Insigne puściły nerwy. Kapitan ostro skrytykował Napoli: „Co za gó***ana drużyna!” [WIDEO]

SSC Napoli w środę po raz kolejny w tym sezonie straciło punkty w Serie A. Podopieczni Gennaro Gattuso zremisowali na wyjeździe z Sassuolo 3-3. Do czołowej czwórki ligi tracą już pięć punktów.

Spotkanie na Mapei Stadium było świetnym widowiskiem. Gospodarze od 34. minuty prowadzili, jednak już po chwili wyrównanie gościom dał Piotr Zieliński. Tuż przed przerwą z rzutu karnego bramkę zdobył Domenico Berardi i to piłkarze Sassuolo schodzili do szatni z podniesionymi głowami.

Po przerwie znowu nie brakowało emocji. W 72. minucie do wyrównania doprowadził Di Lorenzo, a w końcówce Napoli na prowadzenie wyprowadził kapitan, Lorenzo Insigne. W doliczonym czasie gry gospodarze zdołali jednak ostatni raz ukąsić rywali. Po faulu Kostasa Manolasa „jedenastkę” na trafienie zamienił Francesco Caputo.

Frustracja

Ostatni okres nie jest dla Napoli najprzyjemniejszy. Ekipa spod Wezuwiusza zajmuje 6. lokatę w Serie A i traci do czwartego miejsca już pięć punktów. Kwestią czasu było, aż atmosfera zacznie się udzielać piłkarzom także w trakcie meczów.

Po ostatnim gwizdku sędziego Lorenzo Insigne nie mógł pogodzić się z tak łatwo oddanym zwycięstwem. Kapitan Napoli dał upust złości, kiedy opuszczał murawę. – Co za gó***ana drużyna! – krzyczał Włoch w kierunku swoich kolegów. Następnie 29-latek kopnął bandę reklamową i stojące przed nim bidony. Wszystko zostało uchwycone przez kamery.

Ivan Rakitić o Leo Messim: „Mam trofeum, którego nigdy nie zdobędziesz”

Ivan Rakitić dużo czasu spędził w FC Barcelonie. W barwach Blaugrany łącznie występował przez sześć lat. W wywiadzie z „LaLiga TV” Chorwat wspominał tamten okres. Pomocnik opowiedział między innymi, jak żartował sobie z Leo Messiego.

32-letni pomocnik do Barcelony przeniósł się w 2014 roku z Sevilli. We wrześniu ubiegłego roku wrócił do Andaluzji po sześciu latach spędzonych na Camp Nou. Choć atmosfera, w jakiej Chorwat opuszczał klub nie była najlepsza, piłkarz doskonale wspomina okres grania dla Blaugrany.

Głód sukcesów

Rakitić opowiedział o swoich początkach w katalońskim zespole. Przede wszystkim pomocnik docenia, że miał szansę trenowania razem z Xavim i Iniestą. Jak sam przyznał, wiele się od nich nauczył.

– Kiedy przyjechałem do klubu, głód sukcesów, którzy odczuwali ci zawodnicy, był niesamowity. Miałem szczęście, trenując przez rok z Xavim i dłużej z Andresem Iniestą. Nauczyłem się od nich wiele na boisku i poza nim – stwierdził Chorwat.

– Tym ludziom niczego nie dano za darmo. Zasłużyli na swój sukces. To nie przypadek, że wygrali wszystko. Każdy piłkarz miał tam do odegrania swoją rolę – zaznaczył.

– Każdy robił coś po swojemu, ale zawsze po to, aby wygrać. W Berlinie, w finale Ligi Mistrzów, powiedzieliśmy sobie: „Jeśli będziemy trzymać się razem, nikt nas nie pokona” – wspominał 32-latek.

Żarty z Messiego

Rakitić dobrze dogadywał się także z Leo Messim. Pomocnik zdradził, że często żartował sobie z Argentyńczyka. Ma on bowiem jedno trofeum, którego 6-krotny zdobywca Złotej Piłki w swoim CV nie ma.

– Kiedyś rozmawiałem z Messim i powiedziałem: „Wygrałeś prawie wszystko, strzeliłeś wiele goli. Ale to ja mam trofeum, którego nigdy nie zdobędziesz. To Liga Europy” – opowiedział Chorwat.

BVB znalazła następcę Haalanda? Utalentowany 23-latek na celowniku

Kariera Erlinga Haalanda od jakiegoś czasu pędzi jak szalona. Norweg zadziwia cały piłkarski świat, a europejskie potęgi światowego futbolu zacierają ręce na myśl o jego ściągnięciu. Prędzej czy później Borussia Dortmund będzie musiała się pogodzić z utratą utalentowanego 20-latka. Wówczas trzeba będzie znaleźć jakiegoś następcę.

