Angielka grała ze złamaną kością. Mistrzyni EURO opowiedziała o heroicznej postawie

Lucy Bronze ujawniła po finale EURO 2025, że przez cały turniej występowała z poważną kontuzją. Reprezentantka Anglii była jedną z kluczowych zawodniczek mistrzyń Europy, a grała mimo złamanej kości piszczelowej.

Grała z bólem

Niedzielny finał mistrzostw Europy kobiet 2025 dostarczył kibicom ogromnych emocji. Angielki przegrywały z Hiszpanią 0:1, jednak zdołały wyrównać, a o tytule zadecydowała seria rzutów karnych, w której górą były zawodniczki z Wysp.

Lucy Bronze zagrała w tym spotkaniu 105 minut. Opuściła boisko z powodu urazu kolana, ale dopiero po końcowym gwizdku wyjawiła, z jakim poświęceniem walczyła przez cały turniej.

– Tak naprawdę grałam przez cały turniej ze złamaną kością piszczelową, ale nikt o tym nie wiedział – powiedziała Bronze po meczu.

33-letnia obrończyni rozegrała na mistrzostwach łącznie 598 minut. Dłużej na boisku w barwach Anglii przebywały jedynie Keira Walsh, Alex Greenwood i bramkarka Hannah Hampton. Bronze była więc jedną z liderek zespołu.

W ćwierćfinałowym starciu ze Szwecją, mimo bólu, rozegrała pełne 120 minut i pewnie wykonała jeden z rzutów karnych w decydującej serii, zapewniając swojej drużynie awans do półfinału.

Z dorobkiem 140 występów w reprezentacji Anglii Bronze jest jedną z najbardziej doświadczonych piłkarek w historii kadry. Zdobyła już dwa tytuły mistrzyni Europy: pierwszy w 2022 roku, drugi właśnie teraz.

Źródło: BBC, Meczyki.pl

Lech szykuje się na Lechię. Możliwy debiut nowego zawodnika

Po falstarcie w Ekstraklasie Lech Poznań spróbuje w sobotę odnieść pierwsze ligowe zwycięstwo. W wyjazdowym meczu z Lechią Gdańsk może pomóc zawodnik, który jeszcze nie rozegrał meczu w nowych barwach. Trener Niels Frederiksen uchylił rąbka tajemnicy w sprawie składu w rozmowie z mediami.

Nowi zawodnicy coraz bliżej debiutu

Lech Poznań nie najlepiej rozpoczął sezon na krajowym podwórku. W meczu o Superpuchar Polski przegrał z Legią Warszawa 1:2, a kilka dni później został rozbity przez Cracovię 1:4 w pierwszej kolejce Ekstraklasy.

Kibice mieli prawo do niepokoju, jednak sytuację uspokoiło efektowne zwycięstwo w eliminacjach Ligi Mistrzów. Wygrana 7:1 z Breidablik Kopavogur pozwoliła „Kolejorzowi” myśleć już o co najmniej fazie ligowej Ligi Konferencji Europy.

Teraz drużyna z Poznania chce w końcu zapunktować w lidze. W sobotni wieczór zmierzy się na wyjeździe z Lechią Gdańsk. Przed meczem głos zabrał trener Niels Frederiksen, który zdradził kilka istotnych informacji dotyczących kadry meczowej.

– Na sto procent gotowy do udziału w tym spotkaniu będzie Antonio Milić, myślę, że do naszej dyspozycji pozostanie także Antoni Kozubal. W dalszym ciągu monitorujemy sytuację Afonso Sousy, więcej dowiemy się po dzisiejszych zajęciach. Luis Palma z kolei uda się z nami do Gdańska i znajdzie się w naszym szerokim składzie, natomiast za tydzień na starcie z Górnikiem to samo czeka drugiego z nowych piłkarzy, Pablo Rodrigueza – wyjaśnił szkoleniowiec Lecha.

Frederiksen zaznaczył również, że nie planuje wielu zmian względem ostatniego meczu w europejskich pucharach. Wyjściowa jedenastka ma pozostać w dużej mierze zbliżona do tej, która rozprawiła się z mistrzem Islandii.

