Dylemat Karasia, czyli brałem doping na walkę, ale na 10-krotnego Ironmana powinienem być już czysty

 

W poniedziałek media obiegła informacja o tym, iż u Roberta Karasia wykryto doping. Rekordzista 10-krotnego Ironmana za pomocą mediów społecznościowych oraz jako gość Kanału Sportowego wytłumaczył, jak zakazane substancje znalazły się w jego organizmie.

W maju podczas zawodów organizowanych w Brazylii Robert Karaś ustanowił rekord świata w 10-krotnym Ironmanie. Aby jego wynik mógł zostać uznany za oficjalny, triathlonista musiał przejść testy antydopingowe, o które również, jak mówi, sam wnioskował. Jak się okazało, jedna z pobranych próbek wykazała, iż w organizmie 34-latka znajdują się niedozwolone środki.

Robert Karaś od razu odniósł się do wyników badań. Sportowiec najpierw opublikował w swoich social mediach oświadczenie, w którym zaprzeczył, aby w jakikolwiek sposób wspomagał się przed startami. 34-latek przyznał, że w styczniu podczas leczenia złamań ręki, żeber oraz stopy przyjmował leki, które zawierały środki zakazane przez Światową Agencję Antydopingową. Sztab medyczny triathlonisty zapewniał go jednak, iż te substancje nie wpłyną na jego przygotowania oraz start w majowych zawodach w Brazylii.

W kolejnym poście Robert Karaś pokazuje, że poddał się badaniu wariografem. Tym wpisem sportowiec chciał udowodnić, iż nie brał żadnych nielegalnych środków, aby wspomóc się podczas startu w Brazylii.

Robert Karaś był gościem poniedziałkowego Hejt Parku prowadzonego przez Kanał Sportowy. Podczas transmisji triathlonista przyznał, w jaki sposób nielegalne substancje znalazły się w jego organizmie. 34-latek zdradził, że miało to związek z jego przygotowaniami do walki na gali Fame MMA.

– Osoby, które mnie znają, wiedzą, że łączę triathlon z MMA. To krótka przygoda, ale od dwóch lat tak właśnie jest. Do pierwszej walki nie doszło, ponieważ doznałem złamania wyrostka kolczystego i po prostu nie dostałem na nią zezwolenia. Jak przygotowywałem się do drugiej walki, to też zaczęło się wszystko walić i to jeszcze bardziej. Nie pamiętam kolejności, ale miałem trzy, a nawet cztery złamania – opowiadał Karaś.

– Kolega, który był akurat na sali, mówił: „Robert, weź idź po jakąś pomoc, bo ty się niczym nie suplementujesz”. Polecił mi osobę, która suplementuje jego i innych sportowców. Ja nawet się nad tym nie zastanawiałem. Spotkałem się z Michałem, powiedziałem, że jestem triathlonistą, mam badania po każdym starcie, że przygotowuję się do walki i w moim organizmie musi wszystko grać – zaznaczył.

– On zapytał, kiedy mam wyścig. Odpowiedziałem, że w maju. Odparł: „Jesteś rozbity, zrobimy dobrą regenerację i to, co ci daję, to w organizmie jest przez 72 godziny”. Ja nigdy bym nie potrafił wyjść nawet na trening w triathlonie, wiedząc, że mam substancję zakazaną. Jak złamałem rękę i dostałem blokadę, to po fakcie pomyślałem, że jest w niej pewnie coś zakazanego – przyznał triathlonista.

– Suplementowałem się do tej walki, która miała miejsce 4 lutego. Przez myśl by mi nie przeszło, że w moim organizmie jest coś nie tak. Zacząłem te przygotowania, ale cały czas nie wiedziałem do końca, do czego. W głowie była Brazylia. W marcu i kwietniu prosiłem organizatorów, czy mogą zrobić tam zawody Pucharu Świata. Bardzo zależało mi na tym, aby pobić tam rekord. Byłbym skończonym idiotą, gdybym szprycował się czymś nielegalnym – dodał.

– Potem był ten wyścig, testy miałem dopiero po trzech dniach. Odkąd wyjechałem trenować, do samego wyścigu nie wiedziałem, że w moim organizmie jest coś innego niż było kiedykolwiek wcześniej. Nigdy nie miałem z takimi środkami co czynienia. Dla mnie był to ogromny szok. Jak dostałem tę wiadomość, akurat jechałem samochodem. Poczułem się tak, jakby wszyscy moi najbliżsi zginęli w katastrofie lotniczej. To był taki cios. Wiedziałem, że to jest niemożliwe. Było napisane, że to metabolity, czyli jakieś tam resztki – zdradził sportowiec.

