FC Barcelona mogła pozyskać Kyliana Mbappe. Władze klubu postawiły jednak na… Dembele

Josep Maria Bartomeu, były prezydent FC Barcelony, w rozmowie na łamach telewizji „Esport3” zdradził, że w przeszłości do stolicy Katalonii mógł trafić Kylian Mbappe. W 2017 roku sztab zespołu zdecydował się jednak postawić na Ousmane’a Dembele.

Dembele w Barcelonie

Ousmane Dembele trafił do FC Barcelony w sierpniu 2017 roku. Wówczas władze Blaugrany zapłaciły Borussii Dortmund za francuskiego skrzydłowego aż 135 milionów euro! Po nieco ponad 4 latach śmiało można stwierdzić, że transfer okazał się ogromnym niewypałem.

Liczne kontuzje Francuza

Od czasu dołączenia do FC Barcelony Ousmane Dembele rozegrał w bordowo-granatowych barwach 118 spotkań, strzelając w nich 30 bramek oraz notując 21 asyst. Francuz mógł rozegrać zdecydowanie więcej meczów, jednak na przeszkodzie stanęły liczne kontuzje. Od kiedy Dembele przywdziewa koszulkę Barçy, z powodu urazów opuścił w sumie 96 spotkań.

Mbappe mógł trafić do Barcelony?

Były prezydent FC Barcelony, Josep Maria Bartomeu, w rozmowie na antenie „Esport3” wyznał, że do klubu mógł trafić Kylian Mbappe! Ostatecznie w 2017 roku postawiono na Ousmane’a Dembele, który – rzekomo – bardziej pasował do koncepcji zespołu ówczesnego sztabu szkoleniowego.

–  Rozważaliśmy transfer Kyliana Mbappe, ale dyrekcja i sztab woleli Dembélé, ponieważ chcieli piłkarza, który otworzyłby boisko – zdradził Josep Maria Bartomeu.

Nieudane transfery

Bartomeu został także zapytany o jego ostatnie transferowe niewypały z Coutinho i Dembele na czele. 58-latek uważa, że w czasie przeprowadzania transferów, wszyscy byli z tych ruchów zadowoleni.

– Niektóre transfery nie spełniły oczekiwań. Piłkarze dużo kosztowali, ale takie rzeczy zdarzają się w piłce nożnej. Kiedy pozyskaliśmy tę dwójkę, wszyscy nam przyklaskiwali. Coutinho przyszedł, bo Iniesta odchodził, a Dembélé kupiliśmy po odejściu Neymara. Specjaliści mówią, że w takich przypadkach szanse na sukces to 50% – ocenił Bartomeu.

źródło: fcbarca.com

Jerzy Brzęczek coraz bliżej powrotu na ławkę trenerską! Były selekcjoner łączony z Legią Warszawa

Pozycja Czesława Michniewicza w Legii Warszawa z każdą kolejną porażką w Ekstraklasie wydaje się być coraz gorsza. „Przegląd Sportowy” poinformował, że Dariusz Mioduski ma na oku kilku szkoleniowców, którzy mogliby zastąpić Michniewicza, a wśród nich jest Jerzy Brzęczek.

W obecnym sezonie kibice Legii Warszawa mogą mieć naprawdę mieszane uczucia co do ich ukochanej drużyny. Piłkarze dowodzeni przez Czesława Michniewicza znakomicie radzą sobie w europejskich pucharach, jednak dobrej dyspozycji nie potrafią przełożyć na spotkania w polskiej Ekstraklasie. Obecnie Legia zajmuje 15. miejsce w lidze i ma zaledwie 2 punkty przewagi nad strefą spadkową.

Porażka z Lechem

Ponownie głośno o potencjalnej zmianie trenera w Legii Warszawa zrobiło się po ostatniej porażce z Lechem Poznań. Wszyscy wiemy, jak ważne jest starcie pomiędzy tymi drużynami, a Czesławowi Michniewiczowi nie udało się go wygrać. Po meczu w mediach pojawiła się informacja, że póki co Dariusz Mioduski nie zdecyduje się na zmianę trenera, jednak władze kluby rozpoczęły przeczesywanie rynku.

