Kuriozalna sytuacja podczas meczu w Brazylii. Karetka na boisku, a piłkarze grają dalej [WIDEO]

 

Podczas meczu brazylijskich rozgrywek doszło do kuriozalnej sytuacji. Karetka wjechała na boisko i krążyła pomiędzy zawodnikami. To jednak nie skłoniło sędziego do przerwania spotkania.

Kuriozalne zdarzenie w Brazylii

AD Jequie mierzył się z EC Bahia w półfinale Campeonato Baiano. Podczas spotkania doszło do niecodziennej sytuacji.

W doliczonym czasie pierwszej połowy na murawie zameldowała się karetka. Kierowca przejechał kilkanaście metrów, a później zatrzymał pojazd przy linii autu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że arbiter pozwolił na dalszą grę.

Piłkarze przez kilka sekund jazdy karetki po boisku normalnie rozgrywali mecz. Ostatecznie sędzia się zreflektował i zatrzymał spotkanie. Ratownicy udali się do poszkodowanego Sergio Baiano, który ucierpiał po walce w powietrzu.

Jego niefortunny upadek wyglądał groźnie, dlatego 25-latek został przewieziony do szpitala. Podejrzewa się u niego uraz kręgosłupa.

EC Bahia wygrała spotkanie z AD Jequie 1:0. Zespół awansował do finału rozgrywek Campeonato Baiano, które powstały w 1905 roku i są mistrzostwami stanu Bahia w Brazylii.

Źródło: X

Były reprezentant Brazylii trafi za kratki. 9 lat za przestępstwo popełnione podczas gry w Milanie

Robinho do końca marca powinien trafić do więzienia w Brazylii. Jest to efekt orzeczenia, które skazuje go na 9 lat pozbawienia wolności za udział w zbiorowym gwałcie na obywatelce Albanii w 2013 roku. Były piłkarz mieszkał wtedy w Mediolanie. W 2017 r. tamtejszy sąd pierwszej instancji potwierdził udział Brazylijczyka.

 

Robinho trafi za kratki?

Źródła w brazylijskim wymiarze sprawiedliwości, cytowane przez stację CNN Brasil, informują, że zatwierdzenie wyroku na terytorium Brazylii spodziewane jest do końca marca bieżącego roku przed Sądem Najwyższym tego kraju (STJ).

 

W tego typu przypadkach Sąd Najwyższy Brazylii zazwyczaj przychyla się do zatwierdzenia wyroku, jaki orzeczono w kraju, w którym popełniono przestępstwo. W tym przypadku mowa o mediolańskim sądzie. Prowadzący sprawę sędzia nakazał Robinho przekazać wymiarowi sprawiedliwości Brazylii swój paszport, co uniemożliwia mu ewentualną ucieczkę z kraju.

 

Decydującym dowodem w procesie była rozmowa piłkarza z przyjaciółmi, którą zarejestrowano na podsłuchu w samochodzie, którym podróżował. Ta rozmowa potwierdziła przebieg zdarzeń opisany przez ofiarę.

 

Robinho, który rozpoczął swoją europejską karierę w 2005 roku (wówczas trafił do Realu Madryt z Santosu). Przygodę z piłką zakończył w 2020 roku w Brazylii. W międzyczasie występował m.in. w Manchesterze City, Milanie i reprezentacji.

Źródło: CNN Brasil, Polsat Sport

Wielki talent rozliczył się z przeszłością, ale nadal mu wstyd. Łącznie przegrał trzy miliony złotych

Grzegorz Król w swojej biografii opisał nieudaną przygodę z piłką. W pewnym momencie wielki oczekiwania wobec tego talentu spełzły na niczym. 45-latek rozliczył się ze swoją przeszłością w książce.

 

Miał zrobić karierę

Autobiografia Grzegorza Króla nosi tytuł „Przegrany”. Były piłkarz po latach spojrzał na swoje życie i przyznał, że nadal jest mu wstyd.

