Georgina Rodriguez wyręcza Cristiano Ronaldo w pracach domowych. Partnerka boi się o zdrowie ukochanego

Cristiano Ronaldo nie wykonuje w domu żadnych większych prac domowych. Partnerka Portugalczyka tłumaczy to troską o zdrowie swojego ukochanego.

Jak Ronaldo poznał swoją partnerkę?

Georgina Rodriguez oraz Cristiano Ronaldo po raz pierwszy spotkali się w 2016 roku w salonie sklepu Gucci, gdzie pracowała Argentynka. Oboje przyznają, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Oboje doczekali się potomka, jednak do tej pory wciąż nie wzięli ślubu.

– Pierwszy raz spotkaliśmy się w salonie Gucci, gdzie byłam asystentką sprzedaży. Kilka dni później spotkaliśmy się ponownie, na imprezie innej marki. Wtedy mogliśmy porozmawiać w luźnej atmosferze, poza moim środowiskiem pracy. Dla nas to była miłość od pierwszego wejrzenia – opowiadała partnerka Ronaldo w rozmowie z magazynem „Elle” w 2019 r.

Portugalczyk stroni od prac domowych

Przed kilkoma dniami Georgina Rodriguez pojawiła się na okładce włoskiego tygodnika „Sportweek”. Argentynka w wywiadzie z gazetą podzieliła się wieloma ciekawymi historiami z życia prywatnego. Argentynka przytoczyła przykład żarówki, której – jak sama mówi – nigdy nie dałaby wymienić Crisowi.

–  Nie ma możliwości, by wymieniał żarówkę w naszym domu. Czy gdybyś nazywał się Cristiano Ronaldo, wymieniałbyś żarówkę prawie sześć metrów nad ziemią? Mamy bardzo wysokie sufity, a on musi o siebie dbać i poświęcać się temu, co wychodzi mu najlepiej, czyli grze w piłkę. Ja zajmuję się resztą. Tym bardziej, że naprawdę lubię dbać o dom i rodzinę – mówi 27-latka na łamach włoskiej gazety.

Kolejną ciekawą sprawą z życia rodziny Cristiano Ronaldo jest gotowanie. Rodriguez przyznaje, że mają zatrudnionego kucharza, jednak co jakiś czas, sama lubi przygotować posiłek.

– On nie gotuje. Choć mamy kucharza, to lubię czasami po jego treningu przywitać go talerzem ciepłego jedzenia przygotowanym przeze mnie z miłością – wyznaje partnerka Crisa.

Paulo Sousa odwiedził ośrodek przygotowawczy przed EURO. „Selekcjoner był pod wrażeniem”

Selekcjoner reprezentacji Polski – Paulo Sousa – zanim wybrał się na mecz Lech-Raków, postanowił odwiedzić ośrodek treningowy w Opalenicy. Jak mówi dyrektor obiektu: „Selekcjoner był pod wrażeniem”.

Sousa na meczu Lech-Raków

Następca Jerzego Brzęczka rozpoczął swoją podróż po Polsce od wtorkowego starcia w ramach Pucharu Polski pomiędzy Lechem Poznań a Rakowem Częstochowa. Kolejnym przystankiem na drodze Paulo Sousy ma być Warszawa. Dziś o 20:30 Legia zmierzy się z Piastem Gliwice w ćwierćfinale Pucharu Polski.

ZOBACZ: Kapustka wróci do reprezentacji Polski? „Poczekajmy z tymi komplementami”

Selekcjoner odwiedził bazę treningową

Zanim jednak Paulo Sousa wyjechał do Poznania, odwiedził Opalenicę. Znajduje się tam ośrodek treningowy, z którego od wielu lat korzysta reprezentacja Polski. W hotelu Remes przebywali rodacy Sousy w 2012 roku. Cristiano Ronaldo i spółka przygotowywali się w nim do Mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie.

Trener Sousa dostał mocną rekomendację naszego hotelu przede wszystkim od swojej federacji. Poza tym zna wiele osób, które tutaj gościły, a także wie, jakie drużyny nas odwiedzały. Przyznał, że nasz ośrodek jest już znany w całej Europiepowiedział w rozmowie z PAP dyrektor obiektu – Jakub Wrobiński.