Kandydaci do zastąpienia Michniewicza

Dziennikarze „Przeglądu Sportowego” przekazali, że władze Legii faktycznie rozpoczęły poszukiwania trenera, który mógłby zastąpić Czesława Michniewicza. Wśród kandydatów znaleźli się m.in. Marcin Brosz oraz Jerzy Brzęczek, obaj pozostają nadal bezrobotni. Marzeniem Dariusza Mioduskiego jest jednak Marek Papszun. W tym przypadku na przeszkodzie stoi kontrakt 47-letniego szkoleniowca z Rakowem Częstochowa oraz przepisy PZPN, które mówią, że dany trener może prowadzić w jednej rundzie Ekstraklasy tylko jeden klub.

– Mioduski najchętniej zdecydowałby się na Marka Papszuna, tylko że tu chęci niewiele dają. Szkoleniowiec Rakowa ma ważny kontrakt, wątpliwym jest, by właściciel klubu Michał Świerczewski zgodził się na taki transfer. Poza tym przepisy PZPN uniemożliwiają szkoleniowcowi pracy w dwóch zespołach w jednej rundzie – napisano w „Przeglądzie Sportowym”.

Doniesienia z obozu Legii

Prezes Legii Warszawa, Dariusz Mioduski, przekazał portalowi „Sport.pl”, że na razie nie zanosi na zmianę trenera. – Pracujemy dalej – przekazał właściciel klubu.

– Widzimy, co się dzieje. Że gramy słabo, i to nie tylko z Lechem, bo od dłuższego czasu. Sytuacja jest dynamiczna, ale nie na tyle, by robić jakieś nerwowe ruchy, czyli zmieniać trenera na trzy dni przed meczem z Napoli – powiedziała w poniedziałek osoba związana z Legią Warszawa.

źródło: przeglad sportowy, sport.pl

Gianluca Di Marzio o Kozłowskim i Zielińskim. „Należy dostrzegać i odpowiednio szybko wyłapywać takich piłkarzy”

Gianluca Di Marzio w rozmowie z TVP Sport przedstawił swoją opinię na temat Kacpra Kozłowskiego. Nie zabrakło również pochlebnych słów na temat talentu Piotra Zielińskiego.

Gianluca Di Marzio podczas pobytu w Polsce (w związku z promocją swojej książki) udzielił wywiadu TVP Sport. Włoski dziennikarz ocenił szanse Roberta Lewandowskiego w zbliżającym się plebiscycie Złotej Piłki. Di Marzio wypowiedział się również na temat reprezentantów Polski.

„Polscy piłkarze świetnie odnajdują się w Serie A”

Dziennikarz ocenił, że dobrym miejscem na kolejny krok dla Kacpra Kozłowskiego byłaby Serie A. Di Marzio uważa, że takie rozwiązanie byłoby optymalne dla młodego Polaka, aby później wyjechać do jeszcze większego klubu.

– Uważam, że polscy piłkarze świetnie odnajdują się w Serie A. Szybko potrafią dopasować się do włoskich warunków. Kozłowski jest wielkim talentem. Mimo młodego wieku zdążył zaliczyć epizod reprezentacyjny. Polska musi robić wszystko, aby tacy zawodnicy gdzieś nie umknęli. Należy dostrzegać i odpowiednio szybko wyłapywać takich piłkarzy. Myślę, że liga włoska byłaby dla niego optymalnym rozwiązaniem, nawet jeżeli miałaby być tylko przystankiem przed przeprowadzką do jeszcze większego klubu – przyznał Gianluca Di Marzio w rozmowie z TVP Sport.

„Zieliński może być jeszcze lepszy”

Gianluca Di Marzio wypowiedział się także na temat umiejętności Piotra Zielińskiego. Włoch jest fanem talentu polskiego pomocnika SSC Napoli. Uznany dziennikarz uważa, że 27-latek mógłby grać w zdecydowanie lepszym klubie.

