Występ Lewandowskiego w meczu z Anglią zagrożony? „Sytuacja jest dynamiczna”

Występ Roberta Lewandowskiego w meczu reprezentacji Polski przeciwko Anglii na Wembley stoi pod znakiem zapytania. Ma to oczywiście związek z możliwą kwarantanną po przylocie z Wysp.

W obecnych czasach kluby nie mają obowiązku zezwalać swoim piłkarzom na wylot na zgrupowanie reprezentacji, jeśli wiązałoby się to z późniejszą kwarantanną. Jak podaje Onet, Bayern może nie pozwolić swojej największej gwieździe wyjechać na zgrupowanie kadry. Po przylocie z Anglii Roberta najprawdopodobniej czekałaby przymusowa kwarantanna. Z punktu widzenia Bawarczyków po prostu się to nie opłaca. Tym bardziej że sezon klubowy zaczyna wkraczać w decydującą fazę.

– Sekretarz generalny PZPN Maciej Sawicki powiedział, że na razie nie ma alarmu ze strony niemieckich klubów oraz że jest w stałym kontakcie z UEFA – czytamy na portalu Onet Sport.

Na jesieni ubiegłego roku bohaterem podobnej historii był Krzysztof Piątek. Reprezentant Polski wyleciał wraz z resztą zespołu do Zenicy na mecz z Bośnią. Tam nie zagrał choćby przez minutę, mimo to po powrocie do Herhy Berlin, czekała go 5-dniowa kwarantanna.

– Na razie ani w Bayernie, ani w Hercie nikt nie wspomniał nawet o możliwości zakazu wyjazdu polskich piłkarzy do Anglii. Sytuacja jest dynamiczna. Jedyne, co PZPN mógł zrobić (i zrobił to) – do obu klubów wysłał plan zgrupowania i dokładne terminy wyjazdów oraz powrotów drużyny z Polski i do Polski z wyraźnym zaznaczeniem, kiedy będą mieli robione testy na obecność COVID – czytamy w kolejnym artykule Onetu.

Według informacji podanych przez Onet Bawarczycy przekazali szczegóły lokalnemu sanepidowi. Póki co niemiecka placówka jest zadowolona ze współpracy z PZPN. Jeśli okaże się, że Bayern nie zezwoli Lewandowskiemu na wyjazd na zgrupowanie, to wówczas PZPN z pewnością skontaktuje się z UEFA.

źródło: Onet 1, Onet 2

Premier Szkocji rozwścieczona kibicami Rangersów. „To irytujące i haniebne”

Kibice Rangersów świętowali zdobycie 55. tytułu mistrza kraju. Nicola Sturgeon, premier Szkocji nie kryła jednak swojej wściekłości. Pani polityk apelowała o powrót fanów do domu. – To irytujące i haniebne – grzmiała Szkotka.

Przez ostatnie dziesięć lat w Szkocji niezmiennie dominował Celtic. Rangersi w końcu przełamali dominację bezpośrednich rywali, i to w jakim stylu! Zespół Stevena Gerarda zgromadził aż o 20 punktów więcej niż biało-zieloni.

Ze zdobycia 55. tytułu mistrza Szkocji kibice Rangersów mogli się cieszyć po potknięciu Celticu. Rywal zza miedzy zremisował z Dundee United 0-0, przez co stracił jakiekolwiek szanse na nawiązanie walki z ekipą Gerarda.

„Jestem wściekła”

W niedzielne popołudnie tysiące kibiców wyszło z domów i zebrało się na Glasgow George Square. Mnóstwo fanów zebrało się także w innych częściach miasta. Tłumy witały swoich ulubieńców i trenera. Hucznie odpalano race i fajerwerki oraz machano flagami.

Świętowanie kibiców nie spodobało się jednak premier Szkocji, pani Nicoli Sturgeon. Polityk przypomniała o wciąż trwającej pandemii i, choć pogratulowała Rangersom tytułu, apelowała o powrót kibiców do domów.

– Gratulacje dla Rangers FC za zdobycie tytułu, ale gromadzenie się teraz ludzi grozi śmiercią i może opóźnić wyjście z lockdownu dla wszystkich innych. Jeśli kibicom zależy na bezpieczeństwie innych i kraju, niech wracają do domu – napisała w poście na Twitterze.

Kiedy jej prośba nie spotkała się z aprobatą świętujących tłumów, dodała kolejny wpis. Tym razem pani polityk nie ukrywała swojego niezadowolenia. Sturgeon jawnie przyznała, że jest wściekła na zachowanie kibiców.

– Jestem wściekła na tych ludzi. Wszyscy dokonaliśmy tak wielu poświęceń w ciągu ostatniego roku. Widzę, że mniejszość naraża nas na ryzyko, co jest irytujące i haniebne. Jest to głęboko niesprawiedliwe dla całego kraju, a policja ma już wystarczająco dużo ciężkiej pracy. Zwracam się do klubu Rangers FC, poproście fanów, aby poszli do domu – dopisała.

