Pasjonat sportu, głównie w ujęciu statystyczno-ciekawostkowym. Interesuję się głównie piłką nożną, jednak śledzę największe wydarzenia w większości dyscyplin. Teksty piszę z czystej zajawki.
TVP ogłosiło swój wybór co do meczu Ligi Mistrzów, jaki pokaże w nadchodzącą środę. Wybór telewizji jest dość niespodziewany, a kibice nieco zniesmaczeni.
TVP od wielu lat ma prawo do pokazywania jednego ze środowych meczów Ligi Mistrzów. Stacja nie ma z góry narzuconego meczu, jaki ma transmitować, a może sama dokonać wyboru.
W środę czekają nas dwa mecze 1/8 finału Ligi Mistrzów. Pierwszym z nich jest starcie Bayernu Monachium z Lazio Rzym, pierwsza potyczka między tymi zespołami zakończyła się triumfem Bawarczyków 4:1. W kolejnym starciu tego dnia zmierzą się Chelsea oraz Atletico, w pierwszym meczu minimalnie lepsi byli londyńczycy, którzy pokonali rywali 1:0.
Jaki mecz pokaże w środę TVP?
Patrząc na powyższe wyniki z pierwszych meczów, można jasno stwierdzić, że ciekawiej będzie na Stamford Bridge. TVP jednak postanowiło zrealizować dla swoich widzów transmisję z meczu Bayern-Lazio, gdzie kwestia awansu jest już raczej rozstrzygnięta. Wielu kibiców nie jest zadowolonych z tego rozwiązania.
Hej @mszkolnikowski co przemawia za puszczeniem w TVP meczu Bayernu z Lazio? Po 4:1 w pierwszym meczu temat awansu jest praktycznie zamknięty, Lewandowski może odpocząć, a w rywalizacja Chelsea z Atletico jest przecież otwarta.
Na tvp puszczają mecz Bayern – Lazio, gdzie już wszystko jest przesadzone, zamiast meczu Chelsea – Atletico XDDD No ale trzeba, bo Polak rodak gra XDDD śmieszne
Z pewnością wpływ na taką decyzję ma obecność Roberta Lewandowskiego w zespole Bayernu. Zresztą to już nie pierwszy raz, gdy TVP postanawia transmitować mniej ciekawy mecz z udziałem Polaka, aniżeli interesujące spotkanie innych drużyn.
Wyobraźcie sobie, że w środę mecz o życie i wyjście z grupy grają Atletico czy Real, a TVP transmituje mecz Bayern-Lokomotiv o złote kalesony. XD
Tureckie Galatasaray rozstało się z Younesem Belhandą po tym, jak piłkarz w jednym z wywiadów skrytykował kierownictwo klubu za przygotowanie murawy na stadionie.
Younes Belhanda był piłkarzem Galatasaray od lipca 2017 roku, kiedy turecki klub zapłacił za niego 10 milionów euro Dynamu Kijów. W obecnym sezonie ligi tureckiej 31-letni pomocnik był podstawowym piłkarzem Galaty, w barwach której zagrał 22 razy. Zanotował w nich 3 asysty i 6-krotnie wpisywał się na listę strzelców.
Feralny wywiad Belhandy
W niedzielę Galatasaray zremisował na własnym obiekcie ze Sivassporem 2:2. Wspomniany Belhanda po meczu udzielił wywiadu stacji beIN Sports, w którym nie krył swojego niezadowolenia z jakości murawy na Türk Telekom Arena.
– Nie jest łatwo odrabiać straty na boisku takim jak to. Jesteśmy Galatasaray. Działacze Galatasaray powinni się tym zająć. Wiedzą, że my tutaj gramy w piłkę nożną. Już w lepszym stanie są nasze boiska treningowe. Nie powinni patrzeć na to, co jest napisane na Instagramie, na twitterze Twitterze, czy w prasie. Muszą zająć się stadionem – skomentował Belhanda.
– To my gramy na boisku i oni muszą tak pracować, by mieć pewność, że zagramy tutaj w weekend w najlepszych warunkach – dodał 31-latek.
Szybka decyzja klubu o rozwiązaniu kontraktu
Na odpowiedź klubu nie musieliśmy długo czekać. W środowy poranek klub opublikował oświadczenie, w którym tłumaczy rozwiązanie kontaktu z Younesem Belhandą. Jak pisze klub, kontrakt został rozwiązany z winy piłkarza.
Profesyonel Futbolcu Younes Belhanda’nın sözleşmesi tek taraflı ve haklı sebeple feshedilmiştir pic.twitter.com/PfShTZtiuV
– Po meczu z Sivassporem Belhanda wygłosił oświadczenie, które zaszkodziło wizerunkowi klubu i reputacji członków zarządu klubu. Ze względu na fakt, że stosunki między obiema stronami stały się nie do zniesienia, kontrakt zawodowego piłkarza Younesa Belhandy został natychmiastowo rozwiązany – czytamy w oficjalnym oświadczeniu klubu.
Jeden z pracowników EA Sports sprzedawał najlepsze karty w FIFA Ultimate Team poza grą za prawdziwe pieniądze. Gdy sprawa ujrzała światło dzienne, dowiedziało się o tym także samo Electronic Arts, które opublikowało oświadczenie.
Nielegalne działanie w FUT
Temat tzw. coin sellerów w FIFA Ultimate Team jest problemem EA Sports od wielu, wielu lat. Kanadyjska firma w FIFIE 15 wprowadziła widełki cenowe, by przeszkodzić osobom, które nielegalnie zarabiają na sprzedaży kart w FUT. „Coin Sellerów” nie udało się całkowicie wyeliminować, a jedynie nieco ograniczyć ich działanie. Jak się teraz okazuje, na kartach w grze zarabiali nie tylko gracze, ale również niektórzy pracownicy.