– Jestem miłośnikiem jego talentu. Zieliński jest piłkarzem bardzo wyrafinowanym, jeżeli chodzi o umiejętności. Strzela gole, asystuje, ma świetną technikę. Może być jeszcze lepszy. Powinien być bardziej konkretny pod bramką przeciwnika. Ma jeszcze spory margines postępu, ponieważ zbyt rzadko oddaje strzały z dystansu. Z perspektywy potencjału i umiejętności, uważam, że mógłby grać w takich klubach jak Bayern czy Manchester United. Świetnie odnajduje się we Włoszech, ale myślę, że poradziłby sobie w innych topowych ligach – podsumował.

Źródło: TVP Sport

Gianluca Di Marzio wskazał swojego faworyta do Złotej Piłki. „Zasłużył na to wyróżnienie”

Gianluca Di Marzio podczas pobytu w Polsce (w związku z promocją swojej książki) udzielił wywiadu TVP Sport. Włoski dziennikarz ocenił szanse Roberta Lewandowskiego w zbliżającym się plebiscycie Złotej Piłki.

Polak faworytem Di Marzio

Już 29 listopada odbędzie się gala France Football, na której zostanie wręczona Złota Piłka. Głównymi faworytami do wygrania nagrody są Leo Messi, Jorginho, Karim Benzema oraz Robert Lewandowski.

Gianluca Di Marzio przedstawił swoje zdanie w rozmowie z TVP Sport. Włoski dziennikarz uważa, że Robert Lewandowski zasłużył na Złotą Piłkę, jednak nie obraziłby się, gdyby taka nagroda trafiła w ręce Jorginho.

– Lewandowski najbardziej zasłużył na to wyróżnienie. Nie tylko ze względu na karierę, ale na to, co pokazuje z meczu na mecz. Jest regularny, cały czas strzela gole i prezentuje się z jak najlepszej strony. Powinien wygrać już w poprzednim roku. Jeżeli chodzi o zasługi piłkarskie, to on jest moim faworytem – stwierdził Gianluca Di Marzio na łamach TVP Sport.

– Gdyby Robert jednak miał nie wygrać, to serce podpowiada mi, że Złota Piłka powinna trafić do Jorginho. Byłaby to nagroda dla całych Włoch. Jednak piłkarsko najbardziej zasłużył Robert – dodał włoski dziennikarz.

Źródło: TVP Sport

Brutalny faul w Premier League i brak czerwonej kartki. Co McArthur chciał osiągnąć? [WIDEO]

Arsenal zremisował 2:2 z Crystal Palace. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie szokująca decyzja sędziego w jednej z akcji. James McArthur brutalnie zaatakował Bukayo Sakę i dostał tylko żółtą kartkę.

Boiskowy bandytyzm

W końcówce pierwszej połowy Bukayo Saka wyjaśnił zamieszanie pod własną bramką i wybił piłkę. Niespodziewanie zaatakował go McArthur. Szkot brutalnie uderzył Anglika w nogę, na której opierał cały ciężar ciała.

Jakim cudem nie obejrzał czerwieni?

Zagranie McArthura wywołało zniesmaczenie wśród opinii publicznej. To uczucie się pogłębiło, gdy piłkarz Crystal Palace ujrzał jedynie żółtą kartkę. Piłkarz nie miał żadnych szans na doskoczenie do futbolówki, co widać na poniższym wideo. Jakim więc cudem Mike Dean nie pokazał mu czerwonej kartki?

Miejmy nadzieję, że komisja dyscyplinarna wyeliminuje Szkota na kilka meczów Premier League. Takie zdarzenia nie mogą mieć miejsca w futbolu.

Co dalej ze współpracą EA Sports i FIFA? Organizacja może stworzyć… własną grę!

Powiększa się rozłam między FIFA a EA Sports. To z kolei powiększy rynek gier piłkarskich o kolejną serię? Niewykluczone, że federacja zdecyduje się na wydanie własnej gry, po zakończeniu współpracy z „Elektronikami”! 

Od lat EA Sports współpracuje z FIFA, czego pokłosiem jest wypuszczana co roku gra pod szyldem organizacji. W ostatnim czasie jednak relacje na linii producent-federacja uległy pogorszeniu.

