysokości 250 tysięcy euro. Zachowanie 22-latka miało bardzo rozzłościć zarząd oraz samego Gennaro Gattuso.

Nie on jedyny daje zły przykład

W Premier League również mamy do czynienia z brakiem kreatywności. Kyle Walker jakiś czas temu zorganizował imprezę dla 17 piłkarzy z ligi, która finalnie przyniosła ze sobą aż 11 pozytywnych wyników. Wśród imprezowiczów miał być także Jadon Sancho. Więcej możecie przeczytać o tym poniżej:

Fatalny finał imprezy Kyle’a Walkera. Na przyjęciu był także Jadon Sancho

Powrót po 3 latach. FC Barcelona dopina ostatnie szczegóły transferu

FC Barcelona jest na najlepszej drodze do pozyskania nowego stopera. Do Katalonii latem ma trafić Eric Garcia, aktualnie grający w Manchester City.

Plotki o zainteresowaniu odzyskaniem swojego wychowanka pojawiały się już jakiś czas temu. Teraz potwierdził je jednak Fabrizio Romano. Włoch jest świetnie obeznany w realiach transferowych i wytłuścił jakie kroki zamierza podjąć Barcelona.

Pewne jest, że Garcia otrzyma propozycję powrotu do Hiszpanii latem. W czerwcu wygaśnie jego umowa z Manchesterem City, dzięki czemu Blaugrana nie musiałaby wydawać pieniędzy na sam transfer. Wielce prawdopodobne jednak, że Katalończycy nie będą chcieli czekać i postarają się o wykupienie 20-latka już podczas zimowego okienka.

Garcia przebijał się w młodzieżowych sekcjach Barcelony w 2016 roku. W 2017 zdecydował o opuszczeniu Półwyspu Iberyjskiego na rzecz Anglii, gdzie rozpoczął przygodę z juniorami Manchesteru City. Dwa lata temu został włączony do dorosłej drużyny.

Dla „Obywateli” Hiszpan rozegrał łącznie 30 meczów. W tym sezonie wybiegł na murawę siedmiokrotnie.

Wielkie wyróżnienie dla Mateusza Klicha! Przegrywa tylko z Bruno Fernandesem i Kevinem De Bruyne

Mateusz Klich w barwach Leeds notuje kapitalne występy. Pomocnik pod wodzą Marcelo Bielsy stał się motorem napędowym „Pawi”. Polaka docenił portal „Squawka”, który stworzył zestawienie najlepszych pomocników tego sezonu Premier League.

W tym sezonie 30-latek jest nie do zdarcia. Klich rozegrał w sumie 16 meczów w rozgrywkach ligowych i ani razu nie usiadł na ławce rezerwowych. Co więcej, niemal zawsze spędza na murawie pełne 90 minut. W sumie uzbierał już 1316 minut na angielskich boiskach w sezonie 2020/21.

Wśród największych

„Squawka” sporządziło zestawienie najlepszych ofensywnych graczy tego sezonu Premier League. Przed Polakiem znalazły się jedynie ligowe tuzy. Mowa o Bruno Fernandesie, który otwiera podium oraz o Kevinie De Bruyne, który zajął miejsce drugie. Nikogo nie powinien dziwić akurat ich wybór.

Portugalczyk od samego przyjścia na Wyspy czaruje i z miejsca odmienił grę Manchesteru United. Z kolei belgijski magik już od lat stanowi uznaną markę w świecie futbolu.

„Był niesamowity”

Autorzy rankingu świetnie opisali Mateusza Klicha. Anglicy rozpływają się nad zdolnościami motorycznymi piłkarza Leeds oraz nad jego kreatywnością. Dodają także, że to w dużej mierze dzięki kapitalnym występom Polaka „Pawiom” udało się tak świetnie wejść w sezon.

„Bielsa jest królem odkrywania talentów i nie powinno dziwić, że zamienił Mateusza Klicha w maszynę kreatywności. Reprezentant Polski był niesamowity w swoim debiutanckim sezonie w Premier League z 31 szansami i pięcioma asystami. Dorzucił również trzy gole, choć dwa z nich to rzuty karne. Zdolność Klicha do znajdowania miejsca, wywierania presji i tworzenia okazji w ostatniej tercji jest jednym z powodów, dla których Leeds było tak dobre, jak kiedyś” – Czytamy w uzasadnieniu.

