NEWSY I WIDEO

Villarreal potwierdził złożenie donosu na Fede Valverde. Rosną problemy Urugwajczyka

Gęstnieje atmosfera wokół Fede Valverde. Villarreal potwierdził złożenie donosu na zawodnika Realu Madryt. To pokłosie wydarzeń, jakie miały miejsce po ostatnim meczu obu drużyn w La Liga. 

Villarreal wygrał w sobotę z Realem Madryt (3-2) po zaciętym meczu. W trakcie rywalizacji doszło do spięcia między Alexem Baeną a Fede Valverde. Urugwajczyk miał zostać sprowokowany kilkukrotnie na murawie. Po ostatnim gwizdku postanowił wymierzyć sprawiedliwość i czekał na rywala na parkingu. Następnie miał dopuścić się bezpardonowego ataku na Hiszpana.

Złożono zawiadomienie

Sprawa szybko obiegła światowe media. Kilka źródeł potwierdzało taką wersję wydarzeń, a inne – zaprzeczały jej. Nowe fakty przedstawia natomiast stanowisko Villarrealu. Potwierdzono w nim, że na zawodnika Realu Madryt złożono donos na policję.

– Álex Baena, piłkarz Villarrealu, padł ostatniego wieczora ofiarą agresji, gdy kierował się do autobusu drużyny po meczu z Realem Madryt na Estadio Santiago Bernabéu.

W tej sytuacji piłkarz zdecydował się złożyć odpowiedni donos na agresora do Policji Krajowej.

Kolejny raz Villarreal wykazuje pełne odrzucenie jakichkolwiek zachowań z przemocą i całkowicie wierzy w wersję swojego zawodnika, którego będzie wspierać przez cały ten proces – napisano w oświadczeniu.

Oficjalnie: Polski trener przejął zagraniczny klub! Wcześniej łączono go z pracą przy reprezentacji

Tomasz Kaczmarek oficjalnie przejął klub z drugiej ligi holenderskiej. Szkoleniowiec, który miał współpracować z Fernando Santosem w reprezentacji Polski poprowadzi FC Den Bosch.

Wczoraj w polskich mediach pojawiła się niespodziewana informacja. Z ustaleń różnych portali wynikało, że wkrótce Tomasz Kaczmarek zostanie ogłoszony trenerem zagranicznego klubu. Na potwierdzenie nie trzeba było długo czekać. Dziś na social mediach holenderskiego FC Den Bosch oficjalnie powitano polskiego szkoleniowca.

Klub, który poprowadzi Kaczmarek występuje w 2. lidze holenderskiej. Nie spisuje się tam jednak najlepiej. W tabeli zajmuje dopiero 19. miejsce. Przed szkoleniowcem postawiono zatem trudne zadanie odbudowania drużyny.

Bartosz Salamon o pozytywnym wyniku testu antydopingowego. „Szukamy jak najlepszych prawników”

Bartosz Salamon zabrał głos w sprawie pozytywnego wyniku testu antydopingowego po meczu z Djurgardens IF. Obrońca reprezentacji Polski ma nadzieję, że sprawa zakończy się korzystnym rezultatem.

Pozytywny wynik Salamona

Lech Poznań niedawno poinformował o pozytywnym wyniku testu Bartosza Salamona w teście antydopingowym. Próbka A po meczu z Djurgardens IF wykazała, że w organizmie obrońcy Kolejorza znajdował się zakazany środek.

PZPN komentuje „aferę alkoholową” w reprezentacji U-15. „Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca” [CZYTAJ]

Klub trzyma stronę piłkarza, który jest pewien swojej niewinności. Bartosz Salamon zabrał głos w tej kwestii podczas rozmowy z dziennikarzem CANAL+ w programie „Liga+” po meczu z Wartą Poznań.

– Jestem w stanie wyliczyć wszystko, co przyjąłem w ostatnich tygodniach. Ta substancja nie miała prawa znaleźć się w moim ciele. Coś mi tutaj nie gra. Łudzę się, że próbka B pokaże, że to był jeden wielki błąd. A jeśli tak nie będzie, to zastanowimy się, co dalej. Czuję się jak w brzydkim koszmarze – powiedział obrońca reprezentacji Polski.