W trakcie wizyty trener Sousa wraz ze swoim sztabem przyjrzeli się boiskom, na którym będą trenować jego podopieczni. W trakcie zgrupowania reprezentacja Polski będzie miał hotel na wyłączność.

Po wizycie nie miał żadnych uwag. Uznał, że mamy wszystko, co jest potrzebne do pracy: boiska, sprzęt sportowy, strefę masażu, wellness. Będzie też możliwość rozluźnienia się, dysponujemy bowlingiem, stołami bilardowymi. Selekcjoner był pod wrażeniem standardu naszego hotelu – opowiedział Jakub Wrobiński.

Reprezentacja Polski rozpocznie przygotowania w ośrodku w Opalenicy 24 maja. Następnie 10 lub 11 czerwca zespół Paulo Sousy wyleci do Irlandii. Tam podczas mistrzostw będą przebywać w hotelu Portmarnock Hotel&Golf Links.

źródło: PAP

Dariusz Żuraw zostaje w Lechu Poznań do końca sezonu. Dwie kandydatury na jego miejsce

Dawid Dobrasz z Głosu Wielkopolskiego poinformował, że Dariusz Żuraw pozostanie trenerem Lecha Poznań. Szkoleniowiec Kolejorza utrzyma posadę przynajmniej do końca sezonu. Pojawiły się pierwsze kandydatury na jego stanowisko.

Dziennikarz Głosu Wielkopolskiego donosi o decyzji władz Lecha Poznań w sprawie Dariusza Żurawia. Okazuje się, że trener ekipy z ulicy Bułgarskiej pozostanie na stanowisku do końca sezonu. Klub nie zamierza robić żadnych pochopnych ruchów. Żurawia ocenią na podstawie całej kampanii.

Marazm

Lech Poznań od wielu miesięcy męczy. Męczy przede wszystkim swoich kibiców, ale też postronnych widzów i dziennikarzy. Swoją grą pokazuje marazm i nieumiejętne wychodzenie z dołka. W Wielkopolsce od dawna spekuluje się na temat odejścia trenera Dariusza Żurawia i dyrektora sportowego Tomasza Rząsy. Kibice względem drugiego z wymienionych wywieszali na mieście transparenty.

Wymówki i kłamstwa

Przed nowym rokiem Lechowi wybaczano słabszą grę z powodu natłoku meczów. Po natłoku meczów trener tłumaczył się kontuzjami i stanem boisk. Mówił nawet, że „Lech potrzebuje jednej wygranej i ruszy”. Wcześniejsza frustracja też nie wzięła się znikąd, bowiem Rząsa otwarcie powiedział, że Kolejorz ma kadrę na trzy fronty. Tak nie było.

Liga Europy brutalnie zweryfikowała Lecha. Można również powiedzieć, że odbiła mu się czkawką. Ostatnie miejsce w tabeli LE (tutaj nie było większych oczekiwań), przegrany Puchar Polski, fatalna sytuacja w lidze. Frustracja kibiców jest jak najbardziej zasadna, jednak klub na razie zamierza wstrzymać się z decyzją. W poprzednich latach władze Kolejorza pochopnie zwalniały trenerów. Od 2018 roku klub kompletnie zmienił swoje podejście w tej kwestii i nie chce działać w emocjach.

Dwie kandydatury

Informacje na temat trenera Lecha Poznań przekazał również Tomasz Włodarczyk z portalu meczyki.pl. Dziennikarz twierdzi, że władze Kolejorza zostawią Żurawia do końca sezonu, jednak w tym czasie będą prowadzić rozmowy z innymi szkoleniowcami.

– Wróble ćwierkają o Waldemarze Fornaliku, któremu kończy się kontrakt z Piastem Gliwice. Nikt tych doniesień nie potwierdza i jasne jest, że nie potwierdzi dopóki rozmowy nie byłyby na naprawdę zaawansowanym etapie. Natomiast nawet ludzie w klubie mówią nieoficjalnie: „Coś słyszałem, ale tylko tyle”. Trudno więc ocenić, czy takie informacje to na razie przymiarki, wewnętrzne rozważania i czy w ogóle realnie może dojść do zatrudnienia Fornalika. Drugim nazwiskiem na polskim rynku dostępnym od lata będzie Marcin Brosz – pisze Włodarczyk.

