Jan Tomaszewski uderza w Lewandowskiego i Sousę. „Jako kapitan pierwszy opuszcza statek”

Reprezentacja Polski przegrała z Węgrami (1-2) ostatni mecz eliminacji mistrzostw świata i skomplikowała swoją sytuację przed barażami. W wyniku porażki „Biało-Czerwoni” mają tylko matematyczne szanse na rozstawienie w batalii o wyjazd do Kataru. Jan Tomaszewski ostro skrytykował decyzje podjęte przez Paulo Sousę oraz postawę… Roberta Lewandowskiego. 

W poniedziałek raczej mało kto spodziewał się wygranej Węgrów na PGE Narodowym. Nawet po ogłoszeniu przez „Łączy nas Piłka”, że Polska zagra bez Roberta Lewandowskiego i Kamila Glika w narodzie nie brakowało entuzjazmu, chociaż… już wtedy pojawiały się głosy, że nieobecność liderów na takie spotkanie, gdzie walczymy o rozstawienie to nieporozumienie.

Krytyka Lewandowskiego

Podobnego zdania jest także Jan Tomaszewski. Były bramkarz reprezentacji Polski w rozmowie z „Super Expressem” zdecydował się otwarcie uderzyć w napastnika Bayernu Monachium.

– Po raz pierwszy występuję przeciwko Robertowi. To, co on zrobił, jest nie do pomyślenia. Ja do dziś nie wierzę, że on podjął taką decyzję, być może są tam inne zakulisowe sprawy. Jako kapitan był do tej pory fenomenalny i nagle on pierwszy opuszcza statek! – krytykował Tomaszewski.

– Jeśli Sousa twierdzi, że nie wystawiłby Lewandowskiego, bo oszczędza go, ponieważ w piątek jest mecz z Augsburgiem, to ja nie wiem, czy on jest selekcjonerem reprezentacji Polski, czy asystentem trenera w Bayernie. Co mnie to obchodzi? Poza tym Robert i wszyscy piłkarze mówią, że gra dla ojczyzny jest najważniejszą grą każdego człowieka – zaznaczył.

Kilka dni temu Robert Lewandowski poparł Sousę w kwestii szkolenia w Polsce. Portugalczyk stwierdził, że piłka nożna w naszym kraju potrzebuje gruntownych reform. 33-latek zgodził się z selekcjonerem, twierdząc, że nie widzi „światełka w tunelu”, co spotkało się z odpowiedzią Zbigniewa Bońka.

Boniek odpiera zarzuty Lewandowskiego. „Robert nic nie wie na temat szkolenia w Polsce”

W podobnym tonie wypowiedział się również Tomaszewski.

– W pewnym momencie Robert poparł pana Portugalczyka, który skrytykował system szkolenia młodzieży w Polsce. Na jakiej podstawie? Roberta nie ma 10 lat w Polsce. Ja twierdzę, że system szkolenia w Polsce jest obecnie jednym z najlepszych w Europie – ocenił.

Resztę rozmowy z Janem Tomaszewskim znajdziecie na „Super Express”.

Romeo Jozak uderza w byłego piłkarza Legii. „To człowiek, który czuł się ważniejszy od całego klubu”

Romeo Jozak w przeszłości był związany z Legią Warszawa. Szkoleniowiec prowadził mistrzów Polski w sezonie 2017/18, lecz zwolniono go jeszcze przed końcem rozgrywek. W rozmowie z „TVP Sport” wrócił do tamtego okresu. Wskazał między innymi zawodnika, który zdecydowanie wcześniej powinien opuścić Łazienkowską. 

Chorwat obecnie pełni drużynę dyrektora technicznego Arabii Saudyjskiej. Legię w sezonie 2017/18 poprowadził łącznie w 27 meczach. Wygrał 16 z nich, 3 zremisował, natomiast 8 przegrał. Odszedł przed końcem sezonu, zaś „Wojskowi” wygrali wówczas dublet, pod wodzą Deana Klafuricia.

Nie ma żalu

Po latach Chorwat wrócił do swojej przygody w Warszawie. W rozmowie z Piotrem Kamienieckim z „TVP Sport” przyznał, że była to dla niego świetna sprawa przejąć tak uznany klub. Jednocześnie szkoleniowiec podkreślił, że rozumie, dlaczego podjęto decyzję o jego zwolnieniu.

