Bramkarz Pogoni przestrzega przed rywalem w LKE. „To może się źle skończyć”

W czwartek Legia Warszawa, Lech Poznań oraz Pogoń Szczecin rozpoczną walkę o fazę grupową Ligi Konferencji Europy. Na papierze najtrudniejszego rywala wylosowali „Wojskowi”, natomiast pozostałe ekipy powinny poradzić sobie bez większych problemów. Mimo wszystko Dante Stipica przypomina, że nie można lekceważyć rywala. 

Wczoraj Raków Częstochowa pokonał u siebie Karabach FK (3-2). Dziś mamy nadzieję, że kolejne zwycięstwa dołożą inni nasi reprezentanci w Europie. Legia zmierzy się z Ordabasy w Kazachstanie, natomiast Lech w Poznaniu podejmie Zalgiris. Pogoń pojedzie z kolei do Irlandii Północnej na mecz z Linfield FC.

„To może skończyć się źle”

Przed rozpoczęciem meczów na „TVP Sport” pojawił się wywiad z Dante Stipicą. Bramkarz „Portowców” skupił się między innymi na najbliższym rywalu Pogoni, czyli właśnie Linfield. Chorwat nie ma wątpliwości, że jeśli zlekceważą rywala, to ten może sprawić niespodziankę.

– W pierwszej kolejności musimy skupić się na Linfield, bo to niewygodny przeciwnik. Wiadomo, że panuje opinia, że drużyny z Wysp Brytyjskich bazują przede wszystkim na przygotowaniu fizycznym i stawiają na długie podania. Na analizach widziałem już jednak, że Linfield to zespół, który potrafi grać także kombinacyjnie – zaznaczył.

Czeka nas dużo biegania, trzeba uważać na stałe fragmenty gry. Trudno stwierdzić, co będzie dalej. W trzeciej rundzie możemy trafić na Gent, czyli silnego rywala. W tej chwili najważniejszy będzie jednak dwumecz z Linfield. Jeżeli poczujemy się zbyt pewnie i zaczniemy myśleć o następnej rundzie, zanim zapewnimy sobie do niej awans, to może skończyć się źle – podsumował Stipica. 

Media: Ważny przetarg wygrany przez TVP! Publiczny nadawca pokonał Polsat

Portal Wirtualnemedia.pl nieoficjalnie informuje, że Telewizja Polska wygrała przetarg na wyłączną transmisję rozgrywek Pucharu Polski. Umowa ma obowiązywać na kolejne trzy lata. Jeśli podane wieści się potwierdzą, to Polsat straci prawa do PP po raz pierwszy od 2014 roku. 

Na antenie publicznego nadawcy w ostatnich sezonach kibice mogli oglądać jeden mecz każdej kolejki Ekstraklasy. Na taki układ zgodziło się „Canal+”, które podpisało z „TVP” umowę na sublicencję. Wygasła ona jednak wraz z końcem ubiegłego sezonu, a negocjacje odnośnie jej odnowienia stanęły w miejscu.

Duża transakcja

Co ciekawe nie oznacza to jednak, że „TVP” nic nie robi na rynku. Wręcz przeciwnie. Według portalu Wirtualnemedia.pl publiczny nadawca wygrał przetarg na transmitowanie Fortuna Pucharu Polski w ciągu kolejnych trzech sezonów. Oznaczałoby to, że w otwartej telewizji zobaczymy mecze pucharowe 2024/25, 2025/26 i 2026/27. Informacje nie zostały jeszcze jednak oficjalnie potwierdzone.

Wspomniany portal dodaje, że „TVP” zbliża się również do przejęcia praw do innych rozgrywek. Mowa tu o: Fortuna 1. Lidze, II lidze, Ekstralidze kobiet oraz ligi U-19.

Zmiany wejdą w życie dopiero od przyszłego sezonu. Plan transmisji bieżących rozgrywek pozostaje na razie bez zmian i obecne rozgrywki Pucharu Polski obejrzymy jeszcze na Polsacie.

Przemysław Frankowski wrócił do meczu z Mołdawią. „Do dzisiaj nie rozumiem tego”

Porażka reprezentacji Polski z reprezentacją Mołdawii wciąż pozostaje w głowach polskich kibiców. Do czerwcowej kompromitacji wrócił reprezentant Polski, Przemysław Frankowski. Pomimo upływu czasu dalej nie rozumie tego, co się tam wydarzyło.

