Nie będzie kolejnego Polaka w Premier League? Beniaminek zmienił plany w stosunku do kadrowicza

Kamil Grabara był do niedawna łączony z transferem do Burnley, które wywalczyło awans do Premier League. Wiele wskazuje jednak na to, że z takiej transakcji nic nie wyjdzie. Na liście życzeń „The Clarets” wyżej znajdować ma się inny bramkarz. 

Burnley w przyszłym sezonie Premier League będzie jednym z beniaminków. Ekipa Vincenta Kompany’ego wywalczyła awans w Championship w niezłym stylu. Na koniec sezonu w ligowej tabeli mieli aż 10 punktów przewagi nad drugim Sheffield United.

„Nie” dla Polaka?

Niebawem czeka ich jednak dużo trudniejsze zadanie, jakim będzie utrzymanie się na najwyższym poziomie rozgrywkowym. W tym celu Burnley musi dokonać kilku wzmocnień. Jedną z pozycji, na którą szukani są nowi piłkarze jest pozycja bramkarza. Po sezonie 2022/23 z klubu odszedł bowiem Arijanet Muric, który był wypożyczony z Manchesteru City.

Jakiś czas temu w mediach pojawiły się informacje o liście życzeń, którą sporządziły władze Burnley. Na jej szczycie miał być między innymi Kamil Grabara, który świetnie radzi sobie w FC Kopenhaga i wkrótce powinien odejść do silniejszej ligi. Na ten moment jednak Polak prawdopodobnie będzie musiał obejść się smakiem.

Według Jacka Gaughana, dziennikarza z Anglii, Burnley ma niebawem ściągnąć nowego golkipera. Na dniach sfinalizowana ma zostać transakcja wykupienia Jamesa Trafforda z Manchesteru City. Miniony sezon 20-latek spędził w League One, gdzie zbierał sporo pochwał. W 45 meczach Boltonu aż 22 razy zachował czyste konto.

Zaskakujący transfer polskiego piłkarza? Trwają rozmowy z egzotycznym klubem

Według portalu meczyki.pl piłkarz Lechii Gdańsk może się wkrótce zdecydować na egzotyczny transfer. W grę ma wchodzić klub z… Indonezji. 

Lechię wkrótce czeka duża przebudowa. Gdańszczanie w zeszłym sezonie spadli z Ekstraklasy, co pociągnie za sobą kolejne konsekwencje. Z drużyny odeszli już Flavio Paixao czy Łukasz Zwoliński, ale to dopiero początek zmian.

Egzotyczny transfer

Wkrótce Gdańsk ma także opuścić Maciej Gajos, którym interesować ma się Persija Dżakarta. Informację te podały jakiś czas temu indonezyjskie media, a dziś udało się je potwierdzić portalowi meczyki.pl.

– To prawda, że trwają zaawansowane rozmowy ws. pozyskania przez Persiję Dżakartę piłkarza Lechii Gdańsk, Macieja Gajosa. Według osób w klubie szanse wynoszą więcej niż 90% – napisał na Twitterze Tomasz Włodarczyk.

Jeśli wychowanek Rakowa Częstochowa zdecyduje się na ten egzotyczny transfer, to będzie to jego pierwszy zagraniczny transfer. Dotychczasową karierę Gajos w całości spędził w Polsce. W 2012 roku trafił do Jagiellonii, a stamtąd – do Lecha Poznań. Od 2019 roku występuje w Lechii Gdańsk.

Ibrahimović nienawidził tego piłkarza. Były kolega Szweda zdradził, z kim miał najbardziej na pieńku

Zlatan Ibrahimović nie należał do najbardziej potulnych piłkarzy. W trakcie swojej kariery nie zawsze dogadywał się więc ze swoimi klubowymi kolegami. Michael Ciani, z którym Szwed dzielił szatnię w LA Galaxy zdradził, z którym zawodnikiem miał szczególnie na pieńku. 

„Ibra” niedawno skończył swoją bogatą piłkarską karierę. Były napastnik przez wiele lat przygody z piłką miał okazję grać dla rozmaitych klubów. W CV ma między innymi FC Barcelonę, AC Milan, Inter Mediolan, Juventus, PSG czy LA Galaxy.

„Kompletnie się nie dogadywali”

To właśnie były zawodnik tego ostatniego klubu zdradził ciekawostkę na temat Szweda. Michael Ciani, bo o nim mowa, wskazał piłkarza, z którym Ibrahimović miał najbardziej nie po drodze.