– Jestem szczęśliwym człowiekiem. Legia jest dla mnie niczym pierwszy pocałunek z pierwszą dziewczyną. To etap, którego nie da się zapomnieć i zawsze będę czerpał doświadczenia z tego okresu. Skończyło się zwolnieniem, choć zrozumiałem tę decyzję – przyznał.

Legia miała swojego Messiego

Jozak dodał, że w jego drużynie miał osoba, która powinna szybciej opuścić klub. 49-latek miał na myśli Michała Kucharczyka. W jego opinii skrzydłowy zachowywał się tak, jak Leo Messi w Barcelonie.

– Zdecydowanie wcześniej pożegnałbym Michała Kucharczyka. Powinien odejść po rundzie jesiennej. Wiele mogłoby się potoczyć wtedy inaczej. To człowiek, który czuł się ważniejszy od całego klubu. Niczym Leo Messi w Barcelonie – stwierdził.

– Wiem już, że zarządzanie ludźmi jest kluczowe w dużych klubach. Relacje ze wspomnianym piłkarzem były punktem zwrotnym w trakcie mojego pobytu w Warszawie. Czuł się silniejszy i istotniejszy ode mnie, ale też od Legii. Wszyscy wiedzieli, kto wynosi informacje. Nie mówiłem o tym wcześniej, ale była grupa, która decydowała się na takie zachowania. Nie powinno do tego dochodzić, tak jak nikt nie może być ponad klubem – podsumował Chorwat.

Złe wieści dla reprezentacji Polski. Walia może zepchnąć nas z rozstawienia w barażach

Reprezentacja Polski na własne życzenie skomplikowała sobie sytuację przed barażami o mistrzostwa świata. „Biało-Czerwoni” przegrali w poniedziałek z Węgrami i teraz, aby być rozstawieni podczas losowania, muszą oglądać się na inne drużyny. Jednym z warunków jest porażka Walii z Belgią, jednak okazuje się, że nie jest to takie oczywiste. 

Wtorkowe rozstrzygnięcia będą znaczące dla reprezentacji Polski. Od dzisiejszych wyników zależy to, czy w barażach o wyjazd na mundial w Katarze będziemy rozstawieni. Do takich kalkulacji nie doszłoby, gdyby nasi kadrowicze wygrali z Węgrami na PGE Narodowym. Niestety ulegli jednak rywalom 1-2.

Belgowie na naszą niekorzyść

Abyśmy byli rozstawieni muszą zostać spełnione określone warunki. Jednym z nich jest wygrana Walii w meczu z wyżej notowaną Belgią. Na papierze wydaje się, że wynik można z góry określić. Na naszą niekorzyść w barwach „Czerwonych Diabłów” nie zagra wielu kluczowych zawodników.

Roberto Martinez, selekcjoner Belgów zamierza bowiem zagrać w Cardiff rezerwowym składem. Tamtejsza federacja ogłosiła kadrę, która wyjechała na mecz z Walią. Na liście brakuje między innymi: Edena Hazarda, Thibauta Courtois, Thomasa Vermaelena i Tobiego Alderweirelda. Poza tym od pierwszych minut nie zagrają Youri Tielemans oraz Kevin de Bruyne. Także Romelu Lukaku opuści spotkanie ze względu na kontuzję.

Hiszpańskie media podają natomiast, że w barwach drużyny z Wysp nie zagra Gareth Bale. Lider Walijczyków nabawił się bowiem kontuzji mięśniowej.

Jest to fatalna wiadomość dla reprezentacji Polski. Walii wystarczy zaledwie jeden punkt, aby zająć nasze miejsce w gronie drużyn rozstawionych w barażach o wyjazd na mistrzostwa świata.

Tragiczny koniec roku reprezentacji Polski. Paulo Sousa podjął dziwne decyzje [PRZEMYŚLENIA]

Ostatni mecz kadry w 2021 roku za nami, eliminacje mistrzostw świata, a przynajmniej faza grupowa, także. Polacy, niestety, przegrali spotkanie z Węgrami (1-2) na PGE Narodowym po bardzo, bardzo kiepskim występie. Mało tego, przegrali spotkanie, które może finalnie przesądzić o tym, na kogo trafimy w barażach. Co zawiniło? Kogo właściwie można obarczyć winą i czy zawiedli poszczególnie gracze, cała drużyna czy może Paulo Sousa? 

