Niesamowita reakcja Romana Kołtonia na bramkę Leo Messiego. Musicie to zobaczyć [WIDEO]

Co prawda FC Barcelona odpadła z rywalizacji o trofeum Ligi Mistrzów, jednak zapewniła swoim kibicom dosyć ciekawy wieczór. Piłkarze Koemana stworzyli sobie niezwykle dużo okazji do strzelenia bramki, jednak cuda w bramce wyczyniał dziś Keylor Navas. Blaugrana ostatecznie zdobyła tylko jedną bramkę, ale za to jaką! Fascynacji po pierwszej połowie nie krył ekspert Polsatu Sport – Roman Kołtoń.

Reakcja Kołtonia na bramkę Leo Messiego:

Kibice PSG nie dali pospać piłkarzom Barçy. W nocy włączyli alarm przeciwpożarowy i odpalili fajerwerki [WIDEO]

Piłkarze FC Barcelony mogli mieć dziś ciężką noc w paryskim hotelu. „Kibice” Paris Saint-Germain najpierw odpalili fajerwerki przed hotelem, a następnie jeden z fanatyków włączył alarm przeciwpożarowy w hotelu.

Ciężka noc piłkarzy Barçy

Już za kilkadziesiąt minut rozpocznie się spotkanie rewanżowe 1/8 finału Ligi Mistrzów pomiędzy PSG a FC Barceloną. W pierwszym meczu Paryżanie rozgromili swoich rywali na Camp Nou 4:1 dzięki trzem bramkom Mbappe oraz jednym trafieniu Moise Kean’a. Przed Blaugraną ciężkie zadanie, jednak piłkarze z Katalonii już przed czteroma laty pokazali, że niemożliwe dla nich nie istnieje.

ZOBACZ: Mecz, który przeszedł do historii futbolu. Czyli jak Barcelona dokonała remontady w meczu z PSG

Fajerwerki przed hotelem

W związku z porannymi wydarzeniami można stwierdzić, że sympatycy PSG wciąż obawiają się Barcelony. Kibice z Paryża postanowili w pewien sposób pomóc swoim piłkarzom, przez wystrzelenie fajerwerek około 4 nad ranem tuż pod hotelem, gdzie przebywali piłkarze z Katalonii.

Alarm o 5 rano

Na pokazie sztucznych ogni się jednak nie skończyło. Jeden z fanów Les Rouge-et-Bleu postanowił wynająć pokój w tym samym hotelu, gdzie minionej nocy przebywali piłkarze Barcy. O piątej nad ranem zdecydował uruchomić alarm przeciwpożarowy.

Maciej Szczęsny skomentował występ swojego syna. „Wszyscy twierdzą, że mógł się zachować lepiej”

Juventus pechowo odpadł z Ligi Mistrzów. Pechowo, bo przez bramki na wyjeździe strzelone przez Porto i przez niefortunny rzut wolny. Były reprezentant Polski – Maciej Szczęsny – skomentował zachowanie piłkarzy w murze oraz ocenił postawę swojego syna.

Juventus odpada z Ligi Mistrzów

Juventus po raz kolejny zawiódł w Lidze Mistrzów. Stara Dama odpadła z rozgrywek już w 1/8 finału, gdzie uległa portugalskiemu FC Porto. Co prawda w dwumeczu był remis 4:4, lecz mistrz Portugalii awansował dzięki bramkom strzelonym na wyjeździe.

Pechowy rzut wolny

Po 90 minutach gry widniał wynik 2:1 na korzyść Juve, oznaczało to konieczność rozegrania dogrywki. Kluczowym wydarzeniem dla rozstrzygnięcia całego dwumeczu był rzut wolny z 115. minuty, kiedy do piłki podszedł Sergio Oliveira. Portugalczyk z dość dużego dystansu uderzył piłkę w stronę bramki, a ta prześlizgnęła się między nogami piłkarzy ustawionych w murze.

https://twitter.com/FutbolRebelia/status/1369536461696098304?ref_src=twsrc%5Etfw%7Ctwcamp%5Etweetembed%7Ctwterm%5E1369536461696098304%7Ctwgr%5E%7Ctwcon%5Es1_&ref_url=https%3A%2F%2Fekstraklasatrolls.pl%2Flegenda-grzmi-po-fatalnym-zachowaniu-cristiano-ronaldo-to-niewybaczalny-blad%2F

ZOBACZ: Legenda grzmi po fatalnym zachowaniu Cristiano Ronaldo. „To niewybaczalny błąd”

Były reprezentant Polski ocenia zachowanie piłkarzy

Dość duża krytyka spadła zarówno na piłkarzy ustawionych w murze, jak i na Wojtka Szczęsnego. Polak miał ograniczone pole widzenia, więc niezbyt wiele mógł w tej sytuacji zrobić. O tym również mówi ojciec Wojtka – Maciej Szczęsny.

– Gdyby się w ogóle nie ruszył do tego strzału, to nie dywagowalibyśmy, czy popełnił błąd, bo w tej sytuacji miał prawo go popełnić. Zarówno Morata, Ronaldo, jak i Rabiot zrobili wszystko, by zasłonić Wojtkowi pole widzenia, ale nie zatrzymać piłki. Gdyby się nie ruszył, moglibyśmy powiedzieć, że panowie z muru odstawili kabaret, ale teraz wszyscy twierdzą, że mógł się zachować lepiej – ocenił Maciej Szczęsny.

Widać też przy ostatnim golu Porto, że jeden z Portugalczyków nieprzepisowo przysłonił Wojtka. Kuipers tego nie zagwizdał. Sędziowanie było katastrofalne, co nie zmienia mojej opinii, że Juve zrobiło wszystko, by nie awansowaćzakończył Szczęsny.