8 lat pracy

Rangersi osiem lat temu przeżyli istne piekło. Klub został zdegradowany do czwartej ligi i musiał budować swoją potęgę od nowa. Najbardziej utytułowana szkocka drużyna zdołała się jednak podnieść i w tym sezonie nie odniosła ani jednej porażki na krajowym podwórku. Maszyna Stevena Gerarda ma na koncie 28 zwycięstw i zaledwie cztery remisy. Mistrzostwo zdobyli na sześć kolejek przed końcem sezonu.

Niedzielne świętowanie kibiców było już drugim dniem radości. Wcześniej kibice dali upust emocjom w sobotę, jeszcze przed wygraną ich ulubieńców 3-0 z St. Mirren.

Joan Laporta zabrał głos ws. Messiego. Prezydent Barcelony pewny jego przyszłości

Joan Laporta wygrał w niedzielę wybory na nowego prezydenta FC Barcelony. Hiszpan stoi teraz przed pierwszym, niełatwym zadaniem. Leo Messi nadal nie podpisał nowego kontraktu, a jego aktualna umowa wygasa tego lata. Co na to świeżo upieczony prezydent klubu?

Laporta na najwyższe stanowisko katalońskiego klubu wrócił po 11 latach. Hiszpan uzyskał ponad 50 proc. głosów. Wcześniej funkcję prezydenta FC Barcelony pełnił w latach 2003-2010. Teraz zespół znajduje się jednak w dużo trudniejszym położeniu.

Pierwsze zadanie

Co teraz zrobi Laporta? Swoje wysiłki od razu zamierza skoncentrować na utrzymaniu Messiego na Camp Nou. Jeszcze przed rozpoczęciem głosowania przekonywał, że jeśli wygra ktoś inny – Argentyńczyk odejdzie z Barcelony. Działacz ma już ułożony plan działania w kontekście skrzydłowego.

– Przykładem tego, co powiedziałem, jest widok najlepszego gracza na świecie, który przychodzi, aby zagłosować wraz ze swoim synem – powiedział Laporta w rozmowie z „Marcą”. Messi pojawił się na głosowaniu i brał w nim udział pierwszy raz, od kiedy jest w klubie.

Leo kocha Barcelonę. To odzwierciedlenie tego. Najlepszy gracz na świecie kocha Barcelonę. Mam nadzieję, że pomoże mu to zostać w klubie. Tego właśnie chcemy – stwierdził.

Co musi zrobić Barcelona, żeby zatrzymać Messiego? „Marca” jakiś czas temu informowała, że 33-latek chce, by drużyna została zbudowana wokół niego. Tylko wtedy zdecyduje się przedłużyć umowę.

Zadanie nie jest jednak takie proste. Argentyńczyka wciąż kusi między innymi Manchester City. Angielski klub chciałby wykorzystać, że jego kontrakt wygasa najbliższego lata.

Mateusz Borek ocenił powołania Sousy. Brakuje mu jednego zawodnika

Powołania Paulo Sosusy na marcowe zgrupowanie reprezentacji Polski wywołały poruszenie w piłkarskim środowisku. Portugalczyk wytypował szeroką kadrę, która do startu eliminacji mistrzostw świata zostanie jeszcze skrócona. Mateusz Borek na łamach „Przeglądu Sportowego” zdradził, którego braku zawodnika najbardziej żałuje.

25 marca Sousa zadebiutuje na ławce trenerskiej Polaków w meczu wyjazdowym z Węgrami. Następnie „Biało-Czerwoni” zagrają u siebie z Andorą. Marzec zakończymy natomiast spotkaniem z Anglią na Wembley.

„Liczby go bronią”

W pierwszej, szerokiej liście powołań Portugalczyk wyróżnił aż 35 zawodników. Wielu z nich do meczu z Węgrami oczywiście odpadnie, jednak póki co znalazło się tam sześciu piłkarzy z Ekstraklasy. Mowa o Kacprze Kozłowski, Sebastianie Kowalczyku, Kamilu Piątkowskim, Tymoteuszu Puchaczu i Bartoszu Sliszu.

Wśród powołanych znalazł się także wracający Bartosz Kapustka. Pomocnik odzyskuje dawną formę w Legii Warszawa, gdzie zaczyna wyglądać lepiej z meczu na mecz. Sousa docenił dobrą dyspozycję 24-latka, co odnotował Mateusz Borek.

– Wrócił do formy Kapustka, co musi cieszyć. Sposób gry Kapustki, uniwersalność, technika i parametry fizyczne powinny go szybko i skutecznie wprowadzić ponownie do szatni reprezentacji – stwierdził dziennikarz w swoim felietonie.

17-latek nie nadaje się do dorosłej kadry?

W nieco mniej ciepłych słowach Borek wypowiedział się o powołaniach dla piłkarzy Pogoni Szczecin. Kacper Kozłowski brylował formą w rundzie jesiennej Ekstraklasy, czym zaskarbił sobie sympatię Paulo Sousy. Jego zdaniem, póki co 17-latek powinien ogrywać się w reprezentacji do lat 21.

