Arek Milik kontynuuje strzelanie dla Olympique Marsylia. Po dwóch bramkach w Ligue 1 przyszedł czas na gola w Pucharze Francji.
https://twitter.com/Vincent_1393/status/1368663204713365510?s=19
Arek Milik kontynuuje strzelanie dla Olympique Marsylia. Po dwóch bramkach w Ligue 1 przyszedł czas na gola w Pucharze Francji.
https://twitter.com/Vincent_1393/status/1368663204713365510?s=19
Sampdoria z Bartoszem Bereszyńskim w składzie zremisowała z Cagliari 2:2. Polak w 78. minucie popisał się efektownym sprintem, który zakończył pięknym uderzeniem. Bramka „Beresia” doprowadziła do wyniku 1:1.
ŚWIETNY STRZAŁ BERESZYŃSKIEGO 💣
🇵🇱 Polak idealnie wykończył akcję i zdobył swoją pierwszą bramkę w Serie A TIM 👏
🇮🇹 #włoskarobota pic.twitter.com/lBG3TwPxbF
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) March 7, 2021
Rafał Gikiewicz zabrał głos po porażce Augsburga z Herthą w sobotnim meczu Bundesligi. Polski golkiper kolejny raz nie przebierał w słowach na temat zachowania swojej drużyny. Przypomnijmy, że kilka miesięcy temu narzekał na uśmiechy piłkarzy po kolejnym nieudanym spotkaniu.
Hertha pokonała Augsburg 2:1 w 24. kolejce ligi niemieckiej. Polak był jednym z najjaśniejszych punktów ekipy z Bawarii, mimo to wpuścił dwie bramki. W zachowaniu czystego konta nie pomogli mu koledzy z defensywy, którzy popełniali liczne błędy. W ten sposób prezentowali berlińczykom okazje do strzelenia bramek.
Słynący z ciętego języka Gikiewicz wypowiedział się na temat postawy drużyny. Bramkarz Augsburga nie był zadowolony z przebiegu spotkania. Polak w rozmowie z telewizją Sky otwarcie skrytykował zespół.
– Musimy więcej grać w piłkę nożną, a mniej rozmawiać z arbitrem. Co tydzień tracimy gole po prostych błędach. Robimy za mało, a Hertha wykorzystuje nasze błędy – cytuje Rafała Gikiewicza portal WP Sportowe Fakty.
Augsburg zajmuje 13. miejsce w Bundeslidze. Po 23 kolejkach podopieczni Heiko Herrlicha uzbierali 26 punktów. Ekipa z Bawarii ma przewagę ośmiu punktów nad strefą barażową.
Źródło: Sky, WP Sportowe Fakty
Rywalizacja na linii Robert Lewandowski – Erling Haaland nabiera rumieńców! Z sobotniej rywalizacji zwycięsko wyszedł Polak, który zdołał ustrzelić hat-tricka. Nasz rodak po meczu skomentował poczynania swojego młodszego kolegi.
Sobotnie starcie pomiędzy Bayernem Monachium a Borussią Dortmund zakończyło się zwycięstwem Bawarczyków 4:2. Głównymi aktorami wczorajszego spektaklu byli wspomniani wcześniej Lewandowski oraz Haaland. Norweg zdobył dwie bramki i wyprowadził BVB na prowadzenie 2:0 już w 9. minucie meczu. Z biegiem czasu coraz bardziej rozkręcał się nie tylko Robert Lewandowski, ale i cały Bayern. Polak zdołał ustrzelić ostatecznie hat-tricka i poprowadził swój zespół do zwycięstwa 4:2.
Po meczu do wywiadu podszedł Robert Lewandowski. Polak skomentował wydarzenia na boisku oraz ocenił ostatnie poczynania Erlinga Haalanda.
– To był interesujący mecz dla kibiców i dla nas. Przez pierwsze dwadzieścia minut nie graliśmy dobrze. Po stracie drugiego gola wiedzieliśmy, że musimy ruszyć do ataków, żeby utrzymać pierwsze miejsce – podsumował mecz Robert Lewandowski.
– On nie gra tak, jakby miał 20 lat. Ma wielki talent i już pokazał, ile goli może strzelić – Polak ocenił ostatnie występy Haalanda.
– Haaland ma ogromny potencjał. Przed nim wspaniała przyszłość, wszystko jest możliwe. Myślę, że koledzy z drużyny czują się lepiej z nim na boisku. Zawsze jest gotów strzelać gole i jest głodny bramek – dodał Polak.
