Pierwszy mecz w sezonie i asysta! Dobry mecz Sebastiana Szymańskiego z FK Rostów [WIDEO]

Wchodzimy w nowy sezon! W Rosji ruszyły już rozgrywki ligowe, a w pierwszym spotkaniu kampanii 2021/22 asystę zanotował Sebastian Szymański. Jego Dynamo Moskwa pokonało na wyjeździe FK Rostów (2-0). Po spotkaniu Polak zebrał także dobre opinie. 

Dynamo już na samym początku meczu pokazało, że interesuje ich tylko zwycięstwo. W 20. minucie Sebastian Szymański napędził akcję swojej drużyny, wpadł w pole karne i wypatrzył nadbiegającego kolegę. Podał piłkę do zaledwie 18-letniego Arsena Zakharyana, a ten umieścił ją w siatce.

Jeszcze przed końcem pierwszej połowy padła bramka na 2-0, która, jak się okazało, była ostatnią w meczu. Tyukavin dobił strzał swojego kolegi z drużyny z najbliższej odległości.

Świetny występ

Odnośnie występu Szymańskiego nie można powiedzieć złego słowa. Asysta mocno podbudowała oceny, jakie przyznano mu w mediach. Portal „SofaScore” przyznał Polakowi notę 7,5, a więc trzecią najlepszą ocenę w zespole.

Asystę skrzydłowego przy golu Zakharyana możecie zobaczyć poniżej:

Dlatego Kądzior nie trafił do Lecha. Skorża zdradził kulisy transferu

Transfer Damiana Kądziora do Piasta Gliwice wywołał sporo emocji. Nie tyle wśród kibiców samego Piasta, a… Lecha Poznań. Początkowo skrzydłowy był bowiem łączony z transferem właśnie na Bułgarską. Ostatecznie nic jednak z tego nie wyszło, a o kulisach opowiedział Maciej Skorża, trener Lecha.

Kądzior podpisał kontrakt z Piastem kilka dni temu. 29-latek związał się z nowym klubem do czerwca 2024 roku, kończąc tym samym sagę dotyczącą jego transferu do Lecha Poznań.

Co zawiodło?

W pewnym momencie plotki o rzekomych przenosinach Kądziora na Bułgarską przybrały na sile. Wydawało się, że wszystko jest już przesądzone, jednak coś i tak zawiodło. Co dokładnie?

O szczegółach w rozmowie z Radosławem Nawrotem opowiedział Maciej Skorża. Trener „Kolejorza” na łamach „Interii” zdradził, dlaczego finalnie to do Gliwic zawędrował 29-latek.

– Damian to dobry zawodnik i był na naszej liście. Poważnie rozważałem jego kandydaturę i pojawiły się także pierwsze rozmowy w sprawie pozyskania go. W tym samym momencie zaczęły się jednak pojawiać inne rozwiązania. Zawodnicy o innej specyfice, o innym profilu – tacy, którzy mogą nam dać inne opcje w grze ofensywnej. Uznałem zatem, że warto poczekać i spróbować pozyskać właśnie tych piłkarzy – stwierdził Skorża.

– Wiedziałem, że nasze pierwsze okienko transferowe z Lechem będzie trudne. Przyszedłem przecież w kwietniu, gdy skauting klubu miał już na celowniku zawodników, których pewnie chciał Dariusz Żuraw. Ja to widzę nieco inaczej, cenię inne cechy i rzeczywiście nie zawsze się to pokrywało z wyborami poprzedniego trenera – dodał szkoleniowiec.

Lech sezon 2021/22 rozpocznie od meczu z Radomiakiem, a więc tegorocznym beniaminkiem Ekstraklasy. Przypomnijmy, że ostatnia kampania nie ułożyła się dla Lechitów najlepiej. Sezon zakończyli dopiero na 11. miejscu.

Yerry Mina skomentował słynne „tańcz teraz!” Messiego. Wielka klasa Kolumbijczyka

Krajobraz po Copa America wciąż jest niespokojny. Ostatni południowoamerykański turniej przyniósł wiele emocji, zwieńczonych ostatecznie zwycięstwem Argentyny. Tym samym Leo Messi wzniósł z drużyną narodową swoje pierwsze trofeum w karierze reprezentacyjnej. Po drodze doszło jednak do spotkania „Albicelestes” z Kolumbią. Wokół tego meczu narosło już mnóstwo opinii oraz napiętej atmosfery. 

Przypomnijmy, że w półfinale Copa America 2020 doszło do spotkania Argentyny z Kolumbią. Rozstrzygnięcie nie padło ani w podstawowych 90 minutach, ani w dogrywce. O tym, kto wejdzie do finału zdecydować miały rzuty karne. W nich lepsi okazali się podopieczni Lionela Scaloniego.

Zwycięstwo Argentyny w konkursie „jedenastek” wywołało olbrzymie emocje. Euforii dał się ponieść także Leo Messi, który po nietrafionym strzale Yerry’ego Miny wykrzykiwał do niego – „tańcz teraz, teraz tańcz”. Jak się okazało, było to nawiązanie do meczu Kolumbii z Urugwajem, gdzie również doszło do serii rzutów karnych. Wspomniany Mina po wykorzystaniu swojej „jedenastki” zaczął ssać kciuka oraz tańczyć.