Reprezentanta Polski zamyka podium na 3. miejscu. Klicha doceniono bardziej, chociażby od Tanguya Ndombele czy Jamesa Maddisona.

Najlepsi pomocnicy Premier League w tym sezonie:

  1. Bruno Fernandes
  2. Kevin De Bruyne
  3. Mateusz Klich
  4. Tanguy Ndombele
  5. James Maddison

Fatalny finał imprezy Kyle’a Walkera. Na przyjęciu był także Jadon Sancho

W dobie pandemii koronawirusa dosyć łatwe wydaje się przyswojenie pewnych oczywistych zakazów. Jak się jednak okazuje, nie wszystkim da się pewne rzeczy wytłumaczyć. Co i rusz w mediach pojawiają się doniesienia o głupich wybrykach zwykłych ludzi, ale i sportowców, w tym piłkarzy.

Na naszym podwórku przykład mieliśmy już taki przykład w postaci Williama Remy’ego. Francuz w październiku zorganizował sobie imprezę, ale żeby było jeszcze lepiej — opublikował z niej zdjęcie w mediach społecznościowych. Niedługo po tym incydencie klub rozstał się z obrońcą.

Nie tylko u nas takie rzeczy

W angielskich mediach pojawiła się informacja, że nieźle do pieca dał Kyle Walker. Piłkarz Manchesteru City miał zorganizować imprezę dla 17 innych zawodników Premier League. Wśród zaproszonych znalazł się także Jadon Sancho.

Jaki był finał zabawy? Aż 11 (słownie: JEDENASTU) z zaproszonych uzyskało pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa. Co ciekawe, otrzymał go także skrzydłowy Borussii Dortmund.

https://twitter.com/OBTransfers/status/1344640135053369347

Fala zakażeń

Ciężko się dziwić, że w Anglii dzień w dzień napływa coraz więcej osób zakażonych. Władze Premier League rozważają zawieszenie rozgrywek na około dwa tygodnie, bo nie radzą sobie z sytuacją.

Z organizacji FA kpił w środę Jose Mourinho. Portugalczyk skomentował chaos w oczekiwaniu na spotkanie z Fulham, które finalnie się nie odbyło. 

Napoli pozywa Arkadiusza Milika! Dwa główne zarzuty do Polaka

Coraz gorsze relacje na linii Milik — Napoli. „La Gazetta dello Sport” informuje, że klub zamierza wejść z polskim napastnikiem na drogę sądową. To pokłosie wydarzeń, które wydarzyły się pod koniec 2019 roku.

Aurelio de Laurentiis zdecydował się pozwać Arkadiusza Milika. Właściciel Napoli ma do Polaka dwa zarzuty: bunt w sprawie podpisania nowego kontraktu oraz nieautoryzowaną reklamę restauracji w Katowicach, którą założył 26-latek.

Milik nie pozostaje dłużny

Snajper nie zamierza bezczynnie czekać na pozew od klubu. Zawodnik odpowiedział Laurentiisowi groźbą podjęcia stosownych kroków prawnych odnośnie zaległej pensji. 26-latek ma żal do zespołu, że jako jedyny nie otrzymał swojej wypłaty za październik. Reszta podopiecznych Gennaro Gattuso dostała wynagrodzenie w terminie.

Póki co sprawa ma jednak nieco przycichnąć. Obie strony chciałby porozumieć się zimą. Przypomnijmy, że Milik został odsunięty od wszystkich rozgrywek Napoli w sezonie 2020/21. Z tego powodu Polak jeszcze ani razu nie miał okazji wybiegnięcia na murawę w trwającej kampanii.

Po napastnika zgłaszają się różne kluby. Ostatnio najgłośniej było o zainteresowaniu Atletico Madryt, jednak ostatecznie „Rojiblancos” postanowili poszukać tańszej opcji. Napoli żąda za piłkarza minimum 18 mln euro. Francuskie RMC Sport w środę poinformowało, że do grona chętnych na usługi 26-latka dołączyła Olypique Marsylia.

