Zmiana sponsora tytularnego Ligue 1. Prawa ma przejąć słynna sieć restauracji

Rozgrywki Ligue 1 mogą mieć wkrótce nowego sponsora tytularnego. Według doniesień zagranicznych mediów prawa ma nabyć międzynarodowa sieć restauracji fast foodowych.




Historia francuskiej ekstraklasy sięga 1932 roku. Pierwotnie francuska pierwsza klasa rozgrywkowa posiadała nazwę „Division Nationale”. Następnie przekształcono ją w „Première Division”. Natomiast od sezonu 2002/2003 francuska ekstraklasa nosi nazwę „Ligue 1”. W międzyczasie rozgrywki posiadały różnych sponsorów tytularnych. Nieprzerwanie od kampanii 2020/2021 prawa do bycia sponsorem tytularnym ma firma Uber Eats, a rozgrywki noszą nazwę „Ligue 1 Uber Eats”.




Wkrótce Ligue 1 może mieć nowego sponsora tytularnego. Jak informuje „RMC Sport” prawa po Uber Eats ma przejąć McDonald’s! Uber Eats miało płacić 15-16 milionów euro za sezon. Firma nie chciała kontynuować już współpracy za tę kwotę. Pojawił się więc McDonald’s, który miał rzekomo zaoferować 20 milionów euro!








źródło: RMC Sport

Wielki talent rozliczył się z przeszłością, ale nadal mu wstyd. Łącznie przegrał trzy miliony złotych

Grzegorz Król w swojej biografii opisał nieudaną przygodę z piłką. W pewnym momencie wielki oczekiwania wobec tego talentu spełzły na niczym. 45-latek rozliczył się ze swoją przeszłością w książce.

 

Miał zrobić karierę

Autobiografia Grzegorza Króla nosi tytuł „Przegrany”. Były piłkarz po latach spojrzał na swoje życie i przyznał, że nadal jest mu wstyd.

 

Król jako 18-latek zagrał w reprezentacji Polski do lat 21 i strzelił bramkę w debiucie w Ekstraklasie. Wiele wskazywało, że mamy do czynienia ze sporym talentem. Okazało się jednak, że doskonały start był jego powolnym końcem.

 

Grzegorz Król niedługo po osiągnięciu pełnoletniości udał się do salonu gier. W ciągu dwóch lat stał się hazardzistą. Przegrywał coraz większe kwoty i spędzał tam sporo czasu. O szczegółach opowiedział w swojej autobiografii.

 

– Z kasyna wyszedłem kilka minut przed północą. Nie za bardzo wiedziałem, co z sobą zrobić, dokąd pójść. Przespałem się na dworcu, a rano postanowiłem wsiąść do pociągu byle jakiego. Nie miałem bagażu ani biletu. Maryla Rodowicz byłaby dumna. Usiadłem w pustym przedziale i zasnąłem w kilka sekund. Gdy się obudziłem, przez moment miałem nadzieję, że w rzeczywistości pociąg do Warszawy się spóźnił, a to wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich trzech dni, było tylko koszmarem sennym. Nie było – opisał.

– Wielu moich kolegów z boiska to szanowani sportowcy, wzór do naśladowania dla milionów dzieciaków. Ja w wieku 24 lat kompletnie przestałem istnieć – mówił w rozmowie z portalem WP Sportowe Fakty.

Grzegorz Król przyznał, że nie wiedział, jak wytłumaczyć się wszystkim ludziom. Nie potrafił także spojrzeć żonie w oczy. W pewnym momencie przegrał samochód, wakacje, mieszkanie i każdą pensję z premią. Łącznie przegrał trzy miliony złotych.

Piłkarską karierę zakończył w 2009 roku. W jej trakcie bronił barw Amiki Wronki, Polonii Warszawa oraz Lechii Gdańsk. W 2021 roku w rozmowie z Przeglądem Sportowym przyznał, że zajmuje się nieruchomościami.

Źródło: Przegląd Sportowy Onet

Jakub Kwiatkowski wbił kolejną szpilkę PZPN-owi. Były rzecznik wytknął błąd federacji

Mecz reprezentacji Polski z Estonią w ramach baraży do EURO 2024. Polski Związek Piłki Nożnej wystosował komunikat w sprawie terminu powołań na to spotkanie. Były rzecznik prasowy, Jakub Kwiatkowski szybko zareagował na wpis federacji, wytykając jej błąd.

 

Zawalczą o awans

 

Reprezentacja Polski zawiodła kibiców w eliminacjach do Mistrzostw Europy w Niemczech. Podopieczni Fernando Santosa, a później Michała Probierza nie awansowali bezpośrendio na turniej.

