NEWSY I WIDEO

Pijani rodzice wtargnęli na boisko podczas turnieju dla dzieci. Organizator zdyskwalifikował drużynę za ich wybryk

 

Podczas Orlen Beniaminek Cup doszło do skandalicznej sytuacji. W trakcie turnieju młodzieżowej piłki nożnej pijani rodzice zawodników jednego z zespołu wtargnęli na boisko.

 

Skandaliczna sytuacja na turnieju dla dzieci

2 i 3 marca na Podkarpaciu odbył się Orlen Beniaminek Cup. W turnieju wzięły udział drużyny z Litwy, Czech, Węgier i Słowacji z rocznika 2014. Podczas rozgrywki doszło do skandalicznej sytuacji.

 

W trakcie meczu Hetmana Zamość z drugim zespołem Beniaminka PROFBUD Krosno pijani rodzice dzieci piłkarzy z Zamościa wtargnęli na murawę. Ich motywacją była irytacja zachowaniem sędziego. Dyrektor rozgrywek, Zbigniew Raus wypowiedział się na temat tego incydentu w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet.

 

– Taka sytuacja wydarzyła się pierwszy raz w historii naszego turnieju. Trzeba stawiać granice, więc nasza reakcja była szybka i jedyna słuszna, a wiele osób bałoby się tak postąpić. Nie możemy sobie pozwolić, aby osoby, które są pod wpływem alkoholu, wchodziły na boisko. Podeszliśmy do trenera Hetmana, powiadomiliśmy go, że musimy zespół z Zamościa odsunąć od turnieju. W tym wszystkim szkoda przede wszystkim dzieci. Niektórzy mówili, że może zareagowaliśmy zbyt gwałtownie, ale innej opcji nie było, bo do takich patologicznych zachowań dochodzić nie może – wytłumaczył.

 

Niedługo po dyskwalifikacji zespołu z Zamościa, prezes Hetmana, Krzysztof Rysak skontaktował się z dyrektorem turnieju, aby przeprosić za zaistniałą sytuację.

Źródło: Przegląd Sportowy Onet

Szalony pomysł Jacka Góralskiego. Chce wytatuować sobie swoich byłych trenerów [WIZUALIZACJA]

Jacek Góralski udzielił obszernego wywiadu portalowi „Łączy nas Piłka”. W rozmowie poruszono wiele kwestii, jednak piłkarz Wieczystej podzielił się również… konceptem na swój tatuaż. Wizualizacja wygląda co najmniej interesująco. 

„Góral” w swojej karierze grał w Wiśle Płock oraz w Jagiellonii Białystok. Występy w podlaskim zespole zaowocowały z kolei transferem do Łudogorca, w którym 31-latek spędził dwa i pół roku. Stamtąd trafił natomiast do kazachskiego Kairatu Almaty, a obecnie występuje w Wieczystej Kraków.

Hołd dla trenerów

Mimo występów w III lidze Góralski ma czas na myślenie o innych rzeczach, niż sport. W rozmowie z portalem „Łączy nas Piłka” 31-latek podzielił się swoim pomysłem na niekonwencjonalny tatuaż, którym honorowałby swoich byłych trenerów. Dzieło znalazłoby się na jego plecach.

– Zdecydowałem się na taki tatuaż, bo bardzo szanuję wszystkich ludzi, którzy pomogli mi w życiu. Od Adama Nawałki otrzymałem pierwsze powołanie do reprezentacji narodowej. U Jerzego Brzęczka grałem dość regularnie w kadrze narodowej, zapracowałem na zagraniczny transfer. Co do Czesława Michniewicza – jestem przekonany, że gdyby nie moja kontuzja, zabrałby mnie na mundial do Kataru. Zawsze podchodził do mnie bardzo w porządku i chcę mu podziękować – przyznał. 

– Do trenera Michała Probierza mam wielki szacunek za to, że zadzwonił do mnie i ściągnął z Wisły Płock do Jagiellonii Białystok, pozwalając mi wskoczyć na poziom Ekstraklasy. Miałem kwotę odstępnego 100 tysięcy euro i nie było zbytnio chętnych, a trener wykazał się determinacją. Także dzięki niemu trafiłem później do kadry. W Płocku pracowałem z trenerem Marcinem Kaczmarkiem, u niego stawiałem pierwsze kroki w seniorskim futbolu na profesjonalnym poziomie. Trenerzy Robert Tomczak i Marcin Maćkowski prowadzili mnie w juniorskich zespołach Zawiszy Bydgoszcz – kontynuował. 