Pracownik EA Sports zamieszany w aferę
Przed kilkoma dniami społeczność FIFA odkryła stronę internetową, na której można było zakupić za prawdziwe pieniądze karty w trybie FUT. Okazało się, że witryna należy do pracownika EA Sports! Najdroższe przedmioty miały kosztować nawet w granicach 1500-2000 dolarów. Z kolei karta Ronaldo była ogłoszona za 2500$!
So we grind/trade/open packs and can’t touch these PIM players but EA employees sell them to people secretly for $1,700?!?! LOL I respect the grind but my god… pic.twitter.com/CCnhjZbcgH
Cała sytuacja szybko została nagłośniona przez najpopularniejszych streamerów oraz youtuberów skupionych wokół FIFY. Na twitterze rozpoczęto akcję pod hasztagiem „#EAGate”, gdzie kolejni użytkownicy udostępniają materiały w tej sprawie.
Oświadczenie Electronic Arts
Głos w tej sprawie szybko zabrało samo Electronic Arts. Nie wiemy jeszcze, jakie konsekwencje zostaną wyciągnięte z pracownika kanadyjskiego przedsiębiorstwa. EA napisało, że w tej sprawie prowadzone jest dochodzenie.
– Jesteśmy świadomi zarzutów, które krążą obecnie w naszej społeczności dotyczących kart w FIFA 21 Ultimate Team. Chcemy wyrazić się jasno – takie zachowanie jest nie do zaakceptowania i w żaden sposób tego nie popieramy. Zdajemy sobie sprawę z tego, jaki ono budzi niepokój i sprawia, że rozgrywka jest nierówna – czytamy w komunikacie opublikowanym przez EA Sports.
– Poinformujemy naszą społeczność, jeśli tylko będziemy mieli rozjaśnioną całą tę sytuację – czytamy dalej.
11 marca 2021 roku Jacek Magiera przestał pełnić funkcję selekcjonera reprezentacji Polski do lat 19. Na ten moment nie wiemy jeszcze, kto zajmie stanowisko 44-letniego szkoleniowca.
Reprezentacja Polski U-19 bez selekcjonera
Jacek Magiera objął reprezentację Polski U-19 w czerwcu 2020 roku. 44-latek poprowadził zespół w tej kategorii wiekowej w zaledwie dwóch meczach, które odbyły się na jesieni ubiegłego roku. Od marca 2018 roku do czerwca 2020 prowadził drużynę narodową do lat 20. Jeszcze wcześniej pracował w PZPN jako Zastępca Dyrektora Sportowego ds. Rozwoju Piłki Młodzieżowej.
Kontrakt między trenerem a federacją został rozwiązany za porozumieniem stron. Poprosił o to sam trener Magiera, który ze względu na brak spotkań reprezentacji chce skupić się na innych czynnościach zawodowych. Jak przekazał prezes Boniek, 44-letni szkoleniowiec ma wrócić do trenowania w piłce klubowej.
[KOMUNIKAT]
Jacek Magiera przestał pełnić obowiązki trenera reprezentacji Polski do lat 19.
– Chciałbym bardzo serdecznie podziękować trenerowi Magierze za dotychczasową pracę na rzecz rozwoju polskiej piłki, jego profesjonalizm, pasję, zaangażowanie i poświęcenie. W tym momencie Jacek powraca na karuzelę trenerską w piłce klubowej, ale wierzę, że jeszcze kiedyś wróci do PZPN, ale już w innej roli, roli selekcjonera pierwszej reprezentacji Polski – przekazał Zbigniew Boniek.
– Wiosną reprezentacja Polski do lat 19 miała rozpocząć swoje rozgrywki eliminacyjne do letnich mistrzostw Europy. Komitet Wykonawczy UEFA, ze względu na efekty pandemii, zdecydował jednak o anulowaniu tegorocznych turniejów. Trener Magiera poprosił mnie o rozmowę i powiedział, że w związku z brakiem możliwość gry, chciałby poszukać innych wyzwań i wrócić do piłki klubowej. Chciałby po prostu robić to, co kocha i umie najlepiej, a w tym momencie piłka w młodzieżowym wydaniu reprezentacyjnym została zamrożona. Rozumiem Jacka, dlatego też zdecydowaliśmy się rozwiązać umowę za porozumieniem stron – dodał prezes PZPN.
Komentarz Jacka Magiery
– Ja również chciałbym podziękować za zaufanie i lata świetnej współpracy. To był wspaniały czas. Pracowałem w znakomitych warunkach, wszystko zawsze było zorganizowane na najwyższym poziomie, dzięki czemu mogłem skupić się wyłącznie na pracy z młodzieżowymi reprezentacjami Polski, rozwoju zawodników. Myślę, że udało nam się zrobić wiele dobrego. Pewien etap się jednak skończył. Brak możliwość pojechania na młodzieżowe mistrzostwa Europy spowodował, że postanowiłem poszukać nowych wyzwań – skomentował Jacek Magiera.
Dzięki bramce w środowym meczu Champions League z FC Barceloną Kylian Mbappe pobił kolejny rekord. Piłkarz PSG został najmłodszym piłkarzem, który zdobył 25 bramek w najważniejszych klubowych rozgrywkach w Europie.
FC Barcelona odpada z Ligi Mistrzów
Kibice, którzy wybrali w środowy wieczór mecz pomiędzy PSG a FC Barceloną, nie powinni narzekać na nudę. Dużo działo się zwłaszcza w pierwszej połowie, kiedy piłkarze z Katalonii ruszyli do odrabiania strat i raz po raz nękali obronę rywali. Koniec końców pojedynek zakończył się remisem 1:1, w związku z czym awans do kolejnej fazy uzyskał zespół z Paryża.