Umowa Haalanda z BVB obowiązuje do 2024 roku. Latem 2022 aktywuje się jednak klauzula, dzięki której Norweg będzie mógł odejść z Signal Iduna Park za jedyne 75 mln euro. Zdaniem dziennikarzy „ABC” łączna kwota za napastnika wyniesie około 150 mln przez wzgląd na prowizję Mino Raioli. 

Luka do zapełnienia

Po ewentualnym odejściu 20-latka z Borussii potrzebny będzie jakiś następca. Według informacji „Eurosportu” BVB ma już jednego kandydata na oku. Mowa o snajperze Sevilli, Youssefie En-Nesyrim.

Reprezentant Maroka jest obserwowany przez działaczy z Signal Iduna od dłuższego czasu. Do tej pory robił na Niemcach bardzo dobre wrażenie. Miał nawet okazję zmierzyć się ze swoim potencjalnym przyszłym pracodawcą w 1/8 Ligi Mistrzów. Tam jednak nie udało mu się zdobyć gola.

W tym sezonie 23-latek łącznie zanotował 37 występów w barwach andaluzyjskiego zespołu. W swoim dorobku ma 17 bramek, z czego cztery strzelone w Champions League. Umowa napastnika z Sevillą obowiązuje aż do 2025 roku, więc Borussia musiałaby wyłożyć na niego aktualnie sporą kwotę.

Buffon zapowiedział, kiedy zakończy karierę. „Mógłbym przestać grać za cztery miesiące”

Kiedy Wojciech Szczęsny przychodził do Juventusu musiał pogodzić się z rolą rezerwowego. Wówczas pierwszym bramkarzem „Starej Damy” był Gianluigi Buffon. Aktualnie sytuacja uległa zmianie i to 43-latek zasiada na ławce rezerwowych, a między słupkami mistrza Włoch stoi Polak. Wiekowy golkiper wyjawił, kiedy możemy spodziewać się odwieszenia przez niego butów na kołek.

Kariera Buffona dobiega do nieuchronnego końca. Kontrakt legendy Juventusu wygasa wraz z końcem tego sezonu, a wciąż brakuje porozumienia w sprawie jego ewentualnego przedłużenia. Jednak nawet jeśli stronom uda się dogadać, Włoch przyznaje, że zbliża się koniec pewnego rozdziału.

„To jest maksimum”

Na łamach „The Guardian” Buffon wyznał, że wkrótce przyjdzie czas na powiedzenie „dość”. Kiedy do tego dojdzie? Włoch zapowiedział, że najpóźniej karierę zakończy latem 2023 roku, jednak możliwe, że zrobi to wcześniej.

– To jest maksimum, naprawdę maksimum. Ale mógłbym też przestać grać za cztery miesiąceprzyznał mistrz świata z 2006 roku.

43-latek już w 2018 roku zapowiedział odwieszenie butów na kołek. Finalnie rozstał się ze „Starą Damą” na rzecz PSG. Do Turynu wrócił jednak rok później. Aktualnie pełni rolę rezerwowego bramkarza. Podstawowym golkiperem Juventusu jest Wojciech Szczęsny.

Tytan

Kariera Buffona trwa już prawie 20 lat. Bramkarz lwią jej część spędził w Juve, dla którego rozegrał łącznie 681 meczów. Reprezentował także barwy Parmy oraz PSG. Jest również 176-krotnym reprezentantem Włoch.

Z kadrą sięgnął po mistrzostwo świata w 2006 roku, a w 2012 został wicemistrzem Europy. W swoim piłkarskim CV ma zarówno mistrzostwa Włoch, jak i jedno mistrzostwo Francji.

Wiadomo, ile Real Madryt musi wydać na Haalanda. Fortuna dla Mino Raioli

Przyszłość Erlinga Haalanda wciąż wydaje się niepewna. Co prawda Norweg ma w najbliższym sezonie nadal reprezentować barwy Borussii Dortmund, jednak polują na niego giganci futbolu. Prędzej czy później 20-latek opuści Signal Iduna Park. Real Madryt non stop monitoruje sytuację 20-latka. Zdaniem „ABC” klub z Hiszpanii poznał już cenę, jaką musiałby wyłożyć za snajpera.

Każdy klub na świecie chciałby mieć w swoich szeregach Haalanda. Młody Norweg strzelił w tym sezonie 27 goli w 27 meczach, czym bez przerwy ściąga na siebie uwagę największych tuzów piłki nożnej. Najgłośniej w kontekście 20-latka mówi się o zainteresowaniu Realu Madryt, Liverpoolu, Manchesteru City czy Juventusu.

Promocja za piłkarza, fortuna dla agenta

Na tę chwilę większość mediów przekonuje, że to właśnie „Królewscy” są na przodzie wyścigu o utalentowanego napastnika. Kontrakt Haalanda z BVB wygasa dopiero w 2024 roku. W umowie zawarta jest natomiast klauzula odejścia, dzięki której napastnik może opuścić Dortmund za 75 mln euro. Aktywuje się ona latem przyszłego roku. Taka cena za 20-letniego snajpera wydaje się być promocją. Jest jednak jeden haczyk.