Klasa

Sytuacja nadal budzi wielkie emocje w piłkarskim świecie. Yerry Mina został zapytany o krzyki Messiego oraz samą porażkę z Argentyną w półfinale Copa America, kiedy wrócił do rodzinnego Guachene.

– Taka jest piłka nożna. To, co stało się z Leo, może się zdarzyć w każdej chwili. Walczyliśmy o losy naszych reprezentacji. Gdybym miał oddać życie za drużynę narodową, zrobiłbym to – stwierdził zawodnik, który w przeszłości miał okazję grać z Messim w FC Barcelonie. 

– Życie zawsze daje drugą szansę. To, co wydarzyło się na boisku, zostaje na boisku. Ja zachowuję spokój, bo wiem, że Leo jest wspaniałym człowiekiem – zaznaczył.

– Trafiłem na niego w FC Barcelonie i dziękuję mu za wsparcie, którego mi wówczas udzielił. Zawsze będę go szanować – dodał Kolumbijczyk.

Strzelił dwa samobóje, żeby zapobiec ustawionemu wyniku. Niebywała historia w Ghanie

W Ghanie wydarzyła się ostatnio niebywała historia. Piłkarz tamtejszego Inter Allies celowo strzelił dwa samobóje, aby zapobiec wynikowi, ustawionego przed meczem. Hashmin Musah, bo o nim mowa, po spotkaniu przyznał się, że zrobił to z premedytacją, za co otrzymał liczne gratulacje. 

Choć ghańska Premier League została rozstrzygnięta w zeszły weekend, to nie o nowych mistrzach jest najgłośniej. Hearts of Oak wygrali ligę z czteropunktową przewagą nad wicemistrzami, jednakże musieli ustąpić miejsca… drużynie spadkowiczów.

Nieprawdopodobna historia

Wszystko za sprawą Hashmina Musaha. Obrońca Interu Allies strzelił dwa gole samobójcze w meczu przeciwko Ashanti Gold, a jego drużyna przegrała w sumie 0-7. Wynik wzbudził podejrzenia o ustawienie spotkania. Co ciekawe, sam Musaha… potwierdził, że trafienia samobójcze były celowe.

– Słyszałem, że nasz mecz został ustawiony i miał paść wynik 5:1. Postanowiłem więc zepsuć ten zakład, bo nie pochwalam takich rzeczy. Po strzeleniu pięciu Ashanti Gold przestało grać i zdecydowałem się strzelić samobója, by upewnić się, że zakład nie przejdzie. Obiecałem trenerowi, że jeśli pozwoli mi wejść z ławki, to to zrobię. Nasz sztab szkoleniowy pogratulował mi po meczu – wyjaśnił po meczu. 

Ashanti Gold wydało na Twitterze komunikat, w którym zaprzecza, jakoby wynik meczu miał być ustawiony. Podobnie postąpiła drużyna, w której występuje Musaha.

– Nie mamy pojęcia, dlaczego rywal strzelił dwa gole samobójcze. Przez cały mecz pokazaliśmy, że jesteśmy zdeterminowani, by osiągnąć jak najlepszy wynik i nie było tak, jak się to zarzuca, że graliśmy, by osiągnąć ustalony wynik – czytamy w komunikacie Ashanti Gold.

W sprawie domniemanej próby oszustwa ghańska federacja podjęła odpowiednie kroki. Niezwłocznie dojdzie do przesłuchania piłkarzy oraz członków sztabu obu drużyn, aby wyjaśnić sytuację.

Mocna opinia o Tonim Kroosie. Matthaeus nie oszczędził pomocnika Realu

Niedawno minęło dokładnie siedem lat, od kiedy Toni Kroos trafił do Realu Madryt. Pomocnik uważany jest za jednego z najlepszych na swojej pozycji w XXI wieku. Co więcej, wiekowy piłkarz nadal stanowi o sile drugiej linii „Królewskich”. Lothar Matthaeus, legenda niemieckiego futbolu uważa jednak, że dawna świetność Kroosa wygasała.

Mistrzostwa Europy 2020 były mocno nieudane dla reprezentacji Niemiec. Krytykę zebrała w sumie cała drużyna. Gromy posypały się również nad Kroosem.

Nie ma dla niego miejsca?

Nie wystarczy, że media naszych zachodnich sąsiadów ostro zrugały zawodnika Realu. Także Uli Hoeness ostro skrytykował piłkarza. Do grona antyfanów Kroosa dołączył teraz jeszcze Lothar Matthaeus.

– Osobiście nie mam nic do Kroosa. Nie podoba mi się tylko jego styl gry. Widzieliśmy to na mistrzostwach Europy: nie chodzi tylko o szybkość zawodnika, ale też o szybkość, z jaką porusza się piłka. Kroos nie zdobywa przestrzeni, a tempo jest wolne – stwierdził Matthaeus. 

– Dla mnie Kroos nie prezentuje już klasy międzynarodowej – dodał. 

Lukas Podolski rozmawia z Robertem Lewandowskim. Kapitan wróci do Lecha Poznań?

Lukas Podolski kilka dni temu wywiązał się ze swojej obietnicy i podpisał kontrakt z Górnikiem Zabrze. Niemiec polskiego pochodzenia wywołał swoją decyzją spory szum w mediach oraz zaimponował kibicom. W rozmowie z gazetą „Bild” zdradził, że często rozmawia z Robertem Lewandowskim i nie wykluczył, że 32-latek może pójść w jego ślady.