źródło: sport.pl
Od rozpoczęcia treningów Jakuba Modera z zespołem Brighton minęły już niemal 2 miesiące. Na oficjalnej stronie Brighton & Hove Albion pojawił się wywiad z reprezentantem Polski.
Na początku października ubiegłego roku Brighton kupiło Jakub Modera, za którego angielski klub zapłacił Lechowi Poznań w granicach 11 milionów euro. Polak natychmiastowo został z powrotem wypożyczony do Kolejorza na jeden sezon, jednak Brighton zastrzegło sobie możliwość skrócenia wypożyczenia w zimie. Zarząd Mew zdecydował się skorzystać z zapisu w umowie, w związku z czym Moder od stycznia trenuje z pierwszym zespołem Brighton.
Jakub Moder nie dostaje póki co zbyt wielu szans na grę głównie z uwagi na wydłużony czas aklimatyzacji. Polak od kilku tygodni intensywnie pracuje nie tylko w klubie na treningach, ale i w domu na nauce języka angielskiego.
– Niektóre akcenty trudno to zrozumieć. Nigdy nie wiem, co mówią Aaron Connolly i Dan Burn. Kiedy rozmawiam z chłopakami, którzy nie są z Anglii, jest to łatwiejsze, ponieważ prawdopodobnie nauczyli się języka w ten sam sposób, co ja. Każdy zagraniczny gracz musi sobie z tym poradzić. Kiedy Anglicy rozmawiają ze sobą, mówią szybko i nie nadążam – mówi Moder w rozmowie dla internetowej strony Brighton.
Reprezentant Polski ma już jednak za sobą debiut w Premier League. Jakub otrzymał od swojego szkoleniowca ok. 10 minut w meczu z WBA pod koniec lutego.
– Mam nadzieję, że dałem trenerowi trochę do myślenia. Czułem, że moje dziesięć minut przeciwko West Brom było dobre. Chcę, żeby mógł mi zaufać w następnych meczach i mam nadzieję, że zacząłem ten proces od mojego debiutu – podzielił się swoimi wrażeniami Polak.
Moder nie jest jedynym Polakiem, który trafił w letnim oknie transferowym do Brighton, gdyż Mewy postanowiły również zakontrakować Michała Karbownika. Póki co to właśnie ze swoim rodakiem Jakub utrzymuje najlepszy kontakt.
– Jestem w dobrych stosunkach ze wszystkimi, zwłaszcza z Michałem Karbownikiem, bo obaj jesteśmy z Polski, ale też z Percy Tau i Andim Zeqirim, on jest bardzo zabawny. Jeszcze się dostosowuję i zajmie mi trochę czasu, zanim nauczę się języka, ale wszyscy są dla mnie dobrzy i starają się pomóc – skomentował reprezentant Polski.
Ponadto były piłkarz Lecha porównał poziom ligi angielskiej do polskiej Ekstraklasy. Reprezentant Polski podzielił się również swoimi pierwszymi spostrzeżeniami dot. treningów w Brighton.
– Kiedy przyszedłem, to było ciężko. Przez przerwę zimową w Polsce nie grałem kilka tygodni. Teraz jestem znacznie pewniejszy siebie na treningu, niż byłem na początku – ocenił 21-latek.
– Największą różnicą jest intensywność, jakość jaką mamy tutaj, jest ogromna. Wydaje mi się, że treningi tutaj wyciskają ze mnie zdecydowanie więcej– ocenił 21-latek.
źródło: Brighton
fot. Brighton & Hove Albion
Sir Alex Ferguson ma za sobą ciężkie problemy zdrowotne. Szkot w 2018 roku doznał wylewu krwi do mózgu, przez co trafił do szpitala. W nowym filmie na temat legendarnego szkoleniowca dowiedzieliśmy się, czego najbardziej się w tamtej sytuacji obawiał.
„Sir Alex Ferguson: Never Give In” to film opowiadający o życiu byłego trenera Manchesteru United. Jego premiera odbyła się w sobotę w Glasgow. Między innymi poruszył on straszne wydarzenia ze wspomnianego 2018 roku. Szkot wówczas walczył o życie w szpitalu.
Aktualnie Ferguson ma się już dobrze, jednak trzy lata temu jego sytuacja była dramatyczna. Nawet po udanej operacji nie wszystko wróciło od razu do normy. Szkot wspomina tamten okres, jako jeden z najtrudniejszych dla siebie momentów.