Kierunek zagraniczny

Swoje informacje na temat działań władz Lecha przedstawił również Radosław Nawrot z Interii. Jego zdaniem Kolejorz przeczesał rynek Beneluksu. Jednym z głośnych nazwisk trenerów z tego regionu był Besnik Hasi w Legii Warszawa (Albańczyk, który większość kariery spędził w Belgii). Jego przygoda z Ekstraklasą nie trwała jednak długo. Zwolniono go po trzech miesiącach pracy w Legii.

– Nieoficjalnie wiadomo, że Kolejorz sprawdza i sonduje rynek. Rozpytywał o potencjalnych szkoleniowców chociażby w krajach Beneluksu – donosi Nawrot.

Źródło: Głos Wielkopolski, Interia Sport, Meczyki.pl

Szczęsny o swojej pozycji w świecie bramkarzy: Nie interesują mnie takie rankingi

Juventus z Wojciechem Szczęsnym w składzie pokonał Spezię 3:0. Polski bramkarz obronił rzut karny i zachował czyste konto w spotkaniu z beniaminkiem Serie A. Po meczu dostał pytanie, na temat swojej pozycji w świecie golkiperów.

Przeanalizował rywala

Szczęsny nie musiał się wysilać we wtorkowym meczu. Kilkukrotnie pobudzał kolegów z bloku defensywnego, a w końcówce obronił rzut karny.

– Spodziewałem się takiego wykonania rzutu karnego. Wiedziałem, że Gałabinow lubi uderzać w środek bramki, więc nic było trudno zatrzymać jego strzał – cytuje polaka portal WP Sportowe Fakty.

„Nie interesują mnie rankingi”

„Szczena” otrzymał także pytanie o najlepszych pięciu bramkarzy na świecie. Dziennikarz zapytał Polaka o to, czy widzi siebie w tym gronie.

– Nie oceniam swoich występów. Staram się wykonywać swoją pracę dla Juventusu, żeby wspólnie wygrywać mecze. Kto jest najlepszy, kto jest najgorszy – takie rankingi mnie nie interesują – powiedział Sky Sports były zawodnik Arsenalu.

Źródło: Sky Sports, WP Sportowe Fakty

Boniek nt. EURO: Na dzień dzisiejszy formuła 12 państw jest, według mnie, jedyną wykonalną

3 marca 2021 roku Zbigniew Boniek obchodzi swoje 65. urodziny. Z tej okazji prezes PZPN udzielił wywiadu TVP Sport, w którym wypowiedział się nt. wyboru Paulo Sousy, kondycji polskiej piłki oraz o zbliżającym się EURO.

Reprezentacja ma bawić

Przed nami EURO 2020(1), które rozpocznie się za równo 100 dni. Reprezentacja Polski trafiła do grupy z: Hiszpanią, Słowacją oraz Szwecją. Prezes PZPN podzielił się swoimi oczekiwaniami przed turniejem.

– Chciałbym tego, co wszyscy – żeby reprezentacja dobrze grała, żeby nas bawiła, cieszyła, wygrywała mecze i zaszła jak najdalej. Ale wiemy doskonale, że to nie jest takie proste, bo tego samego chcą wszyscy finaliści. Na koniec wygrywa ten, kto przyjechał na mistrzostwa w najlepszej formie i miał trochę szczęścia – ocenia Zbigniew Boniek.

Wysokie oczekiwania

Zanim jednak rozpoczną się Mistrzostwa Europy, naszej reprezentacji przyjdzie rozegrać 3 mecze w eliminacjach do Mistrzostw Świata w Katarze. Prezesowi PZPN marzy się komplet punktów w marcowych meczach.

– Chciałbym dziewięciu, ale czy uda się tyle zdobyć? Ja jednak nie patrzę tylko na punkty. Ważne, żeby reprezentacja odbudowała się trochę pod względem gry, umiejętności i systemu, bo nie najlepiej to ostatnio wyglądało – przyznaje 65-latek.

Dlaczego Paulo Sousa?

Zbigniew Boniek ponownie wrócił do wyboru Paulo Sousy. Czym Portugalczyk przekonał prezesa PZPN?

