Nagelsmann nie zostanie trenerem Bayernu. Lipsk żąda ogromnych pieniędzy

Kibice Bayernu wciąż nie wiedzą, kto poprowadzi ich klub w przyszłym sezonie. Hansi Flick zapowiedział już piłkarzom kilka dni temu, że planuje odejść z Monachium latem. Najwięcej w kontekście następcy szkoleniowca mówiło się o Julianie Nagelsmannie. Ta kandydatura jednak najprawdopodobniej odpada ze względów finansowych.

Choć przekazanie Bayernu pod wodzę Flicka okazało się strzałem w dziesiątkę, to niebawem jego kadencja może dobiec końca. Niemiec zadeklarował już, że chciałby się rozstać z klubem, zaś jego aktualni pracodawcy nie zamierzają mu tego utrudniać. Jest to w pewnym sensie również zasługa konfliktu trenera z Hasanem Salihamidziciem. Obaj mają inne spojrzenie na futbol, co przekłada się na wewnętrzne konflikty.

Idealny kandydat poza zasięgiem?

W obliczu odejścia Flicka latem Bayern zaczął się już rozglądać za jego następcą. Media w Niemczech najwięcej rozpisywały się o kandydaturze Juliana Nagelsmanna. Szkoleniowiec RB Lipsk mimo swojego młodego jak na trenera wieku posiada niebywały warsztat trenerski, co udowodnił już wiele razy. Już od kilku lat wróży mu się przyszłość za sterami Bayernu.

To jednak może się prędko nie zdarzyć, a przynajmniej nie od razu po odejściu Flicka. „Sky Germany” poinformowało, że Lipsk oczekuje za swojego trenera 20 mln euro. Jest to kwota, którą wpłacić musiałby klub chcący zatrudnić Nagelsmanna przed końcem jego kontraktu.

Ten z kolei jest ważny do 30 czerwca 2023 roku, co mocno koliduje z planami Bawarczyków. Na ten moment przejęcie Bayernu przez 33-latka wydaje się zatem niemożliwe.

 

Arkadiusz Milik na celowniku giganta! Hitowy transfer już najbliższego lata?

Arkadiusz Milik zostanie w Ligue, ale… i tak zmieni klub? „Tuttosport” informuje, że Polak zwrócił na siebie uwagę francuskiej potęgi i potentata tamtejszej ligi, a więc Paris Saint-Germain. 

Choć 27-latek aktualnie jest zawodnikiem Olympique Marsylii, to od dłuższego czasu mówi się o jego odejściu. Pierwsze informacje na ten temat pojawiły się krótko po przyjściu Milika do Francji. Włoskie media przebąkiwały kilkukrotnie o kolejnych zakusach ze strony Juventusu. To jednak niejedyny gigant, który chciałby wykupić Polaka z OM.

Gorące lato

Milik wzbudza bardzo duże zainteresowanie na rynku transferowym. Podczas ostatniego okienka transferowego do końca ważyły się jego dalsze losy. Wówczas zabiegał o niego wspomniany Juventus, ale i Atletico Madryt. Finalnie brak rytmu meczowego u reprezentanta Polski przeważył i największe marki zrezygnowały z jego transferu.

Teraz 27-latek odzyskał formę. W barwach Marsylii strzelił już sześć goli, kiedy na koncie ma dopiero 12 występów. Władze klubu są z niego bardzo zadowolone, jednak zdają sobie sprawę, że trudno będzie go utrzymać.

Milikiem znowu zaczyna interesować się „Stara Dama”, zaś „Tuttosport” podaje, że polować zaczyna na niego także PSG. Mistrzowie Francji widzą w nim następcę Mauro Icardiego lub Moise Keana. Przyszłość obu panów jest na tę chwilę niewiadomą, co składania władze paryżan do szukania alternatywy.

35-letni Piszczek znowu zachwyca formą. Niemcy piszą o meczu „bliskim ideału”

Łukasz Piszczek znowu znalazł się na ustach niemieckich mediów. 35-latek zagrał pełne 90 minut meczu przeciwko Wolfsburgowi (2-0) i zebrał świetne recenzje. Dość powiedzieć, że Polak był jednym z najlepszych zawodników na boisku.

