NEWSY I WIDEO

Co z przyszłością Łukasza Piszczka? „Odezwało się kilka klubów z Ekstraklasy”

Zgodnie z informacjami z początku sezonu wiemy, że obecna kampania będzie ostatnią dla Łukasza Piszczka w BVB. Polak w rozmowie z Sebastianem Staszewskim z Interii zdradził jednak, że pomimo zainteresowania klubów z Ekstraklasy wróci pomóc LZS-owi Goczałkowice-Zdrój.

Kilka klubów z Ekstraklasy się do mnie odezwało i sondowało, czy byłbym zainteresowany ich ofertami, ale konsekwentnie powtarzałem, że na tę chwilę mam w głowie plan na swoją przyszłość – mówił Piszczek.

W czerwcu wrócę i pomogę drużynie w trzeciej lidze. Spróbuję gry na kilku pozycjach i zobaczymy, gdzie najbardziej będę potrzebny. W najbliższym czasie chciałbym zrobić uprawnienia trenerskie. Chciałem zacząć już w Niemczech i przez najbliższe pół roku coś zrobić w tym kierunku, ale wszystko stanęło przez pandemię.

Bilans Łukasza Piszczka w sezonie 2020/2021 to 9 spotkań i jeden gol. Były reprezentant Polski żałuje, że w swoim ostatnim sezonie dla Borussii Dortmund nie może występować częściej.

Liczyłem na to, że tych meczów będzie więcej. Chciałbym grać w każdym, ale zdaję sobie sprawę, jaka jest rywalizacja w drużynie i jaki jest w niej mój status. Wiem, na czym stoję – czasem gramy czterema obrońcami, a czasami w trójce i wtedy mam nieco większe szanse.

Minut na pewno mogłoby być więcej, ale z drugiej strony udało się zdobyć gola w Champions League. A bramki w tych rozgrywkach mi brakowało. Trafienie w meczu z Zenitem Sankt Petersburg zrekompensowało inne problemy – stwierdził obrońca wicemistrzów Niemiec.

Kuriozalna kara dla ukraińskiego piłkarza. Spowodował wypadek pod wpływem alkoholu

W Polsce doszło kilka dni temu do incydentu z Michałem Żewłakowem. Były reprezentant Polski w stanie nietrzeźwości wjechał w tył autobusu stojącego na czerwonym świetle.

44-latek nie dość, że rozbił swój samochód to jeszcze w wydychanym powietrzu miał 1,6 promila alkoholu. O samym wypadku możecie więcej przeczytać klikając TUTAJ.

Poza oczywistymi konsekwencjami prawnymi Żewłakowa czekała także decyzja Michała Kołodziejczyka. Dyrektor Canal+ Sport postanowił zawiesić byłego reprezentanta na czas wyjaśnienia sprawy. W stacji pełnił rolę eksperta podczas meczów.

Polska =/= Ukraina

Do podobnego, ale jeszcze groźniejszego wydarzenia doszło pod koniec października u naszych wschodnich sąsiadów. Dmytro Kravchenko rozbił się wówczas samochodem o CZTERY inne auta. We krwi miał 1,85 promila…

Co ciekawe, kilka dni temu sąd wydał wyrok w jego sprawie. Piłkarz Metalista został ukarany grzywną w wysokości 340 hrywien. W przeliczeniu na naszą walutę to około 45 złotych…

Milik nie trafi do Atletico. Problemem znowu pieniądze…

Tematem transferu Arkadiusza Milika do Atletico Madryt żyły ostatnio zarówno polskie, jak i włoskie i hiszpańskie media. Napastnik pojawił się nawet we wtorek na okładce gazety „Marca”, a o zainteresowaniu Polakiem „Rojiblancos” robiło się coraz głośniej. W środę doszło jednak do zaskakującego zwrotu…

W kontekście Milika jakiś czas temu dużo mówiło się o pozostaniu we Włoszech. Polak miał zmienić Neapol na Turyn i zasilić szeregi Juventusu. „Stara Dama” ostatecznie zrezygnowała z 26-latka, jednak na horyzoncie pojawił się nowy chętny.

Nici z Hiszpanii?

We wtorek Atletico Madryt rozwiązało za porozumieniem stron kontrakt z Diego Costą. W Hiszpanii od razu zawrzało, a dla mediów oznaczało to robienie miejsca dla Arkadiusza Milika. Polak pojawił się nawet na okładce „Marki”, co jeszcze mocniej podsyciło plotki o transferze.

Jak podało „Corriere dello Sport” Napoli zmniejszyło oczekiwania finansowe za 26-latka. „Azzurri” żądają minimum 18 mln euro za snajpera. To jednak nadal za dużo dla Atletico, które chciałoby dokonać tanich wzmocnień.