Na początek warto zauważyć, że decyzje podjęte przed rywalizacją z Węgrami, należały do tych z kategorii „bardzo dziwnych”. Na trybunach Stadionu Narodowego spotkałem się ze znajomym dziennikarzem. Zapytał mnie wówczas, dlaczego właściwie Lewandowski nie znalazł się nawet kadrze meczowej, podczasy gdy ze zdecydowanie niżej notowaną Andorą zagrał 90. minut. I na to pytanie nie umiem znaleźć odpowiedzi.

Czy Andora na własnym terenie rzeczywiście byłaby tak trudnym rywalem, że musieliśmy posyłać do boju nasz wyjściowy skład? A nawet jeśli, to czemu przy prowadzeniu 3-1 Lewandowski nie opuścił murawy? Kapitan „Biało-Czerwonych” zagrał całe spotkanie, a ostatnie 30 minut graliśmy trójką w ataku, z Milikiem i Piątkiem, ustawionymi przed „Lewym”.

Gdyby Sousa zdjął w 60. minucie Lewandowskiego i wprowadził za niego Piątka (robiąc zmianę 1:1), to być może z Węgrami mógłby zagrać, chociaż te pół godziny w drugiej połowie. Kto wie, czy takie rozwiązanie nie zmieniłoby ostatecznego rozstrzygnięcia.

Tymoteusz Puchacz, aka „człowiek wrzutka”

Odchodząc jednak od dywagacji na temat Lewandowskiego, warto pochylić się nad grą Tymoteusza Puchacza. Nie zliczę, ile razy łapałem się za głowę, widząc kolejny rajd i nieudolną wrzutkę piłkarza Unionu Berlin. Wrzutkę, albo niecelne podanie, bo właściwie taki repertuar zapodał kibicom na Narodowym w poniedziałek.

Ale to jeszcze jakoś można mu wybaczyć. Jest młody, dynamiczny, ma zdrowie do biegania. OK. Czarę goryczy przelało jednak jego zachowanie przy drugiej bramce dla Węgrów.

Pomijając fakt, jaką dziurę zostawiła nasza pomoc (do tego jeszcze wrócę) w środku pola i przed polem karnym, to Puchacz zachował się po prostu fatalnie. Na pewno kojarzycie sytuację z meczu na Euro ze Szwecją, kiedy to Przemysław Płacheta wracał truchtem za atakującymi Szwedami. Powiedzieć, że miałem flashbacki z tej sytuacji wczoraj, to jak nic nie powiedzieć. Mało tego, Puchacz na koniec miał jeszcze pretensje do kolegów za straconego gola.

Zresztą przy pierwszej bramce też należy się go czepiać. W końcu to Puchacz trącił piłkę tak, że spadł idealnie na głowę Andrasa Schafera.

Ale żeby być sprawiedliwym, trzeba nadmienić, że chyba żaden z naszych obrońców nie zaliczył udanego występu. Zarówno Dawidowicz, jak i Kędziora mieli momenty mocno elektryczne. Matty Cash również się do tego grona wpisał, choć on rzeczywiście próbował, mimo że często na jego plecach znajdowało się dwóch-trzech rywali.

Nauczymy się grać piłką

Odbiegając od defensywy, jestem wprost przerażony naszą bezradnością w środku pola. W poniedziałek nie było żadnego lidera, który wziąłby na siebie ciężar rozgrywania piłki, konstruowania akcji. Na początku próbował Jakub Moder, ale ostatecznie przygasł. Przez pierwsze kilka minut próbował Mateusz Klich, ale przygasł. Wejście Piotra Zielińskiego na drugą połowę nieco ożywiło grę, aczkolwiek i on w pojedynkę nie był w stanie przebić węgierskiego muru.

Znowu brakowało nam takiej zadziorności, zbierania drugich piłek, walki o pozycję. A przecież nasi kadrowicze pokazali, że to potrafią, chociażby w meczu z Anglią czy Hiszpanią. Z Węgrami tego jednak zabrakło.