– Analizując, kogo chciałbym wziąć na selekcjonera, miałem ustalone parametry. Nie mogłem szukać trenera w Polsce, bo większość z nich była już zajęta, mieli swoje projekty. Poza tym, wydawało mi się, że w zaistniałej sytuacji lepiej było wziąć kogoś zza granicy. Patrząc na CV Sousy i po rozmowie z nim, nabrałem pewności, że jest to trener, który ma doświadczenie, wie, o co chodzi, wie, „z czym to się je” i zna polskich piłkarzy – zdradza prezes Boniek.

Nieznana formuła rozegrania EURO

Zbigniew Boniek został zapytany o formułę rozegrania Mistrzostw Europy. Ostatnie doniesienia mówiły o tym, że turniej może odbyć się w jednym kraju. Z kolei były reprezentant Polski jest nieco innego zdania na ten temat.

–  Ci, którzy mówią, że można przenieść Euro z 12 krajów do jednego, to są ludzie, którzy nie wiedzą o czym mówią. To nie jest takie proste. To niebywale skomplikowana operacja, która kosztowałaby UEFĘ gigantyczne pieniądze. Na dzień dzisiejszy formuła 12 państw jest, według mnie, jedyną wykonalną – komentuje Boniek.

źródło: TVP Sport

Wiadomo, ile Real Madryt musi wydać na Haalanda. Fortuna dla Mino Raioli

Przyszłość Erlinga Haalanda wciąż wydaje się niepewna. Co prawda Norweg ma w najbliższym sezonie nadal reprezentować barwy Borussii Dortmund, jednak polują na niego giganci futbolu. Prędzej czy później 20-latek opuści Signal Iduna Park. Real Madryt non stop monitoruje sytuację 20-latka. Zdaniem „ABC” klub z Hiszpanii poznał już cenę, jaką musiałby wyłożyć za snajpera.

Każdy klub na świecie chciałby mieć w swoich szeregach Haalanda. Młody Norweg strzelił w tym sezonie 27 goli w 27 meczach, czym bez przerwy ściąga na siebie uwagę największych tuzów piłki nożnej. Najgłośniej w kontekście 20-latka mówi się o zainteresowaniu Realu Madryt, Liverpoolu, Manchesteru City czy Juventusu.

Promocja za piłkarza, fortuna dla agenta

Na tę chwilę większość mediów przekonuje, że to właśnie „Królewscy” są na przodzie wyścigu o utalentowanego napastnika. Kontrakt Haalanda z BVB wygasa dopiero w 2024 roku. W umowie zawarta jest natomiast klauzula odejścia, dzięki której napastnik może opuścić Dortmund za 75 mln euro. Aktywuje się ona latem przyszłego roku. Taka cena za 20-letniego snajpera wydaje się być promocją. Jest jednak jeden haczyk.

Przez długi okres trwania kontraktu i zawartą klauzulę duże pole do negocjacji ma Mino Raiola. Agent Norwega nie musi się aktualnie spieszyć z poszukiwaniami nowego klubu dla swojego podopiecznego. Może za to stawiać twarde warunki.

Tak właśnie zrobił w przypadku rozmów z Realem Madryt. Jak przekonują dziennikarze „ABC” Włoch miał przedstawić działaczom „Królewskim” sprawę jasno: transfer wyniesie 150 milionów euro. Ciekawie robi się, jednak kiedy zagłębimy się w podział tej kwoty.

110 mln z transakcji trafiłoby na konto BVB. Aż 30 otrzymałby sam Mino Raiola, a pozostałe 10 – pośrednicy, w tym ojciec Haalanda.

Rozwiązanie lepsze niż Mbappe?

Cała operacja pochłonie zatem masę pieniędzy. Co więc przemawia za kupieniem Norwega? Wiadomo, że Real interesuje się także Kylianem Mbappe. Nawet jeśli łączna kwota za Haalanda wyniesie wspomniane 150 mln, to wciąż będzie to mniej, niż za gwiazdora PSG.

