10 największych transferowych niewypałów polskich klubów ostatnich lat.

Mieli zostać gwiazdami ekstraklasy, a wyszło jak zawsze. Przychodzili ze statusem „gwiazdy”, a odchodzili w cieniu swoich kolegów z drużyny. Przedstawiamy 10 największych transferowych wtop polskich klubów. Kolejność losowa.

1. Eduardo da Silva (Legia Warszawa)

Ojj cóż to był za transfer, nie zapomnimy go nigdy. Przywędrował do Polski wraz z początkiem 2018 roku. Pomimo 35 lat na karku, wciąż wiązano z nim ogromne nadzieje. CV bowiem miał znakomite, zaliczył niekrótkie przygody w Arsenalu i Szachtarze. W reprezentacji kraju zaliczył 62 występy, w których zdobył 29 bramek. Jak na ekstraklasowe warunki piłkarz znakomity. Drugim Igorem Angulo, który wciąż ładuje bramki pomimo skończonych 36 lat, to on nie został. Niech przemówią liczby – 14 meczów, 0 bramek. Dziękujemy, lecimy do kolejnego punktu.

2. Thomas Necid (Legia Warszawa)

Nie cofamy się daleko do przeszłości, ponieważ czeski piłkarz zawitał na Łazienkowskiej w styczniu 2017 roku. Do Polski przybył na zasadzie wypożyczenia z Bursasporu. W Legii miał zastąpić Nemanję Nikolicia, który odszedł podczas tego samego okienka do MLS. Jakie statystyki zaliczył Necid w polskiej ekstraklasie? Nie miał on zbyt wielu okazji do gry z powodu przewlekłych urazów. Na boisku pojawił się 8 razy, zdobył 1 bramkę, a także raz zaliczył asystę. Szału nie ma, d**y nie urywa.

3. Denis Thomalla (Lech Poznań)

Ahh, ile to powstało memów o niemieckim napastniku? W Poznaniu zasłynął głównie z tego, że systematycznie marnował tzw. „setki”. Zacznijmy od tego, że ten transfer można w jakiś sposób uzasadnić. Niemiec trafił do Polski w wieku 23 lat, a sezon prędzej zdobył 10 bramek i zaliczył 7 asyst w 29 spotkaniach ligi austriackiej, co jakby nie patrzeć jest solidnym wynikiem. W Polsce nie było już tak kolorowo. Na Bułgarskiej spędził pół roku, w 27 spotkaniach strzelił zaledwie 2 gole.

4. Hildeberto (Legia Warszawa)

Do Legii przychodził jako perspektywiczny prawy obrońca wywodzący się z akademii Benfici. W wieku 21 lat miał już za sobą 22 występy na poziomie Championship. Jakby dołożyć do tego stosunkowo niedużą kwotę zakupu przez warszawski klub (100 000$), to mogło się wydawać, że Legia zrobi na nim niezły interes. Jak wiemy, tak się nie stało. Portugalczyk przez większość czasu zmagał się z nadwagą, przez co Legia po zaledwie 6 miesiącach wypożyczyła go do Northampton. Po powrocie z wypożyczenia został sprzedany do rodzimej Vitorii Setubal.

5. Mikel Arruabarrena (Legia Warszawa)

Tym razem cofnijmy się kilkanaście lat wstecz. Rok 2008. Legia rezygnuje z pozyskania Roberta Lewandowskiego. Na Łazienkowską trafia hiszpański napastnik Mikel Arruabarrena. Z czym teraz możemy kojarzyć ten ruch transferowy? Z pewnym cytatem. „Możesz sprzedawać Lewandowskiego, mamy Arruabarrenę”. A jak faktycznie potoczyły się losy Hiszpana w Legii? Pół roku w Polsce, 15 meczów, 1 gol.

6. Freddy Adu (Sandecja Nowy Sącz)

„Następca Pelego„. Tak został nazwany głównie dzięki rozgłosowi na początku swojej kariery. Potem z każdym rokiem było coraz gorzej. Z czego zasłynął na polskich boiskach? Tak właściwie z niczego, ponieważ … oblał testy w Sandecji.