Podolski od dziecka kibicował Górnikowi. Choć urodził się w Gliwicach, to właśnie do zabrzańskiej drużyny należało jego serce. Przed laty obiecał zarówno swojej babci, jak i kibicom, że zagra w swoim ukochanym klubie.

Obietnicy dotrzymał, mimo że wiele osób zaczęło już wątpić w 36-latka. Wydawało się, że Podolski zamierza obskoczyć jeszcze kilka innych klubów, zanim trafi do Górnika.

Poświęcenie

Podolski nie ukrywa, że pragnął wrócić do Zabrza. Nigdy nie zrezygnował ze swojego pomysłu i kurczowo się go trzymał. Dodał także, że obierając za cel Polskę zrezygnował z dużo większych pieniędzy, jakie proponowano mu w innych zespołach.

– Zawsze miałem w głowie pomysł, aby zakończyć karierę tam, gdzie wszystko się zaczęło. Był to bardzo emocjonalny krok. Nie ukrywam, że poświęcam dużo pieniędzy, aby spełnić marzenie i zakończyć karierę w Górniku Zabrze – przyznał na łamach „Bild”.

Mistrz świata z 2014 roku opowiedział również, że często rozmawia z Robertem Lewandowskim. „Poldi” nie wyklucza, że kapitan „Biało-Czerwonych” może pójść w jego ślady. Kto wie, czy za kilka lat 32-latek nie powróci do Ekstraklasy i nie założy ponownie koszulki Lecha Poznań.

– Co jakiś czas rozmawiam z Robertem Lewandowskim. On wywołuje w Polsce ogromne zainteresowanie. Kto wie, może spodoba mu się mój pomysł i sam wróci do jednego ze swoich klubów, w których grał w Polsce – powiedział.

Oprócz Lecha Poznań Lewandowski zaliczył także epizod w Legii Warszawa. Ponadto w kraju grał dla Znicza Pruszków oraz w Delcie Warszawa. To jednak właśnie w „Kolejorzu” wybił się i zapracował na transfer do Borussii Dortmund.

Buksa zdradził kulisy rozstania z Wisłą. „Nie chcę mieć etykiety gościa, który rzuca się na pieniądze”

Aleksander Buksa jakiś czas temu podpisał kontrakt z Genoą. Młody napastnik rozstał się z Wisłą Kraków w nie najlepszych relacjach. Z klubem przede wszystkim kłócił się o pieniądze. W rozmowie z „Weszło” 18-latek na chłodno opowiedział o konflikcie z „Białą Gwiazdą”.

Przypomnijmy, że ostatni sezon Buksa spędził głównie na ławce. Sytuację podyktowały spięcia na linii klub — zawodnik. Poszło przede wszystkim o to, że 18-latek nie chciał przedłużyć kontraktu, czym zdenerwował władze Wisły.

Choć o młodego Polaka zabiegało wiele dużych klubów, ten postanowił wybrać rozważnie i postawił na Genoę. Kierunek o tyle sprawdzony, że w przeszłości na szerokie wody wypłynął tam Krzysztof Piątek. O Buksę walczyło jeszcze między innymi FC Porto, a padały także nazwy „FC Barcelona” czy „Borussia Dortmund”.

Na papierze — dobry ruch

W rozmowie z Jakubem Białkiem z „Weszło” Buksa potwierdził, że chciały go większe kluby niż Genoa. Ostatecznie jest jednak pewien, że podjął dobry wybór. Klub oraz liga będą bardzo dobrym miejscem do dalszego rozwoju.

– Mogłem iść do teoretycznie większego klubu. I ktoś zaraz zarzuciłby, że “po co tam idziesz, skoro przepadniesz, takich jak ty mają tam mnóstwo”. Idziesz do klubu, w którym masz teoretycznie większe szanse na rozwój, na grę – i to też komuś nie pasuje, bo pojawiały się inne, większe, bardziej uznane marki. Nie patrzyłbym więc na to w ten sposób. Każda decyzja odnośnie wyboru nowego klubu ma swoje plusy i minusy. Uznałem, że Genoa będzie bardzo dobrym miejscem na kolejny krok w mojej dotychczasowej przygodzie z piłką – przyznał.

Co zawiniło?

Przygoda Buksy z Wisłą zakończyła się w niezbyt dobrej atmosferze. 18-latek zdradził, dlaczego sytuacja zaczęła się tak bardzo psuć.

– W rozmowie z jednym z asystentów sztabu szkoleniowego chciałem się dowiedzieć, jaki jest na mnie plan, jaka jest wizja. Dowiedziałem się, że planu nie da się określić, bo cały sztab ma niepewną pozycję. Zaczęliśmy przegrywać mecze, atmosfera robiła się gorąca. Nie wiedziałem, jak to będzie wyglądało. Oczywiście nie chciałem wymuszać żadnej presji na to, żebym grał w pierwszym składzie czy coś takiego, bo – jak większość osób w tym zespole – być może nie byłem wtedy w najwyższej formie. Niemniej pierwszy mecz z Jagiellonią zagrałem do 68. minuty. Później wchodziłem z ławki na końcówki – opowiedział.

– Największym minusem tego wszystkiego było to, że nie widziałem dla siebie planu B. Wisła nie ma zespołu rezerw, w przeciwieństwie do większości zespołów w Ekstraklasie, gdzie młodzi, którzy nie grają, mogą się ogrywać. Niektórzy grają w drugiej lidze, niektórzy w trzeciej. Ale grają. To piłka seniorska. Żeby utrzymać ten rytm meczowy, warto takie jednostki meczowe zaliczać. W Wiśle nie ma takiej możliwości – dodał.

