NEWSY I WIDEO

Genialne wejście polskiego piłkarza! Strzelił gola z 30 metrów po 26 sekundach gry [WIDEO]

Miniony weekend był niezwykle udany dla Łukasza Łakomego. Polak wszedł na boisko z ławki rezerwowych w meczu Young Boys Berno z FC Winterthur i po kilku sekundach strzelił bramkę. Jego zespół wygrał spotkanie 2-1. 




Łakomy zdecydował się na transfer do Szwajcarii przed trwającym sezonem. Były piłkarz Zagłębia Lubin zaliczył co prawda 31 występów, ale większość z nich zaczynał na ławce rezerwowych.

Ekspresowy gol

Nie inaczej było w przypadku ostatniego meczu Young Boys Berno z FC Winterthur (2-1). Łakomy czekał na wejście na murawę aż do 83. minuty, ale kiedy się już doczekał szansy – świetnie ją wykorzystał. Po zaledwie 26 sekundach pobytu na murawie 23-latek wpisał się na listę strzelców.




Warto zaznaczyć, że nie był to gol byle jakiej urody. Polak podszedł szybko do rzutu wolnego w okolicy 30. metra. Mimo sporej odległości zdecydował się na strzał, co okazało się doskonałym pomysłem. Piłka po jego uderzeniu odbiła się od jednego z rywali i po rykoszecie znalazła się w siatce.

Dla Łakomego był to w sumie trzeci gol w tym sezonie. To trafienie było bardzo znaczące w kontekście rywalizacji Young Boys o mistrzostwo Szwajcarii. Drużyna 23-latka lideruje obecnie w tabeli z przewagą sześciu punktów nad drugim Lugano.

Mocne słowa z obozu FC Barcelony po El Clasico. „Wszyscy widzieli, że piłka wpadła do siatki”

Niedzielne El Clasico wywołało masę kontrowersji. Decyzje sędziego roznieciły ogromną burzę w mediach. Padły mocne słowa ze strony przedstawicieli FC Barcelony.




Za nami El Clasico. Niedzielne starcie rozgrywane na Santiago Bernabeu padło łupem Realu Madryt. Królewscy pokonali FC Barcelonę wynikiem 3:2. Gole dla Realu zdobyli Vinicius Junior, Lucas Vazquez i Jude Bellingham. Dla Barcy strzelali Andreas Christensen i Fermin Lopez.

Hiszpański klasyk ma już to w zwyczaju, że jest owiany ogromną ilością kontrowersji sędziowskich. Tak było i tym razem. Największe oburzenie wywołała dziś sytuacja z pierwszej połowy meczu. Kamery nie potrafiły konkretnie pokazać, czy piłka przekroczyła linię bramkową, czy też nie. W rozgrywkach LaLiga nie ma systemu goal-line.




Powyższa sytuacja wywołała ogrom dyskusji. Nie tylko w mediach, ale także w drużynie FC Barcelony. Tuż po meczu o tej sytuacji wypowiedział się Marc-Andre ter Stegen. Niemiec skarżył się głównie na brak systemu goal-line.

– To wstyd, że nie ma takiej technologii, aby ocenić czy jest bramka. W tym świecie jest tyle pieniędzy i nie rozumiem, dlaczego nie mogą ich przeznaczyć na wdrożenie technologii, którą mają inne ligi – skomentował ter Stegen.

W podobnym tonie odnośnie tego zdarzenia wypowiedział się także Xavi. Trener FC Barcelony nie ma wątpliwości, że w powyższej sytuacji bramka powinna zostać uznana.

– Jestem bardzo rozczarowany. Jeśli chcemy, aby La Liga była uważana za najlepszą ligę świata, nie możemy na to pozwolić. Wszyscy widzieli, że piłka wpadła do siatki. To kumulacja absurdów, pokazywałem to już dawno temu czas temu – skomentował Xavi.

Groźna sytuacja w meczu ŁKS – Lech. Dani Ramirez upadł bez kontaktu z rywalem [WIDEO]

Do groźnie wyglądającej sytuacji doszło w trakcie meczu ŁKS – Lech. W pewnym momencie Dani Ramirez upadł na murawę bez żadnego kontaktu z przeciwnikiem.