Zwycięstwo z „Wilkami” pozwoliło BVB zachować nadzieję na grę w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie. Walka o miejsca premiowane awansem będzie jednak trwała do samego końca.

Wolfsburg nadal ma dwa punkty przewagi nad Haalandem i spółką. Przed nimi jest jeszcze Eintracht Frankfurt, który z kolei przegrał z Bayerem Leverkusen (1-3) i jest wyżej jedynie o jedno „oczko”.l

Renesans formy

Łukasz Piszczek zdecydowanie może ostatni okres zapisać sobie do udanych. 35-letni już obrońca drugi raz z rzędu wyszedł w wyjściowym składzie Borussii Dortmund i zdaje się, że nie wypuści go zbyt łatwo. Polak złapał kapitalną formę, co udowodnił w spotkaniu przeciwko Wolfsburgowi. Na tę chwilę Thomas Meunier i Mateu Morey zdecydowanie przegrywają rywalizację z „Piszczem”.

Niemieckie media zgodnie oceniły występ doświadczonego piłkarza. „Bild” przyznał byłemu reprezentantowi „3”, gdzie „1” oznacza występ klasy światowej. Taką właśnie otrzymał Erling Haaland, który ustrzelił dublet.

Lepsze oceny od Piszczka, oprócz Norwega, zebrał także Manuel Akanji i Mahmoud Dahoud. Obaj otrzymali „dwójkę”.

„Bliski ideału”

Zarówno „Spox.com”, jak i „Sportbuzzer.de” również przyznali Piszczkowi „trójki”. Przede wszystkim podkreślano jego ciąg na bramkę i odważną grę z przodu.

– Był bardzo aktywny i dynamiczny, choć w drugiej połowie sprawiał wrażenie niepozornego. Wykonał solidną robotę w defensywie. Polski weteran zdobył zaufanie Terzicia w meczu z Unionem i potwierdził to z Wolfsburgiem. Grał solidnie i cały czas szedł do przodu – uzasadniono.

Z kolei według „sport.de” i „Ruhr Nachrichten” 35-latek zagrał jeszcze lepiej. To z kolei przełożyło się na wyższą ocenę, niż przyznali mu poprzednie media. Polak otrzymał od obu serwisów notę „2,5”.

– Grał na odpowiedniej intensywności, był sprytny w budowaniu ataku i chciało mu się biegać. Wykorzystuje okazję, którą otrzymał od Edina Terzicia. Od czasu do czasu był o krok za wolny od rywala. Nie oszczędzał się, a w ryzykownych sytuacjach udawało mu się odbierać piłkę. Raz na jakiś czas dobrze wychodził ofensywnie i celnie dośrodkowywał – napisano o jego występie.

– Ten mecz był bliski ideału. Jeden lub drugi kibic BVB może się zastanawiać, dlaczego trener nie wystawiał częściej Piszczka w wyjściowym składzie – dodaje nawet portal „ran.de”.

Bayern przegrywa, ale Lewandowski strzela gola. Do Mullera zostało 5 bramek [WIDEO]

Bayern niespodziewanie przegrał na wyjeździe z Mainz (1-2). Bawarczycy prezentowali niespotykaną dotąd bezradność w ofensywie. Także Robert Lewandowski nie mógł się przełamać po powrocie z kontuzji, aż do ostatniej minuty spotkania.

32-latek strzelił bramkę honorową dla Bayernu w doliczonym czasie gry. Tym samym Polak ma na koncie już 36 trafień w tym sezonie ligowym. Do pobicia legendarnego rekordu Gerda Mullera brakuje mu jedynie pięciu goli.

https://twitter.com/ELEVENSPORTSPL/status/1385979843876163590

Niespodziewany kandydat na zakup Arsenalu. Zasłynął z założenia gigantycznej platformy

Presja wywierana przez kibiców Arsenalu na Stanie Kroenke jest coraz większa. Fani „Kanonierów” chcą, aby Amerykanin sprzedał klub. Z kolei chętnych na kupienie angielskiego giganta nie brakuje. Wśród nich wymienia się nawet założyciela Spotify.

