Legia Warszawa niezadowolona z pracy sędziów. Klub wystosował pismo do Przesmyckiego

W sobotę Legia Warszawa wygrała na wyjeździe z Górnikiem Zabrze 2-1. Tym samym ekipa Czesława Michniewicza umocniła się na pozycji lidera Ekstraklasy. Mistrz Polski ma na koncie 39 punktów. Pogoni Szczecin, która okupuje drugą lokatę, brakuje do stołecznego klubu czterech „oczek”.

Starcie w Zabrzu było emocjonującym widowiskiem. Goście prowadzenie objęli już w 5. minucie po bramce Bartosza Kapustki, ale gospodarze potrafili się odgryźć. Przed przerwą gola na remis strzelił Jesus Jimenez, wykorzystując rzut karny.

O wygranej Legii przesądził dopiero gol Kacpra Kostorza w 82. minucie. Wspaniałą akcją popisał się wówczas Luquinhas, który w pojedynkę rozbił obronę rywali i posłał piłkę do 21-letniego napastnika. Brazylijczyk nie miał jednak łatwego życia podczas sobotniego meczu.

Poszkodowany Brazylijczyk

Pomocnik mistrza Polski był notorycznie faulowany przez zawodników Górnika. Co więcej, sędzia Bartosz Frankowski zdawał się nie widzieć przewinień, jakich dopuszczali się gospodarze.

Dla zabrzan powinny zostać pokazane przynajmniej dwie żółte kartki, po faulach na Luquinhasie. Jedna powinna trafić do Erika Janzy, zaś druga do Przemysława Wiśniewskiego. Swój kartonik zobaczył z kolei Brazylijczyk. Ta sytuacja wzbudziła wiele kontrowersji. Zdaniem ekspertów wcale nie powinno jej być.

Reakcja klubu

Legia Warszawa postanowiła nie patrzeć biernie na wydarzenia z ostatniego meczu. Dariusz Mioduski wystosował specjalne pismo do Zbigniewa Przesmyckiego, przewodniczącego Kolegium Sędziów PZPN.

W dokumencie klub podważa pracę Frankowskiego. Legia uważa, że sędzia dawał graczom Górnika przyzwolenie na nieczystą grę wobec rywali. Co więcej, w piśmie wypunktowane zostały sytuacje, które wzbudziły podejrzenia gości.

Zdjęcie

Legia Warszawa w obliczu wydarzeń z meczu z Górnikiem Zabrze wnioskuje o nieprzydzielanie sędziego Frankowskiego do swoich następnych spotkań. Zdaniem klubu arbiter wielokrotnie podejmował krzywdzące zawodników decyzje. Mistrz Polski poddaje także w wątpliwość wyznaczenie tego samego sędziego na mecz 1/4 finału Pucharu Polski.

Zdjęcie

Paulo Sousa musi powołać tego zawodnika. Ekspert nie ma wątpliwości

Powołania na marcowe mecze reprezentacji Polski zbliżają się wielkimi krokami. Eksperci i kibice zastanawiają się, na kogo na swoim pierwszym zgrupowaniu postawi Paulo Sousa. Kamil Kosowski uważa, że szansę musi dostać Michał Helik.

25 marca Sousa zadebiutuje w roli selekcjonera reprezentacji Polski. „Biało-Czerwoni” zainaugurują wówczas meczem z Węgrami eliminacje do mistrzostw świata 2022. Trzy dni później kadrę czeka mecz z Andorą, zaś 31 marca zakończymy zgrupowanie spotkaniem z Anglią.

Wraz ze zbliżającymi się meczami zbliża się również dzień, kiedy Paulo Sousa wyśle powołania do zawodników. Na tę chwilę mamy wiele niewiadomych, gdyż będzie to pierwszy raz, kiedy Portugalczyk bliżej przyjrzy się naszym piłkarzom. W mediach padają już jednak nazwiska, którymi nowy selekcjoner powinien się zainteresować.

Nie stać nas na pomijanie go

Kamil Kosowski w „Przeglądzie Sportowym” stwierdził, że swoje powołanie musi otrzymać Michał Helik. Ekspert Canal+ wprost przyznaje, że pominięcie go byłoby błędem. Po prostu nie stać na to, żeby chociaż nie przyjrzeć się bliżej stoperowi z Barnsley.

– Przed tym transferem wydawało się, że jest zbyt słaby fizycznie, by odnaleźć się na Wyspach. Championship to niezwykle fizyczna i wymagająca liga. Helik jest co prawda wysoki, ale brakowało mu masy mięśniowej. On szybko przebił się do składu, daje radę i w obronie, i w ataku – zauważa Kosowski.

