Robert Lewandowski na wylocie z FC Barcelony? Bardzo złe wieści z Hiszpanii

Hiszpańskie media zastanawiają się nad dalszą przyszłością Roberta Lewandowskiego. Joao Alvarez z „El Chiringuito” twierdzi, że Polak najbliższego lata może odejść z FC Barcelony. Powodem jest jego słaba dyspozycja w ostatnich miesiącach. 




FC Barcelona wygrała ostatni mecz z Atletico Madryt (1-0). Kolejne nieudane spotkanie zaliczył natomiast Robert Lewandowski. Polak ponownie nie trafił do siatki, mimo wielu dogodnych okazji.

Szybka sprzedaż?

Teraz zaskakujące informacje przekazało „El Chiringuito”, a konkretniej dziennikarz – Joao Alvarez. Jego zdaniem jesteśmy świadkami początku końca Lewandowskiego w Barcelonie. Klub już teraz ma myśleć o potencjalnej sprzedaży kapitana reprezentacji Polski.




– Gdybym miał strzelać, to Lewandowski nie przejdzie latem okresu przygotowawczego z Barceloną. Obniżył jakość w meczach, ale widać to też podczas treningów. Klub poważnie myśli o jego sprzedaży latem i jest to powód wewnętrznych sporów. Pamiętajmy jednak, że jego pensja rośnie z każdym sezonem, a oferty z Arabii Saudyjskiej są dla Barcelony atrakcyjne – powiedział Alvarez. 

W kontekście wyjazdu do Arabii Saudyjskiej o Lewandowskim mówiło się już wcześniej w tym roku. Nie przypuszczano jednak, że może się to wydarzyć tak szybko, gdyż jego kontrakt z Barceloną obowiązuje jeszcze do 2026 roku. Nieco wcześniej mówiło się natomiast, że Lewandowski chciałby końcówkę kariery spędził w MLS.




W bieżącym sezonie „Lewy” ma na koncie zaledwie osiem goli w siedemnastu występach. W ostatnich pięciu meczach strzelił natomiast tylko dwa gole. Oba padły z Deportivo Alaves.

Katalońskie media uderzają w Lewandowskiego. „Tym razem nie mógł narzekać”

Katalońskie media powoli tracą cierpliwość do bezbarwnych występów Roberta Lewandowskiego. Polak rozczarował ponownie, tym razem w meczu z Atletico Madryt (1-0). Dziennikarze nie zostawiają na nim suchej nitki. 




Robert Lewandowski od kilku miesięcy znajduje się w słabej formie. Od września 35-latek strzelił zaledwie dwa gole, co wzmaga dyskusje wokół jego osoby. Problemem jest przede wszystkim rażący brak skuteczności, który towarzyszy ostatnio Polakowi.

Wina „Lewego”?

Katalońskie media początkowo dawały czas Lewandowskiemu, sugerując, że problemem nie jest on sam, ale również forma kolegów. Mówiono, że kapitan reprezentacji Polski nie otrzymuje za wielu podań, stąd brak dogodnych okazji strzeleckich. W meczu z Atletico Madryt miał jednak mnóstwo okazji na przełamanie, ale mimo to nie był w stanie pokonać Jana Oblaka.




„Sport” w swojej relacji meczowej ocenił Lewandowskiego na „5” w dziesięciostopniowej skali. Była to najniższa nota w całym zespole Blaugrany. W tekście napisano z kolei, że Polak jest „nie do poznania”.

– Miał trzy czyste szanse, ale nie był w stanie oddać strzału w światło bramki. Obrońcy Atletico faulowali go wiele razy – napisano w podsumowaniu. 




Dużo ostrzej potraktowało go „Mundo Deportivo”, które wprost napisało, że problemem Lewandowskiego nie jest niewielka liczba podań. Tych bowiem w meczu z Atletico otrzymał on bardzo dużo.

– Tym razem nie mógł narzekać na brak serwisu. Dostał nawet cztery dobre okazje, ale w jednej sytuacji bardziej wybił piłkę niż strzelił na bramkę – czytamy. 