– Jedna z pierwszych rzeczy, którą powiedziałem rodzinie po operacji, dotyczyła pamięci. Przez całe życie była wspaniała. W następnym tygodniu straciłem głos. Nie mogłem wydobyć z siebie ani jednego słowa. To było przerażające – opowiedział 79-latek.
Legendarny trener zdradził również, czego się najbardziej obawiał. Przede wszystkim zastanawiał się nad tym, czy kiedykolwiek wróci mu pamięć i zdolność mowy.
– Cały czas zastanawiałem się, czy moja pamięć wróci? Czy kiedykolwiek coś powiem? Przyszła do mnie pani logopeda, która poprosiła, żebym wypisał członków rodziny, przyjaciół, byłych piłkarzy… Potem zadawała mi pytania o zwierzęta, ryby, ptaki. Po dziesięciu dniach głos wrócił. Wtedy zdałem sobie sprawę, że z moją pamięcią wszystko jest w porządku – przyznał.
– Tego dnia w tym szpitalu było pięć podobnych przypadków. Trzy skończyły się tragicznie, dwie osoby przeżyły. Wtedy rozumiesz, ile miałeś szczęścia. Był piękny, słoneczny dzień. Zastanawiałem się, ile takich dni jeszcze zobaczę. To było bardzo trudne – dodał także Szkot.
Thibaut Courtois jest istotnym punktem Realu Madryt. Belg nie ukrywa jednak, że czuje się mocno niedoceniany we własnym kraju. Bramkarz robi za to wyrzuty mediom i kibicom.
Kiedy w 2018 roku Courtois zamienił Chelsea na Real Madryt władze „Królewskich” kibice mieli wątpliwości co do słuszności transferu. Belg po prostu zawodził w meczach, co tłumaczono później różnorakimi problemami prywatnymi. Finalnie jednak bramkarz stanowi teraz filar defensywy „Los Blancos”.
Aktualnie Courtois czuje się w Realu świetnie, a na pewno lepiej niż w swojej ojczyźnie. 28-latek uważa, że jest niedoceniany w Belgii. Za przykład podał między innymi organizowane tam plebiscyty.
– W Realu przeżyłem tsunami. W 2020 roku wygrałem z nim mistrzostwo, a w Superpucharze popisałem się decydującą interwencją w rzutach karnych. Potem przeczytałem, że nie zasłużyłem na nagrodę dla Najlepszego Belga w takim stopniu jak Romelu Lukaku, bo on zawsze był dostępny dla reprezentacji. Ja nie pojechałem na mecz z Danią, bo chwilę wcześniej skończyłem wakacje. Uznałem, że muszę dobrze przygotować się do sezonu – stwierdził Courtois.
Golkiper uważa, że od lat prezentuje bardzo podobną, stabilną formę. Uważa jednak, że mimo wszystko jego osiągnięcia są w Belgii deprecjonowane i skrupulatnie pomijane.
– Spędziłem trzy fantastyczne lata w Atletico, byłem chwalony, zostałem Sportowcem Roku. Dzisiaj mam wrażenie, że wszystko, co robię, spowszedniało. Dla wielu mediów mój występ przeciwko Valladolid właściwie nie istniał. Wygląda to tak, jakby można grać na wysokim poziomie w największym klubie świata bez żadnego wysiłku – wyjaśnił.
Sobotnie „Der Klassiker” było teatrem jednego aktora. Robert Lewandowski strzelił hat-tricka w starciu z Borussią Dortmund i znowu zgarnął całą sławę dla siebie. Eksperci i legendy niemieckiego sportu nie mają wątpliwości, że Polak jest w stanie przebić wyczyn Gerda Mullera z sezonu 1971/72. 32-latkowi brakuje już tylko dziewięciu bramek do zrównania się z ikoną Bawarczyków.
BVB zdecydowanie lepiej weszła w hitowe starcie 24. kolejki Bundesligi. Już w 9. minucie za sprawą dubletu Erlinga Haalanda goście wygrywali na Allianz Arenie 2-0. W 26. minucie „Die Roten” złapali kontakt dzięki bramce Lewandowskiego, a tuż przed przerwą mieliśmy już wynik remisowy. Tym razem dublet skompletował kapitan reprezentacji Polski.
