Marek Szkolnikowski odchodzi z TVP Sport! „To dopiero początek dużych rzeczy”

Po ponad 7 latach dojdzie do zmiany dyrektora TVP Sport. O swoim odejściu poinformował Marek Szkolnikowski. Jak jednak przyznał: „to dopiero początek dużych rzeczy”.

Marek Szkolnikowski rozpoczął pracę w TVP Sport w styczniu 2008 roku. Zaczynał od pracy w roli dziennikarza sportowego. W lutym 2016 roku przejął posadę dyrektora TVP Sport po Włodzimierzu Szaranowiczu.

Po 7,5 latach Szkolnikowski kończy pracę na stanowisku dyrektora TVP Sport. O zakończeniu pracy poinformował na sowim koncie na Twitterze.

– Nie ukrywam, że przeszedłem tę grę. Nie interesuje mnie dalsze nabijanie xp i przechodzenie misji pobocznych, to nie w moim stylu. Rozbiłem bank i czas na nowe wyzwania. To co nazywacie ego jest dla mnie poczuciem własnej wartości i świadomością wykonanej pracy. Rozsiedzenie się w wygodnym fotelu może dla zdecydowanej większości byłoby pierwszym wyborem, ale nie dla mnie – napisał Marek Szkolnikowski.

Nieznana jest obecnie przyszłość Marka Szkolnikowskiego. Jak jednak przyznał, jest on gotowy na nowe wyzwania. Dodał również, że jest to dopiero początek dużych rzeczy. Można zatem się domyśleć, że wkrótce ponownie zobaczymy Szkolnikowskiego w mediach. Ciekawe tylko gdzie i w jakiej roli.

– Dzisiaj jestem gotowy na kolejne wyzwania, a w przyszłość patrzę ze spokojem i optymizmem. Dziękuję Wam za wszelkie uwagi, sugestie oraz konstruktywną krytykę. To był bardzo dobry czas, a TVP Sport na zawsze pozostanie w moim sercu i będzie moim domem. Znacie mnie już trochę, więc wiecie, że to dopiero początek dużych rzeczy – przekazał Szkolnikowski.

TVP Sport przyczepiło się do praw autorskich. Bezbłędna riposta Zagłębia Lubin

Zagłębie Lubin w jednym ze swoich wpisów na Twitterze wykorzystało nagranie ze skokiem Adama Małysza. W związku z naruszeniem praw autorskich TVP Sport poprosiło o usunięcie wpisu. Na reakcję Zagłębia nie trzeba było długo czekać.

W najbliższą niedzielę Zagłębie Lubin podejmie na własnym stadionie Lecha Poznań. Miedziowi liczą na pobicie rekordu frekwencji, który wynosi 12 721. Tym samym klub promuje akcję #RekordNaZagłębiu. Bilety na to wydarzenie nabyło już ponad 10 tysięcy kibiców! Z tej okazji w mediach społecznościowych Zagłębia pojawił się wpis, do którego załączono film ze słynnym skokiem Adama Małysza, po którym za głowę łapał się Apoloniusz Tajner. Wykorzystano fragment poniższego filmu.

Do wpisu Zagłębia Lubin przeczepiło się jednak TVP Sport. To właśnie ta stacja posiada prawa autorskie do wspomnianego filmu. Wykorzystanie fragmentu przez Zagłębie w swoim wpisie nie spodobało się TVP Sport, które poprosiło o jego usunięcie. Klub faktycznie usunął już wpis.

Na ripostę ze strony Zagłębia nie trzeba było długo czekać. Klub przerobił opublikowany wcześniej materiał tak, by nie wykorzystywać nagrania należącego do TVP Sport.

TVP Sport postanowiło pokazać swój „dystans” do całej sytuacji. Stacja odpowiedziała na nowy wpis Zagłębia, pisząc: „Szanujemy, jest pięknie, znowu najdalej”.

Brat Roberta Karasia ostro o jego zachowaniu. „To nie jest dobry wzór do naśladowania”

W ostatnich dniach tematem numer jeden stał się Robert Karaś. Na jaw wyszło, że triathlonista stosował doping przed walką w organizacji Fame MMA. Po sportowcu ostro przejechał się jego brat, Sebastian. 

Sprawa Karasia wyszła na światło dzienne w poniedziałek. Sportowiec próbował się tłumaczyć za pomocą mediów społecznościowych oraz w Kanale Sportowym. Nie wyszło to mu jednak na dobre. Internauci wytknęli mu nierozważne podejście do sprawy. Więcej o tym pisaliśmy w linku poniżej.