Zimna wojna

Doszło nawet do pewnego rodzaju konfliktu pomiędzy stronami. FIFA opublikowała także specjalne oświadczenie, z którego wynikają dwa interesujące wnioski.

Pierwszy: choć w tekście nie pada nazwa „Electronic Arts”, to łatwo się domyśleć, że organizacja sprzedaje pstryczka właśnie swojemu partnerowi. Jest także wniosek drugi: FIFA myśli o stworzeniu własnej gry!

– Muszą być [Gry i esport – przyp. red] przestrzenią zajmowaną przez więcej niż jedną stronę kontrolującą wszystkie prawa. Firmy technologiczne i mobilne rywalizują o współpracę z FIFA, jej platformami i globalnymi turniejami. W związku z tym FIFA współpracuje z różnymi graczami z branży, w tym deweloperami, inwestorami i analitykami – napisano w oświadczeniu.

Jeśli chodzi o tę drugą opcję, to sprawa może być nieco bardziej złożona. Rzeczywiście, może chodzić o stworzenie własnej, odrębnej i nowej gry piłkarskiej. Nie można jednak wykluczyć, że FIFA zamierza po prostu udzielić licencji większej ilości firm.

Tutaj pojawiają się natomiast informacje podane przez „New York Times”. Ustalono, że federacja zażądała od EA Sports płacenia miliarda dolarów co cztery lata, jako opłata za licencję. Amerykański producent nie chce się zgodzić na takie rozwiązanie, więc wątpliwe, aby inne podmioty były chętne do płacenia takich kwot. Dlatego nieco bardziej prawdopodobne wydaje się stworzenie nowej gry przez FIFA.

Anglicy ukarani za zamieszki przed finałem Euro 2020. Puste trybuny i grzywna

Jedno spotkanie przy pustych trybunach — taką karę otrzymała reprezentacja Anglii za zamieszki przed finałem Euro 2020. Oprócz tego federacja będzie musiała zapłacić grzywnę w wysokości 100 tysięcy euro. 

Podczas ostatnich mistrzostw Europy doszło do skandalicznych scen. Tuż przed finałem imprezy na Wembley szturmem wdarli się angielscy kibice, którzy nie posiadali biletów. Wybuchły zamieszki, doszło do bójek pomiędzy sympatykami „Synów Albionu” a włoską reprezentacją.

Jeszcze wcześniej angielscy kibice także dali się we znaki. Przed spotkaniem z Niemcami odśpiewali kontrowersyjną pieśń, czym sprowokowali fanów rywali.

Ban i grzywna

UEFA wszczęła postępowanie przeciwko zachowaniu Anglików, zaś w końcu po trzech miesiącach od tych wydarzeń ogłoszono werdykt. Decyzją organizacji „Synowie Albionu” rozegrają kolejne dwa mecze bez kibiców. Z tego drugie spotkanie pozostanie w zawieszeniu na „okres próbny dwóch lat”.

Oprócz tego FA będzie musiało zapłacić grzywnę. Wysokość kary ustanowiono na 100 tysięcy euro.

Komisja Kontroli, Etyki i Dyscypliny UEFA postanowiła:

1. Nakazać FA rozegranie kolejnych dwóch meczów rozgrywek UEFA w roli gospodarza za zamkniętymi drzwiami, z których drugi został zawieszony na okres próbny dwóch lat od daty niniejszej decyzji, za brak porządku i dyscypliny na stadionie i wokół niego.

2. Ukarać FA grzywną w wysokości 100 000 euro za brak porządku i dyscypliny na stadionie i wokół niego, za wtargnięcie kibiców na boisko, rzucanie przedmiotami i zakłócenia podczas odgrywania hymnów narodowych – podsumowano na „WP Sportowe Fakty”.

Lopes zaczepił Ishaka po spudłowanym karnym. Kilka minut później role się odwróciły [WIDEO]

Mikael Ishak nie zdołał strzelić bramki z rzutu karnego w meczu z Legią Warszawa. Na pudło piłkarza Lecha szybko zareagował Rafa Lopes. Po ostatnim gwizdku arbitra role obu piłkarzy się odwróciły i tym razem Portugalczykowi nie było już do śmiechu.