Mourinho w swoim stylu. Portugalczyk kpi z organizacji w Premier League

W środę o godzinie 19.00 miało zacząć się spotkanie Tottenhamu z Fulham. Mecz został jednak odwołany przez wykrycie zakażenia koronawirusem w ekipie Scotta Parkera. Zanim decyzję ogłoszono, swoje trzy grosze dorzucił Jose Mourinho.

Sytuacja z pandemią na Wyspach wymyka się spod kontroli. W Premier League pojawiają się kolejne przypadki zakażeń, a władze ligi rozważają zawieszenie rozgrywek. Na cztery godziny przed zaplanowanym meczem „Kogutów” z Fulham wciąż nikt nie widział czy spotkanie się odbędzie.

Finalnie starcie odwołano. W oczekiwaniu na decyzję władz, swojego komentarza nie zamierzał odpuszczać Jose Mourinho. Portugalczyk dobitnie skwitował zamęt w Premier League.

„Mamy mecz o godzinie 18:00 [strefa czasowa GMT – przyp. red.]. Nadal nie wiemy, czy zagramy, czy nie. Najlepsza liga na świecie” – Podsumował szkoleniowiec.

 

Kuriozalna kara dla ukraińskiego piłkarza. Spowodował wypadek pod wpływem alkoholu

W Polsce doszło kilka dni temu do incydentu z Michałem Żewłakowem. Były reprezentant Polski w stanie nietrzeźwości wjechał w tył autobusu stojącego na czerwonym świetle.

44-latek nie dość, że rozbił swój samochód to jeszcze w wydychanym powietrzu miał 1,6 promila alkoholu. O samym wypadku możecie więcej przeczytać klikając TUTAJ.

Poza oczywistymi konsekwencjami prawnymi Żewłakowa czekała także decyzja Michała Kołodziejczyka. Dyrektor Canal+ Sport postanowił zawiesić byłego reprezentanta na czas wyjaśnienia sprawy. W stacji pełnił rolę eksperta podczas meczów.

Polska =/= Ukraina

Do podobnego, ale jeszcze groźniejszego wydarzenia doszło pod koniec października u naszych wschodnich sąsiadów. Dmytro Kravchenko rozbił się wówczas samochodem o CZTERY inne auta. We krwi miał 1,85 promila…

Co ciekawe, kilka dni temu sąd wydał wyrok w jego sprawie. Piłkarz Metalista został ukarany grzywną w wysokości 340 hrywien. W przeliczeniu na naszą walutę to około 45 złotych…

Milik nie trafi do Atletico. Problemem znowu pieniądze…

Tematem transferu Arkadiusza Milika do Atletico Madryt żyły ostatnio zarówno polskie, jak i włoskie i hiszpańskie media. Napastnik pojawił się nawet we wtorek na okładce gazety „Marca”, a o zainteresowaniu Polakiem „Rojiblancos” robiło się coraz głośniej. W środę doszło jednak do zaskakującego zwrotu…

W kontekście Milika jakiś czas temu dużo mówiło się o pozostaniu we Włoszech. Polak miał zmienić Neapol na Turyn i zasilić szeregi Juventusu. „Stara Dama” ostatecznie zrezygnowała z 26-latka, jednak na horyzoncie pojawił się nowy chętny.

Nici z Hiszpanii?

We wtorek Atletico Madryt rozwiązało za porozumieniem stron kontrakt z Diego Costą. W Hiszpanii od razu zawrzało, a dla mediów oznaczało to robienie miejsca dla Arkadiusza Milika. Polak pojawił się nawet na okładce „Marki”, co jeszcze mocniej podsyciło plotki o transferze.

Jak podało „Corriere dello Sport” Napoli zmniejszyło oczekiwania finansowe za 26-latka. „Azzurri” żądają minimum 18 mln euro za snajpera. To jednak nadal za dużo dla Atletico, które chciałoby dokonać tanich wzmocnień.

O planach ekipy Diego Simeone poinformował Fabrizio Romano. Dziennikarz na swoim Twitterze stwierdził, że polski napastnik będzie za drogi dla lidera La Liga. Hiszpanie mają w planach znaleźć napastnika maksymalnie za 15 mln euro.

To będzie zwrot w karierze Piątka? Niespodziewany chętny na kupienie Polaka

Losy Krzysztofa Piątka nadal nie są jasne dla kibiców oraz dla samego piłkarza. Polak nie ma pewnej sytuacji w Herthcie Berlin i dużo mówi się o jego odejściu z Bundesligi zimą. Jak się okazuje, 25-latek może wrócić do Genoi.