– Sousa powinien wybrać się do Anglii i na własne oczy zobaczyć Helika w akcji. Jeśli byłby zadowolony z jego występu, to należałoby go powołać, by przez kilka dni zgrupowania z bliska przyjrzeć się, jak wygląda wśród kadrowiczów. Kamil Glik powoli szykuje się do zakończenia pięknej reprezentacyjnej kariery, mamy młodych Bednarka i Walukiewicza, ale nie stać nas na pomijanie grającego regularnie w Championship stopera, który w dodatku potrafi dać sporo drużynie w ataku – podsumował były reprezentant Polski.

Helik w tym sezonie wystąpił 36-krotnie w barwach Barsnley. Stoper strzelił także pięć bramek, a ostatnio znalazł się nawet w najlepszego drużynie lutego w Championship.

Wzorowy kapitan w akcji. Dusan Tadić pokazał, co znaczy być liderem

W niedzielę odbył się mecz na szczycie holenderskiego. Starcie PSV z Ajaxem było hitem 24. kolejki Eredivisie. Obie ekipy przed spotkaniem dzieliło sześć punktów różnicy. Gospodarze z Eindhoven potrzebowali zwycięstwa nad liderem ligi, żeby jeszcze nawiązać do walki o tytuł. Finalnie jednak starcie zakończyło się podziałem punktów, ale emocji nie zabrakło.

Jeszcze w pierwszej połowie w lepszych humorach byli piłkarze PSV. Eran Zahavi w 39. minucie wyprowadził ich na prowadzenie, więc do szatni schodzili z podniesionymi głowami. Przez długi czas wydawało się, że Ajax nie zdoła już wyrwać punktów w Eindhoven, aż do 92. minuty. W doliczonym czasie gry bohaterem amsterdamczyków został Dusan Tadić.

Kapitan z żelazną psychiką

Emocje towarzyszące spotkaniu PSV z Ajaxem były gigantyczne. Niedość, że generalnie był to mecz dwóch holenderskich potęg, to jeszcze lidera z wiceliderem ligi. Nic więc dziwnego, że obu stronom zależało na zwycięstwie.

Goście mieli sporo powodów do zmartwień. Sobotnie spotkanie było jednym z tych, kiedy strzelasz, tworzysz akcje, robisz wszystko, ale piłka nie chce wpaść do bramki. Takim sposobem to PSV prowadziło przez dłuższy czas gry, bo aż do doliczonego czasu drugiej połowy.

Wówczas, w 92. minucie sędzie podyktował rzut karny dla gości, po tym jak w polu karnym ręką zagrał Denzel Dumfries. Piłkę z jedenastego metra miał uderzyć Dusan Tadić, jednak rywale nie chcieli mu tego ułatwiać. Przy „wapnie” zebrało się kilku piłkarzy gospodarzy, którzy próbowali rozkopać miejsce ułożenia futbolówki. Chwilę wcześniej kłócili się z sędzia o słuszność przyznanego Ajaxowi stałego fragmentu. Oczywiście karny był ewidentny, ale oni nie chcieli się z tym pogodzić.

Finalnie kapitanowi gości udało się podejść do piłki. I zrobił, co do niego należało. Serb wytrzymał presję i dał Ajaxowi, jakże potrzebny, remis.

Trudne zadanie

Sprawa wykonania „jedenastki” była o tyle utrudniona, że Tadić od początku był mocno dekoncentrowany. Raz, że od niego zależały w tamtym momencie losy wyniku, a dwa, że rywale nadal mu nie odpuszczali. Od Dumfriesa, który rzut karny sprokurował, miał usłyszeń sporo niemiłych słów.

– Powiedział, że jestem pi*dą. Że nie jestem prawdziwym liderem. I że na pewno spudłuje – przyznał po meczu Tadić.

Oczywiście zaraz po trafieniu na wagę remisu Serb postanowił odpłacić rywalowi pięknym za nadobne. Zemsta na Dumfriesie musiała smakować wyjątkowo dobrze.

– Co powinienem zrobić po strzeleniu bramki? Powiedzieć „dzięki, że nazwałeś mnie pi*dą”? Nie. W takich sytuacjach odpowiadasz mu tym samym – krzyczał po wykorzystaniu karnego.

Na tym się jednak nie skończyło. Tadić ruszył natychmiast do rywala, który wcześniej go wyzywał, a koledzy z drużyny nie mogli nad nim zapanować. Ostatecznie jednak udało się bezpiecznie doprowadzić mecz do końca, a Ajax utrzymał przewagę nad wiceliderem z Eindhoven.

