Pokonać demony z przeszłości. Lech musi dojrzeć

Lech Poznań dość sensacyjnie zremisował z Górnikiem Łęczna. Kolejorz zanotował drugi remis z rzędu po tym, jak w poprzedniej kolejce podzielił się punktami ze Stalą Mielec. Taki obrót spraw z pewnością nie zadowala kibiców KKS-u, który ma walczyć o mistrzostwo.

Poprzedni sezon był dla Lecha koszmarem, bieżący jest nadzieją. Dodatkową presję na sztab i piłkarzy nakłada fakt, iż w 2022 roku przypada stulecie istnienia klubu. Kolejorz ma więc jasny cel – zdobyć mistrzostwo.

Wszystko układa się po myśli Lecha, w klubie jest trener z sukcesami, drużyna punktuje, bojkot „Kotła” zakończony, a główny rywal (Legia) nie potrafi pogodzić gry w Europie z ligą. Kolejorz ma zatem bardzo komfortowe warunki, aby walczyć o tytuł.

Co w przypadku braku triumfu?

Sezon 2021/22 zapowiada się na jeden z najciekawszych w ostatnich latach. W walkę o tytuł uwikłane są aż cztery drużyny. Lech, Raków, Pogoń i Lechia z pewnością będą chciały wykorzystać fakt, iż Legia wpadła w dołek na początku sezonu i nie będzie miała większych szans na mistrzostwo.

Ewentualna porażka Lecha Poznań może zaboleć kibiców jeszcze bardziej niż rezultat z poprzedniego sezonu. Rozpalono nadzieję, klub rozwija się na wielu płaszczyznach, zatrudniono analityków, rozpoczęto współpracę z Uniwersytetem Adama Mickiewicza…

Co, jednak gdy Lech Poznań kolejny raz zawiedzie i nie wykorzysta potknięć Legii, jak w ostatnich latach? Przypomnijmy, że Kolejorz nie zdobył żadnego trofeum od 2016 roku. W tym czasie swoje gabloty otworzyły takie kluby jak Cracovia, Lechia, Arka, Piast czy Raków.

Przegranie mistrzostwa w sezonie 2021/22 może być ciosem ostatecznym, który wywoła kolejne negatywne reakcje. Tak, jak było w maju 2018 roku po pamiętnym roztrwonieniu pierwszego miejsca i korzystnego terminarza.

Jak zapobiec porażce?

Kolejorz musi się nauczyć zamykać mecze. Słabsze spotkania zdarzają się każdym drużynom, jednak dojrzałość hegemonów pozwala im na „przepchanie” meczów i jednobramkową wygraną. W ostatnich latach taką dojrzałością w polskiej lidze wykazywała się Legia Warszawa. Wbrew pozorom, to właśnie mecze ze średniakami i ekipami z dolnej strefy są najważniejsze na etapie całego sezonu. Tych spotkań jest po prostu więcej.

Porażka w wyjątkowym sezonie może mieć ogromny wydźwięk. Prawdą jest, że często kibice Lecha oczekiwali zbyt wiele. Teraz Kolejorz jest w innej sytuacji, ponieważ ma wszystko, aby zakończyć sezon na fotelu lidera.

Lech Poznań ma obecnie najlepszą kadrę w lidze. Wielkopolanom brakuje jedynie dojrzałości i skuteczności. Jeśli Kolejorz nie chce znów utracić zaufania kibiców, musi to naprawić. Mistrzostwo Polski jest jedyną opcją na odkupienie win z przeszłości. Inaczej właściciele będą znów musieli znosić regularne wyzwiska i bojkoty z jeszcze większą skalą niż te po sezonie 17/18.

Wielki powrót Griezmanna do Atletico Madryt! Dlaczego mu nie poszło w FC Barcelonie?

Letnie okienko transferowe w czołowych europejskich ligach zostało zamknięte. Tuż przed jego końcem Atletico Madryt i FC Barcelona dogadały się ws. wypożyczenia Antoine’a Griezmanna.

Za nami jedno z najciekawszych okienek transferowych w historii futbolu. Kluby zmieniły takie gwiazdy jak Leo Messi, Cristiano Ronaldo, czy Romelu Lukaku, a do ostatnich godzin okienka ważyły się losy innych wielkich piłkarzy jak chociażby Kylian Mbappe, który ostatecznie najbliższe miesiące spędzi w PSG.

Zawirowania w Hiszpanii

W ostatnich godzinach, ba, w ostatnich minutach okienka transferowego najgoręcej było w Hiszpanii. I to nie dlatego, że w ostatnich dniach w  Madrycie temperatura przekraczała 25 stopni Celsjusza, a wszystko to za sprawą zawirowań na rynku transferowym. Przed północą dogadywane było wypożyczenie Saula z Atletico do Chelsea. Dlaczego ten transfer był aż tak ważny? A to dlatego, że od niego zależały transakcje z udziałem Antoine’a Griezmanna oraz Luuka de Jonga.

Jeszcze na kilka minut przed północą wydawało się, że żaden z tych trzech piłkarzy nie zmieni klubu. Na oficjalne potwierdzenie musieliśmy poczekać w zasadzie do 1 września, bo dopiero kilka minut po północy zostało ogłoszone wypożyczenie Saula do Chelsea. To spowodowało, że Atletico zdecydowało się wypożyczyć z FC Barcelony Antoine’a Griezmanna. To z kolei wytworzyło w Katalonii potrzebę sprowadzenia napastnika, więc Barça zdecydowała się wypożyczyć z Sevilli Luuka de Jonga. Co ciekawe kataloński „Sport” podał, że wszystkie formalności zostały dopięte o… 23:59!

Griezmann wraca do Atletico

Antoine Griezmann wrócił do Atletico Madryt, choć na razie tylko na zasadzie wypożyczenia. Atletico i Barcelona dogadały się ws. rocznego wypożyczenia Francuza i uzgodniły, że to aktualny mistrz Hiszpanii będzie pokrywał pensję Francuza. Mówi się, że dodatkowo klub z Madrytu zapłacił Barcelonie za wypożyczenie piłkarza 10 milionów euro. Duma Katalonii poinformowała w oficjalnym komunikacie, że w umowie zawartej między obiema stronami zawarty został zapis mówiące o obowiązkowym wykupienie piłkarza przez Atletico. Mówi się, że Los Colchoneros będą musieli zapłacić za Griezmanna 40 milionów euro.

Ciekawy wątek poruszył „Sport”. Według katalońskiego dziennika rozmowy między Atletico i Barceloną trwały przez ostatnie dwa miesiące. Pamiętamy, jak jeszcze kilka tygodni temu dużo mówiło się o potencjalnej wymianie Griezmanna na Saula, jednakże Barça nie była zainteresowana taką propozycją.

Garść statystyk

Francuski napastnik spędził w Katalonii nieco ponad 2 lata. W 2019 roku prezydent Bartomeu zgodził się zapłacić za niego 120 milionów euro. Patrząc z perspektywy czasu, można ten transfer uznać za dużą wtopę, gdyż 30-latek nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Francuz przywdziewał bordowo-granatowe barwy w aż 102 oficjalnych meczach, w których strzelił zaledwie 35 bramek i zanotował 17 asyst. Choć statystyki indywidualne i tak nie wyglądają jeszcze aż tak źle. Gorzej było z jego wkładem w grę zespołu. Jasne, Griezmann odgrywał ważną rolę w pressingu i w grze obronnej Barçy, jednak w zdecydowanej większości meczów zawodził w ofensywie. Francuz bardzo często „przechodził” obok meczu i jeśli ktoś nie spojrzał na wyjściowy skład przed meczem, to często mógł stwierdzić, że Francuza nie ma na boisku. Zdarzały mu się także dobre, obiecujące występy, jednak piłkarzowi brakowało stabilizacji.

Co poszło nie tak?

Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że Atletico jest idealnym miejscem dla Griezmanna, a Griezmann jest idealnym piłkarzem dla Atletico. W 2019 roku piłkarz zdecydował się opuścić swoją strefę komfortu i dołączył do FC Barcelony. Już na samym starcie pojawiało się wiele głosów zwątpienia, które mówiły, że 30-latek jest zbyt podobnym piłkarzem do Leo Messiego, jeśli chodzi o grę w ataku. Zarówno Francuz, jak i Argentyńczyk lubią być tzw. wolnym elektronem, co niestety się ze sobą mocno gryzło. W kolejnych miesiącach obawy ekspertów się tylko potwierdzały. W tym roku Barcelonę w końcu opuścił Leo Messi i wydawało się, że Griezmann w końcu rozwinie skrzydła i udowodni, że wydane na niego przez Barcelonę 120 milionów euro się opłacało. Niestety, pierwsze trzy mecze w nowym sezonie pokazały, że Francuz wcale nie zyskał na odejściu Argentyńczyka.

– W Barcelonie muszę nauczyć się gry na nowej pozycji. Muszę nauczyć się rozumieć moich nowych kolegów. Nie chwyciłem jeszcze ruchów Suáreza i Messiego, pomocników i bocznych obrońców. Messi jest niesamowity, trzeba się nim cieszyć. Oglądanie jego gry i gra u jego boku to coś spektakularnego – mówił Antoine Griezmann kilka miesięcy po dołączeniu do FC Barcelony.

Kolejnym powodem, dla którego Griezmannowi nie poszło w Barcelonie, jest być może fakt, że jego styl gry nie pasował do stylu gry Barcelony. W Atletico 30-latek miał bardzo wiele zadań ofensywnych, a zespół dowodzony przez Diego Simeone raczej był skupiony na nietraceniu bramek niż ich strzelaniu. Antoine w Barcelonie starał się grać tak, jak robił to w Atletico, tzn. dużo biegał, dużo pracował w obronie oraz pressingu, jednak brakowało u niego przebojowości w ofensywie. Sam zresztą mówił po dołączeniu do Barcelony, że jego zaletą nie jest dryblowanie i mijanie kolejnych przeciwników, a kreowanie sytuacji poprzez wymianę podań. Nie mam pewności, czy takie były założenia kolejnych szkoleniowców Dumy Katalonii, czy może po prostu piłkarz nie umiał się dostosować do wytycznych trenera oraz do gry całego zespołu.

– Moją zaletą nie jest gra 1 na 1 czy drybling. W Realu zawsze szukałem wymiany piłek z kolegami na jeden kontakt, czy wchodzenia w pole karne i stwarzania tam niebezpieczeństwa. Kiedy gram w piłkę, nie myślę zbyt dużo. Gram tak, jak mi wychodzi. Jeśli w życiu prywatnym jestem wesoły lub smutny, będzie to widać na boisku – mówił Francuz kilku miesiącach gry w Barcelonie.

Wspomniałem już, że Antoine Griezmann często „przechodził” obok meczu i w większości spotkań był bardzo niewidoczny. Kibice Barcelony, którzy wypowiadali się w mediach społecznościowych, bardzo często zwracali uwagę na ten aspekt. Niewykluczone, że wiele słów krytyki ze strony mediów oraz kibiców zaczęły negatywnie oddziaływać na psychikę zawodnika. Po pierwszych miesiącach  w Barcelonie w mediach zaczęły krążyć informacje, że piłkarz ma problem z aklimatyzacją w szatni. „Kibice Barcelony nie są znani z cierpliwości i wkrótce Griezmann może zacząć odczuwać skutki słabszej gry. Poza tym widzę, że ma problemy z aklimatyzacją w szatni, a także nie może się odnaleźć w taktyce drużyny” – pisał w październiku 2019 roku jeden z dziennikarzy francuskiego Canal +.