W czerwcu reprezentacja Polski mierzyła się z reprezentacją Mołdawii w eliminacjach EURO 2024. Po pierwszej połowie Biało-Czerwoni, zgodnie z oczekiwaniami, prowadzili 2:0. To co jednak wydarzyło się w drugiej połowie, jest niewytłumaczalne. Polacy wypuścili prowadzenie z rąk. Mołdawianie strzelili w sumie trzy bramki i ostatecznie wygrali 3:2.

To co wydarzyło się w meczu z Mołdawią było ogromnym szokiem dla polskich kibiców. Ciężko było zrozumieć to, jak po dobrej pierwszej połowie po przerwie zobaczyliśmy całkowicie inny zespół. Porażki nie jest w stanie zrozumieć Przemysław Frankowski. 28-latek rozegrał w tamtym meczu 63 minuty, zszedł z boiska przy stanie 2:1. Teraz udzielił wywiadu portalowi „sport.pl”.

– Już trochę czasu minęło od tego meczu i człowiek do teraz tak naprawdę tego nie wie (co się stało – przyp. red.). Mieliśmy 2:0 po pierwszej połowie, w której wszystko nam się układało i graliśmy naprawdę dobrą piłkę. Wyszliśmy na drugą część spotkania i stało się to, co się stało – skomentował Przemysław Frankowski.

– Do dzisiaj nie rozumiem tego. Wiadomo, że przydarzyły się błędy indywidualne i Mołdawia praktycznie wszystkie wykorzystała, strzelając trzy gole – dodał.

– Trzeba przyjąć to na klatę. Żadne słowa tu niczego już nie zmienią – zakończył reprezentant Polski.

Po trzech rozegranych meczach sytuacji reprezentacji Polski w grupie eliminacyjnej nie jest zbyt kolorowa. Biało-Czerwoni wyprzedzają jedynie Wyspy Owcze. Do miejsca dającego awans na EURO 2024 Polacy tracą trzy punkty. Sprawa awansu wciąż jednak pozostaje otwarta, a wszystko leży w rękach Polaków.

– Nie ma innej możliwości – teraz trzeba każdy mecz wygrać i mamy na tyle jakości, żeby to zrobić. Najważniejsze będzie to, żeby do każdego meczu podchodzić z odpowiednią mentalnością – skomentował Frankowski.

Po porażce część krytyki spadła na Fernando Santosa. Za selekcjonerem stanął jednak Przemysław Frankowski. Stwierdził, że selekcjoner nie miał bezpośredniego wpływu na to, że piłkarze tak łatwo oddali prowadzenie z niżej notowanym rywalem.

– Trzeba otwarcie powiedzieć – co może zrobić trener, gdy tak zaczynamy mecz, jak w Pradze? Co może zrobić trener, gdy w taki sposób oddajemy dwubramkowe prowadzenie, jak w Kiszyniowie? Trener stoi z boku, za linią końcową, a to my piłkarze daliśmy ciała, zawiedliśmy. Trener może nas bronić, ale każdy z nas i wszyscy wokół muszą zdawać sobie sprawę, czyja to jest tak naprawdę wina – stwierdził Przemysław Frankowski.


źródło: sport.pl

To nie koniec transferów do Rakowa Częstochowa. Klub chce wzmocnić jeszcze jedną pozycję

Raków Częstochowa dokonał wielu wzmocnień podczas letniego okna transferowego. Na tym jednak nie koniec. Klub chce wzmocnić jeszcze pozycję napastnika.

Podczas letniego okna transferowego doszło do dużego wietrzenia szatni w Rakowie Częstochowa. Z klubem pożegnało się kilku zawodników, którzy do tej pory byli podstawowymi zawodnikami. Mimo wszystko Raków się tego lata wzmocnił, przeprowadzając kilka naprawdę głośnych transferów.

Jeśli chodzi o transfery wychodzące to z Rakowem pożegnało się trzech podstawowych do tej pory piłkarzy. Mowa o Patryku Kunie, Vladislavsie Gutkovskisie i Tomasu Petrasku. Z klubu odszedł również Sebastian Musiolik. Wypożyczeni zostali m.in. Kacper Trelowski, Xavier Dziekoński, czy też Wiktor Długosz.