W niedzielę o godzinie 15:00 rozpoczął się mecz 29. kolejki PKO BP Ekstraklasy między ŁKS-em Łódź a Lechem Poznań. Do przerwy mamy wynik 1:0 dla Kolejorza. Pierwszą bramkę w tym spotkaniu zdobył Mikael Ishak.

Pod koniec pierwszej połowy doszło do niezwykle groźnie wyglądającej sytuacji. Niespodziewanie na murawę upadł Dani Ramirez. Hiszpan osunął się na ziemię bez żadnego kontaktu z rywalem. Rzecz jasna nie mógł on dalej kontynuować meczu.




Po upadku Daniego Ramireza wokół niego natychmiast pojawili się piłkarze jednej i drugiej drużyny. Sędzia od razu wezwał pomoc medyczną. Kiedy był znoszony z boiska podniósł dłoń, sygnalizując, że wszystko jest w porządku.

Feio wprowadził pierwsze zmiany w Legii. „Obecnie jest to ważny element codziennego treningu”

Portal „legia.net” przekazał nowe informacje w sprawie zmian wprowadzonych po zatrudnieniu Goncalo Feio. Według wspomnianego źródła portugalski szkoleniowiec zaangażował zespół między innymi w codzienne treningi taktyczne.

 

Nowa miotła w Legii

Legia Warszawa notuje aktualnie średni sezon. Z jednej strony drużyna prowadzona przez Kostę Runjaicia wyszła z grupy w Lidze Konferencji Europy. Z drugiej jednak Wojskowi szybko odpadli z Pucharu Polski i wypisali się z walki o mistrzostwo Polski.

W związku z tym władze klubu ze stolicy podjęły zdecydowane kroki. Kosta Runjaić pożegnał się z zespołem, a jego miejsce zajął Goncalo Feio. Portugalczyk nie próżnuje od początku pracy w Warszawie.

Nowe doniesienia w sprawie działań byłego szkoleniowca Motoru Lublin przekazał portal „legia.net”. Według wspomnianego źródła portugalski trener wprowadził kilka zmian w codziennym funkcjonowaniu klubu.

 

– Piłkarze przez nieco ponad półtorej godziny pracowali na boisku — najpierw nad motoryką razem z trenerem Dawidem Golińskim, a później nad taktyką. To jest najbardziej rzucająca się zmiana. Wcześniej zajęcia taktyczne miały miejsce raz — dwa razy w tygodniu. Obecnie jest to ważny element codziennego treningu. Na każdych zajęciach przez minimum 30 minut trener Feio pracuje z zawodnikami nad taktyką, kompaktową grą, przemieszczaniem się i schematami gry – przekazał Marcin Szymczyk z portalu legia.net.

Ponadto klub zwraca teraz większą uwagę na młodzież. Oprócz zajęć indywidualnych młodsi zawodnicy mogą liczyć na kilkanaście minut dodatkowych sesji po zajęciach pierwszego zespołu.

Źródło: legia.net

Wielki powrót do Legii Warszawa! Klub ma zasilić była gwiazda zespołu

Jak donoszą brazylijskie media, Luquinhas ma zasilić szeregi Legii Warszawa! Brazylijczyk ma zostać wypożyczony do polskiego klubu.




Luquinhas występował w Legii Warszawa w latach 2019-2022. Do Polski trafił z portugalskiego Desportivo Aves za milion euro. W lutym 2022 roku opuścił Legię na rzecz występującego w MLS New York Red Bulls. Amerykanie zapłacili za Brazylijczyka 3,2 miliona euro.

W styczniu tego roku Luquinhas zamienił NY Red Bulls na brazylijską Fortalezę. W nowym zespole nie cieszy się jednak dużym zaufaniem u swojego trenera. Do tej pory zaliczył 9 występów, jednak głównie były to wejścia z ławki rezerwowych.

W związku z trudną sytuacją w klubie Luquinhas ma zmienić klub. Jak donoszą brazylijskie media, 27-latek ma wrócić do Legii Warszawa! Zawodnik ma zostać wypożyczony do polskiego klubu na rok z opcją wykupu na poziomie 8 milionów reali. Przy obecnym kursie jest to około 1,4 mln euro.




Przez blisko 3 lata pobytu w Polsce Luquinhas rozegrał w barwach Legii 110 meczów. Strzelił w nich 12 bramek i zanotował 18 asyst. Dwukrotnie zdobył mistrzostwo Polski.