Dylemat Karasia, czyli brałem doping na walkę, ale na 10-krotnego Ironmana powinienem być już czysty

Krytyka

Na Karasia spadła krytyka nie tylko ze strony internautów, ale i od rodziny. Sytuację sportowca postanowił skomentować jego brat, Sebastian. Ten mocno przejechał się po triathloniście. Zdradził także, że od kilku lat pozostają w konflikcie i nie mają ze sobą kontaktu.

– Stwierdziłem, że dzisiaj nadszedł dzień, w którym wypowiem się na temat relacji z moim bratem, Robertem. Kilka lat milczałem, ponieważ nie chciałem wdawać się z nikim w żadne dyskusje na ten temat i poświęcać na to energii. Sprawy zaszły na tyle daleko, że czuję potrzebę napisania kilku zdań, jak to wygląda z mojej perspektywy i chciałbym poruszyć w tym tekście kilka wątków. Nie są to dla mnie łatwe rozmowy, ponieważ jesteśmy braćmi, a jak kolejna osoba zapyta mnie o doping czy rekord, to zawsze będę mógł odesłać ją do tego posta. Z drugiej strony chciałbym, żeby Robert też to przeczytał, ponieważ zostałem zablokowany jakieś 2 lata temu – napisał Sebastian Karaś.

– Może zacznę od tego, że patrząc tylko na stronę sportową i pozostawiając inne rzeczy z boku, to uważam, że Robert jest bardzo utalentowanym sportowcem i posiada ponadprzeciętny organizm. Gdyby kiedyś trafił na dobrego trenera triathlonu i osobę, która mogłaby go okiełznać mentalnie, to mógłby odnieść duży sukces w triathlonie również na krótszych dystansach – dodał.

– Rzucanie tymi setkami tysięcy w mediach w moim odbiorze jest niesmaczne i nie wiem w ogóle, po co o tym wspominać. Chyba po to, żeby się dowartościować? A jeżeli miałaby być to jakaś wartość dla odbiorców, aby na przykład zainspirować jakiegoś młodego sportowca do ciężkiej pracy i pokazać, że się da, to przecież można to zupełnie inaczej ubrać w słowa – kontynuował.

– Uważam, że obecny sposób wypowiadania się Roberta w mediach jest tragiczny! Nie rozumiem, jak można być tak wulgarnym, aroganckim i pewnym siebie człowiekiem… Nie wiem, czy on sobie zdaje sprawę, jaką słowa mają siłę przy takich zasięgach i że jakiś młody człowiek może się na nim wzorować, a niestety przykro mi to stwierdzić, ale moim zdaniem nie jest to dobry wzór do naśladowania – zaznaczył.

– Jeżeli chodzi o temat wpadki dopingowej, to myślę, że to jest jedna wielka amatorka. (…) Nie rozmawiałem dłużej z Robertem od jakichś 4 lat, ale ta sytuacja tylko potwierdza to, co było wcześniej, czyli jeden wielki chaos i spontaniczność w całym podejściu okołosportowym – podsumował.

DOŁĄCZ DO NASZEJ GRUPY TYPERSKIEJ 

Xavi blokuje transfer gwiazdy do FC Barcelony. Hiszpan nie chce go w swojej drużynie

FC Barcelona zbroi się na rynku transferowym. Według Javiera Miguela z „AS” sporo do powiedzenia w kwestii transakcji ma jednak Xavi. Hiszpan blokuje ponoć jedną z operacji działaczy Blaugrany. 

Już niebawem z Barceloną pożegnać ma się Ousmane Dembele. Francuz dogadał się ponoć z PSG, do którego trafić ma w ciągu kilku dni. Xaviemu obecnie zależy najbardziej na wzmocnieniu formacji defensywnej. Konkretnie chodzi o pozycję prawego obrońcy.

Blokowane transfery

Mistrzów Hiszpanii łączono jednak ostatnio z zupełnie innym typem zawodnika. Mowa o Joao Felixie, który dopiero co wrócił do Atletico Madryt z wypożyczenia do Chelsea. W rozmowie z Fabrizio Romano Portugalczyk stwierdził nawet, że marzy o tym, aby występować w koszulce Blaugrany.

Na plotkach słowach się na razie natomiast skończyło. W kwestii transferu nie słychać żadnych nowości. Powodem takiego stanu rzeczy ma być co ciekawe Xavi, który zablokował ten transfer. Hiszpan nie chce bowiem w swojej drużynie młodego gwiazdora.

Nie jest to jednak pierwsza tego typu sytuacja. Wcześniej media podawały, że Xavi zablokował również transfer Rubena Nevesa. Portugalczyk finalnie wylądował w Arabii Saudyjskiej.