Przez długi okres trwania kontraktu i zawartą klauzulę duże pole do negocjacji ma Mino Raiola. Agent Norwega nie musi się aktualnie spieszyć z poszukiwaniami nowego klubu dla swojego podopiecznego. Może za to stawiać twarde warunki.

Tak właśnie zrobił w przypadku rozmów z Realem Madryt. Jak przekonują dziennikarze „ABC” Włoch miał przedstawić działaczom „Królewskim” sprawę jasno: transfer wyniesie 150 milionów euro. Ciekawie robi się, jednak kiedy zagłębimy się w podział tej kwoty.

110 mln z transakcji trafiłoby na konto BVB. Aż 30 otrzymałby sam Mino Raiola, a pozostałe 10 – pośrednicy, w tym ojciec Haalanda.

Rozwiązanie lepsze niż Mbappe?

Cała operacja pochłonie zatem masę pieniędzy. Co więc przemawia za kupieniem Norwega? Wiadomo, że Real interesuje się także Kylianem Mbappe. Nawet jeśli łączna kwota za Haalanda wyniesie wspomniane 150 mln, to wciąż będzie to mniej, niż za gwiazdora PSG.

Poza tym „Los Blancos” nie potrzebują aktualnie kolejnego skrzydłowego, a takim jest Mbappe. Sam Francuz postawił ostatnio warunek zarówno „Królewskim”, jak i swojemu aktualnemu klubowi. 22-latek chce grać wyłącznie jako lewoskrzydłowy. 

Lewandowski nie jest najlepszy na świecie? Selekcjoner Brazylii postawił na kogoś innego

Tite udzielił ostatnio obszernego wywiadu dla serwisu „FIFA.com”. Selekcjoner reprezentacji Brazylii wybrał w nim trójkę najlepszych piłkarzy na świecie. Zdaniem 59-latka Robert Lewandowski nie jest aktualnie najlepszy. Przed Polakiem umieścił jednego zawodnika.

W roku 2020 napastnik Bayernu nie miał sobie równych. „Lewy” z klubem wygrał wszystko, a sam zgarnął multum indywidualnych nagród. Wielokrotnie to 32-latka uznawano za najlepszego piłkarza minionego roku.

Przypomnijmy, że Hansi Flick poprowadził Bayern do zwycięstwa w Bundeslidze, Pucharze Niemiec i Lidze Mistrzów. Wygrał także Klubowe Mistrzostwa Świata, Superpuchar Niemiec i Superpuchar Europy. Tym samym Bawarczycy zostali drugą drużyną w historii, która zdobyła sekstet.

Ogromna w tym zasługa Roberta Lewandowskiego. Polak był królem strzelców zarówno w niemieckiej lidze, jak i krajowym pucharze. Także w Champions League nie miał sobie równych.

Tite wybrał inaczej

Mimo doskonałego roku Polaka selekcjoner reprezentacji Brazylii nie ceni sobie jego umiejętności tak bardzo, jak Neymara. Jego zdaniem to właśnie lider PSG zasłużył obecnie na miano najlepszego piłkarza na świecie.

– Moja trójka jest taka, na jaką głosowałem w plebiscycie FIFA The Best. Najpierw Neymar, drugie miejsce dla Roberta Lewandowskiego, a trzecie dla Kevina De Bruyne – przyznał Tite w rozmowie z „FIFA.com”.

– Zanim Neymar złapał kontuzję, był w fantastycznej formie, nawet jak na swoje standardy. Lewandowski to znakomity napastnik. De Bruyne jest w stanie robić rzeczy, których inni nie potrafią. Jego improwizacja i determinacja sprawiają, że uwielbiam patrzeć na jego grę – wyjaśnił swój wybór.

Tite stwierdził również, że Alisson był najlepszym bramkarzem minionego roku. Jego zdaniem Brazylijczyk przewyższał zarówno Oblaka, Ter Stegena i Neuera.

– Czy Alisson jest w najlepszej trójce na świecie? Nie mam co do tego wątpliwości, jestem stuprocentowo przekonany. Ale żeby powiedzieć, że jest numerem jeden, musiałbym dokładnie przyjrzeć się wszystkim bramkarzom, aby ich porównać. Mogę powiedzieć, że przez ostatni rok był najlepszy, grał lepiej od Ter Stegena, Oblaka i Neuera – zaznaczył.

Co najbardziej różni Ekstraklasę od Premier League? Jakub Moder nie zostawił wątpliwości

Jakub Moder jest już na Wyspach od dłuższego czasu. 21-letni pomocnik w rozmowie z Canal+ wskazał największą różnicę pomiędzy Ekstraklasą a Premier League. Przede wszystkim obie ligi odbiegają od siebie umiejętnościami piłkarskimi zawodników.