O planach ekipy Diego Simeone poinformował Fabrizio Romano. Dziennikarz na swoim Twitterze stwierdził, że polski napastnik będzie za drogi dla lidera La Liga. Hiszpanie mają w planach znaleźć napastnika maksymalnie za 15 mln euro.

To będzie zwrot w karierze Piątka? Niespodziewany chętny na kupienie Polaka

Losy Krzysztofa Piątka nadal nie są jasne dla kibiców oraz dla samego piłkarza. Polak nie ma pewnej sytuacji w Herthcie Berlin i dużo mówi się o jego odejściu z Bundesligi zimą. Jak się okazuje, 25-latek może wrócić do Genoi.

Przypomnijmy, że Piątek nie ma lekko w stolicy Niemiec. Niedawno pojawiła się plotki o zainteresowaniu Herthy Luką Joviciem. Serb po świetnym sezonie w Eintrachcie w 2019 roku trafił do Realu Madryt, gdzie jednak kompletnie zawiódł oczekiwania. „Królewscy” są gotowi oddać 23-latka, a chętni są na niego właśnie działacze Herthy.

„Stare śmieci”

Ewentualna konkurencja może okazać się dużym problemem dla Krzysztofa Piątka. Polak przegrał wcześniej rywalizację z Jhonem Cordobą, jednak kontuzja Kolumbijczyka pozwoliła mu wrócić do składu. Gdyby w Berlinie pojawił się także Jović, nasz napastnik znowu mógłby stracić na znaczeniu.

W tej sytuację pojawia się niespodziewana pomoc. Sprowadzeniem Piątka ma interesować się Genoa CFC, do której snajper trafił odchodząc z Ekstraklasy latem 2018 roku. Tam wypromował się na tyle dobrze, że trafił do Milanu już po pół roku gry w Serie A.

Od dobrego startu w barwach „Rossonerich” jego kariera niestety pikuje. Pomoc w powrocie do formy ma mu zapewnić były klub.

Jeden warunek…

Włoskie media informują, że Genoa chciałaby wypożyczyć Piątka za 4 mln euro. W umowie miałaby się znaleźć klauzula obowiązkowego wykupu napastnika za dodatkowe 21 mln.

„Polski środkowy napastnik może wrócić do zespołu, w którym się wybił” – Opisuje portal primocanale.it

Jest jednak pewien warunek. Żeby Polak mógł wrócić do Włoch z Genoi musi odejść Gianluca Scamacca. Zawodnik został wypożyczony do klubu z US Sassuolo, ale wzbudził uwagę większych marek.

… i jeden argument

Z kolei tym, co przemawia za powrotem 25-latka do Serie A jest ponowne zatrudnienie na ławkę trenerską Rossoblu Davide Ballardiniego. To pod okiem tego szkoleniowca Piątek osiągnął fenomenalną formę i strzelał gola za golem. W sumie w barwach swoim pierwszym zagranicznym zespole zanotował 19 bramek w 21 występach. W styczniu 2019 roku za 35 mln euro trafił do AC Milan.

Lech Poznań odjechał reszcie Ekstraklasy! Pod tym względem nie ma sobie równych

Lech Poznań w obecnym sezonie ekstraklasy jest ewidentnym liderem klasyfikacji Pro Junior System. Do tej pory Kolejorz uzbierał ponad dwa razy więcej punktów niż drugi Raków. Przynajmniej pod tym względem poznaniacy nie mają sobie równych w ekstraklasie.

Czym jest Pro Junior System?

Powstały przed kilkoma laty Pro Junior System ma w teorii nagradzać polskie kluby, które stawiają na młodzieżowców. W Programie uczestniczą wszystkie kluby biorące udział w rozgrywkach Ekstraklasy, I, II, III i IV ligi. Klub, który na koniec sezonu ekstraklasy uzbiera najwięcej punktów w klasyfikacji PJS, otrzyma w sumie 3 miliony złotych.

W ostatnich latach Lech Poznań zaczął coraz mocniej inwestować w rozwój swojej akademii. Poza tym w ostatnich kilkunastu miesiącach trener pierwszej drużyny Dariusz Żuraw nie bał się postawić na takich piłkarzy jak Kamiński, Moder, czy Puchacz. Efekty takiego planu na klub poznaliśmy choćby w minionym okienku transferowym, kiedy to Poznań opuścili Moder, Gumny i Józwiak. A zainteresowanie zagranicznych klubów wzbudzili jeszcze Kamiński oraz Puchacz. Lech zarobił na swoich wychowankach grube miliony, a to z pewnością jeszcze nie jest koniec.

ZOBACZ: Tyle Lech Poznań zarobił na grze w Lidze Europy. Czy to wystarczy na odjechanie w lidze?