Jeden pozytyw

Być może robię to na siłę, aczkolwiek nie wyobrażam sobie nie wspomnieć o Karolu Świderskim. Napastnik PAOK-u chyba jako jedyny na PGE Narodowym zaprezentował się z bardzo dobrej strony. Zebrał sporo fauli na sobie, kilka razy odważnie doskakiwał do rywali, stwarzając potencjalne zagrożenie. Fajnie wyglądało też jego cofanie się do drugiej linii, aby wesprzeć pomocnik w rozgrywaniu.

Będąc szczerym „Świder” podobał mi się od pierwszych minut. Na bramkę, która dała nam chwilowy remis, po prostu sobie zasłużył, jak nikt inny. Dla mnie był to zdecydowanie najjaśniejszy punkt reprezentacji Polski.

W meczu kobiet zagrał mężczyzna? Jordania wzywa Iran do wyjaśnień

Kobieca reprezentacja Iranu awansowała jakiś czas temu do Pucharu Azji Kobiet. Dokonali tego, pokonując kobiecą drużynę Jordanii. Przegrana strona uważa jednak, że rywale złamali przepisy i w składzie wystawili… mężczyznę.

Wspomniany kobiecy Puchar Azji zostanie rozegrany w przyszłym roku. 25 września Iranki zapewniły sobie udział w tych rozgrywkach, po tym, jak pokonały rywalki z Jordanii. Mecz zakończył się rzutami karnymi po bezbramkowym remisie (4:2).

Niecodzienne zarzuty

Choć spotkanie miało miejsce już jakiś czas temu, to Jordania nie chce pogodzić się z porażką. Tamtejsza federacja wysunęła w stronę rywalek z Iranu oskarżenie, jakoby jednak z zawodniczek miała być mężczyzną. Skargę złożono już w azjatyckiej federacji (AFC).

List skierowany do AFC opublikował prezydent Jordanii, Ali Al-Hussein. Żąda w nim ponownego przeprowadzenia testów medycznych, które udowodnią płeć bramkarki Iranu.

Bomba transferowa Wieczystej Kraków! Ściągnęli byłego piłkarza Wisły Kraków

Wieczysta Kraków poinformowała o kolejnej bombie transferowej! IV-ligowiec ściągnął kolejnego zawodnika z przeszłością w Ekstraklasie. To Wild-Donald Guerrier, który dawniej występował w Wiśle Kraków. 

O pozyskaniu 32-latka klub poinformował na stronie internetowej. Reprezentant Haiti związał się z Wieczystą kontraktem do końca trwającego sezonu, z opcją przedłużenia o kolejne 12 miesięcy.

Ekstraklasowa przeszłość

Guerrier to kolejny zawodnik Wieczystej, który dawniej występował w Ekstraklasie. W latach 2013-2016 reprezentował barwy Wisły Kraków. Dla „Białej Gwiazdy” zaliczył łącznie 77 występów, w których zdobył 20 bramek oraz zaliczył 6 asyst.

Po przygodzie z Wisłą związał się z Alanyasporem. W swoim CV ma także grę w Qarabagu, Neftchi Baku czy Apollonie Limassol. Portal „Transfermarkt” wycenia go na 600 tysięcy euro.

Źródło: https://www.kswieczysta.com/news,1689.html

Zawodnik Bayernu o pójściu na wypożyczenie: „Nie wyobrażam sobie powrotu, żeby nie dostawać szans”

Konkurencja w Bayernie Monachium jest bardzo duża. Zazwyczaj zmiennicy nie mają zbyt wiele szans na pokazanie swoich umiejętności, jeśli podstawowi zawodnicy są zdrowi i w formie. Przekonał się o tym na własnej skórze Alexander Nubel, który obecnie przebywa w AS Monaco. O swoich odczuciach opowiedział na łamach „Kickera”. 

Nubel trafił do Bayernu z Schalke w 2020 roku, podobnie jak przed laty Manuel Neuer. 25-latek miał być zmiennikiem doświadczonego kolegi, a z czasem może i wskoczyć między słupki „Die Roten”.

Wróci, żeby grać?

Ostatecznie golkiper wystąpił zaledwie w czterech meczach minionego sezonu, wobec czego zdecydował się na zmianę klubu. Na zasadzie wypożyczenia przed startem kolejnej kampanii trafił do AS Monaco. Swój wybór Nubel ocenia bardzo dobrze.

