Neymar może opuścić mecz z FC Barceloną! Wszystko, przez ten faul [WIDEO]

Liga Mistrzów wraca już za kilka dni, a PSG prawdopodobnie straci kluczowego piłkarza na mecz z Barceloną. Neymar nie dokończył ostatnie meczu pucharowego z Caen (1-0), co wzbudza obawy kibiców. 

Brazylijczyk murawę opuścił w 60. minucie. Zdaniem „L’Equipe” odniósł kontuzję mięśnia przywodziciela po faulu Steeve’a Yago w środkowej strefie boiska. W czwartek zawodnik przejdzie jeszcze szczegółowe badania, które oficjalnie potwierdzą czy będzie zdolny do gry w meczu z FC Barceloną.

Demony przeszłości

Nie jest to pierwsza taka sytuacja w przypadku Neymara. Brazylijczyk w 2018 roku oglądał z trybun, jak Real Madryt wyrzuca jego drużynę już w 1/8 finału rozgrywek. Podobna sytuacja miała miejsce przed dwoma laty. Wtedy to Manchester United okazał się katem paryżan, a skrzydłowy znowu oglądał wszystko z boku.

W ostatniej edycji Ligi Mistrzów Neymar stał się ważnym ogniwem drużyny (wówczas) Thomasa Tuchela. Poprowadził mistrza Francji aż do finału, gdzie dopiero ulegli Bayernowi Monachium. Wydawało się, że w tym roku piłkarz będzie mógł potwierdzić swoją pozycję w zespole, jednak nie wiadomo, czy będzie mieć ku temu okazję.

– Trudno mi powiedzieć jak poważna jest jego kontuzja. Wszyscy czekamy na czwartek – stwierdził trener PSG, kiedy zapytano go o kontuzję 29-latka.

Co gorsza, Neymar nie byłby jedynym wielkim nieobecnym. Mauricio Pochettino nie będzie mógł skorzystać z usług swojego rodaka, Angela Di Marii. Argentyńczyk od kilku dni zmaga się z urazem uda i nie pojedzie z drużyną z mecz z Barcą.

Powrót do domu

Dwumeczowi PSG z FC Barceloną smaczku dodaje fakt, że 29-latek odbyłby swoistą podróż do przeszłości. Pierwsze spotkanie pomiędzy ekipami odbędzie się na Camp Nou, gdzie Neymar święcił swoje największe triumfy podczas piłkarskiej kariery. W końcu Brazylijczyk przez długi czas przywdziewał barwy „Blaugrany”. W Katalonii grał od 2013 do 2017 roku.

Kartka wjechała na murawę, ale nie mogła wyjechać. Piłkarze przyszli z pomocą [WIDEO]

Wyobrażacie sobie sytuację, kiedy ulegliście wypadkowi, przyjeżdża po was pogotowie i… nie może ruszyć. Brzmi to jak zły sen, ale stało się to naprawdę. I to podczas meczu.

Do wspomnianej sytuacji doszło podczas pucharowego meczu w Portugalii. Było to pierwsze spotkanie półfinałowe, które Braga zremisowała z FC Porto (1-1). W 67. minucie doszło do bardzo niebezpiecznego wydarzenia.

Luis Dias biegł z impetem w stronę bramki gospodarzy. Wówczas wszedł z impetem w nogi Davida Carmo, a jego kostka wykręciła się w bardzo nienaturalny sposób. Piłkarz doznał na tyle poważnego urazu, że nie był w stanie podnieść się z murawy. I wtedy zaczęły się problemy.

Ambulans, który nie może wyjechać

Z powodu odniesionych obrażeń Carmo musiał zostać opatrzony przez ratowników. Na boisko wjechała karetka, a zawodnika udało się zapakować do pojazdu. Kiedy ambulans chciał opuścić murawę, okazało się… że nie może.

Wina leżała po stronie boiska, które było na tyle śliskie, że samochód nie był w stanie samodzielnie wyjechać. Na szczęście piłkarze zareagowali ekspresowo i przyszli z pomocą służbie medycznej. Wspólnymi siłami popchnęli ambulans, który po nabraniu odpowiedniej prędkości mógł wyjechać z murawy.

Filmik z tej sytuacji możecie obejrzeć poniżej:

W międzyczasie, kiedy Carmo był opatrywany, sędzie postanowił posłużyć się VAR-em. Po obejrzeniu całego zajścia postanowił ukarać Diaza czerwoną kartką za jego faul na rywalu. Co ciekawe, Porto mecz skończyło w dziewiątkę. W końcówce murawę opuścił także Uribe.