Klasyfikacja Pro Junior System w Ekstraklasie

1. Lech Poznań – 4794 punktów
2. Raków Częstochowa – 2160
3. Zagłębie Lubin – 2064
4. Pogoń Szczecin – 1871
5. Wisła Kraków – 1744
6. Śląsk Wrocław – 1211
7. Legia Warszawa – 1158
8. Podbeskidzie Bielsko-Biała – 849
9. Lechia Gdańsk – 790
10. Wisła Płock – 724
11. Górnik Zabrze – 588
12. Jagiellonia Białystok – 510
13. Stal Mielec – 454
14. Piast Gliwice – 362
15. Cracovia – 0
16. Warta Poznań – 0

Nagrody pieniężne w Ekstraklasie:

  • 1. miejsce – 3 miliony złotych
  • 2. miejsce – 2 miliony
  • 3. miejsce – 1,5 miliona
  • 4. miejsce – 1 milion
  • 5. miejsce – 0,6 miliona

Nagrody pieniężne w 1. lidze:

  • 1. miejsce – 1.600.000,00 zł brutto,
  • 2. miejsce – 1.300.000,00 zł brutto,
  • 3. miejsce – 1.100.000,00 zł brutto,
  • 4. miejsce – 800.000,00 zł brutto,
  • 5. miejsce – 600.000,00 zł brutto,
  • 6. miejsce – 400.000,00 zł brutto,
  • 7. miejsce – 200.000,00 zł brutto.

Nagrody pieniężne w 2. lidze:

  • 1. miejsce – 1.100.000,00 zł brutto,
  • 2. miejsce – 800.000,00 zł brutto,
  • 3. miejsce – 700.000,00 zł brutto,
  • 4. miejsce – 500.000,00 zł brutto,
  • 5. miejsce – 400.000,00 zł brutto,
  • 6. miejsce – 300.000,00 zł brutto,
  • 7. miejsce – 200.000,00 zł brutto

Nagrody pieniężne w 3. lidze w poszczególnych grupach:

  • 1. miejsce – 400.000,00 zł brutto,
  • 2. miejsce – 300.000,00 zł brutto,
  • 3. miejsce – 200.000,00 zł brutto,
  • 4. miejsce – 100.000,00 zł brutto.

Nagrody pieniężne w 4. lidze w poszczególnych grupach:

  • 1. miejsce – 35.000- zł brutto
  • 2. miejsce – 25.000- zł brutto
  • 3. miejsce – 20.000- zł brutto
  • 4. miejsce – 15.000- zł brutto
  • 5. miejsce – 5.000- zł brutto

 

lechpoznan.pl/fot. Przemysław Szyszka

Jakub Kiwior szczerze dla Ekstraklasa Trolls: „Cieszę się z tego, jak przebiega moja kariera”

„Cieszę się z tego, jak przebiega moja kariera. Mogłem się nadziać, jak odchodziłem z Anderlechtu, niektórzy mogą powiedzieć, że głupio tak iść za granicę do takiego klubu, przebywać w szkółce w Belgii i trafić do ligi słowackiej. Ja się cieszę, że podjąłem taką drogę” – mówi w wywiadzie z Ekstraklasa Trolls Jakub Kiwior. 20-latek występuje w słowackim klubie MSK Żylina, z którym zajmuje 3. miejsce w tabeli słowackiej Super Ligi. Stoper został wybrany do XI rundy jesiennej rozgrywek.

Jakiś czas temu napisałem artykuł o Jakubie Kiwiorze. 20-latek zaimponował mi (i nie tylko mi) swoim profesjonalizmem w stosunku do ligi, w której występuje. Młody piłkarz MSK Żylina udzielił po jednym ze spotkań wywiadu, w którym płynnie posługiwał się językiem słowackim. Dziś udało mi się porozmawiać chwilę z obiecującym obrońcą.

Kamil Walczak (Ekstraklasa Trolls): Jak oceniasz swój drugi sezon w Żylinie po rundzie jesiennej?

Jakub Kiwior (MSK Żylina): Dla mnie najważniejsze jest to, że praktycznie zacząłem grać regularnie. To mnie akurat cieszy. Jasne, to mogło być spowodowane tym, że czternastu zawodników (w tym dwóch stoperów) odeszło po pierwszej przerwie, kiedy pojawiła się korona. To też mi mogło pomóc, z tym że wskoczyłem do składu, bo wcześniej było mówione, że muszę się zaaklimatyzować.

KW: Byłeś w GKS-ie Tychy i od 2,5 roku przebywasz na Słowacji. Widzisz jakąś różnicę między Ekstraklasą a słowacką Super Ligą?

