NEWSY I WIDEO

Brak klasy Juergena Kloppa. Bardzo niepotrzebne słowa pod adresem Conte i Tottenhamu

Liverpool utrudnił sobie walkę o mistrzostwo Anglii. „The Reds” tylko zremisowali z Tottenhamem (1-1) mecz 35. kolejki Premier League. Juergen Klopp po ostatnim gwizdku udzielił kontrowersyjnej wypowiedzi.

Sobotnie widowisko wydawało się być pod kontrolą Liverpoolu. Choć ekipa Kloppa nie mogła znaleźć sposobu na defensywę Tottenhamu, to gołym okiem widać było przewagę nad drużyną Antonio Conte. W drugiej połowie to jednak „Koguty” wyszły na prowadzenie po trafieniu Sona. „The Reds” zdołali wyrównać kilka minut później i spotkanie zakończyło się podziałem punktów.

Tym samym Liverpool znacząco utrudnił sobie walkę o mistrzostwo Anglii. Obecnie ma na koncie tyle samo „oczek”, co Manchester City, z tym że „Obywatele” grają dziś z Newcastle. Istnieje więc bardzo duże prawdopodobieństwo, że drużyna Pepa Guardioli odskoczy w tabeli rywalom.

Kontrowersyjny wywiad

Po spotkaniu obaj szkoleniowcy udzielili krótkich wypowiedzi dziennikarzom. Juergen Klopp nie wypadł wówczas najlepiej. Niemiec dał się ponieść emocjom i niepotrzebnie zdyskredytował pracę, jaką Antonio Conte wykonuje w Tottenhamie.

– Spodziewałem się, że tak to będzie wyglądało. To było jasne, że Tottenham zagra w taki sposób. Patrząc na ich indywidualności i plan gry wiedziałem, że będzie piekielnie trudno – rozpoczął Klopp.

– Koniec końców zdobyliśmy jeden punkt i musimy go szanować. Mamy jeden punkt więcej niż przed tym spotkaniem, ale wszyscy wiemy jaka jest sytuacja. Przestańmy się jednak zachowywać tak, jakbyśmy byli na pogrzebie. Nie lubię tego nastroju – kontynuował.

– Co do dzisiejszego meczu… nie lubię takiego futbolu. Ale to mój osobisty problem. Uważam, że mają na tyle jakości, że powinni grać inaczej. Ale to mój problem. Ja nie mogę tego zmienić. Po prostu trudno zaakceptować, że światowej jakości piłkarze skupiają się na blokowaniu piłek – brnął dalej niemiecki szkoleniowiec.

– Zresztą, nieważne, naprawdę, nieważne. Szanuję wszystko, co robią, ale to nie mój futbol. Plan Tottenhhamu na ten mecz wypalił, ale to oni są teraz na piątym miejscu w Premier League – wypalił na koniec.

Wielu postronnych kibiców uznaje końcówkę wywiadu za niepotrzebną. Słowa Kloppa zostały odebrane, jako brak klasy i poszanowania w stosunku do rywali.

To dlatego Boruc nie gra w Legii? Absurdalny powód nieobecności 42-latka

Artur Boruc od kilku miesięcy nie pojawił się na boisku w barwach Legii Warszawa. Ostatni raz doświadczony bramkarz zaliczył występ w lutym, przeciwko Warcie Poznań. Wówczas uderzył Dawida Szymonowicza, za co wyleciał z boiska. Z informacji podanych przez media okazuje się, że może mieć to bezpośredni związek z dalszą nieobecnością 42-latka w składzie „Wojskowych”. 

Po wspomnianym incydencie w meczu z Wartą Komisja Ligi nałożyła na Legię karę pieniężną. Według informacji Tomasza Włodarczyka grzywną miał zapłacić zawodnik, na co nie chciał zgodzić się klub. W ten sposób zaognił się konflikt między stronami.

Jaka jest prawda?

To jednak nie sam konflikt jest tu problemem. Dopóki jedna ze stron nie ureguluje kary nałożonej za zachowanie Boruca – bramkarz nie może zostać zgłoszony przez Legię do kadry meczowej. Włodarczyk konkretnie wypowiedział się o całej sprawie w programie „Pogadajmy o Piłce”.

– Mam informację, że Artur Boruc nie gra w Legii, bo nie została opłacona jego kara 25 tysięcy złotych w Komisji Ligi. I to jest konflikt de facto wewnętrzny – może nie między trenerem a piłkarzem, a piłkarzem a klubem. Pamiętamy, że były tarcia między zarządem a Arturem ws. premii za europejskie puchary. I tutaj mamy podobne starcie, takie dochodzą do nas głosy – zdradził dziennikarz.