– W Victorii Koronowo, w trzeciej lidze, prowadził mnie Zbigniew Stefaniak. Spędziłem u niego pół roku, woził mnie na treningi. Aleksiej Szpilewski dał mi szansę w Kajracie, zdobyłem pod jego wodzą trofea w Kazachstanie i występowałem w europejskich pucharach. Stawkę uzupełnia prezydent Kajrat Boranbajew, który wciąż darzy mnie szacunkiem. Nawet gdy byłem kontuzjowany, pozwolił mi wyjechać do Polski na leczenie, opłacał wszelkie koszty. Świetny człowiek, z sercem na dłoni, pomaga ludziom, otwiera w Kazachstanie ośrodki dla dzieci. Ostatnie miejsce na plecach póki co zostaje wolne – podsumował. 

Tomasz Ćwiąkała ostro o ostatnim występie Kamila Piątkowskiego. „Dramat”

Kamil Piątkowski ma za sobą bardzo słaby mecz przeciwko Villarreal. Występ piłkarza Granady skrytykował Tomasz Ćwiąkała.




W minioną niedzielę Granada mierzyła się na wyjeździe z Villarreal. Spotkanie zakończyło się hokejowym wynikiem. Villarreal rozgromił przyjezdnych aż 5:1.




W wyjściowym składzie gości na wspomniane spotkanie znalazł się Kamil Piątkowski. Swojego występu nie może on jednak zaliczyć do udanych. Piątkowski nie zdołał nawet dokończyć meczu. Opuścił boisko przy wyniku 0:4 w 63. minucie gry. Pod koniec meczu na murawie zameldował się z kolei Kamil Jóźwiak.




Utrata tylu bramek nie jest powodem do dumy dla żadnego obrońcy. Występ Piątkowskiego skomentował na Twitterze ekspert od hiszpańskiej piłki, Tomasz Ćwiąkała. Przyznał, że bardzo nad tym ubolewa. Wcześniejsze występy polskiego defensora napawały optymizmem.

– Całe pozytywne wrażenie, które Piątkowski zostawił po meczu z Betisem, zatarł nawet nie tyle czerwoną kartką z Las Palmas, co dzisiejszym występem z Villarrealem. Dramat – skomentował Tomasz Ćwiąkała.

– Jako wierny kibic Granady od końcówki grudnia i Piątkowskiego od pierwszych meczów w Ekstraklasie, bardzo nad tym ubolewam – dodał.




Kamil Piątkowski zasilił szeregi Granady w styczniu tego roku. Trafił do hiszpańskiego klubu na zasadzie wypożyczenia. Do tej pory rozegrał 4 mecze w La Liga.

Bartłomiej Pawłowski tłumaczy swój wpis. „Nie chciałem nikogo urazić”

Bartłomiej Pawłowski skomentował swój ostatni wpis opublikowany na Twitterze. Piłkarz Widzewa przyznał, że w momencie publikacji wpisu szargały nim emocje wynikające z wyniku meczu.




W ostatnich dwóch meczach Widzewa Łódź nie obyło się bez kontrowersji. Najpierw w meczu Pucharu Polski, zdaniem wielu osób, sędzia niesłusznie uznał bramkę dla Wisły Kraków. W sprawie tego meczu władze Widzewa złożyły protest do PZPN. Następnie doszło do kontrowersji w meczu Ekstraklasy przeciwko Śląskowi Wrocław. W tym meczu najwięcej dyskusji wywołała druga bramka dla Śląska, zdaniem wielu strzelec bramki był na pozycji spalonej.




Po wczorajszym meczu ze Śląskiem wpis na Twitterze opublikował Bartłomiej Pawłowski. Piłkarz Widzewa nie gryzł się w język. Wprost napisał, że jego zespół został okradziony.




Powyższy wpis został już skomentowany i sprostowany przez samego Pawłowskiego. Piłkarz Widzewa tłumaczy się emocjami towarzyszącymi mu przy dwóch ostatnich meczach. Dodał, że nie miał na celu nikogo urazić.