– Zadzwoniłem do osoby, która mnie suplementowała w grudniu i styczniu. Zapytałem, czy to są te substancje. Powiedziała, że tak, ale nie powinno ich być po kilku godzinach i nie wie, jak to jest możliwe. Myślałem, że odbiór wśród moich fanów będzie dużo gorszy. Wiem, że te słowa są identyczne, jak każdego innego sportowca, który miał w sobie takie substancje. Ja już wiem, kiedy to się wydarzyło. Nie mówię, że tego nie było w moim organizmie – powiedział.

– Wiedziałem, że to biorę. Nie zagłębiałem się, co to jest, miałem to w d***e. Zapytałem się, czy to jest legalne. Michał odpowiedział, że po 72 godzinach nie będzie tego w organizmie. Wiedziałem więc, że to coś nielegalnego. Zapytałem o to, czy będzie miało to jakiś wpływ na moje przygotowania. Odpowiedział: „Nie Robert, to tylko teraz, żeby Cię podleczyć”. Miałem tego świadomość – podsumował Karaś.

Podczas Hejt Parku głos zabrał również Michał Maciej (mężczyzna podał tylko swoje imiona – przyp. red.) – to właśnie on suplementował wówczas Roberta Karasia. Podczas transmisji przedstawił on swoje stanowisko dotyczące brania nielegalnych środków przez triathlonistę.

– Zawsze sugeruję najlepsze rozwiązania dla sportowców, jeśli chodzi o ich wyniki czy walkę z kontuzjami. Zajmuję się diagnostyką. Zawsze staram się rozszyfrować wyniki i przekazać informacje. Siedzę w tym zawodzie od ponad 17 lat, robiłem to zawsze hobbistycznie i współpracowałem od wielu lat z dużą liczbą sportowców z różnych dziedzin. Jest to pewna pasja i chęć pomocy ludziom – powiedział Michał Maciej.

– Wszystkie środki, które wzmagają regenerację w organizmie, pomagają w dojściu do siebie po kontuzjach. Mieliśmy do czynienia z trzema złamaniami i nie mogliśmy pozwolić na to, aby doszło do kolejnych. Robert jest triathlonistą, to zupełnie inny świat niż sporty walki. Każdy cios może być ciosem niefortunnym. W tym momencie koncentrujemy się tylko na dopingu, a były tam też duże dawki witamin. Wszystko było bardzo dobrze dobrane po to, aby nie dochodziło do żadnych kontuzji – zdradził.

– Do sportów walki mogliśmy tego środka użyć. W ogóle nie wpłynął na wyniki sportowe w triathlonie. Warto byłoby rozważyć, czy najważniejsze jest zdrowie zawodnika, czy inne wartości – przyznał.

– Biorę to wszystko także na siebie, nie uciekam od tego. To były wspólne decyzje. Wyszło jak wyszło, zupełnie się nie spodziewałem, że te środki będą tak długo utrzymywać się w organizmie. Walczyliśmy o zdrowie. Dobrze wiemy, że Robert ma niesamowity charakter, nie czuje bólu. Czy mamy pozwalać mu do walki na kolanach? On by to zrobił, ale myślmy też czasem o jego zdrowiu – tłumaczył.

– Nie mamy wystarczającej świadomości, jeżeli chodzi o lekarzy, żeby pomagać pacjentom wystarczająco dobrze. Później dochodzi do czegoś takiego, że są potrzebne inne osoby. Może też przez to później są pomyłki. Gdyby ta świadomość była większa, gdyby było więcej osób z otwartym umysłem i nowoczesną wiedzą z zagranicy, to na pewno byłoby lepiej – podsumował Michał Maciej.

Na razie nie wiemy, jakie konsekwencje czekają Roberta Karasia. 34-latkowi grozi czteroletnia dyskwalifikacja (najwyższy wymiar kary za przyjmowanie dopingu – przyp. red.), a także odebranie rekordu świata w 10-krotnym Ironmanie.

Zapis rozmów został przygotowany przez portal Meczyki.pl

Kacper Polaczyk