 

Na ich szczęście będą mogli przystąpić do walki o grę w turnieju poprzez baraże zagwarantowane w Lidze Narodów. Polski Związek Piłki Nożnej poinformował 4 marca o terminie złożenia powołań na marcowe zgrupowanie kadry.

Jakub Kwiatkowski, który jeszcze do niedawna pełnił funkcję team managera oraz rzecznika prasowego bardzo szybko po publikacji wpisu odniósł się do komunikatu. Były pracownik federacji wytknął jej błąd.

 

– Michał Probierz informuje, iż ostateczny skład kadry narodowej na mecze barażowe do turnieju finałowego UEFA EURO 2024 przeciwko Estonii oraz Walii/Finlandii zostanie ogłoszony 14 marca 2024 roku. Szeroka kadra na mecze zgłoszona została do UEFA zgodnie z obowiązującym terminem 1 marca 2024 roku i – w ramach dotychczas przyjętej praktyką – nie została opublikowana – napisano w komunikacie PZPN.

– Kadry nie zgłasza się do UEFA. Zgodnie z przepisami FIFA najpóźniej na 15 dni przed startem okna międzynarodowego (w marcu to 18), to kluby należy poinformować o planach powołania ich zawodników do reprezentacji. Do UEFA kadrę meczową zgłasza się do północy dzień przed meczem – zareagował Kwiatkowski.

Źródło: Twitter

Nadchodzą powołania na marcowe zgrupowanie. Jest potwierdzony powrót jednego reprezentanta

Wielkimi krokami zbliża się marcowa przerwa reprezentacyjna. W przyszłym tygodniu poznamy powołania do reprezentacji Polski. Jeden z kadrowiczów ujawnił, że znalazł się na szerokiej liście powołanych.

Pod koniec tego miesiąca reprezentacja Polski rozegra baraże o awans na Mistrzostwa Europy 2024. W półfinale baraży Polacy zagrają u siebie z Estonią. W przypadku wygranej w finale Biało-Czerwoni zagrają na wyjeździe ze zwycięzcą meczu Walia-Finlandia.

1 marca minął termin zgłoszenia powołań dla piłkarzy na najbliższą przerwę reprezentacyjną. Szeroka lista powołanych nie została jednak podana do opinii publicznej. Oficjalna, wąska kadra reprezentacji Polski zostanie ogłoszona w przyszłym tygodniu. PZPN potwierdził, że nastąpi to 14 marca.

Póki co nie mamy pewności, którzy konkretni piłkarze znaleźli się na szerokiej liście powołanych. Możemy się jednak domyślać, kto się tam znajduje. Poza jednym wyjątkiem. W tej sprawie wygadał się dziś Paweł Dawidowicz. Na łamach „Meczyków” przyznał, że otrzymał informację o swojej obecności na szerokiej liście powołanych na marcowe zgrupowanie reprezentacji Polski. Nie jest to jednak tożsame z tym, że Dawidowicz pojawi się na oficjalnej liście powołanych. Ma on jednak bardzo duże szanse, by tam się faktycznie znaleźć.


źródło: meczyki

Pijani rodzice wtargnęli na boisko podczas turnieju dla dzieci. Organizator zdyskwalifikował drużynę za ich wybryk

 

Podczas Orlen Beniaminek Cup doszło do skandalicznej sytuacji. W trakcie turnieju młodzieżowej piłki nożnej pijani rodzice zawodników jednego z zespołu wtargnęli na boisko.

 

Skandaliczna sytuacja na turnieju dla dzieci

2 i 3 marca na Podkarpaciu odbył się Orlen Beniaminek Cup. W turnieju wzięły udział drużyny z Litwy, Czech, Węgier i Słowacji z rocznika 2014. Podczas rozgrywki doszło do skandalicznej sytuacji.

 

W trakcie meczu Hetmana Zamość z drugim zespołem Beniaminka PROFBUD Krosno pijani rodzice dzieci piłkarzy z Zamościa wtargnęli na murawę. Ich motywacją była irytacja zachowaniem sędziego. Dyrektor rozgrywek, Zbigniew Raus wypowiedział się na temat tego incydentu w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet.

 

– Taka sytuacja wydarzyła się pierwszy raz w historii naszego turnieju. Trzeba stawiać granice, więc nasza reakcja była szybka i jedyna słuszna, a wiele osób bałoby się tak postąpić. Nie możemy sobie pozwolić, aby osoby, które są pod wpływem alkoholu, wchodziły na boisko. Podeszliśmy do trenera Hetmana, powiadomiliśmy go, że musimy zespół z Zamościa odsunąć od turnieju. W tym wszystkim szkoda przede wszystkim dzieci. Niektórzy mówili, że może zareagowaliśmy zbyt gwałtownie, ale innej opcji nie było, bo do takich patologicznych zachowań dochodzić nie może – wytłumaczył.