– Emocje związane z ostatnimi dwoma meczami cały czas są bardzo duże. W czasach dzisiejszej techniki i kamer każdy mógł zobaczyć, jak to wyglądało w Krakowie i Wrocławiu. Jako zawodnik i kapitan Widzewa widzę na co dzień, jak cały zespół ciężko pracuje na treningach i gdy udowodnione błędy pozbawiają nas awansu do półfinału Pucharu Polski i punktów w lidze, to wkurzenie jest duże. Mój wczorajszy wpis podyktowany był tylko emocjami wynikającymi z końcowego wyniku – napisał Bartłomiej Pawłowski.

– Prywatnie nie chciałem nikogo obrazić i nie było to moją intencją. Jeżeli ktoś się tak poczuł, to za to przepraszam – dodał.

– Teraz skupiamy się na meczu z Legią Warszawa – zakończył piłkarz Widzewa.




Oprawa kibiców Widzewa wymknęła się spod kontroli. Niewiele zabrakło do poważnego wypadku [WIDEO]

Śląsk Wrocław wygrał u siebie z Widzewem Łódź w sobotnim meczu PKO BP Ekstraklasy. Podczas spotkania mogło dojść do tragedii przez oprawę kibiców gości.

 

Krok od tragedii

Śląsk Wrocław został liderem Ekstraklasy po sobotnim meczu z Widzewem Łódź. Podczas spotkania doszło do kilku kontrowersji. Swoje niezadowolenie z pracy sędziów w mediach społecznościowych przedstawił Bartłomiej Pawłowski.

 

Gorąco było również na trybunach. Kibice Widzewa Łódź przygotowali we Wrocławiu oprawę, która mogła doprowadzić do tragedii. Pokaz ekipy gości wymknął się jednak spod kontroli. Wystrzelone przez nich fajerwerki w pewnym momencie nie wydostawały się z obiektu.

 

Środki pirotechniczne odbijały się od dachu i eksplodowała tuż nad trybunami zajmowanymi przez Widzew. Część z nich wylądowała również na sektorze rodzinnym kibiców gospodarzy. Niebezpieczna sytuacja zakończyła się jednak bez większych obrażeń.

 

Real Madryt nie odwoła się od decyzji z Walencji. Tak to argumentuje

Jesús Gil Manzano był głównym bohaterem sobotniej kontrowersji w meczu Valencii z Realem Madryt. Hiszpański arbiter zakończył spotkanie tuż przed golem Jude’a Bellinghama w doliczonym czasie gry.

 

Skandal w Hiszpanii

Real Madryt od wielu miesięcy poświęca sporo uwagi sędziom. Królewscy wypominają im błędy w klubowej telewizji. Według niektórych opinionistów takie działania mogły wywołać irracjonalną decyzję Jesúsa Gila Manzano.

 

Klub ze stolicy Hiszpanii uważa jednak, że misja jest słuszna. Według doniesień Marki batalia będzie kontynuowana, a po sobotnim meczu Królewscy zapowiadają „bitwę totalną”.

 

Real Madryt uznał również, że nie ma sensu odwoływać się od decyzji ze spotkania w Walencji. W stolicy uznano, że Hiszpańska Królewska Federacja Piłki Nożnej jest aktualnie pochłonięta chaosem.

Królewscy uważają, że zdarzenie z sobotniego meczu zostanie zapamiętane na długo jako jeden z największych skandali w piłce hiszpańskiej i światowej. Co ciekawe, Komitet Techniczny Sędziów (CTA) również nie rozumie decyzji Jesúsa Gila Manzano.

Według Marki uznano ją jako kompletnie nieprzystającą arbitrowi tego pokroju i niezrozumiałą.

 

Źródło: MARCA

Gigantyczne kontrowersje w meczu Śląsk – Widzew. Gromy nad PZPNem. Piłkarze reagują

Do gigantycznych kontrowersji doszło w meczu Śląska Wrocław z Widzewem Łódź. Po ostatnim gwizdku rozpętała się istna burza odnośnie sędziowania w Ekstraklasie oraz w Pucharze Polski. Teraz łódzki klub bezpośrednio atakuje PZPN.

 


W zaledwie kilka dni Widzew stracił bardzo wiele. Najpierw odpadł z Pucharu Polski po dogrywce z Wisłą Kraków, a teraz w kontrowersyjnych okolicznościach przegrał ze Śląskiem Wrocław (1-2).