Przypomnijmy, że Piątek nie ma lekko w stolicy Niemiec. Niedawno pojawiła się plotki o zainteresowaniu Herthy Luką Joviciem. Serb po świetnym sezonie w Eintrachcie w 2019 roku trafił do Realu Madryt, gdzie jednak kompletnie zawiódł oczekiwania. „Królewscy” są gotowi oddać 23-latka, a chętni są na niego właśnie działacze Herthy.

„Stare śmieci”

Ewentualna konkurencja może okazać się dużym problemem dla Krzysztofa Piątka. Polak przegrał wcześniej rywalizację z Jhonem Cordobą, jednak kontuzja Kolumbijczyka pozwoliła mu wrócić do składu. Gdyby w Berlinie pojawił się także Jović, nasz napastnik znowu mógłby stracić na znaczeniu.

W tej sytuację pojawia się niespodziewana pomoc. Sprowadzeniem Piątka ma interesować się Genoa CFC, do której snajper trafił odchodząc z Ekstraklasy latem 2018 roku. Tam wypromował się na tyle dobrze, że trafił do Milanu już po pół roku gry w Serie A.

Od dobrego startu w barwach „Rossonerich” jego kariera niestety pikuje. Pomoc w powrocie do formy ma mu zapewnić były klub.

Jeden warunek…

Włoskie media informują, że Genoa chciałaby wypożyczyć Piątka za 4 mln euro. W umowie miałaby się znaleźć klauzula obowiązkowego wykupu napastnika za dodatkowe 21 mln.

„Polski środkowy napastnik może wrócić do zespołu, w którym się wybił” – Opisuje portal primocanale.it

Jest jednak pewien warunek. Żeby Polak mógł wrócić do Włoch z Genoi musi odejść Gianluca Scamacca. Zawodnik został wypożyczony do klubu z US Sassuolo, ale wzbudził uwagę większych marek.

… i jeden argument

Z kolei tym, co przemawia za powrotem 25-latka do Serie A jest ponowne zatrudnienie na ławkę trenerską Rossoblu Davide Ballardiniego. To pod okiem tego szkoleniowca Piątek osiągnął fenomenalną formę i strzelał gola za golem. W sumie w barwach swoim pierwszym zagranicznym zespole zanotował 19 bramek w 21 występach. W styczniu 2019 roku za 35 mln euro trafił do AC Milan.

Jakub Kiwior szczerze dla Ekstraklasa Trolls: „Cieszę się z tego, jak przebiega moja kariera”

„Cieszę się z tego, jak przebiega moja kariera. Mogłem się nadziać, jak odchodziłem z Anderlechtu, niektórzy mogą powiedzieć, że głupio tak iść za granicę do takiego klubu, przebywać w szkółce w Belgii i trafić do ligi słowackiej. Ja się cieszę, że podjąłem taką drogę” – mówi w wywiadzie z Ekstraklasa Trolls Jakub Kiwior. 20-latek występuje w słowackim klubie MSK Żylina, z którym zajmuje 3. miejsce w tabeli słowackiej Super Ligi. Stoper został wybrany do XI rundy jesiennej rozgrywek.

Jakiś czas temu napisałem artykuł o Jakubie Kiwiorze. 20-latek zaimponował mi (i nie tylko mi) swoim profesjonalizmem w stosunku do ligi, w której występuje. Młody piłkarz MSK Żylina udzielił po jednym ze spotkań wywiadu, w którym płynnie posługiwał się językiem słowackim. Dziś udało mi się porozmawiać chwilę z obiecującym obrońcą.

Kamil Walczak (Ekstraklasa Trolls): Jak oceniasz swój drugi sezon w Żylinie po rundzie jesiennej?

Jakub Kiwior (MSK Żylina): Dla mnie najważniejsze jest to, że praktycznie zacząłem grać regularnie. To mnie akurat cieszy. Jasne, to mogło być spowodowane tym, że czternastu zawodników (w tym dwóch stoperów) odeszło po pierwszej przerwie, kiedy pojawiła się korona. To też mi mogło pomóc, z tym że wskoczyłem do składu, bo wcześniej było mówione, że muszę się zaaklimatyzować.