Dyrektor reprezentacji Polski zdradza kulisy meczu z Albanią. „Nikogo od nas nie interesował walkower”

Jakub Kwiatkowski, dyrektor reprezentacji Polski i rzecznik prasowy PZPN, udzielił wywiadu, w którym odniósł się do ostatniego meczu Albania-Polska. – Jadąc do Tirany spodziewaliśmy się, że będzie gorąco, ale nie przypuszczałem, że aż tak – stwierdził przedstawiciel PZPN.

Za nami październikowe zgrupowanie reprezentacji Polski, podczas którego Biało-Czerwoni zdobyli komplet punktów w spotkaniach z San Marino oraz Albanią. Szczególnie to drugie spotkanie zagwarantowało nam wiele emocji, choć niestety nie było to spowodowane wyłączenie aspektami sportowymi.

Przerwany mecz z Albanią

Reprezentacja Polski zapewniła sobie zwycięstwo z Albanią dzięki bramce Karola Świderskiego, która padła w drugiej połowie meczu. Kilka sekund po zdobytym golu albańscy kibice zaczęli rzucać przeróżnymi przedmiotami w kierunku polskich piłkarzy. Sędzia przerwał spotkanie, jednak po kilkunastu minutach zawodnicy obu drużyn wrócili na murawę, by dokończyć rozgrywkę.

Kulisy

Jakub Kwiatkowski w rozmowie z „Faktem” zdradził, jak całe zamieszanie z przerwaniem meczu wyglądało od kulis. Jak się okazuje, Albańczycy byli wściekli na Polaków, że ci zeszli z boiska pomimo tego, że sędzia sam zarządził przerwę.

– Od początku było bardzo nieprzyjemnie. Atmosfera gęstniała z każdą minutą. Już w trakcie polskiego hymnu zostaliśmy wygwizdani, a potem zaczęło się rzucanie różnymi przedmiotami, przede wszystkim butelkami w Wojtka Szczęsnego, Piotrka Zielińskiego, czy szczególnie Karola Świderskiego, na którego spadł grad butelek, kiedy cieszył się po strzelonym golu. I to nie była jedna, dwie, trzy, ale ze dwieście – zdradził Jakub Kwiatkowski.

– Jeden z nich (Albańczyków – przyp. red.) krzyczał do nas: „Co wy robicie, co wy robicie? Dlaczego schodzicie z boiska? Dlaczego nie chcecie grać? Boicie się?” Odkrzyknąłem mu: „A co wy robicie? Co robią was Ji kibice? Sędzia przewał mecz i nakazał zejść do szatni, to zeszliśmy”. Ale nikogo od nas nie interesował walkower. My chcieliśmy, żeby arbiter wznowił spotkanie, aby je dokończyć – dodał dyrektor reprezentacji Polski.

Wspomnienia z przeszłości

Kwiatkowski jest związany z reprezentacją Polski już od dobrych kilku lat. Został on zapytany o wcześniejsze tego typu zamieszki i jak przyznaje, nigdy nie było tak gorąco, jak podczas ostatniego meczu w Albanii.

– Jadąc do Tirany spodziewaliśmy się, że będzie gorąco, ale nie przypuszczałem, że aż tak. Pamiętam, jak za czasów Adama Nawałki graliśmy z Rumunią. Wygraliśmy 3:0. Siedzieliśmy na wydzielonych miejscach na trybunach. Miejscowi byli tak wkurzeni przegraną, że w pewnym momencie zaczęli na nas pluć, doszło do jakiejś szarpaniny. Uciekliśmy stamtąd. Podobnie było podczas spotkania z Czarnogórą w Podgoricy – wspomniał Kwiatkowski.

– Także, bywało różnie, ale nigdy tak ekstremalnie jak ostatnio w stolicy Albanii – dodał.