– Jestem bardzo nieśmiałą osobą. Nie mam w zwyczaju rozmawiać z innymi, ale na wszystko przyjdzie czas. Nie wychylę się pierwszy z rozmową, ale mogę powiedzieć, że poznajemy się cały czas z Luisem i Leo. Byliśmy już na kilku kolacjach i będzie tego więcej. Kwestie pozaboiskowe mogą tylko pomóc w tym, co dzieje się na murawie – zdradził po dołączeniu do Barçy.

Co dalej?

Antoine Griezmann na razie wraca do Atletico Madryt na zasadzie wypożyczenia, jednak po sezonie zostanie zrealizowany obowiązek wykupu. Jak dla mnie, bez cienia wątpliwości, Francuz po kilku tygodniach treningów u Diego Simeone odzyska dawny blask, a następnie będzie rządził i dzielił w drużynie, w której do tej pory święcił największe sukcesy. Niepewna pozostaje kwestia pozycji Francuza. Przed ponad 2 lata gry w Barcelonie kolejni szkoleniowcy nie mogli znaleźć planu na piłkarza i był on ustawiany na wiele różnych pozycjach. Z kolei w Atletico najczęściej grywał jako środkowy napastnik lub tuż za plecami napastnika. Obecnie w kadrze Los Rojiblancos znajduje się Luis Suarez, który – jeśli ominą go kontuzje – ma pewne miejsce w wyjściowym składzie na pozycji napastnika. W kadrze Atleti znajduje się wielu piłkarzy, który mogą grać jako „dziesiątka” z Felixem, Correą i Cunhą na czele. Jedno jest pewne – Griezmann będzie odgrywał pierszoplanową rolę u Diego Simeone. Pytanie jest jednak takie – na jakiej pozycji i w jakiej roli będzie grał Francuz.

Co z projektem „trofeum na stulecie”? Brak podstaw do nadziei wśród kibiców Lecha

Lech Poznań rozpoczął przygotowania do kolejnego sezonu, jednak fani znów mają obawy. Na miesiąc przed wznowieniem rozgrywek Kolejorz wciąż pozostaje bez lewego obrońcy. Czy kibice Lecha Poznań mają podstawy do nadziei? Dlaczego Kolejorz może mieć problemy ze ściągnięciem „kozaków”? I kropla pozytywu w morzu negatywnych emocji.

Lech Poznań ciągle zawodził swoich kibiców w ostatnich sezonach. Tak naprawdę jedynym pozytywem z niedawnych lat jest awans do fazy grupowej Ligi Europy, który i tak brutalnie obrzydzono. Fani Kolejorza już nawet nie cieszą się z wielkich (jak na polskie warunki) kwot otrzymywanych za swoich wychowanków, bo wiedzą, że te pieniądze zostaną spalone w kominku. Skuteczność transferowa Lecha Poznań wynosi bowiem około 30%.

Czy kibice mają rację?

Zdenerwowanie fanatyków Lecha Poznań jest jak najbardziej uzasadnione. Klub zajął w poprzednim sezonie tragiczne, jedenaste miejsce w PKO Ekstraklasie. To najgorszy wynik od 18 lat. Już nie można go nawet nazwać mistrzem Poznania – Warta zajęła 5. Lokatę.

Winić można za to wielu. Od trenera Żurawia, przez zarząd klubu po piłkarzy. Kibice Lecha mają już dość. Dali o tym dobitnie znać w ostatnim meczu sezonu 2017/2018. Od tamtego czasu w Warcie upłynęło już sporo wody, a perspektywa postrzegania Kolejorza się nie zmienia.

Co z transferami?

Klub zapowiada, że w tym oknie transferowym wyda najwięcej pieniędzy na transfery z całej ligi. Część uważa, że takie stwierdzenie to tylko mydlenie oczu. Druga strona cierpliwie czeka. Fani są zaniepokojeni, bowiem do Lecha przyszli na razie tylko dwaj zawodnicy. Mowa o Radosławie Murawskim, którego zakontraktowano już zimą oraz Joelu Pereirze, prawym obrońcy z ligi portugalskiej.

Prawda jest taka, że Kolejorz zna swoje miejsce w szeregu. Klub musi poczekać, aż łańcuch transferowy zacznie działać, by wreszcie dopiąć swego. Drużyny z topu kupią swoje cele, średniaki uzupełnią kadrę i dopiero wtedy słabi zaczną wyjmować drobne z kieszeni, żeby wyjąć kogoś dla siebie.

Z lechowego otoczenia da się usłyszeć, że Kolejorz zamierza ściągnąć do siebie graczy o odpowiedniej jakości, nie z łapanki. Na takich musi poczekać. Jak ktoś ma być „kozakiem”, to oznacza, że ma też oferty z lepszych lig. Na ten moment Lech Poznań nie ma argumentów do przekonania takich piłkarzy do siebie. Dlaczego?

  • 11. drużyna trzydziestej ligi w Europie
  • Ostatnie poważne trofeum zdobyte w 2015 roku
  • Kibice nieprzychylni zarządowi – zapowiada się żenująca frekwencja
  • Brak europejskich pucharów

Kropla pozytywu w morzu negatywnych emocji wokół klubu

Lech Poznań wreszcie ma trenera. Po latach bujania się od wizji do wizji postawiono na sprawdzonego człowieka – jednego  z najbardziej utytułowanych szkoleniowców w Polsce. W klubie wiedzą, że tuż za rogiem czai się stulecie. Z tego powodu zrezygnowano z eksperymentów w postaci „My tego trenera przygotowywaliśmy do tej roli latami” – jak było z Żurawiem i Djurdjeviciem.

Maciej Skorża ma w swoim trenerskim CV 3 mistrzostwa Polski i 3 puchary kraju. Kto, jak nie on miałby pomóc Kolejorzowi w osiągnięciu sukcesu na stulecie? Samo zatrudnienie odpowiedniego trenera jednak nie załatwi wszystkiego. Słowa Macieja Skorży po letniej przerwie nie napawają kibiców optymizmem. Na konferencji prasowej przed przygotowaniami do sezonu udało się wyczytać bezradność trenera Kolejorza. Klub wciąż nie ma lewego obrońcy na miarę oczekiwań, a podobno drużynę powinno budować się od defensywy.

Trudno się dziwić

Atmosfera wokół klubu jest okropna. Kibice są zdenerwowani. Pod każdym wpisem Lecha w mediach społecznościowych wylewają swoje żale. Z żadnej strony nie zapowiada się na poprawę. Kolejne obietnice klubu są dla większości powtarzanymi rok w rok dyrdymałami. Jeśli Lech Poznań naprawdę chce walczyć o trofea na stulecie, to musi mieć u boku swoich kibiców. Jak naprawić relację z fanami i tchnąć w ich nadzieje? Na szczęście to nie należy do moich obowiązków.

Julian Nagelsmann dołączy do Bayernu! Czy to dobra wiadomość dla Roberta Lewandowskiego?

We wtorkowy poranek otrzymaliśmy potwierdzenie, że Julian Nagelsmann od kolejnego sezonu będzie trenerem Bayernu Monachium. Kim jest nowy trener „Bawarczyków” i jaki wpływ będzie on miał na dyspozycję Roberta Lewandowskiego?

Bayern Monachium potwierdził we wtorkowe popołudnie, że nowym szkoleniowcem ich drużyny zostanie Julian Nagelsmann. Niemiec jest uznawany za jeden z największych trenerskich talentów na świecie. 33-latek rozpocznie pracę w nowym klubie od 1 lipca, jego kontrakt ma potrwać do czerwca 2026 roku.

– Już sam pięcioletni kontrakt Juliana pokazuje, jak bardzo Bayern wierzy w nowego trenera. Jestem przekonany, że wraz z Julianem Nagelsmannem będziemy bardzo skutecznie kształtować sportową przyszłość FC Bayern – skomentował Oliver Kahn, legenda Bayernu.

Kilkadziesiąt godzin temu pisaliśmy o tym, że „Bawarczycy” są skłonni zapłacić za 33-letniego szkoleniowca RB Lipsk w okolicach 20 milionów euro! Po oficjalnym ogłoszeniu ze strony Bayernu powyższe kwota transferu uległa delikatnej zmianie. Niemieccy dziennikarze podają, że ostatecznie skończy się na 15 milionach euro dla RB Lipsk + ok. 5 milionów euro w postaci bonusów.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Bayern Monachium syty, a reprezentacja Niemiec cała? Ciekawy pomysł na rekompensatę za Flicka

Kim jest Julian Nagelsmann?

Tak jak już wspomniałem, Julian Nagelsmann uchodzi za jeden z największych talentów wśród trenerów piłki nożnej na świecie. Niemiec ma jedynie 33 lata na karku, a już ma zapisane w CV prowadzenie dwóch uznanych klubów w Niemczech.

Jednak od początku. Młody Julian nie miał łatwo od samego początku swojego życia, gdyż dość szybko zmarł mu ojciec i musiał pomóc swojej mamie w sprawach rodzinnych.

– Po śmierci taty musiałem zaopiekować się mamą, pomóc jej sprzedać dom i kupić nowy. Nauczyło mnie to, że w życiu są sprawy dużo ważniejsze od futbolu. Dlatego uważam, że nie powinniśmy traktować go zbyt poważnie – wspominał Nagelsmann w wywiadzie dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung.

Niemiec rozpoczął granie w piłkę w akademii Ausgburga i jak wiele młodych chłopców marzył o tym, by zostać zawodowym piłkarzem. W trakcie pobytu w TSV 1860 Monachium doznał pechowej kontuzji kolana i natychmiast powrócił do Augsburga. Po operacji chrząstka nadal nie była w optymalnym składzie, a zaledwie 20-letni Julian musiał zakończyć karierę piłkarską, zanim ta na dobre się rozpoczęła. Rozpacz młodego Niemca była na tyle duża, że początkowo nie chciał mieć nic więcej wspólnego z futbolem.

– To było dla mnie niezwykle smutne, że musiałem tak szybko zakończyć karierę. Początkowo nie chciałem mieć nic więcej wspólnego z piłką nożną – wspominał po latach Julian Nagelsmann.

Trenerem Nagelsmanna w Augsburgu był nie kto inny jak sam Thomas Tuchel. Obecny szkoleniowiec Chelsea dobrze rozumiał ból swojego młodszego podopiecznego, gdyż on sam musiał przedwcześnie zakończyć karierę z powodu kontuzji. W sezonie 2007/2008 Thomas Tuchel był trenerem rezerw Augsburga. 34-letni wówczas Tuchel zlecił Nagelsmannowi, by ten przeanalizował ich najbliższego przeciwnika. I tak można powiedzieć, rozpoczęła się jego przygoda. 20-latek spisał się na tyle dobrze, że tę pracę kontynuował aż do końca wspomnianej kampanii.

– To było dla mnie naprawdę ciekawe doświadczenie, bo dotąd nigdy nie zastanawiałem się, jak myśli trener. Nagle musiałem się zastanawiać, co drużyna robi z piłką, jak zachowuje się w defensywie – mówił po czasie Nagelsmann.

Po sezonie 07/08 powrócił do TSV 1860 Monachium, gdzie został asystentem trenera drużyny U-17. Następnie Nagelsmann przeniósł się do Hoffenheim, gdzie najpierw został drugim trenerem drużyny młodzieżowej, a następnie mianowano go na samodzielnego trenera w wieku zaledwie 24 lat.