– Pogoń wciąż jest wysoko w tabeli, ale zdecydowanie złapała zadyszkę i przegrała trzy kolejne mecze. Kadrowicze też nie zachwycają. Zresztą wydaje mi się, że na dziś właściwą reprezentacją do wykorzystania naprawdę nieprzeciętnego talentu Kozłowskiego jest kadra Macieja Stolarczyka – napisał. 

Jedyny żal

Mateusz Borek wskazał również piłkarza, którego wśród powołanych mu brakuje. Dziennikarz uważa, że na szansę zasłużył Jakub Świerczok. Przypomnijmy, że w podobnym tonie wypowiedział się między innymi Krzysztof Stanowski. Sousa zamiast napastnika Piasta Gliwice postawił na Dawida Kownackiego. Ten ruch spotkał się ze sporym niezadowoleniem właściciela „Weszło!” i Wojciecha Kowalczyka.

– Kogo mi z ligi brakuje w kadrze? Postawię na Jakuba Świerczoka. Liczby go bronią a poza tym lubię jego styl gry i tę charakterystyczną dla niego pozytywną, boiskową arogancję – skwitował Borek.

Fatalna dyspozycja Liverpoolu trwa. Gerrard idealnym kandydatem na stanowisko trenera The Reds

Liverpool notuje coraz gorsze występy w lidze angielskiej. To skłania dziennikarzy do spekulacji na temat zwolnienia Jurgena Kloppa. Według Daily Express idealnym następcą Niemca byłby Steven Gerrard, który niedawno zdobył mistrzostwo Szkocji z Rangers FC.

Fatalna dyspozycja mistrzów Anglii

Po triumfie w sezonie 2019/2020 do Liverpoolu przyszło załamanie formy. The Reds znajdują się w ogromnym dołku, z którego nie potrafią się wydostać. Ekipa Jurgena Kloppa plasuje się na 8. miejscu w Premier Leauge. Liverpool traci cztery punkty do miejsca gwarantującego udział w Lidze Mistrzów. Warto jednak podkreślić fakt, że znajdująca się na tej pozycji Chelsea ma zaległy mecz z Evertonem. Na niekorzyść The Reds wpływa również to, że ostatnich siedmiu kolejkach zanotowali tylko jedno (!) zwycięstwo. To oznacza, że na 21 możliwych punktów zdobyli jedynie 3 oczka.

Legenda zastąpi Kloppa?

Daily Express rozpoczęło spekulacje na temat następcy Jurgena Kloppa. Nie wiadomo jak cierpliwe są władze Liverpoolu, dlatego dziennikarze zaczynają zgłaszać swoje kandydatury. Wspomniane źródło znalazło idealnego potencjalnego trenera The Reds. Mowa oczywiście o Stevenie Gerrardzie z Rangers FC. Były pomocnik Liverpoolu zapisał się w kartach historii ekipy z Anfield i uchodzi tam za żywą legendę. Dziennikarze Daily Express kandydaturę argumentują w następujących słowach:

– Gerrard całkowicie odmienił losy klubu, prezentując genialne połączenie taktyki, skutecznego zarządzania ludźmi i sprytnych transakcji transferowych, aby wystrzelić Rangersów z powrotem na szczyt szkockiej gry – opisuje pracę Gerrarda brytyjska prasa.

Źródło: Daily Express, TVP Sport

Mohamed Salah myślami w Hiszpanii? Dziennikarze twierdzą, że chce opuścić Liverpool

Nie milkną doniesienia o potencjalnym letnim transferze Mohameda Salaha. Według portalu Todofichajes.com piłkarz rozważa zmianę otoczenia. Źródło dodaje, że kierunkiem Egipcjanina miałaby być Hiszpania.

Ucieknie z tonącego okrętu?

Media od kilku miesięcy spekulują na temat potencjalnych przenosin Mohameda Salaha do jednego z hiszpańskich gigantów. Do plotek przyczyniła się również postawa Liverpoolu i fakt, że The Reds mają nikłe szanse na grę w Lidze Mistrzów w sezonie 2021/2022. Sam Klopp niedawno komentował doniesienia, jakoby to zwiastowało liczne odejścia z klubu.

– Nie mamy się czym martwić. Nasi piłkarze są lojalni. Nie jest tak, że ktoś do mnie przychodzi i mówi, że chce odejść, jak nie zagramy w Lidze Mistrzów. Taka sytuacja się nie zdarzy. Wiele lat temu mówiłem, że jeśli zawodnik nie przyjdzie do nas, bo nie gramy w Lidze Mistrzów, to ja go nie potrzebuję. Jeśli teraz zamierza odejść z tego powodu, to go nie chcę – mówił niedawno niemiecki szkoleniowiec Liverpoolu.

Kierunek Hiszpania

Według serwisu Todofichajes.com zainteresowane Salahem są Atletico Madryt, FC Barcelona i Real Madryt. Źródło jednak podkreśla, że transfer Egipcjanina do jednego z wyszczególnionych klubów wymaga spełnienia wielu czynników.