KW: Byłeś w GKS-ie Tychy i od 2,5 roku przebywasz na Słowacji. Widzisz jakąś różnicę między Ekstraklasą a słowacką Super Ligą?

JK: Jest ciężko to porównać. Nie mogłem zagrać w Ekstraklasie. Oglądając w telewizji, mogą się różne mecze zdarzyć, raz lepsze, raz słabsze, no różne są scenariusze. Nie wiem, teraz możliwe, że za niedługo się przekonamy, bo mamy sparingi z polskimi drużynami, więc to będzie dobry przykład tego, która liga jest mocniejsza.

KW: Z którymi drużynami zagracie z Polski?

JK: Pierwszy mecz mamy z Podbeskidziem. Mamy też Cracovię i Wisłę Kraków, i chyba jeszcze GKS Tychy z tych polskich.

KW: No to będzie dla ciebie taki powrót do korzeni.

JK: Jasne, graliśmy jeden mecz sparingowy w ostatnim okresie przygotowawczym, więc się cieszę, że będą mogli mieć rewanż z nami.

KW: Coś na Słowacji zrobiło na tobie jakieś duże wrażenie?

JK: Jest kilka rzeczy, które podobają mi się na Słowacji. Tak, jak na przykład u nas widać, że nie boją się postawić na młodych. Dają szansę praktycznie wszystkim. Trener mówi, że miałby ciężko wystawić „jedenastkę”, taką, która by miała ciągle grać, bo jesteśmy wszyscy na podobnym poziomie i chce dać każdemu szansę, żeby się pokazał, i żeby była rywalizacja na każdym meczu czy treningu. Podoba mi się to, że nie widać podziału na 1. „jedenastkę” i „tych słabszych”.

KW: A sam kraj zaskoczył cię czymś pozytywnym, pomijając stronę sportową?

JK: Co do mieszkania, co do przebywania na Słowacji bardzo mi się tu podoba. Ludzie nastawieni są pozytywnie, zawsze da się porozmawiać nawet z nieznajomym czy to w sklepie, czy gdziekolwiek. Wszyscy są jakoś tak pozytywnie nastawieni i nie słyszałem jeszcze, żeby ktoś się jakoś niemiłą gadką do ciebie odezwał.

KW: Ty tym bardziej problemów z komunikacją nie masz, co pokazał twój wywiad po meczu. Dałeś się poznać polskim kibicom z bardzo profesjonalnej strony. Jak ciężko było opanować słowacki do takiego stopnia?

JK: Będąc na Słowacji 2,5 roku, to mi się wydaje, że każdy by już się potrafił dogadać. Ja już w Podbrezovej zaczynałem się uczyć. Jak przyszedłem, to akurat miałem wyjazd na obóz do Turcji, więc dwa tygodnie byłem z drużyną prawie cały czas. Próbowałem rozmawiać z nimi po słowacku, z niektórymi dogadywałem się już normalnie po tym czasie. Ciągle spędzałem z nimi czas i zapamiętywałem sobie, co mówią właśnie w takim kontekście pozaboiskowym, jak np. kolega gada z kolegą. Szybko mi wpadło, a tym bardziej że polski nie różni się tak bardzo od słowackiego, więc się cieszę, że tak szybko poszło.

KW: Fakt, że byłeś dobrze zaaklimatyzowany na Słowacji na pewno wpłynął na Dawida Kurminowskiego. Pomagałeś mu trochę?

JK: Nie, nie do końca. Dawid też już był wcześniej w Michalovcach, u nich są dwa języki, więc nie wiem, jak to tam u nich wyglądało. On przyszedł do drużyny rezerw, więc już tam potrafił normalnie rozmawiać z chłopakami, nie miał żadnego problemu z dogadaniem się.

KW: Wspomniałeś o koronawirusie. Jak to wygląda na Słowacji, restrykcje mocno dają wam się we znaki?

JK: Przed każdym meczem mamy badania, więc na pewno to. Druga to brak kibiców na trybunach. To też się zauważa, inaczej się trochę gra. Musimy też uważać na siebie, na każdym kroku nawet jak mamy wolne, żeby nie wchodzić tam, gdzie jest dużo ludzi, mieć maseczkę, dezynfekować ręce. Musimy na to używać, bo głupio, jakby ktoś z drużyny był pozytywny, więc musimy na to zachowywać szczególną ostrożność.