Po zamieszaniu z Superligą pojawiło się sporo doniesień o odejściach prezesów z drużyn, które miały do niej przystąpić. Nawet Conor McGregor na Twitterze wstawił tajemniczy wpis, w którym sugerował wykupienie Manchesteru United.

Arsenal trafi w nowe ręce?

Wśród klubów, które niebawem mogą zmienić właściciela jest także Arsenal. Na kupienie ekipy z Wembley chętnych nie brakuje. Ze swoimi zamiarami nie kryje się także Daniel Ek, a więc szwedzki miliarder.

38-latek zasłynął z ufundowania Spotify. Aktualnie jest to jedna z największych platform streamingowych na świecie. Co ciekawe, Ek napisał o możliwości wykupienia Arsenalu na Twitterze.

https://twitter.com/eldsjal/status/1385667437929062403

– Jako dziecko dorastałem wspierając Arsenal tak długo, jak tylko pamiętam. Jeśli KSE [firma Stana Kroenke – przyp. red.] będzie chciała sprzedać Arsenal, z chęcią zgłoszę swoją kandydaturę – napisał Ek.

Roman Abramowicz przeprosił kibiców za dołączenie do Superligi. „Bardzo żałujemy”

Roman Abramowicz wyznał, że żałuje dołączenia do Superligi. Właściciel Chelsea wystosował specjalny list, w którym pisze także, że błędem było niepoinformowanie o wszystkim kibiców. 

Do Superligi początkowo dołączyło pełne „Big Six” Premier League, a więc Tottenham, Arsenal, oba Manchestery, Liveropool i właśnie Chelsea. „The Blues” jako pierwsi zdecydowali się także porzucić projekt. W ich ślady poszli następnie „Obywatele”, a później cała reszta.

Przeproszenie dla fanów

Kibice Chelsea dwa dni po powstaniu Superligi zebrali się pod Stamford Bridge i tłumnie protestowali przeciwko dołączeniu ich klubu do projektu. Ich głosy wysłuchano i Roman Abramowicz finalnie porzucił pomysł Florentino Pereza.

Teraz właściciel „The Blues” wystosował specjalny list. Przeprasza w nich kibiców oraz tłumaczy swoją decyzję.

– Jako klub jesteśmy otwarci na otwarty i regularny dialog z naszymi kibicami i udziałowcami, ale tym razem ze względu na restrykcje czasowe i poufność niestety do tego nie doszło – czytamy.

– Kiedy narosły wątpliwości po oficjalnym ogłoszeniu, postanowiliśmy zrobić krok w tył i posłuchać kibiców. Po rozmowach, mając na względu bardzo mocne opinie przeciw tej propozycji, na nowo oceniliśmy naszą pierwotną decyzję i uznaliśmy, że nie chcemy być częścią tej ligi – napisano dalej.

– Zdajemy sobie sprawę, że powinniśmy wcześniej poinformować o zamierzeniu dołączeniu do grupy. Właściciel i zarząd rozumieją, że nie powinniśmy podejmować takiej decyzji. I bardzo jej żałujemy – dodał Arbamowicz.

Media zachwycone Gumnym. Gikiewicz wkurzony po porażce. „Zostawiliśmy jaja w szatni”

Choć Augsburg przegrał z FC Koeln w piątek, to Robert Gumny ma za sobą udane zawody. 22-latek strzelił swojego pierwszego gola w Bundeslidze i zebrał dobre recenzje za swój występ. Dla drugiego z Polaków w drużynie Heiko Herrlicha spotkanie z „Kozłami” było jednak dużo mniej udane. W rozmowie z mediami Rafał Gikiewicz nie krył swojego niezadowolenia, zresztą nie pierwszy raz w tym sezonie.

Przeciwko Augsburgowi świetnie zaprezentował się Ondrej Duda. Dobrze znany szczególnie kibicom Legii pomocnik ustrzelił dublet jeszcze w pierwszej połowie. Przez dekoncentrację reszty drużyny w drugiej części meczu goście musieli do końca drżeć o wynik. Augsburg jednak tylko postraszył rywali i nie doprowadził nawet do remisu.