– Prawdopodobnie czekają nas jakieś zmiany w składzie w porównaniu do spotkania z Breidablikem, ale raczej nie przewiduję pięciu czy sześciu korekt w wyjściowej jedenastce. Może porotujemy nieco więcej przy okazji rewanżu na Islandii, ale teraz raczej się to nie wydarzy – przyznał Duńczyk.

Mecz Lechii z Lechem zaplanowano na sobotni (26 lipca) wieczór. Start spotkania o 20:15.

Źródło: Lech Poznań

Lider defensywy Legii na celowniku Anderlechtu. Trwają rozmowy

Steve Kapuadi może wkrótce opuścić Legię Warszawa. Według belgijskich mediów, środkowy obrońca znalazł się na celowniku Anderlechtu Bruksela, który ma być gotów zapłacić za niego 1,5 mln euro. Dla stołecznego klubu byłaby to poważna strata przed kluczową częścią sezonu.

Kapuadi blisko transferu do Belgii?

Steve Kapuadi wyrósł na filar defensywy Legii Warszawa. Już w poprzednim sezonie był pewnym punktem zespołu, a kiedy tylko był zdrowy, zaczynał mecze w podstawowym składzie. Obecna kampania nie zmieniła jego statusu. 27-latek rozegrał wszystkie dotychczasowe spotkania w pełnym wymiarze czasowym.

Legia może jednak stracić swojego kluczowego obrońcę. Jak poinformował na platformie X belgijski dziennikarz Sacha Tavolieri, Anderlecht Bruksela jest poważnie zainteresowany sprowadzeniem Kapuadiego. Klub z Brukseli ma oferować za niego 1,5 miliona euro, a sam piłkarz miałby podpisać trzyletni kontrakt.

Nie jest to całkowite zaskoczenie. Już od kilku miesięcy pojawiały się doniesienia, że Kapuadi może opuścić Warszawę latem 2025 roku. Najnowsze informacje sugerują, że ten scenariusz może się ziścić.

Anderlecht to czwarty zespół poprzedniego sezonu belgijskiej ekstraklasy. Podobnie jak Legia, rywalizuje obecnie w eliminacjach do fazy grupowej Ligi Europy.

Źródło: Sacha Tavolieri

Kibice Legii zawieszają swój protest. „Jak widać, presja ma sens”

Kibice Legii Warszawa postanowili zawiesić swój protest. Z opublikowanego komunikatu dowiadujemy się, że są oni zadowoleni z działań klubu podjętych na rynku transferowym.




Przed kilkoma tygodniami w kibicowskiej społeczności Legii Warszawa można było zaobserwować duże niezadowolenie. Na początku lipca na profilu „Nieznani Sprawcy” pojawił się komunikat, w którym przekazano informację o zawieszeniu dopingu na domowych meczach Legii Warszawa. W ten sposób kibice chcieli wywrzeć presję na władzach klubu, by dokonano transferów.

Podczas trwającego okna transferowego Legia Warszawa dokonała 3 wzmocnień. Do drużyny dołączyli Mileta Rajović, Petar Stojanović i Arkadiusz Reca. To wystarczyło, by kibice odwołali swój protest. W tej sprawie w piątek pojawił się nowy komunikat, z którego dowiadujemy się, że strajk jest uznany za zawieszony. To jednak nie oznacza, że ultrasi przestają domagać się więcej. Nadal chcą wywierać presję na władzach klubów, jednak teraz twierdzą, że ich oczekiwania zostały częściowo spełnione.

„Drodzy Kibice!

Czas na parę słów z naszej strony. Powiedzieliśmy wspólnie A i trzeba było powiedzieć B. Rozpoczynając nasz „strajk ostrzegawczy” informowaliśmy dość jasno i klarownie – domagamy się transferów. Domagaliśmy się, aby drużyna została wzmocniona na miarę naszych aspiracji, by klub sięgnął nieco głębiej do kieszeni i dał sobie szansę na walkę o mistrzostwo.

Nie będziemy oceniać transferów od strony „piłkarskiej”, bo nie mamy do tego odpowiednich kompetencji-wierzymy, że zmiany, które w ostatnim czasie objęły pion sportowy są zmianami na lepsze. Wiemy jedno: transfery się pojawiły, pieniądze zostały wydane. Czy jest to gwarancją sukcesów i wspaniałej gry naszej drużyny? Wiadomo, że nie, ale nikt przy zdrowych zmysłach na takie gwarancje nie liczył.