Mocne oskarżenia Leśnodorskiego w stronę Mioduskiego. „Lobbował, żeby nakładano na nas kary”

Bogusław Leśnodorski w rozmowie z Paweł Paczulem wytoczył poważne oskarżenia przeciwko Dariuszowi Mioduskiemu. Głównie zarzuca mu działanie na niekorzyść Legii. Obecny właściciel miał popierać nakładane kary. 




Ostatnio bardzo głośno jest o Legii Warszawa, ale niekoniecznie ze względu na wyniki. Więcej mówi się o sprawach poza sportowych. Kilka tygodni temu doszło do awantury w Alkmaar po meczu z AZ, a ostatnio przy okazji meczu z Aston Villą, kibice „Wojskowych” starli się z policją z Birmingham.

Kpiny i szydera

Bogusław Leśnodorski w rozmowie z Pawłem Paczulem wrócił do sytuacji z Holandii. Zakpił on w niej z Dariusza Mioduskiego, który uczestniczył w przepychankach z policją. Został przy tym poszturchiwany przez służby.




– Prezes klubu nie powinien specjalnie kozakować, bo cena, którą zapłaci za to klub, jest za wysoka. Można wyjść na ulicę, dostać z liścia, kopa w tyłek i się popłakać – to nie jest wielkie bohaterstwo. Było dużo zachwytu nad tym, ale nie wiem, czym tam się zachwycać – powiedział na antenie „Weszło” Leśnodorski. 




– Może jest w naszej kulturze coś takiego, że jak wyjdziesz i ktoś ci przyłoży z plaskacza, to jesteś bohaterem. Nie czuję tego. W ogóle tego nie rozumiem. A tego płaczu – to już zupełnie. Jeśli idziesz się bić, to musisz się liczyć, że możesz dostać. Później nie płaczesz – dodał.




– Jak jesteś szefem klubu, to jego dobro, a nie własne emocje i ambicje są na pierwszym miejscu. Jeśli wiesz, że klub zapłaci za to cenę, a ty chwilę się pogrzejesz w reflektorach sławy, że dostałeś kopa w tyłek, to jest to wątpliwe – podsumował były prezes Legii.

Działanie na niekorzyść?

Dalej w rozmowie Leśnodorski wytoczył poważne oskarżenia w stronę swojego dawnego wspólnika. Kiedy on sam pracował w Legii (2012-2017), „Wojskowi” regularnie grali w Europie. Wówczas także dochodziło do różnych sytuacji, które odbijały się na klubie. Leśnodorski twierdzi, że w tamtych czasach Mioduski działał na niekorzyść stołecznej drużyny.




– Lobbował za tym, żeby nakładano na nas kary i to dość wysokie. Albo żeby ich nie anulowano – mówiąc wprost. Dzwonił do różnych dość wysoko postawionych działaczy, nawet reprezentujących Polskę w strukturach międzynarodowych. Prosił, żeby nie pomagać klubowi w tamtej sytuacji. Nie stawiam tez, mówię o pewnym zdarzeniu, o którym wiele osób wie. To było wiele lat temu, nie ma co z tego robić tajemnicy – oznajmił.




– Może teraz wydawało mu się, że jeżeli prasa pisze, że jest wysoko postawionym działaczem UEFA czy zrobił sobie ileś zdjęć z byłymi piłkarzami i ludźmi ze struktur, to ta organizacja będzie słuchać, co ma do powiedzenia. Tak nie jest. To jest jednak sport. Jeśli regularnie grasz w Lidze Mistrzów, jesteś rozpoznawalny w Europie, to jesteś traktowany poważnie. Jeśli raz na kilka raz grasz w Lidze Konferencji i od razu jest z tego afera i zamieszanie, to nie traktują cię poważnie – przyznał. 

Kolejny klub chce Piotra Zielińskiego! Trafi pod skrzydła legendarnego trenera?