Poza tym „Los Blancos” nie potrzebują aktualnie kolejnego skrzydłowego, a takim jest Mbappe. Sam Francuz postawił ostatnio warunek zarówno „Królewskim”, jak i swojemu aktualnemu klubowi. 22-latek chce grać wyłącznie jako lewoskrzydłowy. 

Przeżył katastrofę lotniczą z zawodnikami Chapecoense. Teraz ocalał w poważnym wypadku autobusu

Erwin Tumuri kolejny raz przeżył katastrofę komunikacyjną. Pierwszą z nich był wypadek samolotu z zawodnikami Chapecoense. Niedawno doszło do kolejnego przykrego zdarzenia w jego życiu. Tumuri brał udział w wypadku autobusu. Zginęło 21 osób, jednak Boliwijczyk wyszedł z tego cało.

W katastrofie lotniczej z 2016 roku zginęło aż 71 osób. Można więc uznać, że Erwin Tumuri ma szczęście do przeżywania takich zdarzeń. Tym razem Boliwijczyk ocalał w poważnym wypadku autobusu. Do zdarzenia doszło w okolicy boliwijskiego miasta Ivirgarzama. W maszynie przebywały 52 osoby, pojazd spadł ze wzgórza, a autobus zjechał ponad 100 metrów.

Komentarz siostry

W wypadku zginęło 21 osób, a pilot wyszedł z tego zdarzenia bez szwanku. Siostra Erwina Tumuriego, Lucia opowiedziała boliwijskim mediom o stanie zdrowia swojego brata.

– Erwin czuje się dobrze, dzięki Bogu. Rozmawiałam z nim. To wszystko dzięki Bogu, który ciągle o nas dba – cytuje Boliwijkę portal Sport.pl.

Szczęście w nieszczęściu

Tumuri był jednym z sześciu ocalałych w katastrofie lotniczej, a teraz przeżył poważny wypadek autobusu. Trzeba przyznać, że Boliwijczyk ma dużo szczęścia w nieszczęściu. Godnym uwagi jest fakt, że sam pilot stwierdził, iż czuje się bardzo dobrze. Według poszkodowanego doskwiera mu tylko problem z kolanem i zadrapania.

Źródło: Sport.pl

Wojciech Szczęsny obronił rzut karny! Kolejne czyste konto Polaka [WIDEO]

Wojciech Szczęsny zachował czyste konto po raz szósty w tym sezonie Serie A. We wtorkowy wieczór Polak nie dał się pokonać piłkarzom Spezii, którzy w doliczonym czasie gry otrzymali rzut karny.

Koniec marzeń Lecha o europejskich pucharach? Tak na porażkę zareagowali kibice

Wtorkowa porażka Lecha Poznań w Pucharze Polski z Rakowem Częstochowa niemal definitywnie pogrzebała szanse Lecha na awans do europejskich pucharów. Kibice Kolejorza, lekko mówiąc, nie są zachwyceni.

Lech Poznań odpada z Pucharu Polski

Po fatalnym starcie w Ekstraklasie praktycznie jedyną możliwością dla Lecha, by zakwalifikować się do europejskich pucharów, było wygranie Pucharu Polski. Piłkarze Dariusza Żurawia ze starcia z Rakowem wracają jednak na tarczy i jedyne co im pozostaje, to walka w lidze.

Żuraw out?

W ostatnich tygodniach coraz głośniej mówi się, o możliwym zwolnieniu trenera Żurawia. Najbardziej domagają się tego kibice, którzy jeszcze kilka miesięcy temu byli zachwyceni pracą 48-latka.

Męczarnie Sousy na trybunach

Zgodnie z wcześniejszymi doniesieniami, na meczu pojawił się Paulo Sousa. Selekcjoner reprezentacji Polski obserwował spotkanie pod kątem powołań na zbliżające się zgrupowanie. Aż sami jesteśmy ciekawi, kto trafił do notesu trenera.

Pomeczowe wypowiedzi

lechpoznan.pl/fot. Przemysław Szyszka

Kto pokaże Ligę Mistrzów w przyszłym sezonie? Tajemniczy wpis Zbigniewa Bońka

Obecne prawa do pokazywania Ligi Mistrzów oraz Ligi Europy obowiązują do końca tego sezonu. Zbigniew Boniek opublikował wpis na twitterze, mówiący o tym, że prawa do transmisji rozgrywek europejskich w Polsce zostały już przyznane.