Jak widać, presja ma sens. Brak dopingu, fatalna frekwencja i fatalna sprzedaż karnetów z pewnością podziałały na wyobraźnię zarządu. Jako kibice mamy prawo w ten sposób wywierać presję na klub, któremu poświęcamy się od A do Z. Mamy prawo i obowiązek „patrzeć na ręce” i walczyć o coś więcej dla tak wielkiego klubu, jakim jest Legia.

Mało tego, nie zamierzamy przestać domagać się więcej. Nie zamierzamy przestać wywierać presji. Jednak uczciwie stawiając sprawę – ruchy, których oczekiwaliśmy, zostały przynajmniej częściowo wykonane i wyglądają na bardziej przemyślane niż bywało to wcześniej.

W związku z tym zawieszamy nasz „strajk ostrzegawczy”. Liczymy, że razem z drużyną i nowym trenerem będziemy walczyć o najwyższe cele. Liczymy też, że zarząd klubu z właścicielem na czele nie zachowają się po dziadowsku i nie uznają, że w takim razie „już wystarczy”. Z pełną świadomością oświadczamy, że protest zostaje ZAWIESZONY, bo do ideału nadal daleko. Jednak cieszymy się, że nasze działania przyniosły skutek. Jedziemy mocno po swoje!”




„Gorące” powitanie Jagiellonii w Serbii. Kibice Novi Pazar dali o sobie znać jeszcze przed meczem [WIDEO]

Jagiellonia Białystok rozpoczyna dziś walkę w eliminacjach Ligi Konferencji Europy. W pierwszym meczu zmierzy się na wyjeździe z FK Novi Pazar. Serbscy kibice nie czekali jednak do pierwszego gwizdka. Już w nocy dali o sobie znać pod hotelem polskiego zespołu.

Jaga obudzona w środku nocy

Po udanym poprzednim sezonie w europejskich pucharach, Jagiellonia Białystok ponownie staje do walki o fazę ligową Ligi Konferencji Europy. Pierwszym rywalem mistrza Polski jest FK Novi Pazar.

Mecz odbędzie się w Serbii, gdzie,jak można się było spodziewać, już od pierwszych chwil panuje gorąca atmosfera. Kibice gospodarzy dali o sobie znać jeszcze przed spotkaniem, organizując głośne „powitanie” pod hotelem, w którym zakwaterowana jest drużyna z Białegostoku.

– Atmosfera jest gęsta. Pod hotelem skandują. Poproszono nas o nie wychodzenie z pokojów – relacjonował wczoraj wieczorem na portalu X prezes Jagiellonii, Ziemowit Deptuła.

Dziś rano przekazał kolejne szczegóły.

– Było grubo. Policja przekazała nam, że pod hotelem było ok. 2000 osób. Było głośno, skandowanie i petardy. Hotel był przerażony, ale stanął na wysokości zadania. Będzie dzisiaj gorąco. I dosłownie i w przenośni – przyznał.

W sieci pojawiły się nagrania z nocnych wydarzeń. Widać na nich tłum kibiców Novi Pazar, skandujących hasła w kierunku polskiej drużyny. Nie zabrakło wulgaryzmów i wyzwisk, w tym okrzyków „Jagiellonia k*rwa”.

Źródło: X, Weszło

Kosecki o opasce kapitańskiej reprezentacji: „To powinno zostać rozwiązane w szatni”

Roman Kosecki zabrał głos w sprawie kapitańskiej opaski w reprezentacji Polski. Były kadrowicz uważa, że Robert Lewandowski powinien odzyskać funkcję kapitana, ale przestrzega przed medialną burzą wokół decyzji Jana Urbana.

Kosecki o Lewandowskim, Zielińskim i atmosferze w kadrze

We wrześniu reprezentacja Polski rozegra dwa mecze: z Holandią (4 września) i Finlandią (7 września). Dla Jana Urbana będzie to debiut w roli selekcjonera. Jednym z tematów, które musi rozwiązać jeszcze przed pierwszym gwizdkiem, jest kwestia kapitana drużyny narodowej.