Przyszłość Piotra Zielińskiego stoi pod znakiem zapytania od jakiegoś czasu. W kolejce po reprezentanta Polski ustawiło się już kilka klubów, a według tuttomercatoweb.com właśnie dołączył kolejny. 




29-latek nadal pozostaje piłkarzem Napoli, choć jego przyszłość nie jest wciąż ustalona. Umowa zawodnika obowiązuje tylko do końca sezonu, co podsyca plotki o zmianie barw.

Rzym?

Na razie strony nie doszły do porozumienia. Dotychczas media informowały, że Zielińskim zainteresowane są władze Juventusu i Interu. Co ciekawe, do tej dwójki miała dołączyć także AS Roma.




Tuttomercatoweb.com podaje, że rzymski klub jest fanem umiejętności Polaka, a jego transfer znacznie podniósłby siłę drugiej linii ekipy Jose Mourinho. 29-latek raczej bez problemu wskoczyłby do składu, gdzie prym wiedzie trójka Lorenzo Pellegrini, Bryan Cristante i Leandro Paredes. Dodatkowo Renato Sanches często zmaga się z problemami zdrowotnymi.




Zieliński może pochwalić się dorobkiem trzech goli i trzech asyst w tym sezonie. Potrzebował do tego 18 meczów.

Szczęsny pod ostrzałem włoskim mediów po meczu z Monzą. Bardzo słaba nota Polaka

Włoskie media wzięły na celownik Wojciecha Szczęsnego po meczu Juventusu z AC Monzą (2-1). Choć „Stara Dama” wygrała spotkanie, to Polak mógł zachować się lepiej przy golu na remis. Golkiper otrzymał jedną z najgorszych not w zespole. 




Juventus do 90. minuty meczu z Monzą prowadził 1-0. W doliczonym czasie gry goście doprowadzili jednak do wyrównania i wydawało się, że rywalizacja zakończy się remisem. Po chwili jednak Federico Gatti trafił do siatki i zapewnił zwycięstwo Juve.

Krytyka

Do niezbyt udanych występów nie zaliczy tego meczu Wojciech Szczęsny. Polak nie zanotował najlepszej interwencji przy trafieniu Monzy, a wcześniej nie miał praktycznie nic do roboty. Dziennikarze „La Gazzetty dello Sport” zadrwili wręcz z występu „Szczeny”, sugerując, że może gdyby miał wcześniej więcej strzałów do obrony – zachowałby się lepiej.




– W pierwszej połowie nie pobrudził rękawic, a może przydałaby mu się rozgrzewka. W drugiej dał się zwieść ruchowi Moty przy golu na 1:1 – czytamy w uzasadnieniu oceny „5,5”, którą przyznała mu redakcja „LGdS”.

Jest to prawie najniższa ocena w całym zespole Juventusu. Tylko Dusan Vlahović otrzymał notę „5”. To wynik zmarnowanego rzutu karnego i później także dobitki.




Dużo większą wyrozumiałością dla Szczęsnego wykazał się portal tuttomercatoweb.com. Tam Polak otrzymał „6”, jak Alex Sandro czy Federico Chiesa.

– Po raz pierwszy ubrudził rękawice trzy minuty przed końcem meczu. Zobaczył jak kąśliwe dośrodkowanie Carboniego wpada do bramki. Nie mamy zamiaru go mocno winić, ponieważ zobaczył piłkę dopiero w końcowej fazie – napisano.

Cristiano Ronaldo prowokowany przez kibiców. Spokojna odpowiedź [WIDEO]

Cristiano Ronaldo nawet w Arabii Saudyjskiej spotyka się z licznymi prowokacjami ze strony kibiców rywali. Nie inaczej było przy okazji ostatniego meczu Al-Nassr z Al-Hilal. Z trybun słychać było skandowane nazwisko Leo Messiego. 

Al-Hilal nie zostawiło w piątek żadnych szans Al-Nassr w hicie ligi saudyjskiej. Ekipa Cristiano Ronaldo uległa liderom tabeli 0-3.