7. Valeri Qazaishvili (Legia Warszawa)

Do ekstraklasy przyszedł w wieku 23 lat. Mimo dość młodego wieku miał już za sobą ponad 100 spotkań w Eredivisie! W Legii Warszawa spędził 1 sezon w ramach wypożyczenia z Vitesse. W barwach warszawskiego klubu zdobył 1 bramkę oraz dołożył do tego 2 asysty. Wszystko to w 16 meczach. Obecnie Gruzin kontynuuje karierę w Stanach Zjednoczonych.

8. FABIAN SERRARENS (Arka Gdynia)

Tym razem piłkarz, a raczej kopacz, który jakimś cudem do tej pory pobiera pensje z kasy polskiego klubu. Przyszedł do Polski jako doświadczony holenderski napastnik, z doświadczeniem w postaci ponad 200 występów na poziomie pierwszej oraz drugiej ligi w Holandii. Gość z takim bagażem doświadczeń powinien zagwarantować takiej drużynie jak Arka co najmniej 7-8 bramek na sezon. Spytacie, jak jest w rzeczywistości? 15 rozegranych gier, 0 bramek. No coś poszło nie tak.

9. Michał Masłowski (Legia Warszawa)

Do Legii przychodził po niesamowicie udanym sezonie w barwach bydgoskiego Zawiszy. Do kasy Zawiszy wpłynęła za ten transfer nie mała suma – 800 000 €, co jak na polskie warunki było kwotą wysoką, ale uzasadnioną. W barwach Legii rozegrał 34 mecze, w których zdobył zaledwie 1 bramkę i nie zaliczył żadnej asysty. W międzyczasie był wypożyczany do Piasta Gliwice, jednak nawet tam nie zdołał powrócić do szczytu swojej formy. Od września 2017 roku kontynuuje grę dla chorwackiej drużyny HNK Gorica.

10. Nicki Bille Nielsen

Duńczyk w Polsce zostanie zapamiętany głównie za swoje akcje pozaboiskowe. Lech zapłacił za Duńczyka 400 000 euro, a w ekstraklasie zdobył 4 bramki. Jak łatwo policzyć, 1 bramka kosztowała 100 000 euro… W styczniu 2018 roku odszedł do greckiego Panioniosu.

W kwietniu 2019 roku został skazany na 4 miesiące więzienia. Rok wcześniej w pazdzierniku napadł na kolarza z bronią w ręku. A to nie wszystko. O wszystkich tych akcjach było w Polsce zdecydowanie głośniej, aniżeli o jego występach w barwach Lecha.

 

 

Lewandowski najlepszym zawodnikiem obecnego sezonu Bundesligi! Czy Polak wygra ranking „Kickera”?

Robert Lewandowski jak co roku prezentuje znakomitą formę na niemieckich boiskach. Dobre występy przekładają się na noty wystawiane przez „Kicker”. Czy Polak wygra końcową klasyfikację?

Przypomnijmy, dziennikarze „Kickera” w każdej kolejce wystawiają noty piłkarzom w skali 1-6. Gdzie 6, to występ poniżej wszelkiej krytyki, a 1 oznacza Klasę Światową. Czyli im niższa nota, tym lepiej. Gdy wyliczymy średnią ze wszystkich dotychczasowych not, to na prowadzeniu znajdzie się Robert Lewandowski!

Lewandowski obecnym sezonie Bundesligi wystąpił w 25 spotkaniach Bundesligi, w których zdobył 27 bramek i dorzucił 3 asysty. Znakomite liczby na boisku mają przełożenie na noty wystawiane przez niemieckich ekspertów. Przy nazwisku Polaka widnieje, póki co średnia not w wysokości 2.44, co gwarantuje mu bezpieczną przewagę. Póki co, na drugim miejscu znajduje się Lukas Hradecky (2.69). Najniższy stopień podium okupuje Yann Sommer z Borussi  Moenchengladbach (2.79). Kolejny z Polaków – Rafał Gikiewicz – znajduje się na 18. pozycji z notą 2.98. Najlepszą drużyną według not jest RB Lipsk ze średnią ocen 3.12.

https://twitter.com/GoalGoalGoal_/status/1264476772571254784

Gdyby Lewandowskiemu udało się wygrać powyższą klasyfikację, to byłaby to jego pierwsza taka nagroda w historii. Co więcej, byłby pierwszym Polakiem, który tego dokonał. Do końca sezonu 7 kolejek, Robert walczy nie tylko wygranie tej klasyfikacji, ale także o zwycięstwo w klasyfikacji strzelców. Tam również, póki co, jest najlepszy.