– To nie jest miejsce, abyśmy rozwiązywali ten problem, który rzeczywiście powstał. Mam nadzieję, że znajdziemy rozwiązanie, bo to jest potrzebne. Dobra atmosfera jest niezbędna. Muszę spotkać się z kilkoma zawodnikami i potem podejmiemy odpowiednią decyzję – mówił Urban na konferencji prasowej po objęciu stanowiska.

Głos w sprawie opaski zabrał Roman Kosecki. W podcaście Eurosportu były reprezentant podkreślił, że decyzja powinna zapaść wewnątrz drużyny, bez udziału mediów.

– Dla mnie jest naturalne, że Lewandowski ma najwięcej występów, tyle lat prowadził kadrę, że powinien prowadzić kadrę i być jej kapitanem. To powinno być rozwiązane w szatni, nie może nic wyjść. Będzie wybór. Jak zostanie Robert, to wszyscy się rzucą na Zielińskiego i tych, którzy byli przeciwko. Jak będzie Piotr, wszyscy się rzucą na Lewandowskiego. Wiadomo, taki jest świat mediów – powiedział.

Zdaniem Koseckiego selekcjoner powinien porozmawiać z liderami kadry i zapobiec eskalacji niepotrzebnych emocji.

– Wszystkich na pewno czeka rozmowa w szatni, usiądą, spotkają się. Może Urban ma inny pomysł, będzie dzwonił i rozmawiał, jak gdzieś pojedzie. Myślę, że to nie jest najważniejsze. Jak my będziemy się kłócić o opaskę przed meczem z Holandią, wyjdziemy tam i dostaniemy 0:5, to będziemy o tym mówić, że Lewandowski nie wyszedł z opaską? Tego nie życzę chłopakom. To nie powinien być główny temat przed meczem z Holandią, nie powinni sobie zaprzątać tym głowy – zaznaczył.

Były reprezentant przypomniał także przykład z Cristiano Ronaldo i drużyny Portugalii. Przytoczył sytuację z jego drugiego pobytu w Manchesterze United, kiedy Portugalczyk publicznie skrytykował atmosferę w szatni. Bruno Fernandes miał być wyraźnie poirytowany tą wypowiedzią i nie podał mu ręki. Mimo napięcia, to właśnie Ronaldo pozostał kapitanem reprezentacji Portugalii.

Źródło: Eurosport

Lech Poznań zdeklasował rywala w eliminacjach Ligi Mistrzów. Islandzkie media: „Breidablik upokorzony”

Lech Poznań rozpoczął eliminacje Ligi Mistrzów w imponującym stylu. Mistrz Polski rozgromił Breidablik Kopavogur aż 7:1. Islandzkie media nie miały wątpliwości: ich zespół praktycznie pożegnał się z marzeniami o grze w Lidze Mistrzów.

Rozstrzygnięcie już w pierwszym meczu?

Po inauguracji sezonu Ekstraklasy przyszedł czas na europejskie puchary. W drugiej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów Lech Poznań zmierzył się z Breidablikiem Kopavogur. Pierwszy mecz rozegrano we wtorek na stadionie przy Bułgarskiej i zakończył się wysokim zwycięstwem gospodarzy 7:1.

Breidablik zdołał wyrównać w 28. minucie, ale sytuacja na boisku zmieniła się diametralnie po czerwonej kartce dla Viktora Oerna Margeirssona. Faul na Mikaelu Ishaku sprawił, że goście musieli kończyć mecz w osłabieniu. Lech wykorzystał przewagę w pełni, zdobywając aż siedem bramek.

Hat-trickiem popisał się Mikael Ishak, a do siatki trafiali też Antonio Milić, Joel Pereira, Leo Bengtsson i Filip Jagiełło.

Po spotkaniu pojawiły się pierwsze komentarze w islandzkich mediach. Na portalu mbl.is napisano, że Breidablik poniósł dotkliwą porażkę i prawdopodobnie zagra w trzeciej rundzie eliminacji Ligi Europy.

Bardziej krytyczny ton przyjął serwis visir.is, który skomentował mecz słowami:

„Breidablik praktycznie odpadł z eliminacji Ligi Mistrzów po rozczarowującym występie w Polsce. Wynik był remisowy do czerwonej kartki. Gospodarze strzelili następnie cztery gole przed końcem pierwszej połowy. Ostatecznie zakończyli mecz i pojedynek w drugiej połowie trzema kolejnymi golami”.