Pomocnik dogadał się w sprawie transferu do Brighton w październiku. Nie trafił jednak do Anglii od razu. „Mewy” postanowiły wypożyczyć go najpierw z powrotem do Lecha, gdzie miał pozostać do końca sezonu. Finalnie klub z Premier League zdecydował się na skrócenie jego pobytu w Polsce, a Moder wyleciał na Wyspy w styczniu.

Różnica w stosunku do Ekstraklasy

W rozmowie z Canal+ pomocnik przyznał, że przyzwyczajenie się do nowych realiów nie było dla niego łatwe. Wyjazd do Anglii był sporym przeskokiem względem gry w Ekstraklasie.

– To duża różnica. Najbardziej zauważalna jest pod względem piłkarskim. Jakość zawodników stoi na najwyższym poziomie – przyznał Moder.

Na szczęście, przed transferem 21-latek zebrał doświadczenie przez regularną grę w Lechu w Ekstraklasie i Lidze Europy. Udało mu się przecież także zadebiutować w reprezentacji Polski.

– Nie mówię, że nie byłem gotowy, bo myślę, że nie miałem takiego problemu. Zrobiło na mnie jednak fajne wrażenie, że każdy zawodnik, czy to młody z akademii, czy to ktoś będący teoretycznie dalej od składu, ma niesamowitą jakość. Widać to na każdym treningów. Od każdego piłkarza mogę się czegoś nauczyć – dodał.

W minioną sobotę Moder zaliczył swój debiut w Premier League. Polak pojawił się w końcówce przegranego meczu z WBA. Dla pomocnika był to dopiero drugi występ w barwach Brighton. Wcześniej zagrał w pucharowym spotkaniu z Leicester City. Wtedy na boisku pojawił się także Michał Karbownik.

Legia Warszawa niezadowolona z pracy sędziów. Klub wystosował pismo do Przesmyckiego

W sobotę Legia Warszawa wygrała na wyjeździe z Górnikiem Zabrze 2-1. Tym samym ekipa Czesława Michniewicza umocniła się na pozycji lidera Ekstraklasy. Mistrz Polski ma na koncie 39 punktów. Pogoni Szczecin, która okupuje drugą lokatę, brakuje do stołecznego klubu czterech „oczek”.

Starcie w Zabrzu było emocjonującym widowiskiem. Goście prowadzenie objęli już w 5. minucie po bramce Bartosza Kapustki, ale gospodarze potrafili się odgryźć. Przed przerwą gola na remis strzelił Jesus Jimenez, wykorzystując rzut karny.

O wygranej Legii przesądził dopiero gol Kacpra Kostorza w 82. minucie. Wspaniałą akcją popisał się wówczas Luquinhas, który w pojedynkę rozbił obronę rywali i posłał piłkę do 21-letniego napastnika. Brazylijczyk nie miał jednak łatwego życia podczas sobotniego meczu.

Poszkodowany Brazylijczyk

Pomocnik mistrza Polski był notorycznie faulowany przez zawodników Górnika. Co więcej, sędzia Bartosz Frankowski zdawał się nie widzieć przewinień, jakich dopuszczali się gospodarze.

Dla zabrzan powinny zostać pokazane przynajmniej dwie żółte kartki, po faulach na Luquinhasie. Jedna powinna trafić do Erika Janzy, zaś druga do Przemysława Wiśniewskiego. Swój kartonik zobaczył z kolei Brazylijczyk. Ta sytuacja wzbudziła wiele kontrowersji. Zdaniem ekspertów wcale nie powinno jej być.

Reakcja klubu

Legia Warszawa postanowiła nie patrzeć biernie na wydarzenia z ostatniego meczu. Dariusz Mioduski wystosował specjalne pismo do Zbigniewa Przesmyckiego, przewodniczącego Kolegium Sędziów PZPN.

W dokumencie klub podważa pracę Frankowskiego. Legia uważa, że sędzia dawał graczom Górnika przyzwolenie na nieczystą grę wobec rywali. Co więcej, w piśmie wypunktowane zostały sytuacje, które wzbudziły podejrzenia gości.

Zdjęcie

Legia Warszawa w obliczu wydarzeń z meczu z Górnikiem Zabrze wnioskuje o nieprzydzielanie sędziego Frankowskiego do swoich następnych spotkań. Zdaniem klubu arbiter wielokrotnie podejmował krzywdzące zawodników decyzje. Mistrz Polski poddaje także w wątpliwość wyznaczenie tego samego sędziego na mecz 1/4 finału Pucharu Polski.

Zdjęcie

Paulo Sousa musi powołać tego zawodnika. Ekspert nie ma wątpliwości

Powołania na marcowe mecze reprezentacji Polski zbliżają się wielkimi krokami. Eksperci i kibice zastanawiają się, na kogo na swoim pierwszym zgrupowaniu postawi Paulo Sousa. Kamil Kosowski uważa, że szansę musi dostać Michał Helik.

