Ojciec Casha o pomeczowym spotkaniu jego syna z Sousą: „Selekcjoner był z niego zadowolony”

W poniedziałek Matty Cash zadebiutował w wyjściowym składzie reprezentacji Polski. 24-latek opuścił boisko po słabych 45. minutach. Jego ojciec zdradził, że po meczu obrońca odbył krótką rozmowę z Paulo Sousą.

To nie tak miało wyglądać

Do poniedziałkowego spotkania z Węgrami wszyscy biało-czerwoni kibice podchodzili z lekkim niepokojem. Przed meczem pojawiła się informacja, że na boisku na pewno nie zobaczymy Roberta Lewandowskiego, Kamila Glika (obaj podjęli decyzję wspólnie z selekcjonerem) oraz Grzegorza Krychowiaka (przekroczony limit kartek). Niby mieliśmy zapewnioną dalszą grę w eliminacjach, a nawet matematyczne szanse na bezpośredni awans z pierwszego miejsca, jednak każdy wiedział, że 3 punkty dadzą nam rozstawienie w barażach.

Niestety, spełnił się najczarniejszy scenariusz. Reprezentacja Polski przegrała to spotkanie 1:2 i znajduje się w bardzo niepewnej sytuacji. We wtorek biało-czerwoni muszą liczyć na zwycięstwa Belgii, Czarnogóry i Holandii.

Kasa się zgadza

Jednym z niewielu pozytywów poniedziałkowego wieczoru był debiut „Mateusza Gotówki” w pierwszej jedenastce. Cezary Kulesza zaprosił na to wydarzenie najbliższą rodzinę zawodnika Aston Villi. W loży VIP Stadionu Narodowego pojawili się m.in. mama, tata, brat oraz ciocia reprezentanta. Niestety nie może zaliczyć tego spotkania do udanych. 24-latek pod koniec pierwszej połowy dość ostro potraktował jednego z rywali, za co obejrzał żółty kartonik. Na drugie 45 minut już nie wyszedł.

W rozmowie z portalem Sport.pl Stuart Cash, były piłkarz m.in. Chesterfield, a także ojciec Matty’ego; zdradził swoje odczucia w stosunku do debiutu syna.

– Jestem nieco rozczarowany, po pierwsze dlatego, że Polska ten mecz przegrała. Każdy zawsze chce wygrywać i to jest normalne. Co do Matty’ego, to wiem, że trener wprowadzał go do kadry stopniowo, by nieco zniwelować presję, która zwykle towarzyszy debiutowi w pierwszym składzie, szczególnie przed własną publicznością – zaczął.

– To było też jego pierwsze powołanie. Myślę, że z każdym kolejnym meczem będzie lepiej rozumiał się na boisku z kolegami, będzie dokładniej wypełniał założenia trenera. Oczywiście jestem trochę rozczarowany jego kartką. Selekcjoner podjął zrozumiałą decyzję, by zdjąć go po niej z boiska i nie wpuścił na drugą połowę, kiedy dokonał w składzie kilku zmian – dodał 56-latek.

Po spotkaniu cała rodzina udała się wraz z Mattym do hotelu, w którym przebywała kadra.

– On oczywiście też był trochę rozczarowany i smutny, szczególnie że Polska ostatecznie to spotkanie przegrała. Matty zdaje sobie sprawę, że to nie była najlepsza pierwsza połowa meczu, ale i takie w futbolu się zdarzają. Trzeba dalej pracować, by następnym razem było lepiej. Wierzę, ze tak będzie. Rejestrowaliśmy sobie grę Matty’ego podczas tego meczu, obejrzymy to na spokojnie i przeanalizujemy. Matty do domu wraca jednak z ważnymi doświadczeniami, widziałem cały czas, jak się emocjonował, wiedział, że to było prestiżowe spotkanie, był dumny, że mógł w nim wystąpić – zdradził Stuart Cash.

– Matty chwilę z Paulo Sousą porozmawiał. Selekcjoner powiedział, że był z niego zadowolony. Że zdaje sobie sprawę, że wiele rzeczy było tu dla niego nowych. Przekazał, że jest przekonany, że dużo łatwiej będzie mu przy kolejnym powołaniu. Że Matty ma umiejętności, by grać na wysokim poziomie i on na nie liczy. Dodał, że to doświadczenie, które teraz zebrał, było bardzo ważne, szczególnie że w marcu Polskę czekają baraże. Wtedy presja będzie olbrzymia –zdradził.