Dziennikarze zwrócili także uwagę na wyraźną przewagę Lecha.

„Lech rozpoczął dziś mecz lepiej i dobrze utrzymywał się przy piłce, podczas gdy Breidablik był nieco nerwowy, miał problemy ze znalezieniem partnerów z drużyny”.

Z kolei portal dv.is zatytułował swoją relację „Breidablik upokorzony w Polsce”, dodając, że drużyna z Islandii nie poradziła sobie z siłą polskiego mistrza.

„Wygląda na to, że Breidablik nie zagra w Lidze Mistrzów po dzisiejszym meczu z polskim klubem Lechem Poznań. Nasz zespół miał trudne zadanie w rundzie wstępnej, ale Lech ma niezwykle silny zespół i dziś okazał się zbyt dużym wyzwaniem” — oceniono.

„Musimy się uczyć gry z VAR-em”

Po meczu głos zabrał także trener gości, Halldor Arnason. Przyznał, że jego drużynie trudno było poradzić sobie po czerwonej kartce i decyzjach sędziego.

– Źle weszliśmy w mecz, choć pierwsze 30 minut nie było takie złe. Umieliśmy grać z piłką przy nodze, radziliście sobie po odbiorze piłki, wyrównaliśmy po karnym, a potem straciliśmy gola. Cały czas musimy się uczyć z gry z VAR-em, bo u nas w kraju go nie ma. Dziś cierpieliśmy grając w dziesięciu, chcieliśmy jak najlepiej poradzić sobie z tą sytuacją. Później gospodarze dostali prezent gwiazdkowy od sędziego, Lechowi nie należał się rzut karny, po którym posypała się nasza gra. Za nami trudny mecz, trudna druga połowa, jesteśmy po tym spotkaniu w ciężkiej sytuacji — powiedział szkoleniowiec.

Rewanż odbędzie się w środę o godzinie 20:30 na Islandii. Lech jest już jedną nogą w trzeciej rundzie eliminacji. Jeśli przypieczętuje awans, jego rywalem będzie zwycięzca pary Lincoln Red Imps – Crvena Zvezda Belgrad. Wiele wskazuje jednak na to, że to Serbowie będą tym rywalem. Jest to zdecydowany faworyt tego dwumeczu, a po pierwszym spotkaniu Crvena Zvezda prowadzi 1:0. Drugi mecz zagrają u siebie, co tym bardziej ułatwia im zadanie.

Źródło: Interia Sport, visir.is, mbl.is, dv.is

Zamieszanie po zmianach w hiszpańskim komitecie sędziowskim. Wśród nowych twarzy zadeklarowany fan Realu Madryt

Hiszpańska federacja ogłosiła nowy skład Komitetu Technicznego Sędziów. Funkcję przewodniczącego objął Francisco Soto Balirac. Jednym z członków został Chema Alonso, znany ze swojej sympatii do Realu Madryt.

Nowy skład CTA i technologia z madryckim akcentem

W Hiszpanii ruszają przygotowania do nowego sezonu ligowego. Zmiany dotyczą również struktur sędziowskich. Ogłoszono skład nowego Komitetu Technicznego Sędziów. Za poprawę jakości pracy arbitrów odpowiadać ma Francisco Soto Balirac, który został mianowany nowym szefem CTA.

Wraz z jego nominacją zaprezentowano cały skład komitetu. Wśród członków znalazł się między innymi Chema Alonso. Jego zadaniem będzie wdrażanie innowacji technologicznych związanych ze sztuczną inteligencją.

Alonso w przeszłości zamieszczał w mediach społecznościowych liczne wpisy i zdjęcia, w których wyraźnie okazywał przywiązanie do Realu Madryt. W jednym z postów napisał, że jego jedyną wadą jest kibicowanie największemu klubowi w historii, kończąc wiadomość słowami „Hala Madrid” (poniżej wspomniany wpis z kwietnia 2011 roku).

Hiszpańscy kibice nerwowo zareagowali na tę nominację. Niektórzy z nich zarzucają federacji nawet korupcję. Wiele wskazuje więc na to, że sprawa będzie dość szeroko omawiana na Półwyspie Iberyjskim.