W 2014 roku poprowadził drużynę Hoffenheim U-19 do triumfu w juniorskiej Bundeslidze. W 2016 roku w wieku zaledwie 28 lat objął stery seniorskiej drużyny Hoffenheim po tym, jak ze stanowiska z powodów zdrowotnych odszedł Huub Stevens. Dzięki temu stał się on najmłodszym trenerem w historii Bundesligi. Młody Niemiec miał za zadanie utrzymać „Wieśniaków” w Bundeslidze, co udało mu się wykonać. Zadanie to wcale nie było takie łatwe! W momencie gdy debiutował, Hoffenheim miało stratę do bezpiecznego miejsca wynoszącą 7 punktów. W debiutanckim sezonie w roli pierwszego trenera seniorskiego klubu wygrał 7 z 14 spotkań.

– Mam szacunek do ludzi, ale nie boję się postawionego przede mną zadania. Właściwie myślę, że z moim warsztatem będę w stanie pomóc tej drużynie – mówił przed debiutem.

W sezonie 2017/2018 zajął z Hoffenheim 3. miejsce w Bundeslidze, dzięki czemu uzyskał awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Dla „Wieśniaków” był to jeden z największych sukcesów w ich historii, nigdy wcześniej nie występowali oni w najważniejszych klubowych rozgrywkach w Europie. Najleoiej zobaczcie reakcję piłkarzy na filmie poniżej (od 02:30).

Talent Nagelsmanna nie umknął uwadze zarządowi RB Lipsk. Klub, który od zaledwie kilku sezonów odgrywa znaczącą rolę w Bundeslidze, zakontraktował Juliana Nagelsmanna przed sezonem 2019/2020, kiedy ten miał zaledwie 31 lat. Znakomite wyniki z „Bykami” tylko zwiększyły liczbę plotek dotyczących przyszłości młodego szkoleniowca. Jedno było pewne – Nagelsmann w końcu musiał trafić do klubu z absolutnego TOP-u. I tak też się stało.

Czy to dobra wiadomość dla Lewandowskiego?

Polscy kibice teraz się zastanawiają, jak będzie wyglądał Robert Lewandowski, kiedy stery przejmie Julian Nagelsmann. W przeszłości niemiecki trener wielokrotnie nie krył zachwytu nad piłkarzem Bayernu. Przyszły trener „Bawarczyków” w ostatnich miesiącach wielokrotnie wspominał, że Polak jest obecnie najlepszym napastnikiem na świecie.

– Lewandowski to obecnie najlepszy napastnik w Europie. (…) Robert jest mieszanką cech klasowego napastnika, bo jest bardzo niebezpieczny pod bramką, dobrze gra w powietrzu oraz obiema nogami. Ma też bardzo ciekawą budowę: jest wysoki, ale wciąż bardzo szybki – mówił Nagelsmann jeszcze na początku 2020 roku w rozmowie z bundesliga.com.

– Z całym szacunkiem, ale Robert Lewandowski tak naprawdę nie musi już niczego trenować. On potrafi wszystko. Musi tylko trenować tak, aby był świeży i gotowy na każdy weekend – komentował 33-latek przed startem obecnego sezonu Bundesligi w rozmowie z sport1.de.

Kolejne pytanie, jakie zadają sobie obecnie kibice w Polsce, jest to, jaki plan będzie miał Nagelsmann na napastnika Bayernu. 33-letni szkoleniowiec podczas pracy w RB Lipsk wielokrotnie eksperymentował z formacją oraz ustawieniem poszczególnych piłkarzy. Niemiec potrafił jednego dnia zagrać trzema obrońcami, w kolejnym spotkaniu czteroma, a w jeszcze kolejnym wystawiał piątkę obrońców. Wydaje się jednak, że do ustawienia większą uwagę przykuwają kibice i eksperci, aniżeli sam trener. On sam mówi, że jest do dla niego mało istotne, a dużo bardziej się liczy pomysł na grę i wymienność pozycji.

– Jestem jak piekarz, który miesza składniki, wsuwa pieczywo do pieca, a potem analizuje efekt działania. A na koniec wybiera najlepszą z możliwych recept – tłumaczył w przeszłości Niemiec.

RB Lipsk potrafiło grać nie tylko z jednym wysuniętym napastnikiem, ale również z duetem snajperów. W przeszłości Nagelsmann mówił, że Lewandowski wykazuje się cechami, które pozwalałyby mu nawet na grę jako „dziesiątka”.

– Ma dobry instynkt, a może też grać na pozycji numer „10”. Nie zawsze musi finalizować akcje, jest w stanie także zagrać kluczowe podanie. A kiedy jest 4:0 i nie musi już strzelać gola, nie ma problemu z pomaganiem drużynie utrzymać się przy piłce, nawet przez 25 minut. To niezwykłe – mówił kilkanaście miesięcy temu Nagelsmann.

Zaawansowane metody treningowe Nagelsmanna

Julian Nagelsmann zaczyna wyznaczać pewne trendy w piłce nożnej. Niemiec idzie z duchem czasu i w swoich treningach wykorzystuje to, na co pozwala mu technologa. Drony, czy wielkie ściany wideo stają się powoli normalnością. Do tego dochodzi analiza wielu statystyk z poszczególnych meczów.

– Zawsze mam w rękach iPada, dzięki któremu mogę kontrolować kamery. Gdy zatrzymuję obraz, mogę na nim rysować, pokazując zawodnikom możliwe rozwiązania sytuacji – tłumaczył Niemiec.

– Rozwój nauki w sporcie i dostęp do niesamowitych danych sprawia, że trenowanie staje się nauką. Szkoleniowcy potrzebują coraz większego naukowego zaplecza. To nie jest warunek konieczny, by być dobrym trenerem, ale daje to większe możliwości w trakcie analizy gry. Dopiero gdy zetkniesz się z takimi danymi, zrozumiesz, jak ważne one są – mówił Nagelsmann.

Bardzo często wymagania taktyczne Nagelsmanna przekraczały możliwości piłkarzy. Na nadmiar informacji narzekali m.in. Sandro Wagner, czy Andrej Kramarić, których Julian Nagelsmann prowadził w Hoffenheim.

– To było dla mnie coś nowego, mieć trenera, który ma takie modułowe podejście do futbolu. Próbował grać skomplikowaną piłkę, dzielił ją na części, stopniowo nad nimi pracował, a potem sklejał z powrotem jedna po drugiej – mówił Wagner.

– Zbyt często zmieniamy system w trakcie gry. Jesteśmy ludźmi, nie robotami. Kocham Juliana, ale w niektórych momentach zmieniamy systemy i potrzebujemy kilku minut, bo nie każdy gracz to rozumie albo nie dosłyszy z powodu 50 000 widzów na trybunach – komentował Kramarić.

Wielu piłkarzu było jednak pod wrażeniem metod treningowych Juliana Nagelsmanna. Jedną z takich osób był Kevin Kuranyi, który opowiedział, jak to wyglądało „od środka”.

– Pracowałem w młodości z trenerami, którzy nie znali się zbyt dobrze na piłce. Czułem się wtedy jak w liceum. Julian Nagelsmann to uniwersytet. Myśli 24 godziny na dobę o piłce. Wie, co poprawiać i jak przygotować drużynę taktycznie, tak aby zmienić plan na mecz w ciągu minuty. Podstawą jego filozofii jest to, żeby piłkarz myślał o futbolu. Masz się skupić i rozumieć ćwiczenie. Jeżeli go nie rozumiesz i wykonujesz je źle, to wylatujesz. To rozwija, bo piłkarz musi myśleć i rozumieć automatycznie.

https://twitter.com/cwiakala/status/940852226297298944

Piłkarze chwalili sobie również relacje interpersonalne między nimi a trenerem. W przeszłości mówił o tym Sejad Salihović, jeden z podopiecznych Nagelsmanna w Hoffenheim.

– Bardzo łatwo przychodzi mi porozumiewanie się z zawodnikami, bo wyobrażam sobie, jak się czują w danej sytuacji. Mamy dobre, otwarte relacje, a wiek sprawia, że jest nieco łatwiej. Jednak wszystko nadal funkcjonuje na zasadzie trener-piłkarze – mówił Sejad Salihović.

Podsumowanie

Wydaje się, że dołączenie Juliana Nagelsmanna do Bayernu jest naturalną koleją rzeczy, gdyż sam trener od dłuższego czasu wydawał się być skazanym na klub z „Bawarii”. Można powiedzieć, że w swojej karierze Nagelsmann każdą drużynę jaką „dotknął”, to zamieniał ją w złoto. Ale nie da się ukryć, że praca w Bayernie, będzie najtrudniejszym wyzwaniem w jego dotychczasowej karierze.

Kto jest bliżej, a kto dalej wyjazdu na EURO? Lista wygranych i przegranych marcowego zgrupowania reprezentacji Polski

Za nami marcowe zgrupowanie reprezentacji Polski, podczas którego podopieczni Paulo Sousy rozegrali 3 spotkania. Kto w tym okresie mógł przekonać do siebie portugalskiego szkoleniowca, a kto wręcz odwrotnie? Zebraliśmy dla listę piłkarzy, którzy mogą czuć się „wygranymi” ostatniego zgrupowania, oraz ustaliliśmy grono „przegranych”.

Zakończyło się zgrupowanie reprezentacji Polski, pierwsze pod wodzą Paulo Sousy. Biało-Czerwoni odnieśli zwycięstwo z Andorą (3:0), zanotowali remis z Węgrami (3:3) oraz doznali porażki z Anglią (1:2) na Wembley. Teraz wszyscy piłkarze wracają do swoich klubów, a selekcjoner naszej reprezentacji zaczyna analizę występów swoich podopiecznych. Przypomnijmy, że zakończone wczoraj zgrupowanie było ostatnim spotkaniem reprezentantów Polski przed obozem przygotowawczym przed EURO, który rozpocznie się pod koniec maju.

Najbliższe mecze reprezentacji Polski:

  • 1 czerwca, 20:45 – Polska – Rosja (mecz towarzyski)
  • 8 czerwca, 18:00 – Polska – Islandia (mecz towarzyski)
  • 14 czerwca, 18:00 – Polska – Słowacja (EURO 2020(1))
  • 19 czerwca, 21:00 – Hiszpania – Polska (EURO 2020(1))
  • 23 czerwca, 21:00 -Szwecja – Polska (EURO 2020(1))
  • 26, 27, 28, 29 czerwca – 1/8 finału EURO 2020(1)

Wygrani marcowego zgrupowania

Kamil Jóźwiak

Bez dwóch zdań największym wygranym marcowego zgrupowania reprezentacji Polski jest Kamil Jóźwiak. Skrzydłowy reprezentacji Polski zachwycił już w meczu z Holandią 18 listopada, kiedy selekcjonerem reprezentacji Polski był jeszcze Jerzy Brzęczek. Wówczas piłkarz Derby County zdobył jedyną bramkę dla Polski w przegranym spotkaniu 1:2.

Wychowanek Lecha potwierdził swoją dobrą dyspozycję również w zespole Paulo Sousy. Kamil szczególnie dobrze wyglądał w wyjazdowym meczu z Węgrami, gdzie w dwie minuty zdobył bramkę oraz zanotował asystę drugiego stopnia.

Swoją dobrą formę potwierdził także w meczu z Andorą, w którym w końcu zagrał pełne 90 minut. Na prawym skrzydle robił dużo pozytywnego zamieszania, które raz przyniosło nawet bramkę. W 55. minucie posłał wrzutkę w pole karne, którą wykorzystał Robert Lewandowski.