Kibice wyrazili swoje niezadowolenie

Po ostatnim gwizdku sędziego nadal było gorąco. Kiedy piłkarze gości opuszczali stadion PSV czekała na nich grupka kibiców gospodarzy. Kilku z nich próbowało wtargnąć między zawodników a ich autokar, ale ochronie ostatecznie udało się z nimi uporać. Chociaż nie bez kłopotów.

Niektórych jednak nie udało się powstrzymać. Pojedyncze jednostki ze wspomnianej grupki obrzucały piłkarzy monetami. Jedna z nich trafiła nawet Tadicia w głowę.

Sprawa Michała Ż. trafiła do sądu. Wiadomo, co grozi byłemu reprezentantowi Polski

Poznaliśmy dalsze konsekwencje grudniowego występku Michała Ż. Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko byłemu reprezentantowi Polski. 

Przypomnijmy, że w grudniu ubiegłego roku Michał Ż. spowodował wypadek w centrum Warszawy. 44-latek doprowadził do kolizji z autobusem stojącym na czerwonych światłach. Nikomu nic się nie stało, jednak za byłym piłkarzem konsekwencje nadal się ciągną.

Oskarżenia

Do wypadku doszło 22 grudnia na skrzyżowaniu ulicy Miodowej i Długiej. Około godziny 00:40 pijany kierowca samochodu marki bmw wjechał w autobus. Badanie alkomatem wykazało, że sprawca miał w wydychanym 1,6 promila alkoholu.

Jak ustalił serwis „wiadomosci.wp.pl” w piątek 26 lutego sprawę skierowano do Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieście. Były piłkarz usłyszał zarzut prowadzenia pojazdu w stanie nietrzeźwości (art. 178a Kodeksu Karnego). Ż. grozi nawet do dwóch lat więzienia, a także utrata prawda jazdy na okres trzech lat.

Oskarżony w przeszłości wystąpił 102-krotnie w barwach „Biało-Czerwonych” w latach 1999-2011. Dla reprezentacji zdołał strzelić również trzy bramki. Po zakończeniu piłkarskiej kariery w 2013 roku Ż. został dyrektorem sportowym Legii Warszawa.

Aktualnie 44-latek pełnił tę samą funkcję w Motorze Lubin. Jego przyszłość w klubie była niepewna po popełnionym przestępstwie, jednak klub już pod koniec roku wydał swoje oświadczenie. W nim informuje, że Ż. pozostanie na stanowisku.

Pierwsze zatrzymania w Barcelonie! Wśród aresztowanych także Bartomeu

W biurach FC Barcelony policja od samego rana prowadzi poszukiwania. Akcja zaczyna przechodzić od śledztwa do faktycznych zatrzymań. Do tej pory aresztowano trzy osoby, w tym Josepa Bartomeu.

W poniedziałek rano do biur Barcelony wtargnęła policja. Hiszpańskie media sugerowały, że chodzi o aferę z Barca Gate. Informowano również o możliwych w trakcie przeszukiwań zatrzymań. Aktualnie stały się one faktem.

Kogo zatrzymano?

Pierwszymi aresztowanymi przez policję osobami byli Oscar Grau, dyrektor klubu oraz Ramón Ponti, szef działu prawnego. Oprócz wspomnianej dwójki zatrzymano także Josepa Bartomeu, do którego domu służby wtargnęły z samego rana.

Jakub Kręcidło podaje, że na tym się to nie skończy. Dodatkowo dziennikarz pisze, że padły podejrzenia o pranie pieniędzy w stosunku do zarządu.

 

Duża afera w FC Barcelonie. Policja przeszukuje biura klubu [ZDJĘCIA]

Ślady działalności Josepa Bartomeu w FC Barcelonie nie znikną najpewniej przez kilka kolejnych lat. W poniedziałkowy poranek dostaliśmy tego kolejny przykład. W biurach zarządu Blaugrany policja prowadzi przeszukanie.

Bartomeu zostawił po sobie wiele złych wspomnień. Mnóstwo z nich będzie się ciągnąć za Barceloną przez najbliższe lata. Oprócz zrujnowanych marzeń o powrocie na szczyt futbolowej piramidy potęg Duma Katalonii musi się teraz gęsto tłumaczyć przed policją.

Echa Barca Gate

Hiszpańskie media od rana zasypują nas informacjami o trwających przeszukaniach w organach FC Barcelony. Z ustaleń Mundo Deportivo wynika, że policja weszła w poniedziałek do pomieszczeń biurowych klubu. Do sieci trafiły również zdjęcia z akcji.

Jak informują media z Półwyspu Iberyjskiego, nieznane są szczegóły operacji. Wiadomo jednak, że od kilku miesięcy toczy się śledztwo w sprawie niesławnej agencji Barca Gate. Jest to oczywiście pokłosie afery korupcyjnej, która wyszła na światło dzienne pod koniec kadencji Bartomeu.