Klub z Madrytu rozpocznie nowy sezon 19 sierpnia meczem przeciwko Osasunie.

Źródło: MARCA, Meczyki.pl

Lech walczył o pomocnika z LaLiga 2. Rutkowski: „Wysyłaliśmy ofertę za ofertą”

Lech Poznań mocno zabiegał o sprowadzenie Aritza Aldasoro z Racingu Santander. Mimo wielu prób transfer nie doszedł do skutku, ale jak ujawnił Pablo Rodríguez sam zawodnik byłby zachwycony możliwością dołączenia do „Kolejorza”. Poznański klub nie mówi jednak ostatniego słowa.

Aldasoro poza zasięgiem

Lech Poznań oficjalnie zainaugurował sezon Ekstraklasy od prezentacji kolejnych dwóch nowych piłkarzy – Timothy’ego Oumy oraz Pablo Rodrígueza.

To właśnie ten drugi został sprowadzony z myślą o wzmocnieniu środka pola i potencjalnym zastąpieniu Afonso Sousy, który może pożegnać się z klubem. W kulisach transferu Rodrígueza pojawiło się jednak inne nazwisko, które wzbudziło niemałe emocje wśród kibiców.

Z opublikowanego przez Lecha materiału wideo dowiadujemy się, że na liście życzeń poznaniaków od dłuższego czasu znajdował się Aritz Aldasoro. To 24-letni pomocnik Racingu Santander.

– Rozmawiałem wczoraj z Aldasoro, jakieś 30 minut. Bardzo by się cieszył, gdyby tutaj trafił – zdradził Pablo Rodríguez w oficjalnym nagraniu klubu.

Zainteresowanie „Kolejorza” nie było jedynie plotką transferową. Prezes Lecha, Piotr Rutkowski, wprost potwierdził, że klub z Poznania wyszedł z konkretną inicjatywą.

– Próbowaliśmy… próbowaliśmy z Santander, ale to nie było wykonalne. Nie było nawet szans, żeby zacząć rozmowy. Chcieliśmy zacząć negocjacje. Wysyłaliśmy ofertę, ofertę, ofertę. I nic. To było naprawdę nie do zrobienia. Może w kolejnym roku – powiedział Rutkowski.

Aldasoro to piłkarz wychowany w akademii Realu Sociedad. W 2022 roku, bez debiutu w pierwszym zespole, przeniósł się definitywnie do Racingu Santander. Od tego czasu stał się jedną z kluczowych postaci drużyny z północy Hiszpanii. Do tej pory uzbierał niemal 120 występów.

Źródło: Lech Poznań, transfery.info

Rajd zakończony… na komendzie. Czwartoligowy piłkarz w rękach policji

Czwartoligowy piłkarz, który niedawno zasłynął z brawurowego rajdu po publicznych drogach, został zatrzymany przez policję. Zgromadzony materiał dowodowy trafi teraz do sądu.




Przed kilkoma dniami w polskich mediach zrobiło się bardzo głośno o piłkarzu jednego z 4-ligowych klubów. A wszystko za sprawą rajdu, który urządził sobie po publicznych drogach. Na opublikowanych w sieci nagraniach widać, jak w terenie zabudowanym pędzi z prędkością 175 km/h. Poza terenem zabudowanym prędkość ta była jeszcze wyższa. Szerzej opisywaliśmy sprawę TUTAJ.

Komunikat policji

W poniedziałkowy wieczór do sprawy ustosunkowała się dolnośląska Policja. Funkcjonariuszom udało się ustalić personalia mężczyzny. W poniedziałek o godzinie 18 stawił się on wraz z Panią adwokat na Komendzie Powiatowej Policji w Miliczu. Zostało mu zatrzymane prawo jazdy. Materiał dowodowy zgromadzony w tej sprawie ma zostać przekazany do sądu.

„Skuteczne policyjne czynności doprowadziły do ustalenia mężczyzny przemieszczającego się w powiecie milickim w sposób zagrażający bezpieczeństwu innych uczestników ruchu drogowego. Dziś, po godzinie 18:00, stawił się on do Komendy Powiatowej Policji w Miliczu z Panią adwokat. Teraz trwają policyjne czynności z jego udziałem.”