Mbappe lepszy od Messiego
Autorami trafień w środowym spotkaniu zostali Kylian Mbappe oraz Leo Messi. Dzięki bramce z rzutu karnego w 30. minucie meczu Piłkarz PSG stał się najmłodszym piłkarzem, który zdobył 25 goli w Lidze Mistrzów. Dokonał tego w wieku 22 lat i 80 dni. Francuz pobił dotychczasowy rekord Leo Messiego, który dokonał tego, mając 22 lata i 286 dni.
22y 80d – Aged 22 years and 80 days, Kylian Mbappé has become the youngest player in UEFA Champions League history to reach 25 goals in the competition, taking the mantle from Lionel Messi (22y 286d). Idolise. pic.twitter.com/bPetOpNyri
Rekord ten może pobić Erling Haaland, który już ma na swoim koncie 20 bramek. Norweg skończy 21 lat 21 lipca tego roku. Niewykluczone, że do bariery 25 goli dobije jeszcze w tym sezonie, co dałoby mu wyraźne prowadzenie w tym zestawieniu. Dużo jednak będzie zależeć od tego, na kogo Borussia trafi w 1/4 finału LM.
Pierszy raz ćwierćfinały bez Messiego i Ronaldo. Młodzież zaczynająca przygodę piłką szybko zakocha się w Mbappe i Haalandzie. Przykro mi z tego powodu, że nie zobaczymy w dalszej fazie LM piłkarzy, na których się wychowałem. Ta edycja w wyjątkowy sposób ukazuje przemijanie. pic.twitter.com/DqLHg6UmpV
Piłkarze FC Barcelony mogli mieć dziś ciężką noc w paryskim hotelu. „Kibice” Paris Saint-Germain najpierw odpalili fajerwerki przed hotelem, a następnie jeden z fanatyków włączył alarm przeciwpożarowy w hotelu.
Ciężka noc piłkarzy Barçy
Już za kilkadziesiąt minut rozpocznie się spotkanie rewanżowe 1/8 finału Ligi Mistrzów pomiędzy PSG a FC Barceloną. W pierwszym meczu Paryżanie rozgromili swoich rywali na Camp Nou 4:1 dzięki trzem bramkom Mbappe oraz jednym trafieniu Moise Kean’a. Przed Blaugraną ciężkie zadanie, jednak piłkarze z Katalonii już przed czteroma laty pokazali, że niemożliwe dla nich nie istnieje.
W związku z porannymi wydarzeniami można stwierdzić, że sympatycy PSG wciąż obawiają się Barcelony. Kibice z Paryża postanowili w pewien sposób pomóc swoim piłkarzom, przez wystrzelenie fajerwerek około 4 nad ranem tuż pod hotelem, gdzie przebywali piłkarze z Katalonii.
Na pokazie sztucznych ogni się jednak nie skończyło. Jeden z fanów Les Rouge-et-Bleu postanowił wynająć pokój w tym samym hotelu, gdzie minionej nocy przebywali piłkarze Barcy. O piątej nad ranem zdecydował uruchomić alarm przeciwpożarowy.
Jeden z ultrasów PSG wynajął pokój w tym samym hotelu, w którym zatrzymali się piłkarze i włączył alarm przeciwpożarowy o piątej nad ranem, po incydencie z fajerwerkami. [RMC]
Juventus pechowo odpadł z Ligi Mistrzów. Pechowo, bo przez bramki na wyjeździe strzelone przez Porto i przez niefortunny rzut wolny. Były reprezentant Polski – Maciej Szczęsny – skomentował zachowanie piłkarzy w murze oraz ocenił postawę swojego syna.
Juventus odpada z Ligi Mistrzów
Juventus po raz kolejny zawiódł w Lidze Mistrzów. Stara Dama odpadła z rozgrywek już w 1/8 finału, gdzie uległa portugalskiemu FC Porto. Co prawda w dwumeczu był remis 4:4, lecz mistrz Portugalii awansował dzięki bramkom strzelonym na wyjeździe.
Pechowy rzut wolny
Po 90 minutach gry widniał wynik 2:1 na korzyść Juve, oznaczało to konieczność rozegrania dogrywki. Kluczowym wydarzeniem dla rozstrzygnięcia całego dwumeczu był rzut wolny z 115. minuty, kiedy do piłki podszedł Sergio Oliveira. Portugalczyk z dość dużego dystansu uderzył piłkę w stronę bramki, a ta prześlizgnęła się między nogami piłkarzy ustawionych w murze.
Były reprezentant Polski ocenia zachowanie piłkarzy
Dość duża krytyka spadła zarówno na piłkarzy ustawionych w murze, jak i na Wojtka Szczęsnego. Polak miał ograniczone pole widzenia, więc niezbyt wiele mógł w tej sytuacji zrobić. O tym również mówi ojciec Wojtka – Maciej Szczęsny.
– Gdyby się w ogóle nie ruszył do tego strzału, to nie dywagowalibyśmy, czy popełnił błąd, bo w tej sytuacji miał prawo go popełnić. Zarówno Morata, Ronaldo, jak i Rabiot zrobili wszystko, by zasłonić Wojtkowi pole widzenia, ale nie zatrzymać piłki. Gdyby się nie ruszył, moglibyśmy powiedzieć, że panowie z muru odstawili kabaret, ale teraz wszyscy twierdzą, że mógł się zachować lepiej – ocenił Maciej Szczęsny.
– Widać też przy ostatnim golu Porto, że jeden z Portugalczyków nieprzepisowo przysłonił Wojtka. Kuipers tego nie zagwizdał. Sędziowanie było katastrofalne, co nie zmienia mojej opinii, że Juve zrobiło wszystko, by nie awansować — zakończył Szczęsny.
Gdy mówimy o „powrotach” w piłce nożnej, to większości kibiców jako pierwsze na myśl przychodzą dwa mecze. Pierwszym z nich jest pamiętny finał Ligi Mistrzów pomiędzy Milanem a Liverpoolem, a drugim jest właśnie słynne starcie PSG z FC Barceloną. 8 marca obchodziliśmy czwartą rocznicę historycznego meczu z udziałem FC Barcelony oraz PSG. Po porażce w Paryżu 0:4 nawet najwięksi optymiście nie mieli prawa myśleć o odrobieniu strat. A jednak. W dramatycznym meczu na Camp Nou Duma Katalonii wróciła do gry i ostatecznie awansowała do kolejnego etapu rozgrywek. Ekipa Luisa Enrique’a dokonała niemożliwego.