źródło: TVP Sport

Boniek odpowiada na obawy związane z przymusową kwarantanną dla piłkarzy. „Problem jest, ale uważam, że dojdziemy do porozumienia”

Zbigniew Boniek udzielił wywiadu Tomaszowi Włodarczykowi z portalu Meczyki.pl. Prezes PZPN opowiedział dziennikarzowi, że zdaje sobie sprawę z problemu, jakim jest obowiązkowa kwarantanna po wyjazdowym meczu reprezentacji Polski z Anglią.

Obawa przed uziemieniem

Na początku tygodnia Przegląd Sportowy ogłosił, że Bayern Monachium i Hertha Berlin mogą nie puścić Roberta Lewandowskiego i Krzysztofa Piątka na spotkanie reprezentacji Polski z Anglią. Kluby obawiają się przymusowej kwarantanny dla swoich zawodników wracających z Wielkiej Brytanii.

PZPN interweniuje

Niedługo po ogłoszeniu wspomnianej informacji głos w tej sprawie zabrał rzecznik prasowy PZPN, Jakub Kwiatkowski. Zbigniew Boniek odniósł się do obaw niemieckich klubów.

– Stosujemy bardzo restrykcyjne protokoły dotyczące COVID, a i tak na koniec możemy mieć problem z prawem, które de facto dotyczy normalnego przemieszczania się. Przecież taki Lewandowski funkcjonuje w bańce, gdy przyjeżdża na kadrę. Jest ciągle monitorowany, ma robione testy, nie wychodzi z hotelu, nie ma kontaktu z nikim nieprzebadanym. Obowiązuje go ścisły protokół. Dlaczego po powrocie z Anglii miałby lądować na kwarantannie? Przecież to nielogiczne – powiedział na łamach Meczyki.pl prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej.

– Obchodzimy się z nim i pozostałymi piłkarzami jak z jajkiem. Jeśli na koniec ktoś powie mu, że musi przejść dziesięciodniową kwarantannę, to coś tu jest nie tak. Problem jest, jednak uważam, że dojdziemy do porozumienia – uzupełnił 65-latek.

Niemcy obawiają się brytyjskiej mutacji koronawirusa, dlatego po powrocie z UK narzucona jest kwarantanna. Negatywny wynik testu nie zwalnia z jej odbycia. Najgorszy scenariusz może zwiastować nie tylko kłopoty Paulo Sousy, ale całej reprezentacji. Mecz Anglików z Polakami odbędzie się 31 marca o godzinie 20:45.

Źródło: Meczyki.pl

Porównanie najlepiej zarabiających piłkarzy i piłkarek. Przepaść jest gigantyczna

Nie od dziś wiadomo, że piłka nożna jest jednym z najpopularniejszych (o ile nie najpopularniejszym) sportów na świecie. To oczywiście przekłada się na gigantyczne możliwości finansowe klubów i działaczy w futbolowym świecie. W tym sporcie istnieje jednak spory rozłam pomiędzy piłką męską a kobiecą.

Jakiś czas temu pisałem na temat wycen najdroższych piłkarek w lidze niemieckiej. Portal „Soccerdonna.de”, który zajął się tym temat sporządził wówczas ranking, w którym prym wiodła 19-letnia Lena Oberdorf. Zdaniem serwisu jej wartość oscylowała wokół 250 tysięcy euro. Zestawiając to z Erlingiem Haalandem (110 mln euro), którego wycenia się na najdroższego zawodnika męskiej Bundesligi wygląda to bardzo kiepsko.

Przepaść

Jest to jednak kwestia popularności. Piłka nożna w wydaniu mężczyzn zbiera niezaprzeczalnie większe rzesze widzów. Niejednokrotnie zachwycaliśmy się wypełnionymi po brzegi stadionami, a stacje telewizyjne przechwalały się wynikami oglądalności. Czy takie sytuacje mieliśmy szanse zaobserwować w kobiecym odpowiedniku?

Diametralna różnica w popularności obydwu odłamów piłki nożnej skutkuje przepaścią w kwestiach finansowych. Mężczyźni w futbolu zarabiają nieporównywalnie większe pieniądze od kobiet. Jest to fakt, którego nie ma co podważać. Widać to między innymi w zarobkach najlepszych zawodników zarówno w męskim, jak i żeńskim futbolu.

Obecnie najlepiej zarabiającym piłkarzem na świecie jest Leo Messi. W kontekście Argentyńczyka mówi się o rocznych przychodach rzędu nawet 92 mln dolarów. Pod tym kątem jest absolutnym liderem. Drugi Neymar ma zarabiać około 78 mln, zaś trzeci Cristiano Ronaldo – 70 mln.

Między podium a czwartym i piątym zawodnikiem także istnieje wyraźna różnica. Kylian Mbappe rocznie inkasuje nawet 28 mln. Z kolei Mohamed Salah w Liverpoolu liczyć może na 24 mln.

Może być zdjęciem przedstawiającym 5 osób i tekst „HIGHEST PAID MALE PLAYERS L. MESSI $92M NEYMAR $78M C. RONALDO $70M Κ. MBAPPÉ $28M M. SALAH $24M %”

Jak to wygląda u kobiet?

Najlepiej zarabiającą piłkarką na świecie jest obecnie Carly Lloyd. Amerykanka rocznie nie otrzymuje nawet miliona dolarów. Na ile może zatem liczyć 38-latka? Okazuje się, że jej przychody ocenia się na poziomie 518 tysięcy dolarów.