– Mohamed Salah chce latem opuścić Liverpool, aby poszukać szczęścia w wielkim klubie z Hiszpanii. Barcelona? Sytuacja wydaje się skomplikowana, ponieważ główną opcją do wzmocnienia ataku jest Aguero. Real Madryt może powalczyć o piłkarza, jeśli Karim Benzema wróci do Lyonu, a wykupienie Erlinga Haalanda i Kyliana Mbappe nie wypali – piszą dziennikarze Todofichajes.

Gwarancja jakości

Według wspomnianego źródła kwota wywoławcza za Salaha wynosi około 80 mln euro. Umowa Egipcjanina z Liverpoolem wygasa w czerwcu 2023 roku. Jego bilans z bieżącego sezonu to 38 spotkań, 24 bramki i 4 asysty.

Źródło: Todofichajes, Meczyki.pl

Szymon Marciniak krytykowany po meczu ligi greckiej. Podyktował kontrowersyjnego karnego w doliczonym czasie gry

Niedawno informowaliśmy o tym, że Szymon Marciniak będzie głównym arbitrem hitu ligi greckiej. Polak po spotkaniu PAOK – Aris znalazł się w ogniu krytyki. Goście wystosowali nawet odpowiednie oświadczenie.

Dobry początek i utrata punktów

Mecz wicelidera z trzecią drużyną greckiej Super League zakończył się remisem 2:2. Początek należał do gości, bowiem Aris wyszedł na prowadzenie już w 26. minucie. W drugiej połowie Manos podwyższył wynik na 0:2, a później wszystko się posypało.

87. minuta meczu przyniosła PAOK-owi kontaktową bramkę za sprawą uderzenia Ingasona. Następnie gospodarze doprowadzili do remisu po kontrowersyjnej decyzji sędziego Marciniaka. Polak w doliczonym czasie gry wskazał na 11. metr, by Vierinha ustalił wynik na 2:2.

Frustracja gości

Po meczu najwięcej mówi się o polskim arbitrze. Marciniak podejmował kontrowersyjne decyzje, przez co Aris wystosował odpowiednie oświadczenie.

– Panie Clattenburg, gratulujemy Polaka, którego nam przysłałeś. Od stanu 0:2 robił wszystko, co było potrzebne by rywale wrócili do meczu. Szczytem był karny, który nie powinien zostać podyktowany. Bez względu na to, że w tej sytuacji nie było przewinienia, wcześniej był faul Ingasona na Delizisie. Nie chciałeś lub nie mogłeś zrobić więcej – cytuje oświadczenie gości portal TVP Sport.

Wideo z akcją z doliczonego czasu gry:

Źródło: TVP Sport

OFICJALNIE: poznaliśmy nowego prezydenta FC Barcelony

Zakończyły się długo wyczekiwane wybory prezydenckie w FC Barcelonie. Pierwotnie miały się one odbyć w styczniu, jednak z powodu wzrostu liczby zachorowań na koronawirusa, zostały przełożone na marzec. Na czele klubu z Katalonii ponownie stanie Joan Laporta.

Deklasacja w wynikach wyborów

Zgodnie z wcześniejszymi sondażami nowym prezydentem FC Barcelony został Joan Laporta, zostawiając konkurencję daleko w tyle. Jak czytamy w oficjalnym komunikacie przekazanym przez klub, Hiszpan uzyskał 54,28%. Jego główny rywal – Victor Font – zebrał 29,99%. Najmniej głosów zebrał Toni Freixa – 8,58%.

Jeszcze przed poznaniem oficjalnych wyników, Laporta oznajmił: – Jedziemy do Paryża i zobaczymy, czy uda nam się odrobić straty.

https://twitter.com/BarcaUniversal/status/1368682877077118982

Wypowiedzi po ogłoszeniu wyników

– Nie jest to wynik, którego chcieliśmy ani na który pracowaliśmy. Jesteśmy jednak zadowoleni, że wiadomość o tym, jaka powinna być Barça w przyszłości, zaczęła się przyjmować. Jestem smutny. Zdarzają się błędy i niepewne rzeczy. Było dla mnie jednak jasne, że to, co robiłem, miało sens – skomentował drugi w wyborach – Victor Font.

 

– Musimy trzymać się razem, jako socios zawsze będę stał u boku wybranego prezydenta. Nie będę tworzył opozycji – wyznał Toni Freixa.

– Jestem bardzo zadowolony z wysokiej frekwencji. To socios decydują, dla nich Laporta jest prezydentem – dodał.

 

– Dziękuję za gratulacje. Przede wszystkim dziękuję socios, którzy wzięli udział w wyborach. Te wybory sprawiają, że jesteśmy więcej niż klubem. Są najważniejsze w historii, bo odbyły się trudnych warunkach pandemii – powiedział nowy prezydent FC Barcelony – Joan Laporta.