Gumny w gazie

Dla Roberta Gumnego może być to przełomowy występ. Polak swoim wejściem ożywił nieco kolegów. Bramkę kontaktową strzelił już w 54. minucie, a na boisku pojawił się w końcówce pierwszej połowy.

Oceny, jakie otrzymał 22-latek również potwierdzają klasę, jaką pokazał. Oprócz jednego trafienia mógł nawet dopisać drugie. Zabrakło niestety trochę celności.

– Zaczął przekonywać do siebie już w ostatnich kolejkach. Udaną serię kontynuował przeciwko Koeln. Nagrodą za dobre mecze był gol, a przecież niewiele brakowało, by strzelił też drugiego. Był to bardzo jasny punkt zespołu w drugiej połowie – podsumował występ Gumnego portal „Augsburger Allgemeine”, który ocenił go na „trójkę” (gdzie 1 to klasa światowa, zaś 6 – występ poniżej krytyki).

Wkurzony „Giki”

Nieco gorszy mecz ma za sobą Rafał Gikiewicz. Trudno go oczywiście winić za stracone gole, jednak to on stał w bramce Augsburga. Po spotkaniu nie przebierał w słowach i dobitnie podsumował grę swoich kolegów.

– Zostawiliśmy jaja w szatni w pierwszych 45 minutach tego spotkania. W drugiej połowie się przebudziliśmy, ale trudno z tego spotkania wyciągnąć coś pozytywnego – stwierdził dobitnie w rozmowie z dziennikarzami.

Wspomniany już „Augsburger Allgemeine” ocenił 33-latka na „3,5”. W podsumowaniu podkreślono jego klasę i zaznaczono, że nie zawinił przy ani jednej bramce dla Koeln.

– Tak ambitny i świetny bramkarz nie zrozumie takiego wieczoru. Pierwsza połowa musiała być w wykonaniu jego kolegów bardzo zaskakująca. Nie mógł nic zrobić przy golach, kilka razy zresztą uratował zespół – uzasadniono.

Wielki dzień Roberta Gumnego. Strzelił pierwszą bramkę w Bundeslidze [WIDEO]

Robert Gumny zdecydowanie ma powody do radości. Polak wszedł na boisko w meczu z FC Koeln w 42. minucie, natomiast po zmianie stron strzelił bramkę kontaktową dla Augsburga. Dla 22-latka był to pierwszy gol w Bundeslidze.

Na WWK Arena w Augsburgu popisał dawał w pierwszej połowie Ondrej Duda. Były piłkarz Legii zanotował dublet i poprowadził drużynę do wyraźnego prowadzenie (3-0 po pierwszej połowie).

Przed końcem pierwszych 45 minut na murawie pojawił się Robert Gumny. Chwilę po zmianie stron Polak świętował zdobycie swojej pierwszej bramki w Bundeslidze!

Arkadiusz Milik z kolejnym trafieniem! Dał drużynie prowadzenie przed przerwą [WIDEO]

Arkadiusz Milik znowu strzela we Francji! Polak zdobył bramkę w meczu Marsylii z Reims i tuż przed końcem pierwszej połowy wyprowadził drużynę na prowadzenie.

Choć Marsylia straciła bramkę w 38. minucie spotkania, to piłkarze Sampaoliego się nie poddali. Po trzech minutach bramkę wyrównującą zdobył Dimitri Payet, zaś chwilę później dołożył asystę przy trafieniu Arkadiusza Milika.

Wideo możecie zobaczyć poniżej:

Bayern szuka letnich wzmocnień. Piłkarz PSG na celowniku

Bayern Monachium może niebawem dokonać pierwszego letniego wzmocnienia. Według „Sport1.de” mistrzowie Niemiec zastanawiają się nad zakontraktowaniem Juliana Draxlera. Pomocnikowi 30 czerwca wygaśnie kontrakt z PSG.