Najważniejsze klubowe rozgrywki w Europie od sezonu 2018/2019 możemy oglądać na sportowych kanałach Polsatu, a wcześniej prawa posiadała stacja Canal Plus. Obecna licencja obowiązuje do końca sezonu 2020/2021. Na przełomie lutego oraz marca miał odbyć się przetarg w celu wyłonienia telewizji odpowiedzialnej za transmisję rozgrywek w Polsce od kolejnego sezonu.

Przetarg już rozstrzygnięty

Zbigniew Boniek zdradził na twitterze, że prawa do transmisji europejskich rozgrywek w latach 2021-2024 w Polsce zostały już przyznane. Prezes PZPN nie napisał jednak, kto wygrał przetarg.

Czas na zmiany?

Nie wiadomo jeszcze, czy walkę o prawa ponownie wygrał Polsat, czy może dojdzie do zmiany. Do tweeta Zbigniewa Bońka za pomocą gifa odniósł się dyrektor TVP Sport. Krótki film przedstawia scenę z kuchni. Jak wiemy, nieodłącznym elementem Ligi Mistrzów w Polsacie był właśnie kącik kulinarny. Ponadto tweeta prezesa PZPN polubił Tomasz Hajto – ekspert Polsatu Sport. Czyżby miało to oznaczać kolejną wygraną Polsatu? Jeśli tak się stanie, to kibice z pewnością nie będą szczególnie zadowoleni. Jednak najpierw poczekajmy na oficjalne informacje w tej sprawie.

Lewandowski nie jest najlepszy na świecie? Selekcjoner Brazylii postawił na kogoś innego

Tite udzielił ostatnio obszernego wywiadu dla serwisu „FIFA.com”. Selekcjoner reprezentacji Brazylii wybrał w nim trójkę najlepszych piłkarzy na świecie. Zdaniem 59-latka Robert Lewandowski nie jest aktualnie najlepszy. Przed Polakiem umieścił jednego zawodnika.

W roku 2020 napastnik Bayernu nie miał sobie równych. „Lewy” z klubem wygrał wszystko, a sam zgarnął multum indywidualnych nagród. Wielokrotnie to 32-latka uznawano za najlepszego piłkarza minionego roku.

Przypomnijmy, że Hansi Flick poprowadził Bayern do zwycięstwa w Bundeslidze, Pucharze Niemiec i Lidze Mistrzów. Wygrał także Klubowe Mistrzostwa Świata, Superpuchar Niemiec i Superpuchar Europy. Tym samym Bawarczycy zostali drugą drużyną w historii, która zdobyła sekstet.

Ogromna w tym zasługa Roberta Lewandowskiego. Polak był królem strzelców zarówno w niemieckiej lidze, jak i krajowym pucharze. Także w Champions League nie miał sobie równych.

Tite wybrał inaczej

Mimo doskonałego roku Polaka selekcjoner reprezentacji Brazylii nie ceni sobie jego umiejętności tak bardzo, jak Neymara. Jego zdaniem to właśnie lider PSG zasłużył obecnie na miano najlepszego piłkarza na świecie.

– Moja trójka jest taka, na jaką głosowałem w plebiscycie FIFA The Best. Najpierw Neymar, drugie miejsce dla Roberta Lewandowskiego, a trzecie dla Kevina De Bruyne – przyznał Tite w rozmowie z „FIFA.com”.

– Zanim Neymar złapał kontuzję, był w fantastycznej formie, nawet jak na swoje standardy. Lewandowski to znakomity napastnik. De Bruyne jest w stanie robić rzeczy, których inni nie potrafią. Jego improwizacja i determinacja sprawiają, że uwielbiam patrzeć na jego grę – wyjaśnił swój wybór.

Tite stwierdził również, że Alisson był najlepszym bramkarzem minionego roku. Jego zdaniem Brazylijczyk przewyższał zarówno Oblaka, Ter Stegena i Neuera.