– Razem z klubem szukamy jak najlepszych prawników. Dopóki nie będzie wyniku próbki B, to nie ma o czym mówić. Mógł być taki temat, o którym się nie mówi. Nawet fakt, że UEFA nie zawiesiła mnie po pierwszej próbce, daje nadzieję, że oni chyba też zdają sobie sprawę, że coś nie gra w tej sytuacji. Zazwyczaj sportowiec jest zawieszany od razu. Mam nadzieję, że wszystko szybko skończy się dla mnie korzystnie – dodał Bartosz Salamon.

Źródło: CANAL+ Sport

Olympiakos trzyma stronę polskich sędziów. Klub wydał oświadczenie

 

Polscy sędziowie, którzy w niedzielę mieli prowadzić hit ligi greckiej, stali się bohaterami skandalu. Olympiakos Pireus wydał oświadczenie, w którym broni arbitrów.

Paweł Raczkowski wraz ze swoim składem sędziowskim zostali wyznaczeni na hit ligi greckiej AEK Ateny – Aris Saloniki. Arbitrzy zostali bohaterami skandalu. Według tamtejszych mediów wieli oni przesadzić z alkoholem w samolocie, a także być agresywni w stosunku do pozostałych współpasażerów. Na lotnisku awantura miała trwać w najlepsze i nie obyło się bez interwencji policji. Portal Weszlo.com skontaktował się z Pawłem Raczkowskim, który wszystkiemu zaprzeczył i przedstawił swoją wersję zdarzeń. Więcej na ten temat przeczytacie tutaj.

Polscy sędziowie otrzymali wsparcie od Olympiakosu Pireus. Klub wydał oświadczenie, w którym oskarża AEK Ateny oraz członków greckiej federacji o spisek, a całą sytuację nazwał kolejno słabo napisanym przedstawieniem. 

– Co się okazuje? Sędziowie nie byli pijani. W dodatku na lotnisku był ktoś, kto według policji krzyczał na arbitrów. Jeden z nich był uderzany w plecy – możemy przeczytać w oświadczeniu.

Klub z Pireusu traci 3 punkty do AEKu Ateny, który jest liderem ligi oraz tyle samo do drugiego Panathinaikosu. W swoim oświadczeniu Olympiakos wprost pisze o istnieniu gangu, do którego mają zaliczać się prezes greckiej federacji Panagiotis Baltakos czy szef sędziów Steve Bennett. Ich zdaniem AEK Ateny chciał specjalnie skompromitować sędziów, aby władze zmieniły obsadę meczu na sprzyjającą stołecznej drużynie.

– Ten zamach stanu nie będzie tolerowany. To, co robi żółty gangster, przyniesie wściekłość i oburzenie kibiców, którzy wyjdą na ulice – dodaje Olympiakos.

 

Raczkowski i jego zespół bohaterami skandalu. Co tak naprawdę wydarzyło się w Grecji?

 

Paweł Raczkowski oraz jego asystenci w niedzielę mieli poprowadzić ważny mecz ligi greckiej. Polskim arbitrom nie będzie jednak dane uczestniczyć w tym spotkaniu, ponieważ zostali oni bohaterami skandalu.

W ostatnim czasie wiele mówi się o Pawle Raczkowskim, lecz nie są to pozytywne rzeczy. 39-latek niedawno prowadził spotkanie Lech Poznań – Pogoń Szczecin, po którym osoby związane z Kolejorzem miały pretensje do arbitra. Chodzi o sytuację, w której arbiter nie pokazał żółtej karki Konstantinosowi Triantafyllopulosowi za faul na wyprowadzającym kontrę Afonso Sousie. Grek miał już na swoim koncie kartonik tego koloru, więc wówczas Lechici kontynuowaliby spotkanie w przewadze.

Paweł Raczkowski nie został obsadzony na świąteczną kolejkę Ekstraklasy, lecz taka decyzja nie została podjęta po to, aby ukarać arbitra. Jak się okazało 39-latek wraz ze swoim zespołem zostali wyznaczeni na hitowy mecz ligi greckiej AEK Ateny – Aris Saloniki.