źródło: legia.net

Kucharski zdradził kulisy niedoszłego transferu Lewandowskiego do Realu. „Nie chciałem, żeby tam trafił”

Cezary Kucharski udzielił wywiadu portalowi Przegląd Sportowy Onet. Były agent Roberta Lewandowskiego opowiedział o kulisach nieudanego transferu Polaka do Realu Madryt.

 

Byłby jedynie rezerwowym

Swego czasu zagraniczne media co kilka miesięcy łączyły Roberta Lewandowskiego z przenosinami do Realu Madryt. Ostatecznie polski napastnik pokierował swoją karierą inaczej. Po przygodzie w BVB i Bayernie trafił do FC Barcelony.

 

Cezary Kucharski w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet opowiedział o kulisach negocjacji niedoszłego transferu. Według byłego menadżera Lewandowskiego Królewscy zastosowali brzydką zagrywkę pod względem Polaka. To właśnie Kucharski miał namówić „Lewego” do pozostania w Niemczech. To okazało się strzałem w dziesiątkę.

– Nie chciałem, żeby Robert trafił do Realu. To on chciał. Lewandowski byłby w Realu rezerwowym, bo takie było zamierzenie Realu. Wiele aspektów mi nie pasowało. W Madrycie nie dawali mu dziewiątki za Benzemę, tylko proponowali jakiś podrzędny numer i miałby siedzieć na ławce. Oczywiście mógł wygryźć Benzemę, ale to byłby proces. I to nie było takie oczywiste, bo Benzema to świetny napastnik idealnie pasujący do stylu Realu. Jest też ulubieńcem prezydenta Pereza, co ma znaczenie – powiedział Kucharski.

– Ja uważałem, że lepiej być numerem jeden w Bayernie niż dwanaście w Realu. Historia pokazała, że w Monachium dokonał czegoś wyjątkowego. Jestem przekonany, że za naszego życia to się nie powtórzy, nie będzie już takiego piłkarza jak Lewandowski – dodał były agent piłkarza.

Źródło: Przegląd Sportowy Onet

Zdaniem Jacka Magiery Czesi nie zmieniają często trenerów. Rzeczywistość jest „nieco” inna

Zdaniem Jacka Magiery polskie kluby powinny wzorować się na czeskich pod kątem zaufania dla trenerów. Podał przykład Slavii i Sparty Praga, gdzie w ostatniej dekadzie miało rzekomo pracować maksymalnie dwóch trenerów. Rzeczywistość okazała się zdecydowanie inna.




Jacek Magiera na piątkowej konferencji prasowej wygłosił niezwykle ciekawą tezę odnośnie czasu pracy trenerów w polskich klubach. Szkoleniowiec Śląska Wrocław stwierdził, że w Polsce trenerzy powinni otrzymywać dużo więcej czasu. Magiera dodał, że cieszy się, iż jego druga kadencja w Śląsku trwa już rok. Jak na polskie standardy faktycznie jest to całkiem długi czas pracy.

– Wróciłem do Wrocławia 21 kwietnia, tego dnia zagramy przy Łazienkowskiej. Pierwszy raz się zdarza, że przez rok będę szkoleniowcem w jednym klubie. Cieszę się, ale ważna jest praca długoterminowa – skomentował Jacek Magiera.

W tym kontekście Jacek Magiera porównał się do Czechów. 47-latek stwierdził, że w Czechach dużo rzadziej zmienia się trenerów. Podał przykład Legii , Rakowa, Śląska, Lecha oraz Slavii i Sparty.

– Często porównujemy się do Czechów, ich drużyn grających w europejskich pucharach, lecz widziałem ciekawą statystykę odnośnie tego, ilu było trenerów w ostatnich 10 latach – w Legii 7 lub więcej, w Rakowie dwóch, w Śląsku chyba 8, w Lechu 7, w Sparcie Praga jeden, w Slavii dwóch – stwierdził Jacek Magiera.




W powyższych słowach nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie… rzeczywistość. Od początku 2014 roku w Slavii Praga pracowało 6 trenerów. W Sparcie jest jeszcze lepiej, bo w ostatnich 10 latach było tam aż 14 szkoleniowców. Część z nich to jednak trenerzy tymczasowi.