W drugiej połowie dominacja Bayernu robiła się coraz wyraźniejsza. O finalnym wyniku spotkaniu zadecydowała jednak dopiero końcówka. W 88. minucie na prowadzenie gospodarzy wyprowadził Leon Goretzka, a już dwie minuty później Robert Lewandowski dołożył trzeciego gola w meczu. 32-latek kompletnie zaskoczył Marwina Hitza strzałem sprzed pola karnego.
Mecze z BVB są zawsze wyjątkowe dla „Lewego”. Napastnik grał w czarno-żółtych barwach przed przejściem do Bayernu. Od tamtej pory minęło już jednak niemal siedem lat. Polak przeszedł drogę od bohatera i jednego z najlepszych napastników w historii klubu do jego absolutnego postrachu.
Dzięki hat-trickowi w „Der Klassiker” Lewandowski stał się najskuteczniejszym piłkarzem w meczach przeciwko Borussii Dortmund. W 23 meczach z BVB snajper Bawarczyków strzelił 22 bramki licząc wszystkie rozgrywki. Do tej pory tytuł postrachu klubu z Signal Iduna Park należał do Klausa Allofsa, byłego napastnika FC Koeln czy Fortuny Dusseldorf.
Niemieckie media również odnotowały niesamowitą grę Lewandowskiego. Nasi zachodni sąsiedzi rozpływali się nad występem Polaka i przyznali mu najwyższe noty.
– Najlepszy w Bayernie obok Leroya Sane. Nie tylko ze względu na liczbę goli, która zbliża go do słynnego rekordu Gerda Muellera. „Lewy” oddał najwięcej strzałów ze wszystkich zawodników z pola – napisano w niemieckiej wersji portalu „Goal.com”. Serwis ocenił Polaka na „1” (klasa światowa, najlepsza możliwa ocena).
– Początkowo koledzy szukali go wysokimi piłkami, ale nie przynosiło to powodzenia. Był na miejscu, by strzelić gola na 1:2. Później na zimno wykorzystał rzut karny, a w końcówce ustalił wynik na 4:2 – stwierdzono na portalu telewizji Sky.
– Najlepszy piłkarz świata uwielbia mecze z Borussią. Swojemu byłemu klubowi strzelił dwadzieścia goli w czternastu ligowych meczach. W lidze ma już 31 trafień. Szaleństwo. We wszystkich rozgrywkach jego bilans wynosi 37 goli. Jeszcze większe szaleństwa – rozpływał się z kolei serwis „Abendzeitung”. Tamtejsi dziennikarze także ocenili Lewandowskiego na „1”.
– W pierwszej połowie był prawie niewidoczny, ale i tak strzelił dwa gole. W drugiej połowie nie przeprowadził prawie żadnej akcji, a potem znakomitym płaskim strzałem trafił na 4:2 – podsumował występ Polaka „Sport1.de”, który również wystawił mu „jedynkę”.
Sobotnie show w wykonaniu Lewandowskiego tylko podsyciło apetyty kibiców i ekspertów w kontekście pobicia rekordu Gerda Mullera. 32-latkowi brakuje już tylko dziewięciu bramek do zrównania się z niemiecką legendą pod kątem liczby bramek strzelonych w jednym sezonie Bundesligi. Dziesięć trafień wystarczy, aby „Lewy” pobił wyczyn byłego napastnika Bayernu.
Do tego ma jeszcze dziesięć spotkań. Gdyby udało mu się w każdym z nich chociaż raz trafiać do siatki rywali – pobiłby rekord. W to wierzy między innymi Lothar Matthaus. Ekspert telewizji Sky jest pewny, że Polak tego dokona.
– Jeśli piłka nożna pozostanie taka sama, a Lewandowski nie odniesie kontuzji, jestem pewny, że pobije rekord Gerda Mullera – stwierdził mistrz świata z 1990 roku.
Sam Lewandowski tłumi jednak zapędy i nakłania do zachowania chłodnej głowy. Snajper Bawarczyków ma świadomość, że do końca rozgrywek pozostało trochę czasu i wiele się może wydarzyć. Zdaniem napastnika – jest jeszcze za wcześnie, by mówić, że cokolwiek zostało przesądzone.
– Wciąż jest dziewięć bramek, jest jeszcze za wcześnie – uspokajał w rozmowie z „ZDF”.
Co ciekawe, niemieccy dziennikarz policzyli, że Lewandowski zostałby królem strzelców w 52 poprzednich sezonach Bundesligi z aktualnym dorobkiem bramkowym. Łącznie było ich 57, więc Polak przegrałby jedynie w pięciu rywalizacjach.