KW: Mógłbyś spróbować porównać treningi w Polsce, w Belgii i na Słowacji?

JK: W Polsce było to w miarę dawno. Patrząc na to realnie, jak wyjechałem do Belgii, to zobaczyłem, jak te treningi są bardziej techniczne, dużą uwagę przykłada się do techniki i taktyki. Jak przyjechałem do Anderlechtu, to podziwiałem chłopaków, jak oni do tego podchodzą, na takim luzie, jak bawią się tą piłką. Trenerzy zwracali uwagę na rozegranie, żeby nie wybijać piłki, grać krótko, nabrać tej odwagi. Fajnie, że mogłem się tego nauczyć i nabrać tej pewności siebie przy wyprowadzaniu piłki. To było widać po tym, jak przyjechałem, a jak wyjechałem z Anderlechtu. Byłem pewniejszy siebie.
Na Słowacji dużą uwagę przywiązują do podań. Też liczy się technika, na każdym treningu mamy podania, uczymy się grać piłką, utrzymywać się, konstruować sytuacje przez różne akcje kombinacyjne.
Przygotowujemy się pod rywala. Jak gramy z kimś, na kogo można grać długą piłkę, to przed meczem jesteśmy przygotowani na każdego przeciwnika.

KW: A jak ocenisz sam poziom ligi słowackiej?

JK: Jak dla mnie to dobra liga szczególnie dla młodszych zawodników tak jak ja albo większość mojej drużyny. Myśmy byli drudzy w rankingu FIFA, co do najmłodszej drużyny, więc to pokazuje, że to dobra liga do ogrania się, nauczenia się seniorskiej piłki.

KW: Macie młody zespół, a w tabeli przegrywacie jedynie z Dunajską Stredą (39 pkt) i Slovanem Bratyslava (44 pkt). Do tych pierwszych tracicie tylko 9 punktów. Celujecie w wicemistrzostwo?

JK: No jasne, chcemy być jak najwyżej w tabeli. Zawsze chce się skończyć jak najwyżej. Ale w tej rundzie głupio traciliśmy punkty z różnymi drużynami. Np. z Dunajską Stredą wygraliśmy, byliśmy pierwszą drużyną, która pokonała ich w tym sezonie, więc potrafimy grać z tymi lepszymi drużynami. Ze Slovanem zremisowaliśmy 2:2 u siebie, a w ostatnim meczu przegraliśmy 2:3, tracąc bramkę w doliczonym czasie gry. To też pokazuje, że jesteśmy młodzi, ale nie boimy się grać z takimi drużynami, umiemy się im postawić.

KW: Trochę taki Ajax ligi słowackiej.

JK: Ja nas nie porównuje do żadnej drużyny. Staramy się patrzeć na siebie, na naszą drużynę. Nie przejmujemy się tym, że jesteśmy młodzi. Ktoś może powiedzieć, że brakuje nam doświadczenia, ale pokazujemy wszystkim, że nadrabiamy to bieganiem, charakterem i dajemy z siebie 100 procent.

KW: Co byś doradził 16-letniemu sobie?

JK: Cieszę się z tego, jak przebiega moja kariera. Mogłem się nadziać, jak odchodziłem z Anderlechtu, niektórzy mogą powiedzieć, że głupio tak iść za granicę do takiego klubu, przebywać w szkółce w Belgii i trafić do ligi słowackiej. Ja się cieszę, że podjąłem taką drogę, że nie rzuciłem się na głęboką wodę. W Anderlechcie nabrałem doświadczenia, stamtąd stopniowo, przeszedłem do ligi słowackiej, gdzie nauczyłem się seniorskiej piłki i cieszę się z takiej drogi.

KW: Co sprawiło, że zdecydowałeś o opuszczeniu Belgii?

JK: Miałem do końca kontraktu pół roku. Powiedziałem menadżerom, że w Anderlechcie to nadal u niektórych zawodników jeszcze juniorska piłka. Stwierdziłem z tatą, że fajnie byłoby wskoczyć do seniorskiej piłki. Widziałem też, jak Anderlecht bierze zawodników z młodzieżowych zespołów do pierwszej drużyny. Później szli na wypożyczenie i potem wracali. Menadżerowie powiedzieli mi, że mają dla mnie drużynę na Słowacji, że chcieliby, żebym tam trafił. Pojechałem zobaczyć, jak to wygląda i stwierdziłem, że to jest czas, żeby w końcu pograć w tych seniorach.