źródło: legia.net, transfermarkt

Ogromny błąd Dante Stipicy. Podarował piłkę rywalowi [WIDEO]

Dante Stipica popełnił ogromny błąd w meczu z Widzewem Łódź. Pomyłka bramkarza Ruchu Chorzów kosztowała jego drużynę utratę bramki.




W sobotnie popołudnie doszło do wielkiego meczu przyjaźni. Na Stadionie Śląskim Ruch Chorzów mierzył się z Widzewem Łódź. Na obiekcie pojawiło się ponad 50 tysięcy kibiców. Jest to rekord frekwencji w polskiej piłce klubowej w XXI wieku. Biorąc pod uwagę mecze Ekstraklasy, jest to najlepszy wynik od 1975 roku.

Spotkanie przyjaźni nie zakończyło się remisem. Zwycięsko z tego starcia wyszli goście. Widzew odniósł zwycięstwo 3:2. Bramki dla gości zdobyli Luis Silva, Jordi Sanchez i Bartłomiej Pawłowski. Dla Ruchu dwie bramki strzelił Miłosz Kozak.




Częściowo do triumfu Widzewa przyczynił się Dante Stipica. Bramkarz Ruchu, można rzecz, podarował jedną bramkę Widzewowi. W 48. minucie gry Stipica opuścił swoją bramkę, by wybić piłkę. Wybicie było na tyle niefortunne, że piłka spadła wprost pod nogi Jordiego Sancheza. To skutkowało bramką na 2:0 dla Widzewa.

Nocna rozmowa motywacyjna w Radomiu. Przekaz zrozumieli nawet obcokrajowcy. „Mamy dość”

Minionej nocy w Radomiu miała miejsca rozmowa motywacyjna kibiców z piłkarzami. Sympatycy Radomiaka wyrazili swoją głębokie niezadowolenie słabą dyspozycją swoich ulubieńców. Radomscy kibice zadbali o to, by przekaz zrozumieli także obcokrajowcy. Jeden z nich przetłumaczył wszystko na język angielski.




W ostatnich tygodniach Radomiak Radom nie imponuje formą. Biorąc pod uwagę ostatnie 5 meczów, Radomiak jest trzecią najgorszą drużyną Ekstraklasy. W tym czasie zespół z Radomia odnotował tylko jedno zwycięstwo.

Ostatnie dwa mecze Radomiaka kończyły się porażką. W ubiegły weekend podopieczni Maciej Kędziorka przegrali na wyjeździe z ŁKS-em Łódź 2:3. W piątek Radomiak mierzył się z Koroną Kielce. Tym razem radomianie polegli aż 0:4.

Wczorajsza porażka rozwścieczyła kibiców Radomiaka. Portal „Weszło” informuje o rozmowie motywacyjnej, jaka miała miejsce po powrocie piłkarzy do Radomia późnym wieczorem. Jak czytamy, rozmowa kibiców z piłkarzami przebiegała w pokojowej atmosferze. Sympatycy Radomiaka wygłosili swoje przemówienie, w którym wyrazili swoje niezadowolenie obecnym stanem rzeczy. Za co najbardziej oberwało się piłkarzom? A no za brak odpowiedniego zaangażowania.

– Można przegrać, ale nie w takim stylu, nie z Koroną. Moje dziecko w domu płakało! C**j z tym 2:3 w Łodzi (w poprzedniej kolejce Radomiak przegrał z ŁKS 2:3), to jest wstyd i żenada, co wy zrobiliście – mówili kibice Radomiaka Radom.

Mamy dość. Zróbcie coś k***a, żeby wygrać jakiś mecz do końca sezonu. W niedzielę macie wygrać w Zagłębiem – usłyszeli piłkarze.




Kibice Radomiaka zadbali o to, by przekaz zrozumieli także obcokrajowcy. Jeden z nich miał przetłumaczyć na język angielski najważniejsze kwestie. Obcokrajowcom wyjaśniono m.in. to, że „Korona to największy rywal ich klubu”.


źródło: Weszło

fot. Radomiak Radom (YouTube)

Ostre słowa pod adresem Czesława Michniewicza. „To żaden trener”

Stefan Szczepłek w rozmowie z portalem meczyki.pl zdecydowanie skrytykował Czesława Michniewicza. Dziennikarz negatywnie ocenił pracę byłego selekcjonera z reprezentacją Polski. 