W ostatnim czasie krążyła również ciekawa statystyka, która mówi o ilości bramek na przestrzeni ostatnich 5 lat. Kto miał ich najwięcej w Europie? Ronaldo? Nieee. Messi? Bliżej, ale wciąż nie on. Lewandowski? Ojj tak. W ostatnich 5 sezonach zdobył 241 bramek, gdy Messi i Ronaldo zdobyli kolejno 233 i 231 bramek.

https://twitter.com/Bayern_mania/status/1264271333673840645

 

Esportowiec popularniejszy od sportowca? Błaszczykowski przegrywa plebiscyt na Ulubionego Sportowca!

Jak mawiał klasyk „A co to się stanęło”? Od wczoraj sami zadajemy sobie to pytanie. Fani esportu w Polsce pokazali swoją siłę i dzięki nim, Puki Style wygrał plebiscyt na najpopularniejszego sportowca w Polsce organizowanego przez TVP.

Zabawa organizowana przez TVP polegała na wyłonieniu najpopularniejszego sportowca w Polsce. Początkowa faza plebiscytu polegała na zebraniu 16 nazwisk, które znajdują się w orbicie zainteresowań polskich fanów. 16 sportowców, a wśród nich 1 esportowiec, zostało podzielonych na 4 grupy.  Codziennie były przeprowadzone głosowania mające na celu wyłonienie półfinalistów.

Już na samym starcie nazwiska były potężne. Pudzianowski, Małysz, Lewandowski, Gollob, Stoch i … Zygmunciak. Spytacie kto to ten ostatni? Łukasz Zygmunciak, szerzej znany jako „Puki Style” jest profesjonalnym graczem League Of Legends. W ostatnim czasie zyskał ogromną popularność głównie dzięki udanemu występowi w turnieju EU Masters.

Wracając do samego plebiscytu. Puki Style zwyciężył w grupie A, a tym samym awansował do półfinału, w którym zmierzył się z Robertem Lewandowskim. Wiele osób myślało, że to już koniec przygody Zygmunciaka z tym turniejem. Nic bardziej mylnego! W starciu z Lewandowskim zebrał 82% głosów (!), tym samym nie pozostawił złudzeń najlepszemu polskiego piłkarzowi.

Nadszedł czas finału, Puki Style vs Jakub Błaszczykowski. Podobnie jak wcześniej, tak i teraz zwyciężył Puki Style, który wygrał stosunkiem 65%-35% głosów. Warto wspomnieć, że profesjonalnego gracza LOL podczas tego plebiscytu wspierał choćby Mateusz Klich. Podczas prowadzenia konkursu pojawiło się również wiele nieprzychylnych opinii nt. wyników, jak i samego esportu. Jak widać, wygrana esportu nad sportem czasami budzi zazdrość…

Koniec Piątka w Hercie? Nowy trener nie widzi dla Polaka miejsca w składzie

Czy to koniec przygody Krzysztofa Piątka z Herthą Berlin? Po tym, jak na stanowisku pierwszego trenera doszło do zmiany, sytuacja Polaka uległa osłabieniu. Nowy trener Herthy Bruno Labbadia nie widzi miejsca w składzie dla Polaka.

Wraz z początkiem roku nadzieje w Hercie był ogromne. Nowy trener w postaci Jurgen Klinsmanna. Nowy inwestor, a wraz z nim ogromna suma pieniędzy. Dokonano również ciekawych transferów. Do Berlina przybyli m.in. Piątek oraz Cunha. Zapowiedzi władz klubu był zdecydowanie przesadzone. Jak zapowiadali, Hertha miała stać się nową futbolową potęgą. A dalszą część bajki już znacie…

Myśleliśmy, że sytuacja Piątka przed przerwaniem rozgrywek była przeciętna. 8 meczów, 2 bramki. Jak to mawiał klasyk „No tak średnio bym powiedział”. Gdy dorzucimy do tego wyniki notowane przez Herthę, to wyjdzie nam jeszcze większa masakra. Choć wtedy był jeden pozytyw – Polak miał miejsce w pierwszym składzie. Naszła przerwa w rozgrywkach, a w międzyczasie dokonano zmiany trenera, Klinsmanna zastąpił Labbadia i w ten sposób Polak stracił pozycję w pierwszym składzie.