KW: No i był to dobry, jeśli nie bardzo dobry ruch.

JK: Tak, bardzo się cieszę, że tak to w końcu wyszło.

KW: Czy widzisz dla siebie miejsce w kadrze Jerzego Brzęczka na tę chwilę?

JK: To jeszcze nie ten moment. Nie patrzę na kadrę tak, że ja muszę już tam grać. Staram się pokazywać się trenerowi w klubie, żeby nabierać tych minut, żeby być w rytmie meczowym i wtedy okej, jeśli zauważy to selekcjoner — dostanę powołanie. Jak nie dostanę — okej, pracuję dalej. Staram się patrzeć bardziej na klub, żeby grać, i dopiero wtedy może to przynieść sukces.

KW: Czyli jeszcze nie było żadnych kontaktów w sprawie powołania?

JK: Nie, nie. Jak na razie to na spokojnie.

KW: Czy w głowie klaruje ci się jakiś plan na przyszłość, jeśli chodzi o karierę klubową?

JK: Mam kontrakt do 2023 roku z Żyliną, więc mam czas, żeby o tym pomyśleć. Ale na razie staram się zaliczać dobre występy, a jak się odezwie jakaś drużyna, to wtedy będę myślał. Nie myślę, gdzie chciałbym grać. Skupiam się na tym, co jest teraz, a nie na tym, co będzie za rok czy pół roku.

Rozmawiał: Kamil Walczak

Piękny gest Dejana Lovrena. Chorwat zobowiązał się pomóc ofiarom trzęsienia ziemi

We wtorek chorwacką miejscowość Petrinja nawiedziło potężne trzęsienie ziemi. Ofiarom klęski żywiołowej postanowił pomóc Dejan Lovren. Piłkarz udostępni za darmo swój hotel rodakom.

Trzęsienie ziemi, z którym zmierzyła się Petrinja miało magnitudę 6,4. Jak poinformował „Onet.pl” ognisko wstrząsów znajdowało się blisko Zagrzebia, na głębokość 10 km. Co więcej, był to jeden z najsilniejszych wstrząsów w historii Chorwacji.

„Moje miasto zostało całkowicie zniszczone, mamy martwe dzieci. To jest jak Hiroszima: połowa miasta przestała istnieć” – Powiedział po katastrofie burmistrz miasta, Darinko Dumbović.

Wielkie serce

Lovren nie zamierzał bezczynnie patrzeć na straty, jakie odnieśli jego rodacy. 31-latek posiada własny hotel na wyspie Pag. Budynek zapewni bezpieczne schronienie w sumie 16 rodzinom, gdyż tyle posiada miejsc.

„Drodzy mieszkańcy Petrinji, mam hotel w Novalji, gdzie mogę przyjąć 16 rodzin. Jeśli potrzebujecie czasowego zakwaterowania, skontaktujcie się ze mną. Rodziny z dziećmi mają pierwszeństwo” – Napisał Lovren w mediach społecznościowych.

VAR w telefonie i koniec gry. Absurd w lidze tureckiej

Podczas meczu Besiktasu z Sivassporem doszło do nietypowej sytuacji. Piłkarz gości otrzymał żółtą kartkę pod koniec pierwszej połowy za… pokazanie sędziemu powtórki na telefonie. 

Liga turecka to nie przelewki. Gorący klimat rozgrywek od zawsze zapewniali kibice na trybunach, jednak kiedy ich zabrakło, nie można mówić o jego zniknięciu. Piłkarze również potrafią skutecznie podgrzać atmosferę.

Hakan Arslan był w trakcie spotkania z Besiktasem wściekły na sędziego. Jego zdaniem arbiter podjął niesłuszną decyzję. Kapitan Sivassporu postanowił mu to udowodnić.

VAR w telefonie

W 45. minucie starcia przy wyniku 1:0 dla Besiktasu, Arsnal ruszył w kierunku ławki rezerwowych. 32-latek dopadł czym prędzej telefon, odszukał sytuację z wcześniejszej części gry i popędził do schodzącego z murawy sędziego. Arda Kadesler był zupełnie zaskoczony, kiedy kapitan gości wymachiwał mu komórką przed twarzą.