– Mamy jasność, że ta kara „wisi” i jest polemika, kto ma ją zapłacić – dodał.

Do słów Włodarczyka odniósł się również Aleksandar Vuković, który był gościem w programie na kanale „Meczyków”. Serb nawet nie próbował zaprzeczyć podanym informacjom. Dodał również, że Komisja Ligi może nie otrzymać wymaganych pieniędzy.

– Trzeba się zwracać do organów, które się tym zajmują w klubie. Coś na ten temat wiem, słyszałem i jest temat tej kary, ale wydaje mi się, że Komisja Ligi może się nie doczekać zapłaty  oznajmił.

Polacy kontynuują strzelanie w MLS. Kolejne bramki zdobyli Adam Buksa oraz Jarosław Niezgoda [WIDEO]

Polscy piłkarze na dobre zadomowili się w MLS. Minionej nocy po jednej bramce zdobyli Adam Buksa oraz Jarosław Niezgoda.

Buksa

Po słabym początku sezonu Adam Buksa powoli wraca na dobre tory. W pierwszych czterech meczach nowego sezonu MLS napastnik New England Revolution nie potrafił znaleźć sposobu, by pokonać bramkarzy rywali. W kolejnych czterech meczach było już zdecydowanie lepiej. W każdym z nich Polak zdobywał po jednej bramce. Jest to najlepsza seria zdobywanych bramek z rzędu od czasu przenosin do MLS. Wcześniej 25-latek strzelał bramki w co najwyżej trzech meczach z rzędu.

Minionej nocy Buksa pokonał bramkarza Columbus Crew strzałem głową. Zespół Polaka zremisował 2:2. W tym sezonie Buksa rozegrał 8 spotkań, w których zdobył łącznie 4 bramki.

Niezgoda

W przeciwieństwie do Buksy, Jarosław Niezgoda miewa wahania formy i nie potrafi strzelać bramek seriami. Mimo to w tym sezonie ma na swoim koncie już 3 bramki. Ostatnia z nich padła w meczu przeciwko New York Red Bulls. Zespół Polaka, Portland Timbers, zremisował 1:1.

Inni Polacy

Jeśli chodzi o poczynania pozostałych Polaków w MLS w ten weekend, to tym razem obyło się bez żadnych konkretów. Charlotte FC z trzema Polakami w kadrze pokonał Inter Miami 1:0. 56 minut rozegrał Kamil Jóźwiak, a do 86. minuty przebywał na boisku Karol Świderski. W kadrze meczowej ponownie nie znalazł się Jan Sobociński.

W kadrze na ostatnie spotkanie nie znalazł się także Kacper Przybyłko, który zmaga się z kontuzją. Chicago Fire przegrało z Atlantą United 1:4. W bramce Strażaków wystąpił Gabriel Slonina.

Los Przybyłki i Sobocińskiego podzielił także Patryk Klimala, choć o przyczynach jego absencji nic nie wiemy. New York Red Bulls pod nieobecność Polaka zremisował z Portland Timbers 1:1.

Jerzy Brzęczek wierzy do samego końca. „Nasza sytuacja jest bardzo trudna, ale będziemy walczyć”

Wisła Kraków zremisowała z Jagiellonią Białystok w sobotnim meczu PKO BP Ekstraklasy. Biała Gwiazda coraz bardziej zmierza w stronę spadku do niższej ligi. Jerzy Brzęczek podsumował bezbramkowe spotkanie na pomeczowej konferencji prasowej.

Bezbramkowy remis przy ulicy Reymonta

– Na pewno jesteśmy rozczarowani i zawiedzeni tym, że pomimo tego, że do ostatnich sekund tego spotkania dążyliśmy do zwycięstwa, nie byliśmy skuteczni. W drugiej połowie stworzyliśmy kilka sytuacji. Plan taktyczny i zmiany otworzyły nam więcej możliwości. Zabrakło jednak zimnej głowy, wyrachowania i żeby w jakiś sposób wykorzystać chociaż jedną sytuację. Na pewno jesteśmy rozczarowani – powiedział były selekcjoner reprezentacji Polski.

Walka do końca

13-krotny mistrz Polski zajmuje aktualnie 16. miejsce w tabeli Ekstraklasy. Biała Gwiazda traci 3 punkty do bezpiecznej strefy. Do końca sezonu pozostały dwie kolejki. Jerzy Brzęczek stara się podchodzić do całej sytuacji z optymizmem.