– Przejście do Monaco to była właściwa decyzja. Gram na wysokim poziomie dwa razy w tygodniu, a to było moim celem. Rok spędzony w Monachium nie był jednak stracony. Poczyniłem wtedy postępy – przyznał dla „Kickera”.

– To, czego nie mogę sobie wyobrazić, to powrót po to, by nie dostawać szans w meczach – zaznaczył.

Nubel świetnie odnalazł się w nowym otoczeniu. Niemal z miejsca wdarł się do bramki drużyny z Księstwa. W 20 występach pięciokrotnie udało mu się zachować czyste konto.

– Moje statystyki w Monaco mogłyby być jeszcze lepszy, ale jestem szczęśliwy – stwierdził.

Lewandowski to egoista? Piłkarz Bayernu uważa, że jest bardziej samolubny niż Robben

Robert Lewandowski w ostatnich latach poprawił swoje umiejętności oraz zdecydowanie rozwinął się piłkarsko. Zmienił także nieco swój sposób gry. Polak nie jest już jedynie egzekutorem, ale potrafi świetnie rozgrywać piłkę. Zawodnik Bayernu Monachium uważa go jednak za egoistę. 

Christian Falk prowadzi swój własny podcast „Bayern-Insider”. Dziennikarz „Bild” poruszył w nim ostatnio temat Lewandowskiego i przytoczył interesującą rozmowę, jaką odbył z jednym z piłkarzy Bawarczyków. Nie przytoczył jednak jego imienia.

– Rozmawiałem kiedyś z jednym z piłkarzy Bayernu. Mówił, że wcześniej nie był w stanie wyobrazić sobie bardziej samolubnego i egoistycznego piłkarza niż Arjen Robben. Potem uznał, że to się zmieniło po przyjściu Roberta Lewandowskiego. Jego nie da się zmienić – opisał Falk.

Dziennikarz dodatkowo skupił się na sytuacji kontraktowej 33-latka. Lewandowski nadal nie otrzymał od Bayernu oferty przedłużenia kontraktu, co poważnie go frustruje. Obecna umowa Polaka wygasa w 2023 roku.

Falk podał, że Bayern nie chce dopuścić do powtórzenia sytuacji z Davidem Alabą. Austriak tego lata za darmo zamienił Allianz Arenę na Santiago Bernabeu, przenosząc się do Realu Madryt.

– To zdarzało się zbyt często. Myślę, że Hasan Salihamidzić czuje na sobie presję, bo nie generuje żadnych opłat transferowych za sprzedaż zawodników. Nie chce wygenerować żadnego zamieszania w związku z Lewandowskim – stwierdził dziennikarz.

Sousa musi zastąpić liderów. Jak zagramy z Węgrami?

Grzegorz Krychowiak, Kamil Glik i Robert Lewandowski – ci piłkarze na pewno nie zagrają w poniedziałek z reprezentacją Węgier. Na kogo postawi zatem Paulo Sousa? Tomasz Włodarczyk z portalu meczyki.pl wskazał prawdopodobny skład „Biało-Czerwonych” na ostatni mecz w eliminacjach mistrzostw świata.

W meczu z Andorą żółtą kartkę złapał Grzegorz Krychowiak. Tym samym pomocnik sam wykluczył się z nadchodzącego spotkania z Węgrami. Jednak nie tylko z usług piłkarza Krasnodaru nie skorzysta Paulo Sousa.

„Łączy nas Piłka” potwierdziło, że rywalizację na PGE Narodowym opuści również Kamil Glik (zagrożony zawieszeniem w przypadku otrzymania żółtej kartki) oraz Robert Lewandowski. W przypadku naszego kapitana najprawdopodobniej chodzi o zwykły odpoczynek.

Kto zastąpi liderów?

Na murawie zabraknie wobec tego zdecydowanych liderów naszej drużyny. Kto wejdzie w ich buty i poprowadzi kadrę przeciwko „Madziarom”?

Według Tomasza Włodarczyka z portalu meczyki.pl Sousa może postawić w obronie na trójkę nominalnych stoperów, a więc Dawidowicza, Bednarka i Helika. Za ich plecami dziennikarz nie spodziewa się roszad. Między słupkami ponownie powinien stanąć Wojciech Szczęsny.