Prowokacja i reakcja

Poza wynikiem kibice Al-Hilal zadbali o to, żeby Cristiano Ronaldo nie czuł się komfortowo. Z trybun dobiegało głośne „Leo Messi”, z którym przed laty Portugalczyk rywalizował o miano najlepszego zawodnika na świecie. 38-latek łagodnie zareagował na zaczepki. Posłał tylko w stronę fanów pocałunek.

CR7 znajduje się obecnie w bardzo dobrej dyspozycji. W 20 występach zanotował 18 goli i dołożył 9 asyst.

Mocna deklaracja Kamila Grabary ws. bycia trzecim bramkarzem. „Wolę mieć cztery dni wolnego”

Kamil Grabara w rozmowie z „Foot Truckiem” nie gryzł się w język. Zawodnik Kopenhagi dał jasno do zrozumienia, że nie widzi mu się bycie trzecim bramkarzem w reprezentacji Polski. Poniekąd zasugerował nawet, że wolałby być w takim przypadku pomijany w powołaniach. 




Michał Probierz od początku swojej kadencji nie ukrywa, że w kwestii bramkarzy w reprezentacji Polski jest ściśle ustalona hierarchia. Według niej pierwszym golkiperem jest Wojciech Szczęsny, zaś jego zmiennikiem – Łukasz Skorupski. Jeśli natomiast obaj byliby niedostępni, między słupki miałby wskoczyć Bartłomiej Drągowski.

Sprzeciw

Wspomniana hierarchia budzi spore kontrowersje wśród kibiców, którzy nie rozumieją, czemu do kadry nie jest regularnie powoływany Marcin Bułka. Bramkarz Nicei błyszczy w bieżącym sezonie formą. W kadrze natomiast zagrał dopiero na ostatnim zgrupowaniu, w meczu towarzyskim z Łotwą, „wykorzystując” kontuzję jednego z kolegów.




Podobna sytuacja tyczy się Kamila Grabary, który zbiera dobre recenzje w Danii i gra z Kopenhagą w Lidze Mistrzów. 24-latek nie ukrywa jednak, że nie interesuje go rola trzeciego bramkarza. Co prawda Probierz nawet się z nim nie kontaktował, jednak zawodnik przyznaje, że woli dostać wolne, niż jechać jako rezerwowy na zgrupowanie.

– Moja kariera poszła w takim kierunku, że nie chce mi się być trzecim bramkarzem. Nie chce mi się. Rozumiem, że Wojtek Szczęsny jest numerem jeden. On wie, co na ten temat uważam. Dopóki on gra, to nie ma prawa się zmienić. Oczywista oczywistość – przyznał w rozmowie z „Foot Truckiem”.




– Patrząc na to, ile meczów w tym roku rozegrałem, wolę mieć te cztery dni wolnego niż tydzień trenowania i latania samolotami. Zdecydowanie bardziej mi to pomoże – dodał.




Kamil Grabara do tej pory tylko raz miał okazję zagrać na bramce reprezentacji Polski. Zagrał rok temu w meczu z Walią w Lidze Narodów. Ostatnio natomiast zachował czyste konto w meczu z Bayernem Monachium w Lidze Mistrzów.

UEFA zareagowała na skandal wokół meczu Aston Villi z Legią. Szykuje się surowa kara?

Przed meczem Aston Villi z Legią doszło do skandalicznych wydarzeń. Polscy kibice starli się z policją w Birmingham, w efekcie czego nie mogli wejść na stadion. UEFA postanowiła teraz zareagować na ten incydent. 




W czwartek doszło do meczu w ramach fazy grupowej Ligi Konferencji Europy. Legia Warszawa nie dała tym razem sprawić niespodzianki i przegrała z Aston Villą 1-2. Zachowują jednak w dalszym ciągu szanse na grę wiosną w pucharach.

Reakcja na zamieszanie

Spotkanie przebiegło w atmosferze skandalu. Kibice Legii przed stadionem starli się z lokalną policją. Finalnie fani stołecznego klubu nie mogli pojawić się na trybunach.