– Nasza sytuacja jest bardzo trudna, ale patrząc jeszcze na układ tabeli, pozostały dwa spotkania i na pewno dopóki będziemy mieć szansę, będziemy walczyć o to, żeby zdobyć punkty, które będą potrzebne do utrzymania – przyznał.

Przed Wisłą Kraków ostatnie dwa spotkania w lidze. Biała Gwiazda zmierzy się z Radomiakiem Radom na wyjeździe (15.05 o godz. 17:30) oraz z Wartą Poznań u siebie (21.05 o godz. 17:30).

Źródło: Sport.pl, Wisła Kraków

„Szóstki” dla Polaków w Serie A. Włoskie media chwalą też Piotra Zielińskiego

Polscy piłkarze pozytywnie ocenieni przez włoskie media po 36. kolejce Serie A. Cieszy szczególnie dobra ocena Piotra Zielińskiego, który mecz z Torino (1-0) zaczął na ławce rezerwowych. 

W sobotę na włoskich boiskach mogliśmy oglądać występy Karola Linetty’ego, Bartosza Bereszyńskiego oraz Piotra Zielińskiego. Ten ostatni rozpoczął jednak zmagania z Torino na ławce rezerwowych. W ostatnim czasie notowania reprezentanta Polski znacząco spadły i już czwarty raz z rzędu nie było go w pierwszym składzie.

Pozytywne oceny

„Zielek” otrzymał w meczu z „Bykami” 22 minuty na pokazanie się na murawie. Krótki występ odnotowały włoskie media. „La Gazzetta dello Sport” jednogłośnie z tuttomercatoweb.com oceniły Polaka na „6” w dziesięciostopniowej skali.

– Wreszcie widzimy Piotra, jakiego dobrze znamy – napisano w „LGdS”.

– Dobry wpływ na grę. Kilka niebezpiecznych zagrań, a przede wszystkim fizyczna obecność w celu powstrzymania ataków gospodarzy – argumentował tuttomercatoweb.

W ekipie Torino na boisku pojawił się natomiast Karol Linetty. Pomocnik od dawna nie miał okazji wybiec na mecz Serie A. Tym razem otrzymał jednak szansę pogrania przez 24 minuty. Również zebrał pozytywne komentarze i oceny na poziomie „6”.

– Dał świeżość w środku pola. Nie wyróżnił się, ale nie zrobił też godnych uwagi błędów – czytamy.

– Starał się grać dobre, wertykalne piłki do Belottiego – dodaje „LGdS”.

„Szóstki” otrzymał także Bartosz Bereszyński, którego Sampdoria w tej samej kolejce przegrała z Lazio (0-2). Ekipa Polaka wciąż nie jest pewna utrzymania w Serie A.

– W pierwszej połowie próbował się zrelaksować wraz z Candrevą. W drugiej nie udało mu się wpłynąć na ofensywę Sampdorii, pozostając zablokowanym w linii obrony. Pod koniec gry jedno z jego zagrań dociera do Quagliarelli, który jednak nie jest w stanie tego wykorzystać – ocenia tuttomercatoweb.

– Sprawdzał, czy są jakieś problemy i robił to aż do końca. Utrzymywał prawą stronę przy życiu wraz z Candrevą – dodaje „LGdS”.

Marcel Lotka porównany do legendy Bundesligi. „Jest jak Oliver Kahn”

Marcel Lotka w ostatnim czasie zrobił prawdziwą furorę w Niemczech. Choć polski bramkarz w meczu z Mainz (1-2) przyczynił się do porażki Herthy, to i tak otrzymał pochwały od swojego trenera. Felix Magath porównał go do Olivera Kahna. 

Od kilku kolejek Bundesligi Lotka pozostaje pierwszym bramkarzem Herthy Berlin. Polak wskoczył do składu, gdy resztę bramkarzy zaczęły nękać kontuzje. Między słupkami spisuje się na tyle dobrze, że nie zapowiada się jednak, aby miał oddać miejsce w „jedenastce”.

Jak Oliver Kahn

W ostatniej kolejce ligowej Hertha mierzyła się z Mainz. Berlińczycy przegrali 1-2 i wciąż nie są pewni utrzymania w Bundeslidze. Przy pierwszym trafieniu dla rywali zawinił właśnie Lotka, który zaskoczony strzałem, przepuścił piłkę pod pachą.