Zgadza się, jest to NAJWYŻSZE wynagrodzenie na świecie, jakie otrzymuje piłkarka. Druga w rankingu, Samantha Kerr roczni inkasuje o 18 tysięcy mniej, zaś trzecia Alex Morgan otrzymuje 450 tysięcy rocznie.

Niewiele mniej od swojej rodaczki inkasuje Megan Rapinoe. Jedna z najlepszych piłkarek w historii żeńskiego futbolu ma wynagrodzenie na poziomie 447 tysięcy dolarów. Ostatnia w zestawieniu jest Julie Ertz. Kolejna Amerykanka na liście zgarnia rocznie 400 tysięcy dolarów.

Może być zdjęciem przedstawiającym 5 osób i tekst „HIGHEST PAID FEMALE PLAYERS C. LLOYD $518K S. KERR $500K A. MORGAN $450K ఆ M. RAPINOE $447K J. ERTZ $400K %”

Legenda grzmi po fatalnym zachowaniu Cristiano Ronaldo. „To niewybaczalny błąd”

FC Porto we wtorek wyrzuciło Juventus z Ligi Mistrzów. „Stara Dama” odpadła po dogrywce w rewanżu na własnym stadionie. Ogromna krytyka po meczu spadła na Cristiano Ronaldo. Portugalczyk w ostatnich minutach „popisał się” karygodnym zachowaniem.

Mimo zwycięstwa Juventusu na Allianz Stadium (3-2) to „Smoki” zameldowały się w ćwierćfinale Champions League. Włoskie media najniżej spośród piłkarzy Andrei Pirlo oceniły Wojciech Szczęsnego oraz właśnie Cristiano Ronaldo.

Niewybaczalny błąd

Po dublecie Federico Chiesy „Stara Dama” nadal pozostawała w grze. Co prawda, wynik 2-1 dawał Juventusowi jedynie dogrywkę, jednak wciąż pozostawała nadzieja na awans. Ta natomiast została ostatecznie zdruzgotana w 115. minucie. Wówczas do rzutu wolnego podszedł Sergio Oliveira.

Wtedy też Cristiano Ronaldo, który był ustawiony w murze zanotował karygodny błąd. Piłka uderzona przez jego rodaka przeszła… pomiędzy nogami 36-latka. Wojciech Szczęsny był blisko obronienia strzału, jednak nie udało mu się uratować zespołu.

https://twitter.com/FutbolRebelia/status/1369536461696098304

Polak był na tyle zaskoczony, że nie zdołał odpowiednio zareagować. W większości włoskich mediów bramkarz zebrał notę „5”. Gorzej oceniono tylko Cristiano Ronaldo, na którego spadła ogromna fala krytyki.

Capello nie szczędził gorzkich słów

O fatalnej grze Juve wypowiedział się także Fabio Capello. Legendarny trener ostro skomentował zachowanie całego zespołu oraz samego Portugalczyka.

– Juventus popełnia elementarne błędy. Najpierw podarowali rywalom rzut karny. Potem Ronaldo odwraca się w murze podczas strzału. To niewybaczalny błąd, który nie ma usprawiedliwienia. Gracze nie mogą bać się piłki. Muszą być przygotowani na to, że futbolówka w nich trafi – stwierdził.

Swoje dołożył na Twitterze również Gary Lineker. Były piłkarz w swoim stylu skomentował błąd CR7.

– Wreszcie znaleźliśmy coś, czego Ronaldo nie może zrobić: stać nieruchomo w murze – napisał Anglik.

Mecz, który przeszedł do historii futbolu. Czyli jak Barcelona dokonała remontady w meczu z PSG

Gdy mówimy o „powrotach” w piłce nożnej, to większości kibiców jako pierwsze na myśl przychodzą dwa mecze. Pierwszym z nich jest pamiętny finał Ligi Mistrzów pomiędzy Milanem a Liverpoolem, a drugim jest właśnie słynne starcie PSG z FC Barceloną. 8 marca obchodziliśmy czwartą rocznicę historycznego meczu z udziałem FC Barcelony oraz PSG. Po porażce w Paryżu 0:4 nawet najwięksi optymiście nie mieli prawa myśleć o odrobieniu strat. A jednak. W dramatycznym meczu na Camp Nou Duma Katalonii wróciła do gry i ostatecznie awansowała do kolejnego etapu rozgrywek. Ekipa Luisa Enrique’a dokonała niemożliwego.

Znakomity start w Lidze Mistrzów

Zacznijmy jednak od początku. FC Barcelona od wielu, wielu lat jest co sezon wymieniania wśród głównych kandydatów do wygrania Champions League. Nic dziwnego bowiem w ostatnich kilkunastu latach w klubie z Katalonii przewijały się największe nazwiska ze świata futbolu. Nie inaczej było również w sezonie 2016/2017. Warto zaznaczyć, że sezon wcześniej po triumf w Lidze Mistrzów sięgnął Real Madryt, więc mobilizacja w Barcelonie była ogromna, by tym razem trofeum trafiło do Katalonii.

Blaugrana rozpoczęła zmagania w grupie „C” Ligi Mistrzów, gdzie mierzyła się z Celtikiem Glasgow, Borussią Moenchengladbach oraz Manchesterem City prowadzonym przez Pepa Guardiolę. Grupa ciężka, ale też grupa, z której Barca z łatwością powinna awansować, jednak to nie był główny cel ekipy Luisa Enrique. Celem było oczywiście zajęcie pierwszego miejsca, by – w teorii – w 1/8 finału LM mieć nieco słabszego rywala. Messi i spółka przeszli przez fazę grupową jak burza, wygrywając 5 z 6 spotkań, ulegając wyłącznie City na wyjeździe. Ogromne wrażenie robił również bilans bramkowy – 20 goli strzelonych, cztery gole stracone. Barcelona awansowała do Play-Offów z pierwszego miejsca, a Culés zaczęli ostrzyć sobie zęby na zwycięstwo w całych rozgrywkach.