Znakomity start w Lidze Mistrzów
Zacznijmy jednak od początku. FC Barcelona od wielu, wielu lat jest co sezon wymieniania wśród głównych kandydatów do wygrania Champions League. Nic dziwnego bowiem w ostatnich kilkunastu latach w klubie z Katalonii przewijały się największe nazwiska ze świata futbolu. Nie inaczej było również w sezonie 2016/2017. Warto zaznaczyć, że sezon wcześniej po triumf w Lidze Mistrzów sięgnął Real Madryt, więc mobilizacja w Barcelonie była ogromna, by tym razem trofeum trafiło do Katalonii.
Blaugrana rozpoczęła zmagania w grupie „C” Ligi Mistrzów, gdzie mierzyła się z Celtikiem Glasgow, Borussią Moenchengladbach oraz Manchesterem City prowadzonym przez Pepa Guardiolę. Grupa ciężka, ale też grupa, z której Barca z łatwością powinna awansować, jednak to nie był główny cel ekipy Luisa Enrique. Celem było oczywiście zajęcie pierwszego miejsca, by – w teorii – w 1/8 finału LM mieć nieco słabszego rywala. Messi i spółka przeszli przez fazę grupową jak burza, wygrywając 5 z 6 spotkań, ulegając wyłącznie City na wyjeździe. Ogromne wrażenie robił również bilans bramkowy – 20 goli strzelonych, cztery gole stracone. Barcelona awansowała do Play-Offów z pierwszego miejsca, a Culés zaczęli ostrzyć sobie zęby na zwycięstwo w całych rozgrywkach.
Nieszczęśliwe losowanie
Zajęcia pierwszego miejsca w grupie daje – przynajmniej w teorii – większe szanse na wylosowanie nieco słabszego rywala w 1/8 finału. Tym razem jednak bardziej opłacało się odpuścić nieco rywalizację i zająć drugie miejsce w grupie. FC Barcelona trafiła na PSG, a dla porównania Manchester City, który zakończył zmagania w grupie za Barcą, miał zagrać z mimo wszystko słabszym AS Monaco.
Nastroje przed rywalizacją
Pierwszy mecz pomiędzy PSG a FC Barceloną został rozegrany w Paryżu w… walentynki! No cóż, okoliczności iście romantyczne. Aż tak romantycznie nie było jednak w samym meczu. Poza nieobecnym kapitanem PSG – Thiago Silvą – obie ekipy zagrały w niemalże najsilniejszych możliwych zestawieniach, a spotkanie sędziował Szymon Marciniak. Le Parisien nazwał pierwsze spotkanie „meczem prawdy”.
– Paris Saint-Germain wyraźnie zdominował Bordeaux dzięki dubletowi Cavaniego i jednej bramce Ángela Di Maríi. To wspaniałe zwycięstwo sprawiło, że podopieczni Unaia Emery’ego znajdują się w idealnej formie, by we wtorek podjąć Barcelonę na Parc de Princes – pisał przed meczem francuski „L’Equipe”.
Przed spotkaniem przewijała się statystyka starć Unai’a Emery’ego przeciwko Barcelonie w roli trenera. Do tamtego spotkania Hiszpan mierzył się z Blaugraną 23 razy, wygrał zaledwie jedno z tych spotkań. 14 lutego 2017 roku dokonał tego drugi raz i to w jakim stylu.
Porażka w pierwszym meczu
Faworytem tego spotkania mimo wszystko była Barcelona, jednak tamtego dnia drużynie z Paryża wychodziło dosłownie wszystko. Obrona Katalończyków raz za razem była męczona atakami rywali. Na Cavaniego i spółkę recepty nie znalazł ani duet stoperów Pique-Umtiti, ani fenomenalny już wówczas Ter Stegen. Nie funkcjonowała obrona, ale i nie pracowała również ofensywa. Barcelona z legendarnym trio MSN na czele przez 90 minut zdołała oddać zaledwie 1 celny strzał na bramkę. Przy 10 próbach Francuzów wyglądało to naprawdę miernie.
PSG wyszło na mecz bez swojego kapitana – Thiago Silvy – a mimo to pokazało niesamowity charakter i chęć zdobywania kolejnych bramek. Strzelanie w 18. minucie po strzale z rzutu wolnego rozpoczął Angel di Maria, który dołożył jeszcze bramkę na 3:0 w drugiej części gry. W międzyczasie na 2:0 podwyższył Draxler, a dzieła zniszczenia dokonał Edinson Cavani.
– To była katastrofa. Biorę za nią całkowitą odpowiedzialność, bo ci piłkarze dali nam już wiele radości. Nie tracę nadziei na awans, ale będziemy musieli wzbić się na wyżyny umiejętności – mówił po porażce 0:4 w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów z PSG trener Barcelony – Luis Enrique.
– Do rozegrania mamy jeszcze przynajmniej 90 minut. We wtorkowy wieczór byliśmy lepsi, można stwierdzić, że mecz był w naszym wykonaniu kompletny. Ale to nie oznacza, że możemy zacząć myśleć o przeciwniku w kolejnej fazie. Barcelona to nieprzewidywalna drużyna, potrafi zaskoczyć. Wiem co mówię, bo wielokrotnie przeciwko niej grałem. Stąd moja ostrożność, o której będę przypominał zawodnikom – skomentował szkoleniowiec PSG – Unai Emery.