 

Król jako 18-latek zagrał w reprezentacji Polski do lat 21 i strzelił bramkę w debiucie w Ekstraklasie. Wiele wskazywało, że mamy do czynienia ze sporym talentem. Okazało się jednak, że doskonały start był jego powolnym końcem.

 

Grzegorz Król niedługo po osiągnięciu pełnoletniości udał się do salonu gier. W ciągu dwóch lat stał się hazardzistą. Przegrywał coraz większe kwoty i spędzał tam sporo czasu. O szczegółach opowiedział w swojej autobiografii.

 

– Z kasyna wyszedłem kilka minut przed północą. Nie za bardzo wiedziałem, co z sobą zrobić, dokąd pójść. Przespałem się na dworcu, a rano postanowiłem wsiąść do pociągu byle jakiego. Nie miałem bagażu ani biletu. Maryla Rodowicz byłaby dumna. Usiadłem w pustym przedziale i zasnąłem w kilka sekund. Gdy się obudziłem, przez moment miałem nadzieję, że w rzeczywistości pociąg do Warszawy się spóźnił, a to wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich trzech dni, było tylko koszmarem sennym. Nie było – opisał.

– Wielu moich kolegów z boiska to szanowani sportowcy, wzór do naśladowania dla milionów dzieciaków. Ja w wieku 24 lat kompletnie przestałem istnieć – mówił w rozmowie z portalem WP Sportowe Fakty.

Grzegorz Król przyznał, że nie wiedział, jak wytłumaczyć się wszystkim ludziom. Nie potrafił także spojrzeć żonie w oczy. W pewnym momencie przegrał samochód, wakacje, mieszkanie i każdą pensję z premią. Łącznie przegrał trzy miliony złotych.

Piłkarską karierę zakończył w 2009 roku. W jej trakcie bronił barw Amiki Wronki, Polonii Warszawa oraz Lechii Gdańsk. W 2021 roku w rozmowie z Przeglądem Sportowym przyznał, że zajmuje się nieruchomościami.

Źródło: Przegląd Sportowy Onet

Real Madryt nie odwoła się od decyzji z Walencji. Tak to argumentuje

Jesús Gil Manzano był głównym bohaterem sobotniej kontrowersji w meczu Valencii z Realem Madryt. Hiszpański arbiter zakończył spotkanie tuż przed golem Jude’a Bellinghama w doliczonym czasie gry.

 

Skandal w Hiszpanii

Real Madryt od wielu miesięcy poświęca sporo uwagi sędziom. Królewscy wypominają im błędy w klubowej telewizji. Według niektórych opinionistów takie działania mogły wywołać irracjonalną decyzję Jesúsa Gila Manzano.

 

Klub ze stolicy Hiszpanii uważa jednak, że misja jest słuszna. Według doniesień Marki batalia będzie kontynuowana, a po sobotnim meczu Królewscy zapowiadają „bitwę totalną”.

 

Real Madryt uznał również, że nie ma sensu odwoływać się od decyzji ze spotkania w Walencji. W stolicy uznano, że Hiszpańska Królewska Federacja Piłki Nożnej jest aktualnie pochłonięta chaosem.

Królewscy uważają, że zdarzenie z sobotniego meczu zostanie zapamiętane na długo jako jeden z największych skandali w piłce hiszpańskiej i światowej. Co ciekawe, Komitet Techniczny Sędziów (CTA) również nie rozumie decyzji Jesúsa Gila Manzano.

Według Marki uznano ją jako kompletnie nieprzystającą arbitrowi tego pokroju i niezrozumiałą.

 

Źródło: MARCA

Błaszczykowski o konflikcie z Lewandowskim. „Było dużo drobnych rzeczy, które złożyły się na jedną całość”

Jakub Błaszczykowski udzielił wywiadu Foot Truckowi. Były reprezentant Polski w rozmowie z Łukaszem Wiśniowskim i Jakubem Polkowskim opowiedział między innymi o konflikcie z Robertem Lewandowskim.