– Xavi powstrzymał już przybycie Rubena Nevesa, kiedy wszyscy uznali je za rzecz oczywistą. Wszystko wskazuje na to, że będzie równie nieugięty w stosunku do innego Portugalczyka, który ma tego samego agenta – stwierdził Javier Miguel z „AS”.

Renomowany klub potwierdził transfer polskiego talentu! 19-latek trafi za granicę

Mateusz Kowalczyk z ŁKS-u Łódź odchodzi do zagranicznego klubu. Utalentowany 19-latek zdecydował się na transfer do Danii. 

W ostatnim czasie często młodzi polscy piłkarze decydują się na szybkie opuszczenie kraju. Podobny los spotkał teraz talent z ŁKS-u. Mateusz Kowalczyk otrzymywał sporo ofert, aż w końcu przyjął jedną z nich.

Podbije Danię?

19-latek postawił na Broendby, z którym związał się czteroletnim kontraktem. Co ciekawe, poza Duńczykami w grę nie wchodziły same zagraniczne zespoły. O utalentowanego piłkarza beniaminka Ekstraklasy zabiegać miały również inne polskie zespoły. Ostatecznie jednak to w Danii Kowalczyk będzie kontynuować karierę.

– Śledzimy rozwój Mateusza i widzimy ogromny potencjał, który mimo młodego wieku przełożył się już na wiele minut w seniorskim futbolu. Tego lata Mateuszem interesowały się duże kluby w Polsce i poza nią, dlatego cieszymy się, że zdecydował się na przejście do Broendby – przyznał dyrektor Broendby. 

Duński klub co roku bije się o mistrzostwo. Kowalczyk ma świadomość presji, jaka jest nakładana na jego zawodników, a obecnie na niego samego. Cieszy się jednak, że trafił do Kopenhagi.

– Przede wszystkim bardzo się cieszę, że przyjechałem do Broendby. To wielki klub z dużymi tradycjami i fantastycznymi fanami, z którymi nie mogę się już doczekać spotkania – mówił 19-latek.

– Przejście do Broendby postrzegam jako naprawdę duży krok w mojej karierze. Przychodzę do klubu, który chce być na szczycie w Danii. To bardzo do mnie przemawia – podsumował.

Podoliński ostrożnie przed rewanżem z Karabachem. „Trzeba mieć w głowie to, jak Azerowie grają w pucharach na swoim stadionie”

 

Komentator TVP Sport wypowiedział się na temat nadchodzącego rewanżu między Karabachem a Rakowem Częstochowa. Według Roberta Podolińskiego Azerowie mają 60% szans na awans do trzeciej rundy eliminacji Ligi Mistrzów.

Kto awansuje?

Raków Częstochowa pokonał Karabach 3:2 w pierwszym meczu drugiej rundy eliminacji do Ligi Mistrzów. Rewanżowe starcie zaplanowano na środę o godzinie 18:00. Robert Podoliński uważa, że przewaga Medalików może okazać się niewystarczająca. Komentator TVP Sport daje Rakowowi 40% szans na awans do kolejnej rundy.

– Z takim rywalem jak Karabach nawet trzybramkowa zaliczka nie byłaby zbyt bezpieczna. Trzeba mieć w głowie to, jak Azerowie grają w pucharach na swoim stadionie. Oni w Baku zwyczajnie nie przegrywają. Jakakolwiek zaliczka z takim rywalem daje Rakowowi szanse – powiedział Robert Podoliński w rozmowie z portalem WP Sportowe Fakty.

Trener Karabachu: „Zmierzymy się ze zdyscyplinowanym zespołem. Przewaga jest teraz po ich stronie” [CZYTAJ]

– Na pewno inaczej by było, gdyby w Częstochowie Raków poległ, a w tym spotkaniu rywale mieli wiele sytuacji. Jest jedna bramka, więc nie ma co marudzić. Pamiętam dobry Raków, w Kazaniu, gdy wtedy też był skazywany na pożarcie, a po remisie u siebie nawet zdołał poprawić tę zaliczkę – dodał.

– Szanse oceniam na 60 do 40 dla Karabachu, ale uważam, że będzie awans. Niech historia się dalej pięknie toczy – podsumował komentator TVP Sport.

Źródło: WP Sportowe Fakty

Trener Karabachu: „Zmierzymy się ze zdyscyplinowanym zespołem. Przewaga jest teraz po ich stronie”

 

Trener Karabachu odpowiedział na pytania dziennikarzy podczas konferencji prasowej przed rewanżowym meczem z Rakowem Częstochowa. Gurban Gurbanow twierdzi, że faworytem tego dwumeczu są Medaliki.