Teraz w tej kwestii zareagowała UEFA. Na łamach „WP Sportowe Fakty” opublikowano fragment wiadomości od federacji w sprawie skandalicznych wydarzeń.

– UEFA zdecydowanie potępia niedopuszczalną przemoc, do której doszło w okolicach meczu Aston Villi z Legią Warszawa. UEFA jest w trakcie zbierania wszystkich oficjalnych raportów z meczu, zanim podejmie decyzję o ewentualnych dalszych krokach – zacytowano. 




W sumie w wyniku zamieszek miało dojść do licznych zatrzymań. Łącznie policjanci mieli aresztować 39 kibiców za brutalne zakłócanie porządku oraz napaść na funkcjonariuszy. Co więcej, ranni zostali także przedstawiciele służb, których miało być czworo. Jednego trzeba było przewieźć do szpitala. Ucierpiały również dwa konie i dwa policyjne psy.

Polska ucieka rywalom w rankingu UEFA. Wygrana Rakowa była niezwykle cenna

Zwycięstwo Rakowa ze Sturmem (1-0) przełożyło się na kolejną poprawę współczynnika polskich klubów w rankingu UEFA. Nasz kraj utrzymuje pozycję, zostawiając za sobą niżej notowanych rywali. 




Raków Częstochowa wygrał w czwartek swój pierwszy mecz w fazie grupowej Ligi Europy. „Medaliki” wygrały 1-0 ze Sturmem Graz po golu w samej końcówce. Dzięki zwycięstwu podopieczni Dawida Szwargi zachowują szanse na grę wiosną w europejskich pucharach.

Gonimy konkurencję

Wygrana przełożyła się również na kolejne punkty w rankingu UEFA. Mimo porażki Legii z Aston Villą (1-2), Polska zyskała 0,5 pkt, co pozwoliło zniwelować stratę do Grecji do 2,1 pkt. Swój mecz wygrał wczoraj tylko PAOK, natomiast AEK, Olympiakos i Panathinaikos zanotowali porażki, co przełożyło się na 04, pkt dla Greków.




Na kark dyszy nam jednak nadal Chorwacja, która traci zaledwie 1,1 pkt. Powiększyliśmy z kolei przewagę nad Cyprem i Szwecją, dzięki remisowi Arisu z Rangersami i porażki Hacken z Bayerem Leverkusen.

Zachowaliśmy tym samym 20. miejsce w rankingu. Warto zaznaczyć, że na koniec poprzedniego sezonu zajmowaliśmy 24. lokatę.

Michał Probierz opuści losowanie grup Euro 2024. Decyzja została podjęta za selekcjonera

Michał Probierz opuści losowanie grup mistrzostw Europy. Nie jest to decyzja bezpośrednio samego selekcjonera. Podjęła ją za niego UEFA. 




W najbliższą sobotę odbędzie się losowanie grup Euro 2024. Wszyscy uczestnicy nie są jeszcze znani, w tym między innymi reprezentacja Polski. „Biało-Czerwoni” wiosną przystąpią do meczu, lub meczów barażowych. W półfinale zmierzą się z Estonią, a jeśli wygrają, to w finale czekać będzie ktoś z dwójki Walia – Finlandia.

Probierz nieobecny

Choć Polska nie ma jeszcze pewnego awansu, to już w sobotę poznamy potencjalnych rywali w grupie Euro 2024. Na ceremonię losowania do Hamburga PZPN wyśle swoja delegację. Co ciekawe, zabraknie w niej Michała Probierza, choć selekcjoner jakiś czas temu mówił, że chciałby się na niej pojawić.




Według „Faktu” powód nieobecności szkoleniowca jest dość zaskakujący. Probierz nie otrzymał bowiem zaproszenia od UEFY. Na losowaniu pojawić się mają wyłącznie selekcjonerzy reprezentacji, które mają już pewny awans. W delegacji PZPN mają być obecni natomiast Cezary Kulesza, Łukasz Wachowski, Jakub Kwiatkowski i Łukasz Gawrjołek.