Informowano także o możliwych zatrzymaniach poszczególnych osób z zarządu. Docierają do nas wiesi o pierwszych tego typu wydarzeniach.

Bartomeu ARESZTOWANY

Kolejne wieści z policyjnej akcji w Barcelonie. Z Hiszpanii dochodzą wieści o aresztowaniu byłego prezesa klubu, Josepa Bartomeu! Do zatrzymania doszło w poniedziałek z samego rana w jego domu.

 

Kamery nagrały szokujące zachowanie Joao Felixa. Uciszał… kolegę z drużyny [WIDEO]

W wyjazdowym spotkaniu z Villarreal Atletico Madryt wróciło na zwycięską ścieżkę. „Rojiblancos” wygrali spotkanie 2-0 po samobójczym trafieniu Alfonso Pedraza i bramce Joao Felixa. Właśnie trafienie Portugalczyka wzbudziło sporo kontrowersji, a raczej to, co stało się po nim.

Ostatni okres dla ekipy Diego Simeone nie był najlepszy. Po dobrym starcie sezonu Atletico zanotowało w lidze dwa kolejne mecze bez zwycięstwa. Do tego doszła także porażka w Lidze Mistrzów z Chelsea. Passę meczów bez wygranej przerwało zwycięstwo na wyjeździe z Villarreal.

Uciszanie kolegi z drużyny

W niedzielę „Żółta Łódź Podwodna” musiała uznać wyższość „Rojiblancos”. Podpieczni Diego Simeone wygrali 2-0, a autorem bramki ustanawiającej wynik był Joao Felix. Portugalczyk dobił rywali w 69. minucie, po czym… wykonał bardzo wymowną cieszynkę.

Napastnik Atletico po bramce przyłożył palec do ust, w geście uciszania. Jak się okazało, kierował go w stronę jednego ze swoich kolegów z drużyny. Co więcej, chwilę później krzyknął – zamknij, ku*wa, ryj!

Pochwała trenera

Diego Simeone na pomeczowej konferencji został zapytany o zachowanie swojego podopiecznego. Szkoleniowiec Atletico nie ukrywał, że podobał mu się gest Felixa. Nie wiedział jednak, do kogo napastnik go skierował.

– Uwielbiam to, gdy zawodnicy się buntują, gdy chcą być silni. Musielibyśmy zapytać Joao Felixa o świętowanie tej bramki – przyznał „Cholo”.

Hiszpańskie media wzięły sytuację z meczu pod lupę. Dziennikarze doszli do wniosku, że Felix uciszał Renana Lodiego. Brazylijczyk przed spotkaniem z Villarreal miał dogryzać młodszemu koledze. Zdaniem piłkarza Portugalczyk nie grał ostatnio na swoim poziomie.

Po ostatnim gwizdku sędziego Lodi również odniósł się do gestu snajpera w mediach społecznościowych. Postanowił w ten sposób załagodzić sytuację.

– Nie złość się. Jesteśmy razem, bracie – napisał na Instagramie.

Ten weekend należał do Polaków! Zobacz wszystkie popisy biało-czerwonych zagranicą!

Za nami fantastyczny weekend polskiego sportu. Oprócz wielu goli strzelonych przed naszych piłkarzy świetne popisy dali nam także Iga Świątek i Piotr Żyła. W tym tekście zbierzemy wszystkie osiągnięcia i miłe wydarzenia, których byliśmy świadkami w sobotę, jak i niedzielę. A trochę tego było!

Na początek przypomnijmy, że w sobotę rano jako pierwsza popis dała Iga Świątek. Polka wygrała turniej WTA 500 w Adelajdzie. Tenisistka odniosła spektakularne zwycięstwo nad Belindą Bencic (6:2; 6:2).

Tego samego dnia doskonale spisał się Piotr Żyła, który został mistrzem świata w skokach narciarskich. Skoczek wygrał konkurs na normalnej skoczni w niemieckim Oberstdorfie. Co więcej, Polak wygrał zarówno pierwszą, jak i drugą serię skoków.

Strzelecka sobota

Przed konkursem mistrzostw świata w skokach mieliśmy jeszcze pokaz od giganta polskiego sportu, Roberta Lewandowskiego. Kapitan „Biało-Czerwonych” znowu wykazał się klasą i ustrzelił dublet w meczu Bayernu z FC Koeln. Napastnik strzelił tym samym 27. i 28. gola w tym sezonie Bundesligi. Drugie trafienie snajpera możecie obejrzeć poniżej.