Dziennikarze dodali także, że na koniec sezonu „Lewy” może mieć nawet 43 trafienia na koncie. Wszystko zależy jednak od tego czy utrzyma tendencję bramek na mecz. Aktualnie wynosi ona 1,29.
Szwedzkie media uważają, że Zlatan Ibrahimović zostanie powołany na zgrupowanie. Federacja Trzech Koron narazie nie ujawnia szczegółów, a lista zawodników zgłoszonych na najbliższe mecze ukaże się 16 marca.
Zlatan Ibrahimović swój ostatni mecz dla Szwecji rozegrał podczas Euro 2016. Wtedy to jego reprezentacja zajęła ostatnie miejsce w grupie, a 39-latek postanowił skupić się na karierze klubowej. Po 6 latach przerwy istnieje duże prawdopodobieństwo powrotu Ibry na zgrupowanie szewckiego zespołu.
Zlatan w lokalnej prasie zadeklarował chęć powrotu do reprezentacji. Napastnik w listopadzie spotkał się sekretarzem generalnym Szwedzkiego Związku Piłki Nożnej oraz selekcjonerem reprezentacji. Rozmowy pomiędzy panami miały być bardzo owocne i według informacji FotbollDirekt.se Ibra w marcu pojawi się na zgrupowaniu.
– Skład zostanie opublikowany 16 marca. Zobaczymy wtedy, jak będzie wyglądać sytuacja. Mamy nadzieję, że trener będzie miał do dyspozycji najlepszych zawodników, w końcu jego praca nie należy do najłatwiejszych – powiedział menadżer reprezentacji Szwecji, Stefan Pettersson.
W polskiej części internetu pojawiły się głosy, że nasza reprezentacja powinna mieć się teraz na baczności. W ramach przypomnienia biało-czerwoni zmierzą się ze Szwedami 23 czerwca w ramach Mistrzostw Europy. Owszem, Zlatan jest ogromnie doświadczonym piłkarzem, jednak sam tego spotkania nie wygra. Taką sytuację powinniśmy potraktować, jako nowe wyzwanie, a nie poważny problem.
Jak informują urugwajskie media Luis Suarez założył w soim rodzimym kraju drużynę piłkarską. 34-latek marzy o przekształceniu Deportivo LS w profesjonalny klub.
Jak podaje „Ovacion Digital”, Luis Suarez założył klub o nazwie Deportivo LS. Narazie powstał jeden zespół, który ma występować w lidze uniwersyteckiej, jednak napastnik Atletico Madryt planuje m.in. dołączenie do seniorskich rozgrywek, a także stworzenie sekcję hokejowej.
Celem Suareza jest rozwój młodzieży. Klub mieści się w urugwajskim Solymar, a za kilka miesięcy rozpoczną się prace nad powiększeniem kompleksu. W planach jest wybudowanie od pięciu do siedmiu boisk z naturalną oraz sztuczną murawą.
Luis Suárez has created a club called "Deportivo LS", which will debut in Uruguay's University League.
The long-term goal is to make it a professional team pic.twitter.com/6L0HaGodSb
— Uruguay Football ENG (@UruguayFootENG) March 6, 2021
Sobotni Der Klassiker przejdzie do historii. Bayern Monachium do 26. minuty przegrywał z Borussią Dortmund 0:2, jednak później Bawarczycy rozpoczęli festiwal strzelecki. Przed przerwą 2 bramki strzelił Robert Lewandowski. Gola na prowadzenie w 88. minucie zdobył Leon Goretzka, a chwilę po nim kapitan reprezentacji Polski dorzucił trzecią bramkę w tym spotkaniu. Było to 31. trafienie 32-latka w tym sezonie Bundesligi.
⚽️ GOAL!! Moments after @leongoretzka_ scored the third, @lewy_official completes his hat-trick to break @BVB hearts 💔@FCBayern 4️⃣-2️⃣ @BVB
Watch LIVE on CONNECT @kayosports, @Foxtel & Fetch!! ▶️ https://t.co/dR3JmGUdy7#DerKlassiker | #Bundesliga | #FCBBVB | @bet365 pic.twitter.com/oPO3vjy8rH
— beIN SPORTS (@beINSPORTS_AUS) March 6, 2021
Robert Lewandowski nie zatrzymuje się! Najpierw 32-letni napastnik wykorzystał świetne podanie Leroya Sane, a tuż przed przerwą kapitan reprezentacji Polski zamienił rzut karny na bramkę. Po pierwszych 45. minutach na Allianz Arenie Bayern Monachium remisuje z Borussią Dortmund 2:2.