Chaos przed meczem Aston Villi z Legią. Kibice nie mogą wejść na stadion. Klub wydał komunikat

Spore problemy pojawiły się przy okazji czwartkowego meczu Aston Villi z Legią Warszawa. Polscy kibice nie mogą wejść na stadion w Birmingham, natomiast działacze planują strajk. Sebastian Staszewski poinformował, że przedstawiciele nie pojawią się na trybunach. 




Przypomnijmy, że kilka dni temu pojawiła się informacja o znacznym ograniczeniu puli biletów dla kibiców gości. Legia zamiast około 2000 wejściówek dostać miała niecałe 900. To spowodowało szereg kontrowersji i problemów.

Strajk

Wielu kibiców Legii zdążyło wykupić loty i noclegi, kiedy pula biletów nie była jeszcze okrojona. Jak podaje „TVP Sport” do Birmingham przyleciało znacznie więcej Polaków, wobec czego nie każdy może wejść na stadion. Internet obiegają obecnie nagrania, na których widać kibiców, stojących pod obiektem.

– Aston Villa wraz z lokalną policją i władzami miasta okroiła pulę biletów dla fanów Legii. Wszystko działo się w czasie, w którym wielu fanów z Warszawy zdążyło już wykupić loty i noclegi. Na dziś Anglicy oferują przedstawicielom wojskowych 890 biletów. Wszystkie strony przyznają nieoficjalnie, że Polaków w Birmingham jest więcej, znacznie więcej – czytamy na sport.tvp.pl.




Teraz Sebastian Staszewski podaje, że przedstawiciele Legii zamierzają strajkować i nie pojawią się na trybunach. Ma to być gest solidarności z pokrzywdzonymi kibicami. Na czele delegacji stoi oczywiście prezes stołecznego klubu – Dariusz Mioduski.




 – To gest solidarności z kibicami, którym Anglicy nie przyznali regulaminowej liczby biletów. Przedstawiciele Legii mecz prawdopodobnie obejrzą w hotelu – napisał Staszewski.

AKTUALIZACJA

Legia Warszawa wydała oficjalny komunikat w sprawie wspomnianych wyżej wydarzeń. Potwierdziła w nim trudności związane z dystrybucją biletów oraz strajk ze strony Dariusza Mioduskiego i całej delegacji „Wojskowych”.

– W związku z działaniami podjętymi przez klub Aston Villa F.C. jako gospodarza, Legia Warszawa informuje, że jej oficjalna delegacja, zarząd oraz właściciel i prezes klubu Dariusz Mioduski nie będą obecni na stadionie gospodarzy podczas najbliższego meczu UEFA Europa Conference League – czytamy. 

Cały komunikat możecie przeczytać klikając w ten link: Komunikat klubu – Legia Warszawa

Słynny klub zostanie zmuszony do sprzedaży stadionu? Niedawno grał z Legią i Lechem

Austria Wiedeń zmaga się z ogromnymi problemami finansowymi. Klub może nie uzyskać licencji do gry na przyszły sezon. Rozwiązaniem problemu może okazać się… sprzedać stadionu. 




„Fiołki” to drugi po Rapidzie najbardziej utytułowany mistrz Autrii. Tytuł zdobywali 24 razy, ale w ostatnich czasach nie mogą nawiązać wyrównanej rywalizacji z RB Salzburg. Wiedeńczycy w bieżącym sezonie nie awansowali nawet do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy, przegrywając w eliminacjach z Legią Warszawa. Rok temu rywalizowali natomiast z Lechem Poznań.

Sprzedaż stadionu?

Obecnie Austria zmaga się z olbrzymimi problemami finansowymi. Mimo dodatkowych środków od UEFY, klub zanotował stratę w wysokości siedmiu milionów euro. Łącznie zadłużenie sięga jednak znacznie dalej. W sumie jest to aż 66 mln.