Oprócz najlepszego piłkarza 2020 roku swoje trafienie dołożył Michał Helik, który zapewnił Barnsley wygraną nad Millwall. Także Grzegorz Krychowiak powiększył swój dorobek bramkowy. Pomocnik Lokomotivu popisał się kapitalną bombą sprzed pola karnego w derbach Moskwy z CSKA. Co więcej, został wybrany najlepszym piłkarzems spotkania.

Bramkarze nie wychodzą z formy

Również Łukasz Skorupski potwierdził swoją doskonałą dyspozycję. Polak zachował czyste konto w meczu z Lazio, a co ważniejsze zanotował świetną interwencję w 17. minucie spotkania. 29-latek obronił rzut karny Ciro Immobile, jednego z najlepszych napastników Serie A. 

Wojciech Szczęsny także zanotował dobry występ. Mimo kolejnej wpadki Juventusu golkiper bardzo dobrze zaprezentował się między słupkami „Starej Damy” w meczu z Hellasem. Finalnie drużyna Polaka jedynie zremisowała z rywalem z Verony.

Obaj panowie zebrali świetne noty we włoskiej prasie. Dziennikarze z Półwyspu Apenińskiego nie kryli zachwytów nad formą polskiego duetu z Serie A.

W niedzielę nie było oddechu

Nasi ambasadorzy poza granicami kraju również na zakończenie weekendu nie pozostawili wątpliwości, do kogo należały ostatnie dwa dni. W Rosji pozazdrościł Krychowiakowi i Lewandowskiemu Rafał Augustyniak. Pomocnik w meczu Uralu z Krasnodarem popisał się… dubletem! On tak samo, jako dzień wcześniej reprezentant Polski, został wybrany MVP spotkania.

Nieco bliżej Polski, bo na Ukrainie swoje trafienie zanotował także Tomasz Kędziora! Prawy obrońca wykorzystał zamieszanie w polu karnym po rzucie rożnym i dobił piłkę do bramki FK Lwów.

Grande Arkadiuszo

Arkadiusz Milik wrócił do składu Olympique Marsylii po kontuzji w meczu z Lens. Polak dopiero drugi raz wyszedł w pierwszej „jedenastce” francuskiego zespołu i do razu zanotował drugiego gola w ich barwach. 27-latek w swoje urodziny dał OM remis z Olympique Lyon tuż przed przerwą, wykorzystując rzut karny.

Powolne debiuty

Wspominając o dobrych chwilach Polaków zagranicą nie można nie wspomnieć o polskim duecie z Brighton. Jakub Moder w końcu doczekał się debiutu w Premier League. 21-latek w sobotę pojawił się na murawie w meczu z WBA. Na boisku znalazł się dopiero od 83. minuty, jednak w końcu nadeszło jakieś przełamanie. Miejmy nadzieję, na więcej!

Dzień wcześniej, w piątek Michał Karbownik także dostał swoją szansę. Co prawda nie na najwyższym poziomie angielskich rozgrywek, ale w rezerwach Brighton. Polak rozegrał pełne 90 minut meczu z Manchesterem City U23 i choć jego zespół przegrał 3-1, to miał on bezpośredni udział przy bramce dla „Mew”. Zanotował bowiem asystę przy golu Cashmana.

Wróćmy jednak do niedzieli. W Liverpoolu zaczęło się robić bardzo ciekawie. Na ławce mistrzów Anglii w meczu z Sheffield United usiadł Jakub Ojrzyński. 18-letni bramkarz nie jest zapewne brany pod uwagę do gry w pierwszym składzie, ale już sama jego obecność wśród graczy rezerwowych jak najbardziej cieszy.

Manchester United mógł mieć Haalanda za 3,5 mln euro. Pomylili jednak godziny

Według serwisu „Transfermarkt.de” Erling Haaland aktualnie jest warty 110 milionów euro. Okazuje się, że w 2019 roku Norweg był bliski przenosin do Manchesteru United. Transfer miał wynieść jedyne 3,5 mln, co patrząc na jego aktualną wycenę, jest po prostu promocją. Co poszło nie tak?

Nie ma chyba na tę chwilę drużyny w Europie, która nie chciałaby mieć w swoim składzie Haalanda. Napastnik w Borussii Dortmund odnalazł się doskonale, strzela mnóstwo goli, a także notuje asysty.

Do Niemiec 20-latek przeniósł się zaledwie rok temu. Wówczas Norweg grał jeszcze w RB Salzburg, a walka o podpis młodego snajpera trwała w najlepsze. Borussia, której udało się finalnie zakontraktować napastnika wygrała wyścig między innymi z Manchesterem United. Co ciekawe, wicelider Premier League chciał wykupić zawodnika jeszcze, gdy ten grał w Molde.