„Czegoś tu nie rozumiem”

Odnośnie meczu z Wisłą Widzew złożył protest do PZPN, ale nie minęło dużo czasu, a nasiliły się kolejne kontrowersje. W meczu ze Śląskiem oba gole dla wrocławian strzelił Nahuel Leiva, które uznano dopiero po długich analizach VAR-u. Pierwsza z nich dotyczyła rzutu karnego podyktowanego po faulu Rafała Gikiewicza na Aleksie Petkowie.

Bramkarz zabrał nawet głos po ostatnim gwizdku. Nie zaprzeczył, że kontakt z rywalem był, jednak główną winą obarczył sędziów oraz PZPN.




Przegraliśmy, zrobiłem błąd przy tym karnym… Ten kontakt taki minimalny, on trafia piłkę głową i mi w przedramię, ale gwizdnął… Nie chcę dyskutować, tak nawiążę do meczu pucharowego. Jak piłkarz, bramkarz, robi błąd, od razu przegrywasz lub nie pomagasz, jak sędziowie robią błędy w pucharze to się nic nie dzieje, więc wyciągnijmy z tego wnioski wszyscy –grzmiał Gikiewicz przed kamerami „Canal+ Sport”.




Kibiców, dziennikarzy, ale i piłkarzy najbardziej zbulwersowała jednak kolejna sytuacja, w której uznano drugie trafienie Leivy. W 78. minucie meczu Hiszpan ponownie pokonał Gikiewicza, ale początkowo Paulina Baranowska podniosła chorągiewkę, sygnalizując pozycję spaloną. Analiza VAR znowu przyniosła jednak korzystną decyzję dla Śląska, dzięki czemu trafienie uznano.

„Znowu VAR się zaj**ał?”

Najmocniej po meczu wybuchł jednak Barłomiej Pawłowski. Piłkarz Widzewa wrzucił w media społecznościowe bezlitosny wpis, uderzający bezpośrednio w PZPN.

Hej PZPN, znowu var zaj**al? Oglądam powtórkę waszej linii spalonego i rzutu karnego i wygląda, że w trzy dni okradziono nas z PP i punktów we Wrocławiu. Na cholerę ten cały var? napisał.




Panowie, okradliście nas z awansu w Pucharze Polski i z punktów w Ekstraklasie. Macie dostęp do technologii i masę powtórek. Doradzają Wam w wozie Var, a na koniec i tak przypominają się sceny z Piłkarski Poker dzięki Waszej pracy. Dość przymykania oka na Waszą nieudolność – dodał w kolejnym wpisie. 

Przegenialny gol Łukasza Piszczka. Były reprezentant z trafieniem z 40 metrów [WIDEO]

Łukasz Piszczek nie zatracił swojego zmysłu. Były reprezentant Polski strzelił kapitalnego gola w LKS-ie Goczałkowice-Zdrój. Co więcej, zaważyła ona na wyniku meczu. 

„Piszczu” wraz z końcem sezonu 2020/21 odszedł z Borussii Dortmund, w której spędził 11 lat. Nie był to jednak koniec kariery dla prawego obrońcy. Polak dołączył do swojego macierzystego klubu LKS Goczałkowice-Zdrój, w którym gra do dzisiaj. W ubiegłym roku został mianowany grającym trenerem drużyny.

Fenomenalne trafienie

Minionej soboty LKS zainaugurował rundę wiosenną w trzeciej grupie III ligi, meczem z Wartą Gorzów na swoim stadionie. Łukasz Piszczek w 82. minucie podszedł do rzutu wolnego na 40. metrze i postanowił… przelobować bramkarza. Byłemu kadrowiczowi wyszło to idealnie, a dodatkowo – gol okazał się nieoceniony i dał jego drużynie zwycięstwo.

 Dla Piszczka było to w sumie drugie trafienie dla LKS-u od powrotu do klubu oraz pierwsze w tym sezonie. Dzięki pokonaniu Warty zespół awansował na 7. miejsce.

Cudowna oprawa przed meczem Legia – Pogoń. Piękna akcja stołecznego klubu [WIDEO]

Piękną oprawę przygotowano przed meczem Legii Warszawa z Pogonią Szczecin. Zorganizowano kapitalny pokaz świateł. 