– Zlatan w trakcie kariery nienawidził trzech lub czterech osób i jedną z nich był Cavani. Kompletnie się z nim nie dogadywał. Jeśli miałeś dobre relacje z Cavanim, to Ibra tego nie lubił. Albo jesteś z nim, albo przeciwko niemu – przyznał w rozmowie z „RMC Sport”. 

Ibrahimović i Cavani grali razem w PSG w latach 2013-2016. Pierwszy w klubie zjawił się Szwed, który rozstał się z nim właśnie w 2016 roku. Cavani zjawił się rok po „Ibrze” i został w nim aż do 2020 roku.

Choć żaden z nich nie poprowadził paryżan do triumfu w Lidze Mistrzów, to obaj zapisali się w historii PSG na dobre. Ibrahimović strzelił dla niego 156 goli i zanotował 61 asyst w 180 występach. Cavani rozegrał natomiast 310 meczów, w których strzelił 200 goli i dołożył 43 ostatnie podania.

Gundogan zdradził powody transferu do Barcelony. Mówił między innymi o Lewandowskim

FC Barcelona potwierdziła transfer Ilkaya Gundogana. Niemiec przyznał w mediach, dlaczego zdecydował się akurat na transfer do Blaugrany. 

Gundogan w ostatnim sezonie był ważnym zawodnikiem Manchesteru City, z którym sięgnął po potrójną koronę. Przez długi czas nie wiadome było, czy zdecyduje się na zmianę klubu. Finalnie postanowił odejść do FC Barcelony, choć o jego pozostanie zabiegał między innymi sam Pep Guardiola.

Czemu akurat Katalonia?

Gundogana łączono z wieloma kierunkami. Media spekulowały, choćby o Arsenalu czy klubach z Arabii Saudyjskiej. Sam piłkarz przyznał jednak, że nie myślał o żadnej innej drużynie, kiedy dostał ofertę od Barcelony. W rozmowie z „The Players’ Tribune” zdradził dokładne powody swojej decyzji.

– Jeśli miałem odejść, to jest tylko jeden klub na świecie, przy którym ma to sens. Była to FC Barcelona albo nic. Odkąd byłem małym dzieckiem, marzyłem o tym, aby któregoś dnia założyć tę koszulkę. Jestem przekonany, że zostało mi jeszcze kilka lat na najwyższym poziomie i chcę pomóc Barcelonie w powrocie tam, gdzie zasługuje – mówił Niemiec.

– To będzie ponowne spotkanie z moim starym przyjacielem, Robertem Lewandowskim. Jestem podekscytowany możliwością gry pod okiem innego trenera, którego podziwiam od dawna. Kiedy Xavi i ja rozmawialiśmy o projekcie, wydawało się to takie naturalne. Widzę wiele podobieństw między nami i tym, jak postrzegamy grę – dodał.

– Wiem, że w Barcelonie będzie duża presja. Ale ja kocham presję. Uwielbiam wychodzić ze swojej strefy komfortu. Nie szukałem łatwego lądowania, szukałem nowego wyzwania. O tym będzie następny rozdział. Nie mogę się doczekać gry w koszulce Barcelony – podsumował.

Mourinho wstawił się za Nicolą Zalewskim. Portugalczyk chce, aby 21-latek został w Romie

Nicola Zalewski najprawdopodobniej zostanie w AS Romie. Według włoskich mediów za reprezentantem Polski miał osobiście wstawić się Jose Mourinho.

W ostatnim czasie nad Zalewskim zebrało się sporo niewiadomych. 21-latek był łączony z przenosinami do Premier League w związku z problemami finansowymi Romy.

Osobista interwencja

Zalewski miał być jednym z piłkarzy, którzy latem odejdą z Rzymu, aby klub zmieścił się w wymogach Finansowego Fair Play. Zainteresowanie nim wykazywać miało między innymi Bournemouth, West Ham czy Nottingham Forest. Na razie do takiego transferu jednak raczej nie dojdzie.

„Corriere dello Sport” podaje, że Jose Mourinho miał osobiście wstawić się za Polakiem i stwierdzić, że wciąż chce z nim pracować. Zalewski rozpocznie więc letni okres przygotowawczy z resztą drużyny, ale będzie musiał utwierdzić Portugalczyka w przekonaniu, że mu się przyda.

W minionym sezonie wielokrotnie pokazał swoją przydatność. Mourinho w sumie postawił na młodego Polaka w 47 meczach. Ten odwzajemnił mu się dwoma golami i jedną asystą.