25 marca Sousa zadebiutuje w roli selekcjonera reprezentacji Polski. „Biało-Czerwoni” zainaugurują wówczas meczem z Węgrami eliminacje do mistrzostw świata 2022. Trzy dni później kadrę czeka mecz z Andorą, zaś 31 marca zakończymy zgrupowanie spotkaniem z Anglią.

Wraz ze zbliżającymi się meczami zbliża się również dzień, kiedy Paulo Sousa wyśle powołania do zawodników. Na tę chwilę mamy wiele niewiadomych, gdyż będzie to pierwszy raz, kiedy Portugalczyk bliżej przyjrzy się naszym piłkarzom. W mediach padają już jednak nazwiska, którymi nowy selekcjoner powinien się zainteresować.

Nie stać nas na pomijanie go

Kamil Kosowski w „Przeglądzie Sportowym” stwierdził, że swoje powołanie musi otrzymać Michał Helik. Ekspert Canal+ wprost przyznaje, że pominięcie go byłoby błędem. Po prostu nie stać na to, żeby chociaż nie przyjrzeć się bliżej stoperowi z Barnsley.

– Przed tym transferem wydawało się, że jest zbyt słaby fizycznie, by odnaleźć się na Wyspach. Championship to niezwykle fizyczna i wymagająca liga. Helik jest co prawda wysoki, ale brakowało mu masy mięśniowej. On szybko przebił się do składu, daje radę i w obronie, i w ataku – zauważa Kosowski.

– Sousa powinien wybrać się do Anglii i na własne oczy zobaczyć Helika w akcji. Jeśli byłby zadowolony z jego występu, to należałoby go powołać, by przez kilka dni zgrupowania z bliska przyjrzeć się, jak wygląda wśród kadrowiczów. Kamil Glik powoli szykuje się do zakończenia pięknej reprezentacyjnej kariery, mamy młodych Bednarka i Walukiewicza, ale nie stać nas na pomijanie grającego regularnie w Championship stopera, który w dodatku potrafi dać sporo drużynie w ataku – podsumował były reprezentant Polski.

Helik w tym sezonie wystąpił 36-krotnie w barwach Barsnley. Stoper strzelił także pięć bramek, a ostatnio znalazł się nawet w najlepszego drużynie lutego w Championship.

Wzorowy kapitan w akcji. Dusan Tadić pokazał, co znaczy być liderem

W niedzielę odbył się mecz na szczycie holenderskiego. Starcie PSV z Ajaxem było hitem 24. kolejki Eredivisie. Obie ekipy przed spotkaniem dzieliło sześć punktów różnicy. Gospodarze z Eindhoven potrzebowali zwycięstwa nad liderem ligi, żeby jeszcze nawiązać do walki o tytuł. Finalnie jednak starcie zakończyło się podziałem punktów, ale emocji nie zabrakło.

Jeszcze w pierwszej połowie w lepszych humorach byli piłkarze PSV. Eran Zahavi w 39. minucie wyprowadził ich na prowadzenie, więc do szatni schodzili z podniesionymi głowami. Przez długi czas wydawało się, że Ajax nie zdoła już wyrwać punktów w Eindhoven, aż do 92. minuty. W doliczonym czasie gry bohaterem amsterdamczyków został Dusan Tadić.

Kapitan z żelazną psychiką

Emocje towarzyszące spotkaniu PSV z Ajaxem były gigantyczne. Niedość, że generalnie był to mecz dwóch holenderskich potęg, to jeszcze lidera z wiceliderem ligi. Nic więc dziwnego, że obu stronom zależało na zwycięstwie.

Goście mieli sporo powodów do zmartwień. Sobotnie spotkanie było jednym z tych, kiedy strzelasz, tworzysz akcje, robisz wszystko, ale piłka nie chce wpaść do bramki. Takim sposobem to PSV prowadziło przez dłuższy czas gry, bo aż do doliczonego czasu drugiej połowy.

Wówczas, w 92. minucie sędzie podyktował rzut karny dla gości, po tym jak w polu karnym ręką zagrał Denzel Dumfries. Piłkę z jedenastego metra miał uderzyć Dusan Tadić, jednak rywale nie chcieli mu tego ułatwiać. Przy „wapnie” zebrało się kilku piłkarzy gospodarzy, którzy próbowali rozkopać miejsce ułożenia futbolówki. Chwilę wcześniej kłócili się z sędzia o słuszność przyznanego Ajaxowi stałego fragmentu. Oczywiście karny był ewidentny, ale oni nie chcieli się z tym pogodzić.

Finalnie kapitanowi gości udało się podejść do piłki. I zrobił, co do niego należało. Serb wytrzymał presję i dał Ajaxowi, jakże potrzebny, remis.

Trudne zadanie

Sprawa wykonania „jedenastki” była o tyle utrudniona, że Tadić od początku był mocno dekoncentrowany. Raz, że od niego zależały w tamtym momencie losy wyniku, a dwa, że rywale nadal mu nie odpuszczali. Od Dumfriesa, który rzut karny sprokurował, miał usłyszeń sporo niemiłych słów.