Nieszczęśliwe losowanie

Zajęcia pierwszego miejsca w grupie daje – przynajmniej w teorii – większe szanse na wylosowanie nieco słabszego rywala w 1/8 finału. Tym razem jednak bardziej opłacało się odpuścić nieco rywalizację i zająć drugie miejsce w grupie. FC Barcelona trafiła na PSG, a dla porównania Manchester City, który zakończył zmagania w grupie za Barcą, miał zagrać z mimo wszystko słabszym AS Monaco.

Nastroje przed rywalizacją

Pierwszy mecz pomiędzy PSG a FC Barceloną został rozegrany w Paryżu w… walentynki! No cóż, okoliczności iście romantyczne. Aż tak romantycznie nie było jednak w samym meczu. Poza nieobecnym kapitanem PSG – Thiago Silvą – obie ekipy zagrały w niemalże najsilniejszych możliwych zestawieniach, a spotkanie sędziował Szymon Marciniak. Le Parisien nazwał pierwsze spotkanie „meczem prawdy”.

– Paris Saint-Germain wyraźnie zdominował Bordeaux dzięki dubletowi Cavaniego i jednej bramce Ángela Di Maríi. To wspaniałe zwycięstwo sprawiło, że podopieczni Unaia Emery’ego znajdują się w idealnej formie, by we wtorek podjąć Barcelonę na Parc de Princes – pisał przed meczem francuski „L’Equipe”.

Przed spotkaniem przewijała się statystyka starć Unai’a Emery’ego przeciwko Barcelonie w roli trenera. Do tamtego spotkania Hiszpan mierzył się z Blaugraną 23 razy, wygrał zaledwie jedno z tych spotkań. 14 lutego 2017 roku dokonał tego drugi raz i to w jakim stylu.

Porażka w pierwszym meczu

Faworytem tego spotkania mimo wszystko była Barcelona, jednak tamtego dnia drużynie z Paryża wychodziło dosłownie wszystko. Obrona Katalończyków raz za razem była męczona atakami rywali. Na Cavaniego i spółkę recepty nie znalazł ani duet stoperów Pique-Umtiti, ani fenomenalny już wówczas Ter Stegen. Nie funkcjonowała obrona, ale i nie pracowała również ofensywa. Barcelona z legendarnym trio MSN na czele przez 90 minut zdołała oddać zaledwie 1 celny strzał na bramkę. Przy 10 próbach Francuzów wyglądało to naprawdę miernie.

PSG wyszło na mecz bez swojego kapitana – Thiago Silvy – a mimo to pokazało niesamowity charakter i chęć zdobywania kolejnych bramek. Strzelanie w 18. minucie po strzale z rzutu wolnego rozpoczął Angel di Maria, który dołożył jeszcze bramkę na 3:0 w drugiej części gry. W międzyczasie na 2:0 podwyższył Draxler, a dzieła zniszczenia dokonał Edinson Cavani.

– To była katastrofa. Biorę za nią całkowitą odpowiedzialność, bo ci piłkarze dali nam już wiele radości. Nie tracę nadziei na awans, ale będziemy musieli wzbić się na wyżyny umiejętności – mówił po porażce 0:4 w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów z PSG trener Barcelony – Luis Enrique.

– Do rozegrania mamy jeszcze przynajmniej 90 minut. We wtorkowy wieczór byliśmy lepsi, można stwierdzić, że mecz był w naszym wykonaniu kompletny. Ale to nie oznacza, że możemy zacząć myśleć o przeciwniku w kolejnej fazie. Barcelona to nieprzewidywalna drużyna, potrafi zaskoczyć. Wiem co mówię, bo wielokrotnie przeciwko niej grałem. Stąd moja ostrożność, o której będę przypominał zawodnikom – skomentował szkoleniowiec PSG – Unai Emery.

Wypowiedzi przed rewanżem

Przed rewanżem w obozie Barcy panowały zmienne nastroje. W wywiadach przedmeczowych piłkarze mówili, że jeszcze nic straconego, jednak w słowach niektórych z nich dało się odczuć nutkę niepewności i zwątpienia. Ciężko się dziwić, bo straty 4:0 z pierwszego meczu nie odrabia byle kto. Zresztą przed meczem Luis Suarez mówił tak:

Jeśli jest zespół, który mógłby odwrócić losy rywalizacji i zdobyć cztery bramki, to jest nim Barcelona. To byłoby wydarzenie na skalę światową mówił na konferencji przedmeczowej Luis Suarez.

W odrobienie strat wierzył również Luis Enrique, który jednak znał siłę PSG i wiedział, że nie będzie to łatwe zadanie.

– Mimo że wynik pierwszego meczu jest jasny, jesteśmy dopiero w połowie drogi. W 95 minut może się zdarzyć niezliczona ilość rzeczy. Mam nadzieję, że będą one pozytywne, ale przede wszystkim musimy być lepsi od przeciwników i w ten sposób strzelić dużo goli. Trzeba zrobić wiele rzeczy dobrze w ataku i w obronie, a przeciwko takim rywalom nie będzie to łatwe – mówił dzień przed meczem trener Barcy.

– Jesteśmy w połowie dwumeczu. Jeśli rywale mogli strzelić nam cztery gole, to my możemy im sześć – dodał Enrique.

Remontada na Camp Nou

W awans mało kto wierzył, ale chyba nawet najlepszy reżyser na świecie nie wymyśliłby lepszego scenariusza na ten dwumecz. Piłkarze Barcelony już od samego początku wydawali się być niezwykle zdeterminowani, by jak najszybciej zacząć odrabiać straty. Z kolei gracze z Paryża byli strasznie niepewni w swoich poczynaniach już od samego początku spotkania, co niezwykle szybko się zemściło.