W starciu z Anglią Sousa postawił na dwóch mniej ofensywnych wahadłowych – Macieja Rybusa oraz Bartosza Bereszyńskiego. Jóźwiak ponownie wszedł z ławki, kiedy nasz zespół musiał odrabiać straty. Próbował, szarpał, dobrze pracował w defensywie. Aż szkoda, że nie wyszedł w pierwszym składzie, ale rozumiemy pomysł na ten mecz trenera Sousy.

Podczas zgrupowania Kamil Jóźwiak dał wiele drużynie nie tylko w ofensywie, ale również w defensywie, co jest zresztą wymagane na pozycji wahadłowego. Pomimo że nie rozegrał pełnych 270 minut, to znalazł się w czołówce najczęściej faulowanych piłkarzy (9) – do lidera stracił 3 faule. Razem z Bartkiem Bereszyńskim we wszystkich trzech meczach łącznie uzbierali po 4 udane odbiory piłek – najwięcej spośród wszystkich Polaków.

Kamil Glik

82-krotny reprezentant Polski u nowego trenera pierwotnie miał pójść w odstawkę, co pokazał wyjściowy skład Biało-Czerwonych na mecz z Węgrami. Linia obrony w pierwszym meczu pod wodzą Sousy była strasznie niepewna, a solidny do tej pory Jan Bednarek wydawał się bardzo niepewny w swoich poczynaniach. Zmiana przeprowadzona w 58. minucie, kiedy Glik zastąpił Helika na środku obrony, jasno pokazała, że trener Sousa przyznał się do winy. Poza bramką na 3:2 dla Węgrów obrona dowodzona przez Kamila Glika była dużo pewniejsza i nie popełniała większych błędów.

Piłkarz Benevento wprowadził na tyle dużo jakości w starciu z Węgrami, że selekcjoner naszej drużyny narodowej postawił również na niego w starciu z Andorą. Rywale nie sprawili nam zbyt wielu problemów w defensywie, więc siłą rzeczy Kamil Glik nie miał okazji niczego zawalić.

Glik ponownie wyszedł w pierwszym składzie w starciu z Anglią. Zastąpił Lewandowskiego w roli kapitana reprezentacji Polski. Wywiązał się ze swoich zadań wręcz idealnie. Zanotował masę wybić piłki, czy to głową, czy to nogą. Niestety, wiele tego typu piłek było niecelnych, lecz zadaniem stopera jest przede wszystkim bronienie dostępu do własnej bramki. Grał twardo i nieustępliwie. Popełnił głupi faul około metr przed polem karnym w drugiej połowie meczu, na nasze szczęście Anglicy nie wykorzystali okazji. W sumie aż czterokrotnie zatrzymywał rywali w nieprzepisowy sposób. Na szczęście skończyło się bez żółtej kartki.

Kacper Kozłowski

Najmłodszy debiutant w reprezentacji Polski od czasów Włodzimierza Lubańskiego. Wydawało się, że 17-letni piłkarz Pogoni Szczecin jedzie na zgrupowanie tylko po to, żeby zebrać doświadczenie z treningów. Raczej mało kto liczył na to, że Kacper otrzyma jakiekolwiek minuty od trenera Sousy.

Portugalski szkoleniowiec dał mu jednak około 20 minut w starciu z Andorą, kiedy zastąpił na boisku Piotra Zielińskiego. 17-letni pomocnik zaliczył udział przy bramce Karol Świderskiego. Kacper przeprowadził mniej więcej taką akcję, jakich wymaga się od Piotra Zielińskiego. Wziął piłkę, minął kilku rywali, podał do Piątka, a ten oddał piłkę lepiej ustawionemu Grosickiemu, który posłał dośrodkowanie na nogę Świderskiego.

Mam nadzieję, że Kacper zdaje sobie sprawę z tego, że to od niego zależy, czy będą kolejne występy – skomentował Włodzimierz Lubański.

To był dobry, a przede wszystkim obiecujący występ Kozłowskiego w meczu z Andorą, który rozpalił nadzieje kibiców na tyle, że wielu z nich liczyło na wystawienie 17-latka do gry w meczu z Anglią. Na Wembley nie zagrał, ale 20 minut z Andorą jest dobrym prognostykiem na następne lata.

Lista największych przegranych znajduje się na kolejnej stronie, odnośnik znajdziecie niżej

Historia meczów Polaków z Węgrami. Bilans nie powala na kolana

Historia starć Polaków z „Madziarami” nie jest dla nas korzystna. Z 32 spotkań Biało-Czerwoni wygrali tylko 8. Czy dziś zespół Paulo Sousy dopisze na swoje konto kolejne zwycięstwo i poprawi statystyki? Początek meczu Polska-Węgry już o 20:45.

Kiedy mecz Polska-Węgry?

Po 127 dniach przerwy wreszcie do gry wraca reprezentacja Polski! W czwartek, 25 marca Polska rozpocznie kwalifikacje do Mistrzostw Świata 2022. Na pierwszy ogień idą nasi przyjaciele z Węgier. Spotkanie zostanie rozegrane w Budapeszcie, pierwszy gwizdek sędziego już o 20:45.

https://twitter.com/LaczyNasPilka/status/1374979363045830660

ZOBACZ RÓWNIEŻ: W jakim składzie Polska zagra z Węgrami? Jest kilka niewiadomych i zapowiada się niespodzianka

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Nikolić o przejęciu reprezentacji Polski przez Sousę: „To niedobrze dla Węgier”

Nie będzie to tylko pierwszy mecz reprezentacji Polski w eliminacjach do Mundialu w Katarze, ale również pierwsze spotkanie pod wodzą Paulo Sousy. Portugalczyk przejął stery nad drużyną narodową po zwolnionym Jerzym Brzęczku. Od 2000 roku żaden z selekcjonerów reprezentacji Polski nie wygrał w swoim debiucie. Czy Paulo Sousa dziś przełamie tę niechlubną passę?

https://twitter.com/Nitrov01/status/1374653716024987650

Historia meczów Polska-Węgry

Statystyki oficjalnych spotkań pomiędzy Polską a Węgrami nie wyglądają dla nas najlepiej. Do tej pory Biało-Czerwoni rywalizowali z Madziarami 32-krotnie, więcej meczów mają tylko z Rumunami (36). Polacy zanotowali 8 zwycięstw, 4 razy padł remis, a aż 20-krotnie lepsi byli nasi oponenci. Bilans bramkowy również nam nie sprzyja, gdyż wynosi on 87-39 na korzyść reprezentacji Węgier.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Węgrzy pogodzili się z porażką z Polakami? „Obiektywnie przyznają, że jesteśmy lepsi”

Pierwszy mecz

Pierwsze spotkanie Polaków z Węgrami odbyło się 18 grudnia 1921 roku, 3 lata po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Węgrzy byli uznawani wówczas za światową potęgę, a Polska dopiero stawiała pierwsze kroki na arenie międzynarodowej. Spotkanie z przyjaciółmi z Węgier było również pierwszym oficjalnym spotkaniem naszej reprezentacji. Kadra liczyła zaledwie 13 zawodników i pojechała na Węgry bez trenera, który był wówczas w armii. Przełożyło się to również na wynik, gdyż minimalnie lepsi okazali się nasi rywale, którzy na własnym terenie odnotowali zwycięstwo 1:0.

Jako ciekawostkę dodam, że pierwotnie to nie Węgrzy, a Austriacy mieli być naszym pierwszym przeciwnikiem. Ustalono nawet wstępny termin spotkania – 3 lipca 1921 roku. Mecz miał się obyć w Krakowie. Dwa miesiące przed tą datą austriacka federacja zrezygnowała z przyjazdu do Polski.

Jak padła bramka? Skomentowano ją w następujący sposób: „W 18. minucie Wiener centruje, robi się tłok pod bramką polską, z którego korzysta Szabó, strzelając po wyminięciu Marczewskiego z bliskiej odległości. Loth piłkę dosięgnął, strzał był wszakże za silny i ugrzązł w siatce”.

https://twitter.com/Nitrov01/status/1375122086931337218

Pierwsza transmisja w telewizji

Po raz pierwszy mecz reprezentacji Polski był transmitowany w telewizji w 1957 roku, a przeciwnikiem był nie kto inny jak reprezentacja Węgier. Nie był to jednak mecz oficjalny, gdyż Madziarowie byli wówczas światową potęgą, a na mecz do Polski dojechali w okrojonym składzie bez takich gwiazd jak m.in. Ferenc Puskás. W trakcie transmisji nie było ani studia przedmeczowego, ani powtórek, nie wspominając o grafikach. Na stadionie miało zjawić się wówczas ponad 30 tysięcy osób, co najprawdopodobniej przewyższało liczbę widzów przed telewizorem. Polska pokonała swoich przeciwników 1:0 po bramce Edwarda Jankowskiego.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Sousa zdiagnozował problem polskiej piłki. „To wszystko jest na za niskim poziomie”

Ostatnie spotkanie Polska-Węgry

Po raz ostatnie obie reprezentacje zmierzyły się ze sobą 15 listopada 2011 roku. Zespół dowodzony przez Franciszka Smudę przygotowywał się wówczas do EURO 2012. Polacy na stadionie w Poznaniu pokonali Węgrów 2:1. Z tamtego spotkania w obecnej kadrze ostało się zaledwie 3 piłkarzy. Są to: Robert Lewandowski, Maciej Rybus oraz Łukasz Fabiański.

https://twitter.com/LaczyNasPilka/status/1336750467427209218

Najlepsi strzelcy w rywalizacji Polaków z Węgrami

Polska:

  • Gerard Cieślik – 2 bramki
  • Grzegorz Lato – 2 bramki
  • Józef Kohut – 2 bramki
  • Kazimierz Deyna – 2 bramki

Węgry:

  • Ferenc Puskás – 8 bramek
  • Sándor Kocsis – 6 bramek
  • Ferenc Deák – 5 bramek

źródło: Łączy Nas Piłka, Onet, hppn

Co to był za rok! 5 wydarzeń z 2020 roku, które zapamiętamy na długo

Mijający rok był dla każdego z nas na wiele sposobów szczególny. Zapewne każdy człowiek zapamięta 2020 rok jako ciągłe nieszczęście związane z pandemią koronawirusa i licznymi obostrzeniami. Choroba nie ominęła również świata piłki, który w połowie marca stanął i zamarzł na kilka miesięcy. Po wielu tygodniach przerwy i braku piłkarskich emocji w maju i czerwcu wróciły najważniejsze ligi świata, dzięki czemu po części wróciliśmy do „normalności”. Z okazji kończącego się roku przygotowaliśmy dla Was kilka wydarzeń ze świata piłki, które z pewnością zapamiętamy na dłuuugie lata. Zapraszamy!

Przerwane rozgrywki i przełożone EURO

Na sam początek zostańmy przy tej całej pandemii. W marcu koronawirus zaczął rozprzestrzeniać się po całym świecie, co spowodowało liczne zamknięcia granic, oraz masowe obostrzenia w niemal wszystkich krajach. Mniej więcej w połowie maja większość lig piłkarskich przerwały swoje rozgrywki i wówczas jeszcze nikt nie wiedział, kiedy ponownie będziemy mogli obejrzeć jakikolwiek mecz na żywo w telewizji, nie mówiąc o wyjeździe na stadion. Najlepiej w Europie z tym problemem poradziły sobie Niemcy oraz Bundesliga, która ponownie wystartowała 16 maja. Pamiętam jak dziś, kiedy oglądałem pierwsze spotkanie po 2-miesięcznej przerwie pomiędzy Borussią Dortmund a Schalke. Pierwsze emocje były wówczas nieco dziwne, kiedy jedyne co słyszeliśmy ze stadionów to odgłosy kopnięć piłki i rozmowy między zawodnikami. Dopiero po czasie stacje telewizyjne wprowadziły dźwięki z trybun.