JK: Jest ciężko to porównać. Nie mogłem zagrać w Ekstraklasie. Oglądając w telewizji, mogą się różne mecze zdarzyć, raz lepsze, raz słabsze, no różne są scenariusze. Nie wiem, teraz możliwe, że za niedługo się przekonamy, bo mamy sparingi z polskimi drużynami, więc to będzie dobry przykład tego, która liga jest mocniejsza.

KW: Z którymi drużynami zagracie z Polski?

JK: Pierwszy mecz mamy z Podbeskidziem. Mamy też Cracovię i Wisłę Kraków, i chyba jeszcze GKS Tychy z tych polskich.

KW: No to będzie dla ciebie taki powrót do korzeni.

JK: Jasne, graliśmy jeden mecz sparingowy w ostatnim okresie przygotowawczym, więc się cieszę, że będą mogli mieć rewanż z nami.

KW: Coś na Słowacji zrobiło na tobie jakieś duże wrażenie?

JK: Jest kilka rzeczy, które podobają mi się na Słowacji. Tak, jak na przykład u nas widać, że nie boją się postawić na młodych. Dają szansę praktycznie wszystkim. Trener mówi, że miałby ciężko wystawić „jedenastkę”, taką, która by miała ciągle grać, bo jesteśmy wszyscy na podobnym poziomie i chce dać każdemu szansę, żeby się pokazał, i żeby była rywalizacja na każdym meczu czy treningu. Podoba mi się to, że nie widać podziału na 1. „jedenastkę” i „tych słabszych”.

KW: A sam kraj zaskoczył cię czymś pozytywnym, pomijając stronę sportową?

JK: Co do mieszkania, co do przebywania na Słowacji bardzo mi się tu podoba. Ludzie nastawieni są pozytywnie, zawsze da się porozmawiać nawet z nieznajomym czy to w sklepie, czy gdziekolwiek. Wszyscy są jakoś tak pozytywnie nastawieni i nie słyszałem jeszcze, żeby ktoś się jakoś niemiłą gadką do ciebie odezwał.

KW: Ty tym bardziej problemów z komunikacją nie masz, co pokazał twój wywiad po meczu. Dałeś się poznać polskim kibicom z bardzo profesjonalnej strony. Jak ciężko było opanować słowacki do takiego stopnia?

JK: Będąc na Słowacji 2,5 roku, to mi się wydaje, że każdy by już się potrafił dogadać. Ja już w Podbrezovej zaczynałem się uczyć. Jak przyszedłem, to akurat miałem wyjazd na obóz do Turcji, więc dwa tygodnie byłem z drużyną prawie cały czas. Próbowałem rozmawiać z nimi po słowacku, z niektórymi dogadywałem się już normalnie po tym czasie. Ciągle spędzałem z nimi czas i zapamiętywałem sobie, co mówią właśnie w takim kontekście pozaboiskowym, jak np. kolega gada z kolegą. Szybko mi wpadło, a tym bardziej że polski nie różni się tak bardzo od słowackiego, więc się cieszę, że tak szybko poszło.

KW: Fakt, że byłeś dobrze zaaklimatyzowany na Słowacji na pewno wpłynął na Dawida Kurminowskiego. Pomagałeś mu trochę?

JK: Nie, nie do końca. Dawid też już był wcześniej w Michalovcach, u nich są dwa języki, więc nie wiem, jak to tam u nich wyglądało. On przyszedł do drużyny rezerw, więc już tam potrafił normalnie rozmawiać z chłopakami, nie miał żadnego problemu z dogadaniem się.

KW: Wspomniałeś o koronawirusie. Jak to wygląda na Słowacji, restrykcje mocno dają wam się we znaki?

JK: Przed każdym meczem mamy badania, więc na pewno to. Druga to brak kibiców na trybunach. To też się zauważa, inaczej się trochę gra. Musimy też uważać na siebie, na każdym kroku nawet jak mamy wolne, żeby nie wchodzić tam, gdzie jest dużo ludzi, mieć maseczkę, dezynfekować ręce. Musimy na to używać, bo głupio, jakby ktoś z drużyny był pozytywny, więc musimy na to zachowywać szczególną ostrożność.

KW: Mógłbyś spróbować porównać treningi w Polsce, w Belgii i na Słowacji?