Raków w lepszej pozycji

Raków Częstochowa pokonał Karabach 3:2 w pierwszym meczu drugiej rundy eliminacji do Ligi Mistrzów. Medaliki zagrają rewanż z Azerami już w środę o godzinie 18:00. Trener gospodarzy w rozmowie z mediami przyznał, że przewaga stoi po stronie polskiego zespołu.

– To dla nas ważny mecz. Zmierzymy się ze zdyscyplinowanym zespołem. Przewaga jest teraz po stronie przeciwnika. Ale dobrze się przygotowaliśmy w ostatnich dniach, jeszcze lepiej znamy Raków Częstochowa – powiedział Gurbanow.

Panathinaikos zamieszany w zatrucie pokarmowe Dnipro-1? Ukraiński klub szykuje skargę do UEFA [CZYTAJ]

– Aby uzyskać dobry wynik, będziemy musieli włożyć jeszcze więcej wysiłku. W grze przeciwko Rakowowi nie można ani na sekundę stracić czujności. Analizowaliśmy rywala i rozmawialiśmy z zawodnikami. Postaramy się rozegrać jeden z naszych najlepszych meczów. Każdy piłkarz podejdzie do tego spotkania tak odpowiedzialnie, jak to tylko możliwe – dodał trener Karabachu.

Źródło: azerisport.com, WP Sportowe Fakty

Panathinaikos zamieszany w zatrucie pokarmowe Dnipro-1? Ukraiński klub szykuje skargę do UEFA

We wtorek Panathinaikos mierzy się w Atenach z Dnipro-1 w ramach eliminacji do Ligi Mistrzów. Przed meczem wybuchła afera, ponieważ znaczna część ukraińskiego klubu zgłosiła zatrucie pokarmowe.

W pierwszym meczu drugiej rundy eliminacji do Ligi Mistrzów Panathinaikos pokonał Dnipro-1 3:1. Spotkanie rozgrywano w słowackich Koszycach, ponieważ w Ukrainie wciąż trwa wojna. Spotkanie rewanżowe odbywa się w Grecji, jednak goście zgłosili wiele przypadków zatrucia pokarmowego u siebie w drużynie.

Dziennikarz Wołodymyr Zwieriow podał, iż po nocy w Atenach piętnastu członków Dnipro-1, w tym ośmiu piłkarzy, cierpi na zatrucie pokarmowe. Na pierwszym miejscu na liście podejrzanych Ukraińcy stawiają osoby powiązane z Panathinaikosem. Według informacji Gazzetta.gr Dnipro-1 korzystało z wody i owoców, które gospodarze przygotowali dla nich w szatni. Serwis podaje również, że część zatrutych osób doszła już do siebie przed meczem, który rozpoczął się o 19:30.

Dnipro-1 planuje zaskarżyć Panathinaikos do UEFA. Nie chodzi tylko o możliwe otrucie drużyny, ale także procedury, o które grecki klub powinien zadbać. W szatni gości nie przygotowano ręczników, a autokar, który miał przewieźć Ukraińców ze stadionu do hotelu, spóźnił się 30 minut i wiózł zespół podejrzanie długą trasą.

FC Heidenheim rozgromiło Al Ahli. „Jakość przeciwnika nie była tym, czego potrzebowaliśmy”

Niemiecki zespół FC Heidenheim rozgromił w sparingu Al Ahli 6:2. Po meczu głos zabrał trener Heidenheim. Szkoleniowiec był rozczarowany poziomem rywala, z jakim przyszło im się zmierzyć.

Tego lata saudyjskie kluby rozpoczęły transferową ofensywę. Gwiazdy europejskiego futbolu, kuszone ogromnymi pieniędzmi, przenoszą się na Bliski Wschód. Jednym z klubów, które zrobiły największe wzmocnienia, jest Al Ahli. Szeregi tego klubu zasilili już m.in. Riyad Mahrez, Allan Saint-Maximin, Edouard Mendy, czy Roberto Firmino.

W piątek z Al Ahli mecz towarzyski rozegrało FC Heidenheim. Niemiecki klub w zeszłym sezonie awansował do 1. Bundesligi. Pierwotnie mecz miał zostać rozegrany w systemie 2×60 minut, jednak z powodu ulewy został przerwany w po 90 minutach. Jak się okazało, sprowadzone gwiazdy do Al Ahli na niewiele się zdały. Spotkanie zakończyło się okazałym zwycięstwem Niemców 6:2.

Po meczu swojego niezadowolenia nie krył trener FC Heidenheim. Frank Schmidt przyznał, że jakość przeciwnika nie była taka, jakiej potrzebowali obecnie w przygotowaniach.