 

Niedługo po dyskwalifikacji zespołu z Zamościa, prezes Hetmana, Krzysztof Rysak skontaktował się z dyrektorem turnieju, aby przeprosić za zaistniałą sytuację.

Źródło: Przegląd Sportowy Onet

Szalony pomysł Jacka Góralskiego. Chce wytatuować sobie swoich byłych trenerów [WIZUALIZACJA]

Jacek Góralski udzielił obszernego wywiadu portalowi „Łączy nas Piłka”. W rozmowie poruszono wiele kwestii, jednak piłkarz Wieczystej podzielił się również… konceptem na swój tatuaż. Wizualizacja wygląda co najmniej interesująco. 

„Góral” w swojej karierze grał w Wiśle Płock oraz w Jagiellonii Białystok. Występy w podlaskim zespole zaowocowały z kolei transferem do Łudogorca, w którym 31-latek spędził dwa i pół roku. Stamtąd trafił natomiast do kazachskiego Kairatu Almaty, a obecnie występuje w Wieczystej Kraków.

Hołd dla trenerów

Mimo występów w III lidze Góralski ma czas na myślenie o innych rzeczach, niż sport. W rozmowie z portalem „Łączy nas Piłka” 31-latek podzielił się swoim pomysłem na niekonwencjonalny tatuaż, którym honorowałby swoich byłych trenerów. Dzieło znalazłoby się na jego plecach.

– Zdecydowałem się na taki tatuaż, bo bardzo szanuję wszystkich ludzi, którzy pomogli mi w życiu. Od Adama Nawałki otrzymałem pierwsze powołanie do reprezentacji narodowej. U Jerzego Brzęczka grałem dość regularnie w kadrze narodowej, zapracowałem na zagraniczny transfer. Co do Czesława Michniewicza – jestem przekonany, że gdyby nie moja kontuzja, zabrałby mnie na mundial do Kataru. Zawsze podchodził do mnie bardzo w porządku i chcę mu podziękować – przyznał. 

– Do trenera Michała Probierza mam wielki szacunek za to, że zadzwonił do mnie i ściągnął z Wisły Płock do Jagiellonii Białystok, pozwalając mi wskoczyć na poziom Ekstraklasy. Miałem kwotę odstępnego 100 tysięcy euro i nie było zbytnio chętnych, a trener wykazał się determinacją. Także dzięki niemu trafiłem później do kadry. W Płocku pracowałem z trenerem Marcinem Kaczmarkiem, u niego stawiałem pierwsze kroki w seniorskim futbolu na profesjonalnym poziomie. Trenerzy Robert Tomczak i Marcin Maćkowski prowadzili mnie w juniorskich zespołach Zawiszy Bydgoszcz – kontynuował. 

– W Victorii Koronowo, w trzeciej lidze, prowadził mnie Zbigniew Stefaniak. Spędziłem u niego pół roku, woził mnie na treningi. Aleksiej Szpilewski dał mi szansę w Kajracie, zdobyłem pod jego wodzą trofea w Kazachstanie i występowałem w europejskich pucharach. Stawkę uzupełnia prezydent Kajrat Boranbajew, który wciąż darzy mnie szacunkiem. Nawet gdy byłem kontuzjowany, pozwolił mi wyjechać do Polski na leczenie, opłacał wszelkie koszty. Świetny człowiek, z sercem na dłoni, pomaga ludziom, otwiera w Kazachstanie ośrodki dla dzieci. Ostatnie miejsce na plecach póki co zostaje wolne – podsumował. 

Tomasz Ćwiąkała ostro o ostatnim występie Kamila Piątkowskiego. „Dramat”

Kamil Piątkowski ma za sobą bardzo słaby mecz przeciwko Villarreal. Występ piłkarza Granady skrytykował Tomasz Ćwiąkała.




W minioną niedzielę Granada mierzyła się na wyjeździe z Villarreal. Spotkanie zakończyło się hokejowym wynikiem. Villarreal rozgromił przyjezdnych aż 5:1.




W wyjściowym składzie gości na wspomniane spotkanie znalazł się Kamil Piątkowski. Swojego występu nie może on jednak zaliczyć do udanych. Piątkowski nie zdołał nawet dokończyć meczu. Opuścił boisko przy wyniku 0:4 w 63. minucie gry. Pod koniec meczu na murawie zameldował się z kolei Kamil Jóźwiak.