Co gorsza, wiedeńskiemu zespołowi grozi odebranie licencji na grę w przyszłym sezonie. Rozwiązaniem może się w tym przypadku okazać… sprzedanie stadionu.

– Musimy znaleźć inwestora z branży nieruchomości, któremu sprzedamy stadion i ponownie wynajmiemy lub wydzierżawimy jego część. Wpływy ze sprzedaży mogą zostać wykorzystane do spłaty ogromnego zadłużenia. Zmniejszy to koszty odsetkowe, a amortyzacja zniknie z ksiąg – oznajmił dyrektor sportowy Austrii, Harald Zagiczek.




– Mamy więcej kosztów niż przychodów. Jeśli firma stale przynosi straty, przetrwanie jest nieuchronnie związane z dotacjami od stron trzecich. Potrzebujemy kapitału z zewnątrz, żeby przetrwać – dodał.




– Jasno przedstawiliśmy nasz plan władzom austriackiej Bundesligi. Dług nie jest wyrokiem śmierci dla klubu. Pytanie brzmi, jak go uregulować. Dlatego staramy się obniżyć poziom zobowiązań do znośnego poziomu poprzez sprzedaż stadionu. Myślę, że licencja zostanie nam przyznana – podsumował Zagiczek. 

Reprezentacja Polski w barażach zagra nie tylko o awans na Euro. Ogromne pieniądze w tle

Reprezentację Polski wiosną czeka bój w barażach o być, albo nie być na mistrzostwach Europy. „Biało-Czerwoni” w półfinale zagrają z Estonią, a w przypadku wygranej, kilka dni później zagrają z Walią lub Finlandią. Gra toczy się nie o sam awans, ale i o wielkie pieniądze. 




Eliminacje Euro 2024 są dla reprezentacji Polski do zapomnienia. W grupie, która malowała się dla nas kapitalnie, zajęliśmy dopiero 3. miejsce i nie wywalczyliśmy tym samym bezpośredniego awansu na turniej w Niemczech. Tylko dzięki wynikom w Lidze Narodów wciąż zachowujemy szanse na wyszarpanie sobie miejsca na przyszłorocznych mistrzostwach.

Wielka kasa w grze

Okazuje się jednak, że w barażach „Biało-Czerwoni” zawalczą nie tylko o sam awans. Za samo zakwalifikowanie się na turniej finałowy, UEFA wypłaca federacjom 9,25 mln euro (ok. 40 mln złotych). Kolejne premie są uzależnione od wyników drużyn na samym Euro.




Każde zwycięstwo przelicza się na 1,25 mln euro. Remis to z kolei 750 tysięcy. Wyjście z grupy i awans do fazy pucharowej to natomiast dodatkowe 2 mln, które trafiają na konto federacji. Warto pamiętać, że zwyczajowo zawodnicy otrzymywali premie, wynikające z awansu oraz wyników sportowych na dużych turniejach. Można przypuszczać, że podobnie byłoby tym razem, więc kadrowicze mają o co grać.




Wykaz premii za Euro 2024:

  • gra w fazie grupowej – 9,25 mln euro (ok. 40 mln zł)
  • zwycięstwo w fazie grupowej – 1,25 mln euro (ok. 6,4 mln zł)
  • remis w fazie grupowej – 750 tys zł (ok. 3,2 mln zł)
  • wyjście z grupy – 2 mln euro (ok. 8,7 mln zł)
  • awans do ćwierćfinału – 3,25 mln euro (ok. 14 mln zł)
  • awans do półfinału – 5 mln euro (ok. 22 mln zł)
  • awans do finału – 7 mln euro (ok. 30 mln zł)
  • wygranie Euro – 10 mln euro (ok. 43 mln zł)

Marciniak w ogniu krytyki. Angielskie media ostro oceniają decyzję polskiego sędziego

Decyzja Szymona Marciniaka z końcówki meczu Ligi Mistrzów między PSG a Newcastle wywołała masę kontrowersji. Angielskie media są oburzone werdyktem polskiego arbitra. Podkreślają, że sprawdzanie VAR-u nawet nie było w tej sytuacji potrzebne. 