JK: W Polsce było to w miarę dawno. Patrząc na to realnie, jak wyjechałem do Belgii, to zobaczyłem, jak te treningi są bardziej techniczne, dużą uwagę przykłada się do techniki i taktyki. Jak przyjechałem do Anderlechtu, to podziwiałem chłopaków, jak oni do tego podchodzą, na takim luzie, jak bawią się tą piłką. Trenerzy zwracali uwagę na rozegranie, żeby nie wybijać piłki, grać krótko, nabrać tej odwagi. Fajnie, że mogłem się tego nauczyć i nabrać tej pewności siebie przy wyprowadzaniu piłki. To było widać po tym, jak przyjechałem, a jak wyjechałem z Anderlechtu. Byłem pewniejszy siebie.
Na Słowacji dużą uwagę przywiązują do podań. Też liczy się technika, na każdym treningu mamy podania, uczymy się grać piłką, utrzymywać się, konstruować sytuacje przez różne akcje kombinacyjne.
Przygotowujemy się pod rywala. Jak gramy z kimś, na kogo można grać długą piłkę, to przed meczem jesteśmy przygotowani na każdego przeciwnika.

KW: A jak ocenisz sam poziom ligi słowackiej?

JK: Jak dla mnie to dobra liga szczególnie dla młodszych zawodników tak jak ja albo większość mojej drużyny. Myśmy byli drudzy w rankingu FIFA, co do najmłodszej drużyny, więc to pokazuje, że to dobra liga do ogrania się, nauczenia się seniorskiej piłki.

KW: Macie młody zespół, a w tabeli przegrywacie jedynie z Dunajską Stredą (39 pkt) i Slovanem Bratyslava (44 pkt). Do tych pierwszych tracicie tylko 9 punktów. Celujecie w wicemistrzostwo?

JK: No jasne, chcemy być jak najwyżej w tabeli. Zawsze chce się skończyć jak najwyżej. Ale w tej rundzie głupio traciliśmy punkty z różnymi drużynami. Np. z Dunajską Stredą wygraliśmy, byliśmy pierwszą drużyną, która pokonała ich w tym sezonie, więc potrafimy grać z tymi lepszymi drużynami. Ze Slovanem zremisowaliśmy 2:2 u siebie, a w ostatnim meczu przegraliśmy 2:3, tracąc bramkę w doliczonym czasie gry. To też pokazuje, że jesteśmy młodzi, ale nie boimy się grać z takimi drużynami, umiemy się im postawić.

KW: Trochę taki Ajax ligi słowackiej.

JK: Ja nas nie porównuje do żadnej drużyny. Staramy się patrzeć na siebie, na naszą drużynę. Nie przejmujemy się tym, że jesteśmy młodzi. Ktoś może powiedzieć, że brakuje nam doświadczenia, ale pokazujemy wszystkim, że nadrabiamy to bieganiem, charakterem i dajemy z siebie 100 procent.

KW: Co byś doradził 16-letniemu sobie?

JK: Cieszę się z tego, jak przebiega moja kariera. Mogłem się nadziać, jak odchodziłem z Anderlechtu, niektórzy mogą powiedzieć, że głupio tak iść za granicę do takiego klubu, przebywać w szkółce w Belgii i trafić do ligi słowackiej. Ja się cieszę, że podjąłem taką drogę, że nie rzuciłem się na głęboką wodę. W Anderlechcie nabrałem doświadczenia, stamtąd stopniowo, przeszedłem do ligi słowackiej, gdzie nauczyłem się seniorskiej piłki i cieszę się z takiej drogi.

KW: Co sprawiło, że zdecydowałeś o opuszczeniu Belgii?

JK: Miałem do końca kontraktu pół roku. Powiedziałem menadżerom, że w Anderlechcie to nadal u niektórych zawodników jeszcze juniorska piłka. Stwierdziłem z tatą, że fajnie byłoby wskoczyć do seniorskiej piłki. Widziałem też, jak Anderlecht bierze zawodników z młodzieżowych zespołów do pierwszej drużyny. Później szli na wypożyczenie i potem wracali. Menadżerowie powiedzieli mi, że mają dla mnie drużynę na Słowacji, że chcieliby, żebym tam trafił. Pojechałem zobaczyć, jak to wygląda i stwierdziłem, że to jest czas, żeby w końcu pograć w tych seniorach.

KW: No i był to dobry, jeśli nie bardzo dobry ruch.

JK: Tak, bardzo się cieszę, że tak to w końcu wyszło.

KW: Czy widzisz dla siebie miejsce w kadrze Jerzego Brzęczka na tę chwilę?

JK: To jeszcze nie ten moment. Nie patrzę na kadrę tak, że ja muszę już tam grać. Staram się pokazywać się trenerowi w klubie, żeby nabierać tych minut, żeby być w rytmie meczowym i wtedy okej, jeśli zauważy to selekcjoner — dostanę powołanie. Jak nie dostanę — okej, pracuję dalej. Staram się patrzeć bardziej na klub, żeby grać, i dopiero wtedy może to przynieść sukces.

KW: Czyli jeszcze nie było żadnych kontaktów w sprawie powołania?

JK: Nie, nie. Jak na razie to na spokojnie.