Głupia wpadka

„Daily Mirror” podał, że w 2019 roku „Czerwone Diabły” były blisko kupienia Haalanda. Wówczas Norweg miał ich kosztować tylko 3,5 miliona euro, co z perspektywy czasu jest śmieszną kwotą. Transfer był wstępnie dogadany, a klub był umówiony na telefon z aktualnym agentem piłkarza, Jimem Solbakkenem.

Rozmowa miała odbyć się o godzinie 9 rano. Działacze Manchesteru, faktycznie, zadzwonili, jednak… godzinę za późno. Jak się okazało przedstawiciele klubu pomylili strefy czasowe. Norwegowie spodziewali się połączenia godzinę wcześniej.

Solbakken oprócz Manchesteru United był także umówiony z RB Salzburg. To właśnie z Austriakami finalnie dogadał się agent Haalanda. Kiedy „Czerwone Diabły” zadzwoniły ze swoją ofertą – było już za późno.

Polscy bramkarze w Serie A nadal brylują. Szczęsny i Skorupski bohaterami swoich drużyn

Łukasz Skorupski i Wojciech Szczęsny byli bohaterami swoich zespołach podczas ostatniej kolejki Serie A. Bramkarski duet otrzymał kapitalne oceny od włoskich dziennikarzy, którzy rozpływali się nad ich interwencjami.

Obaj panowie mają za sobą bardzo dobrą sobotę, chociaż nieco lepszy humor może mieć Skorupski. Jego Bolognia wygrała bowiem z Lazio 2-0. Juventus zaliczył z kolei następne potknięcie w lidze i tylko zremisował z Hellas Verona (1-1).

Kolejny rzut karny obroniony

Łukasz Skorupski był znowu najjaśniejszym punktem swojego zespołu. Polak walnie przyczynił się do wygranej nad Lazio. Bramkarz zdołał wybronić kolejny rzut karny w tym sezonie, wykonywany przez najlepszego strzelca minionego sezonu Serie A, Ciro Immobile.

– Absolutny bohater! Obronił rzut karny Immobile, a następnie miał kilka decydujących interwencji na finiszu – rozpisywali się dziennikarze „Leggo.it”. Skorupski otrzymał od nich ocenę „7” w dziesięciostopniowej skali.

„Siódemkę” golkiper otrzymał również od „TuttomercatoWeb” i „Calciomercato”. Oba serwisy rozpływały się nad obronioną przez Skorupskiego „jedenastką”. Uwagę dzienników przykuło przede wszystkim zachowanie Polaka w trakcie wykonywania stałego fragmentu.

– Obronił rzut karny Ciro Immobile, demonstrując koncentrację i determinację. Miał również fundamentalne znaczenie przy innych okazjach rywali – czytamy w uzasadnieniu.

Najlepszy w drużynie

Mniejsze powody do radości zdecydowanie miał Wojciech Szczęsny. Jego Juventus zdołał tylko zremisował z Hellasem, jednak Polak nie ma sobie nic do zarzucenia. Przy golu Baraka na wagę remisu nie mógł nic zrobić, co odnotowano w ocenach.

– Super interwencje. Zawsze bardzo uważny – napisano w „Juventusnews24.com”.

Szczęsny od serwisu także otrzymał ocenę „7”. Warto odnotować, że była to najwyższa nota w całej drużynie „Starej Damy”.

Liverpool ma już następcę Jurgena Kloppa. Może trafić na Anfield po tym sezonie

Nie milkną głosy o tym, że Jurgen Klopp prowadzi Liverpool ostatni sezon. Media spekulują nad odejściem Niemca po zakończenie obecnej kampanii. Byłego trenera Borussii Dortmund łączy się z przejęciem narodowej reprezentacji po Joachimie Loewie. W angielskiej prasie można już nawet znaleźć nazwisko następcy szkoleniowca.

Z powodu kryzysu, jaki ostatnio obserwujemy w Liverpoolu, narosło wiele plotek wokół Kloppa. Wielu dziennikarzy uważa, że po tym sezonie Niemiec opuści Anfield na rzecz reprezentacji „Die Mannschaft”.

O ewentualnym zastąpieniu Loewa przez Kloppa pisaliśmy już kilka dni temu. Wówczas „Bild” przedstawił możliwy scenariusz dalszej kariery niemieckiego szkoleniowca.

DFB zdecydowało o wprowadzeniu zmian już jesienią. Wówczas Niemcy doznali bolesnej porażki z rąk Hiszpanii w Lidze Narodów. Mimo wszystko postanowiono jednak nie wykonywać gwałtownych ruchów. Do zmiany selekcjonera dojdzie najwcześniej po mistrzostwach Europy.