 

Błaszczykowski o Lewandowskim

 

Media od wielu lat spekulowały na temat konfliktu Jakuba Błaszczykowskiego z Robertem Lewandowskim. Podczas rozmowy w Foot Trucku, Łukasz Wiśniowski przytoczył słowa Sławomira Peszki z premiery filmu „Kuba”.

 

Według doniesień dziennikarza Eleven Sports „Peszkin” miał powiedzieć, że w produkcji konflikt Błaszczykowskiego z Lewandowskim został „wygładzony”. Na tę reakcję na premierę zareagował główny bohater filmu.

 

– Myślę, że to nie jest wygładzone w sensie takim, że my chcieliśmy, żeby coś ukrywać. Absolutnie nie. Bardziej jest to, że powstało dużo różnych historii, że my się biliśmy czy szarpanie – powiedział Kuba Błaszczykowski.

– Tak jak było powiedziane w filmie, było dużo drobnych rzeczy, które złożyły się na jedną całość. Ani ja, ani Robert, ani Łukasz nie wiedziała, co dana osoba z nas powie. W sumie to, co wyszło na końcu, to wszyscy mówiliśmy to samo. To pokazuje, jak my się zmieniliśmy przez pryzmat czasu – dodał były kapitan reprezentacji Polski.

– Myślę, że drobne rzeczy, które miały miejsce wtedy i które nas poróżniły i ten dystans się powiększał, że drogi się rozchodziły. Wiedząc o tym, że nie gram już w piłkę, musiało trochę czasu upłynąć, abyśmy to zrozumieli. Teraz każdy z nas zupełnie inaczej już na to patrzy, a wtedy mieliśmy za duże ego, żeby załatwić to w odpowiedni sposób – stwierdził.

– Druga rzecz jest taka, że to, że nie kumplowaliśmy się poza boiskiem, nie przekładało się na grę. Myślę, że to jest najważniejsze w tym wszystkim. Tak do tego podchodzę – podsumował.

Źródło: Foot Truck

Piłkarz ŁKSu dyskutował z sędzią. Argument? Gra w Lidze Mistrzów, w której… nie zagrał

Internet obiegły obrazki z kolejnego odcinku serialu „Sędziowie”. Tym razem bohaterem był Daniel Stefański, z którego decyzją o żółtej kartce nie zgadzał się Kay Tejan, piłkarz ŁKSu Łódź. Argumentem napastnika było co ciekawe to, że… grał w Lidze Mistrzów i tam było inaczej. 




We wrześniu minionego roku ŁKS zremisował z Jagiellonią Białystok 2-2. Dla beniaminka gole strzelali wtedy Kay Tejan oraz Dani Ramirez, zaś dla ekipy z Podlasia – dwukrotnie Afimico Pululu.

W Lidze Mistrzów było inaczej

Angolczyk pierwszego gola w tamtym meczu zdobył jeszcze przed przerwą, wykorzystując rzut karny podyktowany przez Daniela Stefańskiego. W najnowszym odcinku serialu „Sędziowie” poznaliśmy kulisty tamtej sytuacji. Okazuje się, że z decyzja arbitra nie zgadzał się jeden ze strzelców goli dla ŁKSu – Kay Tejan.




Holender zaczął dyskutować z arbitrem. Za swój argument przeciwko „jedenastce” podał, że grał kiedyś w Lidze Mistrzów i tam nie byłoby odgwizdanego faulu za to przewinienie.




– Grałem w Lidze Mistrzów, popełniłem ten sam faul i to nie był rzut karny – mówił piłkarz ŁKSu. 