Strzelanie rozpoczął Luis Suarez. El Pistolero wykorzystał niefrasobliwość obrońców oraz bramkarza rywali i wyprowadził swój zespół na prowadzenie już w 3. minucie gry. Bramka na 2:0 również była efektem niepewności w szeregach piłkarzy PSG. Bramka została zaliczona na konto Kurzawy, który niefortunnie starał się wybić piłkę. Kilka minut po zmianie stron sędzia podyktował jedenastkę dla Katalończyków po faulu na Neymarze. Rzut karny wykorzystał Leo Messi a tablica z wynikiem pokazywała rezultat 3:0. Ekipa Enrique kontynuowała ataki, gdyż wiedziała, że do wyrównania stanu rywalizacji w dwumeczu potrzebowali zaledwie jednej bramki. Wydawało się, że plany Barcy o awansie do dalszej fazy na dobre przekreślił Cavani, który strzelił gola na 3:1 w 62. minucie meczu. Wówczas, żeby awansować, Messi i spółka potrzebowali aż trezch bramek! Czas mijał nieubłaganie, a Katalończycy nie potrafili zdobyć choćby jednej bramki. Na kilka minut przed końcem w 88. minucie meczu sygnał do ataku dał Neymar, który zdobył F-E-N-O-M-E-L-N-Ą bramkę z rzutu wolnego. Do końca meczu pozostawało zaledwie kilka minut, a Barca potrzebowała jeszcze dwóch bramek. W doliczonym czasie gry bramkę na 5:1 z rzutu karnego zdobył Neymar. W niemalże ostatniej akcji meczu najważniejszą bramkę w swojej karierze zdobył rezerwowy Sergi Roberto.

Komentarze po meczu

– Decyzje arbitra nas skrzywdziły, odgwizdał karne tylko na korzyść Barcy. Miało to wpływ na wynik. W ostatnich minutach straciliśmy to, na co zapracowaliśmy – mówił po meczu Unai Emery.

– Barca była bardzo skuteczna. To dla nas trudny moment, jednak mamy w składzie wielkich piłkarzy, a ci umieją wychodzić z opresji. Brakowało nam charakteru – ocenił Thiago Silva.

– To był scenariusz prawdziwego thrillera, z niesamowitym początkiem i jeszcze lepszym końcem. Tę wygraną zawdzięczamy wierze, także tej kibiców, bo zwykle na 10 minut przed końcem zaczynają wychodzić ze stadionu, a w środę wszyscy siedzieli do końca. Szóstego gola strzelili wszyscy fani Barcy z całego świata – skomentował trener Barcelony.

– To był spektakularny wieczór pod każdym możliwym względem. Wiedzieliśmy, że jeśli strzelimy gola, piłkarze PSG będą mieli wątpliwości. Zagrali ultradefensywnie. Co prawda strzelili nam gola, ale wierzyliśmy do końca, bo futbol jest nieprzewidywalny. Gol Sergiego Roberto to było coś szalonego. Dla takich chwil warto żyć! – wyznał po meczu Andres Iniesta.

– Na naszych oczach najlepsze pokolenie w historii Barcy zagrało swój życiowy mecz, zapisując jedną z najpiękniejszych, najbardziej emocjonujących i elektryzujących stron w historii występów klubu w europejskich rozgrywkach – podsumował hiszpański “Sport”.

Trzęsienie ziemi w Barcelonie

Następnego dnia ogłoszono, że w czasie, gdy Sergi Roberto zdobywał bramkę, odnotowano trzęsienie ziemi.

– To największe tego typu drgania, jakie zanotowaliśmy od początku istnienia naszego instytutu. Są niewyczuwalne dla człowieka w odległości większej niż 100 metrów, bo szybko się rozpraszają. Formalnie jednak, biorąc pod uwagę skalę Richtera, można nazwać je trzęsieniem ziemi – mówił  sejsmolog z Instytutu Nauk o Ziemi Jaume Almera.

Dlaczego dziś Barcelona nie odrobi strat?

Głównym powodem, dlaczego Barca dziś nie powtórzy sukcesu sprzed 4 lat, jest to, że doszło do wielu zmian w składzie. Wystarczy spojrzeć na powyższy skrót meczu, by zobaczyć, jaki wpływ na zespół miał nie tylko Neymar, ale przede wszystkim Andres Iniesta. Ich obu nie ma już w Barcelonie. Nie ma już także Suareza, czy Rakiticia.

W PSG również doszło do wielu zmian. W Paryżu nie ma już Thiago Silvy oraz Cavaniego, z kolei jest Neymar oraz Mbapee. Młody Francuz pokazał Barcelonie swoje umiejętności 3 tygodnie temu, kiedy zapakował hat-tricka.

Tylko Ronaldo gorszy od Szczęsnego. Włoskie media ostro po odpadnięciu Juventusu

Juventus Turyn drugi rok z rzędu nie zdołał przejść przez 1/8 finału Ligi Mistrzów. „Stara Dama” odpadła z elitarnych rozgrywek po dwumeczu z FC Porto. Wtorkowy rewanż obu ekip przyniósł nie lada emocje. Włoskie media surowo oceniły piłkarzy Andrei Pirlo. Krytyka nie obeszła również Wojciecha Szczęsnego.

Choć Juventus pokonał na Allianz Stadium „Smoki” 3-2 nie wystarczyło to do zakwalifikowania się do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Goście wygrali pierwsze spotkanie w Portugalii 2-1, dzięki czemu w dwumeczu to oni mieli lepszy bilans. Ostateczny wynik wskazywał na 4-4, a Porto przeszło dalej dzięki golom strzelonym na wyjeździe.