Rodzina Cashów przyleciała do Warszawy już w sobotę. Przez weekend zdążyli zobaczyć w stolicy kilka atrakcji, a były gracz Chesterfield zapowiedział, że chciałby w przyszłości ponownie odwiedzić Polskę.

– Zwiedziliśmy miasto, byliśmy w tradycyjnej polskiej restauracji, byliśmy w kościele, w muzeum, pochodziliśmy po Starym Mieście, zwiedziliśmy ile się da – relacjonował. –  Warszawa bardzo nam się spodobała. Niesamowite wrażenie zrobił też na nas Stadion Narodowy. Tak jak w Premier League, jego trybuny są blisko boiska. Podziwiałem też polskich kibiców pełnych pasji i znakomicie dopingujących reprezentację. To były dla nas bardzo emocjonalne chwile, szczególnie podczas polskiego hymnu. Jako tata byłem wtedy dumny z syna. Jako jego rodzina chcielibyśmy przeżywać takie piękne momenty częściej – powiedział Stuart Cash.

– – Teraz mogliśmy tu przyjechać właściwie tylko na weekend, ale w wakacje, gdy będziemy mieć więcej wolnego czasu, przylecimy do Polski na dłużej. Chcemy zwiedzić inne miasta, m.in. Kraków – zakończył 56-latek.

Paulo Sousa pożegna się z reprezentacją Polski? Otoczenie Kuleszy chce zwolnienia selekcjonera

Zaskakujące doniesienia donoszą dziennikarze portalu „sport.pl”. Według przekazanych przez nich informacji wynika, że Cezary Kulesza mocno zastanawia się nad przyszłością Paulo Sousy jako selekcjonera reprezentacji Polski. Ponadto dowiadujemy się, że osoby z otoczenia prezesa PZPN bezpośrednio po meczu z Węgrami domagały się zwolnienia Portugalczyka.

Za nami europejskie kwalifikacje do Mistrzostw Świata 2022. Reprezentacja Polski zajęła w swojej grupie drugie miejsce, dzięki czemu o awans na Mundial powalczy w marcowych barażach. Wcześniej Cezary Kulesza zapowiadał, że dopóki Biało-Czerwoni walczą o bilet na MŚ, to reprezentację będzie prowadził Paulo Sousa. Jak się jednak okazuje, na tę chwilę nic nie jest pewne.

Kulesza zmieni zdanie?

Poniedziałkowa porażka z Węgrami odbiła się w naszym kraju ogromnym echem głównie z powodu zaskakujących decyzji Paulo Sousy. Portugalski szkoleniowiec zdecydował się wystawić do boju dość mocno rezerwowy skład, który okazał się zbyt słaby na Węgrów. Po wczorajszej porażce szanse Polaków na rozstawienie w barażach drastycznie zmalały.

– Nadal jesteśmy w trakcie eliminacji. Mówiłem to wielokrotnie: trener ma jasny cel, czyli awans na mistrzostwa świata. A szans na awans jeszcze nie straciliśmy. Jest trudny moment, ale powinniśmy skupiać się tylko na meczach barażowych – mówił po meczu z Węgrami Cezary Kulesza.

Otoczenie prezesa chce zwolnienia

Dziennikarze portalu „sport.pl” przekazali najnowsze informacje ws. dalszej przyszłości Paulo Sousy. Według doniesień Cezary Kulesza miał być rozczarowany wczorajszymi decyzjami portugalskiego selekcjonera. Osoby z otoczenia Kuleszy miały na niego naciskać, by ten podziękował za współpracę Portugalczykowi.

– Prezes Kulesza ma wiele wątpliwości i już po spotkaniu nasłuchał się z ust wielu osób z otoczenia, że powinien wyrzucić Sousę. Czy to zrobi? Należy się spodziewać, że raczej nie. Po pierwsze – musiałby z kasy związku wypłacić Portugalczykowi i całemu jego sztabowi ogromne odszkodowanie. Po drugie – musiałby mieć pewnego kandydata na jego następcę. Obie kwestie są sporym problemem, gdyż po udanym wrześniu i październiku nikt w związku zupełnie się nie spodziewał porażki z Węgrami w takim stylu i takich okolicznościach – czytamy.

–  Prezes PZPN-u jest bardzo rozgoryczony tym, co wydarzyło się na Stadionie Narodowym. Kulesza uważa, że Paulo Sousa w swoich autorskich pomysłach posunął się o jeden most za daleko. Prezes związku zupełnie nie rozumie tego, że w meczu eliminacyjnym (który nie był bez stawki, bo decydował o rozstawieniu w barażach) selekcjoner zdecydował się świadomie osłabić zespół. A skoro to zrobił, to właśnie on jest odpowiedzialny za to, że tego spotkania Polacy nawet nie zremisowali i niemal na pewno (bo jeszcze w środowych meczach może dojść do cudu) bardzo utrudnili sobie awans na mistrzostwa świata – napisano dalej.