– Czy Alisson jest w najlepszej trójce na świecie? Nie mam co do tego wątpliwości, jestem stuprocentowo przekonany. Ale żeby powiedzieć, że jest numerem jeden, musiałbym dokładnie przyjrzeć się wszystkim bramkarzom, aby ich porównać. Mogę powiedzieć, że przez ostatni rok był najlepszy, grał lepiej od Ter Stegena, Oblaka i Neuera – zaznaczył.

Co najbardziej różni Ekstraklasę od Premier League? Jakub Moder nie zostawił wątpliwości

Jakub Moder jest już na Wyspach od dłuższego czasu. 21-letni pomocnik w rozmowie z Canal+ wskazał największą różnicę pomiędzy Ekstraklasą a Premier League. Przede wszystkim obie ligi odbiegają od siebie umiejętnościami piłkarskimi zawodników.

Pomocnik dogadał się w sprawie transferu do Brighton w październiku. Nie trafił jednak do Anglii od razu. „Mewy” postanowiły wypożyczyć go najpierw z powrotem do Lecha, gdzie miał pozostać do końca sezonu. Finalnie klub z Premier League zdecydował się na skrócenie jego pobytu w Polsce, a Moder wyleciał na Wyspy w styczniu.

Różnica w stosunku do Ekstraklasy

W rozmowie z Canal+ pomocnik przyznał, że przyzwyczajenie się do nowych realiów nie było dla niego łatwe. Wyjazd do Anglii był sporym przeskokiem względem gry w Ekstraklasie.

– To duża różnica. Najbardziej zauważalna jest pod względem piłkarskim. Jakość zawodników stoi na najwyższym poziomie – przyznał Moder.

Na szczęście, przed transferem 21-latek zebrał doświadczenie przez regularną grę w Lechu w Ekstraklasie i Lidze Europy. Udało mu się przecież także zadebiutować w reprezentacji Polski.

– Nie mówię, że nie byłem gotowy, bo myślę, że nie miałem takiego problemu. Zrobiło na mnie jednak fajne wrażenie, że każdy zawodnik, czy to młody z akademii, czy to ktoś będący teoretycznie dalej od składu, ma niesamowitą jakość. Widać to na każdym treningów. Od każdego piłkarza mogę się czegoś nauczyć – dodał.

W minioną sobotę Moder zaliczył swój debiut w Premier League. Polak pojawił się w końcówce przegranego meczu z WBA. Dla pomocnika był to dopiero drugi występ w barwach Brighton. Wcześniej zagrał w pucharowym spotkaniu z Leicester City. Wtedy na boisku pojawił się także Michał Karbownik.

Co dalej z Bartomeu? Były prezydent FC Barcelony może trafić do więzienia na wiele lat

Josep Maria Bartomeu i jego współpracownik usłyszeli zarzuty. Obu panom grozi kara pozbawienia wolności nawet do 6 lat.

Bartomeu opuścił areszt

W poniedziałkowy poranek do biur Barcelony wtargnęła policja. Śledczy prowadzili przeszukiwania pod kątem sprawy „Barca Gate”. W związku ze wspomnianą aferą zatrzymano w sumie cztery osoby z prezydentem Bartomeu na czele. Josep Maria Bartomeu oraz jego były doradca Jaume Masferrer zostali już wypuszczeni z aresztu po tym, jak odmówili składania zeznań.

Zarzuty wobec byłego prezydenta Barçy

Zarówno Josep Maria Bartomeu jak i Jaume Masferrer zdołali już usłyszeć stawiane im zarzuty. Chodzi o „działanie na szkodę klubu” oraz „korupcję”. Za pierwszy z wymienionych czynów grozi do 6 lat więzienia, z kolei za korupcję maksymalna kara wynosi 4 lata pozbawienia wolności.

Kontuzja Krzysztofa Piątka! Polak nie trenuje z Herthą Berlin

W ostatnich tygodniach kontuzje nie oszczędzają reprezentantów Polski. Tym razem padło na Krzysztofa Piątka, który nabawił się urazu w ostatnim meczu swojej drużyny.

Problemy Paulo Sousy

Krzysztof Piątek jest drugim napastnikiem reprezentacji Polski (po Arku Miliku), który nabawił się kontuzji w ostatnim czasie. Ponadto wcześniej więzadła zerwali Krystian Bielik oaz Jacek Góralski. Oboje mogą już zapomnieć o wyjeździe na najbliższe EURO. Do tego dochodzi Łukasz Fabiański, który w weekend uszkodził bark. W obliczu zbliżającego się zgrupowania reprezentacji Polski Paulo Sousa może mieć lekki ból głowy.