Wielki talent może zastąpić Michała Skórasia. Lech chce ściągnąć młodą gwiazdę Euro U21

Rumuńskie media wskazują potencjalnego następcę Michała Skórasia w Lechu Poznań. Piszą o piłkarzu z tamtejszej ligi. 

Polskie kluby powoli zbroją się przed nowym sezonem. Na razie z transferami zwleka jednak „Kolejorz”, który nie sprowadził żadnego nowego piłkarza. To może się wkrótce zmienić.

Nowe skrzydło

Lech potrzebuje wszak następcy Michała Skórasia. Młody reprezentant Polski opuścił Poznań i przeniósł się do belgijskiego Club Brugge. To właśnie jego zastępca jest na razie najbardziej poszukiwany.

Media w Polsce wskazywały już kilku kandydatów. „TVP Sport” podawało między innymi nazwisko Rafikiego Saida. Meczyki.pl natomiast informowało z kolei o zainteresowaniu Elayisem Tavsanem.

Teraz nowe wieści przekazuje rumuński portal „Prosport”. Lech miał wziąć na celownik piłkarza Cluj, Claudiu Petrile. Młody Rumun dobrze pokazał się na trwających mistrzostwach Europy U21. Z „Kolejorzem” rywalizować ma o niego także portugalska Vitoria Guimaraes, a także Cadiz, które uchodzi za faworyta w kwestii tego transferu.

– Pensja zawodnika nie stanowi problemu. Kluby muszą po prostu dojść do porozumienia. Byłoby dobrze, gdyby zrobił kolejny krok tego lata – przekazał dla „Prosport” agent młodego piłkarza.

Zbigniew Boniek wrócił do kompromitacji z Mołdawią. Wskazał przyczyny wstydliwej porażki

Nie milkną echa ostatniej, kompromitującej porażki reprezentacji Polski. Ponownie do meczu z Mołdawią wrócił Zbigniew Boniek. Były prezes PZPN wskazał przyczyny klęski w Kiszyniowie. 

„Biało-Czerwoni” znacząco skomplikowali sobie sytuację w grupie eliminacyjnej Euro 2024. Podczas czerwcowego zgrupowania przegrali z Mołdawią i mają tylko trzy punkty po trzech spotkaniach. Oprócz kompromitującej porażki z Mołdawią, przegrali jeszcze z Czechami. Wygrali jedynie z Albanią.

Rozkojarzenie?

Zbigniew Boniek postanowił po kilku dniach wrócić do feralnego meczu w Kiszyniowie. Były prezes PZPN na łamach „Przeglądu Sportowego Onet” wskazał przyczyny beznadziejnej drugiej połowy w wykonaniu reprezentacji Polski. Za głównego winowajcę uważa ich rozkojarzenie.

– Przecież Jakub Kamiński z Sebastianem Szymańskim mieli akcję na 3:1. Ja nie wiem, jak Sebastian tego nie strzelił. Widzę kilka przyczyn porażki: samozadowolenie po wygranym meczu towarzyskim z Niemcami, pełna dominacja nad Mołdawią w pierwszej połowie, wysokie i – wydawało się – bezpieczne prowadzenie do przerwy. To spowodowało, że w szatni ci chłopcy byli już myślami na egzotycznych wakacjach. Jeszcze 45 minut i wolne – myśleli – stwierdził Boniek.

– Widać, że brakuje kogoś z charyzmą, która mogłaby oddziaływać na cały zespół, kiedy coś się nie układa. Ta porażka może mieć szalone konsekwencje dla dalszej sytuacji w grupie. Niebywałe. Ciężko mi było zebrać myśli – zaznaczył.

Boniek wrócił także do kompromitacji, która miała miejsce za czasów jego kadencji. Wówczas Polacy niespodziewanie przegrali 0-1 z Łotwą. Działacz uważa jednak, że klęski z Mołdawią nie da się porównać z jego wpadką.