Tematu EURO 2020 nie dało się za bardzo obejść w ten sposób, by rozegrać turniej jeszcze w tym roku wraz z udziałem publiczności. Zanim zapadła decyzja o przełożeniu ME na przyszły rok, w mediach pojawiało się wiele spekulacji i jeszcze więcej pytań. EURO w tym roku, czy w przyszłym? EURO z kibicami czy bez? EURO w jednym kraju, czy w kilku? Na decyzję UEFA nie musieliśmy jednak długo czekać. Prezydent UEFA Aleksander Čeferin wraz ze swoimi podopiecznymi podjął szybką decyzję o przełożeniu EURO na następny rok. A jaki format turnieju czeka nas w przyszłym roku? Czy na trybunach pojawią się kibice? Na mniej więcej pół roku przed turniejem, przy tak dynamicznej sytuacji na świecie byłoby to jedynie wróżenie z fusów.

https://twitter.com/pzpn_pl/status/1239897825615511552?ref_src=twsrc%5Etfw%7Ctwcamp%5Etweetembed%7Ctwterm%5E1239897825615511552%7Ctwgr%5E%7Ctwcon%5Es1_&ref_url=https%3A%2F%2Fsport.tvp.pl%2F47158154%2Foficjalnie-euro-2020-przelozone

Bielik wrócił po kontuzji i miażdży Championship. Polski orzeł rozpościera skrzydła

Krystian Bielik imponuje formą w Derby County. Polski pomocnik notuje kapitalne występy od kiedy wyleczył kontuzję. Jest chwalony przez kibiców i ekspertów, a także nagradzany wyróżnieniami po meczach. W ostatnich 4 spotkaniach był trzykrotnie wybierany najlepszym piłkarzem na boisku.

Powrót po kontuzji

22-latek w styczniu bieżącego roku doznał strasznej kontuzji. W meczu z Tottenhamem U23 Polak zerwał więzadła krzyżowe i musiał przejść żmudną rehabilitację. Dochodził do siebie przez blisko 10 miesięcy, ale od kiedy wrócił — imponuje formą.

Bielika ponownie na boisku zobaczyliśmy dopiero 25 października. Uniwersalny pomocnik zagrał 65 minut w spotkaniu z rezerwami Southampton. Jego powrót odnotowało zarówno twitterowe konto Derby, jak i „Łączy nas Piłka”.

https://twitter.com/LaczyNasPilka/status/1319662132162646022

Wrócił (prawie) na dobre

W kolejnym meczu Premier League 2, Polak udowodnił, że po kontuzji nie ma śladu. Tym razem w starciu z rezerwami West Hamu zagrał pełne 90 minut i zanotował imponującą asystę! Bielik posłał kapitalną, długą piłkę po ziemi wprost do kolegi z zespołu.

Wideo z tej akcji możecie zobaczyć poniżej:

https://twitter.com/dcfcofficial/status/1323584457727684608

Urodzony w Koninie piłkarz na dobre do składu „Baranów” wrócił wraz z początkiem grudnia. Od meczu z Coventry rozegrał w sumie 5 spotkań, każde w pełnym wymiarze czasowym. Co więcej, od jego powrotu do „jedenastki” Derby przestało przegrywać. Z Polakiem w składzie ekipa Wayne’a Rooney’a wygrała dwa mecze, a trzy zremisowała.

Nieoceniony

20-latek gra pierwszoplanową rolę w 22. zespole Championship. W ostatnich czterech meczach aż TRZYKROTNIE był wybierany najlepszym piłkarzem meczu.

Najpierw otrzymał to wyróżnienie grając przeciwko Millwall (1:0) w 16. kolejce. Sytuacja powtórzyła się już przy najbliższej okazji. Tym razem Polak był najlepszy na boisku w starciu z Brentford.

„Jego występy nie są niespodzianką. Po kontuzji potrzebował cierpliwości. Teraz wrócił do zespołu w szczytowej formie i ze świetnymi występami” – mówił po spotkaniu Liam Rosenior, specjalista od pierwszego zespołu Derby.

Dominację Bielika przerwał dopiero Jason Knight. Nastoletni Irlandczyk został mianowany piłkarzem meczu ze Stoke City.

https://twitter.com/dcfcofficial/status/1338077455609856001

Polski duet

Derby w środę wygrało 2:0 ze Swansea, a drugiego gola „Łabędziom” zapakował Kamil Jóźwiak, który popisał się kapitalnym strzałem z półwoleja. Wideo z pierwszym trafieniem skrzydłowego w Anglii możecie zobaczyć klikając w link poniżej:

Petarda Jóźwiaka! Tak strzela się debiutanckie gole [WIDEO]

22-letni reprezentant Polski w tym sezonie rozegrał już 15 meczów w barwach „Baranów”. Jak na razie na koncie oprócz środowej bramki ma także jedną asystę.

Jednak nie tylko o byłym piłkarzu Lecha było głośno w tym meczu. Krystian Bielik również odnotował świetny występ i ponownie został wybrany najlepszym zawodnikiem spotkania.

Najpierw otrzymał nagrodę od SkySports…

https://twitter.com/dcfcofficial/status/1339292977408172039

…a następnie wygrał w głosowaniu kibiców

https://twitter.com/dcfcofficial/status/1339510655594979328

Rozkochali legendę

Wayne Rooney nie kryje zachwytu nad polskim duetem z Championship. Po meczu ze Swansea były piłkarz m.in Manchesteru United zdradził, co myśli o występie naszych rodaków.

„Kamil z każdym meczem staje się coraz lepszy. Zaczynamy dostrzegać jego prawdziwą jakość. Ciężko pracuje dla zespołu i strzelił dziś wspaniałego gola. Wciąż będzie się uczył. Jestem zachwycony jego postawą” – rozpływał się nad Jóźwiakiem.

„Jestem z niego zadowolony [z Bielika przyp. red.]. Na początku nie wystawialiśmy go w składzie, ponieważ sądziliśmy, że nie jest jeszcze gotowy do gry po kontuzji. Powiedziałem mu tylko, żeby ciężko pracował i pokazał, jak dobrym jest graczem. Dzisiejszego wieczora w pewnych momentach pokazał klasę” – dodał.

Nadzieje na lepsze jutro

Genialne występy dwójki naszych reprezentantów rozgrzewają serca kibiców Derby. „Barany” zajmują dopiero 22. miejsce w tabeli Championship, jednak w ostatnim czasie notują zwyżkę formy. Od momentu powrotu Bielika do składu ekipa Rooneya radzi sobie coraz lepiej i niebawem powinna wydostać się ze strefy spadkowej.

Najbliższy mecz ekipa Rooneya rozegra już w najbliższą sobotę. Wówczas na wyjeździe zmierzą się z Rotterhamem, który w tabeli znajduje się dwie lokaty nad nimi.

Koniec fazy grupowej Ligi Mistrzów. Wygrani i przegrani tego etapu rozgrywek

Za nami ostatnia kolejka fazy grupowej Ligi Mistrzów w sezonie 2020/2021. Zanim zostaną rozlosowane pary 1/8 finału Ligi Mistrzów, należałoby podsumować to, co już za nami. Zapraszamy na nasze zestawienie przegranych oraz wygranych tej fazy rozgrywek.

Wczoraj odbyły się ostatnie starcia fazy grupowej Ligi Mistrzów, dzięki czemu poznaliśmy już komplet zespołów, które wrócą do rywalizacji w lutym, kiedy zostaną rozegrane mecze 1/8 finału. Miniony etap rozgrywek przyniósł nam wiele niespodziewanych wyników oraz masę zwrotów akcji. Szczególnie ciekawie było w grupie „B”, gdzie losy awansu ważyły się do końcowych minut ostatnich meczów szóstej kolejki. Równie ciekawie było w grupie „H”, gdzie Manchester United na własne życzenie odpadł z rozgrywek. Kto nas miło zaskoczył, a kto najbardziej rozczarował? Zapraszamy na nasze podsumowanie.

Wygrani fazy grupowej Ligi Mistrzów

Real Madryt

Początek sezonu zarówno na rodzimym podwórku, jak i na arenie międzynarodowej nie szedł po myśli Królewskich. Podopieczni Zinedine’a  Zidane’a rozpoczęli zmagania w grupie „B” Champions League od potężnego falstartu, bo jak inaczej nazwać remis z Borussią Moenchegladbach i kompromitującą porażkę z rezerwami Szachtara Donieck? Po dwóch kolejkach mistrz Hiszpanii z ubiegłego sezonu miał na swoim koncie zaledwie jeden punkt i do każdego następnego meczu przystępował z nożem na gardle. Na korzyść Realu oddziaływało to, że w tej grupie wpadki zdarzały się niemal każdemu zespołowi, dzięki czemu strata Hiszpanów nie była aż tak ogromna. Pierwsze zwycięstwo Real odniósł w 3. kolejce z Interem Mediolan (3:2), a w kolejnej ponownie pokonał „Nerazzurrich” 2:0. Gdy wydawało się, że Królewscy wracają na odpowiednie tory, to zaliczyli kolejną wpadkę ze Szachtarem, przegrywając 0:2 na wyjeździe. Kluczowe było ostatnie spotkanie z Borussią Moenchengladbach, które Hiszpanie musieli wygrać, żeby awansować. Podopieczni Zidane’a dopięli swego i ze spokojem pokonali Niemców 2:0. Po słabym początku kibice Królewskich z pewnością 2. miejsce w grupie braliby w ciemno. Ich ulubieńcy jednak sprawili im miłą niespodziankę i rzutem na taśmę wywalczyli pierwsze miejsce, co zapewni im rozstawienie w losowaniu par 1/8 finału.

https://twitter.com/InfiniteMadrid/status/1336930770112352257

Dominik Szoboszlai

Uwagę kibiców śledzących rozgrywki Ligi Mistrzów z pewnością przykuło nazwisko utalentowanego Węgra. 20-latek wyróżniał się już w ubiegłym sezonie w lidze austriackiej, jednak wówczas nikt nie wiedział, na co stać Węgra poważniejszych rozgrywkach. Odpowiednia okazja nadarzyła się w tym sezonie, gdyż RB Salzburg zdołał zakwalifikować się do fazy grupowej Champions League. Austriacki klub co prawda nie zdołał wywalczyć awansu do kolejnej fazy grupowej, lecz prezentowany przez nich ofensywny futbol z pewnością zachwycił wielu kibiców śledzących ich spotkania. Mimo wszystko 3. miejsce w tak silnej grupie z Bayernem, Atletico i Lokomotiwem należy uznawać za sukces. Jedną z wyróżniających się postaci austriackiego zespołu był rzecz jasna Dominik Szoboszlai, u którego dało się zauważyć nienaganną technikę. Węgier w ostatnich miesiącach wyróżniał się na tyle, że w mediach zaczęto o nim mówić w kontekście transferu do takich klubów jak Real Madryt, czy Bayern Monachium. Jedno jest pewne – ktokolwiek nie zgłosi się po 20-latka, będzie musiał za niego zapłacić niemałą sumę pieniędzy.

https://twitter.com/BayernGaIaxy/status/1334525210159099906

https://twitter.com/betPawaGH/status/1336236589912088578

https://twitter.com/leno_lord/status/1336784933361168384

Lech Poznań i jego problemy. Czas ustalić priorytety, by było co ratować

Lech Poznań w ostatnich tygodniach testuje granice cierpliwości swoich kibiców. Piłkarze Kolejorza w trzech ostatnich meczach stracili bramki w końcówkach spotkań. Dyrektor sportowy klubu, Tomasz Rząsa mówi na antenie TVP Sport, że poznaniacy mają odpowiednią kadrę, by grać na trzech frontach, a sztab nie potrafi zdiagnozować przyczyny utraty koncentracji w doliczonym czasie gry.