Zawodnik poza samym przedstawianiem kontrowersji dorzucił kilka słów. Arbiter mimo zdezorientowania długo się nie zastanawiał i pokazał awanturnikowi drugą żółtą kartkę. Arsnal zszedł z boiska kopiąc po drodze kilka razy w murawę i rzucając telefonem o ziemię. Tym samym 32-latek nie wyszedł już na drugą połowę meczu, a Besiktas dołożył dwie bramki i wygrał spotkanie 3:0.

 

Raków Częstochowa rozmawia z piłkarzem Manchesteru United. Polski talent może wrócić do Ekstraklasy

Łukasz Bejger w lutym 2019 roku trafił do Manchesteru United z Lecha Poznań. Przygoda 18-latka z Anglią może się jednak niedługo zakończyć. Portal „meczyki.pl” dowiedział się, że w sprawie powrotu do Ekstraklasy z młodym obrońcą ma kontaktować się Raków Częstochowa.

Stoper nie ma lekko na Wyspach. W wieku 16 lat „Czerwone Diabły” wykupiły go z Polski za 400 tysięcy funtów. Aktualnie gra w Premier League 2, w zespole do lat 23 Manchesteru United, gdzie nie radzi sobie najlepiej.

Polski talent ma problemy z regularnymi występami. Do tej pory rozegrał jedynie pięć meczów i zanotował asystę. Co gorsze, gra na prawej stronie obrony, a nominalnie jest stoperem. Przegrał rywalizację z młodszym od siebie Williamem Fishem oraz z nadzieją angielskiej piłki i kapitanem młodzieżówki, Tedenem Mengim.

Pomocna dłoń

Szansą dla dalszego rozwoju nastolatka wydaje się być jedynie transfer lub wypożyczenie. Bejger musi trafić do klubu, w którym, będzie regularnie grał i się rozwijał. Właśnie w tej roli zamierza wystąpić Raków Częstochowa.

Wicelider uważa 18-latka za olbrzymi talent i rozważa jego pozyskanie. Zakusy „Medalików” napędza perspektywa odejścia Kamil Piątkowskiego. Podstawowy obrońca był już kuszony przez Udinese, jednak klub odrzucił ofertę w wysokości 3 mln euro.

W Częstochowie chcą jego odejścia najwcześniej w przyszłym sezonie. Utrzymanie defensora zimą w zespole będzie jednak sporym wyzwaniem. W tym celu miałby zostać sprowadzony Bejger, który stanowiłby alternatywę dla jego odejścia.

Robert Lewandowski miał nie zostać piłkarzem roku! Zaskakujący gest Cristiano Ronaldo

Robert Lewandowski w niedzielę otrzymał kolejne wyróżnienie. Polak został wybrany piłkarzem roku na gali Globe Soccer Awards, która odbyła się w Dubaju. Napastnik wyprzedził m.in. Cristiano Ronaldo, który jednak zwyciężył w głosowaniu publiczności. Tuttosport rzuciło nowe światło na ostateczne rozstrzygnięcie.

Polak otrzymał 38 proc. głosów. Ronaldo wyprzedził go o 4 punkty procentowe i zyskał 42 proc. głosów kibiców. W niedzielę informowaliśmy, że o zwycięstwie napastnika Bayernu przesądził wybór jury, którzy stanowili 60 proc. całego głosowania.

Przeczytaj więcej o gali i rozdanych w Dubaju nagrodach

Piękny gest

Tuttosport rzuciło jednak nieco inną optykę na wyniki głosowania. Włoska gazeta wyznała, że pierwotnie piłkarzem roku miał zostać Cristiano Ronaldo. 35-latek wraz ze swoim agentem uznał jednak, że byłoby to niesprawiedliwe wobec kapitana reprezentacji Polski.

Skrzydłowy Juventusu osobiście ma uważać Lewandowskiego za najlepszego piłkarza ostatniego roku. Dlatego po omówieniu sprawy z Jorge Mendesem zdecydował się przekazać nagrodę Polakowi.

Słowa Lewandowskiego wywołały uśmiech u Ronaldo. Przyjmie zaproszenie do stolika?