Sędziowie nie zdążyli jednak dotrzeć na mecz, a już zostali bohaterami skandalu. Według greckich mediów polscy arbitrzy przesadzili w samolocie z alkoholem i w dość niekulturalny sposób zachowywali się w stosunku do współpasażerów. Miało nawet dojść do szamotaniny. Na samym lotnisku nie było lepiej, ponieważ w hali przylotów pojawiła się policja.  Jakby tego było mało, greckie media podały, iż polskich sędziów nie było w pokojach hotelowych, rozpłynęli się w powietrzu.

Portal Weszlo.com skontaktował się z Pawłem Raczkowskim, który zaprzeczył wszystkimu.

– Zostałem zaatakowany przez „fana” Panathinaikosu po wylądowaniu w Atenach. Zostałem opluty i uderzony. Ten człowiek był pijany i powiedział, ze mnie zniszczy w prasie. Wstał z siedzenia i powiedział, ze on jest z Panathinaikosu i nas zniszczy. Pijany, agresywny człowiek – powiedział arbiter.

– Chcieliśmy iść na policję, ale opiekun z Grecji powiedział, że spędzimy tam całą noc na komisariacie, jutro ważny mecz, wiec lepiej jechać do hotelu – dodał 39-latek.

Paweł Raczkowski zdementował również plotki o rzekomym zniknięciu. Arbiter dopiero co rozmawiał z szefem sędziów ligi greckiej. Również w mediach pojawiają się wersje zdarzeń, które oczyszczają naszych rodaków.

– Zdaniem jednego z pasażerów polscy sędziowie wypili tylko dwie małe buteleczki wina i spięcie zostało mocno wyolbrzymione. Doszło do niego, ale nie było tak poważne, jak pierwotnie pisanopowiedział George Tsanakas cytowany przez Weszlo.com.

Choć sytuacja z polskimi arbitrami coraz bardziej wydaje się być wyolbrzymiona, to ostatecznie zostali oni odsunięci od prowadzenia niedzielnego hitu ligi greckiej.

PZPN komentuje „aferę alkoholową” w reprezentacji U-15. „Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca”

Władze Polskiego Związku Piłki Nożnej ustosunkowały się do „afery alkoholowej”, która dotyczy reprezentacja Polski U-15, a dokładniej jej sztabu. W oficjalnym komunikacie PZPN przekazał, że tego typu sytuacja nie powinna mieć miejsca.

W piątek w mediach ukazała się informacje o „aferze alkoholowej” w reprezentacji Polski do lat 15. Podczas zgrupowania młodzi piłkarze dokonali nietypowego znaleziska. W skrzyniach na sprzęt piłkarski znaleźli oni puszki piwa. Były one przykryte pod koszulkami i ręcznikami. Alkohol miał należeć do sztabu polskiej drużyny narodowej. Więcej o tej sprawie przeczytacie TUTAJ.

Oświadczenie PZPN

Sprawa szybko zyskała duży rozgłos w polskich mediach. Do całej tej afery postanowił ustosunkować się Polski Związek Piłki Nożnej. W sobotę został wydany oficjalny komunikat w tej sprawie. Władze polskiej federacji zapowiedziały zbadanie tej sprawy. Cała treść komunikatu znajduje się poniżej.

„Z ogromnym zdumieniem i rozczarowaniem przyjęliśmy piątkowe doniesienia prasowe związane ze zgrupowaniem reprezentacji Polski do lat 15 odbywającym się na Węgrzech. Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca w jakimkolwiek obszarze funkcjonowania kadr narodowych, a tym bardziej nie może ona bezpośrednio dotykać młodzieży.

Informujemy, że Polski Związek Piłki Nożnej podjął niezwłoczne działania, mające na celu wyjaśnienie sprawy, wszczynając wewnętrzne dochodzenie. W przypadku stwierdzenia naruszenia jakichkolwiek przepisów prawa, regulaminów wewnętrznych wyciągnięte zostaną surowe konsekwencje z uwzględnieniem wszelkich przepisów dyscyplinarnych.

Od każdego członka kadry narodowej wymagamy profesjonalizmu i odpowiedniego podejścia do pełnionych obowiązków. W przypadku młodzieżowych reprezentacji odpowiedzialność członków sztabu jest jeszcze większa, bowiem odpowiadają oni nie tylko za formę sportową młodych zawodników, ale również za ich wychowanie i podejście do reprezentowania narodowych barw.”