W przypadku transferów do klubu Raków zakontraktował kilku uznanych zawodników. Najgłośniejsze transfery to przede wszystkim Sonny Kittel i John Yeboah. Kluczową postacią od samego początku sezonu wydaje się także Łukasz Zwoliński. Wykupiony z AEK Ateny został Stratos Svarnas, który wcześniej był do Rakowa jedynie wypożyczony. Ponadto kadrę Rakowa wzmocnili m.in. Adnan Kovacević, czy Kamil Pestka. Na tym jednak transfery Medalików się nie kończą.

Raków dokonał wzmocnień na kilku pozycjach. Jak jednak przyznaje Wojciech Cygan, klub rozważa jeszcze kupno napastnika.

– Jeżeli chodzi o napastnika, to też nie jest wielka sensacja, że po wczorajszym transferze lewego wahadłowego, to tak naprawdę zostaje ta pozycja, o której myślimy, żeby ją wzmocnić – wyznał Wojciech Cygan.

– Wiemy doskonale, że jest „Piasek”, jest Łukasz Zwoliński, jest młody Tomek Walczak. Tutaj być może pojawi się jeszcze ktoś. Natomiast to nie jest jeszcze ten moment, żebyśmy mogli tu mówić o personaliach – dodał przedstawiciel Rakowa Częstochowa.

Robert Lewandowski nazwał się „szczerym gościem”. Krytyk filmowy ocenia go na plastikowego człowieka

 

Robert Lewandowski udzielił sporego wywiadu dziennikarzowi The Athletic. Kapitan reprezentacji Polski opowiedział między innymi o swoim charakterze. Napastnik FC Barcelony określił siebie jako szczerego gościa, co koliduje z opinią krytyka filmowego.

Krytyk filmowy ostro o Lewandowskim

Opinia publiczna w Polsce regularnie krytykuje Roberta Lewandowskiego za jego wypowiedzi lub zachowanie. Część z nich uważa, że kapitan reprezentacji Polski jest sztuczny. Tak między innymi powiedział krytyk filmowy Tomasz Raczek, który ocenił dokument „Lewandowski Nieznany”.

– Zobaczyłem plastikowego człowieka, co mnie potwornie rozczarowało. Pamiętałem fakt, że on jest kapitanem zespołu. Sam wiele razy byłem redaktorem naczelnym, dyrektorem itd. i wiem, jaka jest rola lidera. Wiem, na czym polega porywanie ludzi. Wiem, jak ich pociągnąć, żeby mieli płonące oczy i chcieli wspólnie coś zrobić. Wiem, ile to wysiłku wymaga i jakie to jest ważne. I patrzę na tego Lewandowskiego i mówię… on nie ma żadnych kwalifikacji, by być szefem drużyny – mówił w Kanale Sportowym.

Arkadiusz Milik mógł trafić do Realu Madryt. „Zainteresowanie było spore” [CZYTAJ]

Charakter „Lewego”

Słowa krytyka kolidują z tym, co sądzi o sobie piłkarz. Robert Lewandowski w rozmowie z The Athletic przyznał, że jest szczerym gościem i nie lubi ukrywać czegoś za czyimiś plecami.

– Wolę powiedzieć coś, w co wierzę i być szczerym, a nie mówić coś za plecami. Nie ukrywam niczego. Nie jestem takim gościem. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej możliwe, że nie dla wszystkich będzie to najlepsze. Staram się to zaakceptować i zarządzać w najlepszy możliwy sposób – powiedział napastnik FC Barcelony.

Źródło: The Athletic, Kanał Sportowy

Dobre wiadomości dla kibiców Lecha Poznań. Klubowy talent blisko podpisania nowej umowy

Tomasz Włodarczyk przedstawił nowe informacje w sprawie przyszłości Filipa Marchwińskiego. Według dziennikarza portalu „meczyki.pl” władze Lecha Poznań dojdą do porozumienia z piłkarzem. – Jeśli wszystko przebiegnie bez komplikacji, a na to się zanosi, Marchwiński przedłuży umowę do połowy 2025 roku.

„Marchewa” na dłużej w Lechu

Filip Marchwiński w ostatnich miesiącach przeżywa bardzo dobry okres w swojej karierze. Wychowanek Lecha Poznań stanowi coraz ważniejszą rolę w układance Johna van den Broma. Holender obdarzył go sporym zaufaniem, co popłaciło.