KW: Czy w głowie klaruje ci się jakiś plan na przyszłość, jeśli chodzi o karierę klubową?

JK: Mam kontrakt do 2023 roku z Żyliną, więc mam czas, żeby o tym pomyśleć. Ale na razie staram się zaliczać dobre występy, a jak się odezwie jakaś drużyna, to wtedy będę myślał. Nie myślę, gdzie chciałbym grać. Skupiam się na tym, co jest teraz, a nie na tym, co będzie za rok czy pół roku.

Rozmawiał: Kamil Walczak

Messi znów zagra z Suarezem? „Najwcześniej przeniosą się tam w 2022 roku”

Według doniesień hiszpańskiej prasy, Leo Messi oraz Luis Suarez mogą w przyszłości zagrać w jednym klubie. Gwiazdy z Ameryki Południowej są przyjaciółmi i bardzo prawdopodobne jest, że w 2022 roku razem trafią do Interu Miami.

Nadal nie znamy przyszłości Lionela Messiego. Argentyńczyk chciał latem opuścić FC Barcelonę – to mu się nie udało ze względu na opóźnienie zakończenia rozgrywek. Wśród zainteresowanych byli podobno Manchester City oraz Inter.

Nowa opcja

Niedawno pojawiły się doniesienia, iż do walki o Messiego miało wkroczyć Paris Saint-Germian. Neymar stwierdził po jednym z meczów, że bardzo chciałby jeszcze raz zagrać z Argentyńczykiem. Ponadto głosy kapitana Blaugrany wskazywały na chęć przymilenia się Paryżanom. Dodatkowo nowym trenerem PSG ma zostać Mauricio Pochettino, który jest rodakiem Messiego. Były trener Tottenhamu podobno chciałby uwzględnić gwiazdora w swoim projekcie.

Czy zostanie?

Możliwe jest również pozostanie Argentyńczyka na Camp Nou. To jednak będzie zależało od wyników wyborów na nowego prezydenta FC Barcelony.

Co dalej?

Na razie nie znamy decyzji Lionela Messiego, jednak zdaniem hiszpańskiej prasy Argentyńczyk będzie chciał zakończyć karierę w MLS. Jak informują dziennikarze z Półwyspu Iberyjskiego – Messi wraz z Suarezem mieliby przenieść się do Interu Miami. Klub Davida Beckhama miałby być ostatnim w ich przygodzie z piłką. Do ekipy z Miami mają trafić w 2022 roku.

Piękny gest Dejana Lovrena. Chorwat zobowiązał się pomóc ofiarom trzęsienia ziemi

We wtorek chorwacką miejscowość Petrinja nawiedziło potężne trzęsienie ziemi. Ofiarom klęski żywiołowej postanowił pomóc Dejan Lovren. Piłkarz udostępni za darmo swój hotel rodakom.

Trzęsienie ziemi, z którym zmierzyła się Petrinja miało magnitudę 6,4. Jak poinformował „Onet.pl” ognisko wstrząsów znajdowało się blisko Zagrzebia, na głębokość 10 km. Co więcej, był to jeden z najsilniejszych wstrząsów w historii Chorwacji.

„Moje miasto zostało całkowicie zniszczone, mamy martwe dzieci. To jest jak Hiroszima: połowa miasta przestała istnieć” – Powiedział po katastrofie burmistrz miasta, Darinko Dumbović.

Wielkie serce

Lovren nie zamierzał bezczynnie patrzeć na straty, jakie odnieśli jego rodacy. 31-latek posiada własny hotel na wyspie Pag. Budynek zapewni bezpieczne schronienie w sumie 16 rodzinom, gdyż tyle posiada miejsc.

„Drodzy mieszkańcy Petrinji, mam hotel w Novalji, gdzie mogę przyjąć 16 rodzin. Jeśli potrzebujecie czasowego zakwaterowania, skontaktujcie się ze mną. Rodziny z dziećmi mają pierwszeństwo” – Napisał Lovren w mediach społecznościowych.

Bielik wrócił! Fatalny błąd bramkarza [WIDEO]

We wtorkowym meczu Championship Derby County prowadzi z Birmingham City 1:0. Wynik spotkania otworzył wracający po kontuzji Krystian Bielik. Polak wykorzystał błąd bramkarza i pewnym strzałem umieścił piłkę w siatce.

https://twitter.com/ELEVENSPORTSPL/status/1343977629498695680?s=20

„Kibice Borussi pokazali palcem na Hajto, wtedy zrozumiałem co się stało”. Marcin Feddek wspomina sytuację z meczu Ligi Mistrzów

Podczas najnowszego odcinka Cafe Futbol poruszono temat kibiców na stadionach. Dziennikarze przypominali anegdotę, kiedy to w Dortmundzie oblano Tomasza Hajtę piwem.