Robert Lewandowski wyznał, jak zareagował na transfer do FC Barcelony. „Nawet łza się pojawiła”

Robert Lewandowski w rozmowie z „TVN” zdradził, co czuł, gdy oficjalnie dopięto jego transfer do FC Barcelony. Wyznał, że przeszedł do dreszcz i wzruszenie. 

Latem oficjalnie doszło do transferu Roberta Lewandowskiego do FC Barcelony. Polak po latach spędzonych w Bayernie Monachium zdecydował się na zmianę klubu oraz ligi. Był to zdecydowanie najgłośniejszy transfer w historii naszego futbolu i przez długi czas nim pozostanie.

„Wzruszenie”

„Lewy” zdradził, jakie emocje towarzyszyły mu, gdy oficjalnie udało się dogadać z działaczami Bayernu i Barcelony. Dopięcie transferu wywołało u niego masę intensywnych przeżyć.

– Kiedy dowiedziałem się, że Barcelona mnie chce? Obstawiam, że było to gdzieś w lutym albo w marcu. Moim marzeniem zawsze była gra w La Liga. Wiedziałem, że pozostając w Bayernie, radości, czystej przyjemności z tego wszystkiego może szybciej zabraknąć, niż bym chciał. Gdy transfer został przypieczętowany, zadzwoniłem do Ani i pamiętam, że targały mną emocje. Wzruszenie, gęsia skórka przeszła przez całe moje ciało. Po tylu latach nawet chyba łza pojawiła się – przyznał w „Dzień Dobry TVN”. 

Choć do transferu Lewandowskiego doszło późno, to przyznaje, że nie żałuje czasu, jaki spędził w Bayernie. Bardzo docenia to, co osiągnął na Allianz Arenie.

– Ostatnie lata w Bayernie były dla mnie tak wyjątkowe, tak niesamowite, wygrałem wszystko, co mogłem wygrać. Byłem dwa razy z rzędu najlepszym piłkarzem świata, więc ten czas bardzo doceniam i nie żałuję – podkreślił. 

Transfer 34-latka wywołał olbrzymie emocje wśród kibiców FC Barcelony. W mediach społecznościowych notorycznie pojawiają się filmiki z udziałem fanów, którzy zatrzymują prowadzony przez niego samochód.

– Przerażające czasami jest, jak umyjesz auto i wyjeżdżając z treningu masz na aucie ślady od palców i musisz znowu myć – powiedział z uśmiechem. 

Robert Lewandowski szczerze opowiedział o grze w reprezentacji. „Jestem ofiarą własnego sukcesu”

Robert Lewandowski szczerze opowiedział o swojej grze w reprezentacji Polski. Nie ukrywa przy tym, że sam przyczynił się do pewnych tez, jakie pojawiają się na jego temat. 

34-latek od lat pełni funkcję kapitana „Biało-Czerwonych”. Jest także jej najważniejszą postacią oraz jednym z najlepszych piłkarzy w historii. Wiąże się to z ogromnymi oczekiwaniami, jakie mają wobec niego zarówno kibice, jak i dziennikarze.

„Ofiara własnego sukcesu”

W rozmowie z „TVN” Lewandowski przyznał, że krytyka, jaka wylewa się na niego po nieudanych spotkaniach reprezentacji jest po części jego winą. Konkretnie winą sukcesu, jaki osiągnął w swojej karierze.

– Zdaję sobie sprawę, że jestem trochę ofiarą własnego sukcesu. Wiele osób patrzy na reprezentację Polski przez pryzmat mnie, czy innych zawodników grających w topowych klubach. Jest nas jednak znacznie więcej. Robimy co w naszych siłach, sukcesów czasem brakuje, ale dajemy z siebie maksimum możliwości – stwierdził „Lewy”. 

Przy okazji piłkarz Barcelony zaznaczył, że wciąż nie ma dość gry w narodowej drużynie. Wystosował jednak apel do młodszych zawodników, którzy powoli wchodzą do pierwszej kadry.

– Nadszedł czas na to, by coraz większa liczba zawodników zaczęła brać odpowiedzialność za tę reprezentację – przyznał. 