– Niestety ten mecz nie był takim sprawdzianem, na jaki liczyliśmy. Pod koniec boisko było całkowicie zalane, przez co nie można było rozegrać prawdziwego meczu – powiedział trener FC Heidenheim.

– Przede wszystkim jakość przeciwnika nie była tym, czego potrzebowaliśmy jako wyzwania. Dobrą rzeczą jest to, że zagramy tu kolejny mecz z cypryjskim Pafos. Mam nadzieję, że będzie to dla nas lepszy test – dodał Frank Schmidt.

Skrót meczu:


źródło: sport.pl, FC Heidenheim

Tomasz Hajto broni Mirosława Stasiaka. „Czy jest jakaś różnica, czy sprzedałeś jeden mecz czy dwa”?

Tomasz Hajto odniósł się do afery z Mirosławem Stasiakiem w roli głównej. Były reprezentant Polski stanął po stronie Stasiaka. Obaj panowie się ze sobą przyjaźnią.

Jednym z najgłośniejszych tematów w polskich mediach sportowych ostatnich tygodni była bez wątpienia afera związana z Mirosławem Stasiakiem. Dziennikarz Szymon Jadczak ujawnił, że Stasiak udał się wraz z reprezentacją Polski na mecz do Mołdawii. Jak się okazało, poleciał on na mecz jako osoba towarzysząca jednej z zaproszonych osób przez sponsora reprezentacji Polski, firmę Inszury.pl. Przypomnijmy, że Stasiak był skazany za ustawianie meczów.

W poniedziałek przy okazji konferencji gali Clout MMA wywiadu udzielił Tomasz Hajto. W rozmowie ze „sport.pl” były reprezentant Polski stanął po stronie swojego przyjaciela. Jak stwierdził, wokół tego tematu wynikła niepotrzebna gówno burza.

– Zrobiliśmy z tego gówno burzę, to jest moje prywatne zdanie. Ja się z Mirkiem przyjaźnię i się z nim będę przyjaźnił. Dla mnie to, co on robił za małolata, to… czy jest jakaś różnica, czy sprzedałeś jeden mecz czy dwa? Albo czy na dwa się złożyłeś? A my tak – jednego chełpimy, bo zrobił to tylko raz, a innego bo 10 razy. Dla mnie to jest bez różnicy – stwierdził Tomasz Hajto.

– Robimy jakąś aferę, ja nie wiem z czego. Chcemy przywalić po porażce prezesowi Kuleszy i z tego robimy jakąś aferę. Przypadek, przeprosili. Zajmijmy się naprawdę poważnymi problemami i kolejnymi meczami – dodał.

– Bardziej bym się zastanawiał, czy Santos dotrze do drużyny i czy my wygramy kolejne spotkanie, a nie nad tym czy leciał Stasiak. Bo to nie Stasiak przegrał mecz w Mołdawii. Ludzie, ja czegoś takiego to jeszcze nie widziałem – zakończył Hajto.

Mecz Żalgiris – Lech w TVP Sport? Tajemniczy wpis dyrektora stacji

Jeszcze w zeszłym tygodniu małe były szanse na to, aby obejrzeć w telewizji rewanż eliminacji do Ligi Konferencji pomiędzy Żalgirisem Kowno a Lechem Poznań. Tymczasem tajemniczy wpis Marka Szkolnikowskiego, dyrektora TVP Sport, może sugerować, iż udało się dojść do porozumienia w sprawie prawa do transmisji.

W pierwszym meczu 2. rundy eliminacji do Ligi Konferencji Lech Poznań pokonał przy Bułgarskiej litewski Żalgiris Kowno 3:1. Rewanżowe spotkanie odbędzie się 3 sierpnia o godzinie 18:00 i jeszcze kilka dni temu Marek Szkolnikowski informował o braku  możliwości przeprowadzenia transmisji tego meczu przez TVP Sport.

Tak było w zeszłym tygodniu. Tymczasem, na dwa dni przed meczem, Marek Szkolnikowski wrzucił tweeta, którym w niebezpośredni sposób sugeruje, iż udało się dojść do porozumienia w sprawie transmisji i czwartkowy mecz Żalgirisu Kowno z Lechem Poznań będzie można obejrzeć w TVP Sport.

Lewandowski ucierpi na odejściu kolegi z zespołu? „Jest tym graczem, który go najlepiej rozumie”

 

Wiele wskazuje na to, że Ousmane Dembele opuści FC Barcelonę na rzecz Paris Saint-Germain. Według „El Nacional” odejście francuskiego skrzydłowego może znacząco wpłynąć na Roberta Lewandowskiego.

Koniec współpracy Dembele – Lewandowski?