„Solidny występ”, chociaż… „Moder nie był tak dobry”. Anglicy ocenili debiut Polaków

Po kilku tygodniach oczekiwania w końcu byliśmy świadkami debiutu polskiego duetu w Brighton. Zarówno Jakub Moder, jak i Michał Karbownik zaliczył pełne 96 minut w starciu z Leicester City w FA Cup. Obydwaj panowie zebrali dobre, jeśli nie bardzo dobre recenzje.

Na tablicy wyników podczas środowego starcia przez bardzo długi czas wyświetlał się bezbramkowy remis. Finalnie „Mewy” nie dociągnęły do dogrywki, a w 95. minucie bramkę dla Leicester strzelił Kelechi Ieheanacho.

Dla nas jednak najbardziej liczył się występ wspomnianej wcześniej dwójki. Trzeba przyznać, że warto było czekać. Obydwaj panowie zaprezentowali się ze świetnej strony i zaskarbili sobie dobre opinie kibiców. Media także doceniły ich wkład w grę.

Solidny debiut

W angielskiej prasie można przede wszystkim przeczytać opinie o poprawnym występie Polaków. Brytyjczycy podkreślają, że obaj zagrali na podobnym poziomie. Lokalny portal „Brightonandhoveindependent.co.uk” przyznał Karbownikowi i Moderowi „szóstkę” w dziesięciostopniowej skali.

– To był solidny występ dwóch polskich debiutantów. Karbownik zapewnił kreatywną iskrę w pierwszej połowie, ale z biegiem meczu miał coraz mniej wpływu na grę – napisano przy pierwszym zawodniku.

– Moder to pracowity zawodnik grający od jednego pola karnego do drugiego, który potrafi łączyć grę ofensywną i defensywną – opisano byłego piłkarza Lecha.

Nieco mniej równo nasz duet oceniono w „sussexlive.co.uk”. Tamtejsi redaktorzy przyznali Karbownikowi „siódemkę”. Ich zdaniem Moder zasłużył na jedną ocenę w dół.

– Karbownik wyglądał dobrze w swoim debiucie. Był wystarczająco silny w obronie i chciał iść naprzód przy każdej okazji. Moder nie był tak dobry, jak jego młodszy rodak. Pokazał przebłyski tego, co potrafi, ale czasami miał złe wybory – podsumowano.

Łukasz Fabiański w kapitalnej formie. Dziennikarze na Wyspach zakochani w bramkarzu

West Ham United uległ we wtorek po dogrywce Manchesterowi United. „Czerwone Diabły” po golu Scotta McTominaya w 97. minucie awansowały do 1/4 finału Pucharu Anglii. Łukasz Fabiański został doceniony przez brytyjskich dziennikarzy, pomimo braku czystego konta. Polak popisał się wcześniej dwiema kapitalnymi interwencjami.

„Młoty” niemal przez cały mecz pozostawały w defensywie. Przez długi czas tlenem londyńskiej ekipy był Łukasz Fabiański. Reprezentant Polski w świetnym stylu bronił dostępu do swojej bramki, jednak finalnie skapitulował w dogrywce.

Klasa światowa

Dziennikarze na Wyspach odnotowali, że gdyby nie doskonała postawa golkipera mecz wcale nie musiałby trwać 120 minut. Portal „football.london” ocenił Polaka na „ósemkę” w dziesięciostopniowej skali. Przy podsumowaniu zaznaczono przede wszystkim jego dwie interwencje, które uratowały West Ham jeszcze przed dogrywką.

– Świecił w przegranym meczu. Naprawdę światowej klasy obrona Fabiańskiego po główce Victora Lindelofa, gdy piłka odbiła się od Craiga Dawsona, a Polak jakoś ją sparował. W drugiej połowie w wysokim stylu obronił strzał Marcusa Rashforda – czytamy przy ocenie Fabiańskiego.

„The Independent” także przyznał 35-latkowi „ósemkę”. Była to najwyższa nota spośród wszystkich zawodników na boisku. Oprócz świetnej formy Polaka zwrócono jeszcze uwagę na grę nogami bramkarza.

Identyczną ocenę, jak poprzednicy wystawiono Fabiańskiemu również na „90min.com”. W uzasadnieniu po raz kolejny zaznaczono, że przy golu dla Manchesteru był bezradny.

– Genialna obrona po strzale Lindelofa. Przy bramce nie mógł nic zrobić – napisali dziennikarze. 

Kibice także postanowili docenić postawę reprezentanta Polski. W głosowaniu na najlepszego piłkarza meczu przygotowanym przez „BBC” wygrał oczywiście „Fabian”.