Utrata tylu bramek nie jest powodem do dumy dla żadnego obrońcy. Występ Piątkowskiego skomentował na Twitterze ekspert od hiszpańskiej piłki, Tomasz Ćwiąkała. Przyznał, że bardzo nad tym ubolewa. Wcześniejsze występy polskiego defensora napawały optymizmem.

– Całe pozytywne wrażenie, które Piątkowski zostawił po meczu z Betisem, zatarł nawet nie tyle czerwoną kartką z Las Palmas, co dzisiejszym występem z Villarrealem. Dramat – skomentował Tomasz Ćwiąkała.

– Jako wierny kibic Granady od końcówki grudnia i Piątkowskiego od pierwszych meczów w Ekstraklasie, bardzo nad tym ubolewam – dodał.




Kamil Piątkowski zasilił szeregi Granady w styczniu tego roku. Trafił do hiszpańskiego klubu na zasadzie wypożyczenia. Do tej pory rozegrał 4 mecze w La Liga.

Bartłomiej Pawłowski tłumaczy swój wpis. „Nie chciałem nikogo urazić”

Bartłomiej Pawłowski skomentował swój ostatni wpis opublikowany na Twitterze. Piłkarz Widzewa przyznał, że w momencie publikacji wpisu szargały nim emocje wynikające z wyniku meczu.




W ostatnich dwóch meczach Widzewa Łódź nie obyło się bez kontrowersji. Najpierw w meczu Pucharu Polski, zdaniem wielu osób, sędzia niesłusznie uznał bramkę dla Wisły Kraków. W sprawie tego meczu władze Widzewa złożyły protest do PZPN. Następnie doszło do kontrowersji w meczu Ekstraklasy przeciwko Śląskowi Wrocław. W tym meczu najwięcej dyskusji wywołała druga bramka dla Śląska, zdaniem wielu strzelec bramki był na pozycji spalonej.




Po wczorajszym meczu ze Śląskiem wpis na Twitterze opublikował Bartłomiej Pawłowski. Piłkarz Widzewa nie gryzł się w język. Wprost napisał, że jego zespół został okradziony.




Powyższy wpis został już skomentowany i sprostowany przez samego Pawłowskiego. Piłkarz Widzewa tłumaczy się emocjami towarzyszącymi mu przy dwóch ostatnich meczach. Dodał, że nie miał na celu nikogo urazić.

– Emocje związane z ostatnimi dwoma meczami cały czas są bardzo duże. W czasach dzisiejszej techniki i kamer każdy mógł zobaczyć, jak to wyglądało w Krakowie i Wrocławiu. Jako zawodnik i kapitan Widzewa widzę na co dzień, jak cały zespół ciężko pracuje na treningach i gdy udowodnione błędy pozbawiają nas awansu do półfinału Pucharu Polski i punktów w lidze, to wkurzenie jest duże. Mój wczorajszy wpis podyktowany był tylko emocjami wynikającymi z końcowego wyniku – napisał Bartłomiej Pawłowski.

– Prywatnie nie chciałem nikogo obrazić i nie było to moją intencją. Jeżeli ktoś się tak poczuł, to za to przepraszam – dodał.

– Teraz skupiamy się na meczu z Legią Warszawa – zakończył piłkarz Widzewa.




Oprawa kibiców Widzewa wymknęła się spod kontroli. Niewiele zabrakło do poważnego wypadku [WIDEO]

Śląsk Wrocław wygrał u siebie z Widzewem Łódź w sobotnim meczu PKO BP Ekstraklasy. Podczas spotkania mogło dojść do tragedii przez oprawę kibiców gości.

 

Krok od tragedii

Śląsk Wrocław został liderem Ekstraklasy po sobotnim meczu z Widzewem Łódź. Podczas spotkania doszło do kilku kontrowersji. Swoje niezadowolenie z pracy sędziów w mediach społecznościowych przedstawił Bartłomiej Pawłowski.

 

Gorąco było również na trybunach. Kibice Widzewa Łódź przygotowali we Wrocławiu oprawę, która mogła doprowadzić do tragedii. Pokaz ekipy gości wymknął się jednak spod kontroli. Wystrzelone przez nich fajerwerki w pewnym momencie nie wydostawały się z obiektu.

 

Środki pirotechniczne odbijały się od dachu i eksplodowała tuż nad trybunami zajmowanymi przez Widzew. Część z nich wylądowała również na sektorze rodzinnym kibiców gospodarzy. Niebezpieczna sytuacja zakończyła się jednak bez większych obrażeń.