– Powiedział, że jestem pi*dą. Że nie jestem prawdziwym liderem. I że na pewno spudłuje – przyznał po meczu Tadić.

Oczywiście zaraz po trafieniu na wagę remisu Serb postanowił odpłacić rywalowi pięknym za nadobne. Zemsta na Dumfriesie musiała smakować wyjątkowo dobrze.

– Co powinienem zrobić po strzeleniu bramki? Powiedzieć „dzięki, że nazwałeś mnie pi*dą”? Nie. W takich sytuacjach odpowiadasz mu tym samym – krzyczał po wykorzystaniu karnego.

Na tym się jednak nie skończyło. Tadić ruszył natychmiast do rywala, który wcześniej go wyzywał, a koledzy z drużyny nie mogli nad nim zapanować. Ostatecznie jednak udało się bezpiecznie doprowadzić mecz do końca, a Ajax utrzymał przewagę nad wiceliderem z Eindhoven.

Kibice wyrazili swoje niezadowolenie

Po ostatnim gwizdku sędziego nadal było gorąco. Kiedy piłkarze gości opuszczali stadion PSV czekała na nich grupka kibiców gospodarzy. Kilku z nich próbowało wtargnąć między zawodników a ich autokar, ale ochronie ostatecznie udało się z nimi uporać. Chociaż nie bez kłopotów.

Niektórych jednak nie udało się powstrzymać. Pojedyncze jednostki ze wspomnianej grupki obrzucały piłkarzy monetami. Jedna z nich trafiła nawet Tadicia w głowę.

https://twitter.com/TheEuropeanLad/status/1366061804175175680

Sprawa Michała Ż. trafiła do sądu. Wiadomo, co grozi byłemu reprezentantowi Polski

Poznaliśmy dalsze konsekwencje grudniowego występku Michała Ż. Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko byłemu reprezentantowi Polski. 

Przypomnijmy, że w grudniu ubiegłego roku Michał Ż. spowodował wypadek w centrum Warszawy. 44-latek doprowadził do kolizji z autobusem stojącym na czerwonych światłach. Nikomu nic się nie stało, jednak za byłym piłkarzem konsekwencje nadal się ciągną.

Oskarżenia

Do wypadku doszło 22 grudnia na skrzyżowaniu ulicy Miodowej i Długiej. Około godziny 00:40 pijany kierowca samochodu marki bmw wjechał w autobus. Badanie alkomatem wykazało, że sprawca miał w wydychanym 1,6 promila alkoholu.

Jak ustalił serwis „wiadomosci.wp.pl” w piątek 26 lutego sprawę skierowano do Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieście. Były piłkarz usłyszał zarzut prowadzenia pojazdu w stanie nietrzeźwości (art. 178a Kodeksu Karnego). Ż. grozi nawet do dwóch lat więzienia, a także utrata prawda jazdy na okres trzech lat.

Oskarżony w przeszłości wystąpił 102-krotnie w barwach „Biało-Czerwonych” w latach 1999-2011. Dla reprezentacji zdołał strzelić również trzy bramki. Po zakończeniu piłkarskiej kariery w 2013 roku Ż. został dyrektorem sportowym Legii Warszawa.

Aktualnie 44-latek pełnił tę samą funkcję w Motorze Lubin. Jego przyszłość w klubie była niepewna po popełnionym przestępstwie, jednak klub już pod koniec roku wydał swoje oświadczenie. W nim informuje, że Ż. pozostanie na stanowisku.

Pierwsze zatrzymania w Barcelonie! Wśród aresztowanych także Bartomeu

W biurach FC Barcelony policja od samego rana prowadzi poszukiwania. Akcja zaczyna przechodzić od śledztwa do faktycznych zatrzymań. Do tej pory aresztowano trzy osoby, w tym Josepa Bartomeu.

W poniedziałek rano do biur Barcelony wtargnęła policja. Hiszpańskie media sugerowały, że chodzi o aferę z Barca Gate. Informowano również o możliwych w trakcie przeszukiwań zatrzymań. Aktualnie stały się one faktem.

Kogo zatrzymano?

Pierwszymi aresztowanymi przez policję osobami byli Oscar Grau, dyrektor klubu oraz Ramón Ponti, szef działu prawnego. Oprócz wspomnianej dwójki zatrzymano także Josepa Bartomeu, do którego domu służby wtargnęły z samego rana.

Jakub Kręcidło podaje, że na tym się to nie skończy. Dodatkowo dziennikarz pisze, że padły podejrzenia o pranie pieniędzy w stosunku do zarządu.

 

Duża afera w FC Barcelonie. Policja przeszukuje biura klubu [ZDJĘCIA]

Ślady działalności Josepa Bartomeu w FC Barcelonie nie znikną najpewniej przez kilka kolejnych lat. W poniedziałkowy poranek dostaliśmy tego kolejny przykład. W biurach zarządu Blaugrany policja prowadzi przeszukanie.