Najgorsi w drużynie

Kiepski występ w Turynie ma za sobą cała ekipa Andrei Pirlo. Najsurowiej oceniono za to Cristiano Ronaldo, ale niemal równie niską notę otrzymał Wojciech Szczęsny. Polak dwukrotnie musiał wyciągać piłkę z własnej bramki. Szczególnie przy drugim trafieniu Sergio Oliveiry mógł zachować się lepiej, co odnotowali włoscy dziennikarze.

– Piłkarze w murze go zdradzili, ale sam też nie zareagował odpowiednio na bramkę, która dała awans Porto – napisano w „Corriere della Serra”. Bramkarz otrzymał od gazety ocenę „5”. Niżej oceniony został tylko Ronaldo („4,5”).

Identyczną notę golkiperowi „Starej Damy” wystawiła „La Gazzetta dello Sport”.

– Grał dobrze aż do gola Oliveiry. Prawdą jest, że zawodnicy w murze mogli zachować się lepiej, ale i on sam też. Nie poradził sobie z tym strzałem, nieudany dla niego wieczór – stwierdzono.

„CalcioToday” było nieco bardziej wyrozumiałe dla Szczęsnego. Tamtejsi dziennikarze odnotowali kilka ważnych interwencji polskiego bramkarza, jednak błąd przy bramce był niewybaczalny.

– Ważna parada w pierwszej połowie. Co najmniej dwie inne po przerwie. Nie naprawił połowicznej katastrofy Ronaldo, którego ruch w murze go oszukał. Połowa błędu, która wszystko skompromitowała – czytamy w podsumownaiu przy ocenie „5,5”.

„TuttoMercatoWeb” oceniło 30-latka podobnie, jak poprzednik. Podobnie wygląda również uzasadnienie noty.

– Wszystkie uderzenia piłkarzy Porto przyciągał do swoich rękawic. Przy rzucie karnym nie miał szans, ale po uderzeniu Oliveiru zareagował za późno. Był nieprzygotowany na ten nieoczekiwany strzał – napisali redaktorzy.

Haaland opowiedział o spięciu z bramkarzem Sevilli. „Nie wiem, co to znaczy” [WIDEO]

Borussia Dortmund po trudnym dwumeczu z Sevillą awansowała do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Dzięki lepszemu wynikowi w pierwszym spotkaniu w rewanżu „Czarno-Żółtym” wystarczył remis 2-2. Znowu główną rolę w składzie BVB odegrał Erling Haaland.

Spotkanie niemal od początku wydawało się być pod kontrolą Borussii. Podopieczni Edina Terzicia wyszli na prowadzenie w 35 minucie po bramce niesamowitego Norwega. Dublet mógł mieć już po przerwie, jednak w 48. minucie VAR odebrał mu gola. Co się odwlecze to nie uciecze, więc w 54. minucie Haaland dołożył bramkę z rzutu karnego i zapewnił BVB dwubramkowe prowadzenie.

Niebezpiecznie zrobiło się w okolicach 70. minuty meczu. Wówczas En Nesyri także zamienił „jedenastkę” na gola i dał Sevilli kontakt z gospodarzami. Marokańczyk jest co ciekawe uważany za potencjalnego następcę Haalanda w Borussii. W doliczonym czasie gry znowu dał sygnał włodarzom BVB. 23-letni napastnik dołożył jeszcze jednego gola i ustanowił wynik rewanżu.

„Nie mam pojęcia, co do niego krzyknąłem”

Przy rzucie karnym Haalanda wytworzyło się nieco kontrowersji. Początkowo Bono zdołał obronić strzał Norwega. Jak się okazało bramkarz Sevilli przekroczył przy tej próbie linię bramkową. Sędzia nakazał zatem powtórzenie „jedenastki”, co Norweg skrzętnie wykorzystał. Napastnik w obu meczach 1/8 finału Ligi Mistrzów strzelił dublet.

– To był trudny mecz. Jestem zmęczony, ale cieszę się z awansu do następnej rundy – przyznał po awansie.

Dziennikarz w pomeczowym wywiadzie zadał również pytanie o wspomniany rzut karny. Wszyscy zastanawiali się, co Norweg krzyknął do Bono po powtórzonej i wykorzystanej „jedenastce”. Dostał w końcu za to żółtą kartkę, bo sędzia uznał to za niesportowe zachowanie.

– Nie trafiłem za pierwszym razem, ale bramkarz przekroczył przepisy. Był wyraźnie przed linią. Gdyby został na linii, to byłby gol – analizował 20-latek.

– Później się poprawiłem. Po pierwszej próbie bramkarz krzyknął mi w twarz , więc pomyślałem, że tym przyjemniej będzie strzelić kolejnego gola. Nie mam pojęcia, co do niego krzyknąłem. Po prostu powiedziałem to samo, co powiedział mi. Sam nie wiem, co to znaczy – zdradził Haaland.

Znamy szczegóły kontraktu Marka Hamsika w IFK Göteborg! Szokująco niskie zarobki Słowaka

8 marca IFK Göteborg oficjalnie potwierdziło zakontraktowanie Marka Hamsika. Były piłkarz m.in. SSC Napoli podpisał umowę ze szwedzkim klubem do końca tego sezonu. Poznaliśmy również potencjalne zarobki reprezentanta Słowacji.

Przed kilkoma dniami Marek Hamsik rozwiązał umowę ze swoim dotychczasowym pracodawcą – Dalian Professional. W obliczu zbliżającego się EURO 2020(1), gdzie zagra również reprezentacja Słowacji, dla 33-latka niezwykle ważna jest regularna gra.