„Zostało mu już zatrzymane prawo jazdy, a pełen materiał dowodowy zgromadzony przez policjantów w tej sprawie zostanie przekazany do sądu.”





źródło: dolnośląska Policja

Urban szuka zaskoczeń. Bramkarz z jednym występem w Ekstraklasie na radarze selekcjonera?

Nowy selekcjoner reprezentacji Polski nie traci czasu i już na początku kadencji rusza w teren. Jak donosi zabrzański portal Roosevelta81, uwagę szkoleniowca miał zwrócić sensacyjny kandydat do powołania. To bramkarz Górnika Zabrze Marcel Łubik, który dopiero co zadebiutował w Ekstraklasie.

Nowa kadra, nowe twarze?

Początek sezonu PKO BP Ekstraklasy to nie tylko start ligowej rywalizacji, ale też czas intensywnej obserwacji dla sztabu reprezentacji. Jan Urban pojawił się już na kilku stadionach. I jak sam zapowiadał, nie wyklucza zaskakujących powołań.

– Chciałbym, żeby was zaszokowało. Nie wiem, czy z Ekstraklasy, ale zmieniało się ostatnio wielu trenerów, ja jestem piątym za czasów Cezarego Kuleszy i tak naprawdę, jak popatrzysz, to wszyscy obracali się wokół tym samych zawodników. Reprezentacja grała w jednym meczu tak, w drugim tak. Rotacji były dużo, ale często były wymuszone. Ja sobie życzę, by był taki komfort, że dziewięciu z tych jedenastu gra w klubie – mówił Urban na antenie Kanału Sportowego.

Według informacji portalu Roosevelta81, selekcjoner miał zwrócić szczególną uwagę na mecz Górnika Zabrze z Lechią Gdańsk. To właśnie wtedy na jego celowniku znalazł się Marcel Łubik, 21-letni bramkarz wypożyczony z FC Augsburg, który w Ekstraklasie rozegrał dopiero jedno spotkanie.

Urodzony w Polsce, ale wychowany w Niemczech, od czwartego roku życia mieszka za Odrą i reprezentuje barwy Augsburga. W kraju nad Wisłą pojawił się już wcześniej, najpierw na wypożyczeniu w GKS-ie Tychy, teraz w Górniku Zabrze.

Łubik może reprezentować aż trzy kraje. Ma obywatelstwo polskie i niemieckie, a dzięki ojcu również tureckie.

Źródło: Kanał Sportowy, Przegląd Sportowy Onet, Roosvelta81

Gorzki początek sezonu Pogoni. Grosicki z mocnymi słowami po blamażu w Radomiu

Pogoń Szczecin została rozbita w Radomiu aż 1:5, a Kamil Grosicki nie ukrywał rozczarowania. Kapitan Portowców w ostrych słowach podsumował występ drużyny.

„Jest mi wstyd”

Nowy sezon Ekstraklasy miał być dla Pogoni Szczecin początkiem czegoś większego,symbolem zmian i nowej jakości pod rządami nowego właściciela. Tymczasem inauguracyjne spotkanie z Radomiakiem przyniosło nie tylko porażkę, ale wręcz sportową kompromitację. Przegrana 1:5 stała się bolesnym sygnałem ostrzegawczym, a Kamil Grosicki po spotkaniu nie gryzł się w język.

Na kilka minut przed końcem spotkania, przy wyniku 1:5, Grosicki zwrócił się do sędziego Piotra Lasyka z wymownym gestem, zasugerował, by nie przedłużać już meczu. Chwilę później kapitan Pogoni stanął przed mikrofonami i otwarcie wyraził frustrację.

– Jest mi wstyd jako kapitan za to, co się wydarzyło na boisku. Można przegrać mecz, ale przynajmniej się starać. Początek mieliśmy niezły, ale po straconej walce nie potrafimy nawiązać walki w takim sensie, że za wszelką cenę chcemy wyrównać – powiedział.