–  Ciąży na nas duża odpowiedzialność, ale jesteśmy optymistami i myślimy o zwycięstwach. Nie chcemy popadać w katastrofizm. Barcelona będzie ponownie w dobrej kondycji finansowej. Jestem przekonany, że osiągniemy nasze cele i poradzimy sobie z trudnościami – dodał 58-latek.

Joan Laporta nowym-starym prezydentem FC Barcelony

Po 11 latach przerwy 58-latek po raz kolejny obejmie stery nad klubem z Katalonii. Laporta pełnił funkcję prezydenta w latach 2003-2010. To właśnie za jego rządów Duma Katalonii święciła jedne z największych sukcesów w swojej historii. W sezonie 2008/2009 zespół prowadzony przez Pepa Guardiolę zdobył sekstet. W sumie za kadencji Laporty Barca dwukrotnie wygrywała Ligę Mistrzów.

Czas na wyjście z dołka

Ostatnie miesiące w FC Barcelnie były klęską nie tylko w obszarze sportowym, ale przede wszystkim wizerunkowym oraz finansowym. W obliczu obecnej sytuacji klubu, Laporta wydaje się być właściwą osobą, na właściwym miejscu. Doświadczenie zebrane przez Hiszpana w poprzednich latach pracy jako prezydent klubu, z pewnością pozwoli ustalić jasny plan wyjścia z finansowego dołka.

Jednym z głównych wyzwań dla nowego prezydenta był kończący się kontrakt Leo Messiego. Nie da się ukryć, że Laporta ma dobre relacje z Argentyńczykiem, więc szanse na pozostanie Leo w Blaugranie rosną.

tłumaczenie wypowiedzi: fcbarca.com

Świetne uderzenie Bartosza Bereszyńskiego. Polak zakończył sprint piękną bramką [WIDEO]

Sampdoria z Bartoszem Bereszyńskim w składzie zremisowała z Cagliari 2:2. Polak w 78. minucie popisał się efektownym sprintem, który zakończył pięknym uderzeniem. Bramka „Beresia” doprowadziła do wyniku 1:1.

Gikiewicz ponownie krytykuje własną drużynę. Polak skarży się na proste błędy

Rafał Gikiewicz zabrał głos po porażce Augsburga z Herthą w sobotnim meczu Bundesligi. Polski golkiper kolejny raz nie przebierał w słowach na temat zachowania swojej drużyny. Przypomnijmy, że kilka miesięcy temu narzekał na uśmiechy piłkarzy po kolejnym nieudanym spotkaniu.

Słaba postawa zespołu

Hertha pokonała Augsburg 2:1 w 24. kolejce ligi niemieckiej. Polak był jednym z najjaśniejszych punktów ekipy z Bawarii, mimo to wpuścił dwie bramki. W zachowaniu czystego konta nie pomogli mu koledzy z defensywy, którzy popełniali liczne błędy. W ten sposób prezentowali berlińczykom okazje do strzelenia bramek.

Słynący z ciętego języka Gikiewicz wypowiedział się na temat postawy drużyny. Bramkarz Augsburga nie był zadowolony z przebiegu spotkania. Polak w rozmowie z telewizją Sky otwarcie skrytykował zespół.

– Musimy więcej grać w piłkę nożną, a mniej rozmawiać z arbitrem. Co tydzień tracimy gole po prostych błędach. Robimy za mało, a Hertha wykorzystuje nasze błędy – cytuje Rafała Gikiewicza portal WP Sportowe Fakty.

Zobacz również: Krzysztof Piątek strzelił Rafałowi Gikiewiczowi. Rewolwery odpalone [WIDEO]

Augsburg zajmuje 13. miejsce w Bundeslidze. Po 23 kolejkach podopieczni Heiko Herrlicha uzbierali 26 punktów. Ekipa z Bawarii ma przewagę ośmiu punktów nad strefą barażową.

Źródło: Sky, WP Sportowe Fakty

Lewandowski skomentował ostatnie wyczyny Haalanda. „On nie gra tak, jakby miał 20 lat”

Rywalizacja na linii Robert Lewandowski – Erling Haaland nabiera rumieńców! Z sobotniej rywalizacji zwycięsko wyszedł Polak, który zdołał ustrzelić hat-tricka. Nasz rodak po meczu skomentował poczynania swojego młodszego kolegi.

Bayern pokonał Borussię

Sobotnie starcie pomiędzy Bayernem Monachium a Borussią Dortmund zakończyło się zwycięstwem Bawarczyków 4:2. Głównymi aktorami wczorajszego spektaklu byli wspomniani wcześniej Lewandowski oraz Haaland. Norweg zdobył dwie bramki i wyprowadził BVB na prowadzenie 2:0 już w 9. minucie meczu. Z biegiem czasu coraz bardziej rozkręcał się nie tylko Robert Lewandowski, ale i cały Bayern. Polak zdołał ustrzelić ostatecznie hat-tricka i poprowadził swój zespół do zwycięstwa 4:2.

Robert Lewandowski komplementuje Erlinga Haalanda

Po meczu do wywiadu podszedł Robert Lewandowski. Polak skomentował wydarzenia na boisku oraz ocenił ostatnie poczynania Erlinga Haalanda.