Za kadencji Michniewicza „Biało-Czerwoni” osiągnęli swój najlepszy wynik na mistrzostwach świata od wielu lat. Polacy wyszli z grupy z Arabią Saudyjską, Meksykiem i Argentyną, a w 1/8 finału zagrali z Francją. Mimo dobrego wyniku na turnieju Cezary Kulesza zdecydował o nieprzedłużaniu kontraktu selekcjonera i postanowił zmienić go na Fernando Santosa.

„To żaden trener”

Wątek Michniewicza na dłuższy czas zniknął w polskich mediach. Powrócił teraz za sprawą programu meczyki.pl „Dwa Fotele”, w którym gościł Stefan Szczepłek. Znany dziennikarz bez ogródek przejechał się po szkoleniowcu.

– Nie zatrudniłbym Czesława Michniewicza z różnych powodów – również merytorycznych. Uważam, że to żaden trener. Takich jak on jest wielu. Jemu to wszystko spadło z nieba – podkreślił.




– Funkcja selekcjonera wymaga umiejętności zachowania się w sytuacjach krytycznych. Pan Michniewicz tego nie potrafił. Mam pretensje do niego nie tylko za jego zachowanie po meczu ze Szwecją – zaznaczył Szczepłek. 

Cytowany fragment – 35:22.

Zwyżkowa forma owocuje. Michał Probierz wybierze się na obserwacje do polskiego skrzydłowego

Michał Skóraś znalazł się na radarze Michała Probierza. Selekcjoner reprezentacji Polski wybierze się do polskiego skrzydłowego, by przyjrzeć mu się z bliska.

W ostatnich tygodniach Michał Skóraś jest ewidentnie na fali wznoszącej. Po kiepskim początku sezonu w Club Brugge Polak w końcu przebił się do wyjściowego składu swojego nowego klubu. 24-latek odpłaca się swojemu trenerowi za dane mu zaufanie dobrymi liczbami. W ostatnich siedmiu występach Skóraś strzelił 2 bramki i zanotował 3 asysty.




Dobra dyspozycja Michała Skórasia nie umknęła uwadze sztabowi reprezentacji Polski. Jak informuje portal „meczyki.pl”, na najbliższym meczu Club Brugge ma pojawić się sam Michał Probierz. W najbliższy weekend Club Brugge zmierzy się na wyjeździe z Union Saint-Gilloise.

Jak czytamy na „meczyki.pl”, Skóraś już wcześniej był obserwowany przez jednego z asystentów Michała Probierza. 24-latek miał bardzo zaimponować swoim występem. – Skrzydłowy jest bardzo mocnym kandydatem do wyjazdu na EURO – czytamy.




Michał Skóraś debiutował w reprezentacji Polski, kiedy selekcjonerem był Czesław Michniewicz. Debiut przypadł na mecz z Holandią (0:2) we wrześniu 2022 roku. do tej pory 24-latek zaliczył 7 meczów w seniorskiej reprezentacji. Ostatni występ to mecz z Albanią (0:2), kiedy selekcjonerem był jeszcze Fernando Santos. Do tej pory Probierz nie powoływał jeszcze tego piłkarza.

W całym sezonie Michał Skóraś rozegrał już łącznie 38 meczów. W większości były to jednak występy po wejściu z ławki rezerwowych. 1 400 rozegranych minut w 38 meczach daje średnio niespełna 37 minut na spotkanie. W tym czasie Skóraś zdołał strzelić 3 bramki i zanotować 8 asyst. Daje to udział przy bramce średnio co 127 minut, całkiem solidny wynik.


źródło: meczyki.pl

Szymon Marciniak pod ostrzałem włoskich mediów. Burza po decyzji Polaka. „To był zły mecz”

Włoskie media są zawiedzone postawą Szymona Marciniaka w meczu Ligi Europy między AS Romą a Milanem. Polski sędzia miał bardzo trudne zadanie i podjął wiele ciężkich decyzji. Dziennikarze zauważyli dużo błędów popełnionych przez arbitra. 




Dzięki zwycięstwu Romy nad Milanem w czwartkowy wieczór (2-1), ekipa Daniele De Rossiego awansowała do półfinału Ligi Europy. Mecz był bardzo stykowy i opływał w emocje, które udzielały się na murawie. Szymon Marciniak, który prowadził te spotkanie, nie miał łatwego zadania i musiał podjął wiele bardzo trudnych decyzji.