Wypowiedzi przed rewanżem
Przed rewanżem w obozie Barcy panowały zmienne nastroje. W wywiadach przedmeczowych piłkarze mówili, że jeszcze nic straconego, jednak w słowach niektórych z nich dało się odczuć nutkę niepewności i zwątpienia. Ciężko się dziwić, bo straty 4:0 z pierwszego meczu nie odrabia byle kto. Zresztą przed meczem Luis Suarez mówił tak:
– Jeśli jest zespół, który mógłby odwrócić losy rywalizacji i zdobyć cztery bramki, to jest nim Barcelona. To byłoby wydarzenie na skalę światową – mówił na konferencji przedmeczowej Luis Suarez.
W odrobienie strat wierzył również Luis Enrique, który jednak znał siłę PSG i wiedział, że nie będzie to łatwe zadanie.
– Mimo że wynik pierwszego meczu jest jasny, jesteśmy dopiero w połowie drogi. W 95 minut może się zdarzyć niezliczona ilość rzeczy. Mam nadzieję, że będą one pozytywne, ale przede wszystkim musimy być lepsi od przeciwników i w ten sposób strzelić dużo goli. Trzeba zrobić wiele rzeczy dobrze w ataku i w obronie, a przeciwko takim rywalom nie będzie to łatwe – mówił dzień przed meczem trener Barcy.
– Jesteśmy w połowie dwumeczu. Jeśli rywale mogli strzelić nam cztery gole, to my możemy im sześć – dodał Enrique.
Remontada na Camp Nou
W awans mało kto wierzył, ale chyba nawet najlepszy reżyser na świecie nie wymyśliłby lepszego scenariusza na ten dwumecz. Piłkarze Barcelony już od samego początku wydawali się być niezwykle zdeterminowani, by jak najszybciej zacząć odrabiać straty. Z kolei gracze z Paryża byli strasznie niepewni w swoich poczynaniach już od samego początku spotkania, co niezwykle szybko się zemściło.
Strzelanie rozpoczął Luis Suarez. El Pistolero wykorzystał niefrasobliwość obrońców oraz bramkarza rywali i wyprowadził swój zespół na prowadzenie już w 3. minucie gry. Bramka na 2:0 również była efektem niepewności w szeregach piłkarzy PSG. Bramka została zaliczona na konto Kurzawy, który niefortunnie starał się wybić piłkę. Kilka minut po zmianie stron sędzia podyktował jedenastkę dla Katalończyków po faulu na Neymarze. Rzut karny wykorzystał Leo Messi a tablica z wynikiem pokazywała rezultat 3:0. Ekipa Enrique kontynuowała ataki, gdyż wiedziała, że do wyrównania stanu rywalizacji w dwumeczu potrzebowali zaledwie jednej bramki. Wydawało się, że plany Barcy o awansie do dalszej fazy na dobre przekreślił Cavani, który strzelił gola na 3:1 w 62. minucie meczu. Wówczas, żeby awansować, Messi i spółka potrzebowali aż trezch bramek! Czas mijał nieubłaganie, a Katalończycy nie potrafili zdobyć choćby jednej bramki. Na kilka minut przed końcem w 88. minucie meczu sygnał do ataku dał Neymar, który zdobył F-E-N-O-M-E-L-N-Ą bramkę z rzutu wolnego. Do końca meczu pozostawało zaledwie kilka minut, a Barca potrzebowała jeszcze dwóch bramek. W doliczonym czasie gry bramkę na 5:1 z rzutu karnego zdobył Neymar. W niemalże ostatniej akcji meczu najważniejszą bramkę w swojej karierze zdobył rezerwowy Sergi Roberto.
Gary Lineker, Rio Ferdinand, Steven Gerrard y Michael Owen enloquecen tras el 6-1 del Camp Nou. Sí, Owen😂😂pic.twitter.com/BizmheaPND
— El Partidazo de COPE (@partidazocope) March 8, 2017
Komentarze po meczu
– Decyzje arbitra nas skrzywdziły, odgwizdał karne tylko na korzyść Barcy. Miało to wpływ na wynik. W ostatnich minutach straciliśmy to, na co zapracowaliśmy – mówił po meczu Unai Emery.
– Barca była bardzo skuteczna. To dla nas trudny moment, jednak mamy w składzie wielkich piłkarzy, a ci umieją wychodzić z opresji. Brakowało nam charakteru – ocenił Thiago Silva.
– To był scenariusz prawdziwego thrillera, z niesamowitym początkiem i jeszcze lepszym końcem. Tę wygraną zawdzięczamy wierze, także tej kibiców, bo zwykle na 10 minut przed końcem zaczynają wychodzić ze stadionu, a w środę wszyscy siedzieli do końca. Szóstego gola strzelili wszyscy fani Barcy z całego świata – skomentował trener Barcelony.
– To był spektakularny wieczór pod każdym możliwym względem. Wiedzieliśmy, że jeśli strzelimy gola, piłkarze PSG będą mieli wątpliwości. Zagrali ultradefensywnie. Co prawda strzelili nam gola, ale wierzyliśmy do końca, bo futbol jest nieprzewidywalny. Gol Sergiego Roberto to było coś szalonego. Dla takich chwil warto żyć! – wyznał po meczu Andres Iniesta.
– Na naszych oczach najlepsze pokolenie w historii Barcy zagrało swój życiowy mecz, zapisując jedną z najpiękniejszych, najbardziej emocjonujących i elektryzujących stron w historii występów klubu w europejskich rozgrywkach – podsumował hiszpański “Sport”.
Trzęsienie ziemi w Barcelonie
Następnego dnia ogłoszono, że w czasie, gdy Sergi Roberto zdobywał bramkę, odnotowano trzęsienie ziemi.
– To największe tego typu drgania, jakie zanotowaliśmy od początku istnienia naszego instytutu. Są niewyczuwalne dla człowieka w odległości większej niż 100 metrów, bo szybko się rozpraszają. Formalnie jednak, biorąc pod uwagę skalę Richtera, można nazwać je trzęsieniem ziemi – mówił sejsmolog z Instytutu Nauk o Ziemi Jaume Almera.