Ousmane Dembele porozumiał się z PSG w sprawie warunków pięcioletniego kontraktu. Ekipa ze stolicy Francji nie zdążyła jednak zapłacić klauzuli odstępnego w wysokości 50 mln euro, która była ważna do końca lipca.

To nie oznacza jednak, że transfer jest przekreślony. Piłkarz miał poprosić władze FC Barcelony o negocjacje z Francuzami. Wiele wskazuje na to, że sprawa wyjaśni się w ciągu najbliższych dni.

Lech Poznań otrzymał ofertę za Joao Amarala. Spodziewany kierunek [CZYTAJ]

Według „El Nacional” odejście Ousmane’a Dembele może znacząco wpłynąć na Roberta Lewandowskiego. Dziennikarze wspomnianego źródła sugerują, że Francuz najlepiej rozumie polskiego napastnika w FC Barcelonie.

– Odejście Dembele to ciężki i nieoczekiwany cios, który pozostawił Roberta Lewandowskiego na lodzie. Jeden z jego najlepszych partnerów, zarówno w szatni, jak i na boisku, najprawdopodobniej opuści Barcelonę – napisali.

– „Barca” traci dużo na poziomie sportowym. Dembele jest najbardziej nieprzewidywalnym skrzydłowym, jakiego ma Xavi. No i jest tym graczem, który najlepiej rozumie Lewandowskiego – dodali.

Źródło: El Nacional, sport.pl

Lech Poznań otrzymał ofertę za Joao Amarala. Spodziewany kierunek

 

Marco Molla poinformował o ofercie za Joao Amarala. Według dziennikarza usługami portugalskiego pomocnika Lecha Poznań zainteresowane jest japońskie Urawa Red Diamonds. To klub, którego trenerem jest Maciej Skorża.

Amaral i Skorża znowu w jednym klubie?

Joao Amaral od około roku nie stanowi już ważnej postaci w zespole Kolejorza. Pomocnik Lecha Poznań chciały zmienić otoczenie, jednak jego kontrakt obowiązuje do końca sezonu. A klub chciały na nim zarobić.

Na pozycję Amarala w Lechu Poznań znacząco wpłynęła zmiana trenera. Odejście Macieja Skorży spowodowało, że piłkarz nie czuł się już tak dobrze, jak w sezonie mistrzowskim. A John van den Brom konsekwentnie stawiał na innych zawodników.

Ojciec Krychowiaka o reprezentacji Polski. „Został odstawiony bez choćby słowa wyjaśnienia” [CZYTAJ]

Wiele wskazuje na to, że Portugalczyk może zmienić otoczenie. Według Marco Molli Urawa Red Diamonds wystosował formalną ofertę za Joao Amarala. Dziennikarz uważa, że piłkarz ustalił już warunki kontraktu z Japończykami. Przypomnijmy, że szkoleniowcem zdobywców Azjatyckiej Ligi Mistrzów jest Maciej Skorża.

Portal transfermarkt.de wycenia Joao Amarala na 600 tysięcy euro. 31-latek wystąpił łącznie w 117 meczach w barwach Lecha Poznań. Do tego dorzucił 4 spotkania w rezerwach.

Źródło: Marco Molla, Twitter

Ojciec Krychowiaka o reprezentacji Polski. „Został odstawiony bez choćby słowa wyjaśnienia”

 

Grzegorz Krychowiak nie może liczyć na powołania do reprezentacji Polski za kadencji Fernando Santosa. Ten fakt nie podoba się ojcu piłkarza, który skrytykował Portugalczyka w rozmowie z „Faktem”.

Brak Krychowiaka w kadrze

Fernando Santos wraz ze swoim przyjściem do reprezentacji Polski postawił na nowe nazwiska. Do Biało-Czerwonych nie jest już powoływany Kamil Grosicki, Kamil Glik czy Grzegorz Krychowiak. Ojciec ostatniego z wymienionych zawodników uważa, że to koniec 33-latka w reprezentacji.

Dylemat Karasia, czyli brałem doping na walkę, ale na 10-krotnego Ironmana powinienem być już czysty [CZYTAJ]

– Temat „Krychowiak w reprezentacji Polski” jest już ostatecznie zamknięty? Po aferze z lekarzem wydaje mi się, że tak. Moim zdaniem komuś w tym wszystkim zabrakło klasy – powiedział Edward Krychowiak w rozmowie z „Faktem”.