– To był interesujący mecz dla kibiców i dla nas. Przez pierwsze dwadzieścia minut nie graliśmy dobrze. Po stracie drugiego gola wiedzieliśmy, że musimy ruszyć do ataków, żeby utrzymać pierwsze miejsce – podsumował mecz Robert Lewandowski.

– On nie gra tak, jakby miał 20 lat. Ma wielki talent i już pokazał, ile goli może strzelić – Polak ocenił ostatnie występy Haalanda.

–  Haaland ma ogromny potencjał. Przed nim wspaniała przyszłość, wszystko jest możliwe. Myślę, że koledzy z drużyny czują się lepiej z nim na boisku. Zawsze jest gotów strzelać gole i jest głodny bramek – dodał Polak.

źródło: sport.pl

Jakub Moder o debiucie w Premier League: Mam nadzieję, że dałem trenerowi trochę do myślenia

Od rozpoczęcia treningów Jakuba Modera z zespołem Brighton minęły już niemal 2 miesiące. Na oficjalnej stronie Brighton & Hove Albion pojawił się wywiad z reprezentantem Polski.

Na początku października ubiegłego roku Brighton kupiło Jakub Modera, za którego angielski klub zapłacił Lechowi Poznań w granicach 11 milionów euro. Polak natychmiastowo został z powrotem wypożyczony do Kolejorza na jeden sezon, jednak Brighton zastrzegło sobie możliwość skrócenia wypożyczenia w zimie. Zarząd Mew zdecydował się skorzystać z zapisu w umowie, w związku z czym Moder od stycznia trenuje z pierwszym zespołem Brighton.

Trudne początki w Brighton

Jakub Moder nie dostaje póki co zbyt wielu szans na grę głównie z uwagi na wydłużony czas aklimatyzacji. Polak od kilku tygodni intensywnie pracuje nie tylko w klubie na treningach, ale i w domu na nauce języka angielskiego.

–  Niektóre akcenty trudno to zrozumieć. Nigdy nie wiem, co mówią Aaron Connolly i Dan Burn. Kiedy rozmawiam z chłopakami, którzy nie są z Anglii, jest to łatwiejsze, ponieważ prawdopodobnie nauczyli się języka w ten sam sposób, co ja. Każdy zagraniczny gracz musi sobie z tym poradzić. Kiedy Anglicy rozmawiają ze sobą, mówią szybko i nie nadążam – mówi Moder w rozmowie dla internetowej strony Brighton.

Debiut w Premier League

Reprezentant Polski ma już jednak za sobą debiut w Premier League. Jakub otrzymał od swojego szkoleniowca ok. 10 minut w meczu z WBA pod koniec lutego.

– Mam nadzieję, że dałem trenerowi trochę do myślenia. Czułem, że moje dziesięć minut przeciwko West Brom było dobre. Chcę, żeby mógł mi zaufać w następnych meczach i mam nadzieję, że zacząłem ten proces od mojego debiutu – podzielił się swoimi wrażeniami Polak.

Najlepsi koledzy

Moder nie jest jedynym Polakiem, który trafił w letnim oknie transferowym do Brighton, gdyż Mewy postanowiły również  zakontrakować Michała Karbownika. Póki co to właśnie ze swoim rodakiem Jakub utrzymuje najlepszy kontakt.

– Jestem w dobrych stosunkach ze wszystkimi, zwłaszcza z Michałem Karbownikiem, bo obaj jesteśmy z Polski, ale też z Percy Tau i Andim Zeqirim, on jest bardzo zabawny. Jeszcze się dostosowuję i zajmie mi trochę czasu, zanim nauczę się języka, ale wszyscy są dla mnie dobrzy i starają się pomóc – skomentował  reprezentant Polski.

Różnica poziomów

Ponadto były piłkarz Lecha porównał poziom ligi angielskiej do polskiej Ekstraklasy. Reprezentant Polski podzielił się również swoimi pierwszymi spostrzeżeniami dot. treningów w Brighton.

–  Kiedy przyszedłem, to było ciężko. Przez przerwę zimową w Polsce nie grałem kilka tygodni. Teraz jestem znacznie pewniejszy siebie na treningu, niż byłem na początku – ocenił 21-latek.

– Największą różnicą jest intensywność, jakość jaką mamy tutaj, jest ogromna. Wydaje mi się, że treningi tutaj wyciskają ze mnie zdecydowanie więcej– ocenił 21-latek.

źródło: Brighton

fot. Brighton & Hove Albion

Dramatyczne wspomnienia Fergusona z 2018 roku. „Nie mogłem wydobyć z siebie słowa”

Sir Alex Ferguson ma za sobą ciężkie problemy zdrowotne. Szkot w 2018 roku doznał wylewu krwi do mózgu, przez co trafił do szpitala. W nowym filmie na temat legendarnego szkoleniowca dowiedzieliśmy się, czego najbardziej się w tamtej sytuacji obawiał.