Zbliżamy się do zakończenia sezonu, a co za tym idzie – do rozpoczęcia transferowej gorączki. Wielu zawodnikom najbliższego lata kończą się umowy z ich obecnymi klubami. Niektórzy rozważają nieprzedłużanie kontraktów i chcą zmienić swojego pracodawcę.

Do tego grona zalicza się także Julian Draxler. Niemiecki pomocnik prawdopodobnie po sezonie opuści PSG, w którym gra od niemal czterech lat.

Powrót do ojczyzny?

W kontekście 27-latka mówi się o ponownej grze w rodzimej Bundeslidze. Florian Plettenberg z portalu „Sport1.de” informuje, że zawodnik nie chce przedłużać swojego kontraktu z paryżanami. Według dziennikarza zainteresowanie Draxlerem wykazuje między innymi Bayern Monachium.

Po ewentualnym sfinalizowaniu takiego transferu pomocnik zagrałby w Bundeslidze pierwszy raz od 3,5 roku. Ostatnim jego klubem w Niemczech był VFL Wolfsburg, do którego trafił z Schalke.

W ciągu całego swojego pobytu w stolicy Francji Draxler zanotował 168 występów. Łącznie strzelił w nich 24 bramki, a także dołożył 38 asyst.

Real Madryt i FC Barcelona ze specjalnym traktowaniem? W Superlidze mieli zarabiać więcej od reszty

Wyciekają kolejne szczegóły odnośnie podziałów w Superlidze. Okazuje się, że Real Madryt i FC Barcelona otrzymali większe kontrakty za dołączenie do nowych rozgrywek. W stosunku do pozostałych ekip tworzących SL na ich konto mogłoby wpływać nawet o 60 mln więcej niż reszty.

Choć Superliga upadła na krótko po jej oficjalnym ogłoszeniu, to jej temat wciąż jest wałkowany przez media. Florentino Perez także nie daje projektowi umrzeć. Według prezesa „Królewskich” nowe rozgrywki jeszcze nie powiedziały ostatniego słowa.

Podziały

Mimo iż nadal nie wiadomo, jak potoczy się sytuacja Superligi, to wiemy, jaki był jej cel. Z relacji Pereza wynikało, że za priorytet obrano sobie „uratowanie” futbolu.

„Kicker” opublikował ostatnio wykaz zadłużeń poszczególnych klubów z topu Europy. Pieniądze zarobione na udziale w Superlidze rzeczywiście stanowiły dla nich ostatnią deską ratunku.

Okazuje się jednak, że w nowych rozgrywkach istniał podział na równych i równiejszych. Tancredi Palmeri, znany włoski dziennikarz podał, że Real Madryt oraz FC Barcelona mieli otrzymywać za dołączenie do projektu o 60 mln więcej niż reszta klubów-założycieli.

Szymon Marciniak wyjaśnił powód nieobecności na Euro 2020. Poważna choroba arbitra

Kilka dni temu Polskę obiegła informacja o nieobecności Szymona Marciniaka podczas nadchodzących mistrzostw Europy. Jeden z najbardziej uznanych sędziów w naszym kraju wyjaśnił, że wystąpiła u niego bardzo poważna choroba.

Choć wiele osób było zaskoczonych nieobecnością nazwiska „Marciniak” na liście arbitrów jadących na Euro 2020 sam zainteresowany wiedział o tym od dawna. W rozmowie z „Interią” wyjaśnił, czemu tak się to potoczyło. Zdradził także dokładną przyczynę „pominięcia go” przez UEFA.

Trzech Polaków

Komisja Sędziowska wybrała w sumie 18 sędziów, którzy poprowadzą mecze na mistrzostwach Europy. Mimo braku Marciniaka na turnieju pojawią trzy polskie nazwiska wśród arbitrów. Mowa o: Pawle Gilu (sędzia VAR) oraz o Marcinie Bońku i Bartoszu Frankowskim (sędziowie pomocniczy).

Nieobecność Marciniaka wywołała delikatny szok. Wcześniej polski sędzia prowadził mecze na imprezach międzynarodowych. W CV ma udział w mistrzostw Europy 2016 oraz na mundialu 2018 w Rosji.