Conte pokazał środkowy palec prezesowi Juventusu. „Spier*****! Zamknij się, pajacu” [WIDEO]

Juventus we wtorek wieczorem awansował do finału Pucharu Włoch po bezbramkowym remisie z Interem Mediolan. „Stara Dama” wygrała pierwsze starcie z ekipą Antonio Conte tydzień wcześniej (2-1). Mecz przysporzył sporo emocji, jak przystało na starcie dwóch rywali, jednak to nie o samym spotkaniu było najgłośniej. Po ostatnim gwizdku sędziego uwagę na sobie skupiło inne wydarzenie.

Pojedynek na Allianz Stadium w Turynie był dobrym i wyrównanym widowiskiem. Choć kibice przed telewizorami nie zobaczyli we wtorek bramek, okazji do ich strzelenia nie zabrakło. Finalnie to gospodarze odnieśli końcowy sukces i awansowali do finału Coppa Italia.

Burzliwe relacje

Antonio Conte, który od 2019 roku związany jest z Interem Mediolan, w przeszłości był także trenerem Juventusu. Włoch święcił z drużyną „Starej Damy” sukcesy, ale w 2014 niespodziewanie zrezygnował z pełnionej funkcji. Powodem jego decyzji był konflikt, w jaki popadł z zarządem klubu.

Szkoleniowcowi nie spodobał się fakt, że nie otrzymał funduszy na transfery. Od tamtego wydarzenia jego relacje z Andreą Angellim, prezesem „Bianconerich” nie są w najlepszym stanie. Próbkę emocji, które panują przy spotkaniu się tej dwójki mieliśmy okazję zobaczyć podczas wtorkowego widowiska.

Zaczął Conte, a potem jakoś samo poszło…

Po pierwszych 45 minutach trener Interu nie wytrzymał. Schodząc z murawy i kierując się do tunelu na przerwę, pokazał w stronę Angellego środkowy palec. Sytuacja została uchwycona przez kamery.

Na tym się jednak nie skończyło. Po zakończeniu spotkania Angelli odpłacił się rodakowi i po oficjalnym awansie jego klubu do finału rozgrywek krzyknął do Conte: – Spie******! Zamknij się, pajacu 

„Powinni być bardziej uprzejmi”

Po meczu Antonio Conte został oczywiście zapytany o zaistniałą sytuację. Najpierw dziennikarze poprosili go o komentarz w pomeczowym wywiadzie. Kolejne pytanie padło natomiast na konferencji prasowej.

– Juventus powinien powiedzieć prawdę. Myślę, że czwarty sędzia słyszał i widział, co działo się przez cały mecz. Moim zdaniem powinni być bardziej uprzejmi. Potrzebują więcej sportowego ducha i szacunku do tych, którzy wykonują swoją pracę – stwierdził tuż po meczu.

– Co się stało pod koniec meczu? Nie mam potrzeby ani przyjemności tego komentować. Myślę, że we wszystkim potrzeba edukacji. To wystarczy – dokończył na konferencji.

Lewandowski czy Gerd Muller? Niemiecka legenda nie pozostawia wątpliwości

Robert Lewandowski z roku na rok staje się coraz lepszy, a w trwającym sezonie może przebić kolejną barierę. Polak goni legendarny wyczyn Gerda Mullera, który w jednej kampanii strzelił aż 40 bramek w Bundeslidze. Pościg „Lewego” wzbudza w Niemczech niemałe poruszenie. Franz Beckenbauer twierdzi, że w dzisiejszych czasach były snajper Bayernu strzeliłby jeszcze więcej niż 40 goli.

Nie będzie wielkim odkryciem napisać, że Lewandowski już zapisał się na stałe w historii Bundesligi. Kapitan reprezentacji Polski ustanowił tyle rekordów, strzelił tyle bramek, że ciężko nie mówić o nim jak o legendzie ligi.

Oczywiście 32-latek wciąż może jeszcze mocniej odcisnąć swoje piętno na historii niemieckiej piłki. Przed napastnikiem wciąż stoi bowiem osiągnięcie Gerda Mullera, który w sezonie 1971/72 strzelił aż 40 bramek dla Bayernu Monachium.

Co, gdyby grał dzisiaj?

Franz Beckenbauer, inna legenda niemieckiego futbolu uważa, że kiedyś Muller miał ciężej. Zdaniem byłego piłkarza, gdyby „Bomber der Nation” grał w piłkę aktualnie mógłby spokojnie strzelił nie 40, a 80 bramek.

– Mueller był kryty przez 2-3 piłkarzy. Przy obecnej swobodzie piłkarzy i kryciu strefami, zdobyłby dwa razy więcej goli – przyznał na łamach „Bilda”.