MISTRZ GONI UCZNIA ⚽@lewy_official i bramka kontaktowa w #DerKlassiker! Włączcie Eleven Sports 1! 🔥
🇩🇪 #BundesTAK pic.twitter.com/SgZrFWBhKi
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) March 6, 2021
🇵🇱 Robert Lewandowski 2:2 Erling Haaland 🇳🇴
Niesamowity pojedynek w #DerKlassiker! 🇩🇪 #BundesTAK pic.twitter.com/PGbuZlmEBt
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) March 6, 2021
W sobotnim Der Klassiker Borussia Dortmund wygrywa z Bayernem Monachium 2:1. Bramkę kontaktową dla Bawarczyków zdobył Robert Lewandowski, który dołożył nogę do świetnego podania Sane. Jest to 29. gol Polaka w tym sezonie Bundesligi.
MISTRZ GONI UCZNIA ⚽@lewy_official i bramka kontaktowa w #DerKlassiker! Włączcie Eleven Sports 1! 🔥
🇩🇪 #BundesTAK pic.twitter.com/SgZrFWBhKi
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) March 6, 2021
Krzysztof Piątek wyrównał stan rywalizacji w meczu Hertha-Augsburg. Dla Polaka był to 6. gol w tym sezonie Bundesligi.
REWOLWERY ZNOWU ODPALONE 🔫🔫
🇵🇱 K. Piątek precyzyjnym strzałem głową doprowadza do remisu w meczu Hertha BSC – FC Augsburg ⚽
🇩🇪 #BundesTAK pic.twitter.com/5ZHQcxKwJe
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) March 6, 2021
Minęło już trochę czasu od transferu Arkadiusza Milika do Marsylii. Polak po kontuzji, której doznał krótko po odejściu z Napoli wrócił do gry i zaliczył cztery występy w barwach OM. Francuscy dziennikarze zauważyli jednak coś zaskakującego. Ich zdaniem napastnik gra w innej koszulce, niż reszta jego kolegów z zespołu.
Cztery mecze i dwa strzelone gole – na razie taki dorobek ma Milik po przejściu na Stade Velodrome. Działacze Olympique Marsylii nie ukrywają, że są zadowoleni z transferu polskiego napastnika. Francuscy dziennikarze doszli jednak do ciekawe odkrycia w sprawie 27-latka.
W sieci zamieszanie zrobiła interesująca teoria. Specjaliści od koszulek piłkarskich wychwycili, że Milik nie gra w normalnym klubowym stroju. Zamiast tego Polak gra… w replice, którą może kupić każdy kibic.
– Milik jeszcze nie zagrał w oryginalnej koszulce, które są dostępne tylko dla piłkarzy. Zamiast tego występuje w replice, którą każdy kibic może kupić w sklepie – stwierdził portal „footpack.fr”.
Na czym dokładnie polega różnica, którą zauważyli eksperci? Oryginalne stroje mają przede wszystkim haftowany herb (na koszulce Milika jest to nadruk). Dodatkowo są lepiej dopasowane do ciała i wykonane z nieco innego materiału niż repliki.
The eagle-eyed team @footpack have spotted that Arkadiusz Milik has been wearing replica shirts for Marseille, rather than the typical player issue. 🕵️♀️ pic.twitter.com/lgOZPwswYy
— Football Shirt Collective (@thefootballsc) March 3, 2021
Specjaliści przedstawili swoje teorie w sprawie Milika. Ich zdaniem możliwe jest to, że Polak po prostu niekomfortowo czuje się w oryginalnej koszulce. Możliwe, że jest dla niego po prostu za ciasna. Problem jednak w tym, że wcześniej grał w podobnym modelu w Napoli, i to przez kilka lat.
Według innego scenariusza winowajcą jest Puma. Marka, która dostarcza Marsylii stroje mogła nie wyprodukować jeszcze koszulki z nazwiskiem 27-latka. Tę teorię można natomiast łatwo obalić. Olivier Ntcham, który także został na Stade Velodrome sprowadzony zimą, zdaniem ekspertów gra w oryginalnym trykocie.
Oczywiście nie można wykluczyć, że to sam Milik stwierdził, że chce grać w replice. Być może lepiej sprawdza się w niższych temperaturach, lub faktycznie oryginalny strój był dla Polaka za ciasny.