Dlaczego dziś Barcelona nie odrobi strat?
Głównym powodem, dlaczego Barca dziś nie powtórzy sukcesu sprzed 4 lat, jest to, że doszło do wielu zmian w składzie. Wystarczy spojrzeć na powyższy skrót meczu, by zobaczyć, jaki wpływ na zespół miał nie tylko Neymar, ale przede wszystkim Andres Iniesta. Ich obu nie ma już w Barcelonie. Nie ma już także Suareza, czy Rakiticia.
W PSG również doszło do wielu zmian. W Paryżu nie ma już Thiago Silvy oraz Cavaniego, z kolei jest Neymar oraz Mbapee. Młody Francuz pokazał Barcelonie swoje umiejętności 3 tygodnie temu, kiedy zapakował hat-tricka.
8 marca IFK Göteborg oficjalnie potwierdziło zakontraktowanie Marka Hamsika. Były piłkarz m.in. SSC Napoli podpisał umowę ze szwedzkim klubem do końca tego sezonu. Poznaliśmy również potencjalne zarobki reprezentanta Słowacji.
Przed kilkoma dniami Marek Hamsik rozwiązał umowę ze swoim dotychczasowym pracodawcą – Dalian Professional. W obliczu zbliżającego się EURO 2020(1), gdzie zagra również reprezentacja Słowacji, dla 33-latka niezwykle ważna jest regularna gra.
Dlaczego nie Slovan Bratysława?
Jeszcze kilka dni temu głośno mówiło się o zainteresowaniu ze strony CSKA Moskwa oraz przede wszystkim rodzimego Slovana Bratysława. Ostatecznie Słowak nie trafił do żadnego z tych klubów.
– Marek był blisko CSKA, ale sprawa nie wypaliła przez uraz. Następnie był bardzo blisko Slovana i zrobiła się z tego nawet mała afera. Slovan wydał oświadczenie, że Marek nie wróci do klubu, mimo że faktycznie trwały negocjacje. Rozbiło się o długość umowy, bo Slovan chciał, żeby pomógł im w pucharach i odszedł jako wolny zawodnik. Na to nie chciał zgodzić się Marek i jego ludzie. Slovan chyba zaliczył wpadkę, bo reakcje kibiców są takie sobie – czytamy na weszło.com.
Hamsik w IFK Göteborg
Tak więc powrót do klubu, którego jest wychowankiem, nie wypalił. Po 33-letniego Słowaka zgłosił się szwedzki IFK Göteborg. Blåvitt zaoferowali Hamsikowi kontrakt do końca sierpnia tego roku. Liga szwedzka zyskała niesamowitą gwiazdę, z kolei piłkarz może w spokoju przygotowywać się do nadchodzących Mistrzostw Europy.
– Bardzo cieszę się, że mogę tutaj być. Jestem pozytywnie zaskoczony niesamowitymi możliwościami szkoleniowymi, które znajdują się w klubie – powiedział dla oficjalnej strony IFK Goteborg.
Zarobki Marka Hamsika
W całym tym zamieszaniu szokujący jest nie tylko sam ruch zawodnika, ale i szczegóły zawarte w kontrakcie. Jak podaje Piotr Piotrowicz – pasjonat ligi szwedzkiej – Hamsik ma zarabiać ok. 50 tysięcy złotych miesięcznie! Dla porównania średnie zarobki w Koronie Kielce w 2017 roku wynosiły w graniach połowy tej sumy.
Po tym jak Thomas Tuchel przejął stery nad Chelsea, The Blues powoli zaczynają wracać na odpowiednie tory. W poniedziałek klub z Londynu podejmował na własnym obiekcie Everton. Pomimo zwycięstwa Thomas Tuchel nie krył swojego rozczarowania zachowaniem Timo Wernera. Zobaczcie sami.
Only good thing about empty stadiums is hearing what managers say & Tuchel was having none of Werner:
"Timo, how long are you staying on the left? You’re playing on the right! The last 15 mins you’ve only been on the left! Don’t you understand?"
– Timo, jak długo będziesz przebywać na lewej stronie? Przecież ty grasz po drugiej stronie! Ostatnie piętnaście minut przebywasz tylko po lewej stronie. Nie rozumiesz? – wykrzykiwał niemiecki szkoleniowiec.
Potencjalne odejście Leo Messiego z FC Barcelony może spowodować straty finansowe nie tylko w klubie z Katalonii, ale i w całej lidze hiszpańskiej. Prezes La Liga – Javier Tebas – jest jednak spokojny o przyszłość hiszpańskiego futbolu.
Po zeszłorocznej kompromitacji w Lidze Mistrzów wiele się mówiło o możliwym odejściu Lionela Messiego z Barcelony. Argentyńczyk ostatecznie pozostał w klubie z Katalonii, lecz jego kontrakt obowiązuje wyłącznie do końca tego sezonu. Jeśli 33-latek postanowi zmienić otoczenie i opuści granicę Hiszpanii, to spowoduje to ogromne straty finansowe nie tylko dla klubu, ale i dla całej La Liga.
Wpływ Messiego na finanse FC Barcelony
Pod koniec stycznia tego roku hiszpańska gazeta „El Mundo” opublikowała szczegóły kontraktu Leo Messiego. Według danych podanych przez hiszpański dziennik, Argentyńczyk przez ostatnie 4 lata miał zarobić ponad 500 milionów euro. Na pierwszy rzut oka można by stwierdzić, że 33-latek jest ogromnym obciążeniem dla klubowej kasy. Jeśli jednak spojrzymy na dochód klubu zapewniony przez Lionela, sytuacja zmienia się o 180 stopni. W czasie kiedy Messi zarobił ponad 500 milionów euro, zapewnił ponad miliard euro dochodu.