źródło: sport.pl

Jan Tomaszewski uderza w Lewandowskiego i Sousę. „Jako kapitan pierwszy opuszcza statek”

Reprezentacja Polski przegrała z Węgrami (1-2) ostatni mecz eliminacji mistrzostw świata i skomplikowała swoją sytuację przed barażami. W wyniku porażki „Biało-Czerwoni” mają tylko matematyczne szanse na rozstawienie w batalii o wyjazd do Kataru. Jan Tomaszewski ostro skrytykował decyzje podjęte przez Paulo Sousę oraz postawę… Roberta Lewandowskiego. 

W poniedziałek raczej mało kto spodziewał się wygranej Węgrów na PGE Narodowym. Nawet po ogłoszeniu przez „Łączy nas Piłka”, że Polska zagra bez Roberta Lewandowskiego i Kamila Glika w narodzie nie brakowało entuzjazmu, chociaż… już wtedy pojawiały się głosy, że nieobecność liderów na takie spotkanie, gdzie walczymy o rozstawienie to nieporozumienie.

Krytyka Lewandowskiego

Podobnego zdania jest także Jan Tomaszewski. Były bramkarz reprezentacji Polski w rozmowie z „Super Expressem” zdecydował się otwarcie uderzyć w napastnika Bayernu Monachium.

– Po raz pierwszy występuję przeciwko Robertowi. To, co on zrobił, jest nie do pomyślenia. Ja do dziś nie wierzę, że on podjął taką decyzję, być może są tam inne zakulisowe sprawy. Jako kapitan był do tej pory fenomenalny i nagle on pierwszy opuszcza statek! – krytykował Tomaszewski.

– Jeśli Sousa twierdzi, że nie wystawiłby Lewandowskiego, bo oszczędza go, ponieważ w piątek jest mecz z Augsburgiem, to ja nie wiem, czy on jest selekcjonerem reprezentacji Polski, czy asystentem trenera w Bayernie. Co mnie to obchodzi? Poza tym Robert i wszyscy piłkarze mówią, że gra dla ojczyzny jest najważniejszą grą każdego człowieka – zaznaczył.

Kilka dni temu Robert Lewandowski poparł Sousę w kwestii szkolenia w Polsce. Portugalczyk stwierdził, że piłka nożna w naszym kraju potrzebuje gruntownych reform. 33-latek zgodził się z selekcjonerem, twierdząc, że nie widzi „światełka w tunelu”, co spotkało się z odpowiedzią Zbigniewa Bońka.

Boniek odpiera zarzuty Lewandowskiego. „Robert nic nie wie na temat szkolenia w Polsce”

W podobnym tonie wypowiedział się również Tomaszewski.

– W pewnym momencie Robert poparł pana Portugalczyka, który skrytykował system szkolenia młodzieży w Polsce. Na jakiej podstawie? Roberta nie ma 10 lat w Polsce. Ja twierdzę, że system szkolenia w Polsce jest obecnie jednym z najlepszych w Europie – ocenił.

Resztę rozmowy z Janem Tomaszewskim znajdziecie na „Super Express”.

Romeo Jozak uderza w byłego piłkarza Legii. „To człowiek, który czuł się ważniejszy od całego klubu”

Romeo Jozak w przeszłości był związany z Legią Warszawa. Szkoleniowiec prowadził mistrzów Polski w sezonie 2017/18, lecz zwolniono go jeszcze przed końcem rozgrywek. W rozmowie z „TVP Sport” wrócił do tamtego okresu. Wskazał między innymi zawodnika, który zdecydowanie wcześniej powinien opuścić Łazienkowską. 

Chorwat obecnie pełni drużynę dyrektora technicznego Arabii Saudyjskiej. Legię w sezonie 2017/18 poprowadził łącznie w 27 meczach. Wygrał 16 z nich, 3 zremisował, natomiast 8 przegrał. Odszedł przed końcem sezonu, zaś „Wojskowi” wygrali wówczas dublet, pod wodzą Deana Klafuricia.

Nie ma żalu

Po latach Chorwat wrócił do swojej przygody w Warszawie. W rozmowie z Piotrem Kamienieckim z „TVP Sport” przyznał, że była to dla niego świetna sprawa przejąć tak uznany klub. Jednocześnie szkoleniowiec podkreślił, że rozumie, dlaczego podjęto decyzję o jego zwolnieniu.