Wypromował się w Szkocji i trafi do Liverpoolu?

W mediach można już znaleźć nazwisko przyszłego trenera „The Reds”. Zdaniem „Daily Mirror” po odejściu Kloppa na Anfield ma trafić nie kto inny, jak Steven Gerrard. Legenda mistrzów Anglii znakomicie radzi sobie jako szkoleniowiec Rangersów. Oprócz zdominowania ligi szkockiej ostatnio awansował także do 1/8 finału Ligi Europy.

Gerrard karierę zakończył w 2017 roku. Niemal całą swoją przygodę z piłką spędził w Liverpoolu, gdzie rozegrał łącznie 710 meczów. Strzelił w nich również 191 goli, a także zanotował 158 asyst.

Kosecki twierdzi, że Cracovia jest w czołówce Ekstraklasy. „Na pewno jeśli chodzi o stan kadry”

Jakiś czas temu Cracovia ogłosiła nowy transfer. Szeregi „Pasów” zasilił Jakub Kosecki. Były piłkarz Legii Warszawa czy Śląska Wrocław trafił do Krakowa w celu pomocy ekipie Michała Probierza. Nad Cracovią wisi bowiem widmo spadku. Tymczasem dla skrzydłowego jest to zespół z czołówki Ekstraklasy.

„Pasy” w tym sezonie spisują się wyjątkowo słabo. W lidze zajmują dopiero 14. miejsce i coraz realniejszy wydaje się spadek Cracovii do 1. Ligi. Ostatnia w tabeli Stal Mielec traci do krakowskiej drużyny już tylko trzech „oczek”.

„Zespół z czołówki”

Jakub Kosecki trafił do dawnej stolicy Polski kilka dni temu. Transfer byłego zawodnika Adany Demirsporu dla większości oznaczał po prostu wzmocnienie składu do walki o utrzymanie. Tymczasem sam zawodnik twierdzi, że Cracovia dalej należy do czołówki Ekstraklasy.

–  Ciężko znosiłem niektóre decyzje i podejście do niektórych spraw. Tęskniłem za tym, by tutaj wrócić. Jestem szczęśliwy, że jestem w Polsce. Czemu Cracovia? Bo było najbardziej konkretne zapytanie z Cracovii. Bardzo dobrze znam trenera Probierza, jego wymagania więc postanowiłem tutaj przyjechać – przyznał po transferze.

– Na pewno jeśli chodzi o stan kadry i jakość w zespole to Cracovia jest w czołówce ekstraklasy. Czasem tak bywa, że jak się nie wygrywa meczów, spada krytyka, a ponieważ mental ma wielkie znaczenie, to coś się blokuje. Wygląda na to, że przed takim problemem stanęła teraz Cracovia. Mam nadzieję, że pomogę zespołowi, mogę zaoferować od siebie dużo – stwierdził Kosecki.

Niemal w tym samym momencie do Krakowa ze skrzydłowym trafił Luis Rocha. O obu zawodnikach wypowiedział się Michał Probierz. Trener Cracovii zdradził, czy możemy się ich spodziewać w wyjściowej jedenastce na kolejne spotkanie.

– Kuba jest po indywidualnych treningach. Jest w miarę dysponowany i z Zagłębiem usiądzie na ławce. Luis był w regularnym treningu, brał udział w sparingach i jego możemy od razu brać pod uwagę przy ustalaniu składu. Na te pozycje najbardziej potrzebowaliśmy wzmocnień. Wierzymy, że transfery podnoszą jakość i wydłużą nam ławkę – przyznał opiekun „Pasów”.

Michał Karbownik zanotował asystę w meczu rezerw Brighton. Ładna akcja Polaka [WIDEO]

Michał Karbownik zanotował asystę w przegranym spotkaniu z rezerwami Manchesteru City. Polak spędził na murawie cały mecz, a gol po jego podaniu był jedynym trafieniem „Mew”. „Obywatele” U23 wygrali spotkanie 3-1.

Rezerwy Manchesteru City poradziły sobie z gospodarzami bez większych problemów. Już w 16. minucie na prowadzenie wyprowadził gości Nmecha. W 29. minucie gola na wagę remisu strzelił Cashman, właśnie po asyście Karbownika.

Do przerwy na tablicy wyników widniał zatem rezultat 1-1, jednak krótko po zmianie stron doszło do zmiany. W 50. minucie Delap strzelił bramkę i wyprowadził rezerwy Manchesteru na prowadzenie. W ostatniej akcji meczu w doliczonym czasie gry dołożył jeszcze jedno trafienie i ustalił wynik starcia.