W JEDNYM Z TRZECH NAJBLIŻSZYCH MECZÓW LECH POZNAŃ STRACI BRAMKĘ PO 80 MINUCIE? OBSTAW W BETFAN

Z KODEM „ESATROLLS” 600ZŁ BEZ RYZYKA

Fatalna passa poznaniaków

Przypomnijmy, przed przerwą reprezentacyjną Lech Poznań mierzył się w Warszawie z Legią. Lech prowadził, jednak w 67. minucie spotkania wyrównał Skibicki, dla którego były to pierwsze minuty w Ekstraklasie. Skądś znamy taki scenariusz, bowiem w ubiegłym sezonie również ówczesny debiutant – Maciej Rosołek ukąsił Kolejorza.  W trzeciej minucie doliczonego czasu gry Rafa Lopes wpakował piłkę do bramki Filipa Bednarka i poznaniacy musieli się obejść ze smakiem.

Później Lech grał z Rakowem, kiedy to odrobił straty z 0:2 na 3:2, by w ostatnich minutach odpuścić i nie przerwać akcji Szelągowskiego, który wyrównał na 3:3. Kilka dni później Kolejorz mierzył się ze Standardem Liege w ramach meczu Ligi Europy. Gdyby mecz skończył się w 90. minucie Lech wywiózłby z Belgii jeden punkt. Tak się nie stało, bowiem w jednej z ostatnich akcji meczu do pola karnego Wielkopolan wparował Konstantinos Laifis, który ustanowił wynik spotkania na 2:1 dla ekipy z Liege.

Zobacz również: Jasmin Burić wypowiedział się nt. Lecha Poznań. „Brakuje im doświadczenia i cwaniactwa”

Co może być przyczyną tak słabej gry Lecha w końcówkach? Tego nie wie nikt, można się domyślać, że chodzi o zmęczenie czy presję. Podczas niedzielnego programu Wysoki Pressing na antenie Canal + Sport jeden z gości przyznał, że wiadomość od sztabu Kolejorza jest taka, że prędzej by wygrali szóstkę w Lotto, niż zdiagnozowali przyczynę utraty koncentracji w końcówkach meczów.

Wąska kadra

Zdaniem wielu ekspertów, piłkarze Lecha Poznań nie potrafią skupić się do końca spotkania przez zmęczenie. Warto teraz wrócić do letniego okna transferowego, podczas którego nie wzmocniono wszystkich wymagających tego pozycji. Do klubu trafili głównie zawodnicy ofensywni, jednak zabrakło transferów do środka pola i defensywy.

Brak uzupełnienia kadry Kolejorza obnażono już podczas pierwszej kolejki Ligi Europy. Wówczas w pierwszym składzie na mecz z Benficą wyszli Tomasz Dejewski i świeżo ozdrowiały Djordje Crnomarković. Pierwszy z nich nie jest zawodnikiem na tyle doświadczonym, by mierzyć się z wicemistrzami Portugalii. Serb z kolei nie był dobrze przygotowany do tego spotkania, bowiem dopiero co wyleczył chorobę.

Wyeksploatowana pomoc

Największym zarzutem do władz Lecha jest fakt, że nie odciążyli oni Jakuba Modera i Pedro Tiby. Można otwarcie powiedzieć, że Karlo Muhar jest zawodnikiem, który w Poznaniu już wiele nie osiągnie, jednak zostaje w klubie ze względu na obowiązujący kontrakt. To sprawia, że tak naprawdę tylko tych dwóch piłkarzy ma odpowiednie kompetencje, by grać na tych pozycjach. W ostatnich dniach okna transferowego liczono na transfer Petara Brleka, jednak przez jego zakażenie wszystko się wysypało.

Pozyskiwanie zastępców, nie wzmocnień

Dziś wiemy, że Jakub Moder niemal na 99% opuści Lecha już zimą. Według Bartosza Ignacika z Canal + poznaniacy znaleźli już zastępstwo za swojego wychowanka, Jespera Karlströma. Dziennikarze i kibice nie są jednak do końca zadowoleni, bowiem Szwed przyjdzie do klubu jako następca, a nie jako wzmocnienie. Fani liczą na dodatkowe ruchy ze strony Tomasza Rząsy właśnie w tej formacji.

Dyrektor sportowy klubu mówi, że kadra jest zbudowana tak, że daje radę łączyć trzy fronty. Zweryfikujmy to.

  • Puchar Polski można nazwać połową frontu, ponieważ spotkania tych rozgrywek odbywają się bardzo rzadko. Uznajmy jednak, że tutaj Lech Poznań daje radę, bo awansował do 1/8 finału. Co prawda mecz ze Zniczem Pruszków pozostawiał wiele do życzenia i fani mogli drżeć do końca, ale wynik to wynik
  • miejsce w tabeli PKO BP Ekstraklasy, punkt (!!!) nad ostatnim w tabeli Podbeskidziem Bielsko-Biała i 14 punktów straty do liderującego Rakowa Częstochowa. Warto zaznaczyć, że Lech ma jeden mecz zaległości, jednak logicznie patrząc – porażka z Lechią skreśli Kolejorza w kontekście walki o tytuł
  • miejsce w Grupie D Ligi Europy z trzema punktami na koncie po czterech kolejkach. Do tych rozgrywek nie mieliśmy większych oczekiwań i to co ugrał Lech można uznać jako sukces

Kosztowne końcówki spotkań

Sytuacja nie wygląda najlepiej, jednak sytuacja w tabeli ligowej mogłaby wyglądać inaczej, gdyby dokonano odpowiednich wzmocnień. Lech głupio stracił punkty w końcówkach z Zagłębiem Lubin (3 pkt), Wisłą Płock (2 pkt) Legią Warszawa (1 pkt) i Rakowem Częstochowa (2 pkt). To kosztowało ich utratę ośmiu punktów. Gdyby dodać te wartości do dorobku Kolejorza, poznaniacy znajdowaliby się dzisiaj na czwartym miejscu w tabeli, mając jeszcze do rozegrania dwa zaległe mecze (poniedziałkowy z Lechią i przełożony z Pogonią).

Natłok meczów

Przed Kolejorzem ciężka końcówka roku. W ciągu dwudziestu dni Lechici zagrają siedem spotkań. Jeśli w końcu nie zostaną określone priorytety, nie zobaczymy poprawy. Poznaniacy powinni teraz w 100% skupić się na Ekstraklasie, a w Europie grać rezerwami. Awans z grupy jest praktycznie niemożliwy, bo tylko matematyka może pozwolić osiągnąć Lechowi promocję do następnej rundy.

Wspomniany okres będzie kluczowy dla Lecha. Wówczas poznamy punkt odniesienia i będziemy mogli dywagować o tym, czy poznaniacy nadal liczą się w wyścigu o tytuł mistrza Polski. Przypomnijmy, że w sezonie 2020/2021 polska liga będzie trwała krócej ze względu na braki terminów, a rozgrywki zakończą się po 30. kolejce.

Lista zadań

Jako osoba decyzyjna w zarządzie Lecha określiłbym przede wszystkim priorytety przed najbliższymi spotkaniami. Ponadto, już teraz zrobiłbym wszystko co w mojej mocy, by pożegnać się z Thomasem Rogne i Karlo Muharem. Jakby tego było mało, przycisnąłbym właścicieli o pieniądze, za które w zimowym oknie transferowym można by wzmocnić zespół. Potencjał piłkarski Lecha powinien wystarczyć na zdobycie optymalnej liczby punktów do końca 2020 roku. Odpuszczenie Ligi Europy pozwoliłoby odpocząć kluczowym zawodnikom, przez co nie byliby tak eksploatowani. Myślmy jednak dalej. Dodatkowe wzmocnienia mogłyby zdecydować o przewadze jakościowej co pozwoliłoby Kolejorzowi nawiązać walkę o tytuł. Świat jednak nie jest idealny, piłka jest nieprzewidywalna, a ja nie jestem w zarządzie poznańskiego klubu. Warto spoglądać na to co się będzie działo przy Bułgarskiej w najbliższych miesiącach, bowiem zapowiada się na pracowity czas.

fot. Lech Poznań / Adam Jastrzębowski

Warta Poznań: Skromny klub o wielkim sercu do walki

Wielu skreślało Wartę Poznań. Wielu twierdziło, że Zieloni spadną z hukiem z ligi. Warciarze pokazują jednak, że mimo wielu problemów organizacyjnych i sportowych mogą poradzić sobie w Ekstraklasie.

Warta Poznań może się niektórym źle kojarzyć przez powiązania z incydentami byłego właściciela. Teraz klub z Wildy niemal całkowicie zmienił swój wizerunek. Zieloni coraz częściej angażują się w projekty społeczne. W swoim Planie Rozwoju 2020-2023 zaznaczyli, iż będą promować tolerancję, ochronę środowiska czy aktywności dla seniorów. Efekty już widać. W październiku klub poinformował na swoim kanale YouTube, że w Parku Jana Pawła II stanął 4-metrowy platan klonolistny.

Jest to pierwsze drzewo naszego klubu. To dopiero początek, bo wkrótce powstanie w okolicy „Aleja Warciarzy”. Działamy wspólnie z Zarządem Zieleni Miejskiej i Radą Osiedla Wilda.

Oprócz tego, Warciarze zainicjowali program „Aktywny senior” pod okiem Amelii Bobowskiej. Instruktorka pokazywała starszym poznaniankom tajniki nordic walkingu.

Przejdźmy jednak do piłki nożnej. Zieloni zajmują obecnie 9. miejsce w tabeli PKO BP Ekstraklasy. Warciarze mają na swoim koncie 13 punktów po 10 kolejkach. Od dłuższego czasu są zdziesiątkowani przez zakażenia spowodowane koronawirusem. Mimo to, Zieloni punktują jak nigdy. Po dobitnej porażce z Legią Warszawa (0:3) Warta pokazuje coraz większe serce do walki.

Romantyczne zwycięstwo w Mielcu

7 listopada 2020 roku Zieloni mierzyli się z konkurentem w walce o utrzymanie, Stalą Mielec. Spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych do oglądania, co można było założyć od początku, jednak historia, która tam się wydarzyła uwypukliła charakter Zielonych. W 34. minucie na stadionie w Mielcu z boiska wyrzucono Mateusza Spychałę, który sfaulował atakującego gracza gospodarzy. Gdyby były zawodnik Korony Kielce odpuścił, mogłoby dojść do straty bramki.

To nie był koniec problemów Zielonych. Podczas tego samego spotkania oprócz utraty zawodnika przez czerwoną kartkę, trener Piotr Tworek musiał oglądać kontuzje swoich dwóch piłkarzy. Urazów doznali Mario Rodriguez i Gracjan Jaroch.