To jednak nie był koniec. Kilka chwil później Tejan nie zgadzał się również z żółtą kartką dla innego piłkarza swojej drużyny. Argument przeciwko? Ponownie doświadczenia ze swojej gry w Lidze Mistrzów. Warto jednak zaznaczyć, że… 27-latek nigdy nie zagrał w LM. Grał jedynie w eliminacjach do tych rozgrywek, jeszcze w Sheriffie Tyraspol.

Zabawne przejęzyczenie Kamila Kuzery. Wpadka trenera Korony [WIDEO]

Korona Kielce zremisowała u siebie z Legią Warszawa w niedzielnym meczu PKO BP Ekstraklasy. Podczas jednego z wywiadów trenera gospodarzy doszło do sporej wpadki. Kamil Kuzera pomylił nazwisko Artura Boruca… z „Bolcem”.

 

Wpadka trenera

 

Korona Kielce sensacyjnie zremisowała z Legią Warszawa w niedzielnym meczu polskiej ligi. Ekipa z województwa świętokrzyskiego ostatnią bramkę zdobyła w samej końcówce spotkania. Kamil Kuzera po meczu z pewnością mógł być zadowolony z wyniku 3:3 i zabrania punktów Wojskowym.

 

Podczas całego wydarzenia szkoleniowiec Korony Kielce udzielił kilku wywiadów. W rozmowie z dziennikarzem TVP Sport Kamil Kuzera wspominał mecz i swoją bramkę z 2003 roku. Naprzeciwko aktualnego trenera Korony stanął wówczas Artur Boruc. Szkoleniowiec podczas wywiadu powiedział jednak nieco inne nazwisko, co musiał później sprostować.

 

– Dziś rano przypomniałem sobie jedynego Pana gola strzelonego Legii, 2003 rok, pamięta Pan? – zapytał dziennikarz.

– Tak, przepiękny wolej. Tak, na bramce Artur Bolec, tak… Boruc, Bolec, przepraszam bardzo. Artur… przepraszam – odpowiedział Kamil Kuzera.

Źródło: TVP Sport

Kibice Legii zagrali na nosie UEFIE. Efektowna oprawa fanów Wojskowych [WIDEO]

 

Kibice Legii Warszawa zagrali na nosie UEFIE, prezentując kolejną oprawę uderzającą w międzynarodową federację piłkarską. Początkowo fani Wojskowych udawali skruszonych, przyznając im „wygraną”. Przed pierwszym gwizdkiem w niebo poleciały jednak fajerwerki, a na prostej trybunie pojawiła się oprawa.

 

Oprawa fanów Legii w dwóch aktach

 

Przed meczem na Żylecie pojawił się baner z napisem „This time you won, UEFA”, co oznacza „Tym razem wygrałaś, UEFA”. Przypomnijmy, że na tej trybunie podczas czwartkowego spotkania zasiadły dzieci.

 

 

Niedługo później fani Legii Warszawa zaskoczyli. Na prostej trybunie pojawił się napis „Surprise, motherf***ers”, co oznacza „Niespodzianka, sk***ysyny”. Napisowi towarzyszył ludzik LEGO ubrany w koszulkę z „eLką” na piersi, a w tle pojawiła się kartoniada z barwami wojskowych oraz fajerwerki.

W pierwszym spotkaniu norweskie Molde pokonało wicemistrzów Polski 3:2. Legia Warszawa po czwartkowym meczu w ramach 1/16 finału Ligi Konferencji zagra na wyjeździe w Ekstraklasie. Przeciwnikiem podopiecznych Kosty Runjaicia będzie Korona Kielce.

Źródło: Twitter

Media komentują sylwetkę Balotellego po powrocie do gry. „Piłkarz-amator” [WIDEO]

Mario Balotelli wrócił do składu Adany Demirspor po długiej kontuzji. Sylwetka włoskiego napastnika uległa sporej zmianie, co uwieczniły kamery.

 

Powrót Włocha do Adany

 

Mario Balotelli zmienił w ubiegłym roku szwajcarski FC Sion na turecką Adanę Damirspor. Niedługo po dołączeniu do klubu doznał jednak kontuzji. Włoch od listopada nie zagrał żadnego spotkania. Do składu wrócił dopiero na początku lutego.