Jeśli chodzi o wahadła, to selekcjoner na niedzielnej konferencji prasowej potwierdził, że od pierwszych minut zagra Matty Cash. Włodarczyk dodaje, że po przeciwnej stronie boiska należy spodziewać się Tymoteusza Puchacza. W środku boiska natomiast znajdą się Karol Linetty i Jakub Moder.

Formacja ataku zdecydowanie oberwała najmocniej. Brak Roberta Lewandowskiego nie oznacza jednak końca świata. Od pierwszych minut przeciwko Węgrom zagrać ma Arkadiusz Milik, natomiast w rolę drugiego snajpera wcieli się, najpewniej Karol Świderski.

Skład reprezentacji Polski na mecz z Węgrami wg Tomasza Włodarczyka (meczyki.pl): 

Szczęsny – Dawidowicz, Helik, Bednarek – Cash, Moder, Linetty, Zieliński, Puchacz – Świderski, Milik

Najwyższy wynik w historii polskiego futbolu! Ponad 50 bramek w lidze okręgowej

10-0, 20-0? Myślicie, że takie wyniki są imponujące? W lidze okręgowej takie „marne” liczby na nikim nie robią wrażenia… a przynajmniej nie na Wybrzeże Rewalskie Rewal, który rozgromił Pomorzanin Nowogard… 53-0. Jest to prawdopodobnie najwyższy wynik w historii polskiej piłki. 

Całe to spotkanie posiada dosyć kuriozalną, acz interesującą historię. Jakiś czas temu z Nowogardu zwolniono Kamila Twarzyńskiego. Z tego powodu klub opuściło wielu zawodników, w wyniku czego dwa ostatnie mecze ligowe  oddał walkowerem.

Aby uniknąć całkowitej degradacji, postanowiono coś z tym zrobić. Do meczu z Rewalem przystąpiło zatem zaledwie… ośmiu zawodników. W skład drużyny przyjezdnych wchodzili juniorzy oraz osoby z zarządu klubu.

Najwyższy wynik

Choć z pewnością postawie gości należy się szacunek, to okazałoby się być to fatalnym rozwiązaniem. Rewal już do przerwy prowadził bowiem 26-0. Ostatecznie skończyło się na 53-bramkowym prowadzeniu, co stanowi największy wynik w historii polskiej piłki nożnej.

Poprzedni taki rekord przypadał drużynie TPS II Winogrady. W sierpniu minionego roku wspomniana ekipa rozbiła Big Show FC (46-0) w Pucharze Polski.

Matty Cash w pierwszym składzie na Węgry. „Nie mogę się doczekać. Jestem gotowy”

Reprezentacja Polski w poniedziałek na PGE Narodowym podejmie Węgrów w ostatnim meczu eliminacji mistrzostw świata. „Biało-Czerwoni” mają już zapewnioną grę w barażach o wyjazd do Kataru, lecz zwycięstwo zapewni nam rozstawienie. Na przedmeczowej konferencji prasowej gościem był Matty Cash, który opowiedział o swoich odczuciach dotyczących poniedziałkowej rywalizacji. 

Polacy pokonali kilka dni temu Andorę (4-1) i przypieczętowali swój udział w barażach. W tym meczu okazję do debiutu otrzymał Matty Cash, który zaliczył kilka ciekawych akcji w drugiej połowie. Okazuje się, że w poniedziałek 24-latka możemy spodziewać się od pierwszych minut na murawie PGE Narodowego.

Presja

Paulo Sousa takie wieści potwierdził na niedzielnej konferencji prasowej. Po pytaniu Jacka Kurowskiego selekcjoner krótko stwierdził, że Cash zagra przeciwko Węgrom.

Będzie to dla niego zdecydowanie wielki moment. Na PGE Narodowym usiądzie bowiem komplet publiczności. Wszystkie oczy oraz kamery z pewnością będą skupione na występie prawego obrońcy Aston Villi. Jak podchodzi do tego sam zainteresowany?

– Gdy grasz w reprezentacji to zawsze szczególny moment. Wiem, że jutro na stadionie będzie komplet publiczności. To zaszczyt, nie mogę się doczekać jutra – przyznał 24-latek.