Na ten temat wypowiedział się także Robert Lewandowski. Polak został poproszony o porównanie piłkarzy z tamtych lat oraz drużyny, w której to on gra aktualnie. 32-latek ma wielki szacunek do legend Bayernu, jednak nie ukrywa, że wszystkiego nie da się porównać przez wzgląd na zmiany, jakie zaszły w piłce.

– Myślę, że jeśli chodzi o tempo, wygralibyśmy. Z pewnością jesteśmy też lepsi taktycznie i pod względem kondycji. Ale trudno jest porównywać piłkę nożną sprzed 30, 40, 50 lat. Piłka nożna rozwija się co 10 lat – stwierdził napastnik Bawarczyków.

– Wtedy różnica między pierwszym a ostatnim zespołem była znacznie większa. Często były wyniki takie jak 11:2 – podsumował.

W tym sezonie Robert Lewandowski zgromadził aż 24 trafienia w 19 meczach w Bundeslidze. Do swojego dorobku dołożył także 6 asyst.

Bayern przebywa obecnie w Katarze na Klubowych Mistrzostwach Świata. W meczu półfinałowym „Lewy” odegrał główną rolę. Polak ustrzelił dublet, a Bawarczycy po jego golach pokonali Al-Ahly Kair 2-0.

Górnik Zabrze ogłosi dziś wielki transfer. Na myśl przychodzi jedno nazwisko…

Jak poinformował na swoim Twitterze Piotr Koźmiński, niebawem Górnik Zabrze ogłosi duży transfer. Kibice zachodzą w głowę, jakiego piłkarza mają zamiar zaprezentować „Górnicy”. Dziennikarz zaznaczył przy tym, że nie chodzi o Rafała Kurzawę.

W ostatnich dniach pojawiło się sporo plotek na temat byłego reprezentanta Polski. Lewonożnego zawodnika łączono z powrotem do Ekstraklasy po jego nieudanych wojażach poza ojczyzną. Koźmiński ustalił jednak, że nie o niego chodzi.

Zatem kto?

Nasuwa się więc pytanie, kim ma zamiar zaskoczyć nas Górnik? Do głowy od razu przychodzi Lukas Podolski. Saga z mistrzem świata z 2014 roku i jego transferem do Ekstraklasy toczy się już od kilku lat. Niemiec wielokrotnie zapewniał, że prędzej czy później trafi do Polski, ale za każdym razem, kiedy nadarzała się ku temu okazja – wybierał inne kierunki.

„Górnicy” mają ogłosić transfer jeszcze dzisiaj (tj. we wtorek) w ciągu najbliższej godziny. Czy czeka nas upragniony transfer Podolskiego? A może jednak chodzi o kogoś zgoła innego? Tego przekonamy się dopiero po oficjalnej informacji klubu.

Górnik podsyca spekulacje

Zabrzański klub dodał już swoje trzy grosze do kibicowskiego bólu głowy. Na profilu klubu na Twitterze pojawił się krótki filmik z cyferką „10”. Taki numer zapewne przywdzieje na koszulce nowy nabytek Górnika.

Camp Nou zostanie nowym centrum szczepień? „Spełniają wymagania”

Niebawem Camp Nou ma zacząć pełnić inną funkcję niż bycie domem drużyny FC Barcelony. Na stadionie ma powstać punkt szczepień przeciwko koronawirusowi. Akcja ma rozpocząć się bliżej kwietnia.

W ostatnim czasie pojawiła się informacja, że Anfield także będzie pełnić centrum szczepień przeciwko COVID-19. Potwierdził ją zresztą sam Liverpool za pośrednictwem swojej strony internetowej. Camp Nou nie będzie zatem jedynym takim przypadkiem na świecie. W stanie Yankee w Nowym Jorku jeden ze stadionów także został oddany medycynie.

Przyspieszenie walki z pandemią

Ludność Hiszpanii zaczyna się niecierpliwić działaniami władz. Proces szczepień trwa teoretycznie od stycznia, jednak opinia publiczna uważa, że wszystko dzieje się za wolno. Unia Hiszpańskiej Prywatnej Służby Zdrowia poinformowała na początku lutego, że zamierza pomóc publicznym placówkom w walce z pandemią.

Zdaniem „Mundo Deportivo” Camp Nou spełnia najważniejsze wymagania odnośnie obiektu dla centrum szczepień. Departament Zdrowia chciałby, aby zaszczepić jak największą liczbę Katalończyków w krótkim czasie. W tym celu wymagana jest duża przestrzeń, najlepiej z łatwym przejściem po schodach.