Wypaczył wynik?

Szczególnie zawiedzione Marciniakiem są włoskie media. Dziennikarze przeanalizowali dokładnie decyzje, jakie podjął Polak. Pierwsze kontrowersje pojawiły się już w 29. minucie, kiedy za faul na Leao wyleciał z boiska Zeki Celik. Po kilku minutach arbiter nie odgwizdał z kolei rzutu karnego, którego domagali się piłkarze Milanu.

Jeszcze w pierwszej połowie, a konkretnie w doliczonym czasie, Marciniak wyrzucił z boiska Theo Hernandeza. Sędzia podszedł jednak do monitora VAR i po obejrzeniu powtórki zmienił swoją decyzję. Obrońca Milanu dostał jednak tylko żółtą kartkę i został na murawie.

Wspomniane włoskie media ostro potraktowali sposób, w jaki Marciniak prowadził mecz. „Corriere dello Sport” pisze między innymi o błędzie w kontekście czerwonej kartki dla Celika. „To był błąd. To nie był faul na czerwoną kartkę” – czytamy na „CdS”.

– To był zły mecz Marciniaka. Polak pobłażał zawodnikom, a nagle kontrowersyjnie wyrzucił z boiska Celika. To najlepszy dowód na to, że nie był dobrym dowódcą pod względem dyscyplinarnym. Marciniak nagle zareagował bardzo zdecydowanie, mimo że wcześniej nie pokazał kartek Calabrii i Giroudowi. A poza tym kartka dla Celika była niezasłużona. Turek zasługiwał na ostrzeżenie, bo jego noga nisko, tuż nad ziemią i ledwo dotknęła pięty Leao – argumentowano dalej. 




W podobnym tonie o Marciniaku pisał serwis „Football Italia”, który nazwał decyzje Polaka „kontrowersyjnymi”. On sam został z kolei mianowany „bohaterem meczu”, ale nie w pozytywnym kontekście. Nieco bardziej wyrozumiała była „La Gazzetta dello Sport”.

– Marciniak to bardzo dobry sędzia, który nie pozwala, by mecze – niezależnie od poziomu napięcia – wymykały mu się spod kontroli. Dzieje się tak nawet jeśli obie strony mają do niego pretensje – napisali dziennikarze. 

Nietypowa sytuacja w meczu LKE. Bramkarz otrzymał dwie żółte kartki, a mimo to nie wyleciał z boiska [WIDEO]

W trakcie serii rzutów karnych między LOSC Lille a Aston Villą zapanowała lekka konsternacja. Drugą żółtą kartkę w tym meczu otrzymał Emiliano Martinez. Mimo to argentyński bramkarz nie wyleciał z boiska. Dlaczego? Wyjaśniamy.

W czwartek miało miejsce rewanżowe starcie między LOSC Lille a Aston Villą w 1/4 finału Ligi Konferencji Europy. Pierwsze starcie zakończyło się wynikiem 2:1 dla Aston Villi. W rewanżu padł ten sam wynik, jednak ze wskazaniem na Lille. Do rozstrzygnięcia potrzebne były rzuty karne, w których lepsi byli zawodnicy z Premier League.

Do nietypowej sytuacji doszło w trakcie rzutów karnych. Żółtą kartką ukarany został Emiliano Martinez. Co ważne, Argentyńczyk miał już na swoim koncie żółtą kartkę, którą otrzymał w pierwszej połowie spotkania. Mimo to nie zakończył on swojego udziału w meczu. Dlaczego?




Pomimo zobaczenie drugiej żółtej kartki Martinez mógł kontynuować grę. A to wszystko dlatego, że wszystkie żółte kartki są anulowane przed serią rzutów karnych. Nie dotyczy to rzecz jasna czerwonych kartek. Jeśli któryś z graczy otrzyma czerwoną kartkę, nie może wziąć udziału w serii jedenastek. Przepis odnośnie anulowania żółtych kartek brzmi następująco:

„Zawodnik, który został wykluczony podczas zawodów, nie może brać udziału w rzutach. Napomnienia (ŻK) oraz reprymendy udzielone zawodnikom i osobom funkcyjnym podczas zawodów nie obowiązują podczas karnych (serii rzutów karnych).”