Co ciekawe, Lewandowski wyjawił również, że w meczu ze Szwecją w barażach do mistrzostw świata grał z kontuzją. Zdradził, że nie lubi schodzić z boiska przez swoją ambicję.

– Zawsze miałem wysokie ambicje, nawet grając co trzy dni, w przypadku urazów ciężko mi opuścić boisko. Nie jestem taki, by komunikować, że nie daję rady i schodzić. Całą drugą połowę w spotkaniu ze Szwecją grałem ze złamanym żebrem. Wiele dla mnie znaczy obecność na boisku i możliwość pomocy kolegom, nigdy nie chciałem dopuszczać myśli, by kontuzje, czy zmęczenie odbierały mi możliwość występów – skwitował. 

Wojciech Szczęsny wskazał swojego następcę w reprezentacji. „Jest w stanie zamknąć innym drogę”

Wkrótce miejsce w bramce reprezentacji Polski może zająć nowy bramkarz. Wojciech Szczęsny wyjawił, kogo chciałby zobaczyć między słupkami, gdy sam odejdzie z drużyny narodowej. 

Zawodnik Juventusu już kilka miesięcy temu zdradził, że mistrzostwa świata w Katarze będą jego ostatnim mundialem w karierze. Taką deklarację złożył jeszcze przed rozpoczęciem turnieju i wciąż ją podtrzymuje.

– Ja to wiem, że już nigdy nie zagram w mistrzostwach świata. Nic się nie zmieniło – zapewnił na kanale „Łączy nas Piłka”. 

– Nie mam pojęcia, jak będę czuł się za dwa lata. Są takie etapy w życiu, że lepiej skończyć rok za wcześnie niż rok za późno – dodał.

Następca namaszczony

Szczęsny przy okazji rozmowy wyznał, że widzi już swojego następcę w reprezentacji. 32-latek stawia na Kamila Grabarę. Uważa, że ma on wszystko, czego potrzeba, aby zostać nową „jedynką” kadry.

– Mam wrażenie, że są za mną młodzi bramkarze, którzy będą w stanie godnie reprezentować kraj, jak choćby Kamil Grabara. Uważam, że jest on w stanie na kilka lat zamknąć innym drogę do bramki naszej kadry – podkreślił.

Bramkarz Juventusu od wielu lat gra dla „Biało-Czerwonych”. W narodowej drużynie zagrał na trzech turniejach mistrzostwa Europy (2012, 2016 i 2020) oraz na dwóch mundialach (2018 i 2022). Podczas ostatnich mistrzostw świata był zdecydowanie najlepszym piłkarzem reprezentacji Polski.

Nowe informacje ws. powrotu Messiego na Camp Nou. Barcelona może sprzedaż wielu piłkarzy

FC Barcelona ma specjalny plan, który pozwoli jej latem przeprowadzić operację sprowadzenia na Camp Nou ponownie Leo Messiego. Zdaniem katalońskiego „Sportu” wielu piłkarzy może pożegnać się z grą dla Blaugrany. Praktycznie nikt nie może czuć się bezpiecznie. 

Messi ma ważny kontrakt z PSG do końca bieżącego sezonu. Argentyńczyk nie podjął jeszcze decyzji o jego przedłużeniu, a rozmowy z paryżanami stanęły w martwym punkcie. Naturalnym kandydatem do ściągnięcia 35-latka wydaje się FC Barcelona. Działacze mają być w stałym kontakcie z otoczeniem zawodnika oraz nim samym. Chęć do ponownego ściągnięcia mistrza świata na Camp Nou potwierdził na konferencji prasowej wiceprezes – Rafael Yuste.

Nie ma świętych krów

Aby jednak powrót Messiego mógł stać się faktem, Barcelona musi zdecydowanie zacisnąć pasa. Operacja będzie bardzo skomplikowana, ze względu na ekonomiczne problemy klubu ze stolicy Katalonii. Kataloński „Sport” twierdzi, że głównym przegranym powrotu Argentyńczyka może być Ansu Fati, który od dawna jest łączony z odejściem.

Inni piłkarze również nie mogą się czuć jednak bezpiecznie. Działacze Blaugrany opracowali już specjalny plan, który wiązać się ma z obniżkami pensji. Do tego ma również dojść sprzedaż kilku zawodników.