– Camp Nou i jego otoczenie spełniają te wymagania – zaznaczają dziennikarze.

Bolesne słowa Rio Ferdinanda. Legenda nie wierzy w Manchester United

Manchester United przeplatał w tym sezonie świetne występy z głupimi wpadkami. Zaledwie trzy tygodnie temu „Czerwone Diabły” okupowały miejsce lidera Premier League, a kibice przebąkiwali nieśmiale o możliwości zdobycia mistrzostwa Anglii. Zapędy fanów tonuje legenda klubu, Rio Ferdinand.

Tabela Premier League zmienia się w tym sezonie nieustannie, jednak chyba w końcu nadeszła pewna stabilizacja. Manchester City zdaje się nie pozwoli sobie wyrwać fotelu lidera. Ich lokalny rywal traci do nich już pięć punktów.

Legenda nie wierzy

Piłkarze United sami zapracowali sobie na to, że stracili pierwsze miejsce. Pomimo zachwytów nad grą zawodników Solskjaera w końcu przyszła kompromitująca porażka z ostatnim w tabeli Sheffield. Następnie dołożyli do tego remisy z Arsenalem i Evertonem, przez co zamiast dziewięciu punktów na ich konto powędrowały… dwa.

Z tego powodu obecnie okupują drugą lokatę w tabeli, a do lidera zza miedzy brakuje im już pięciu „oczek”. W odrobienie tej straty nie wierzy już nawet Rio Ferdinand, były zawodnik i legenda „Czerwonych Diabłów”.

– Manchester United był na szczycie ligi. Widzisz tabelę, patrzysz na wyniki, ekscytujesz się. Kiedy jesteś w takiej sytuacji, musisz uderzyć. A my pozwoliliśmy, aby taka okazja przemknęła nam przez palce – skomentował.

– Można zobaczyć to po przykładzie Manchesteru City. Oni mają doświadczenie, poczuli krew, opuścili głowy i odskoczyli. My się zakrztusiliśmy – zaznaczył Ferdinand.

Moim zdaniem jesteśmy poza grą o tytuł, chyba że zmienimy nasze przyzwyczajenia i brak konsekwencji. Ale nie widziałem, abyśmy mogli wygrać 10 albo 15 meczów z rzędu. Cały czas się potykamy – zakończył boleśnie 42-latek.

Spore zmiany w europejskich pucharach. Wejdą w życie od przyszłego sezonu

Od sezonu 2021/22 oficjalnie w Europie będziemy mieli do czynienia z trzecimi rozgrywkami międzyklubowymi. Oprócz dotychczasowego podziału na Ligę Europy i Ligę Mistrzów dojdzie jeszcze „Europa Conference League”. Jak ma to działać?

Trzeci poziom rozgrywkowy ma za zadanie (brutalnie mówiąc) oddzielić ziarno od plew. UEFA chciałaby skupić najsilniejsze kluby w jednym miejscu, aby zapewnić jak najlepsze widowisko, ale i oczywiście zwiększyć swoje zarobki. W tym celu miałaby także pomóc Superliga, o której w ostatnich dniach znowu zrobiło się głośno. Obecnie wiemy na pewno, jak będzie wyglądać sprawa wyjść z grupy w poszczególnych rozgrywkach.

Zmiany

Liga Mistrzów

Jeśli chodzi o miejsca premiowane awansem z grupy tutaj sytuacja pozostaje niezmienna. Wciąż do 1/8 finału LM trafią zarówno pierwsza, jak i druga najlepsza drużyna z danego grona. Trzecie miejsce nie oznacza jednak końca przygody z Europą, ale o za chwilę.

Liga Europy

W przypadku europejskich rozgrywek drugiego stopnia sytuacja nieco ulegnie zmianie. Przede wszystkim pewni awansu będą jedynie zwycięzcy swoich grup. Pierwsze miejsca będzie zatem premiowane grą w 1/16 finału LE.

Ekipy, które zajmą drugie miejsca wcale nie będą na straconej pozycji. Staną one przed szansą udowodnienia, że na dalszą grę w pucharach zasługują. Między drugimi miejscami z grup Ligi Europy oraz trzecimi miejscami z Ligi Mistrzów zostaną rozegrane play-offy. Zwycięzca zostanie w grze o finał.

Liga Konfederacji

Nowy twór UEFY w zasadzie nie będzie znacząco różnić się od poprzedników. Tutaj podobnie jak w LE 1. miejsce w grupie będzie premiowane awansem do dalszej fazy. Analogicznie, drugie miejsca z Conference League wciąż pozostaną w grze. Rozegrane zostaną play-offy pomiędzy nimi a trzecimi drużynami w swoich grupach LE.

