Przemysław Frankowski wrócił do meczu z Mołdawią. „Do dzisiaj nie rozumiem tego”

Porażka reprezentacji Polski z reprezentacją Mołdawii wciąż pozostaje w głowach polskich kibiców. Do czerwcowej kompromitacji wrócił reprezentant Polski, Przemysław Frankowski. Pomimo upływu czasu dalej nie rozumie tego, co się tam wydarzyło.

W czerwcu reprezentacja Polski mierzyła się z reprezentacją Mołdawii w eliminacjach EURO 2024. Po pierwszej połowie Biało-Czerwoni, zgodnie z oczekiwaniami, prowadzili 2:0. To co jednak wydarzyło się w drugiej połowie, jest niewytłumaczalne. Polacy wypuścili prowadzenie z rąk. Mołdawianie strzelili w sumie trzy bramki i ostatecznie wygrali 3:2.

To co wydarzyło się w meczu z Mołdawią było ogromnym szokiem dla polskich kibiców. Ciężko było zrozumieć to, jak po dobrej pierwszej połowie po przerwie zobaczyliśmy całkowicie inny zespół. Porażki nie jest w stanie zrozumieć Przemysław Frankowski. 28-latek rozegrał w tamtym meczu 63 minuty, zszedł z boiska przy stanie 2:1. Teraz udzielił wywiadu portalowi „sport.pl”.

– Już trochę czasu minęło od tego meczu i człowiek do teraz tak naprawdę tego nie wie (co się stało – przyp. red.). Mieliśmy 2:0 po pierwszej połowie, w której wszystko nam się układało i graliśmy naprawdę dobrą piłkę. Wyszliśmy na drugą część spotkania i stało się to, co się stało – skomentował Przemysław Frankowski.

– Do dzisiaj nie rozumiem tego. Wiadomo, że przydarzyły się błędy indywidualne i Mołdawia praktycznie wszystkie wykorzystała, strzelając trzy gole – dodał.

– Trzeba przyjąć to na klatę. Żadne słowa tu niczego już nie zmienią – zakończył reprezentant Polski.

Po trzech rozegranych meczach sytuacji reprezentacji Polski w grupie eliminacyjnej nie jest zbyt kolorowa. Biało-Czerwoni wyprzedzają jedynie Wyspy Owcze. Do miejsca dającego awans na EURO 2024 Polacy tracą trzy punkty. Sprawa awansu wciąż jednak pozostaje otwarta, a wszystko leży w rękach Polaków.

– Nie ma innej możliwości – teraz trzeba każdy mecz wygrać i mamy na tyle jakości, żeby to zrobić. Najważniejsze będzie to, żeby do każdego meczu podchodzić z odpowiednią mentalnością – skomentował Frankowski.

Po porażce część krytyki spadła na Fernando Santosa. Za selekcjonerem stanął jednak Przemysław Frankowski. Stwierdził, że selekcjoner nie miał bezpośredniego wpływu na to, że piłkarze tak łatwo oddali prowadzenie z niżej notowanym rywalem.

– Trzeba otwarcie powiedzieć – co może zrobić trener, gdy tak zaczynamy mecz, jak w Pradze? Co może zrobić trener, gdy w taki sposób oddajemy dwubramkowe prowadzenie, jak w Kiszyniowie? Trener stoi z boku, za linią końcową, a to my piłkarze daliśmy ciała, zawiedliśmy. Trener może nas bronić, ale każdy z nas i wszyscy wokół muszą zdawać sobie sprawę, czyja to jest tak naprawdę wina – stwierdził Przemysław Frankowski.


źródło: sport.pl

Michał Budzich