Do hitu Ekstraklasy przystępuje drużyny z dwóch innych biegunów. Legia weszła niezbyt dobrze w rundę wiosenną, zdobywając w lidze pięć punktów w trzech meczach. „Wojskowi” dodatkowo przegrali aż 2-6 dwumecz z Molde w 1/16 Ligi Konferencji Europy.

Pogoń z kolei nie mogła sobie chyba wymarzyć lepszego początku po zimowej przerwie. „Portowcy” prezentują znakomitą formę i zdobyli komplet punktów. Tym samym wspięli się na 3. miejsce w tabeli Ekstraklasy, a dodatkowo, dzięki wygranej z Lechem Poznań (1-0), awansowali do półfinału Pucharu Polski.

Przed ich bezpośrednim starciem na Łazienkowskiej zadbano o piękne przywitanie. Legia przygotowała pokaz świateł, jako przedmeczową oprawę. Trzeba przyznać, że widowisko zrobiło duże wrażenie.

Kiepskie pierwsze wrażenie Lingarda w Korei Południowej. Anglik wygwizdany na wejściu [WIDEO]

Jesse Lingard w przeszłości uchodził za wielki talent akademii Manchesteru United. Anglik nie przebił się jednak na tyle, aby zostać kluczową postacią w Premier League. Niedawno ogłoszono jego transfer do Korei Południowej. 31-latek zadebiutował już w FC Seoul.

 

Nieudane wejście Lingarda

Jesse Lingard przez wiele lat był rezerwowym w Manchesterze United. Brak gry w Czerwonych Diabłów wywołał frustrację w Angliku, który w pewnym momencie odszedł na wypożyczenie do West Hamu United.

 

W tym covidowym okresie pomocnik był w bardzo dobrej formie i pomógł Młotom w osiągnięciu dobrych wyników. Później jednak Lingard wrócił do kiepskiej dyspozycji. Odejście z Manchesteru United do Nottingham Forest nie pomogło.

 

Po sezonie 2022/2023 Jesse Lingard czekał na dobre oferty jako wolny zawodnik. Przyjął jedną z nich dopiero po pół roku przerwy od grania w piłkę. W 2024 roku Anglik dołączył do koreańskiego FC Seoul.

 

W ten weekend tamtejsza ekstraklasa wróciła do gry. 31-letni pomocnik miał okazję zadebiutować w wyjazdowym meczu przeciwko Gwangju. Szkoleniowiec ekipy z Seulu wprowadził Anglika na boisko w 77. minucie. Kibice gospodarzy zgotowali mu nieprzyjemne powitanie. Fani Gwangju wygwizdali byłego piłkarza Manchesteru United.

Pomocnik seulskiej drużyny w pewnym momencie zwrócił na siebie uwagę ostrym faulem na rywalu. Sędzia napomniał Lingarda żółtą kartką, a FC Seoul przegrał to spotkanie 0:2.

Źródło: Twitter

Przykre wyznanie Jakuba Wawrzyniaka. „Byłem totalnie sam, kibice się odwrócili”

Jakub Wawrzyniak powrócił do swojej sprawy dopingowej sprzed wielu lat. Były reprezentant Polski nie ukrywa, że poczuł się w tamtym czasie potraktowany niesprawiedliwie. „Jeszcze kibice się ode mnie odwrócili”.




„Wawrzyn” ma za sobą świetną karierę. Przez lata miał pewne miejsce na lewej stronie defensywy Legii Warszawa, Lechii Gdańsk czy reprezentacji Polski. Nie była to jednak przygoda nieskazitelna. Były zawodnik miał również nieprzyjemne epizody.

„Byłem sam”

Jednym z nich było wykrycie w jego organizmie niedozwolonych substancji w czasie, gdy grał dla Panathinaikosu w 2009 roku. Choć Wawrzyniak udowodnił, że specyfiki przyjmował nieświadomie, chcąc zredukować tkankę tłuszczową, to był zawieszony przez aż dziewięć miesięcy. Dopiero w 2010 roku Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie uniewinnił Polaka.




Do tych bardzo nieprzyjemnych wydarzeń 40-latek powrócił w programie „Mój pierwszy raz” na antenie Kanału Sportowego. Wyznał w nim, że był rozczarowany postawą kibiców, którzy nie chcieli wierzyć w jego wersję wydarzeń.

– Miałem duży problem, aby całą tę sytuację emocjonalnie opanować, ponieważ zawsze grałem fair i nie chciałem nikogo oszukiwać. Zrobiłem wszystko, aby nigdy nie mieć problemów z dopingiem – przyznał Wawrzyniak.