Bartomeu zostawił po sobie wiele złych wspomnień. Mnóstwo z nich będzie się ciągnąć za Barceloną przez najbliższe lata. Oprócz zrujnowanych marzeń o powrocie na szczyt futbolowej piramidy potęg Duma Katalonii musi się teraz gęsto tłumaczyć przed policją.

Echa Barca Gate

Hiszpańskie media od rana zasypują nas informacjami o trwających przeszukaniach w organach FC Barcelony. Z ustaleń Mundo Deportivo wynika, że policja weszła w poniedziałek do pomieszczeń biurowych klubu. Do sieci trafiły również zdjęcia z akcji.

https://twitter.com/_BarcaInfo/status/1366319403911028743

Jak informują media z Półwyspu Iberyjskiego, nieznane są szczegóły operacji. Wiadomo jednak, że od kilku miesięcy toczy się śledztwo w sprawie niesławnej agencji Barca Gate. Jest to oczywiście pokłosie afery korupcyjnej, która wyszła na światło dzienne pod koniec kadencji Bartomeu.

https://twitter.com/_BarcaInfo/status/1366331154048163843

Informowano także o możliwych zatrzymaniach poszczególnych osób z zarządu. Docierają do nas wiesi o pierwszych tego typu wydarzeniach.

https://twitter.com/_BarcaInfo/status/1366336966594289666

Bartomeu ARESZTOWANY

Kolejne wieści z policyjnej akcji w Barcelonie. Z Hiszpanii dochodzą wieści o aresztowaniu byłego prezesa klubu, Josepa Bartomeu! Do zatrzymania doszło w poniedziałek z samego rana w jego domu.

https://twitter.com/_BarcaInfo/status/1366339317329764352

 

Kamery nagrały szokujące zachowanie Joao Felixa. Uciszał… kolegę z drużyny [WIDEO]

W wyjazdowym spotkaniu z Villarreal Atletico Madryt wróciło na zwycięską ścieżkę. „Rojiblancos” wygrali spotkanie 2-0 po samobójczym trafieniu Alfonso Pedraza i bramce Joao Felixa. Właśnie trafienie Portugalczyka wzbudziło sporo kontrowersji, a raczej to, co stało się po nim.

Ostatni okres dla ekipy Diego Simeone nie był najlepszy. Po dobrym starcie sezonu Atletico zanotowało w lidze dwa kolejne mecze bez zwycięstwa. Do tego doszła także porażka w Lidze Mistrzów z Chelsea. Passę meczów bez wygranej przerwało zwycięstwo na wyjeździe z Villarreal.

Uciszanie kolegi z drużyny

W niedzielę „Żółta Łódź Podwodna” musiała uznać wyższość „Rojiblancos”. Podpieczni Diego Simeone wygrali 2-0, a autorem bramki ustanawiającej wynik był Joao Felix. Portugalczyk dobił rywali w 69. minucie, po czym… wykonał bardzo wymowną cieszynkę.

Napastnik Atletico po bramce przyłożył palec do ust, w geście uciszania. Jak się okazało, kierował go w stronę jednego ze swoich kolegów z drużyny. Co więcej, chwilę później krzyknął – zamknij, ku*wa, ryj!

https://twitter.com/halfonzio/status/1366152572168503300

Pochwała trenera

Diego Simeone na pomeczowej konferencji został zapytany o zachowanie swojego podopiecznego. Szkoleniowiec Atletico nie ukrywał, że podobał mu się gest Felixa. Nie wiedział jednak, do kogo napastnik go skierował.

– Uwielbiam to, gdy zawodnicy się buntują, gdy chcą być silni. Musielibyśmy zapytać Joao Felixa o świętowanie tej bramki – przyznał „Cholo”.

Hiszpańskie media wzięły sytuację z meczu pod lupę. Dziennikarze doszli do wniosku, że Felix uciszał Renana Lodiego. Brazylijczyk przed spotkaniem z Villarreal miał dogryzać młodszemu koledze. Zdaniem piłkarza Portugalczyk nie grał ostatnio na swoim poziomie.

Po ostatnim gwizdku sędziego Lodi również odniósł się do gestu snajpera w mediach społecznościowych. Postanowił w ten sposób załagodzić sytuację.

– Nie złość się. Jesteśmy razem, bracie – napisał na Instagramie.

Ten weekend należał do Polaków! Zobacz wszystkie popisy biało-czerwonych zagranicą!

Za nami fantastyczny weekend polskiego sportu. Oprócz wielu goli strzelonych przed naszych piłkarzy świetne popisy dali nam także Iga Świątek i Piotr Żyła. W tym tekście zbierzemy wszystkie osiągnięcia i miłe wydarzenia, których byliśmy świadkami w sobotę, jak i niedzielę. A trochę tego było!