źródło: PZPN, viaplay

Udany występ Matty’ego Casha. Reprezentant Polski chwalony w brytyjskich mediach

Matty Cash zanotował udany występ w ćwierćfinale Ligi Konferencji Europy. Reprezentant Polski był mocno chwalony w brytyjskich mediach.

W czwartek miały miejsce rewanżowe mecze 1/4 finału Ligi Konferencji Europy i Ligi Europy. Swój mecz rozgrywała między innymi Aston Villa z Mattym Cashem w składzie. Po wygranej w pierwszym meczu 2:1 Anglicy polegli w rewanżu wynikiem 1:2. Do rozstrzygnięcia potrzebne były rzuty karne, które lepiej wykonywali podopieczni Unaia Emery’ego.

W wyjściowym składzie Aston Villi na to spotkanie znalazł się Matty Cash. Polak rozegrał pełne 120 minut. To dzięki jego bramce w 87. minucie gry doszło do dogrywki. Matty wziął udział w konkursie rzutów karnych. Polak nie uległ presji i zdołał zamienić jedenastkę na bramkę.




Matty Cash zebrał pozytywne recenzje za swój wczorajszy występ. Bardzo dobrze oceniły go portale statystyczne. Superscore wystawił mu ocenę 7.6. Sofascore oceniło występ Casha na 8.0 Jeszcze lepiej Polaka ocenił Flashscore, wystawiając mu notę aż 8.1. Wszystkie te trzy portale oceniły Casha najlepiej spośród wszystkich zawodników, którzy pojawili się na boisku.




Pozytywnie występ Casha oceniły także brytyjskie media. Portal astonvilla.news wystawił Polakowi notę 7/10. Cash został pochwalony przede wszystkim za zdobytą bramką. Z kolei birminghammail.co.uk oceniło go jeszcze lepiej, dając mu notę 8/10. Taką samą ocenę Cash otrzymał od serwisu talk-villa.com. W opisie gry Matty’ego zwrócono uwagę przede wszystkim na zdobytą bramkę i wykorzystanie rzutu karnego. Dodano także, że  Cash był największym zagrożeniem Aston Villi w ofensywie. Ocenę 8 Cashowi wystawił także portal astonvillanews.co.uk. W opisie gry Casha zwrócono przede wszystkim uwagę na to, że zakończył on mecz ze 100-procentową skutecznością odbiorów.

Łunin zdradził przygotowania do rzutów karnych z Man City. „Dzięki Bogu, dobrze się skończyło”

W rewanżowym meczu Realu Madryt z Manchesterem City bohaterem „Królewskich” okazał się nieoczekiwanie Andrij Łunin. Ukrainiec świetnie bronił przez cały mecz, a w rzutach karnych obronił strzały Bernardo Silvy i Mateo Kovacicia. Golkiper opowiedział, jak przygotował się do tego elementu gry. 




25-latek, który wskoczył do bramki Realu w miejsce kontuzjowanego Courtois, zaliczył bardzo słaby występ w pierwszym meczu z Manchesterem City w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. W rewanżu wyglądał już dużo lepiej. Łunin bronił świetnie podczas regulaminowego czasu gry. Gdy doszło do rzutów karnych udało mu się obronił strzał Bernardo Silvy i Mateo Kovacicia.

„Dzięki Bogu, dobrze się skończyło”

Łunin nie ukrywa, że za przygotowanie go do rzutów karnych odpowiadał trener bramkarzy. Na zajęciach bazują na danych na temat potencjalnych strzelców „jedenastek”, zebranych przez sztab szkoleniowy. 25-latek nie ukrywa jednak, że w meczu z „Obywatelami” potrzebne było coś więcej.

– Do karnych przygotowywałem się z trenerem bramkarzy. Przy trzech zawodnikach mieliśmy wątpliwości, czy zostać w środku bramki, czy nie. Ostatecznie wybraliśmy Silvę. Przy pięciu strzałach nie można ciągle stać w środku. Dzięki Bogu dobrze się skończyło – przyznał Łunin. 




Łunin ma jeszcze ważny kontrakt z Realem Madryt do czerwca przyszłego roku. Do tej pory rozegrał 27 meczów w tym sezonie.


TROLLNEWSY I MEMY