źródło: FAKT

Dziekanowski po raz kolejny krytykuje Sousę. „Widzę tu dwie problematyczne kwestie…”

Dariusz Dziekanowski w swoim felietonie na łamach „Przeglądu Sportowego” po raz kolejny przejechał się po Paulo Sousie. Były reprezentant Polski uważa, że dokładanie kolejnych obowiązków Portugalczykowi jest zabiegiem czysto PR-owym, który ma na celu zakrycie pewnych niedociągnięć.

Po ostatnich meczach reprezentacji Polski wydawało się, że Paulo Sousa, choć na chwilę zamknął usta swoim krytykom. Niestety, zwycięstwa z San Marino oraz Albanią na nic się w tej kwestii zdały, gdyż przeciwnicy portugalskiego szkoleniowca nadal go krytykują. Po ostatnich dwóch zwycięstwach eksperci nie mają powodu, by krytykować Sousę za złe wyniki, tak więc obecnie głównym tematem jest nieprzejeżdżanie selekcjonera na mecze Ekstraklasy.

Dziekanowski krytykuje

Swoje „trzy grosze” dorzucił dziś Dariusz Dziekanowski. Były reprezentant Polski w felietonie dla „Przeglądu Sportowego” wytknął Sousie to, że ten nie przyjeżdża na mecze Ekstraklasy. Następnie 59-latek ocenił, że organizowanie zgrupowań dla piłkarzy z Ekstraklasy oraz szkoleń dla polskich trenerów jest zabiegiem czysto PR-owym.

– Portugalczyk prowadzi naszą kadrę z pozycji gościa – bywa tu tylko przy okazji zgrupowań i dosyć konsekwentnie ignoruje mecze z udziałem polskich drużyn – napisał Dariusz Dziekanowski w felietonie na łamach „Przeglądu Sportowego”.

– Widzę tu dwie problematyczne kwestie. Po pierwsze, na takie przedsięwzięcia należałoby uzgadniać z selekcjonerem w momencie, gdy się go zatrudnia. Obecne, dokładanie mu dodatkowych, krajowych obowiązków, to PR-owe zagrywki, które mają przykryć pewne niedociągnięcia czy niedomówienia przy zawieraniu umowy – ocenił Dziekanowski pomysł szkoleń dla polskich trenerów.

– Drugi problem jest taki, że nie mamy pełnego przekonania, że w przypadku Paulo Sousy mamy do czynienia z fachowcem z prawdziwego zdarzenia, albo chociaż ponadprzeciętnie utalentowanym trenerem – dodał 59-latek.

źródło: przeglad sportowy

Milik wraca na salony! Pierwszy gol po kontuzji [WIDEO]

W niedzielnym meczu Ligue 1 Olympique Marsylia pokonał zespół z Lorient 4:1. Jedną z bramek zdobył Arkadiusz Milik, który wrócił do pierwszego składu po prawie pięciu miesiącach przerwy. Polak wykorzystał podanie od Payeta i pewnym strzałem pokonał bramkarza rywali.

Co dalej z Czesławem Michniewiczem? „Legia sonduje rynek”

Jaka przyszłość czeka Czesława Michniewicza? Najnowsze doniesienia mówią, że 51-letni trener pozostanie na stanowisku pierwszego trenera Legii Warszawa, jednak władze klubu rozpoczęły przeczesywanie rynku.

Obecny sezon jest istną sinusoidą w wykonaniu Legii Warszawa. Głównym problemem w utrzymaniu równej formy jest konieczność gry na kilku frontach. Z jednej strony mistrzowie Polski znakomicie radzą sobie w europejskich pucharach, gdzie ostatnio pokonali Leicester, z drugiej jednak Legioniści fatalnie wyglądają na krajowym podwórku. Po 11 kolejkach Legia zajmuje 15. miejsce w Ekstraklasie (ma 2 mecze zaległe).

Porażka Legii

Wydawało się, że szalę goryczy może przelać potencjalna porażka w hitowym meczu z Lechem Poznań. Górą w tym meczu faktycznie okazał się Kolejorz, który odniósł wyjazdowe zwycięstwo 1:0 po bramce Mikaela Ishaka. Póki co Dariusz Mioduski nie zdecydował się na zmianę trenera, a co będzie dalej?