– Łotwa pojechała wtedy na turniej, wygrywając baraż z Turcją, a w finałach zremisowała z Niemcami. To nie ta skala – Łotwa miała wówczas kilku niezłych piłkarzy. Jeśli już coś mi to przypomina, to raczej przegraną 0:1 z Armenią w Erywaniu za czasów Leo Beenhakkera. Ale wtedy awansowaliśmy do EURO 2008. Generalnie jednak tego, co wydarzyło się w Kiszyniowie, nie da się zestawić z niczym. Przecież my prowadziliśmy 2:0! W pełni dominowaliśmy i nagle wszystko pękło, rozsypało się. Popełniliśmy trzy błędy indywidualne – Piotr Zieliński, Tomasz Kędziora i Wojciech Szczęsny, które wykorzystali rywale. Czasem w piłce dzieją się rzeczy, które trudno racjonalnie wytłumaczyć. Czegoś takiego nie widziałem i nie pamiętam, żebyśmy przegrali z tak nisko notowanym zespołem, prowadząc 2:0 – przyznał.

– Sami skomplikowaliśmy sobie sytuację, ale w tej chwili to już nie jest mój problem. Oceniam jako osoba będąca z boku, która na wszystko patrzy ze spokojem. Brak mi słów do rozluźnienia i nonszalancji, które zobaczyłem w Mołdawii – podsumował.

Jakub Kiwior opowiedział o początkach w Arsenalu. „Byłem zaskoczony wszystkim”

Jakub Kiwior spędził ostatnie miesiące w Arsenalu, gdzie zyskiwał coraz większe zaufanie Mikela Artety. Na antenie meczyki.pl obrońca reprezentacji Polski wyznał, co najbardziej zaskoczyło go po transferze do Londynu. 

W styczniu 2023 roku Kiwior zdecydował się na opuszczenie Spezii. Polaka z Włoch wykupił Arsenal, w którym początkowo trudno było mu przebić się do składu i zbierać minuty na poziomie Premier League. Pod koniec sezonu Arteta zaufał jednak 23-latkowi, a ten odpłacił mu się kilkoma niezłymi występami. Łącznie uzbierał osiem meczów, w którym strzelił nawet debiutanckiego gola.

Był zaskoczony

Po pół roku spędzonym w Londynie Kiwior postanowił przybliżyć kibicom, jak wyglądało jego wdrażanie do drużyny. W rozmowie z portalem meczyki.pl nie ukrywał, że Arteta zaskoczył go swoimi pomysłami.

– Byłem zaskoczony wszystkim. Nie mówię już o treningach, ale też podejściem trenera Artety. Próbuje przygotować nas przed meczem nie gadaniem, a pomysłem. Zawsze nas czymś zaskoczy. Często przychodzimy do szatni i zastanawiamy się: ciekawe co teraz? – opowiedział Kiwior. 

– Przed wyjazdowym meczem z Manchesterem City mieliśmy odprawę w hotelu, a tam boisko rozrysowane na podłodze… tejpami. Do tego monitory. I mieliśmy się ustawiać adekwatnie do sytuacji. To mnie zaskoczyło, pierwszy raz się z czymś takim spotkałem, ale to było super. Wiedziałeś wszystko co i jak – kontynuował. 

– W drużynie panuje świetna atmosfera. Przed przyjściem nie wyobrażałem sobie aż takiej. Wszystko mnie w tym klubie zaskoczyło. Już nie mówię o szatni, ale otoczka, stadion… Jak się wychodzi na mecz, to jest coś pięknego – dodał.

– Byłem zaskoczony tym, ile kibiców jest na naszych meczach wyjazdowych. Zbierają się ci najwierniejsi. Zrobiło na mnie wrażenie to, że fani Arsenalu przekrzykują innych kibiców – podsumował.

Cała rozmowa:

Potencjalni rywale Legii, Lecha i Pogoni w eliminacjach Ligi Konferencji Europy

Tomasz Smokowski ostro po kompromitacji Polaków. „Ku*wica mnie bierze”

Tomasz Smokowski bardzo ostro podsumował kompromitację reprezentacji Polski w Kiszyniowie. Dziennikarz „Kanału Sportowego” nie bał się użyć mocnych słów. 

Reprezentacja Polski po trzech meczach eliminacji Euro 2024 zajmuje dopiero 4. miejsce. Do tej pory wygrała tylko z Albanią (1-0), ale zanotowała kompromitujące porażki z Czechami (1-3) i Mołdawią (2-3).

„Ku*wica mnie bierze”

Szczególnie kompromitująca okazała się wczorajsza porażka w Kiszyniowie. „Biało-Czerwoni” dali sobie wyrwać zwycięstwo, mimo prowadzenia 2-0. Tomasz Smokowski twierdzi, że wynik z Mołdawią będzie się jeszcze długo ciągnąć za kadrą Santosa.