 

Włoski napastnik spędził 45 minut w meczu z Kasimpasą. Były piłkarz Manchesteru City i Milanu wpisał się nawet na listę strzelców. Mecz później zagrał z Alanyasporem przez 59 minut. W trakcie meczu kamery uchwyciły jego sylwetkę, która była komentowana w tureckich mediach.

 

– Brzuch wyłania się spod koszuli. Ta niemal pęka na jego ciele. Ruchy Balotellego nie przypominają profesjonalnego piłkarza, a raczej piłkarza-amatora. To dziś znaki rozpoznawcze legendarnego napastnika, który wydaje się być bliski zakończenia kariery – czytamy na portalu „kurir.rs”.

Źródło: kurir.rs, meczyki.pl

Kibice ŁKS-u rozczarowani porażką w derbach. Po meczu zażądali koszulek od piłkarzy

ŁKS przegrał z Widzewem w derbach Łodzi. Porażka nie spodobała się kibicom ŁKS-u, którzy po meczu zażądali od swoich zawodników koszulek.




W niedzielę miały miejsce derby Łodzi. ŁKS podejmował na swoim stadionie Widzew. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem Widzewa 2:0. Bramki zdobyli Jordi Sanchez i Fabio Nunes.




Derbowe mecze to wielka sprawa dla kibiców każdego klubu na świebie. Po meczu jedni się cieszą, drudzy wręcz przeciwnie. Porażka w derbach pozostawia ogromny niesmak u kibiców poległej drużyny. Nie inaczej jest przy okazji derbów Łodzi. Jak widzimy w mediach, część kibiców ŁKS-u opuścił stadion jeszcze przed zakończeniem wczorajszego meczu.




Po meczu kibice ŁKS-u mieli domagać się od swoich zawodników koszulek meczowych. Taką informację można przeczytać w mediach społecznościowych. I faktycznie na nagraniach widać, jak część zawodników oddaje swój strój.




Bologna pomogła żonie zmarłego Mihajlovicia. „Był to dla mnie niezwykły gest”

Arianna Mihajlović potwierdziła, że Bologna wypłaciła pensję należną Sinišy Mihajloviciowi po jego śmierci. Wdowa jest wdzięczna włoskiemu klubowi za pomoc po tym, jak zmarł jej mąż.

 

Wspaniały gest

16 grudnia 2022 roku Siniša Mihajlović odszedł z tego świata. Serbski trener od dawna zmagał się z białaczką. Trzy miesiące przed śmiercią zwolniono go z Bologny. Mimo to zarząd klubu zobowiązał się do wypłaty pensji za jednostronne zerwanie umowy.

 

Jego kontrakt miał obowiązywać do 30 czerwca 2023 roku. Klub w świetle prawa po śmierci mógł zaprzestać wypłaty. Tak jednak nie zrobił, o czym w rozmowie z „Il Messaggero” poinformowała Arianna Mihajlović.

 

– Siniša nie spodziewał się tego (zwolnienia). Nie zareagował dobrze. Nigdy nie chciał rezygnować, walczył do końca, lecz Bologna dokonała innego wyboru. Nie mnie to oceniać. Klub wypłacił należną mu pensję do końca obowiązywania umowy. Był to dla mnie niezwykły gest, dający mi większą pewność siebie w czasie dezorientacji – powiedziała wdowa po chorwackim szkoleniowcu.

 

Mihajlović uchodzi za legendę ligi włoskiej. W Serie A rozegrał ponad 300 spotkań. Bronił barw Romy, Lazio, Interu i Sampdorii. Po karierze został szkoleniowcem. Jako trener prowadził m.in. Fiorentinę, reprezentację Serbii, Sporting CP czy AC Milan.

Źródło: Il Messaggero