Legia przeczesuje rynek

Dziennikarze portalu „Legia.net” przekazali, że niedzielna porażka z Lechem nie spowoduje zwolnienia trenera Michniewicza i ten będzie mógł dalej pracować na obecnym stanowisku. Z drugiej strony dowiadujemy się, że władze klubu sondują rynek, jednak nie chcą robić tego w pośpiechu.

– Owszem, Legia sonduje rynek, musi być przygotowana na każdą okoliczność, ale nie chce robić tego na szybko. A także dać obecnemu szkoleniowcowi szansę na wyprowadzenie zespołu z kryzysu. Przede wszystkim z ligowego kryzysu – czytamy na portalu „Legia.net”.

Tydzień prawdy

Powyższe doniesienia potwierdza Tomasz Włodarczyk z portalu „meczyki.pl”. Dziennikarz dodał, że kluczowy może okazać się najbliższy tydzień.

– Według naszych informacji Czesław Michniewicz nie zostanie jednak teraz zwolniony. Trener na razie dostał wotum zaufania, ale najbliższy tydzień może się okazać decydujący – przekazał Tomasz Włodarczyk.

– Włodarze zastanawiają się nad różnymi scenariuszami. W gabinetach trwają gorące dyskusje na temat posady trenera – dodał.

źródło: Legia.net, meczyki.pl

Lech Poznań górą w hicie Ekstraklasy! Legia w coraz gorszej sytuacji [REAKCJE]

Lech Poznań pokonał w hicie 11. kolejki PKO BP Ekstraklasy Legię Warszawa 1:0. Dzięki wygranej Kolejorz utrzymał pozycję lidera ligi, a klub z Warszawy nadal zajmuje 15. miejsce w tabeli.

Za nami hit 11. kolejki PKO BP Ekstraklasy, na który polscy kibice czekali od początku tego sezonu. Lech Poznań pokonał na wyjeździe Legię Warszawa 1:0. Bramkę na wagę trzech punktów zdobył niezawodny Mikael Ishak, który z ośmioma trafieniami jest liderem klasyfikacji strzelców w Ekstraklasie.

Dzięki dzisiejszej wygranej Lech Poznań utrzymał się na fotelu lidera Ekstraklasy, na którym zasiada nieprzerwanie od 4. kolejki. Na ten moment Kolejorz ma dwa punkty przewagi nad Lechią Gdańsk. Z kolei Legia Warszawa w związku z dzisiejszą porażką nadal utrzymuje się w dole tabeli, a żeby być precyzyjnym, to obecnie zajmuje 15. miejsce w ligowej tabeli. Legioniści mają nad strefą spadkową zaledwie dwa punkty przewagi. Różnica punktowa między Lechem a Legią wynosi już 15 punktów.

Tobiasz obronił rzut karny!

Co dalej z Michniewiczem?

Lech Poznań strollował Legię Warszawa. Nawiązali do ich T-shirtów po meczu z Leicester

Legia Warszawa przegrała u siebie z Lechem Poznań. Kolejorz swoją wygraną wykorzystał do szydery z działu marketingu CWKS-u. Poznaniacy sporządzili specjalne koszulki.

Specjalne koszulki po wygranej z Lisami

Przypomnijmy kontekst: mistrzowie Polski niedawno pokonali u siebie Leicester City. Mahir Emreli wyszedł do pomeczowego wywiadu w specjalnej koszulce, na której widniał wynik spotkania (1:0).

Lech Poznań wykorzystał zagranie Legii

Kolejorz postanowił wykorzystać tę sytuację i przygotował podobne koszulki na czas po spotkaniu z Legią Warszawa. Bartosz Salamon i Jakub Kamiński wyszli do wywiadów w specjalnym T-shircie z napisem „0 gospodarze: 1 Lech Poznań”. Tak jak w przypadku koszulki Legii Warszawa, pod wynikiem pojawiła się data meczu.

Mistrzowie Polski ulegli u siebie Lechowi Poznań w niedzielnym hicie Ekstraklasy. Jedyną bramkę w spotkaniu strzelił Mikael Ishak po świetnym dośrodkowaniu Pedro Rebocho.