Dlaczego nie Slovan Bratysława?

Jeszcze kilka dni temu głośno mówiło się o zainteresowaniu ze strony CSKA Moskwa oraz przede wszystkim rodzimego Slovana Bratysława. Ostatecznie Słowak nie trafił do żadnego z tych klubów.

Marek był blisko CSKA, ale sprawa nie wypaliła przez uraz. Następnie był bardzo blisko Slovana i zrobiła się z tego nawet mała afera. Slovan wydał oświadczenie, że Marek nie wróci do klubu, mimo że faktycznie trwały negocjacje. Rozbiło się o długość umowy, bo Slovan chciał, żeby pomógł im w pucharach i odszedł jako wolny zawodnik. Na to nie chciał zgodzić się Marek i jego ludzie. Slovan chyba zaliczył wpadkę, bo reakcje kibiców są takie sobie – czytamy na weszło.com.

Hamsik w IFK Göteborg

Tak więc powrót do klubu, którego jest wychowankiem, nie wypalił. Po 33-letniego Słowaka zgłosił się szwedzki IFK Göteborg. Blåvitt zaoferowali Hamsikowi kontrakt do końca sierpnia tego roku. Liga szwedzka zyskała niesamowitą gwiazdę, z kolei piłkarz może w spokoju przygotowywać się do nadchodzących Mistrzostw Europy.

– Bardzo cieszę się, że mogę tutaj być. Jestem pozytywnie zaskoczony niesamowitymi możliwościami szkoleniowymi, które znajdują się w klubie – powiedział dla oficjalnej strony IFK Goteborg.

Zarobki Marka Hamsika

W całym tym zamieszaniu szokujący jest nie tylko sam ruch zawodnika, ale i szczegóły zawarte w kontrakcie. Jak podaje Piotr Piotrowicz – pasjonat ligi szwedzkiej – Hamsik ma zarabiać ok. 50 tysięcy złotych miesięcznie! Dla porównania średnie zarobki w Koronie Kielce w 2017 roku wynosiły w graniach połowy tej sumy.

https://twitter.com/Piotrowicz17/status/1369258926219407362

https://twitter.com/Piotrowicz17/status/1369314207058034688

źródło: weszło.com

Utalentowany obrońca Werderu Brema odrzucił zakusy Niemców. „Jestem i czuję się Polakiem”

Obrońca wypożyczony z Werderu Brema do Warty Poznań udzielił wywiadu portalowi WP Sportowe Fakty. Mający polską rodzinę Maik Nawrocki podkreśla jednak, że priorytetem jest dla niego reprezentowanie biało-czerwonych barw.

Odrzucił zakusy Niemców

Nawrocki od lat przebija się w strukturach niemieckiego klubu. Swoją dobrą formą zapracował na wypożyczenie do ekstraklasowej ekipy, Warty Poznań. W Bremie znalazł się w kręgu zainteresowań niemieckiej federacji. Obrońca jednak odrzucił te propozycję nastawiając się na grę dla Polski. Młodzieżowy reprezentant Werderu od początku chciał grać dla biało-czerwonych, o czym otwarcie mówi w rozmowie z WP Sportowe Fakty.

– Słyszałem, że swego czasu byłem obserwowany przez niemiecką federację. Nie miało i nie ma to dla mnie większego znaczenia. Już w momencie zaproszenia na konsultacje reprezentacji do lat 15 wiedziałem, że chcę grać dla Polski. W kolejnych latach przeszedłem przez wszystkie młodzieżowe kadry. Do pełni szczęścia brakuje mi jeszcze występu w pierwszej reprezentacji – mówił w wywiadzie Nawrocki.

„Cała moja rodzina pochodzi z Polski”

Nawrocki zdradził dziennikarzowi WP jak trafił do Warty Poznań. Liga, w której grają rezerwy Werderu jest zawieszona, przez co stoper trafił na wypożyczenie. Stolica Wielkopolski była dla niego idealnym rozwiązaniem, ponieważ ma w tym mieście rodzinę.

– Miałem oferty z wielu krajów, ale Polska była dla mnie numerem jeden, ponieważ jestem i czuję się Polakiem. Ponadto, na zgrupowaniach reprezentacji poznałem wielu chłopków, którzy w superlatywach wypowiadali się o polskiej lidze. Co się tyczy samej Warty, to tutaj wpływ miał czynnik osobisty. Moja rodzina jest z Poznania, więc gdy dowiedziałem się o możliwości przejścia do Warty, byłem zdeterminowany, żeby dograć wszystkie szczegóły – opowiada 20-latek.

– Cała moja rodzina pochodzi z Polski i zawsze byłem z Polską związany. Do Niemiec wyjechali tylko moi rodzice, więc w przeszłości, gdy tylko byliśmy w stanie wygospodarować trochę czasu, odwiedzaliśmy ojczyznę – zakończył.

Źródło: WP Sportowe Fakty

300 PLN na europejskie puchary

Od wtorku 09.03 (od godziny 10:00) do czwartku 11.03 (do godziny 23:59) na stronie LV BET dostępny będzie otwarty bonus reload: 300 PLN na europejskie puchary. Będzie to zatem doskonała okazja do spróbowania swoich sił z zakładami na Ligę Mistrzów oraz Ligę Europy.

Bonus w zakładce “Wpłata” widoczny będzie dla wszystkich graczy, którzy dokonali minimum jednego depozytu.