Problemy zdrowotne

W rozmowie z „Interią” Szymona Marciniaka zapytano o powody braku powołania od Komisji Sędziowskiej UEFA. Arbiter wyjaśnił, że o takiej decyzji wiedział od dawna. Podyktowały ją problemy zdrowotne 40-latka.

– Od razu poinformuję więc tych, którzy już chcieliby pogrzebać Marciniaka i świętują jego koniec: za wcześnie na to. O tym, że nie znajdę się na liście, wiedziałem od dawna. Decyzja została podjęta na początku kwietnia po moich kolejnych badaniach – zaznaczył.

– W kwietniu była możliwość, abym sędziował jeden z ćwierćfinałów europejskich pucharów, ale nie dostałem meczu. I wtedy zrozumiałem, że stracę Euro. Na drodze stanęły mi problemy zdrowotne. Przechorowałem COVID-19. […] Zachorowałem na tachykardię, która zaburza rytm pracy serca. […] To nie jest coś, co można wyleczyć w tydzień tak jak przeziębienie – wyjawił Marciniak.

– Będę brutalnie szczery: różnica intensywności pracy w Ekstraklasie, a na Euro, jest ogromna. Dlatego nikt w UEFA nie chciał podejmować ryzyka i wysyłać mnie na turniej albo mecze play-off Ligi Mistrzów. Rozumiem to i nie mam pretensji. Wiem, że w życiu są ważniejsze rzeczy niż praca i sędziowanie, choć muszę przyznać, że dwa ostatnie lata są dla mnie bardzo ciężkie – dodał.

Oficjalnie. Wiadomo, gdzie zagrają Polacy na Euro. Miasta dzieli 4500 kilometrów…

Ani Dublin, ani Bilbao. Reprezentacja Polski będzie rozgrywać swoje mecze na Euro 2020 w Sewilli i Sankt Petersburgu. Miasta dzieli od siebie 4500 kilometrów.

Od dłuższego czasu nie było wiadomo, gdzie „Biało-Czerwoni” zmierzą się ze swoimi rywalami podczas nadchodzących mistrzostw Europy. W piątek Zbigniew Boniek przekazał jednak oficjalną informację.

Było 2000 kilometrów, jest 4500 kilometrów

Początkowo arenami zmagań reprezentacji Polski miały być Aviva Stadium w Dublinie oraz San Mames w Bilbao. Ostatecznie jednak przez różnego rodzaju turbulencje musiało dojść do zmiany stadionów.

W ten sposób Polacy pierwsze spotkanie na Euro ze Słowacją rozegrają w Sankt Petersburgu. Stamtąd skierują się natomiast do Sewilli, aby zmierzyć się z Hiszpanami. Następnie natomiast będą musieli wrócić do Rosji na mecz ze Szwecją, kończący fazę grupową.

https://twitter.com/BoniekZibi/status/1385518978743902208

Pierwotny układ miast-gospodarzy ułożył się dla nas nieźle. Dublin i Bilbao dzieli od siebie 2000 kilometrów. W porównaniu do odległości między Sewillą a Sankt Petersburgiem jest to już aż 4500 kilometrów.

https://twitter.com/BorekMati/status/1385525360679432197

Drugie życie Lingarda. Piękne słowa 28-latka. „Teraz czuję się niesamowicie”

Jesse Lingard po wypożyczeniu do West Hamu stał się gwiazdą Premier League. Anglik od opuszczenia Old Trafford wygląda jak zupełnie inny piłkarz. Jak sam przyznaje – wcześniej zmagał się z problemami z mentalnością. 

28-latek niedawno był jedynie pobocznym zawodnikiem w Manchesterze United. Od przejścia do West Hamu jego kariera nabrała jednak niesamowitego rozpędu. Ofensywny pomocnik w dziesięciu meczach strzelił dziewięć bramek i zanotował cztery asysty. Wcześniej w barwach „Czerwonych Diabłów” nie rozegrał nawet minuty.

Chciał rzucić piłkę

Jesse Lingard przyznał ostatnio, że ma za sobą tragiczny okres. Ole Gunnar Solskjaer nie miał do niego zaufania, co z kolei pogłębiało jego problemy mentalne. 28-latek zdradził również, że rozważał nawet zakończenie kariery piłkarskiej.

