Mioduski w końcu zabrał głos: „Oczekuję walki i determinacji. Wyjdziemy z kryzysu”

Ostatni okres nie należy do najlepszych w historii Legii Warszawa. W rozmowie dla oficjalnej strony internetowej Wojskowych Dariusz Mioduski przedstawił swoje plany na przyszłość klubu.

Kiedy Legia wróci na salony?

Obecna sytuacja Legii Warszawa w kilku słowach: dno i 2 metry mułu. Mimo optymistycznego początku na międzynarodowym podwórku (zwycięstwo ze Spartakiem i Leicester), Liga Europy szybko zweryfikowała Wojskowych (0:3 i 1:4 z Napoli, 1:3 z Leicester)Nad domowymi rozgrywkami nawet nie ma co się rozpisywać – po 13. rozegranych meczach stołeczny klub ma na koncie 3 zwycięstwa i 10 porażek. Tak naprawdę tylko bilans bramkowy chroni (jeszcze) Legię przed ostatnim miejscem w tabeli.

To, że Legia przechodzi kryzys i to dość duży, wszyscy wiemy. Pytanie, jak sobie z nim poradzić? Zwolnienie topowego trenera i zatrudnienie kolejnego z karuzeli (po raz kolejny) nie wydaje się najlepszą opcją na wyjście z sytuacji. Nawet najlepsi szkoleniowcy świata mieliby trudności w prowadzeniu drużyny, gdzie problemy zaczynają się u podstaw funkcjonowania klubu. Mimo tego Dariusz Mioduski planuje zaprosić kolejnego trenera do swojego klubu, podpisać z nim dwu czy trzyletni kontrakt, zwolnić go na początku kolejnego sezonu i wypłacić sowite odszkodowanie.

– Mogę potwierdzić, że chcemy się porozumieć ze szkoleniowcem i jego sztabem. Jeśli nie będzie możliwe zatrudnienie go zimą, to jesteśmy gotowi poczekać do końca sezonu. Uważam, że Marek Papszun przy odpowiednich warunkach do pracy, które w Legii są, jest obecnie najlepszym kandydatem, by rozwinąć nasz zespół w najbliższych latach. Mam przekonanie, że charyzma, wiedza, doświadczenie trenera Papszuna, bardzo pozytywnie połączą się z filozofią klubu – zdradził prezes Wojskowych.

– Chce rozwijać klub z trenerem, dla którego etos ciężkiej pracy w połączeniu z pełnym profesjonalizmem jest credo zawodu trenerskiego. Pozytywne, choć nie obilgatoryjne, jest to, że trener Papszun jest z Warszawy i rozumie, czym jest Legia dla Warszawy i dla kibiców, rozumie jaka jest atmosfera na każdym stadionie w Polsce, gdy tylko podjeżdża nasz klubowy autokar – dodał.

Jeżeli filozofią Marka Papszuna jest sprzedawanie jednego z najlepszych piłkarzy w środku eliminacji do Ligi Europy za grosze, to razem mogą naprawdę daleko zajść. I tu właśnie pojawia się podstawowy problem Legii – transfery. Po ostatnich ruchach na rynku nie widać, aby klub zmierzał w jakąkolwiek dobrą stronę, a mimo tego prezes Mioduski wydaje się być zadowolony z obecnej sytuacji.

– Jeśli chodzi o strategię sportową, to jest ona jasna i myślę, że po ruchach transferowych, które podejmujemy, widać w jakim kierunku idziemy. Szkolimy młodych zawodników i chcemy ich konsekwentnie wprowadzać do pierwszego zespołu. To proces, nasza Akademia dopiero po powstaniu LTC mogła zacząć działać w profesjonalnych warunkach, ale wciąż mamy tam sporo do zrobienia. Obniżyliśmy średnią wieku w I drużynie, podnieśliśmy potencjał sprzedażowy, patrzymy w kierunku młodych zawodników, mających talent i perspektywę sprzedażową. Tu przykładami są Ernest Muci, Jurgen Celhaka czy Mahir Emreli. Inwestujemy w reprezentantów swoich krajów, jak Mathias Johansson, Ihor Kharatin czy Lirim Kastrati. Jednocześnie patrzymy w kierunku Polaków pokroju Bartosza Kapustki czy Maika Nawrockiego, którzy do momentu kontuzji wnosili do gry bardzo wiele. Do tego dochodzą doświadczeni liderzy, jak Artur Boruc. Bardzo liczę na jego umiejętności i charyzmę w najbliższych miesiącach – zaznaczył prezes.

– Teraz mogę to ujawnić, ale ja już w lecie doradzałem mu, żeby po awansie do Ligi Europy podał się do dymisji. Dlaczego? Bo widziałem, jak budowana jest ta drużyna. Trener chciał stawiać na piłkarzy mobilnych, a takich nie dostał. No ale ktoś tych piłkarzy znalazł, sprowadził i ktoś im płaci – zdradził w rozmowie z portalem Sport.pl Mariusz Piekarski, menadżer Czesława Michniewicza.

Odejdźmy na chwilę od przeszłości i wróćmy do tego, co jest teraz. Ciekawe, co prezes Mioduski ma do powiedzenia na temat obecnej sytuacji?