– Grzesiek zagrał dla Polski w 98 meczach, raz lepiej, raz trochę gorzej, ale zawsze na boisku dawał z siebie wszystko. I nie mówię tego dlatego, że to mój syn, należał mu się szacunek. Powinien od trenera usłyszeć, że ten ma swoją koncepcję i nie widzi w niej miejsca dla Grzegorza. Słabo wyszło, że został odstawiony bez choćby słowa wyjaśnienia, czy podziękowania za to tyle lat gry – dodał.

Grzegorz Krychowiak od tego sezonu będzie bronił barw saudyjskiego Abha FC. Szkoleniowcem drużyny z Saudi Pro League jest Czesław Michniewicz, z którym 33-latek współpracował do niedawna w reprezentacji Polski.

Źródło: Fakt

Dylemat Karasia, czyli brałem doping na walkę, ale na 10-krotnego Ironmana powinienem być już czysty

 

W poniedziałek media obiegła informacja o tym, iż u Roberta Karasia wykryto doping. Rekordzista 10-krotnego Ironmana za pomocą mediów społecznościowych oraz jako gość Kanału Sportowego wytłumaczył, jak zakazane substancje znalazły się w jego organizmie.

W maju podczas zawodów organizowanych w Brazylii Robert Karaś ustanowił rekord świata w 10-krotnym Ironmanie. Aby jego wynik mógł zostać uznany za oficjalny, triathlonista musiał przejść testy antydopingowe, o które również, jak mówi, sam wnioskował. Jak się okazało, jedna z pobranych próbek wykazała, iż w organizmie 34-latka znajdują się niedozwolone środki.

Robert Karaś od razu odniósł się do wyników badań. Sportowiec najpierw opublikował w swoich social mediach oświadczenie, w którym zaprzeczył, aby w jakikolwiek sposób wspomagał się przed startami. 34-latek przyznał, że w styczniu podczas leczenia złamań ręki, żeber oraz stopy przyjmował leki, które zawierały środki zakazane przez Światową Agencję Antydopingową. Sztab medyczny triathlonisty zapewniał go jednak, iż te substancje nie wpłyną na jego przygotowania oraz start w majowych zawodach w Brazylii.

W kolejnym poście Robert Karaś pokazuje, że poddał się badaniu wariografem. Tym wpisem sportowiec chciał udowodnić, iż nie brał żadnych nielegalnych środków, aby wspomóc się podczas startu w Brazylii.

Robert Karaś był gościem poniedziałkowego Hejt Parku prowadzonego przez Kanał Sportowy. Podczas transmisji triathlonista przyznał, w jaki sposób nielegalne substancje znalazły się w jego organizmie. 34-latek zdradził, że miało to związek z jego przygotowaniami do walki na gali Fame MMA.

– Osoby, które mnie znają, wiedzą, że łączę triathlon z MMA. To krótka przygoda, ale od dwóch lat tak właśnie jest. Do pierwszej walki nie doszło, ponieważ doznałem złamania wyrostka kolczystego i po prostu nie dostałem na nią zezwolenia. Jak przygotowywałem się do drugiej walki, to też zaczęło się wszystko walić i to jeszcze bardziej. Nie pamiętam kolejności, ale miałem trzy, a nawet cztery złamania – opowiadał Karaś.

– Kolega, który był akurat na sali, mówił: „Robert, weź idź po jakąś pomoc, bo ty się niczym nie suplementujesz”. Polecił mi osobę, która suplementuje jego i innych sportowców. Ja nawet się nad tym nie zastanawiałem. Spotkałem się z Michałem, powiedziałem, że jestem triathlonistą, mam badania po każdym starcie, że przygotowuję się do walki i w moim organizmie musi wszystko grać – zaznaczył.

– On zapytał, kiedy mam wyścig. Odpowiedziałem, że w maju. Odparł: „Jesteś rozbity, zrobimy dobrą regenerację i to, co ci daję, to w organizmie jest przez 72 godziny”. Ja nigdy bym nie potrafił wyjść nawet na trening w triathlonie, wiedząc, że mam substancję zakazaną. Jak złamałem rękę i dostałem blokadę, to po fakcie pomyślałem, że jest w niej pewnie coś zakazanego – przyznał triathlonista.

– Suplementowałem się do tej walki, która miała miejsce 4 lutego. Przez myśl by mi nie przeszło, że w moim organizmie jest coś nie tak. Zacząłem te przygotowania, ale cały czas nie wiedziałem do końca, do czego. W głowie była Brazylia. W marcu i kwietniu prosiłem organizatorów, czy mogą zrobić tam zawody Pucharu Świata. Bardzo zależało mi na tym, aby pobić tam rekord. Byłbym skończonym idiotą, gdybym szprycował się czymś nielegalnym – dodał.