„Sir Alex Ferguson: Never Give In” to film opowiadający o życiu byłego trenera Manchesteru United. Jego premiera odbyła się w sobotę w Glasgow. Między innymi poruszył on straszne wydarzenia ze wspomnianego 2018 roku. Szkot wówczas walczył o życie w szpitalu.

„To było przerażające”

Aktualnie Ferguson ma się już dobrze, jednak trzy lata temu jego sytuacja była dramatyczna. Nawet po udanej operacji nie wszystko wróciło od razu do normy. Szkot wspomina tamten okres, jako jeden z najtrudniejszych dla siebie momentów.

– Jedna z pierwszych rzeczy, którą powiedziałem rodzinie po operacji, dotyczyła pamięci. Przez całe życie była wspaniała. W następnym tygodniu straciłem głos. Nie mogłem wydobyć z siebie ani jednego słowa. To było przerażające – opowiedział 79-latek.

Legendarny trener zdradził również, czego się najbardziej obawiał. Przede wszystkim zastanawiał się nad tym, czy kiedykolwiek wróci mu pamięć i zdolność mowy.

– Cały czas zastanawiałem się, czy moja pamięć wróci? Czy kiedykolwiek coś powiem? Przyszła do mnie pani logopeda, która poprosiła, żebym wypisał członków rodziny, przyjaciół, byłych piłkarzy… Potem zadawała mi pytania o zwierzęta, ryby, ptaki. Po dziesięciu dniach głos wrócił. Wtedy zdałem sobie sprawę, że z moją pamięcią wszystko jest w porządku – przyznał. 

– Tego dnia w tym szpitalu było pięć podobnych przypadków. Trzy skończyły się tragicznie, dwie osoby przeżyły. Wtedy rozumiesz, ile miałeś szczęścia. Był piękny, słoneczny dzień. Zastanawiałem się, ile takich dni jeszcze zobaczę. To było bardzo trudne – dodał także Szkot.

Thibaut Courtois z wyrzutami do swojego kraju. Bramkarz ma pretensje do mediów

Thibaut Courtois jest istotnym punktem Realu Madryt. Belg nie ukrywa jednak, że czuje się mocno niedoceniany we własnym kraju. Bramkarz robi za to wyrzuty mediom i kibicom.

Kiedy w 2018 roku Courtois zamienił Chelsea na Real Madryt władze „Królewskich” kibice mieli wątpliwości co do słuszności transferu. Belg po prostu zawodził w meczach, co tłumaczono później różnorakimi problemami prywatnymi. Finalnie jednak bramkarz stanowi teraz filar defensywy „Los Blancos”.

Wyrzuty do własnego kraju

Aktualnie Courtois czuje się w Realu świetnie, a na pewno lepiej niż w swojej ojczyźnie. 28-latek uważa, że jest niedoceniany w Belgii. Za przykład podał między innymi organizowane tam plebiscyty.

– W Realu przeżyłem tsunami. W 2020 roku wygrałem z nim mistrzostwo, a w Superpucharze popisałem się decydującą interwencją w rzutach karnych. Potem przeczytałem, że nie zasłużyłem na nagrodę dla Najlepszego Belga w takim stopniu jak Romelu Lukaku, bo on zawsze był dostępny dla reprezentacji. Ja nie pojechałem na mecz z Danią, bo chwilę wcześniej skończyłem wakacje. Uznałem, że muszę dobrze przygotować się do sezonu – stwierdził Courtois.

Golkiper uważa, że od lat prezentuje bardzo podobną, stabilną formę. Uważa jednak, że mimo wszystko jego osiągnięcia są w Belgii deprecjonowane i skrupulatnie pomijane.

– Spędziłem trzy fantastyczne lata w Atletico, byłem chwalony, zostałem Sportowcem Roku. Dzisiaj mam wrażenie, że wszystko, co robię, spowszedniało. Dla wielu mediów mój występ przeciwko Valladolid właściwie nie istniał. Wygląda to tak, jakby można grać na wysokim poziomie w największym klubie świata bez żadnego wysiłku – wyjaśnił.

Bundesliga kłania się przed Lewandowskim. Niemcy na nowo zakochali się w Polaku

Sobotnie „Der Klassiker” było teatrem jednego aktora. Robert Lewandowski strzelił hat-tricka w starciu z Borussią Dortmund i znowu zgarnął całą sławę dla siebie. Eksperci i legendy niemieckiego sportu nie mają wątpliwości, że Polak jest w stanie przebić wyczyn Gerda Mullera z sezonu 1971/72. 32-latkowi brakuje już tylko dziewięciu bramek do zrównania się z ikoną  Bawarczyków.

BVB zdecydowanie lepiej weszła w hitowe starcie 24. kolejki Bundesligi. Już w 9. minucie za sprawą dubletu Erlinga Haalanda goście wygrywali na Allianz Arenie 2-0. W 26. minucie „Die Roten” złapali kontakt dzięki bramce Lewandowskiego, a tuż przed przerwą mieliśmy już wynik remisowy. Tym razem dublet skompletował kapitan reprezentacji Polski.