– Przede wszystkim zacznijmy od najważniejszego. Przepraszam za to miejsce w tabeli, na którym jesteśmy. Ta sytuacja nigdy nie powinna mieć miejsca. Rozumiem gorycz kibiców. Też czuję gniew i wiem, że sytuacja wymaga nie tylko diagnozy, ale zdecydowanych działań, które podejmujemy. Jednocześnie dziękuje całemu środowisku związanemu z naszym klubem za słowa wsparcia i kibicowską postawę w tych trudnych dla nas wszystkich chwilach. Przyczyn obecnego kryzysu jest kilka. Dostrzegałam zastój w rozwoju drużyny już od meczu z Pogonią w poprzednim sezonie – zaczął 57-latek.

– Po awansie do Ligi Europy wszystkim wydawało się, że liga wygra się sama. Tymczasem każda kolejna porażka powodowała, że wpadliśmy w swego rodzaju „korkociąg”. Wszystkim nam towarzyszy coraz większe napięcie i presja, co jest zrozumiałe, ale musimy sobie z tym poradzić. Natomiast szukając głębszych przyczyn, z pewnością widzimy, że krótkotrwałe nastawienie na wynik w dłuższej perspektywie powoduje zbytnie rozluźnienie po osiągnięciu celu, jakim były mistrzostwa Polski czy awans do europejskich pucharów – dodał.

– Szczególnie w momentach sukcesu potrzeba więcej pracy, pokory i jeszcze raz pokory. To ma być motywacja do dalszej pracy, poczucie, że jesteśmy na początku drogi rozwoju, a nie osiadania na laurach po jednym czy drugim mistrzostwie. Dlatego potrzebujemy takiego szkoleniowca jak trener Papszun. Na takiego jesteśmy gotowi poczekać. Wynik będzie zawsze priorytetem, ale dokręcamy śrubę, jeżeli chodzi o wewnętrzne zasady i nie będziemy już tego poluzowywać, na co błędnie się wcześniej godziliśmy, lub nie egzekwowaliśmy od trenerów. Jest to też jedno z głównych kryteriów przy wyborze docelowego szkoleniowca i ludzi, którzy z nim pracują – zakończył temat.

W trakcie rozmowy pojawiło się pytanie czy Dariusz Mioduski nie obawia się do tego, że Legia zakończy rundę w strefie spadkowej?

– Nie, bo wiem i widziałem, że ten zespół stać było na ogranie Bodo/Glimt, Slavii Praga, Spartaka czy Leicester. Mam bardzo wysokie wymagania przede wszystkim wobec graczy z największym doświadczeniem, którzy powinni w trudnym okresie brać na siebie odpowiedzialność. Mamy w drużynie etatowych reprezentantów swoich krajów, mamy znających ligę jak własną kieszeń Polaków. Swoją siłę muszą pokazać w szatni i na boisku, a nie przed kamerami telewizyjnymi. Każdy powinien zacząć poprawę od siebie, od przemyślenia swojego podejścia, zaangażowania. W Legii nie będzie świętych krów, chcę to jasno powiedzieć. Gra tutaj ma być zaszczytem, a nie odcinaniem kuponów. Dlatego to cały zespół musi się teraz podnieść – odpowiedział krótko prezes Wojskowych.

Na sam koniec 57-latek skierował kilka słów do kibiców.

– Przede wszystkim jeszcze raz przeprosić za popełnione błędy, bo nikt nie zamierza uciekać od odpowiedzialności, na czele ze mną. Zawsze oczekujemy sukcesów. Zawsze chcemy widzieć maksymalne zaangażowanie i to jak nasz klub wygrywa. Przeżywać takie chwile jak podczas meczu z Leicester na naszym stadionie. Świętować sukces z absolutnie fenomenalnym dopingiem naszych Kibiców. Wiem, że wszyscy, którzy kochają Legię, przeżywają mocno naszą obecną sytuację. Nasi kibice, piłkarze, pracownicy Klubu. Nasi partnerzy biznesowi i kooperanci. Słyszymy słowa krytyki i je rozumiem. Nie popadajmy jednak w czarnowidztwo, tak jak robią to niektórzy krytycy. Nie mam tu na myśli fanów, ale licznych „doradców”, uaktywniających się w mediach. Przypomnę tylko, ile boisk treningowych miała Legia, jak wyglądał klub kilka lat temu, bez znakomitego zaplecza, jakim jest obecnie LTC. Łatwo rozporządzać cudzymi pieniędzmi. Wszystkich moich krytyków zachęcam do zainwestowania swoich pieniędzy w piłkę nożną – zakończył prezes.

Na naszym portalu pojawiły się tylko wybrane fragmenty oświadczenia (bo ciężko to nazwać wywiadem). Całą rozmowę znajdziecie w tweecie poniżej. Na koniec taka drobna rada z mojej strony: wiem, że wszystkie kluby chcą być Legią Warszawa, ale niech chociaż przeczytają swoje oświadczenia przed publikacją, żeby uniknąć powtórzeń całych pytań oraz podstawowych błędów ortograficznych.

Kacper Polaczyk