– Jesteśmy świadkami jednej z największych kompromitacji sportowych w historii reprezentacji. Myślę, że to, co się stało dzisiaj, może przebić mecz Polska – Łotwa na stadionie przy Łazienkowskiej. To taka porażka, która się przykleiła do Zbigniewa Bońka i jest mu wypominana od kilkunastu lat – mówił na „Kanale Sportowym”.

– Francuzi mają takie powodzenie, które odnosi się do niewypełnienia obowiązków zawodowych. Jeśli taka rzecz się odbywa w klubie, to można zawodnika zwolnić. To dzisiaj… Mnie, wiem, że może nie powinienem, ale mnie straszna ku***ca bierze – grzmiał.

Dziennikarz odniósł się także do kuriozalnej sytuacji z drugiej połowy, kiedy Mołdawia strzeliła anulowanego gola. Zwrócił uwagę na  zachowania Damiana Szymańskiego.

– Ten gol… Nie było protestów, Szymański odwrócił głowę, bo wiedział, że zawalił, przegrał pozycję. Ja nie wiem, to było do puszczenia – zaznaczył.

Tak zachował się Szczęsny po kompromitacji z Mołdawią. Rzucił jedno zdanie do dziennikarzy

Wojciech Szczęsny nie chciał stanąć przed kamerami po fatalnym występie w meczu z Mołdawią. Zamiast tego rzucił w kierunku dziennikarzy jedno zdanie. 

Dramatycznie zakończył się trzeci mecz reprezentacji Polski w Kiszyniowie. Mimo prowadzenia 2-0 po pierwszej połowie Mołdawia zdołała po zmianie stron odwrócić losy meczu i wygrała finalnie 3-2. Kadrze Fernando Santosa nie pomogła postawa Wojciecha Szczęsnego. Bramkarz puścił trzy gole, przy których mógł zachować się zdecydowanie lepiej.

„Nic do powiedzenia”

Po kompromitacji tylko Piotr Zieliński i Jan Bednarek mieli odwagę stanąć przed dziennikarzami „TVP”. Pozostali piłkarze starali się przemknąć niezauważenie do szatni. W korytarzu redaktorom innych stacji udało się nawiązać krótkie rozmowy z Jakubem Kamiński, Jakubem Kiwiorem i Robertem Lewandowskim.

Skory do rozmowy nie był jednak Wojciech Szczęsny. Zamiast tego rzucił w kierunku dziennikarzy jedno, bardzo wymowne zdanie.

– Nie mam nic do powiedzenia po takim meczu – cytuje bramkarza kadry portal sport.pl.

Wspomniane źródło dodaje także, że piłkarz Juventusu był jednym z ostatnich, który wsiadł do autokaru kadry. Po nim do pojazdu weszli jeszcze tylko Arkadiusz Milik oraz Fernando Santos. Portugalczyk po meczu potrzebował ponoć jeszcze wypalenia papierosa w samotności.

Po trzech meczach eliminacji mistrzostw Europy „Biało-Czerwoni” mają tylko trzy punkty i zajmują dopiero 4. miejsce przed Wyspami Owczymi. W tabeli wyprzedza nas Mołdawia, Albania i Czechy.

Tomasz Hajto nie przebierał w słowach. Ostre słowa pod adresem kadry. Oberwało się szczególnie Zielińskiemu

Tomasz Hajto nie oszczędził reprezentacji Polski po kompromitującej porażce z Mołdawią (2-3). Przejechał się po całej kadrze. W szczególności oberwało się jednak formacji obronnej oraz Piotrowi Zielińskiemu. 

Wczoraj byliśmy świadkami sensacyjnej wpadki „Biało-Czerwonych”. Polska przegrała w Kiszyniowie 2-3, choć po pierwszej połowie bez problemu prowadzili dwoma golami. Była to zdecydowanie jedna z największych kompromitacji naszej reprezentacji w XXI wieku.

„To przekracza granice”

Ostrych słów pod adresem drużyny narodowej nie szczędził Tomasz Hajto. Były piłkarz przejechał się po całej drużynie. Za skandaliczną porażkę obwinia przede wszystkim linię defensywy.

– Fatalna postawa w obronie Bednarka, Kiwiora. To spotkanie pokazało, że potrafimy się bronić przeciwko lepszym drużynom. Tym razem trzeba było pokazać więcej charakteru – zaczął Hajto. 