Zasady:

Jak odebrać 300 PLN na europejskie puchary (12 PLN z mnożnikiem x25): 

  1. Dokonaj depozytu minimum 25 PLN wybierając ”300 PLN na europejskie puchary” – widoczny na Twoim koncie. Bonus dostępny jest dla wybranych graczy.
  2. Otrzymasz bonus w wysokości 2% swojego depozytu, z mnożnikiem kursu całkowitego ”x25”.
  3. Przy wpłacie 600 PLN otrzymujesz bonus o równowartości 300 PLN (bonus 12 PLN z mnożnikiem kursu: x25).
  4. Przygotuj swój kupon kombi (minimum 3 zdarzenia, kurs łączny minimum 2.50 oraz kurs na selekcję minimum 1.25) za środki bonusowe.
  5. Aktywuj na swoim kuponie mnożnik kursu całkowitego ”x25”.

Bonus będzie dostępny do odbioru po zalogowaniu na konto gracza do czwartku (11.03 do godziny 23:59).

Szczegóły i regulamin promocji znajdziecie TUTAJ.

Krzysztof Piątek potwierdził: „Była w Milanie oferta z Tottenhamu”

Krzysztof Piątek odszedł z Milanu w styczniu ubiegłego roku. W tamtym okresie miał otrzymać oferty od kilku klubów z najlepszych lig europejskich. Mówiono także wiele o możliwym transferze do Tottenhamu. Polak zdradził, że faktycznie do klubu wpłynęła oferta od „Kogutów”.

W rozmowie z Romanem Kołtoniem na kanale „Prawda Futbolu” Piątek zdradził kulisy swojego rozstania z Milanem. Polak otwarcie przyznał, że na jego niekorzyść zadziałał powrót na San Siro Zlatana Ibrahimovicia. Polak jednocześnie uważa, że może był jednak za mało cierpliwy.

Tottenham? Był temat!

W momencie, kiedy pewne było odejście Piątka z Milanu pojawiało się wiele plotek na temat potencjalnego nowego pracodawcy napastnika. Wśród nich wymieniano między innymi Tottenham. Jak się okazuje, Anglicy rzeczywiście wystosowali dla Polaka ofertę.

– Była w Milanie oferta z Tottenhamu na 1,5-roczne wypożyczenie. Kontuzji doznał Harry Kane i miałem go na 3 miesiące zastąpić – zdradził Piątek w „Prawdzie Futbolu”.

Działacze Herthy okazali się jednak nie do przebicia. Sam 25-latek przyznaje, że zaimponowali mu pomysłem na przyszłość klubu. Także osoba Jurgena Klinsmanna wywarła na nim ogromne wrażenie. Resztę historii niestety dobrze znamy…

– Hertha była najkonkretniejsza. Od razu rzuciła duże pieniądze, kontrakt na 4,5 roku. Determinacja bardzo duża. Przekonało mnie to i osoba Jurgena Klinsmanna, u którego miałem być centralną postacią projektu – przyznał Polak.

Krzysztof Piątek zdradził, co sprawiło, że odszedł z Milanu. „Tak to wyglądało”

W styczniu ubiegłego roku Krzysztof Piątek rozstał się z Milanem. Odejście Polaka z San Siro zbiegło się z powrotem do klubu Zlatan Ibrahimovicia. 25-latek w rozmowie z Romanem Kołtoniem przyznał, że transfer Szweda bezpośrednio wpłynął na decyzję o zmianie barw klubowych.

Piątek do Mediolanu trafił po fantastycznej grze w Genoi. Krótko po trafieniu do Serie A Polak zjednał sobie kibiców na całym Półwyspie Apenińskim. Po pół roku pobytu we Włoszech przeszedł do Milanu, gdzie także zanotował doskonały start. Wkrótce jednak jego forma zaczęła pikować.

„Przede wszystkim przyszedł Ibra”

Zaledwie po roku gry na San Siro reprezentant Polski musiał pożegnać się z klubem. 25-latek odszedł z Milanu i trafił do Herthy Berlin, gdzie występuje do dziś. Co jednak wpłynęło bezpośrednio na taką decyzję napastnika?

– Przede wszystkim przyszedł „Ibra”. A ja chciałem grać i dobrze przygotować się do mistrzostw Europy. Nie wyobrażałem sobie tak naprawdę siedzenia na ławce przez 5-6 meczy pod rząd. Jak „Ibra” zaczyna mecz od początku, to praktycznie schodzi tylko, jak ma jakieś urazy. I tak to wyglądało – opowiedział Piątek w rozmowie z Romanem Kołtoniem na kanale „Prawda Futbolu”.

– Nie grałem w lidze. W pucharze dostałem szansę, strzeliłem bramkę, dałem asystę, a później znów były mecze w lidze bez minut. Może zabrakło mi cierpliwości. Ale taką podjąłem decyzję – stwierdził napastnik.

W Berlinie również nie było łatwo

Piątek wspomniał także o współpracy z Bruno Labbadią. Niemiec został zwolniony w styczniu bieżącego roku, a na jego miejsce przyszedł Pal Dardai. 25-latek nie wspomina najlepiej współpracy z byłym szkoleniowcem. Uważa, że dostawał za mało szans na udowodnienie formy.

– Może nie mam żalu do Labbadii, ale napastnik czasem też potrzebuje czasu. A ja nie dostałem nawet 6 meczy, by grać od początku do 70 minuty. Nie pokazał mi, że chce na mnie stawiać. Ciężko złapać formę, jeśli raz się gra, a raz nie gra – przyznał snajper.

Piątek ma świadomość, że ostatnio ma gorszy okres, jednak nie załamuje się. Mimo słabszego momentu wierzy, że jeszcze wszystko może się odwrócić.

– Ten rok nie jest udany, ale mam kontrakt jeszcze przez cztery lata i sporo przez ten czas się może wydarzyć – uważa Polak.