Smuda o transferze Lewandowskiego do Lecha. „Obejrzałem może z 30 minut i już wiedziałem”

Franciszek Smuda udzielił wywiadu Gazecie Krakowskiej. Doświadczony trener wrócił myślami do współpracy z Robertem Lewandowskim. Szkoleniowiec Wieczystej Kraków opowiedział o tym, jak odkrył talent snajpera Bayernu Monachium.

Czym zaimponował mu Robert Lewandowski?

Transfer Roberta Lewandowskiego ze Znicza Pruszków do Lecha Poznań był kluczowym zwrotem akcji w jego karierze. Ówczesny trener Kolejorza wrócił myślami do 2008 roku w rozmowie z Gazetą Krakowską. Franciszek Smuda przyznał, że zauważył u Lewandowskiego dużą jakość.

– Szukaliśmy napastnika rozwojowego. Robert miał coś takiego, że eksplodował na trzech pierwszych metrach – to mi pokazał, na to byłem właśnie napalony. Do Pruszkowa pojechałem oglądać dwóch napastników Znicza, analizowałem grę jednego i drugiego. Obejrzałem może z 30 minut i już wiedziałem, że Lewandowski to chłopak, o którego mi chodzi – powiedział Franciszek Smuda.

– Wiedziałem to, ale po co mieli o tym inni wiedzieć? Siedziało tam wielu dziennikarzy, wiele osób… Przecież nie powiem – to jest wyśmienity piłkarz. Od razu cena skoczyłaby pięciokrotnie – uzupełnił szkoleniowiec Wieczystej Kraków.

Miał specjalne treningi w Kolejorzu

Były trener Lecha Poznań zdradził, jakie mankamenty widział u Roberta Lewandowskiego. Smuda zwrócił szczególną uwagę na osłanianie piłki oraz przygotowanie fizyczne.

– Ja wiedziałem, że Robert ma wielkie możliwości i że ma jeszcze małe braki do poprawienia. Zwracałem mu uwagę na krycie piłki ciałem pod presją ze strony przeciwnika. I w Lechu miałem zawodnika, który potrafił mu takie ciśnienie zrobić. Wypracowaliśmy to wspólnie, teraz Robert nie ma z tym problemu. Mało tego, zrobił się jeszcze silniejszy – przez to, że sam dba o przygotowanie fizyczne – stwierdził Smuda.

– Przykładowo Arboleda – był silny, on go powalał. Mówiłem wtedy Robertowi: wszystko musisz zrobić, żeby on cię nie powalił. Nie dać się, walczyć. Pracowaliśmy nad tym cały czas przez pół roku, nawet osiem miesięcy – podsumował.

Źródło: Gazeta Krakowska