– Czekamy na jakąś indywidualną akcję, żeby ktoś zrobił coś z niczego. Drugą bramkę tracimy po stałym fragmencie gry, gdzie trenujemy to, mówimy o tym, mieliśmy bardzo długą odprawę o stałych fragmentach gry w ofensywie i defensywie. Dużo analizujemy, ale nie przekładamy tego na boisko. Jest mi wstyd, że tak zaczynamy “nową erę” z nowym właścicielem, piłkarzami – ocenił bez ogródek Grosicki.

Źródło: Weszło

Popis wychowanka Śląska Wrocław. Jechał 175 km/h w terenie zabudowanym [WIDEO]

Wychowanek Śląska Wrocław pędził przez teren zabudowany z prędkością 175 km/h, uprzednio wyprzedzając pojazdy po podwójnej ciągłej. Sytuację uwiecznił jego kolega, który opublikował nagranie w sieci.




W sobotni wieczór internet obiegło nagranie z brawurową jazdą po polskich drogach młodego chłopaka. Sytuacja została nagrana przez kolegę kierowcy, który opublikował nagranie na swoim Instagramie. Internauci szybko odkryli, że kierowcą jest wychowanek Śląska Wrocław. 23-latek obecnie jest piłkarzem IV-ligowej Polonii Środa Śląska, a wkrótce miał zostać zawodnikiem Piasta Żmigród, donosi Marcin Torz.

Brawurowa jazda

Na nagraniu widać niezwykle niebezpieczną jazdę. Kierowca jechał blisko 200 km/h przeciwległym pasem. Nie robiły na nim wrażenia liczne zakręty. Pojazdy wyprzedzał na podwójnej linii ciągłej. Oznakowanie terenu zabudowanego również nic na nim nie zrobiło, bo jechał tam z prędkością 175 km/h.

Komentarze kierowcy

Relacja na Instagramie została usunięta po tym, jak w internecie zrobił się wielki szum. O ile autor filmu skłonił się do jakiejkolwiek refleksji, to nie można tego powiedzieć o kierowcy, który w mediach społecznościowych zamieścił kilka obraźliwych komentarzy w stronę krytykujących go osób.




Reakcja policji

Na powyższe wydarzenia zareagowała już Dolnośląska Policja. Jak czytamy, policjanci analizują opublikowanie w sieci materiały. Prowadzone są również czynności ustalania tożsamości kierowcy. Policja deklaruje, że „musi się liczyć z tym, że nie uniknie odpowiedzialności”.


źródło: Marcin Torz, Bandyci Drogowi

Wrexham bije własny rekord. Cacace nowym nabytkiem klubu amerykańskich aktorów

Wrexham AFC należący do Ryana Reynoldsa i Roba McElhenneya właśnie przeprowadził największy transfer w swojej historii. Sprowadzili do siebie Liberato Cacace z włoskiego Empoli.

Z Serie A do Walii

Za 24-letniego reprezentanta Nowej Zelandii klub zapłacił 2,5 miliona euro, a kwota może jeszcze wzrosnąć dzięki bonusom. Obrońca podpisał kontrakt do 30 czerwca 2028 roku, a jego obecność ma stanowić jedno z filarowych wzmocnień w walce o utrzymanie na zapleczu Premier League.

Cacace w europejskiej piłce pojawił się w 2020 roku, gdy trafił do belgijskiego Sint-Truiden. Dwa lata później przeniósł się do Serie A, gdzie w barwach Empoli wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. Po spadku klubu do Serie B zdecydował się na kontynuację kariery na Wyspach.

Dla Wrexham to nie tylko kwestia sportowa, ale i wizerunkowa. Cacace to jeden z liderów reprezentacji Nowej Zelandii, która już zapewniła sobie udział w mistrzostwach świata w 2026 roku. Choć prym wiedzie Chris Wood z Nottingham Forest, Cacace jest równie ważną postacią drużyny z Oceanii.

Poprzedni rekord transferowy Wrexham należał do Sama Smitha. Anglik kosztował 2,4 mln euro i szybko spłacił zaufanie. Jego siedem bramek wiosną zapewniło klubowi historyczny awans do Championship.

Wszystko jednak wskazuje na to, że rekord Cacace nie przetrwa długo. Wrexham potrzebuje kolejnych wzmocnień, by utrzymać się w lidze, gdzie kwoty rzędu 10–15 milionów euro już nikogo nie dziwią.

Źródło: Wrexham AFC

EkstraklasaTrolls.pl
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.