„Marchewa” przyczynił się między innymi do awansu w dwumeczu z Djurgardens IF. Wówczas młody pomocnik zdobył dwie bramki. Wiele wskazuje na to, że forma 21-latka została podtrzymana. W minionej kolejce PKO BP Ekstraklasy Lech Poznań odrobił stratę bramki w meczu z Piastem Gliwice dzięki dwóm trafieniom Filipa Marchwińskiego.

Arkadiusz Milik mógł trafić do Realu Madryt. „Zainteresowanie było spore” [CZYTAJ]

Umowa młodzieżowego reprezentanta Polski z Kolejorzem obowiązuje do końca czerwca 2024 roku. W związku z tym władze Lecha Poznań prowadzą rozmowy o jej przedłużeniu. Tomasz Włodarczyk z portalu „meczyki.pl” przedstawił nowe informacje w tej sprawie.

– Według naszych informacji do rozmów w tej sprawie dojdzie jeszcze dzisiaj. Do ustalenia zostały jedynie detale. Jeśli wszystko przebiegnie bez komplikacji, a na to się zanosi, Marchwiński przedłuży umowę do połowy 2025 roku. Porozumienie może zostać ogłoszone nawet w tym tygodniu – poinformował dziennikarz.

– Sam zawodnik, mimo zainteresowania zza granicy, i tylko rocznej umowy z „Kolejorzem”, chce jeszcze zostać w Lechu, aby rozegrać mocny sezon. A klub, dzięki ostatniemu wzrostowi formy, marzy o dwucyfrowej kwocie transferu za rok – dodał Włodarczyk.

Źródło: Meczyki.pl

Arkadiusz Milik mógł trafić do Realu Madryt. „Zainteresowanie było spore”

Cristiano Giuntoli udzielił wywiadu „La Gazzetta dello Sport”. Dyrektor sportowy Juventusu wypowiedział się między innymi na temat Arkadiusza Milika. Jego zdaniem Polak mógł trafić do Realu Madryt.

Kontuzje pokrzyżowały transfer do Królewskich

Cristiano Giuntoli trafił do Juventusu po ośmiu latach piastowania stanowiska dyrektora sportowego SSC Napoli. Jego pobyt na południu Włoch zakończył się mistrzostwem. 51-latek w 2016 roku sprowadzał do Napoli Arkadiusza Milika.

Trener Karabachu z szacunkiem o Rakowie. „Widzimy silniejszy zespół” [CZYTAJ]

Przygoda polskiego napastnika z tym klubem była jednak utrudniona przez kontuzje. Dyrektor sportowy Juventusu w rozmowie z „La Gazzetta dello Sport” przyznał, że gdyby nie urazy, Arkadiusz Milik trafiłby do Realu Madryt.

– Gdyby nie zerwał więzadeł, grałby w Realu Madryt. Mógł tam trafić. Zainteresowanie było spore. Pierwszy sezon we Włoszech rozpoczął przecież fantastycznie. W dwóch meczach Ligi Mistrzów strzelił trzy bramki, a w lidze dwa razy popisał się dubletem. Nie zapomnijcie, że to ja ściągnąłem go do Włoch – powiedział Cristiano Giuntoli.

Umowa Arkadiusza Milika z Juventusem obowiązuje do końca czerwca 2026 roku. Portal transfermarkt.de wycenia polskiego napastnika na 8 mln euro. 29-latek w poprzednim sezonie zdobył 9 bramek i zaliczył jedną asystę.

Źródło: La Gazzetta dello Sport

Trener Karabachu z szacunkiem o Rakowie. „Widzimy silniejszy zespół”

Trener Karabachu odpowiedział na pytania dziennikarzy podczas konferencji prasowej przed meczem Rakowa Częstochowa z Karabachem. Gurban Gurbanow wypowiedział się o mistrzach Polski ze sporym szacunkiem.

Czas na drugą rundę

Raków pokonał estońską Florę i zameldował się w drugiej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów. Medaliki zmierzą się w niej z pogromcami polskich klubów – Karabachem. Przypomnijmy, że w poprzednim sezonie Azerowie wyeliminowali Lecha Poznań z kwalifikacji Champions League. W przeszłości ograli również Legię Warszawa, Wisłę Kraków i Piasta Gliwice.