– Konsultowałem to z lekarzami i osobami odpowiedzialnymi za odżywki w klubie. Wszyscy dali mi zielone światło. W międzyczasie zmieniły się przepisy. W sytuacji, gdy byłem totalnie sam, jeszcze kibice się ode mnie odwrócili. Krytykowano mnie, to było przykre – dodał. 




Po powrocie do gry Wawrzyniak znowu prezentował dobrą formę na murawie. Ostatecznie, z własnej decyzji, pożegnał się z piłką dopiero w 2019 roku. Następnie występował na antenie różnych stacji w charakterze eksperta. Kilka miesięcy temu podpisał kontrakt z freak-fightową galą Clout MMA.

Luis Enrique zdjął Kyliana Mbappe w przerwie. „Prędzej czy później go tutaj nie będzie”

Luis Enrique zdjął Kyliana Mbappe w przerwie piątkowego meczu Paris Saint-Germain z AS Monaco. Hiszpański szkoleniowiec po spotkaniu odpowiedział na pytanie dotyczące tej decyzji.

 

Remis w księstwie

 

AS Monaco zremisowało u siebie z PSG w piątkowym meczu ligi francuskiej. Po meczu wiele mówiło się o decyzji trenera gości w przerwie.

Luis Enrique zdjął wtedy Kyliana Mbappe, który po sezonie odejdzie z ekipy z Paryża. Hiszpański trener w pomeczowym wywiadzie wytłumaczył swoją decyzję.

 

– Jestem zaskoczony. Spędziłem wystarczająco dużo czasu w piłce nożnej, aby wiedzieć, że w tego typu klubach wszystko jest ważne. Prędzej czy później będziemy musieli grać bez niego. Czy jest to powiązane z jego przyszłością? Muszę dostosować zespół, aby wiedział, jak grać bez niego. Moja odpowiedź jest taka – powiedział były selekcjoner reprezentacji Hiszpanii.

Prędzej czy później go tutaj nie będzie. Musimy się do tego przyzwyczaić. Muszę znaleźć najlepszą opcję dla zespołu. Nie chcę się kłócić. To moja decyzja. Mam wyjaśnić moje zarządzanie Kylianem? Nie wejdę w tę grę, jestem profesjonalistą i to, co powiedziałem waszym kolegom, powtórzę aż do Realu Sociedad. Nie ma problemu, wystarczy poradzić sobie z sytuacją w najlepszy sposób. Nic więcej – dodał.

Paris Saint-Germain zajmuje pierwsze miejsce w tabeli ligi francuskiej. Podopieczni Luisa Enrique mają na swoim koncie 55 punktów po 24 meczach.

Źródło: Amazon Prime Video, transfery.info

Karolina Bojar-Stefańska z jasnym celem. „Widzę się w Ekstraklasie”

Karolina Bojar-Stefańska uchodzi za jedną z najpopularniejszych polskich sędzin. Stacja Canal+ w programie „Sędziowie” poświęciła jej czas. Kobieta wierzy, że w przyszłości może regularnie prowadzić mecze w Ekstraklasie.

 

Będzie w elicie?

 

Kamery Canal+ towarzyszyły Karolinie Bojar-Stefańskiej podczas meczu V ligi mazowieckiej. Partnerka Daniela Stefańskiego, który regularnie prowadzi mecze w Ekstraklasie nie zebrała najlepszych not za to spotkanie.

 

Kobieta ma jednak nadzieję, że w przyszłości uda jej się dotrzeć do Ekstraklasy. Aktualnie Karolina Bojar-Stefańska traktuje to tylko jako hobby.

– Zawodowo jestem prawnikiem, obecnie aplikantem adwokackim. Sędziowanie jest dla mnie zajęciem dodatkowym, choć wkładam w nie bardzo dużo pracy i czasu. (…) Można powiedzieć, że mam dwa etaty – jeden sędziowski, drugi zawodowy. Nie mam punktu, do którego dążę, którym byłby konkretny mecz czy jakaś impreza sportowa. Chcę być po prostu najlepszą wersją siebie i zobaczę, gdzie mnie to doprowadzi – powiedziała w rozmowie z portalem WP Sportowe Fakty.