– Wielokrotnie postulowałem do trenerów, żebym w takich przypadkach – gdy się dobrze układa terminarz – schodził chociaż do juniorów. Pamiętam sytuację z jesieni. Juniorzy grali w środę w Lubinie, Ekstraklasa była w niedzielę. Teoretycznie mógłbym pojechać na taki mecz. Ale zawsze dostawałem informację “nie, potrzebujemy cię w Ekstraklasie”. Potem jechałem na Ekstraklasę i grałem dwie minuty, pięć minut, nieważne. Często wchodziłem na skrzydło. Przy naszym defensywnym stylu gry, zwłaszcza w końcówkach meczów, w praktyce nie wychodziłem z własnej połowy i grałem na prawej obronie. Takie wyjazdy – nie powiem – dosyć irytowały. Zwłaszcza, że miałem perspektywę gry w juniorach, która była blokowana – stwierdził Buksa.

Pieniądze oddane

Ważnym aspektem w konflikcie Buksy z Wisłą były także pieniądze, jakie zawodnik otrzymał od klubu za podpis pod kontraktem. Teraz 18-latek wyjawił, dlaczego postanowił oddać „Białej Gwieździe” zarówno bonus, jak i wynegocjowaną pensję.

– Aneks, który przygotowali moi prawnicy i który został podpisany przez Wisłę, zawierał kwotę za podpis. Zwróciłem ją oraz wynegocjowaną pensję. Dlaczego? Dlatego, że zostało mi zarzucone – widziałem na ten temat niejeden artykuł, nawet ktoś z Wisły publicznie o tym mówił – że to był zwykły skok na kasę. Nie chcę mieć etykiety gościa, który rzuca się na pieniądze. Nie o to tu w tym wszystkim chodziło. Zostałem w Wiśle, żeby zaliczyć fajny sezon, rozwijać się. Natomiast nie uważam, że się rozwinąłem. Przeciwnie – zwinąłem się. I te pieniądze na koniec zdecydowałem się oddać – przyznał.

Arabia Saudyjska i Włochy organizatorami mundialu w 2030 roku? Szalony plan szejków

Mistrzostwa świata 2030 odbędą się w Arabii Saudyjskiej i… we Włoszech?! Szalony pomysł Saudyjczyków przekazali dziennikarze „The Athletic”. 

Niewykluczone, że mundial, który odbędzie się za dziewięć lat będzie najdziwniejszym w historii. Przynajmniej pod kątem organizatorów. Turniej po raz pierwszy może się odbyć na dwóch kontynentach.

Wcześniej wielkie turnieje rangi mistrzostw Europy czy właśnie świata miały wspólnych organizatorów. Ostatnio zakończone Euro rozgrywało się przecież w kilku krajach Starego Kontynentu, zaś w przeszłości między innymi w Polsce i na Ukrainie czy Belgii i Holandii. Mundiale także miały dwoje organizatorów, jak Korea Południowa i Japonia, a przecież w 2026 roku wystartują mistrzostwa świata w USA, Meksyku i Kanadzie.

Rewolucja?

„The Athletic” opublikowało szokujące wieści, według których organizatorami mundialu 2030 mieliby zostać Arabia Saudyjska i Włochy. Takie rozwiązanie byłoby bez wątpienia ogromnym przedsięwzięciem. Wszak nie mówimy tylko o dwóch różnych krajach, ale o dwóch kontynentach.

Zdaniem dziennikarzy Saudyjczycy walczą o organizację imprezy od jakiegoś czasu. W tym celu zatrudnili nawet agencję Boston Consultancy Group. To właśnie tamtejsi działacze poszukują ewentualnych możliwości na zapewnienie Arabii mistrzostw świata.

Niewykluczone, że ewentualny sukces nadchodzącego mundialu w Katarze wzmocni kandydaturę Arabii. Co ciekawe, według „The Athletic” inną opcją jest wymiana Włochów na Maroko i Egipt.

 

Jerzy Brzęczek ma ambitny plan. Chce wrócić do pracy tylko w jednym kraju

Jerzy Brzęczek nadal pozostaje bez pracy od rozstania z reprezentacją Polski. Czy jednak były selekcjoner zamierza wrócić na posadę trenera? „WP Sportowe Fakty” ustaliły, że w głowie 50-latka pojawił się już plan.

To już pół roku, od kiedy Zbigniew Boniek zdecydował o zwolnieniu Brzęczka ze stanowiska selekcjonera reprezentacji Polski. Od tamtej pory „Biało-Czerwonych” prowadzi Paulo Sousa, zaś sam Brzęczek pozostaje bez zatrudnienia.

Taki stan rzeczy nie powinien jednak dziwić. 50-latek nie ukrywał, jak bardzo praca z kadrą wpłynęła na jego zdrowie psychiczne. Sugerowały to udzielone przez niego po zwolnieniu wywiady, ale i sama atmosfera, jaka wokół reprezentacji wytworzyła się za jego kadencji.

Co dalej?

W maju Brzęczek udzielił wywiadu portalowi gol24.pl. Po jego publikacji pojawiły się plotki o możliwym powrocie szkoleniowca do Wisły Płock. Sam zainteresowany stwierdził także, że brakuje mu nieco trenowania.