Szczęśliwe zakończenie

Zieloni na tle rywali z Podkarpacia wyglądali w drugiej połowie znacznie lepiej. Ciężko w to uwierzyć, ale ten wymagający dla Warciarzy mecz skończył się dla nich Happy Endem. W 88. minucie do bramki trafił Mateusz Kuzimski czym zapewnił poznaniakom trzy punkty. Ten sam piłkarz stwierdził po spotkaniu, że przemowa trenera Piotra Tworka z przerwy była bardzo ważna. Szkoleniowiec na pomeczowej konferencji prasowej zdradził część swojego monologu i nie szczędził pochwał dla swoich „żołnierzy”.

Jak można nie być dumnym z moich żołnierzy po takim meczu? Jestem ogromnie dumny i szczęśliwy, że wierzą w to co ja do nich mówię. W przerwie powiedziałem swoim zawodnikom, że my do Mielca nie przyjechaliśmy nawet po remis, mimo że mamy problemy z kontuzjami i zmianami. Nie wchodziło w grę skończenie spotkania z jednym punktem.

Mieliśmy wiele przeszkód, kontuzje i kartka nam nie przeszkodziły. Plan był cały czas taki sam – walka o trzy punkty i tego dokonaliśmy.

Trener podsumował działanie klubu, że im więcej problemów, tym lepiej im idzie. Ciężko się nie zgodzić z tym stwierdzeniem, bowiem Warta to ewenement. W klubie przecieka dach, Zieloni mają najmniejszy budżet w lidze, piłkarze funkcjonują w kiepskich warunkach, a mimo to wyglądają nieźle. Obecnie zajmują wyższą pozycję od Lecha Poznań, co czyni ich liderem klasyfikacji drużyn z Wielkopolski. Złośliwi kibice zarzucają Kolejorzowi, że może stracić panowanie w swoim województwie.

Derby polskich rzek

Do meczu z Wisłą Warta przystępowała w bardzo okrojonym składzie. Przed spotkaniem z Białą Gwiazdą, Zieloni nie potrafili zdobyć nawet bramki na swoim terenie. Ich bilans w Grodzisku wynosił wówczas 0 zwycięstw, 1 remis i 3 porażki. Trener Piotr Tworek odniósł się do tego na przedmeczowej konferencji prasowej.

Brakuje nam tych zwycięstw i bramek u siebie. W I lidze w większości meczów wygrywaliśmy w Grodzisku, teraz sytuacja się odwróciła i to nas boli. Dlatego bardzo ciężko pracujemy nad tym, żeby to zmienić.

Nie będę odkrywczy, jeśli powiem, że strzelamy mało goli, bo stwarzamy niewiele sytuacji bramkowych. Dlatego skupiliśmy się na podstawowych elementach, które musimy dopieścić i doprowadzić do perfekcji. Jestem zadowolony z pracy na treningu. 

Szkoleniowiec Zielonych nie chciał narzucać presji na swoich piłkarzy przed spotkaniem

Nie mamy presji, którą sobie możemy narzucić tym, że nie strzeliliśmy jeszcze bramki. Mamy większe kłopoty, punkty na wyjeździe i u siebie ważą tyle samo – mówił przed meczem Piotr Tworek.

Trener przyznał, że drużyna nie ma chwili zwątpienia nawet gdy pojawiają się problemy. To świadczy o charakterze jakim dysponuje Warta Poznań. Tworek pochwalił swoich zawodników przed spotkaniem z Wisłą. Stwierdził, że inni zawodnicy mogliby nie osiągnąć takich wyników jak ta ekipa.

U nas nie ma chwili zwątpienia nawet wtedy, gdy pojawiają się problemy. Umiemy sobie z nimi radzić. Dlatego mam ogromny szacunek do chłopaków. Gdyby nie oni, gdyby nie ci mężczyźni, których mam w szatni, nie byłoby tych wyników ponad stan. Mecz w Mielcu znów pokazał, że to grupa mocnych facetów i ogromnie się cieszę, że nimi pracuję.

Warto walczyć do końca

Mecz z Wisłą rozpoczął się fatalnie dla Warciarzy, bowiem już w 9. minucie bramkę dla Białej Gwiazdy zdobył Adi Mehremić. Zieloni – w swoim stylu – nie załamali się i nacierali na bramkę gości. Już w 27. minucie mieli dogodną sytuację do strzelenia gola. Sędzia podyktował rzut karny, którego na niekorzyść poznaniaków nie wykorzystał Łukasz Trałka. Chwilę później doskonałą sytuację mieli Wiślacy, jednak skutecznie obronił Bielica.

To nie złamało Zielonych, bowiem już w drugiej połowie po zmianie ustawienia Warta zaczęła przeważać. Skończyło się na tym, że przesunięty do pomocy Jan Grzesik doprowadził do remisu, a później wypracował bramkę Mateuszowi Kuzimskiemu. Ostatecznie poznaniacy utrzymali prowadzenie i zapisali pierwsze trzy punkty na swoim gruncie w tym sezonie Ekstraklasy.

Warta drugi raz z rzędu pokazała ogromną wolę walki. Kolejny raz przezwyciężyli próbę charakteru. Trener dobrze zareagował, zmienił taktykę i tym samym potwierdził swoje umiejętne zarządzanie drużyną. Po meczu stwierdził, że jego zespół mimo popełniania błędów, jest inteligentny i potrafi je niwelować.

Cieszymy się ogromnie, bo wreszcie wygraliśmy u siebie. To był nasz cel przez ostatnie dwa tygodnie. Dużo rozmawialiśmy, nakręcaliśmy się nawzajem, żeby wreszcie to zrobić i nie słuchać radości przeciwnika za ścianą. Moi żołnierze wywiązali się z zadania, mimo że początek był ciężki.

Daliśmy z siebie dwieście procent i zasłużenie się cieszymy. Piłkarze mogą się czuć dumni z tego, jak podchodzą do swoich obowiązków i jakimi są mężczyznami. To są ludzie z niesamowitym charakterem – nie tylko na boisku.

Żadne słowa tego nie oddadzą, trzeba byłoby być w szatni, żeby ich poznać. Nie chcę zdradzać co mówiłem w przerwie szatni, lecz było kilka korekt. Mam inteligentny zespół, który popełnia błędy, jednak umie na nie reagować – przyznał po meczu Tworek.

Walka o utrzymanie

Ludzie nie mieli dużych oczekiwań co do Warty po ich awansie do Ekstraklasy. Część szydziła, że przychylne decyzje sędziego z finału baraży (podyktowane dwa rzuty karne, w tym jeden kontrowersyjny przyp. red.) zwrócą się jako karma, a Zieloni spadną z hukiem do 1. Ligi.

Fakty są takie, że Warta po dziesięciu kolejkach ma 13 punktów i zwyciężyła z głównymi konkurentami w walce o utrzymanie. Przypomnijmy: wygrana z Wisłą Płock, Podbeskidziem B-B, Stalą Mielec i Wisłą Kraków. Zieloni mają świetnego trenera, który potrafi zmotywować zawodników, reagować na sytuacje boiskowe i dobierać optymalny skład.

Warto zaznaczyć, że Piotr Tworek zmienił styl gry Warty Poznań na rzecz Ekstraklasy. W wywiadzie dla Weszłopolskich stwierdził, że analizował występy zeszłorocznych beniaminków na najwyższym poziomie rozgrywek w Polsce i podjął decyzję, że warto grać tak jak pozwalają okoliczności. Jako przykład może posłużyć ŁKS z Kazimierzem Moskalem, który chciał zaproponować ofensywną piłkę (którą kontynuowano z 1. Ligi). Klub ostatecznie z hukiem spadł z Ekstraklasy, a trenera zwolniono.

Tworek w 1. Lidze stosował taktykę otwartego futbolu, która wyniosła Wartę do na najwyższy szczebel rozgrywkowy. Teraz jednak dostosował się do otoczenia i skupił się głownie na defensywie. Reakcja trenera zaowocowała dobrą sytuacją Zielonych w tabeli. Eksperci chwalą poznański klub za bycie najlepszym beniaminkiem i twierdzą, że trzeba nie mieć serca, by nie podziwiać tego zespołu.

Warta Poznań to jeden z niewielu zespołów, którego mecze przypominają miłosne historie. Ich przemiana wizerunkowa (i na pewno z czasem organizacyjna) jest promykiem nadziei dla polskiej piłki. Racjonalne zarządzanie zespołem, optymalne budowanie kadry przy minimalnym budżecie i maksymalizacja wyników pokazuje, że można coś osiągnąć bez wymówek.

Do końca sezonu pozostało wiele spotkań, jednak Warta już zaskarbiła sobie sympatię wielu bezstronnych kibiców. Kibicujmy, by sponsorzy i miasto wspomogło klub w kwestiach organizacyjnych. Obyśmy mogli oglądać sportowy rozwój tej drużyny w kolejnych sezonach, bo Warta Poznań pisze piękną historię.

fot. Warta Poznań

Co czeka Jakuba Modera w Brighton? Z pewnością walka o wyjściowy skład!

Dla Jakuba Modera zapewne są to ostatnie tygodnie w ekstraklasie. Jeśli wcześniejsze doniesienia się potwierdzą, to Brighton skróci wypożyczenie Polaka i od stycznia będzie on pełnoprawnym piłkarzem Mew.

Jakub Moder w Brighton. Co go czeka?

Ciężko jest aktualnie stwierdzić, jaki będzie miał początek Jakub Moder w nowym klubie. Jeśli wcześniejsze informacje się potwierdzą i Polak poleci do Anglii już w styczniu, będzie to dobry znak. Dlaczego dobry? Mewy nie skracałyby wypożyczenia bez powodu, tym bardziej że angielski klub będzie musiał z tego tytułu dopłacić dodatkowy milion euro. Brighton nie radzi sobie zbyt dobrze w obecnym sezonie i jest blisko strefy spadkowej. Przy tak napiętym kalendarzu pierwsza szansa na grę powinna być kwestią czasu.

Rekord transferowy ligi.

W minionym okienku transferowym Jakub Moder podpisał kontrakt z Brighton, które zapłaciło za niego ponad 10 milionów euro. Polak po transferze został z powrotem wypożyczony do Lecha Poznań na rok, z możliwością skrócenia wypożyczenia i ściągnięcia go do Anglii w styczniu. Jak już prędzej pisaliśmy, Mewy najprawdopodobniej skorzystają z tego zapisu i ściągną 21-latka do siebie w styczniu, za co dopłacą milion euro.

Jeszcze w czerwcu, czy lipcu większość kibiców oraz ekspertów typowała Michała Karbownika na transferowy rekord naszej ligi. Później wiemy, jak to było. Legia przedwcześnie odpadła z europejskich pucharów, przez co zaczęło się mówić o kłopotach finansowych warszawskiego klubu. Dariusz Mioduski przyjął 5.5 miliona euro od Brighton z pocałowaniem w rękę i pożegnał się z potencjalnym rekordem transferowym. Mimo to rekord w minionym okienku i tak padł, lecz bohaterem tego osiągnięcia został Jakub Moder. Piłkarz Lecha niemal od samego powrotu ekstraklasy po „lock-downie” jest na fali wznoszącej, co zauważyli skauci zagranicznych klubów. Poza świetnymi występami na rodzimym podwórku przyszły jeszcze dobre wyniki całej drużyny na arenie międzynarodowej, co skłoniło właścicieli Brighton do zapłacenia ok. 11 milionów euro + bonusy. Jednym z tych bonusów jest wspomniany milion euro za skrócenie wypożyczenia.