W drugiej połowie dominacja Bayernu robiła się coraz wyraźniejsza. O finalnym wyniku spotkaniu zadecydowała jednak dopiero końcówka. W 88. minucie na prowadzenie gospodarzy wyprowadził Leon Goretzka, a już dwie minuty później Robert Lewandowski dołożył trzeciego gola w meczu. 32-latek kompletnie zaskoczył Marwina Hitza strzałem sprzed pola karnego.

Od bohatera Dortmundu do jego postrachu

Mecze z BVB są zawsze wyjątkowe dla „Lewego”. Napastnik grał w czarno-żółtych barwach przed przejściem do Bayernu. Od tamtej pory minęło już jednak niemal siedem lat. Polak przeszedł drogę od bohatera i jednego z najlepszych napastników w historii klubu do jego absolutnego postrachu.

Dzięki hat-trickowi w „Der Klassiker” Lewandowski stał się najskuteczniejszym piłkarzem w meczach przeciwko Borussii Dortmund. W 23 meczach z BVB snajper Bawarczyków strzelił 22 bramki licząc wszystkie rozgrywki. Do tej pory tytuł postrachu klubu z Signal Iduna Park należał do Klausa Allofsa, byłego napastnika FC Koeln czy Fortuny Dusseldorf.

„Szaleństwo”

Niemieckie media również odnotowały niesamowitą grę Lewandowskiego. Nasi zachodni sąsiedzi rozpływali się nad występem Polaka i przyznali mu najwyższe noty.

– Najlepszy w Bayernie obok Leroya Sane. Nie tylko ze względu na liczbę goli, która zbliża go do słynnego rekordu Gerda Muellera. „Lewy” oddał najwięcej strzałów ze wszystkich zawodników z pola – napisano w niemieckiej wersji portalu „Goal.com”. Serwis ocenił Polaka na „1” (klasa światowa, najlepsza możliwa ocena).

– Początkowo koledzy szukali go wysokimi piłkami, ale nie przynosiło to powodzenia. Był na miejscu, by strzelić gola na 1:2. Później na zimno wykorzystał rzut karny, a w końcówce ustalił wynik na 4:2 – stwierdzono na portalu telewizji Sky. 

– Najlepszy piłkarz świata uwielbia mecze z Borussią. Swojemu byłemu klubowi strzelił dwadzieścia goli w czternastu ligowych meczach. W lidze ma już 31 trafień. Szaleństwo. We wszystkich rozgrywkach jego bilans wynosi 37 goli. Jeszcze większe szaleństwa – rozpływał się z kolei serwis „Abendzeitung”. Tamtejsi dziennikarze także ocenili Lewandowskiego na „1”.

– W pierwszej połowie był prawie niewidoczny, ale i tak strzelił dwa gole. W drugiej połowie nie przeprowadził prawie żadnej akcji, a potem znakomitym płaskim strzałem trafił na 4:2 – podsumował występ Polaka „Sport1.de”, który również wystawił mu „jedynkę”.

Legenda nie ma wątpliwości

Sobotnie show w wykonaniu Lewandowskiego tylko podsyciło apetyty kibiców i ekspertów w kontekście pobicia rekordu Gerda Mullera. 32-latkowi brakuje już tylko dziewięciu bramek do zrównania się z niemiecką legendą pod kątem liczby bramek strzelonych w jednym sezonie Bundesligi. Dziesięć trafień wystarczy, aby „Lewy” pobił wyczyn byłego napastnika Bayernu.

Do tego ma jeszcze dziesięć spotkań. Gdyby udało mu się w każdym z nich chociaż raz trafiać do siatki rywali – pobiłby rekord. W to wierzy między innymi Lothar Matthaus. Ekspert telewizji Sky jest pewny, że Polak tego dokona.

– Jeśli piłka nożna pozostanie taka sama, a Lewandowski nie odniesie kontuzji, jestem pewny, że pobije rekord Gerda Mullera – stwierdził mistrz świata z 1990 roku.

Głos rozsądku

Sam Lewandowski tłumi jednak zapędy i nakłania do zachowania chłodnej głowy. Snajper Bawarczyków ma świadomość, że do końca rozgrywek pozostało trochę czasu i wiele się może wydarzyć. Zdaniem napastnika – jest jeszcze za wcześnie, by mówić, że cokolwiek zostało przesądzone.

– Wciąż jest dziewięć bramek, jest jeszcze za wcześnie – uspokajał w rozmowie z „ZDF”.

Co ciekawe, niemieccy dziennikarz policzyli, że Lewandowski zostałby królem strzelców w 52 poprzednich sezonach Bundesligi z aktualnym dorobkiem bramkowym. Łącznie było ich 57, więc Polak przegrałby jedynie w pięciu rywalizacjach.

Dziennikarze dodali także, że na koniec sezonu „Lewy” może mieć nawet 43 trafienia na koncie. Wszystko zależy jednak od tego czy utrzyma tendencję bramek na mecz. Aktualnie wynosi ona 1,29.