Asysta Karbownika

W 29. minucie Michał Karbownik dostał świetne podanie od Caicedo. Ekwadorczyk posłał piłkę idealnie w wolną strefę. Polak przyjął futbolówkę, podprowadził ją pod pole karne, gdzie wdał się w lekki drybling z obrońcą. Udało mu się zwieść rywala, po czym oddał piłkę do Danny’ego Cashmana. 20-latek długo się nie zastanawiał i uderzył na bramkę rywali.

Zobacz wideo z tej akcji:

W składzie na mecz zabrakło niestety Jakuba Modera. Drugi z polskiego duetu nie znalazł się nawet na ławce rezerwowych Brighton.

Lautaro Martinez podjął decyzję w sprawie przyszłości. Oficjalne potwierdzenie piłkarza

Lautaro Martinez potwierdził plany, co do swojej przyszłości. Piłkarz w najbliższym czasie nie zamierza opuszczać Mediolanu. W rozmowie z „La Gazzetta dello Sport” Argentyńczyk przekazał, że przedłuży kontrakt z Interem.

Plotki o ewentualnym odejściu Martineza z ekipy Antonio Conte nasilaliły się zeszłego lata. Wówczas napastnik znalazł się na celowniku FC Barcelony. Katalończycy musieliby jednak wyłożyć na jego zakup aż 111 mln euro. Takich pieniędzy nie było w kasie klubu i temat upadł.

Oficjalne stanowisko

Lautaro ostatecznie podjął w końcu decyzję co do swojej przyszłości. W ostatnim czasie pojawiło się sporo plotek, jakoby snajper miał podpisać z Interem nową umowę obowiązującą do 2024 roku. W wywiadzie z „La Gazzetta dello Sport” Argentyńczyk oficjalnie je potwierdził.

– Nie opuszczę Interu latem. Niedługo przedłużę umowę i planuję zostać tu na dłużej – zapowiedział piłkarz.

Martinez odniósł się także do nieudanych negocjacji z Barceloną. Temat transferu do stolicy Katalonii jest dla 23-latka ostatecznie zakończony.

– FC Barcelona chciała mnie rok temu i to była moja droga. Ale powiedziałem do Antonio Conte: „Nie martw się, jestem skupiony na planach Interu”. Teraz „Barca” to już dla mnie tylko przeszłość, zostanę w drużynie – deklaruje Argentyńczyk.

Faworyt do wygrania Ligi Mistrzów? Już nie Bayern Monachium

Po pierwszych meczach 1/8 finału Ligi Mistrzów nasiliły się spekulacje na temat zwycięzcy tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Przed sezonem wielu ekspertów wskazywało na Bayern Monachium. Bawarczycy wciąż pozostają w gronie faworytów, jednak Dieter Hamann wskazał innego, mocnego kandydata do tytułu.

Bayern Hansiego Flicka w zeszłym sezonie pozamiatał rywali w Champions League. Aktualnie mistrzowie Niemiec zmagają się z lekkim kryzysem, chociaż ostatnio rozprawili się bez kłopotów z Lazio (4-1). Nieco mniej okazałe zwycięstwo odnieśli piłkarze Manchesteru City. „Obywatele” pokonali Borussię M’Gladbach 2-0.

Upragniony finał Guardioli?

Mimo łatwej wygranej „Die Roten” w Rzymie Dieter Hamann uważa, że to ekipa Pepa Guardioli jest faworytem do wygrania Ligi Mistrzów. Zdaniem byłego piłkarza obu zespołów Anglicy są w doskonałej formie i po prostu idą po tytuł.

– Postawiłbym Manchester City nieco wyżej niż Bayern i wszystkie inne zespoły. Anglicy wygrali 19 meczów z rzędu i są teraz drużyną, która idzie po tytuł i którą trzeba będzie pokonać – napisał w felietonie dla „Sky Sports Deutschland”.

Zdaniem Hamanna Bayern jest drugim w kolejności kandydatem do zdobycia trofeum. Przypomnijmy, że Bawarczycy bronią tytułu, który zdobyli w zeszłym sezonie.

Co ciekawe, według eksperta Sky Sports czarnym koniem rozgrywek jest Chelsea. „The Blues” w pierwszym meczu z Atletico odnieśli zwycięstwo (1-0) i mogą sporo namieszać w przyszłości.

– Mój czarny koń do wygrania Ligi Mistrzów to Chelsea, która znakomicie rozwija się pod wodzą Thomasa Tuchela. W ubiegłym roku niemiecki szkoleniowiec dotarł do finału Champions League z Paris Saint-Germain i dużo się przy tym nauczył – stwierdził Hamann.