– Rozważane są odejścia za ponad 120 milionów euro. Z zawodników wypożyczonych wróci tylko Abde, a klub wysłucha ofert za niemal każdego piłkarza. Niewielu będzie nietykalnych. To w dużej mierze efekt bolesnej porażki z Realem Madryt, która potwierdziła potrzebę drugiej rewolucji w składzie, żeby móc z całkowitą gwarancją rywalizować na najwyższym poziomie – czytamy na „Sporcie”.

Wiele zależy także od decyzji przedstawicieli ligi hiszpańskiej. Władze muszą najpierw zatwierdzić plan Barcelony, a następnie zaakceptować propozycję kontraktu dla Messiego. Dopiero wtedy klub będzie mógł otwarcie negocjować z Argentyńczykiem.

– Barca musi podpisać sprawdzonych zawodników, ale żeby to zrobić, będzie musiała najpierw sprzedawać. Plan rentowności, który, jak mają nadzieję, zostanie zatwierdzony przez władze La Liga, przewiduje silne dochody z transferów. Z kolei operacja pozbycia się niektórych zawodników była przygotowywana od dawna – dodają dziennikarze. 

– Kontrakt Messiego jest uzależniony od zgody La Liga. Jeśli FC Barcelona ją otrzyma wtedy będzie w stanie otwarcie negocjować z otoczeniem mistrza świata. Przed przystąpieniem do transferowej ofensywy poczeka jednak na ostateczne rozstanie Argentyńczyka z PSG – twierdzi „Sport”.

Robert Lewandowski o urazie podczas finałowego meczu ze Szwecją. „To bardzo bolało”

 

Robert Lewandowski udzielił wywiadu w programie „Dzień Dobry TVN”. Kapitan reprezentacji Polski opowiedział między innymi o tym, że grał z kontuzją przeciwko Szwecji w finale baraży o awans na mundial.

„Lewy” grał z kontuzją

Reprezentacja Polski pod wodzą Czesława Michniewicza awansowała na Mistrzostwa Świata w Katarze. Biało-Czerwoni wówczas pokonali Szwecję w finale baraży. Robert Lewandowski w rozmowie wyemitowanej w programie „Dzień Dobry TVN” przyznał, że grał w tym spotkaniu z urazem.

Dariusz Szpakowski mógł zostać ambasadorem bukmachera. „Kwoty miały być rekordowe” [CZYTAJ]

– Całą drugą połowę w meczu ze Szwecją grałem ze złamanym żebrem. To bolało, bolało bardzo. Jakbyś nie był ambitnym człowiekiem, to powiedziałbyś „nie”, schodzę z boiska albo nie gram w następnym meczu. Ja nigdy taki nie byłem. Nidy nie dopuszczałem do myśli, żeby kontuzje zabierały mi jakieś pojedyncze mecze. Samo to, że jestem na boisku i mogę pomóc kolegom, wiele dla mnie znaczy – powiedział Robert Lewandowski.

Źródło: TVN

Dariusz Szpakowski mógł zostać ambasadorem bukmachera. „Kwoty miały być rekordowe”

Wielu byłych piłkarzy oraz dziennikarzy posiada współpracę z bukmacherami. Do tego grona nie należy Dariusz Szpakowski. Na portalu igamingpolska.pl ujawniono jednak, że słynny komentator w przeszłości był bliski podpisania takowego kontraktu.

Szpakowski bez kontraktu z bukmacherem

Dariusz Szpakowski stał się ikoną komentarza sportowego w Polsce. Mimo sporej rozpoznawalności dziennikarz nie ma kontraktu z żadną firmą zakładów bukmacherskich. Portal igamingpolska.pl ujawnił, że w przeszłości Szpakowski otrzymał specjalne ultimatum od swojego przełożonego.

Francuskie media zachwycone Przemysławem Frankowskim. „Błyszczał” [CZYTAJ]

Komentator był blisko podpisania kontraktu z firmą bukmacherską. Według wspomnianego źródła kwoty miały być rekordowe na tamte czasy. Strony doszły do dżentelmeńskiego porozumienia, jednak pozostała kwestia pozwolenia od TVP.