Na początek przypomnijmy, że w sobotę rano jako pierwsza popis dała Iga Świątek. Polka wygrała turniej WTA 500 w Adelajdzie. Tenisistka odniosła spektakularne zwycięstwo nad Belindą Bencic (6:2; 6:2).

https://twitter.com/hubertblaszczyk/status/1365589551905992707

Tego samego dnia doskonale spisał się Piotr Żyła, który został mistrzem świata w skokach narciarskich. Skoczek wygrał konkurs na normalnej skoczni w niemieckim Oberstdorfie. Co więcej, Polak wygrał zarówno pierwszą, jak i drugą serię skoków.

https://twitter.com/shieet24/status/1365713703870562304

Strzelecka sobota

Przed konkursem mistrzostw świata w skokach mieliśmy jeszcze pokaz od giganta polskiego sportu, Roberta Lewandowskiego. Kapitan „Biało-Czerwonych” znowu wykazał się klasą i ustrzelił dublet w meczu Bayernu z FC Koeln. Napastnik strzelił tym samym 27. i 28. gola w tym sezonie Bundesligi. Drugie trafienie snajpera możecie obejrzeć poniżej.

https://twitter.com/ELEVENSPORTSPL/status/1365693713285054466

Oprócz najlepszego piłkarza 2020 roku swoje trafienie dołożył Michał Helik, który zapewnił Barnsley wygraną nad Millwall. Także Grzegorz Krychowiak powiększył swój dorobek bramkowy. Pomocnik Lokomotivu popisał się kapitalną bombą sprzed pola karnego w derbach Moskwy z CSKA. Co więcej, został wybrany najlepszym piłkarzems spotkania.

Bramkarze nie wychodzą z formy

Również Łukasz Skorupski potwierdził swoją doskonałą dyspozycję. Polak zachował czyste konto w meczu z Lazio, a co ważniejsze zanotował świetną interwencję w 17. minucie spotkania. 29-latek obronił rzut karny Ciro Immobile, jednego z najlepszych napastników Serie A. 

Wojciech Szczęsny także zanotował dobry występ. Mimo kolejnej wpadki Juventusu golkiper bardzo dobrze zaprezentował się między słupkami „Starej Damy” w meczu z Hellasem. Finalnie drużyna Polaka jedynie zremisowała z rywalem z Verony.

Obaj panowie zebrali świetne noty we włoskiej prasie. Dziennikarze z Półwyspu Apenińskiego nie kryli zachwytów nad formą polskiego duetu z Serie A.

W niedzielę nie było oddechu

Nasi ambasadorzy poza granicami kraju również na zakończenie weekendu nie pozostawili wątpliwości, do kogo należały ostatnie dwa dni. W Rosji pozazdrościł Krychowiakowi i Lewandowskiemu Rafał Augustyniak. Pomocnik w meczu Uralu z Krasnodarem popisał się… dubletem! On tak samo, jako dzień wcześniej reprezentant Polski, został wybrany MVP spotkania.

https://twitter.com/FutbolRebelia/status/1366099288661626888

https://twitter.com/K_Rogolski/status/1366096716169109505

Nieco bliżej Polski, bo na Ukrainie swoje trafienie zanotował także Tomasz Kędziora! Prawy obrońca wykorzystał zamieszanie w polu karnym po rzucie rożnym i dobił piłkę do bramki FK Lwów.

Grande Arkadiuszo

Arkadiusz Milik wrócił do składu Olympique Marsylii po kontuzji w meczu z Lens. Polak dopiero drugi raz wyszedł w pierwszej „jedenastce” francuskiego zespołu i do razu zanotował drugiego gola w ich barwach. 27-latek w swoje urodziny dał OM remis z Olympique Lyon tuż przed przerwą, wykorzystując rzut karny.

Powolne debiuty

Wspominając o dobrych chwilach Polaków zagranicą nie można nie wspomnieć o polskim duecie z Brighton. Jakub Moder w końcu doczekał się debiutu w Premier League. 21-latek w sobotę pojawił się na murawie w meczu z WBA. Na boisku znalazł się dopiero od 83. minuty, jednak w końcu nadeszło jakieś przełamanie. Miejmy nadzieję, na więcej!

Dzień wcześniej, w piątek Michał Karbownik także dostał swoją szansę. Co prawda nie na najwyższym poziomie angielskich rozgrywek, ale w rezerwach Brighton. Polak rozegrał pełne 90 minut meczu z Manchesterem City U23 i choć jego zespół przegrał 3-1, to miał on bezpośredni udział przy bramce dla „Mew”. Zanotował bowiem asystę przy golu Cashmana.

Wróćmy jednak do niedzieli. W Liverpoolu zaczęło się robić bardzo ciekawie. Na ławce mistrzów Anglii w meczu z Sheffield United usiadł Jakub Ojrzyński. 18-letni bramkarz nie jest zapewne brany pod uwagę do gry w pierwszym składzie, ale już sama jego obecność wśród graczy rezerwowych jak najbardziej cieszy.