Największym winowajcą zdaniem byłego reprezentanta Polski jest jednak Piotr Zieliński, którego strata doprowadziła do strzelenia gola kontaktowego przez Mołdawię. To na niego Hajto zrzucił główną winę za podłączenie rywali do tlenu.

– Strata Piotra Zielińskiego i jego postawa po starcie piłki była skandaliczna. Stracił piłkę i się zatrzymał i patrzył się co się dzieje. Zabrakło mi charakteru, zaangażowania, walki i determinacji. To co wyprawiał Piotr Zieliński, to przekracza wszelkie granice. To było wręcz nieprawdopodobne – grzmiał. 

– Mołdawianie wygrali charakterem. Nie chcę słuchać, że ktoś jest zmęczony i bez formy. Oglądałem Chorwatów, którzy są po ciężkim sezonie. Jeden z Realu Madryt, jeden z Interu grał finał Ligi Mistrzów. I ten wymiotował na boisku z bólu i zmęczenia, bo walczył za swój naród. W historii polskiej piłki aż taki blamaż jeszcze się nie zdarzył – podsumował, 

Legenda reprezentacji Polski z apelem do kadrowiczów. „Mam nadzieję, że tego nie zrobią”

Reprezentacja Polski zmierzy się z Mołdawią w eliminacjach Euro 2024. Włodzimierz Lubański zaapelował do kadrowiczów przed tym spotkaniem. Ma do nich jedną prośbę. 

„Biało-Czerwoni” rozegrali podczas czerwcowego zgrupowania na razie jedno spotkanie. W piątek zmierzyli się z Niemcami w meczu towarzyskim, który wygrali 1-0 po bramce Jakuba Kiwiora. We wtorek zagrają z kolei z Mołdawią, ale tym razem spotkanie będzie o punkty w eliminacjach do mistrzostwa Europy.

Apel do piłkarzy

Mecz z Niemcami, mimo zwycięstwa, nie był pokazem finezji „Biało-Czerwonych”. Włodzimierz Lubański zauważył jednak, że dobrze prezentowaliśmy się w obronie. Odbiło się to natomiast na kondycji formacji ofensywnej.

– Zdecydowanie lepiej prezentowaliśmy się w obronie, niż w ataku. Wciąż mamy problem z tym, co zrobić z piłką po jej odzyskaniu – stwierdził w rozmowie z „TVP Sport”. 

Lubański przed meczem z Mołdawią postanowił zaapelować do reprezentantów. Przestrzega przede wszystkim przed zlekceważeniem niżej notowanych rywali.

– To zespoły, które mają dobrych zawodników, a czasami patrzymy na nie z przymrużeniem oka. Zlekceważenie Mołdawii może skończyć się źle dla naszej reprezentacji. Mam nadzieję, że piłkarze tego nie zrobią – przyznał.

– To nie będzie łatwe spotkanie, a nasi piłkarze ponownie muszą stanowić zespół. Dobry występ jednego czy dwóch zawodników nic nam nie da, jeśli inni będą zawodzić. Wszyscy muszą prezentować odpowiedni poziom – dodał.

I faktycznie, zlekceważeniem Mołdawii może się źle skończyć. W Kiszyniowie przekonali się już o tym Czesi, którzy nie zdołali przywieźć do kraju trzech punktów i jedynie bezbramkowo zremisowali.

Zbigniew Boniek wróci do pracy klubowej?! AS Roma szykuje niespodziewaną ofertę

Niespodziewane informacje w sprawie Zbigniewa Bońka. Według włoskich mediów dla byłego prezesa PZPN szykowana jest oferta… z AS Romy. 

Boniek w dawnych latach grał w barwach rzymskiego klubu i nigdy nie ukrywał swojej sympatii w jego kierunku. Do tej pory często można zauważyć go na trybunach Stadio Olimpico.

Asystent Mourinho?

Zdaniem „Corriere dello Sport” Boniek miał się w ostatnim czasie znacząco zbliżyć do właścicieli Romy. Włoskie media uważają, że może to wkrótce zaowocować ofertą pracy dla byłego prezesa PZPN. 67-latek miałby ponoć zająć stanowisko menadżera, który utrzymywałby stałe kontakty z dyrektorem generalnym.

Naturalnie oznaczałoby to także współpracę z Jose Mourihno. Boniek pomagałby Portugalczykowi między innymi w kontaktach z mediami. Co ciekawe to sam szkoleniowiec nalegał na zatrudnienie kogoś na to stanowisko. Brany pod uwagę miał być również Francesco Totti.