W pierwszym meczu po przerwie Piątek wszedł z ławki na 11 minut spotkania, w których nie zaprezentował nic nadzwyczajnego. Polak rozpoczął mecz na ławce po raz pierwszy od czasu debiutu w Hercie. Do tego znakomitą dyspozycję zaprezentował Ibisević, który zdobył bramkę i zebrał świetne recenzje w mediach. Niemiecki „BILD” wystawił mu notę „2” co oznacza bardzo dobry występ. Jeśli nowy szkoleniowiec Herthy pójdzie wraz z zasadą, że zwycięskiego składu się nie zmienia, to na próżno będzie szukać nazwiska Polaka w wyjściowej „11”. Po ostatnim meczu Labbadia oceniając występ graczy z ofensywy, nie wspomniał nic o Piątku.

– Widać było, że bardzo chciał, włączał się do akcji, był aktywny, szukał gry. Z drugiej strony Vedad Ibisević, który wyszedł w pierwszym składzie, zagrał świetny mecz, więc Piątkowi trudno będzie z nim wygrać – skomentował Andrzej Juskowiak

 

fot. Hertha BSC

 

Kibic Liverpoolu przeprowadził własną fetę mistrzowską! [WIDEO]

Umówmy się, jeśli tylko sezon zostanie rozegrany do końca, to mistrzem zostanie Liverpool. Jednak, by do tego doszło, rozgrywki muszą zostać wznowione, a wszystkie mecze muszą być rozegrane. Tak więc Liverpool jest jeszcze daleki od mistrzostwa. Mimo to, jeden z kibiców postanowił przeprowadzić przedwczesną fetę mistrzowską!

Sytuacja w kolejnych ligach krajowych zmienia się jak w kalejdoskopie. Niemcy właśnie wznowili rozgrywki Bundesligi, podczas gdy liga holenderska, czy francuska definitywnie zakończyły sezon. W Anglii fanatycy Liverpoolu modlą się o powrót rozgrywek i przypieczętowanie mistrzostwa. Po drugiej stronie barykady znajdują się kibice ich odwiecznych rywali z Manchesteru, którzy tylko śnią o tym, aby sezon nie został wznowiony, a mistrzostwo nie zostało przyznane.

Jeden z fanów The Reds – tajski biznesmen o nazwisku, które ciężko, chociażby przepisać (Kongkiat Inthraseesangwon) kupił ciężarówkę, a następnie przemalował ją w barwy i logo klubu z Liverpoolu po to, by świętować mistrzostwo w jednym z tajskich miast. Planował dokonać tego na wcześniej, lecz przez pandemię koronawirusa musiał z tego zrezygnować. Teraz miarka się przebrała. Tajski biznesmen widocznie znudził się oczekiwaniem na mistrzostwo, więc postanowił przedwcześnie świętować trium jego ulubieńców. Cała operacja związana z kupnem oraz modernizacją ciężarówki kosztowała go skromne 250 000$.

„Planowałem zaprezentować ciężarówkę z innymi kibicami w czasie, kiedy zawodnicy Liverpoolu wznosiliby trofeum. Z powodu pandemii liga została przerwana, więc postanowiłem zrobić obchód z wyprzedzeniem. Myślę, że te pieniądze zostały właściwie wydane. Zwycięstwo w rozgrywkach byłoby pierwszym triumfem od 30 lat. Fani zasługują na celebrację!” – W taki sposób o swoim sposobie na świętowanie wypowiedział się sam zainteresowany.

 

 

pzpn

Koniec konfliktu na linii Hutnik – Motor! Oba kluby z awansem do drugiej ligi

Dywagacje na temat awansu do drugiej ligi właśnie dobiegły końca. Kilka dni temu z awansu cieszył się Motor Lublin, a dziś PZPN zadecydował o awansie do drugiej ligi obu klubów.