Mimo błędu popełnionego przez 20-latka Felix Magath trener Herthy, postanowił go pochwalić. Co ciekawe, porównał go do jednej z największych legend Bundesligi oraz Bayernu Monachium.

– Jego rozwój jest rewelacyjny. Szkoda by było, gdyby tak utalentowany bramkarz, który wysunął się teraz na pierwszy plan, musiałby zrezygnować z wywalczonej pozycji. Lotka jest jak Oliver Kahn, ponieważ ma odwagę, która dawniej cechowała Olivera – stwierdził w rozmowie z telewizją „Sky”.

Lotka po sezonie miał przenieść się do Borussii Dortmund. Hertha chciałaby jednak zatrzymać transfer 20-latka. Według „Bilda” w umowie zawartej między klubami znajduje się klauzula, które może anulować transakcję. Na razie nie wiadomo więc, jaka przyszłość czeka polskiego bramkarza.

Wojciech Kowalczyk został uhonorowany przez Real Betis. Zaskakujący numer na koszulce

Przy okazji meczu z FC Barceloną włodarze Realu Betis postanowili uhonorować Wojciecha Kowalczyka. Były polski piłkarz przez pięć lat reprezentował barwy klubu z Estadio Benito Villamarín.

Głośno na temat przeszłości Wojciecha Kowalczyka w Realu Betis zrobiło się po tym, jak „Los Verdiblancos” zwyciężyli w tegorocznym finale Pucharu Króla. Obrońca triumfatorów turnieju, Hector Bellerin, świętował zdobycie trofeum w koszulce z nazwiskiem popularnego „Kowala”.

Kowalczyk uhonorowany

Wojciech Kowalczyk był zawodnikiem Realu Betis w latach 1994-1999. W tym czasie wystąpił w 62 meczach hiszpańskiego klubu i strzelił 12 bramek. Polak został zaproszony do Sevilli przy okazji spotkania z FC Barceloną. Przed rozpoczęciem meczu 50-latek otrzymał koszulkę z zaskakującym numerem.

Jak wyjaśnił profil Realu Betis na Twitterze, liczba 672 symbolizuje to, którym piłkarzem w historii klubu był Kowalczyk.

Wielki powrót Ansu Fatiego. Wychowanek Barcelony zdobył bramkę minutę po wejściu na boisko [WIDEO]

Przez ostatnie kilka miesięcy Ansu Fati pauzował z powodu kontuzji. 19-latek wrócił do gry 1 maja w meczu z Mallorca. 7 maja Hiszpan zagrał w drugim meczu z rzędu. W spotkaniu przeciwko Realowi Betis wszedł na boisko w 75. minucie meczu. Minutę później wpisał się na listę strzelców.

Atomowy wolej Alby w meczu z Realem Betis. Barcelona wyrywa zwycięstwo w ostatnich sekundach [WIDEO]

W meczu 35. kolejki LaLiga Real Betis podejmował na własnym boisku FC Barcelonę. Wydawało się, że mecz zakończy się remisem, jednak za sprawą pięknego strzału Jordiego Alby w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry, zwycięsko z tego starcia wyszli goście. 

 

Kontrowersje przed finałem LM w kwestii dystrybucji biletów. Jurgen Klopp: „Gdzie jest reszta biletów?”

Wielkimi krokami zbliża się finał Ligi Mistrzów. Na trzy tygodnie przed pojedynkiem Realu Madryt z Liverpoolem pojawiły się pewne kontrowersje związane z dystrybucją biletów.

28 maja zostanie rozegrany wielki finał Ligi Mistrzów. W wieńczącym sezon 2021/2022 meczu zmierzą się ze sobą Liverpool oraz Real Madryt. Pierwotnie finał miał być rozegrany w Sankt Petersburgu. W związku z wybuchem wojny na wschodzie Europy UEFA postanowiła przenieść finał do Paryża na Stade de France. Pojemność stadionu jest szacowana na około 75 tysięcy kibiców.

UEFA zadecydowała, że Liverpool i Real Madryt otrzymają po 20 tysięcy wejściówek na tegoroczny finał Ligi Mistrzów. Oznacza to, że wolnych miejsc pozostanie wciąż około 35 tysięcy. Niezadowolony z takiego obrotu spraw jest trener Liverpoolu, Jurgen Klopp. Jego zdaniem obie drużyny powinny otrzymać więcej biletów na finał Ligi Mistrzów dla swoich kibiców.