Powrotu do byłego klubu jednak nie było. Obecnie Maciej Bartoszek pozostaje trenerem „Nafciarzy” i przygotowuje ich do wejścia w nowy sezon.

„WP Sportowe Fakty” dowiedziały się, że Brzęczka nie zobaczymy już raczej w żadnym polskim klubie. Choć brakuje mu adrenaliny związanej z prowadzeniem drużyny, to po przygodnie z kadrą ma dość pracy na rodzimym podwórku.

Redakcja dodaje również, że 50-latek ma swój wymarzony kierunek. Według ustaleń dziennikarzy Brzęczek czeka na ofertę z austriackiej Bundesligi. Przypomnijmy, że podczas piłkarskiej kariery to właśnie w tej lidze były selekcjoner spędził aż 12 lat. Być może znajomość kraju oraz mentalności zawodników pozwoli mu na wyjazd do Austrii i objęcie któregoś z tamtejszych zespołów.


Źródło: WP Sportowe Fakty.

Norwegowie komentują porażkę Bodo/Glimt. „Legia była zbyt silna. Zniszczyła sen Bodo”

FK Bodo/Glimt po wylosowaniu Legii Warszawa w eliminacjach do Ligi Mistrzów kreowano na faworytów do awansu. Tymczasem to jednak mistrzowie Polski wyszli zwycięsko z rywalizacji i wygrali oba spotkania z Norwegami. Teraz krajowe media komentują porażkę swoich przedstawicieli. 

Legia w obu meczach pokazała się ze świetnej strony. Choć w starciu na terenie Bodo/Glimt dali sobie strzelić dwa gole, to ostatecznie wygrali całe starcie (3-2). W Warszawie wystarczyło postawić kropkę nad „i”, co podopiecznym Czesława Michniewicza zdecydowanie się udało. Mistrzowie Polski wygrali 2-0 (5-2 w dwumeczu) i zameldowali się w drugiej rundzie eliminacji.

Żal w kraju

Teraz Bodo pozostaje walka o Ligę Konferencji. Norweskie media ubolewają nad tak szybkim odpadnięciem z eliminacji do Ligi Mistrzów ich drużyny. Zaznaczają przy tym, że Legia zniweczyła wszelkie nadzieje na grę w piłkarskiej elicie.

– Przegrana z Polakami nie oznacza końca udziału w europejskich pucharach. Legia była zbyt silna, ale Bodo/Glimt postawił polskiemu wielkiemu klubowi opór. Zespół z Warszawy wydawał się kontrolować mecz, ale mistrz Norwegii miał momenty, w których widać było nadzieję – napisano w relacji na portalu vg.no, zatytuowanej „Legia zniszczyła sen Bodo/Glimt o Lidze Mistrzów”.

– Przygoda FK Bodo/Glimt w Lidze Mistrzów dobiegła końca zanim na dobre się zaczęła. Mistrz Norwegii miał zbyt mało szans na zdobycie bramki, a przed 18 tysiącami szalonych kibiców okazało się to za trudne – napisano z kolei w relacji nettavisen.no.

– Punkt wyjścia był jasny: musieli strzelić przynajmniej jednego gola, aby mieć szansę awansu. Mistrz Norwegii często był przy piłce, ale w kluczowych sytuacjach nie trafiał. W rewanżu Legia była cyniczna i zrobiła to, co powinna – zauważa także „Dagbladet”.

– Mogło być zupełnie inaczej, gdyby Erik Botheim wykorzystał jedną z dwóch wspaniałych okazji. Szczególnie żal drugiej szansy. Zamiast wycelować piłkę w bramkę, uderzył bardzo wysoko. Po tej sytuacji mecz zmienił charakter – zaznaczono na „TV2”.

Po zwycięskim dwumeczu z Bodo/Glimt Legię czeka teoretycznie łatwiejszy rywal. W drugiej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów podopieczni Czesława Michniewicza podejmą Florę Tallinn. W dwumeczu Estończycy rozgromili Hibernians 5-0 w dwumeczu.

Medialna burza. Borek uderza w Szpakowskiego i komentuje teksty na swój temat

W „Hejt Parku” na „Kanale Sportowym” na YouTube Mateusz Borek skomentował medialną zawieruchę, wokół jego osoby. Dziennikarz ostro odniósł się do wszelkich publikacji i plotek oraz wbił szpilkę… Dariuszowi Szpakowskiemu. 

Od kiedy oficjalnie potwierdzono, że duet Borek-Węgrzyn skomentują finał Euro 2020 pojawiła się bardzo napięta atmosfera. W kierunku współwłaściciela „Kanału Sportowego” posłano wiele nieprzychylnych komentarzy. Szczególnie ostro wypowiedzieli się Mirosław Żukowski i Stefan Szczepłek na łamach „Rzeczpospolitej”.

„Dziś jestem bez emocji”

Borek nie pozostawił sprawy samej sobie. Najpierw na publikację odpowiedział na Twitterze, zaś w środę obszernie skomentował ją w „Hejt Parku” na „Kanale Sportowym”.

– Powiem to zupełnie szczerze. Dziś już jestem bez emocji. Wczoraj byłem zmęczony, pewnie troszkę za agresywnie zareagowałem i odpowiedziałem coś na Twitterze. Dzisiaj tego żałuję – zaczął.