Na każdym poziomie do fazy grupowej mają przystąpić 32 drużyny. Taka liczba obowiązywać będzie zarówno w Lidze Mistrzów, jak i Lidze Europy i Konferencji.

Jak awansować do LK?

W Lidze Konferencji zagrać będą mogli zwycięzcy pucharów krajów ze średnich i słabych lig. W zależności od miejsca w rankingu klubowym zespoły od zajmujące miejsca 2-4 będą miały albo zapewniony pewny start w rozgrywkach, lub będą walczyć o awans w eliminacjach. Z kolei ligi z topu będą miały swoich reprezentantów w postaci zespołów zajmujących 6-7 lokatę.

Liga Mistrzów w Polsce i to już 23 lutego?! Warszawa ma zostać neutralnym gruntem

W wyniku obostrzeń związanych z pandemią koronawirusa mecz pomiędzy Atletico Madryt i Chelsea musi odbyć się na neutralnym terenie. Do tej pory faworytem do zorganizowania tego spotkania była Rumunia i tamtejszy stadion w Bukareszcie. W poniedziałek pojawiła się jednak informacja… o Polsce.

Problemy w sprawie organizacji meczu są pochodną zakazu lotów z Wielkiej Brytanii do Hiszpanii. Z powodu obostrzeń władze Atletico Madryt nie mają wyboru i muszą poszukać alternatywnego miejsca do rozegrania meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów.

Rumunia faworytem

Spotkanie musi odbyć się na neutralnym gruncie. Większość mediów informowała, że to właśnie stadion w Bukareszcie jest faworytem do zorganizowania pojedynku „The Blues” z „Rojiblancos”.

Tak twierdziła również „Gazeta Sporturilor”, która podała nawet, że jest to pewne na 90 proc. UEFA miała już złożyć propozycję rumuńskiej federacji.

Zaskakujący obrót spraw

Rumunia faworytem może była, jednak pojawiła się alternatywa. W poniedziałek dziennikarz „Sky Sports”, Angelo Mangiante poinformował, że mecz może odbyć się w Polsce, w Warszawie. Z jego ustaleń wynika, iż do końca dnia ma zapaść decyzja w tej sprawie.

Bayern nie zamierza zmieniać swojej polityki. Flick będzie niezadowolony

Bayern Monachium od lat stara się kontynuować swoją politykę transferową. Bawarczycy nie wyrzucają pieniędzy na prawo i lewo, dzięki czemu ich sytuacja finansowa od długiego czasu jest bardzo stabilna. W najbliższym czasie mistrzowie Niemiec nie zamierzają jej zmieniać.

W Bundeslidze Bayern rządzi i dzieli. Od wielu lat „Die Roten” żelazną ręką rozdają karty. Mimo że kilka klubów co roku rzuca im rękawicę, finalnie to i tak klub z Bawarii zazwyczaj świętuje zdobycie mistrzostwa Niemiec.

Co więcej, klub zdobył w zeszłym sezonie Ligę Mistrzów. Dokonali tego bez znaczących wzmocnień za wielkie pieniądze, czym utwierdzili się w przekonaniu o słuszności swojej polityki. Nie wszyscy w Bayernie są jednak jej zwolennikami.

Dawniej „Lewy”, teraz Flick

Napastnik reprezentacji Polski skrytykował kiedyś władze klubu w mocnym wywiadzie dla niemieckich mediów. 32-latek stwierdził w nim, że bez ściągnięcia wielkich nazwisk Bayern nigdy nie zdoła nawiązać walki w Lidze Mistrzów. Ostatecznie okazało się, że snajper nie miał racji.

Teraz kiedy Lewandowski nie próbuje już wymusić na pracodawcach nowych transferów stara się o to Hansi Flick. Szkoleniowiec domaga się ściągnięcia do zespołu nowych zawodników. Niemiec otwarcie mówił, że przydałoby się jeszcze kilka wzmocnień.

Jurgen Klopp obejmie Bayern Monachium? „Jurgen będzie chciał odejść”

Niezmienna polityka

Zarząd Bayernu pozostaje jednak głuchy na wymagania trenera. „Bild” informuje, że w najbliższym czasie strategia, którą Bawarczycy pieczołowicie kontynuują od wielu lat nie zostanie nagięta. Zdaniem dziennikarzy nie nawet szans na to, żeby klub wydał na jednego piłkarza więcej niż 100 mln euro. Mistrz Niemiec nie zamierza także pobijać swojego rekordowego transferu.