PSG zremisowało na własnym stadionie mecz 5. kolejki Ligi Mistrzów z Newcastle United (1-1). Wynik udało się uratować w doliczonym czasie gry po rzucie karnym przyznanym przez Szymona Marciniaka. Początkowo polski sędzia nie podyktował „jedenastki”, ale zmienił decyzję po obejrzeniu powtórek na monitorze VAR-u.

Kontrowersja

Teraz decyzja Marciniaka odbija się szerokim echem w piłkarskim środowisku. Sprawę żywiołowo komentują angielskie media, które bez ogródek piszą o arbitrze. Dziennikarze podkreślają, że Newcastle może czuć się pokrzywdzone.




– Newcastle może być złe na sędziego, ponieważ świetnie broniło, a w końcówce zostało skrzywdzone kontrowersyjną decyzją. VAR został wprowadzony do naprawiania wyraźnych i oczywistych błędów, a ten taki nie był. O ile w ogóle był – grzmi „The Times”.




– Dembele zagrał piłkę tak blisko Livramento, że ten nie miał szansy na unik. Co więcej, piłka odbiła się najpierw od ciała, a dopiero potem od naturalnie ułożonego łokcia biegnącego zawodnika – kontynuują. 




– Sfrustrowani zawodnicy PSG otoczyli doświadczonego sędziego, starając się wymusić jego interwencję. Ten, mimo że początkowo machnął na nich ręką, ostatecznie podszedł do monitora. VAR zachował się pedantycznie niczym policjant, który dopatruje się najmniejszych wykroczeń na parkingu. I nie chodzi tu nawet o interpretację zagrania ręką. VAR miał naprawiać kolosalne błędy. Został stworzony do innych sytuacji niż ta w Paryżu – zaznaczyli.




– Mbappe i VAR skrzywdzili Newcastle. Mbappe w doliczonym czasie gry strzelił w końcu gola Pope’owi, który wcześniej wyglądał na gościa nie do pokonania. Biorąc pod uwagę przebieg spotkania i liczbę okazji gospodarzy, zasłużyli co najmniej na ten remis. Ale nie w ten sposób – napisał z kolei „The Guardian”.

Piłkarz Brighton podarował koszulkę kibicowi, po czym… prosił o jej zwrot. Komiczna sytuacja [WIDEO]

Brighton prosi o zwrot koszulki, którą Joel Veltman podarował kibicowi przy okazji meczu z Nottingham Forest (3-2). Wszystko przez wszyty w trykot GPS. 




„Mewy” popadły ostatnimi czasy w lekki kryzys i w sześciu meczach z rzędu nie odniosły zwycięstwa. Przełamanie przyszło w weekend, konkretnie przy okazji sobotniego meczu z Nottingham Forest. Ekipa Roberto De Zerbiego wygrała 3-2, a na kilka minut w końcówce na murawie pojawił się nawet Jakub Moder.

Zwrot koszulki

Na boisku obecny był także Joel Veltman, który po ostatnim gwizdku zdjął z siebie koszulkę i rzucił w stronę trybun. Trykot złapał jeden z kibiców gości. Holender po chwili zorientował się, że w strój wszyty był moduł GPS, który monitorował jego parametry na boisku. Piłkarz szukał wzrokiem fana, który wziął koszulkę, lecz na próżno.




Veltman nie miał już innej możliwości, jak tylko wystosować oświadczenie na Twitterze. Te zostało opublikowane na oficjalnym koncie Brighton. Obrońca poprosił kibica o zwrot koszulki z GPSem. W zamian obiecał podarowanie mu drugiego trykotu, już bez modułu.

Brighton na razie nie poinformowało, czy kibica z koszulką udało się znaleźć. Klub obrócił jednak sytuację w żart, co widać w tweetach do niej nawiązujących.