– Dostaniemy po 20 tysięcy biletów, tyle samo Real Madryt, ale na Stade de France może wejść ponad 75k kibiców. Gdzie jest pozostałe 35 tysięcy biletów? – skomentował Jurgen Klopp.

– Paryż to dobre miejsce, do którego można się udać również bez biletu i spędzić tam miło czas. Bilety są naprawdę drogie i jestem niesamowicie wdzięczny za to, co kibice dla nas robią – dodał.

Czas na zmianę klubu przez Marcina Bułkę. Polak ma definitywnie opuścić PSG

W letnim oknie transferowym Marcin Bułka najprawdopodobniej zmieni klub. Polski bramkarz ma definitywnie pożegnać się z Paris Saint-Germain.

Pomimo zaledwie 22 lat na karku Marcin Bułka ma za sobą grę w kilku wielkich klubach w Europie. Choć w jego przypadku określenie „gra” może zostać uznana przez niektórych za duże nadużycie. W dotychczasowej seniorskiej karierze nie zdołał nigdzie na stałe przebić się do wyjściowego składu.

Bogate CV

Polski bramkarz pierwsze poważne szlify zbierał w połączonej z FC Barceloną Escolii Varsovia. W 2016 roku Bułka był nawet na testach w Barcelonie, jednak w tym samym roku zdecydował się na dołączenie do Chelsea pomimo znacznego zainteresowania katalońskiego klubu. Niestety, w pierwszym zespole londyńskiego klubu nie zdołał jednak zadebiutować. W 2019 roku trafił do PSG, dla którego rozegrał do tej pory zaledwie dwa mecze. Francuski klub wypożyczał Polaka do Cartageny, LB Châteauroux, a ostatnio do OGC Nice.

Bułka bohaterem Nice w Pucharze Francji

W sierpniu ubiegłego roku PSG wypożyczyło Marcina Bułkę do występującego w Ligue 1 OGC Nice. Niestety, również w tym klubie Polak nie zdołał wywalczyć sobie miejsca w wyjściowym składzie na stałe. W Ligue 1 rozegrał zaledwie jedno spotkanie. Jedynie w Pucharze Francji trener zdecydował się na niego stawiać i w tych rozgrywkach Bułka zagrał we wszystkich spotkaniach. Polak spisywał się na tyle dobrze, że poprowadził swój zespół do finału. W sobotnim finale OGC Nice zmierzy się z Nantes, Bułka ma zagrać od pierwszej minuty.

Transfer Bułki

Mimo że Marcin Bułka nie może liczyć na regularną grę w barwach Nice na poziomie Ligue 1, to władze tego klubu chcą pozyskać Polaka na stałe. Duża w tym zasługa dobrej postawy 22-letniego bramkarza w Pucharze Francji. L’Équipe donosi, że Nice najprawdopodobniej skorzysta z opcji wykupu piłkarza za dwa miliony euro.

Rasistowski trener zwolniony. Kazał ciemnoskórym zawodnikom przebierać się w innej szatni

John Yems przez 2.5 roku był trenerem czwartoligowego Crawley Town. Szkoleniowiec pożegnał się z robotą, kiedy zawodnicy zaczęli donosić na jego rasistowskie zachowanie.

John Yems w grudniu 2019 roku objął stery Crawley Town. W maju bieżącego roku władze klubu zdecydowały się zakończyć z nim współpracę, jednak nie ze względu na wyniki sportowe. Na światło dzienne zaczęły wychodzić poważne oskarżenia skierowane w stronę trenera. Według informacji napływających z Wielkiej Brytanii John Yems miał być rasistą.

Szkoleniowiec czwartoligowca mocno uwziął się na ciemnoskórych zawodników. 62-latek miał wyzywać ich od terrorystów zamachowców. To jednak nie wszystko, ponieważ musieli oni także przebierać się w innej szatni. Wszystko zaczęło wychodzić na jaw, kiedy jeden z zawodników anonimowo zgłosił się do Daily Mail. Wówczas sprawę zaczęła drążyć angielska federacja, a zeznania zaczęli składać kolejni zawodnicy.

John Yems najpierw został zawieszony przez klub, a potem zwolniony. Śledztwo wciąż trwa, a niebawem możemy spodziewać się wysokich kar dla 62-latka. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że szkoleniowiec zostanie wykluczony ze świata piłki na długie lata.

„Mam stany przeddepresyjne”. Odważne wyznanie Jarosława Królewskiego

Współwłaściciel Wisły Kraków, Jarosław Królewski udzielił wywiadu Przeglądowi Sportowemu. Przedstawiciel władz Białej Gwiazdy zdradził, że walka o utrzymanie w Ekstraklasie wiąże się z ogromnym obciążeniem psychicznym. – Mam stany przeddepresyjne – powiedział.