– Gwiazdy telewizji publicznej oddają do TVP procent od swoich zewnętrznych współprac. Szpakowski udał się do ówczesnego prezesa TVP, Jacka Kurskiego z jak się wydawało formalnością. Jacek Kurski postawił Szpakowskiemu twarde ultimatum: ,,Darku, albo cnota i praca w TVP albo pieniądze od bukmachera” – czytamy na portalu igamingpolska.pl.

To właśnie dlatego Dariusz Szpakowski nie został nigdy ambasadorem firmy z branży zakładów bukmacherskich.

Źródło: igamingpolska.pl

Francuskie media zachwycone Przemysławem Frankowskim. „Błyszczał”

Kolejne świetne recenzje za swój występ zbiera Przemysław Frankowski. Francuskie media doceniają wkład reprezentanta Polski w zwycięstwo nad Strassbourgiem (2-1). 

Lens wygrało wczoraj kolejny mecz w Ligue 1 i goni liderujące w tabeli PSG. Ekipa Frankowskiego traci już tylko trzy punkty do paryżan. Mistrzowie Francji mają jednak jeden mecz zaległy do rozegrania.

Pieją z zachwytu

Lens wygrało ze Strabourgiem 2-1, a wynik meczu otworzył Przemysław Frankowski. Polak znajduje się w tym sezonie w świetnej formie i wczoraj ponownie to udowodnił. Zauważyli to także francuskie portale, które doceniają jego wkład w cenne zwycięstwo.

– Po lewej stronie wahadłowy RC Lens popisał się niezłym występem. Zawsze hojny w swoich wysiłkach Polak szybko został wynagrodzony. Otworzył wynik podkręconym strzałem po podaniu Thomassona. Następnie piłkarz Lens miał do rozegrania wielki pojedynek z Guilbertem i pomimo kilku straconych piłek, zaprezentował się godnie – stwierdził portal „MaxiFoot”, który przyznał 27-latkowi „siódemkę” w dziesięciostopniowej skali. 

– Podobnie jak w zeszłym tygodniu w Rennes, Polak stworzył zgrany duet z Facundo Mediną. Odnajdywaliby się, nawet grając z zamkniętymi oczami. Mówili tym samym językiem futbolu i właśnie ci dwaj pomocnicy najbardziej zranili 'owczarki alzackie’. Pierwszy uczynił to Frankowski, który uderzył już po dziesięciu minutach i otworzył wynik wysublimowanym podkręconym strzałem. Reprezentant Polski błyszczał także w defensywie – ocenił serwis le11lensois.

– Polak jest w dobrej formie i był drugim najlepszym zawodnikiem gospodarzy tego wieczoru. Często dobrze ustawiony zarówno w ofensywnie, jak i defensywnie. Szybko otworzył wynik pomimo interwencji VAR-u – podsumował z kolei portal madeinlens.com, który także przyznał Frankowskiemu „7”. 

27-latek rozegrał w tym sezonie 34 mecze w barwach Lens. Wczorajszy gol ze Strasbourgiem był dla niego trzecim trafieniem w tym sezonie. „Franek” ma także na koncie dwie asysty.

Włoskie media straciły cierpliwość do Piątka. „Pół roku oszukało wszystkich”

Krzysztof Piątek znalazł się ponownie w ogniu krytyki po kolejnym słabym występie w barwach Salernitany. Włoskie media nie zostawiają suchej nitki na Polaku po zremisowanym meczu z Interem (1-1). 

27-latek czeka na gola od pięciu miesięcy. Ostatni raz trafił do siatki w listopadzie ubiegłego roku w spotkaniu z Cremonese (2-2). Od tamtej pory popisuje się wyłącznie nieskutecznością w polu karnym rywali.

Fala krytyki

We Włoszech powoli tracą do Piątka cierpliwość. Tamtejsze media nie przebierają w słowach po remisie Salernitany z Interem (1-1). Polski napastnik spędził na murawie pełne 90 minut, ale nie potrafił pokonać Andre Onany. „La Gazzetta dello Sport” zauważa co prawda, że 27-latek był osamotniony, jednak i tak przyznała mu notę „5”.

– Nie strzelił gola od listopada. Został sam w ataku. Nie mógł ominąć obrońców Interu, choć w drugiej połowie był poszukiwany w ataku – czytamy w uzasadnieniu. 