Leo Messi: 515M w 4 lata (Barcelonie w tym okresie zapewnił dochód w wysokości 1,2 miliarda euro).
Dla porównania: Coutinho 208M euro w 3 lata, Griezmann 210M euro w 2 lata, a Dembele 205M euro w 4 lata. Oczywiście do tego trzeba doliczyć kwoty za ich transfery. [Javi Miguel]
Messi ma podobny wpływ również na ligę hiszpańską. Jeśli „La Pulga” opuści Hiszpanię – a prędzej, czy później tak się stanie – La Liga zapewne niezwykle ucierpi finansowo, z powodu spadku oglądalności oraz zmniejszenia zainteresowania ze strony sponsorów. Javier Tebas – prezes La Liga – ma już co prawda podobne doświadczenie po odejściu Cristiano Ronaldo. 58-letni Hiszpan przyznaje, że zarząd ligi jest przygotowany na odejście legendarnego piłkarza.
– Jesteśmy już przygotowani finansowo na odejście Leo Messiego, tak jak byliśmy przygotowani na transfer Cristiano Ronaldo do Juventusu – oświadczył Javier Tebas.
– Decyzję o odejściu Cristiano podjął jego klub, więc nie mam prawa się w tej sprawie wypowiadać. Zawsze jednak wolę mieć w lidze najlepszych piłkarzy, choć wcześniej odszedł nie tylko Ronaldo, ale i Neymar – dodał Hiszpan.
Prezes La Liga odpowiedział również na pytanie, czy odejście Messiego zrujnuje El Clasico.
– Na ten mecz nie powinno wpływać dwóch graczy. Odejście Ronaldo nie wpłynęło na widowisko, więc odejście Leo również nie powinno odegrać znaczącej roli – powiedział Tebas na łamach „ONsport”.
Will Messi's exit ruin El Clasico?
Javier Tebas:"This game shouldn’t be affected by the departure of two players; Cristiano leaving didn’t affect the Clasico and Messi’s exit shouldn’t affect it as well."
Robert Lewandowski pobije rekord Gerda Müllera w liczbie zdobytych bramek w ciągu jednego sezonu? Co do tego żadnych wątpliwości nie ma legendarny niemiecki piłkarz – Klaus Fischer. 71-latek udzielił wywiadu monachijskiej gazecie „Abendzeitung”.
Znakomity sezon Lewandowskiego
Najlepszy piłkarz świata wciąż walczy i jest na najlepszej drodze do ustanowienia nowego rekordu Bundesligi w liczbie zdobytych bramek w jednym sezonie. Dotychczasowy rekord należy do legendarnego Gerda Müllera, który zdobył 40 bramek w sezonie 1971/1972. Po 24 rozegranych kolejkach Robert Lewandowski ma na swoim koncie 31 bramek. Do wyrównania legendarnego rekordu Polakowi brakuje już tylko 9 goli, a przed nim pozostało 10 kolejek do rozegrania.
– Jestem przekonany, że jeśli Roberta ominą kontuzje, to zdobędzie 40 bramek, a nawet więcej. Zostało mu 10 kolejek, a jego liczby są imponujące. Jednak to niewiarygodne, ile goli strzela. On tworzy swoją historię – mówi cytowany przez PAP Klaus Fischer w rozmowie z „Abendzeitung”.
Fatalna sytuacja Schalke
Klaus Fischer całą swoją karierę klubową spędził w Bundeslidze. Dwukrotny uczestnik Mistrzostw Świata w niemieckiej ekstraklasie strzelił w sumie 268 bramek, co daje mu drugie miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii ligi niemieckiej. 210 z 268 goli strzelił dla Schalke 04, które obecnie przeżywa potężny kryzys i jest na najlepszej drodze do spadku.
– Bardzo bym chciał, aby Schalke się utrzymało, ale nie wierzę w to. To klub stanowiący historię i integralną część Bundesligi, ale samą tradycją żyć się nie da – komentuje 71-latek.
Schalke wciąż nie potrafi znaleźć recepty na problemy, które męczą klub z Gelsenkirchen od wielu miesięcy. Wszystko wskazuje na to, że Die Königsblauen następny sezon spędzą w drugiej Bundeslidze. Ale nie tylko wyniki wołają o pomstę do nieba, gdyż styl również pozostawia wiele do życzenia. Ostatni mecz z udziałem Schalke otrzymał najgorszą notę za „atrakcyjność” od 2012 roku.
Niechlubny wynik Schalke
Niemiecki magazyn „Kicker”, poza notami dla zawodników, wystawia również oceny za wspomnianą „atrakcyjność” danego spotkania. Piątkowy pojedynek pomiędzy Schalke 04 a FSV Mainz (0:0) otrzymało notę „6” w skali 1-6. Przypomnijmy, że najlepsza jest „1”, z kolei najgorsza to właśnie „6”.
Oceny za „atrakcyjność” danego meczu wprowadzono w 1992 roku. Od tamtego czasu dziennikarze Kickera zaledwie 6-krotnie postawili najgorszą możliwą notę. „6” w ocenie meczu Schalke-Mainz pojawiła się po raz pierwszy od 2012 roku.
– Ani jedna minuta tego meczu nie zasługuje na ponowne obejrzenie – co najwyżej w celu szczegółowej analizy błędów – piszą dziennikarze „Kickera”.
kicker, poza notami dla zawodników, przyznaje też noty za atrakcyjność meczu. Za spotkanie Schalke z Mainz przyznał najgorszą możliwą note, czyli 6. To szósty przypadek w historii gazety (noty wprowadzono w 1992) i pierwszy od 2012.
Od 1992 roku dziennikarze Kickera zaledwie 6 razy nagradzali dany mecz notą „6”. Dwukrotnie przydarzyło się to zespołowi Schalke, który, poza ostatnim meczem z Mainz, trafił na tę listę także w 1993 roku dzięki „koszmarnej” grze przeciwko Wattenscheid 09. Inne mecze to:
Występ Roberta Lewandowskiego w meczu reprezentacji Polski przeciwko Anglii na Wembley stoi pod znakiem zapytania. Ma to oczywiście związek z możliwą kwarantanną po przylocie z Wysp.