Uznana marka może spaść z ligi

Wisła Kraków wciąż walczy o utrzymanie w PKO BP Ekstraklasie. 13-krotny mistrz Polski zajmuje 16. miejsce w tabeli i traci 3 punkty do bezpiecznej strefy. Jarosław Królewski w rozmowie z Przeglądem Sportowym przyznał, że walka o ligowy byt kosztuje go wiele zdrowia psychicznego.

– Budzę się w nocy, nie mogę spać, kiedy zasypiam, śnią mi się mecze. Bardzo dużo się dzieje, często nie sypiam w ogóle, miewam stany przeddepresyjne, na szczęście szybko to mija – zdradził współwłaściciel Białej Gwiazdy.

Walka do końca

Do zakończenia sezonu pozostały trzy kolejki, jednak wciąż nie wiadomo kto spadnie z ligi. Walczące o wyjście ze strefy spadkowej drużyny wciąż mają szanse na utrzymanie. Jarosław Królewski uważa, że najprawdopodobniej wszystko wyjaśni się w ostatniej kolejce.

– Jestem na 99 procent przekonany, że do ostatniej kolejki nie dowiemy się, kto spadnie z ligi. Co jeśli się nie utrzymamy? Trudne wyzwania finansowe. Byliśmy już w różnych sytuacjach, z tą również myślę, że byśmy sobie poradzili. Gdy zarządza się projektem, trzeba brać odpowiedzialność za niego i podołać kolejnym wyzwaniom. Nie mam wątpliwości, że sobie poradzimy – podsumował Królewski.

Źródło: Przegląd Sportowy

Lech Poznań wciąż w walce o mistrzostwo. „Nie widzę zrezygnowania u zawodników”

Lech Poznań wciąż walczy o tytuł mistrza Polski. Szkoleniowiec Kolejorza odpowiedział na pytania dziennikarzy podczas konferencji prasowej przed meczem z Piastem Gliwice. Maciej Skorża zapowiedział, że porażka w finale Pucharu Polski nie spowodowała obniżki determinacji wśród zawodników.

Raków Częstochowa i Lech Poznań zdominowali polskie rozgrywki w bieżącym sezonie. Oba zespoły wciąż walczą o mistrzostwo. Kolejorz jest jednak w nieco gorszej sytuacji. Poznaniacy muszą liczyć na utratę punktów Rakowa.

Ważną kwestią w kontekście walki o mistrzostwo Polski będzie też reakcja obu zespołów na wydarzenia z finału Pucharu Polski. Przypomnijmy, że Raków Częstochowa pokonał Lecha Poznań w ostatnim meczu „Pucharu Tysiąca Drużyn”. Maciej Skorża zapewnia jednak, że w zespole nie widzi zrezygnowania.

– Jeszcze w szatni zaraz po finale Pucharu Polski powiedzieliśmy sobie, co dalej. Wiemy, co chcemy zdobyć, a determinacja z każdym dniem jest coraz większa. Nie widzę u zawodników zrezygnowania, czy też postawy, która mogłaby martwić. Wierzę w ten zespół, wierzę w mistrzostwo Polski – oznajmił szkoleniowiec Kolejorza.

Źródło: Lech Poznań

Kibice Legii potępiają zachowanie fanów Rakowa. „Tak, jak chciał Trzaskowski”

Środowisko kibicowskie potępia zachowanie fanów Rakowa Częstochowa. Sympatycy Medalików weszli na Stadion Narodowy bez swoich flag i oprawy. Inne grupy nazywają to „brakiem honoru i zasad”.

Kibice Lecha Poznań i Rakowa Częstochowa mieli solidarnie nie wchodzić na mecz finału Pucharu Polski. Wszystko przez to, że władze Warszawy zakazały wnoszenia flag o wymiarach większych od 1,5 m x 2 m.

Raków porzucił zasady?

Raków wyłamał się z tego protestu i wszedł bez swoich barw. Takie zachowanie nie podoba się innym grupom kibicowskim. Fanatycy Legii Warszawa zrobili specjalny transparent z przekazem do ultrasów ekipy z Częstochowy.

– Chuj w zasady i ruch kibicowski, Raków wszedł na stadion tak, jak chciał Trzaskowski – napisali na płótnie wywieszonym na „Żylecie”.


TROLLNEWSY I MEMY