Sytuacja w 3. lidze była nad wyraz ciekawa, ale również trudna do zadecydowania o tym, komu należy się awans do wyższej klasy rozgrywkowej. W czasie wstrzymania rozgrywek po 19. kolejkach oba kluby uzbierały 36 punktów. Wówczas na pierwszym miejscu plasował się Hutnik, który zwyciężył w jedynym rozegranym bezpośrednim starciu. Przed kilkoma dniami Lubelski Związek Piłki Nożnej, który jest odpowiedzialny za przeprowadzenie rozgrywek na tym poziomie rozgrywek, zadecydował o przyznaniu awansu Motorowi, który zanotował lepszy bilans bramkowy.

Wokół decyzji zebrało się wiele negatywnych opinii. Z tego powodu w sprawę zaingerował PZPN ze Zbigniewem Bońkiem na czele. Decyzja PZPN-u jest jasna i czytelna – zarówno Motor Lublin, jak i Hutnik Kraków otrzymały promocję do wyższej klasy rozgrywkowej. Wilk syty i owca cała – oba kluby zobaczymy w sezonie 2020/2021 w rozgrywkach drugiej ligi.

Myślę, że dzięki tej decyzji zwyciężył przede wszystkim sport i zdrowy rozsądek. Absolutnie nie chcę włączać się w dyskusję i interpretację przepisów Lubelskiego Związku Piłki Nożnej, który autonomicznie prowadził rozgrywki w grupie IV, III ligi piłkarskiej. Mam nadzieję, że przyjęte rozwiązanie zadowoli wszystkich zainteresowanych, a Motor Lublin i Hutnik Kraków pomyślnie przejdą proces licencyjny i swą obecnością oraz klasą sportową wzmocnią drugoligowe zmagania – tak decyzję skomentował Zbigniew Boniek

Również ciekawa sytuacja miała miejsca w 1. grupie tego samego szczebla rozgrywek. Z owej grupy awans został przyznany Sokołowi Ostróda, który z zaledwie jednym punktem przewagi wyprzedził rezerwy warszawskiej Legii. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że oba zespoły miały zaległy mecz do rozegrania. W przypadku zwycięstwa rezerw Legii awans przypadł by właśnie im.

W zeszłą niedzielę apel o rozegranie zaległego meczu złożyła Legia Warszawa. Pełna treść listu w odnośniku poniżej.

fot. PZPN

Jak będzie wyglądała piłka w Hiszpanii po przerwie? Znamy pierwsze zasady!

W miniony weekend wróciła pierwsza liga z TOP 5 – Bundesliga. Zanim dołączą do niej kolejne ligi, przyjdzie nam jeszcze poczekać. A kiedy wróci liga hiszpańska?

Liga hiszpańska została przerwana 12 marca z uwagi na pandemię koronawirusa, a ostatni mecz został rozegrany 10 marca. Obecnie nie jest znana dokładna data powrotu rozgrywek. Spekuluje się, by sezon wznowić w połowie czerwca, natomiast rozgrywki zakończyłyby się pod koniec lipca. Mimo że nie jest jeszcze znana oficjalna data powrotu, to w tamtejszych mediach pojawiają się pierwsze plany, zasady oraz obostrzenia, jakie miałyby obowiązywać po powrocie futbolu. Przypomnijmy, wczoraj wszystkie kluby rozpoczęły treningi grupowe.

Jak podaje hiszpański „AS”: Mecze LaLigi będą się odbywać we wszystkie dni tygodnia. Jest również jedno obostrzenie, każda drużyna będzie musiała mieć co najmniej 72 godziny przerwy pomiędzy spotkaniami. Dodatkowo w niektórych regionach Hiszpanii niektóre pojedynki mogą zaczynać się nawet o godzinie 23:00.

Do końca sezonu w Hiszpanii pozostało 11 kolejek. Na moment wstrzymania rozgrywek, fotel lidera należał do FC Barcelony, która posiadała zaledwie 2 punkty przewagi nad Realem Madryt. Na dnie tabeli niespodziewanie znajduje się Espanyol, który traci do bezpiecznej strefy 6 punktów.