Dużo mocniej występ Piątka podsumowano na łamach calciomercato.com. Dziennikarze piszą wręcz o „oszustwie”.

– Pół roku w Genui oszukało wszystkich. W pierwszej połowie był osamotniony, ale w grze z Dią oczekiwaliśmy czegoś innego – stwierdzono. 

– Jest przydatny przy obronie wielu piłek i oferuje wsparcie swoim kolegom z drużyny, ale brakuje mu wykończenia przed bramką. Okazuje się niezbędny w mechanizmach zespołowych dzięki swoim ruchom, które otwierają przestrzenie dla kolegów z drużyny – oceniło natomiast tuttomercatoweb.com, przyznając Piątkowi „szóstkę”.

Afera alkoholowa w reprezentacji do lat 15. W skrzynkach ze „sprzętem” znaleziono piwo

Na zgrupowaniu reprezentacji Polski U-15 znaleziono alkohol. Jak informuje „TVP Sport”, najprawdopodobniej należał on do członków sztabu zespołu. Władze Polskiego Związku Piłki Nożnej zapowiedziały zbadanie sprawy.

Turniej Czterech Narodów

Zakończyło się zgrupowanie reprezentacji Polski do lat 15. W ostatnich dniach nasza młodzieżowa drużyna narodowa przebywała na Węgrzech, gdzie rozgrywany był Turniej Czterech Narodów. Poza Polakami udział w turnieju wzięli Węgrzy, Słowacy oraz Finowie.

Na początek towarzyskiego turnieju Biało-Czerwoni mierzyli się z rówieśnikami z Węgier. Starcie to zakończyło się remisem 0:0. Dzień później Polacy mierzyli się ze Słowakami. Mecz zakończył się porażką naszych młodych piłkarzy 1:2. W ostatnim meczu turnieju reprezentacja Polski zagrała z reprezentacją Słowacji. Polacy odnotowali drugi remis, tym razem 1:1.

Afera alkoholowa

Na temat reprezentacji Polski U-15 najgłośniej zrobiło się jednak za sprawą afery alkoholowej. Mateusz Miga z „TVP Sport” poinformował o ciekawym odkryciu dokonanym przez młodych piłkarzy. Po dotarciu na Węgry, zawodnicy zostali poproszeni o przeniesienie skrzynek ze „sprzętem piłkarskim”. Gdy otworzyli jedną z nich, przed ich oczami ukazały się czteropaki piwa ukryte pod ręcznikami i koszulkami.

Relacja rodziców

Relację z tego zdarzenia zdał opiekun jednego z zawodników. Zdaniem rodziców piwo miało należeć do członków sztabu szkoleniowego. Od jednego z nich zawodnicy mieli od samego rana czuć woń alkoholu.

– Chłopcy przenosili skrzynie z autokaru do szatni. Mieli później wypakować te rzeczy i roznieść po pokojach. Przez przypadek w jednej ze skrzyń odkryli kilka zgrzewek z piwem – mówi jeden z rodziców na łamach „TVP Sport”.

Czy ci faceci, dorosłe chłopy, nie mogą na kilka dni się powstrzymać? Od jednego z nich chłopcy już od rana wyczuwają alkohol. Drużyna mieszka w ośrodku reprezentacji Węgier, w którym jest zakaz picia alkoholu i palenia wyrobów tytoniowych. Co obsługa tego hotelu myśli sobie o nas, gdy w koszach na śmieci znajdują puszki po piwie? –komentuje kolejny rodzic.

Komentarz PZPN

Mateusz Miga z „TVP Sport” poprosił o komentarz w tej sprawie PZPN. Władze polskiej federacji przekazały, że podejmą odpowiednie kroki w tej sprawie.

– Bardzo poważnie podchodzimy do takich spraw. Reprezentacja wraca właśnie z turnieju do Polski. Sprawa będzie badana. Jeśli doszło do złamania prawa bądź naruszenia wewnętrznego regulaminu i ustalonych zasad podczas zgrupowania drużyny narodowej, zostaną wyciągnięte konsekwencje – przekazał PZPN.


źródło: TVP Sport
fot. TVP Sport


TROLLNEWSY I MEMY