– Potem był ten wyścig, testy miałem dopiero po trzech dniach. Odkąd wyjechałem trenować, do samego wyścigu nie wiedziałem, że w moim organizmie jest coś innego niż było kiedykolwiek wcześniej. Nigdy nie miałem z takimi środkami co czynienia. Dla mnie był to ogromny szok. Jak dostałem tę wiadomość, akurat jechałem samochodem. Poczułem się tak, jakby wszyscy moi najbliżsi zginęli w katastrofie lotniczej. To był taki cios. Wiedziałem, że to jest niemożliwe. Było napisane, że to metabolity, czyli jakieś tam resztki – zdradził sportowiec.

– Zadzwoniłem do osoby, która mnie suplementowała w grudniu i styczniu. Zapytałem, czy to są te substancje. Powiedziała, że tak, ale nie powinno ich być po kilku godzinach i nie wie, jak to jest możliwe. Myślałem, że odbiór wśród moich fanów będzie dużo gorszy. Wiem, że te słowa są identyczne, jak każdego innego sportowca, który miał w sobie takie substancje. Ja już wiem, kiedy to się wydarzyło. Nie mówię, że tego nie było w moim organizmie – powiedział.

– Wiedziałem, że to biorę. Nie zagłębiałem się, co to jest, miałem to w d***e. Zapytałem się, czy to jest legalne. Michał odpowiedział, że po 72 godzinach nie będzie tego w organizmie. Wiedziałem więc, że to coś nielegalnego. Zapytałem o to, czy będzie miało to jakiś wpływ na moje przygotowania. Odpowiedział: „Nie Robert, to tylko teraz, żeby Cię podleczyć”. Miałem tego świadomość – podsumował Karaś.

Podczas Hejt Parku głos zabrał również Michał Maciej (mężczyzna podał tylko swoje imiona – przyp. red.) – to właśnie on suplementował wówczas Roberta Karasia. Podczas transmisji przedstawił on swoje stanowisko dotyczące brania nielegalnych środków przez triathlonistę.

– Zawsze sugeruję najlepsze rozwiązania dla sportowców, jeśli chodzi o ich wyniki czy walkę z kontuzjami. Zajmuję się diagnostyką. Zawsze staram się rozszyfrować wyniki i przekazać informacje. Siedzę w tym zawodzie od ponad 17 lat, robiłem to zawsze hobbistycznie i współpracowałem od wielu lat z dużą liczbą sportowców z różnych dziedzin. Jest to pewna pasja i chęć pomocy ludziom – powiedział Michał Maciej.

– Wszystkie środki, które wzmagają regenerację w organizmie, pomagają w dojściu do siebie po kontuzjach. Mieliśmy do czynienia z trzema złamaniami i nie mogliśmy pozwolić na to, aby doszło do kolejnych. Robert jest triathlonistą, to zupełnie inny świat niż sporty walki. Każdy cios może być ciosem niefortunnym. W tym momencie koncentrujemy się tylko na dopingu, a były tam też duże dawki witamin. Wszystko było bardzo dobrze dobrane po to, aby nie dochodziło do żadnych kontuzji – zdradził.

– Do sportów walki mogliśmy tego środka użyć. W ogóle nie wpłynął na wyniki sportowe w triathlonie. Warto byłoby rozważyć, czy najważniejsze jest zdrowie zawodnika, czy inne wartości – przyznał.

– Biorę to wszystko także na siebie, nie uciekam od tego. To były wspólne decyzje. Wyszło jak wyszło, zupełnie się nie spodziewałem, że te środki będą tak długo utrzymywać się w organizmie. Walczyliśmy o zdrowie. Dobrze wiemy, że Robert ma niesamowity charakter, nie czuje bólu. Czy mamy pozwalać mu do walki na kolanach? On by to zrobił, ale myślmy też czasem o jego zdrowiu – tłumaczył.

– Nie mamy wystarczającej świadomości, jeżeli chodzi o lekarzy, żeby pomagać pacjentom wystarczająco dobrze. Później dochodzi do czegoś takiego, że są potrzebne inne osoby. Może też przez to później są pomyłki. Gdyby ta świadomość była większa, gdyby było więcej osób z otwartym umysłem i nowoczesną wiedzą z zagranicy, to na pewno byłoby lepiej – podsumował Michał Maciej.

Na razie nie wiemy, jakie konsekwencje czekają Roberta Karasia. 34-latkowi grozi czteroletnia dyskwalifikacja (najwyższy wymiar kary za przyjmowanie dopingu – przyp. red.), a także odebranie rekordu świata w 10-krotnym Ironmanie.

Zapis rozmów został przygotowany przez portal Meczyki.pl

EkstraklasaTrolls.pl
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.