Walka Brighton o utrzymanie

Nie da się ukryć, że Mewy w tym sezonie raczej nie powalczą o nic więcej niż tylko utrzymanie w Premier League. Początek sezonu Brighton miało mocno przeciętny. W ośmiu meczach piłkarze Mew uzbierali łącznie zaledwie 6 punktów, co daje im obecnie 16. miejsce w tabeli ligowej i zaledwie 3 punkty przewagi nad strefą spadkową. Zapowiadane przez media przedwczesne skrócenie wypożyczenia może oznaczać, że trener Graham Potter ma jakiś plan na Polaka i pokłada w nim swoje nadzieje. Koniec końców Moder mógłby okazać się zbawieniem dla angielskiego klubu.

https://twitter.com/maciejluczak/status/1312841480373968896?ref_src=twsrc%5Etfw%7Ctwcamp%5Etweetembed%7Ctwterm%5E1312841480373968896%7Ctwgr%5E&ref_url=https%3A%2F%2Figol.pl%2Fjakub-moder-i-michal-karbownik-w-brighton%2F

Rywalizacja o pierwszy skład. Czy Moder da rade?

Graham Potter stara się mocno rotować swoją drużyną, co daje nadzieje na to, że Jakub Moder szybko otrzyma szansę na grę. W tym sezonie we wszystkich rozgrywkach skorzystał w sumie z 30 (!) zawodników. Przy tak mocno napiętym kalendarzu Jakub Moder na pewno nie przesiedzi połowy sezonu na ławce, czy też w rezerwach. Trener Mew preferuje ofensywną grę w ustawieniu z trzema obrońcami, dzięki czemu więcej zawodników gra w linii pomocy, to również daje większe szanse na grę Polakowi. 3-4-2-1, 3-5-1-1, 3-4-3 – między tymi ustawieniami balansuje trener Potter. W tego typu ustawieniach występuje najczęściej 3 lub nawet 4 środkowych pomocników. Co prawda w kadrze jest ośmiu piłkarzy, którzy mogą występować w środku pola, lecz dwóch z nich to są jedynie juniorzy, którzy dopiero wchodzą do pierwszej drużyny. Zresztą Brighton ogólnie stara się stawiać na młodych piłkarz,średnia wieku drużyny wynosi ok. 24 lat, co daje im miejsce w czołówce Premier League pod tym względem. Głównymi rywalami Polaka do miejsca w pierwszym składzie powinni być Bissouma i Steven Alzate. Zarówno jeden, jak i drugi nie wydają się rywalami nie do pokonania dla reprezentanta Polski. Szczególnie reprezentant Mali mocno przypomina stylem gry Polaka. Również potrafi przedrzeć się i podłączyć się do ataku. Potrafi również strzelić bramkę jak ta poniżej.

https://twitter.com/OfficialBHAFC/status/1312665006471737345

Napięty kalendarz, potencjalne zakażenia i kontuzje.

Jak już wspominaliśmy, kalendarz rozgrywek w obecnym sezonie jest strasznie napięty, przez co trenerzy wielu klubów starają się jak najbardziej rotować składem. Między innymi z tego powodu jesteśmy świadkami coraz do większej liczby kontuzji mięśniowych. Co prawda te omijają, póki co, Brighton, jednak nie ma się co łudzić, prędzej, czy później któryś z piłkarzy zacznie narzekać na problemy zdrowotne i właśnie wtedy pojawią się kolejne rotacje. No i nie można zapomnieć o naszym kochanym koronawirusie, który może zaatakować w najmniej spodziewanym momencie i wyeliminować kogoś z gry na kilkanaście dni. Nikomu nie życzymy, ale jeśli, by tak się stało, mogłoby to mocno ułatwić przedostanie się do pierwszej jedenastki naszemu reprezentantowi.

Podsumowanie

Skrócenie wypożyczenia Jakub Modera obecnie wydaje się bardzo prawdopodobne. Ciężko by nam było uwierzyć w to, że trener Graham Potter ściąga do siebie Polaka, tylko po to, by posadzić go na ławce. Prędzej, czy później Polak powinien otrzymać szansę gry, a jak ją już dostanie, to będziemy mu z całego serca kibicować, by na dobre udało mu się przebić do wyjściowego składu.

fot. Brighton & Hove Albion F.C.

Anegdoty z biografii Tomasza Hajty. „Bramkarz zaczął opowiadać kawały o Polakach, no to nie wytrzymałem i…”

62-krotny reprezentant Polski, Tomasz Hajto wydał w listopadzie 2020 roku swoją autobiografię, w której postanowił zmierzyć się ze swoimi demonami z przeszłości. Książka napisana przez byłego piłkarza i Cezarego Kowalskiego wywołała duży szum w mediach społecznościowych. Postanowiliśmy przybliżyć państwu pięć anegdot ze wspomnianej lektury.

Pierwszą z historii, która według nas jest warta uwagi jest wspomnienie Tomasza Hajty z lat juniorskich. Były reprezentant Polski opowiedział jak kiedyś zagrał pod innym nazwiskiem przez co spotkanie zakończyło się walkowerem.

Gdy miałem niespełna 17 lat, zdarzyła się taka historia: przyjechał do nas Góral Żywiec, który był na pierwszym miejscu w tabeli i walczył o awans do ligi międzyokręgowej juniorów. Grałem wtedy w soboty i niedziele, a że to było nielegalne, to z Góralem wystąpiłem na lewą kartę, na nazwisko kolegi. No i jako Jończyk strzeliłem im trzy gole. Po meczu powiedzieli, że chcą kupić tego Jończyka, i to już. Ale Marek Zajda zdradził im, że to nie Jończyk strzelił im te gole, tylko Tomek Hajto, więc założyli nam sprawę w komisji dyscyplinarnej w Bielsku. Halniak się do wszystkiego
przyznał, ukarali nas walkowerem, a tamci awansowali.

Sytuacja kadrowa Lecha Poznań wygląda bardzo źle. Kto zagra w obronie z Benficą?

Przed Lechem Poznań ciężkie tygodnie. Liczy się przede wszystkim walka z czasem, aby do zdrowia wrócili kluczowi zawodnicy z bloku defensywnego.

Kolejorz przegrał w sobotę z Jagiellonią Białystok (1:2). Jednym z powodów tej porażki było widoczne zmęczenie zawodników wracających ze zgrupowania reprezentacji. Kolejnym powodem był fakt, że z drużyny wypadł Djordje Crnomarković, który wraz z Lubomirem Satką stanowi kolektyw w obronie Lecha.

Następnym problemem, z którym zmierzyła się poznańska drużyna jest to, że na rozgrzewce w Białymstoku z gry wypadł Thomas Rogne. Norweg jest znany z tego, że częściej przebywa na stołach lekarskich, niż na boisku. Na razie nie znamy diagnozy urazu Skandynawa. Według naszych źródeł Rogne przejdzie jutro badania.

Tym razem pech trafił Lecha bardzo dotkliwie, bowiem w składzie zostało dwóch nominalnych stoperów.

Są nimi Lubomir Satka i Tomasz Dejewski. Tutaj pojawia się kolejny problem, ponieważ Słowak w czwartkowym meczu z Benficą na 100% nie zagra przez pauzę za kartki. Inną sprawą jest to, że pokazane mu kartoniki były po części niesłuszne.

Można powiedzieć, że los zabrał Lechowi to co mu wcześniej podarował. Przypomnijmy, że Kolejorzowi sprzyjało dużo szczęścia podczas meczów eliminacyjnych do Ligi Europy. Wypadali kluczowi zawodnicy Hammarby, obroniony karny z Charleroi, dobre losowanie itd..

Trener Dariusz Żuraw stanie teraz przed ciężkim wyzwaniem. Na czwartkowe spotkanie z wicemistrzem ligi portugalskiej dostępny będzie tylko jeden stoper. Być może ktoś z dwójki Rogne – Crnomarković wyzdrowieje, jednak nie wiadomo w jakiej formie fizycznej będą wspomniani zawodnicy.

Tomasz Dejewski przyczynił się do utraty obu bramek w starciu z Jagiellonią. Sprawa nie wygląda kolorowo, bowiem jest on na razie jedynym zdrowym i niepauzującym środkowym obrońcą. Ofensywa Benfici jest na znacznie lepszym poziomie od białostoczan, przez co niektórzy mogą już ferować wyroki, że w Poznaniu zobaczymy blamaż.

Przed spotkaniem pojawia się pytanie: Czy Lech odpowiednio skompletował kadrę na granie co 3 dni?

Nikt nie mógł przewidzieć takiej sytuacji, jednak wiadomo, że gdy ma się w zespole szklanego zawodnika, dwóch podstawowych stoperów i niedoświadczonego Dejewskiego to warto by było sprowadzić piątego zawodnika na tę pozycję.

https://twitter.com/adam_dworak/status/1317765959936053249

Inną sprawą, która może zmartwić fanów Kolejorza jest to, że nadal nie wiadomo co z Janem Sykorą. Czech od długiego czasu nie jest do dyspozycji trenera Dariusza Żurawia. Były gracz Slavii Praga zdążył pokazać się z dobrej strony w meczach Lecha, jednak szybko odsunięto go od składu przez… no właśnie. Klub nadal nie podał żadnych informacji na temat Czecha, a to powoduje zaniepokojenie kibiców.

Przed Lechem nie lada wyzwanie, bowiem zagrają oni maraton meczów. Miejmy nadzieję, że w szeregach jedynej polskiej drużyny, która zaprezentuje Polskę w Europie szybko dojdzie do ozdrowień.

https://twitter.com/Macko_scaut/status/1316445343064752130

Przyjrzeliśmy się rywalom Lecha w Lidze Europy. Jest się czego bać?

Wszystko jest już jasne! Swoich rywali w fazie grupowej poznał Lech Poznań, który trafił do grupy D wraz z Benficą, Standardem Liege oraz Glasgow Rangers. Solidne europejskie marki, jednak bez żadnego hegemona. Mogło być gorzej, mogło być lepiej. Przyjrzeliśmy się wszystkim przeciwnikom Kolejorza i oceniliśmy szanse na awans. Zapraszamy!

Benfica Lizbona

Przegląd oponentów Lecha rozpoczynamy od zespołu, który był losowany z pierwszego koszyka. Marka portugalskiego klubu oraz jego kadra sprawia, że zachodnioeuropejski klub stawiany jest w roli faworyta do awansu z „polskiej” grupy. Zarząd Benfici prężnie działał w letnim okienku transferowym nad sprowadzeniem wielu gwiazd. Co prawda nie udało się im ściągnąć do siebie Edinsona Cavaniego, ale wzmocnienia i tak robią wrażenie. Do Lizbony przeprowadzili się tacy piłkarze jak Jan Vertonghen, Nicolas Otamendi, czy Everton. Benfica od lata regularnie występuje w europejskich rozgrywkach, jak nie w Lidze Mistrzów, to w Lidze Europy. Raczej są faworytem grupy.

Droga do Ligi Europy

Benfica obrała dość nietypową drogę, by dotrzeć do fazy grupowej. W eliminacjach do tych rozgrywek nie zagrali ani jednego meczu. Spotkanie, które zadecydowało o zakwalifikowaniu do Ligi Europy, odbyło się 15 września. Wówczas Portugalczycy uznali wyższość PAOK-u Saloniki, a mecz odbył się w ramach el. Ligi Mistrzów. Porażka z Grekami wyeliminowała ich z walki o Ligę Mistrzów i przekierowała ich prosto do fazy grupowej Ligi Europy.

Forma w Lidze

Encarnados udanie rozpoczęli zmagania o mistrzostwo Portugalii. Po dwóch kolejkach mają na swoim koncie komplet punktów i bilans bramkowy 7:1. Daje im to obecnie drugie miejsce w tabeli, tuż za FC Porto.