Nie da się również ukryć, że czekamy na to, aż Cash odśpiewa Mazurka Dąbrowskiego. Jak sam przyznał – ćwiczył go z mamą i jest gotowy!

– Wymowa niektórych słów jest trudna. Moja mama zna płynnie polski i jak popełniałem błędy przy hymnie to starała się mnie poprawiać. Jestem gotowy – dodał.

Śląsk Wrocław skarży się na błędy sędziów. Klub wysłał list do Cezarego Kuleszy

Śląsk Wrocław wystosował specjalny list do Cezarego Kuleszy. Klub narzeka w nim na pracę sędziów oraz prosi prezesa PZPN o interwencję. Szczególną uwagę zawrócono na system VAR.

W naszym kraju bardzo często patrzy się na decyzje podejmowane przez sędziów. W zasadzie nieważne, co zadecyduje arbiter w danej sytuacji – i tak znajdą się zwolennicy oraz przeciwnicy jego decyzji. Mimo wprowadzenia systemu wideoweryfikacji problem ten nie ustaje. Ba, prawdopodobnie jeszcze się nasila.

Interwencja

Kolejne kontrowersje pojawiły się w meczu Śląska Wrocław z Jagiellonią Białystok (2-2). Chodzi o sytuację z 26. minuty, gdy Israel Puerto ostro potraktował Mateusza Praszelika. Za faul zobaczył jednak tylko żółtą kartkę, mimo stanowczych protestów piłkarzy WKS-u.

– Faul Puerto na Praszeliku to nie był atak na piłkę. To była sytuacja, w której można było zrobić poważną krzywdę Mateuszowi. To był faul zagrażający zdrowiu zawodnika. Tak jak z boiska wydawało mi się, że to czerwona kartka, tak po obejrzeniu akcji na wideo tym bardziej uważam, że to jest czerwona kartka. Nie mogę tego zrozumieć – mówił po spotkaniu Jacek Magiera, trener Śląska. 

Na żalu się nie skończyło. Wrocławianie postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i napisać list do Cezarego Kuleszy. W nim proszą o interwencję prezesa PZPN-u.

– Jedną z zasad, jaką kierujemy się w Śląsku Wrocław, jest nie komentowanie – zwłaszcza publicznie – decyzji podejmowanych przez arbitrów prowadzących mecze naszych drużyn. Niestety, wydarzenia ostatnich miesięcy zmuszają nas do odejścia od naszych zasad i zajęcia stanowiska w sprawie rażących błędów sędziowskich, jakich jesteśmy świadkami od początku sezonu 2021/2022 – zaczyna się pismo.

W dalszej części Śląsk wymienia wszystkie błędne decyzje sędziów z ostatnich spotkań Ekstraklasy. Łącznie wskazali pięć meczów.

– To jedynie kilka najbardziej rażących przykładów dotyczących Śląska Wrocław z ostatnich kolejek. Sytuacji takich było więcej i co najważniejsze – nie dotyczyły wyłącznie naszej drużyny. Sygnały płynące z innych klubów wyraźnie świadczą o tym, że jest to problem szerszy, który dotyka wszystkich uczestników rozgrywek PKO Ekstraklasy – kontynuują.

Śląsk Wrocław

Kacper Kozłowski najlepiej dryblującym 18-latkiem na świecie? Polak na szczycie rankingu

Kacper Kozłowski należy do grona największych polskich talentów. 18-latek bryluje boiskową dojrzałością, ale przede wszystkim przebojowością. Nastolatka docenił portal „CIES”, umieszczając go na szczycie najlepiej dryblujących piłkarzy do 18. roku życia. 

Kozłowski początkowo pokazywał się w Pogoni Szczecin, gdzie dostrzegł do Paulo Sousa. Portugalczyk powołał pomocnika na Euro 2020, nim ten wszedł w pełnoletność. Tym samym piłkarz „Portowców” stał się najmłodszym zawodnikiem, który kiedykolwiek wystąpił na turnieju finałowym mistrzostw Europy. Miał wówczas 17 lat i 246 dni.

Nadal imponuje

Latem o Kozłowskiego pytało wiele klubów, oferując Pogoni za niego spore pieniądze. 18-latek został jednak w Szczecinie i na razie stanowi ważną postać drużyny Kosty Runjaicia. „Portowcy” znajdują się obecnie na trzecim miejscu w Ekstraklasie, zaś sam pomocnik ma na koncie trzy bramki i trzy asysty w 12 występach.