– Zrobiłem im tylko ruch. Normalnie nikt by tego nie przeczytał. Żukowskiego nie czytam, bo jego teksty mnie nie interesują. Stefana Szczepłka znam ponad dwadzieścia lat. On kiedyś odnosił się do mnie z szacunkiem, widział we mnie talent – przyznał.

– Kim oni są i jakim prawem oceniają komentatorów, jak sami nigdy nie siedzieli za mikrofonem? Nazywają nas „tworem biznesowym napędzanym przez bukmachera”. Oni mało wiedzą, mało czytają. Dziś bukmacherzy często utrzymują sport. Tak jest np. w Anglii i świat futbolu funkcjonuje dzięki temu. Ci dwaj panowie napi***alali w Polsat dziesięć lat. We mnie, Romka Kołtonia i Mariana Kmitę. Jak odchodziłem z Polsatu, to oni zupełnie przypadkowo przyjechali na wywiad do Kmity. Ukazał się paszkwil na mój temat i dowiedziałem się, że całe życie byłem przeciętny i wypłynąłem tylko dzięki temu, bo Polsat miał prawa telewizyjne – kontynuował.

– Jak ja kogoś nie szanuję, mam go za frajera, to nie podchodzę do niego, nie podaję ręki. Po co ci ludzie podchodzili do mnie i się witali? Człowieku, nie szanujesz mnie? Idź na drugą stronę. Nie chcę, żebyś patrzył mi w oczy i podawał rękę, a potem robił drugie. Ja jestem z Podkarpacia i mam swoje zasady. Jestem rozgoryczony? Nie, wku***ony – podsumował.

Konflikt z przyjacielem?

Co ciekawe, Borek wypowiedział się także na temat Dariusza Szpakowskiego. Dziennikarz i komentator TVP Sport uważa, że jego starszy „kolega po fachu” może mieć związek z ostatnimi publikacjami.

– Ja chciałbym, żeby Darek Szpakowski, z którym rozmawiałem kilka razy, zajął publicznie stanowisko. Najłatwiej jest zadzwonić do pięciu kolegów, a potem ktoś pisze jakiś tekst. Wiem, że dzwonił do paru naszych wspólnych kolegów i rozmawiał z nimi. To jest w ogóle głupie – stwierdził Borek.

– Nie jestem upoważniony, by cytować naszą dyskusję. Skontaktowałem się z nim i mam go za kolegę. Od 20 lat nie mamy ze sobą żadnych problemów. Powiedziałem mu uczciwie, jak było – dodał.

 

Mocny kandydat do walki o Roberta Lewandowskiego! „To opcja wysokiej jakości”

Przyszłość Roberta Lewandowskiego nadal pozostaje niepewna? Kiedy wydawało się, że Polak pozostanie w Bayernie na kolejny sezon, a może i dłużej do akcji wkroczyło „Daily Mail”. Angielskie źródło sugeruje, że Manchester City mocno zabiega o napastnika Bawarczyków po tym, jak fiaskiem zakończyły się negocjacje z Harrym Kane’em. 

W ostatnich dniach znowu pojawiły się informacje na temat ewentualnego transferu Roberta Lewandowskiego. Media sugerowały, że 32-latek chce ostatniego, wielkiego transferu i marzy mu się gra w Realu Madryt. Kontrakt Polaka z Bayernem obowiązuje jeszcze przez dwa lata, co faktycznie mogłoby ułatwić sfinalizowanie transakcji. Na razie jednak to nie „Królewscy” są faworytami w wyścigu.

Polowanie „Obywateli”

Nowe światło na przyszłość Lewandowskiego rzuca „Daily Mail”. Według dziennikarzy z Wysp Manchester City po nieudanych rozmowach z Tottenhamem w sprawie Harry’ego Kane’a zwrócił się w kierunku Niemiec. Do tej pory to Anglik był głównie rozpatrywany do ściągnięcia na Etihad. Teraz jednak działacze mistrzów Anglii najbardziej myślą o kapitanie reprezentacji Polski.

Transfer Kane’a nie wypalił przede wszystkim ze względu na wielkie oczekiwania Tottenhamu. Daniel Levy zażądał za snajpera minimum 100 mln euro, co spotkało się z dezaprobatą „Obywateli”. Lewandowski ma być tańszym, ale gwarantującym tę samą, lub nawet wyższą, jakość na boisku.

– Manchester City monitoruje sytuację kontraktową Roberta Lewandowskiego. Napastnik Bayernu to opcja wysokiej jakości. 32-latek grał pod wodzą Pepa Guardioli w Bayern w latach 2014-2016 – podkreślają dziennikarze „Daily Mail”.

– Najlepsze kluby w Europie liczą na to, że pozyskanie Lewandowskiego będzie możliwe tego lata. Bayern obawia się, że straci swoją gwiazdę po niższej cenie, gdy snajperowi do końca umowy pozostanie tylko 12 miesięcy – dodają.

Najważniejsze momenty Euro 2020! TOP 10 chwil, które zapadły nam w pamięć

Euro 2020 przeszło już do historii. Za nami mnóstwo emocji i świetnych meczów, a także wiele niespodzianek. Były jednak takie momenty, które szczególnie zapadały w pamięć. 

Reprezentacja Włoch po rzutach karnych pokonała na Wembley Anglię i została mistrzem Europy. W finale nie wydarzyło się nic na tyle ikonicznego, jak miało to miejsce w poprzednich meczach. Poniżej zebraliśmy momenty na tyle wstrząsające, zachwycające czy po prostu zapadające w pamięć, że trudno o nich zapomnieć.