W obecnych czasach kluby nie mają obowiązku zezwalać swoim piłkarzom na wylot na zgrupowanie reprezentacji, jeśli wiązałoby się to z późniejszą kwarantanną. Jak podaje Onet, Bayern może nie pozwolić swojej największej gwieździe wyjechać na zgrupowanie kadry. Po przylocie z Anglii Roberta najprawdopodobniej czekałaby przymusowa kwarantanna. Z punktu widzenia Bawarczyków po prostu się to nie opłaca. Tym bardziej że sezon klubowy zaczyna wkraczać w decydującą fazę.
– Sekretarz generalny PZPN Maciej Sawicki powiedział, że na razie nie ma alarmu ze strony niemieckich klubów oraz że jest w stałym kontakcie z UEFA – czytamy na portalu Onet Sport.
Na jesieni ubiegłego roku bohaterem podobnej historii był Krzysztof Piątek. Reprezentant Polski wyleciał wraz z resztą zespołu do Zenicy na mecz z Bośnią. Tam nie zagrał choćby przez minutę, mimo to po powrocie do Herhy Berlin, czekała go 5-dniowa kwarantanna.
– Na razie ani w Bayernie, ani w Hercie nikt nie wspomniał nawet o możliwości zakazu wyjazdu polskich piłkarzy do Anglii. Sytuacja jest dynamiczna. Jedyne, co PZPN mógł zrobić (i zrobił to) – do obu klubów wysłał plan zgrupowania i dokładne terminy wyjazdów oraz powrotów drużyny z Polski i do Polski z wyraźnym zaznaczeniem, kiedy będą mieli robione testy na obecność COVID – czytamy w kolejnym artykule Onetu.
Według informacji podanych przez Onet Bawarczycy przekazali szczegóły lokalnemu sanepidowi. Póki co niemiecka placówka jest zadowolona ze współpracy z PZPN. Jeśli okaże się, że Bayern nie zezwoli Lewandowskiemu na wyjazd na zgrupowanie, to wówczas PZPN z pewnością skontaktuje się z UEFA.
Zakończyły się długo wyczekiwane wybory prezydenckie w FC Barcelonie. Pierwotnie miały się one odbyć w styczniu, jednak z powodu wzrostu liczby zachorowań na koronawirusa, zostały przełożone na marzec. Na czele klubu z Katalonii ponownie stanie Joan Laporta.
Deklasacja w wynikach wyborów
Zgodnie z wcześniejszymi sondażami nowym prezydentem FC Barcelony został Joan Laporta, zostawiając konkurencję daleko w tyle. Jak czytamy w oficjalnym komunikacie przekazanym przez klub, Hiszpan uzyskał 54,28%. Jego główny rywal – Victor Font – zebrał 29,99%. Najmniej głosów zebrał Toni Freixa – 8,58%.
🗳 2021 ELECTION 🗳
The final tally of the FC Barcelona presidential election with 100% of the vote counted. pic.twitter.com/dVS33mjpXe
– Nie jest to wynik, którego chcieliśmy ani na który pracowaliśmy. Jesteśmy jednak zadowoleni, że wiadomość o tym, jaka powinna być Barça w przyszłości, zaczęła się przyjmować. Jestem smutny. Zdarzają się błędy i niepewne rzeczy. Było dla mnie jednak jasne, że to, co robiłem, miało sens – skomentował drugi w wyborach – Victor Font.
– Musimy trzymać się razem, jako socios zawsze będę stał u boku wybranego prezydenta. Nie będę tworzył opozycji – wyznał Toni Freixa.
– Jestem bardzo zadowolony z wysokiej frekwencji. To socios decydują, dla nich Laporta jest prezydentem – dodał.
– Dziękuję za gratulacje. Przede wszystkim dziękuję socios, którzy wzięli udział w wyborach. Te wybory sprawiają, że jesteśmy więcej niż klubem. Są najważniejsze w historii, bo odbyły się trudnych warunkach pandemii – powiedział nowy prezydent FC Barcelony – Joan Laporta.
– Ciąży na nas duża odpowiedzialność, ale jesteśmy optymistami i myślimy o zwycięstwach. Nie chcemy popadać w katastrofizm. Barcelona będzie ponownie w dobrej kondycji finansowej. Jestem przekonany, że osiągniemy nasze cele i poradzimy sobie z trudnościami – dodał 58-latek.
Joan Laporta nowym-starym prezydentem FC Barcelony
Po 11 latach przerwy 58-latek po raz kolejny obejmie stery nad klubem z Katalonii. Laporta pełnił funkcję prezydenta w latach 2003-2010. To właśnie za jego rządów Duma Katalonii święciła jedne z największych sukcesów w swojej historii. W sezonie 2008/2009 zespół prowadzony przez Pepa Guardiolę zdobył sekstet. W sumie za kadencji Laporty Barca dwukrotnie wygrywała Ligę Mistrzów.
Czas na wyjście z dołka
Ostatnie miesiące w FC Barcelnie były klęską nie tylko w obszarze sportowym, ale przede wszystkim wizerunkowym oraz finansowym. W obliczu obecnej sytuacji klubu, Laporta wydaje się być właściwą osobą, na właściwym miejscu. Doświadczenie zebrane przez Hiszpana w poprzednich latach pracy jako prezydent klubu, z pewnością pozwoli ustalić jasny plan wyjścia z finansowego dołka.
Jednym z głównych wyzwań dla nowego prezydenta był kończący się kontrakt Leo Messiego. Nie da się ukryć, że Laporta ma dobre relacje z Argentyńczykiem, więc szanse na pozostanie Leo w Blaugranie rosną.