Hasan Salihamidzić chciałby znowu korzystać z opcji wypożyczeń poszczególnych piłkarzy. Najświeższymi przykładami piłkarzy ściągniętych na tej zasadzie do Bawarii byli choćby James Rodriguez, Ivan Perisić czy Philippe Coutinho. Co warto zaznaczyć, Chorwat był istotnym punktem Bayernu w walce o Ligę Mistrzów.

W takiej strategii istnieje niskie ryzyko przy ewentualnej wpadce. Pamiętamy doskonale, że zarówno James, jak i Coutinho rozczarowali kibiców. Aktualnie nie ma ich w klubie, a Bayern stracił nieporównywalnie mniejsze pieniądze na wypożyczeniu, niż byłoby to po transferze definitywnym.

Wrócił temat strzelania karnych przez Edersona. Guardiola rozważa postawienie na bramkarza

Pep Guardiola rozważa zmianę wykonawcy rzutów karnych? Hiszpan zasugerował to podczas konferencji po meczu z Liverpoolem. „Obywatele” wygrali to spotkanie aż 4-1, jednak nie ustrzegli się błędów.

Patrząc na wynik można stwierdzić, że dla Manchesteru City spotkanie na Anfield było spacerkiem. W istocie sami sobie mocno skomplikowali zadanie. Już w pierwszej połowie rzutu karnego nie wykorzystał bowiem Ilkay Gundogan.

„Jedenastkę” podyktowano w 37. minucie przy wyniku 0-0. Drużyny schodziły przy bezbramkowym remisie do szatni, ale tuż po wznowieniu gry Niemiec się zrehabilitował i otworzył worek z bramkami. Mimo wyrównania bramką Mohameda Salaha „The Reds” finalnie polegli na własnym boisku. Drugie trafienie dołożył Gundogan, zaś wtórowali mu Raheem Sterling oraz Phil Foden.

Ederson wykonawcą karnych?

Swojego czasu Pep Guardiola zastanawiał się nad tym, kto powinien egzekwować „jedenastki” podyktowane dla jego drużyny. Hiszpan zasugerował wówczas, że na treningach świetnie radzi sobie z tym Ederson, bramkarz Manchesteru. Ostatecznie Brazylijczyk nie miał okazji do zaprezentowania swoich umiejętności, jednak niebawem może się to zmienić.

Temat postawienia na Ederson w tym elemencie gry powrócił po starciu z Liverpoolem. Stało się to za sprawą pierwszego zmarnowanego rzutu karnego Gundogana.

– W ważnych momentach nie możemy marnować rzutów karnych. Nie ma znaczenia, kto będzie ich wykonawcą. Ponownie zastanowię się nad Edersonem – on może być następnym strzelcem – stwierdził Guardiola na pomeczowej konferencji.

Zwycięstwo na Anfield smakuje najlepiej

Szkoleniowiec Manchesteru City przyznaje, że spotkanie z Liverpoolem przysporzyło wiele emocji. 50-latek tym bardziej docenia wygraną, gdyż na stadionie „The Reds” nigdy nie gra się łatwo. „Obywatele” przez wiele lat nie byli w stanie pokonać gospodarzy na Anfield.

– Było wiele emocji, dużo działo się na boisku. Gundogan nie wykorzystał rzutu karnego, to właściwie tradycja w meczu z Liverpoolem, ale graliśmy naprawdę dobrze. W drugiej połowie różnicę zrobił sposób, w jaki zareagowaliśmy na stratę gola – przyznał Hiszpan.

– Wiedzieliśmy, że musimy utrzymać poziom z ostatniego miesiąca czy dwóch. Przez wiele lat nie byliśmy w stanie wygrać na Anfield. Mam nadzieję, że następnym razem będziemy mogli to zrobić przy kibicach – dodał.

Rybus przytoczył straszną historię z Rosji. „Całą noc było słychać strzały”

Maciej Rybus w ciągu swojej trwającej kariery przeżył bardzo wiele. Wszystko za sprawą swojego wyjazdu do Rosji, gdzie spędził lwią część przygody z piłką. Reprezentant Polski o pewnych wydarzeniach postanowił opowiedzieć szerszemu gronu.

W 2012 roku Rybus odszedł z Legii Warszawa. Za cel obrał sobie Rosję, a konkretnie Tereka Grozny. To właśnie w stolicy Czeczeni przeżył zarówno te dobre, jak i gorsze chwile.

Luksusowy prezent

Piłkarz w Tereku zebrał sporo wspomnień. Były wśród nich oczywiście pozytywne, jak moment, kiedy otrzymał w prezencie samochód. Autorem tego podarunku był właściciel klubu, Ramzan Kadyrow.