 

– Oczywiście, widzę się w Ekstraklasie. Świat futbolu bardzo otwiera się na kobiety. Jeszcze kilka lat temu cała piłkarska Europa przeżywała debiut Bibiany Steinhaus w Bundeslidze, a obecnie całe kobiece zespoły jadą już na męskie mistrzostwa świata. Żyjemy w erze wielkich zmian. Rzecz jasna kobiety wyznaczane na męskie spotkania muszą spełniać dokładnie takie same wymogi jak mężczyźni – dodała.

– Nie znam przypadku sędziego, który wchodzi do Ekstraklasy, a trybuny wiwatują i krzyczą „świetny jesteś!”, „ale fajnie, że debiutujesz!”. Niezależnie od tego, czy byłabym to ja, czy inna sędzia, na pewno takiemu kobiecemu debiutowi z gwizdkiem towarzyszyłby szum medialny. Presja byłaby większa, ale nadal po prostu wyszłybyśmy zrobić swoją robotę i nie za bardzo oglądałybyśmy się na to, jakie będą przyśpiewki na trybunach – podsumowała Karolina Bojar-Stefańska.

Źródło: WP Sportowe Fakty

Poważne oskarżenia pod adresem Fabrizio Romano! Włoch brał łapówki od klubów?

Poważne oskarżenia padły pod adresem Fabrizio Romano. Duński dziennikarz Troels Bager Thogersen twierdzi, że Włoch był opłacany za rozpowszechnianie plotek o piłkarzach. Łapówki miały mu wręczać kluby. 

Fabrizio Romano jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych dziennikarzy sportowych na świecie. Włoch często ogłasza transfery, których nie zdążono jeszcze oficjalnie ogłosić. Jego wpisy w mediach społecznościowych, a także transmisje live, cieszą się niezwykłą popularnością. Podobnie jest z jego hasłem „here we go!”, które jest doskonale znane kibicom.

Łapówki za plotki?

Teraz pod adresem wpływowego dziennikarza padły poważne oskarżenia. Duński żurnalista, Troels Bager Thogersen stwierdził, że Romano prowadzi nieetyczną działalność. Włoch miał rozpowszechniać plotki na temat zawodników, za które był opłacany przez kluby i agentów. Podał on za przykład Roony’ego Bardghjego z FC Kopenhagi.

– W tym konkretnym przypadku wygląda na to, że otoczenie zawodnika chce wysłać wiadomość, aby wywrzeć presję na FC Kopenhaga. Nie można tego postrzegać jako dziennikarstwo – cytuje dziennikarza WorldSoccerTalk.com.

Co ciekawe, nie jest to pierwszy przypadek oskarżania Romano o nieetyczne zachowania. Wśród kibiców często przewija się argument, że Włoch „kradnie” informacje od mniej popularnych dziennikarzy, które następnie wrzuca w swoje social media jako swoje.

Zaskakujące słowa Josue o kibicach Legii. „W trudnych momentach nikogo nie ma” [WIDEO]

Na YouTube’owym kanale Legii Warszawa pojawił się film o walce ekipy z Łazienkowskiej do końca. W materiale padła kontrowersyjna wypowiedź ze strony Josue. Portugalski pomocnik wbił szpilkę fanom Wojskowych.

 

Legia w kryzysie

 

Wicemistrzowie Polski w ostatnich tygodniach nie prezentują się najlepiej. Podopieczni Kosty Runjaicia nie wygrali od czterech spotkań. W nadchodzący weekend Legia Warszawa zmierzy się z rozpędzoną Pogonią Szczecin.

 

Na oficjalnym kanale YouTube klubu ze stolicy Polski pojawił się materiał o walce do końca. W filmie padły kuriozalne słowa Josue na temat kibiców Legii Warszawa. Zarzucił im brak wierności, mimo że Legia nadal wyprzedaje większość wejściówek na mecze.

 

– Dla mnie bycie z zespołem w trudnych momentach jest ważniejsze, niż w łatwych. Kiedy jest dobrze, wszyscy chcą być z drużyną, w trudnych nikogo nie ma – powiedział Josue.

Legia Warszawa zajmuje piąte miejsce w tabeli PKO BP Ekstraklasy. W 22 kolejkach podopieczni Kosty Runjaicia uzbierali 37 punktów. Wojskowi tracą do lidera 5 punktów.

Źródło: Legia Warszawa


TROLLNEWSY I MEMY