ZOBACZ: Które mecze w Polsce obejrzy Paulo Sousa? Ciekawy plan Portugalczyka

Piątek kontuzjowany

Napastnik reprezentacji Polski oraz Herthy Berlin nabawił się urazu w ostatnim meczu swojego klubu z VfL Wolfsburg, w którym Polak wszedł na boisko z ławki w 46. minucie. Kontuzja była efektem starcia w doliczonym czasie gry, kiedy polskiego napastnika w nieprzepisowy sposób zaatakował Marin Pograncic. Za swoje zachowanie Chorwat ujrzał drugą żółtą kartkę, przez co musiał opuścić boisko.

Kiedy wróci do gry?

Jak podaje Marcin Borzęcki, Polak od wspomnianego spotkania nie pojawił się na treningu swojego zespołu. Występ w najbliższej kolejce Bundesligi przeciwko Augsburgowi również stoi pod znakiem zapytania. Hertha ma tyle samo punktów co 16. w tabeli Arminia Bielefeld i zaledwie jedno „oczko” więcej niż znajdujące się w strefie spadkowej FSV Mainz. Każdy kolejny mecz dla Herthy można nazywać „walką o życie”.

Legia Warszawa niezadowolona z pracy sędziów. Klub wystosował pismo do Przesmyckiego

W sobotę Legia Warszawa wygrała na wyjeździe z Górnikiem Zabrze 2-1. Tym samym ekipa Czesława Michniewicza umocniła się na pozycji lidera Ekstraklasy. Mistrz Polski ma na koncie 39 punktów. Pogoni Szczecin, która okupuje drugą lokatę, brakuje do stołecznego klubu czterech „oczek”.

Starcie w Zabrzu było emocjonującym widowiskiem. Goście prowadzenie objęli już w 5. minucie po bramce Bartosza Kapustki, ale gospodarze potrafili się odgryźć. Przed przerwą gola na remis strzelił Jesus Jimenez, wykorzystując rzut karny.

O wygranej Legii przesądził dopiero gol Kacpra Kostorza w 82. minucie. Wspaniałą akcją popisał się wówczas Luquinhas, który w pojedynkę rozbił obronę rywali i posłał piłkę do 21-letniego napastnika. Brazylijczyk nie miał jednak łatwego życia podczas sobotniego meczu.

Poszkodowany Brazylijczyk

Pomocnik mistrza Polski był notorycznie faulowany przez zawodników Górnika. Co więcej, sędzia Bartosz Frankowski zdawał się nie widzieć przewinień, jakich dopuszczali się gospodarze.

Dla zabrzan powinny zostać pokazane przynajmniej dwie żółte kartki, po faulach na Luquinhasie. Jedna powinna trafić do Erika Janzy, zaś druga do Przemysława Wiśniewskiego. Swój kartonik zobaczył z kolei Brazylijczyk. Ta sytuacja wzbudziła wiele kontrowersji. Zdaniem ekspertów wcale nie powinno jej być.

Reakcja klubu

Legia Warszawa postanowiła nie patrzeć biernie na wydarzenia z ostatniego meczu. Dariusz Mioduski wystosował specjalne pismo do Zbigniewa Przesmyckiego, przewodniczącego Kolegium Sędziów PZPN.

W dokumencie klub podważa pracę Frankowskiego. Legia uważa, że sędzia dawał graczom Górnika przyzwolenie na nieczystą grę wobec rywali. Co więcej, w piśmie wypunktowane zostały sytuacje, które wzbudziły podejrzenia gości.

Zdjęcie

Legia Warszawa w obliczu wydarzeń z meczu z Górnikiem Zabrze wnioskuje o nieprzydzielanie sędziego Frankowskiego do swoich następnych spotkań. Zdaniem klubu arbiter wielokrotnie podejmował krzywdzące zawodników decyzje. Mistrz Polski poddaje także w wątpliwość wyznaczenie tego samego sędziego na mecz 1/4 finału Pucharu Polski.

Zdjęcie