– To było po meczu z Dynamo Moskwa, w którym strzeliłem dwie bramki. Kadyrow zadzwonił do trenera Czerczesowa, który włączył głośnomówiący. Najpierw usłyszałem życzenia urodzinowe, a później obietnicę, że po powrocie do Groznego będzie czekał na mnie prezent. I to był nowy mercedes – opowiedział w rozmowie z Sebastianem Staszewskim z „Interii”.

Terroryści

Niestety, jak to w życiu bywa, nie zawsze jest kolorowo. Rybus opowiedział o swoim drugim wspomnieniu z Groznego, kiedy to na miasto napadli terroryści.

– Wieczorem siedzieliśmy w pokoju z Marcinem Komorowskim i naszym kolegą, czeczeńskim dziennikarzem Adamem. W pewnym momencie usłyszeliśmy coś podobnego do strzałów. Chwilę później do Adama zadzwoniła mama i powiedziała, żeby nigdzie nie wychodził, bo w mieście coś się dzieje. Okazało się, że do Groznego wjechały dwa samochody z terrorystami. W Rosji, a szczególnie na Kaukazie, na rogatkach stoją policyjne kontrole z kałachami. Terroryści uprowadzili dwie taksówki, było ich chyba ośmiu, pojechali do Domu Mediów i wzięli tam zakładników. Całą noc było słychać strzały. Jeszcze następnego dnia coś się działo, bo pamiętam, że odwołali nam poranny trening. Dopiero popołudniu sytuacja była pod kontrolą – zdradził piłkarz.

Maciej Rybus od 2017 roku reprezentuje barwy Lokomotivu Moskwa. Ze stołecznym klubem związany jest umową do 2022 roku, jednak jak sam mówi – chciałby zostać tam na dłużej.

– Gdybym otrzymał nową propozycję przedłużenia umowy z Lokomotiwem, to chętnie bym z niej skorzystał – zapewnił.

Jurgen Klopp obejmie Bayern Monachium? „Jurgen będzie chciał odejść”

Współpraca Jurgena Kloppa z Liverpoolem trwa już od kilku sezonów. Aktualnie „The Reds” przeżywają gorszy moment i nie wykluczone, że Niemiec zapragnie zmiany otoczenia. Gdzie mógłby trafić po opuszczeniu Anfield? Były piłkarz mistrza Anglii myśli o Bayernie Monachium.

Od objęcia Liverpoolu Klopp święcił mnóstwo triumfów. Niemiec prowadzi „The Reds od sezonu 2015/16. Kibice pokochali go szczególnie za wygranie upragnionej Premier League, ale także za dodanie do gabloty kolejnego trofeum Ligi Mistrzów.

Ostatnimi czasy jednak coś się zacięło. Liverpool boryka się ze sporymi problemami, szczególnie personalnymi. Klopp wciąż nie znalazł lekarstwa na gorszą formę swojego zespołu, co jest w smak Manchesterowi City. Pep Guardiola powiększył już przewagę nad rywalami z Anfield do siedmiu punktów.

Frustracja krokiem w stronę zmiany klubu?

Jamie Redknapp, były piłkarz „The Reds” sądzi, że niebawem możemy być świadkami zmiany trenera Liverpoolu. 47-latek zwraca uwagę na niedawną wypowiedź Kloppa w sprawie problemów w defensywie. Wówczas Niemiec otwarcie narzekał na politykę transferową klubu.

– Słowa Kloppa o braku transferów były bardzo interesujące. Wyczułem u niego frustrację, ponieważ ewidentnie chciał, żeby klub pozyskał nowego zawodnika – stwierdził Redknapp w Sky Sports.

Bayern jako następny przystanek

Jakiś czas temu świat obiegła informacja, że Hansi Flick może pożegnać się z Bayernem po tym sezonie. Wszystko za sprawą kiepskich relacji z Hasanem Salihamidziciem, dyrektorem sportowym klubu. Co więcej, ze swojego stanowiska odejdzie niebawem Karl-Heinz Rummenigge, a więc największy zwolennik Flicka. Jego miejsce ma zająć z kolei legenda Bayernu – Olivier Kahn.

Na tę chwilę sytuacja Flicka nie jest pewna, jednak Redknapp uważa, że w przypadku jego odejścia kandydatem do przejęcia Bawarczyków będzie właśnie Klopp.

– Byłem zaskoczony tym, co powiedział Klopp. Być może w następnych latach Juergen będzie chciał odejść, żeby objąć inną drużynę np. Bayern Monachium. To klub, który zawsze skupiał w swoich szeregach niemieckich piłkarzy i trenerów – stwierdził były piłkarz.