Były piłkarz m.in. Schalke 04 Gelsenkirchen zauważył, że rozgrywanie meczów bez kibiców ma swoje wady i zalety. Najbardziej według Hajty zyskują małe kluby.

Piłka nożna bez kibiców traci bardzo dużo. Teraz gdy nie ma podłożonych dźwięków kibiców, mecz ogląda się bardzo słabo.

Puste trybuny to handicap dla małych klubów, dzięki temu mamy sporo niespodzianek w ligach – ocenił 62-krotny reprezentant Polski.

Siedzący w studio Marcin Feddek wtrącił, iż brakuje mu kibiców, ze względu na emocje na stadionach. Dziennikarz przytoczył anegdotę z meczu Borussia Dortmund – Paris Saint-Germain kiedy oblano piwem Tomasza Hajtę.

Pamiętam mecz, kiedy jeszcze kibice byli na stadionach. Pojechaliśmy na spotkanie Borussii Dortmund z PSG. Pierwszy raz widziałem Tomka, który czuł się niekomfortowo ze wzrokiem kibiców na plecach. No bo jak człowiek z Schalke chodzi po ich stadionie – wspomniał w programie Cafe Futbol.

Później w trakcie spotkania wylądowały na nas dwa kufle piwa. Byliśmy cali mokrzy. Spojrzałem w górę. Kibice pokazali palcem na Hajto i zrozumiałem, co się stało. Musieliśmy oblizać słuchawki i komentować dalej. Gdyby nie było fanów nie przeżylibyśmy tego – zakończył Feddek.

VAR w telefonie i koniec gry. Absurd w lidze tureckiej

Podczas meczu Besiktasu z Sivassporem doszło do nietypowej sytuacji. Piłkarz gości otrzymał żółtą kartkę pod koniec pierwszej połowy za… pokazanie sędziemu powtórki na telefonie. 

Liga turecka to nie przelewki. Gorący klimat rozgrywek od zawsze zapewniali kibice na trybunach, jednak kiedy ich zabrakło, nie można mówić o jego zniknięciu. Piłkarze również potrafią skutecznie podgrzać atmosferę.

Hakan Arslan był w trakcie spotkania z Besiktasem wściekły na sędziego. Jego zdaniem arbiter podjął niesłuszną decyzję. Kapitan Sivassporu postanowił mu to udowodnić.

VAR w telefonie

W 45. minucie starcia przy wyniku 1:0 dla Besiktasu, Arsnal ruszył w kierunku ławki rezerwowych. 32-latek dopadł czym prędzej telefon, odszukał sytuację z wcześniejszej części gry i popędził do schodzącego z murawy sędziego. Arda Kadesler był zupełnie zaskoczony, kiedy kapitan gości wymachiwał mu komórką przed twarzą.

Zawodnik poza samym przedstawianiem kontrowersji dorzucił kilka słów. Arbiter mimo zdezorientowania długo się nie zastanawiał i pokazał awanturnikowi drugą żółtą kartkę. Arsnal zszedł z boiska kopiąc po drodze kilka razy w murawę i rzucając telefonem o ziemię. Tym samym 32-latek nie wyszedł już na drugą połowę meczu, a Besiktas dołożył dwie bramki i wygrał spotkanie 3:0.

 

Co robi teraz chłopiec od podawania piłek, którego kopnął Hazard? Ciekawy biznes

Co się dzieje z Charliem Morganen, którego podczas meczu Pucharu Ligi brutalnie potraktował Eden Hazard? Syn multimilionera Martina Morgana postanowił rozpocząć własny biznes, polegający na produkcji wódki.

Charlie Morgan vs Eden Hazard

O Charliem po raz pierwszy zrobiło się głośno, gdy w meczu pomiędzy Swansea a Chelsea w styczniu 2013 roku Eden Hazard kilkukrotnie go kopnął. Wówczas 17-letni chłopak odpowiadał na stadionie w trakcie meczu za podawanie piłek. W pewnym momencie meczu  Brytyjczyk nie chciał podać piłki Belgowi. Eden się wściekł i zaatakował chłopca.

„Myślałem, że kopnąłem piłkę”

Eden po meczu starał się tłumaczyć swoje zachowanie. – Chłopak zakrył piłkę całym ciałem, a ja po prostu próbowałem ją kopnąć – stwierdził Hazard po meczu. – Myślałem, że kopnąłem piłkę, a nie chłopca. Przepraszam – dodał. Przeprosiny i tłumaczenia Belga na nic się zdały, gdyż za swoje zachowanie sędzia wręczył mu czerwoną kartkę.