Atak serca Eriksena

Nie da się ukryć, że to, co wydarzyło się w meczu Danii z Finlandią zmroziło krew nam wszystkim. Eriksen, po tym jak padł na murawę bez kontaktu z rywalem, przez długi czas leżał nieprzytomny. Na szczęście wzorową akcją ratunkową popisali się Duńczycy, którzy prawdopodobnie ocalili życie kolegi.

Potężny Schick

Jeden z pierwszych goli na tym Euro i od razu jaki! Patrik Schick w meczu ze Szkocją (2-0) niemal z połowy boiska przelobował Marshalla. Później dołożył jeszcze jedno trafienie, zaś na całym turnieju czeski napastnik strzelił w sumie pięć goli, więc tyle samo, ile Cristiano Ronaldo.

Mecz otwarcia

Przygoda Polaków z Euro 2020 nie rozpoczęła się najlepiej. Właściwie to rozpoczęła się koszmarnie. Nie dość, że zaczęliśmy od porażki ze Słowacją (1-2), to jeszcze Grzegorz Krychowiak otrzymał czerwoną kartkę. Dostał ją w najgorszym momencie, gdyż akurta wtedy, kiedy zaczęliśmy łapać wiatr w żagle. Zostały nam tylko domysły – co by było, gdybyśmy do końca grali w „jedenastu”.

Ronaldo vs Coca Cola

Po meczu Portugalii z Węgrami (3-0) doszło do eskalacji jednego z największych konfliktów mistrzostw Europy. Cristiano Ronaldo na pomeczowej konferencji odsunął od siebie butelkę Coca Coli, po czym zachęcił kibiców do picia wody.

Zachowanie 36-latka poskutkowało drastycznym spadkiem akcji koncernu. Na giełdzie jej notowania spadły blisko aż o 4 mld dolarów. Później swoje dołożył także Paul Pogba, ale wszystko zaczęło się od CR7. Do tematu jeszcze wrócimy, jednak w nieco innym wydaniu, nieco później.

Mecz o wszystko

Po przegranej ze Słowacją Polaków skazywano na porażkę w meczu z wyraźnie wyżej notowanymi Hiszpanami. Tak się jednak nie stało. Ba, „Biało-Czerwoni” mogli i wygrać mecz w Sewilli, ale zabrakło szczęścia. Faktem jest natomiast to, że remis (1-1) przedłużył nasze szanse i nadzieje na wyjście z grupy Euro 2020.

Spotkanie z Hiszpanami było także przełomowe dla Roberta Lewandowskiego. Kapitan Polaków zagrał świetne zawody oraz strzelił bramkę na wagę remisu. Tym samym zatarł kiepskie wrażenie, jakie pozostawił po sobie w pierwszym meczu.

Zastraszony Alvaro

Będąc przy Hiszpanii nie sposób nie wspomnieć o tym, co spotkało Alvaro Moratę. Szczególnie po meczu z Polską, ale i nie tylko. Napastnik otrzymywał groźby od własnych kibiców. Nie dość, że zastraszano jego, to jeszcze rykoszetem dostawało się jego żonie i dzieciom.

Nie da się oczywiście zaprzeczyć, że Morata miał wiele wpadek. Często podejmował złe decyzje, strzelał gole, których mu nie uznawano itd. Ostatecznie turniej zakończył jednak z trzema trafieniami na koncie — najwięcej w reprezentacji Hiszpanii.

Mecz o wszystko (vol.2)

Polska swój udział na Euro zakończyła po trzech spotkaniach, jednak nie da się odmówić walki podopiecznym Paulo Sousie. Po Słowacji przyszedł czas mobilizacji, co było widać szczególnie przeciwko Hiszpanii. Ze Szwecją (2-3) natomiast również nie było wstydu.

Od przegrywania 0-2, aż do 2-2, i finalnie, niestety do ostatecznej klęski 3-2. Tu znowu warto odnotować osobę Roberta Lewandowskiego, który strzelił kolejne dwa gole i znowu udowodnił, ile znaczy dla naszej reprezentacji. Tak naprawdę to właśnie 32-latka było najbardziej szkoda po ostatnim gwizdku sędziego w Petersburgu.

Transformacja

Przejdźmy do fazy pucharowej. Spośród czarnych koni, które nagle pojawiły się na turnieju, wyrosła nam Szwajcaria. I choć może takie określenie nadano Helwetom na wyrost po wyeliminowaniu Francji, to nie można odmówić im namieszania w szykach ewidentnych faworytów.

Mecz z Francją przywołano nieprzypadkowo. Podczas starcia z mistrzami świata internet obiegły zdjęcia kibica, który żywiołowo przeżywał wydarzenia na murawie Arena Nationala w Bukareszcie.

Najpierw, przy stanie 3-1 dla „Trójkolorowych” po golu Paula Pogby był załamany. Kiedy jednak w 90. minucie do bramki Francuzów trafił Seferović, zarówno on, jak i reszta kibiców wybuchnęła euforią.

Sytuacja stała się hitem, zaś on sam został nawet nagrodzony przez UEFĘ. Więcej przeczytacie TUTAJ.