Fatalna sprzedaż biletów na mecz Polska-Wyspy Owcze. PZPN ma problem? [CZYTAJ]

Gurban Gurbanow podczas konferencji przed meczem z mistrzami Polski zaznaczył, że nie ma sensu porównywać ich spotkania z zimowego zgrupowania w Turcji. Wówczas Medaliki pokonały Azerów w sparingu 3:0.

– To będą dwa zupełnie różne mecze. Sparing nigdy nie będzie na tym samym poziomie, co spotkanie o stawkę. Natomiast wtedy zobaczyliśmy siłę Rakowa. Jesteśmy po analizie tamtego sparingu, a także ostatnich meczów Rakowa i widzimy silniejszy zespół. Jesteśmy gotowi na wszelkie niespodzianki z ich strony. Raków jest teraz bardziej zorganizowany, mocniejszy, ale dopiero w trakcie meczu lepiej poznamy ten zespół. My też jesteśmy dobrze przygotowani, chcemy zagrać dobre spotkanie w Częstochowie i mam nadzieję, że wygramy – powiedział Gurban Gurbanow.

– Do meczu w Częstochowie podejdziemy z taką samą powagą, jak do tych wcześniejszych. W trakcie przygotowań bierzemy pod uwagę grę najbliższego przeciwnika. Nic by nam nie pomogło, gdybyśmy mieli teraz wracać do przeszłości. Wręcz by nam to przeszkadzało. Rozumiem niepokój naszych kibiców, cieszę się, że się martwią o środowy mecz, bo to oznacza, że uważają Raków za bardzo mocnego przeciwnika. Musimy być do końca skoncentrowani – dodał szkoleniowiec mistrzów Azerbejdżanu.

Źródło: Raków Częstochowa, WP Sportowe Fakty

Fatalna sprzedaż biletów na mecz Polska-Wyspy Owcze. PZPN ma problem?

Wyniki sprzedaży biletów na mecz Polska-Wyspy Owcze nie rzucają na kolana. Wstępne szacunki odnośnie sprzedanych wejściówek przekazał portal „goal.pl”.

Najbliższe zgrupowanie reprezentacji Polski odbędzie się we wrześniu. Wówczas Polacy rozegrają dwa mecze w eliminacjach EURO 2024. Najpierw czeka ich domowy mecz z Wyspami Owczymi. Następnie rozegrają wyjazdowy pojedynek z Albanią.

W piątek 21 lipca ruszyła otwarta sprzedaż biletów na mecz Polska-Wyspy Owcze. Pomimo ostatnich afer, kompromitującej porażki z Mołdawią i niezbyt atrakcyjnego rywala PZPN nie postanowił obniżać cen wejściówek. Najdroższe kosztują nawet 240 złotych.

Pierwsze wyniki sprzedaży nieoficjalnie opublikował portal „goal.pl”. Jak się dowiadujemy, do tej pory sprzedano około 10 tysięcy biletów, co jest fatalnym wynikiem. Wcześniej wejściówki sprzedawały się w mgnieniu oka, gdyż „koniki” masowo kupowały bilety, by następnie sprzedać je po zawyżonej cenie. Teraz gdy popyt na mecz reprezentacji mocno spadł, „koniki” nie widzą interesu w tym, by wykupować wejściówki. W związku z popsutą atmosferą wokół reprezentacji kibice także niezbyt ochoczo wykupują bilety.

– W PZPN słyszymy, że do tej pory sprzedało się ok. 10 tys. biletów na mecz z Wyspami Owczymi – pisze Przemysław Langier na „goal.pl”.

– To fatalny wynik, bo przecież żywo pamiętamy dwie całkiem świeże “afery” biletowe, gdy zarówno w przypadku domowego meczu z Chile przed wylotem do Kataru, jak i tego z Czechami w Pradze, wszystkie wejściówki rozeszły się w ciągu chwili, za co przede wszystkim były odpowiedzialne “koniki” – czytamy.

– Porównując liczby dostępnych miejsc z chwili publikacji tekstu i z piątku, właściwie nie ma żadnych zmian – wciąż mówimy o wolnych biletach idących w tysiące – czytamy dalej.


Fot. Kacper Polaczyk / 058sport.pl
źródło: goal.pl