Po tym incydencie 17-latek poinformował za pośrednictwem twittera, że nie będzie wnosił oskarżeń przeciwko Hazardowi. Policja z Południowej Walii potwierdziła również, że żadne działania nie zostaną podjęte przeciwko skrzydłowemu Chelsea. Nastolatek szybko zyskał rozgłos i obecnie na twitterze obserwuje go 35 tysięcy osób. Pojawił się też w wielu brytyjskich gazetach.

Chłopak stworzył własną wódkę!

Charlie wraz ze swoim przyjacielem Jacksonem Quinnem postanowili uruchomić biznes alkoholowy. Obaj stworzyli markę „Au Vodka”. Nazwa mówi nam, czym zajmują się obaj panowie. Dodatkowo udziały w firmie ma brytyjski DJ – Charlie Sloth.

– „Wódka jest zainspirowana złotem, którego symbol to „Au”. Łączymy nasze brytyjskie dziedzictwo z luksusowymi składnikami, aby stworzyć naprawdę wyjątkową wódkę ultra-premium. Produkt doceniany jest natychmiast dzięki naszej charakterystycznej złotej butelce” – czytamy na stronie firmy.

– Naszym najpopularniejszym smakiem jest „Au Vodka Black Grape” z fioletowym płynem i charakterystycznymi fioletowymi detalami – czytamy dalej.

Zmiany na liście gości Neymara! Sylwester już nie taki wielki

Neymar nic sobie nie zrobił z falą krytyki, jaka go spotkała i w dalszym ciągu organizuje sylwestra. Lista gości zmniejszyła się z 500 na 150 osób, a impreza potrwa aż 5 dni.

Sylwester z Neymarem

Kilka dni temu pisaliśmy, że Neymar planuje sylwestra na 500 osób. Od tamtego czasu pojawiło się małe sprostowanie i jak podaje goal.com, na imprezie u Brazylijczyka pojawi się jednak 150 osób. Organizacją wydarzenia zajmuje się agencja Fabrica, która zapewnia, że wszystko odbędzie się zgodnie z reżimem sanitarnym.

Impreza odbędzie się w poszanowaniu wszystkich sanitarnych norm wyznaczonych przez władze publiczne. Impreza jest prywatna, uzyskano wszystkie konieczne pozwolenia – napisali w oświadczeniu

Plany Neymara nie spotkały się z pozytywnym odzewem społeczności. Nie ma się co dziwić, Brazylia to jeden z krajów, które najbardziej odczuły pandemię koronawirusa.

WIĘCEJ NA TEMAT IMPREZY ZNAJDZIECIE TUTAJ: Wielka impreza sylwestrowa u Neymara! Brazylijczyk zaprosił ok. 500 gości

Hiszpańskie media piszą o Miliku! Polak bliski wyjazdu do Madrytu?

Z dnia na dzień coraz bardziej prawdopodobne jest odejście Diego Costy z Atletico Madryt. Miejsce Hiszpana miałby zająć Arkadiusz Milik, który uporczywie poszukuje nowego klubu. Plotki transferowe Los Rojiblancos są jednym z głównych tematów we wtorkowym Marce.

Diego Costa opuści Wanda Metropolitano

Kontrakt Diego Costy z Atletico wygasa w czerwcu, jednak Hiszpan z powodów osobistych chciałby szybciej opuścić Madryt. Los Rojiblancos nie chcą utrudniać sytuacji napastnikowi, więc jest to bardzo prawdopodobne, że ten zimą opuści Wanda Metropolitano.

Jest to wielka szansa dla Milika. Polakowi w czerwcu kończy się kontrakt z Napoli, którego nie miał zamiaru przedłużyć. Azzurrim nie spodobało się zachowanie ich zawodnika, co spowodowało, że 26-latek spędził pierwszą połowę sezonu na trybunach. Zimowe okienko jest ostatnią szansą dla Napoli, aby cokolwiek zarobić na Miliku.

Milik na okładce hiszpańskiej prasy

O całej sprawie pisze hiszpańska Marca. Według dziennikarzy Atletico Madryt dojedzie do szybkiego porozumienia z Napoli, dzięki czemu saga transferowa Milika w końcu zakończyć się happy endem. Marca podkreśla jednak, że Los Rojiblancos rozpoczną negocjacje w sprawie Polaka dopiero, gdy Diego Costa opuści klub.

Sytuacja Milika skłania do zastanowienia się nad możliwością porozumienia między dwoma zespołami, które mają bardzo dobre relacje. Napoli chce za wszelką cenę uniknąć jego darmowej przeprowadzki do Juventusu – piszą dziennikarze

Kwota, o której mówi się we Włoszech (18 milionów euro) jest daleka od tego, co Atletico może zaoferować. Na razie w klubie spokojnie czekają na rozwiązanie sytuacji z Diego Costą – uważają

 


TROLLNEWSY I MEMY