Nastolatek imponuje jednak nie samymi statystykami. Serwis „CIES”, zajmujący się zbieraniem statystyk ze świata piłki opublikował ranking najlepiej dryblujących piłkarzy do lat 18 w 33 najlepszych ligach świata. Według danych portalu Kozłowski zajmuje w zestawieniu pierwsze miejsce, z 61-procentową skutecznością.

Nie jest to najwyższa skuteczność, gdyż wyższą wykazują się między innymi Jude Bellingham (Borussia Dortmund) czy Yaser Asprilla (Envigado FC). Obaj panowie mają po 70 proc. skuteczności. Kozłowski zajmuje jednak pierwsze miejsce, ze względu na czas, jaki poświęcał na drybling. Ten wynosi zaledwie ponad 11 minut. Dla porównania w przypadku wspomnianych wyżej zawodników to kolejno: 18 minut i 34 sekundy oraz 20 minut i 9 sekund.

Według „CIES” Kozłowski posiada dzięki temu najwyższy „indeks dryblingu”. W przypadku Polaka wynosi on 5.30. Drugi na podium Joan Cruz posiada 4.10, zaś trzeci Casper Terho – 3.89.

https://twitter.com/CIES_Football/status/1457301552817967107

Grabara zaczepia Gikiewicza na zgrupowaniu. „Siema, miał być Giki, ale jestem ja” [WIDEO]

Zgrupowanie reprezentacji Polski w Hiszpanii ruszyło pełną parą! Na kanale „Łączy nas Piłka” na YouTube pojawił się już pierwszy vlog. Pierwszoplanową rolę odegrał w nim oczywiście Matty Cash, jednak nie zabrakło klatek z innymi kadrowiczami. 

24-latka przedstawiono całemu sztabowi reprezentacji oraz związanych z nią pracowników (kucharz, operatorzy itd.). Cash zapoznał się także z resztą piłkarzy powołanych przez Paulo Sousę.

Szpileczka

Na zgrupowaniu pojawił się również Kamil Grabara, dla którego było to pierwsze powołanie do seniorskiej drużyny. 22-latek już w pierwszym vlogu z Hiszpanii zdążył wbić szpilkę Rafałowi Gikiewiczowi, z którym, delikatnie mówią, ma dość napięte stosunki. W przeszłości obaj panowie niejednokrotnie wymieniali się „uprzejmościami” na swój temat.

Gdy bramkarz Kopenhagi zmierzał do swojego pokoju po przyjeździe do hotelu, wraz z nim zmierzała kamera. Nagrywający powitał go ponownie na kanale „Łączy nas Piłka” (wcześniej znajdował się między innymi na nagraniach z reprezentacji do lat 21). Grabara odpowiedział w swoim stylu, przy okazji zaczepiając Gikiewicza.

– Siema, miał być Giki, ale jestem ja – wypalił.

Surowa kara dla Kamila Glika. Polak zawieszony w Serie B

Kamil Glik zawieszony za swoją ostatnią nieudaną interwencję. Polak otrzymał czerwoną kartkę, za co został ukarany. Opuści trzy najbliższe mecze Benevento w Serie B.

33-latek w ostatnim meczu przeciwko Frosinone (1-4) wyleciał z boiska po otrzymaniu czerwonej kartki. Stoper brutalnego faulu dopuścił się już w 25. minucie spotkania. Polak ostro zaatakował kolano jednego z rywali. Sędzia początkowo nie widział przewinienia Glika, lecz po analizie VAR wrócił do sytuacji i wyrzucił go z boiska.

Surowa kara

We wtorek oficjalnie ogłoszono, jaka kara spotka doświadczonego obrońcę. Glik opuści trzy następne spotkania Benevento w Serie B. Stopera zabraknie w meczach z Pisą (21 listopada), Regginą (27 listopada) oraz Vicenzą (30 listopada).

Dla 33-latka była to druga czerwona kartka w tym sezonie ligowym. Wcześniej opuścił już jedną kolejkę Serie B po tym, jak wyleciał z boiska w meczu z Como. Łącznie Glik zanotował 11 występów w tym sezonie w barwach Benevento.