– Nie chciałem grać. Myślami byłem gdzie indziej i zupełnie nie koncentrowałem się na piłce. To miało wpływ na moją formę. W trakcie pandemii oglądałem swoje mecze z czasów mistrzostw świata i mówiłem sobie: „Tak, to prawdziwy Jesse Lingard” – przyznał piłkarz West Hamu.

– Otworzyłem się przed działaczami Manchesteru i klub starał się mi pomóc. Łatwo mogłem się poddać, szczególnie w trakcie pandemii, ale się zawziąłem i chciałem być szybszy, lepiej przygotowany niż inni. Ale nie było mi łatwo. Brat ze mną mieszka. Raz nagrał film, na którym po prostu gapię się w powietrze przez kilka minut. Zastanawiałem się, co się dzieje. Ale nawet brat nie wiedział, z czym się wtedy zmagałem – dodał.

Lingard w West Hamie otrzymał drugie życie. W porównaniu do pobytu w Manchesterze wygląda teraz jak zupełnie inny piłkarz. Przekłada się to także bezpośrednio na formę „Młotów”. Ekipa Davida Moyesa okupuje 5. miejsce Premier League i walczy o grę w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie.

– Czuję, że ja i mama nauczyliśmy się, że kiedy się otwierasz, czujesz się jak motyl: opuszczasz kokon i możesz rozłożyć skrzydła, latać. Teraz czuję się niesamowicie. Problemy mam za sobą i mogę skupić się wyłącznie na piłce – podsumował Lingard.

Tomaszewski wskazał największy błąd Sousy. „Przegraliśmy tym pierwsze miejsce w grupie”

Do pierwszego meczu reprezentacji Polski na Euro pozostały niecałe dwa miesiące. Do tej pory „Biało-Czerwoni” pod wodzą Paulo Sousy rozegrali trzy spotkania. Jan Tomaszewski w rozmowie z „Super Expressem” skrytykował Portugalczyka za niezrozumiałe decyzje personalne dokonane w poprzednich starciach.

Polacy w pierwszym meczu eliminacji mistrzostw świata 2022 zremisowali z Węgrami (3-3). W drugim meczu pokonali Andorę (3-0), zaś w ostatnim przegrali z Anglią na Wembley (1-2). Tomaszewski ma do selekcjonera jeden problem, który rzutuje na jego dotychczasową pracę z kadrą.

Za dużo rotacji

Według byłego bramkarza Sousa dokonywał w marcowych meczach zbyt wielu zmian personalnych. 73-latkowi nie podoba się to, że nie wiadomo, kim chcemy grać na nadchodzącym Euro.

– My w tej chwili szukamy podstawowej jedenastki na Euro, a potem na mistrzostwa świata. Nie ma tej jedenastki. Byłem i jestem za Sousą, taktyka jest OK, ale bez sensu jest dobór zawodników. W pierwszych trzech meczach było pomieszanie z poplątaniem – stwierdził Tomaszewski w rozmowie z Przemysławem Ofiarą.

– Ja po prostu żądam, żeby to poukładał! Co on ma tutaj do układania? Na Boga! Niech się zdecyduje, jak mamy grać i kim. Niedawno wpadł na szatański pomysł, żeby dwoma dziewiątkami grać na Anglików! W rezultacie w środku pola rywale grali z nami w dziada. A wystawienie Roberta w pomocy w meczu z Andorą było samobójstwem. Jestem przekonany, że Bayern ma o to ogromne pretensje do Sousy – dodał.

Tomaszewski uważa, że pierwsze miejsce w naszej grupie eliminacyjnej już nam uciekło. Były bramkarz sądzi, że Polakom pozostała jedynie walka o baraże.

– Sousa wynajdywał zawodników – w jednym meczu grali, w drugim siedzieli na trybunach, w trzecim grają z Anglikami… Praktycznie przegraliśmy tym pierwsze miejsce w grupie! Pozostają nam tylko baraże. Tu już nie można popełnić błędu – podsumował na łamach „Super Expressu”.