Skandal

Nie da się ukryć, że praktycznie cała Europa kibicowała Danii awansu do finału Euro 2020. Po drodze musieli jednak pokonać świetnie dysponowaną defensywę Anglii. Półfinał przebiegał raczej pod dyktando Garetha Southgate’a, co nie zmienia faktu, że w dogrywce doszło do skandalu.

Każdy doskonale pamięta akcję Raheema Sterlinga, który wbiegł w pole karne Danii. Skrzydłowy nagle padł, a ujęcia z kamery nie udowadniały jednoznacznie, czy doszło do kontaktu. Wtedy do akcji wszedł VAR, który jasno wykazał, że… faulu nie było. Co jednak zrobił sędzia? Podyktował rzut karny. Na ten temat powiedziano już bardzo wiele, więc nie będziemy się zbędnie rozwodzić. Zdanie w tej sprawie, trzeba sobie wyrobić samemu.

„It’s coming to Rome” i definicja szefa

W ostatnim punkcie nie da się zawrzeć jednego elementu. Na szczególną uwagę zasługują dwaj piłkarze.

Pierwszym jest Leonardo Bonucci, który po wygranej nad Anglią dopadł do kamery i wykrzykiwał doskonale znane hasłol „It’s coming to Rome”. Chwilę wcześniej rzut karny obronił jednak Gianluigi Donnarumma, który, jak gdyby nigdy nic wstał z murawy i nawet nie świętował zwycięstwa. Obie sytuacje zasługują na szczególne wyróżnienie. Były po prostu ikoniczne.

Nowy duet komentatorski w Fifie 22?

W Fifie pojawi się nowy duet komentatorski? Niewykluczone, że Dariusz Szpakowski rozstanie się z serią EA Sports po 16 latach. Według różnych przecieków 70-latka zastąpić ma inny znany komentator i dziennikarz. 

Dariusz Szpakowski przeżywa obecnie gorszy okres. Legendarny głos z telewizora ostatecznie nie skomentował finału Euro 2020, choć pierwotnie był do niego wyznaczony. Nieznane są przyczyny takiej decyzji TVP Sport, jednak ostatecznie komentowanie ostatecznego meczu mistrzostw Europy przypadło Mateuszowi Borkowi i Kazimierzowi Węgrzynowi.

Kolejny cios?

Wiele wskazuje na to, że to nie koniec problemów Szpakowskiego. Wstępne przecieki sugerują, że 70-latek rozstanie się także z serią gier Fifa. Legendarnego komentatora zastąpić ma Tomasz Smokowski. U boku dziennikarza pozostać ma natomiast Jacek Laskowski, który z tworem EA Sports związał się w 2015 roku.

Przypomnijmy, że po raz pierwszy Dariusz Szpakowski w Fifie pojawił się w 2005 roku. Od Fify 05 nieprzerwanie przez 10 lat tworzył duet z Włodzimierzem Szaranowiczem, a następnie ze wspomnianym Laskowskim.

Wielki hejt nad reprezentacją Anglii. „Niech czekają następne 55 lat i znowu przegrają”

Reprezentacja Anglii w niedzielę przegrała po rzutach karnych z Włochami finał Euro 2020. Zawód, jaki przeżyli piłkarze Southgate’a mocno przedstawili po ceremonii dekoracji. Zachowanie „Synów Albionu” krytycznie skomentowali dziennikarze.

Choć Anglicy jako pierwsi trafili do bramki Włochów w finale mistrzostw Europy, to nie utrzymali prowadzenia. Dzięki trafieniu Bonucciego w drugiej połowie doprowadzili do remisu. Następnie doszło do dogrywki, która jednak także nie przyniosła rozstrzygnięcia.

W rzutach karnych presję lepiej znieśli Włosi. Anglicy zmarnowali aż trzy „jedenastki” z rzędu. Wcześniej Southgate wprowadził rezerwowych, specjalnie na konkurs rzutów karnych.

Nieumiejętność przegrywania

Po ostatnim gwizdku sędziego na murawie Wembley doszło do dekoracji piłkarzy. Zgodnie z tradycją jako pierwsi medale otrzymali wicemistrzowie, a więc Anglicy. Większość piłkarzy postanowiła jednak zdjąć srebrne krążki chwilę po ich otrzymaniu, co spotkało się z ogromną krytyką. Również kibice nie kryli swojego niezadowolenia.

– Obrzydliwe to ściąganie medali przez Anglików, rzucam klątwę – oby nigdy, przenigdy nic nie wygrali wielkiego z reprą! Niech czekają następne 55 lat na finał i niech znowu przegrają – skomentował brutalnie Roman Kołtoń.

https://twitter.com/KoltonRoman/status/1414347436668170247

https://twitter.com/wonderchanges/status/1414350996738805770

– Anglia tyle razy wygrała Euro co Polska, a ich piłkarze zdejmują srebrne medale? – dodał także Wojciech Piela.

https://twitter.com/WPiela96/status/1414347748850216967

– Kolejni pajace zdejmują srebrne medale z szyi tak jakby mieli ich od zaje*ania – stwierdził ostro Wojciech Kowalczyk.

https://twitter.com/W_Kowal/status/1414347029422161920

Dla reprezentacji Anglii wygranie Euro 2020 mogło być pierwszym triumfem na wielkim turnieju od 1966 roku. Wówczas wygrali mistrzostwo świata. Od tamtej pory ani razu nie sięgnęli po tytuł na mundialu czy mistrzostwach Europy.