– Jestem szczęśliwym człowiekiem. Legia jest dla mnie niczym pierwszy pocałunek z pierwszą dziewczyną. To etap, którego nie da się zapomnieć i zawsze będę czerpał doświadczenia z tego okresu. Skończyło się zwolnieniem, choć zrozumiałem tę decyzję – przyznał.

Legia miała swojego Messiego

Jozak dodał, że w jego drużynie miał osoba, która powinna szybciej opuścić klub. 49-latek miał na myśli Michała Kucharczyka. W jego opinii skrzydłowy zachowywał się tak, jak Leo Messi w Barcelonie.

– Zdecydowanie wcześniej pożegnałbym Michała Kucharczyka. Powinien odejść po rundzie jesiennej. Wiele mogłoby się potoczyć wtedy inaczej. To człowiek, który czuł się ważniejszy od całego klubu. Niczym Leo Messi w Barcelonie – stwierdził.

– Wiem już, że zarządzanie ludźmi jest kluczowe w dużych klubach. Relacje ze wspomnianym piłkarzem były punktem zwrotnym w trakcie mojego pobytu w Warszawie. Czuł się silniejszy i istotniejszy ode mnie, ale też od Legii. Wszyscy wiedzieli, kto wynosi informacje. Nie mówiłem o tym wcześniej, ale była grupa, która decydowała się na takie zachowania. Nie powinno do tego dochodzić, tak jak nikt nie może być ponad klubem – podsumował Chorwat.

Złe wieści dla reprezentacji Polski. Walia może zepchnąć nas z rozstawienia w barażach

Reprezentacja Polski na własne życzenie skomplikowała sobie sytuację przed barażami o mistrzostwa świata. „Biało-Czerwoni” przegrali w poniedziałek z Węgrami i teraz, aby być rozstawieni podczas losowania, muszą oglądać się na inne drużyny. Jednym z warunków jest porażka Walii z Belgią, jednak okazuje się, że nie jest to takie oczywiste. 

Wtorkowe rozstrzygnięcia będą znaczące dla reprezentacji Polski. Od dzisiejszych wyników zależy to, czy w barażach o wyjazd na mundial w Katarze będziemy rozstawieni. Do takich kalkulacji nie doszłoby, gdyby nasi kadrowicze wygrali z Węgrami na PGE Narodowym. Niestety ulegli jednak rywalom 1-2.

Belgowie na naszą niekorzyść

Abyśmy byli rozstawieni muszą zostać spełnione określone warunki. Jednym z nich jest wygrana Walii w meczu z wyżej notowaną Belgią. Na papierze wydaje się, że wynik można z góry określić. Na naszą niekorzyść w barwach „Czerwonych Diabłów” nie zagra wielu kluczowych zawodników.

Roberto Martinez, selekcjoner Belgów zamierza bowiem zagrać w Cardiff rezerwowym składem. Tamtejsza federacja ogłosiła kadrę, która wyjechała na mecz z Walią. Na liście brakuje między innymi: Edena Hazarda, Thibauta Courtois, Thomasa Vermaelena i Tobiego Alderweirelda. Poza tym od pierwszych minut nie zagrają Youri Tielemans oraz Kevin de Bruyne. Także Romelu Lukaku opuści spotkanie ze względu na kontuzję.

Hiszpańskie media podają natomiast, że w barwach drużyny z Wysp nie zagra Gareth Bale. Lider Walijczyków nabawił się bowiem kontuzji mięśniowej.

Jest to fatalna wiadomość dla reprezentacji Polski. Walii wystarczy zaledwie jeden punkt, aby zająć nasze miejsce w gronie drużyn rozstawionych w barażach o wyjazd na mistrzostwa świata.

Tragiczny koniec roku reprezentacji Polski. Paulo Sousa podjął dziwne decyzje [PRZEMYŚLENIA]

Ostatni mecz kadry w 2021 roku za nami, eliminacje mistrzostw świata, a przynajmniej faza grupowa, także. Polacy, niestety, przegrali spotkanie z Węgrami (1-2) na PGE Narodowym po bardzo, bardzo kiepskim występie. Mało tego, przegrali spotkanie, które może finalnie przesądzić o tym, na kogo trafimy w barażach. Co zawiniło? Kogo właściwie można obarczyć winą i czy zawiedli poszczególnie gracze, cała drużyna czy może Paulo Sousa? 

Na początek warto zauważyć, że decyzje podjęte przed rywalizacją z Węgrami, należały do tych z kategorii „bardzo dziwnych”. Na trybunach Stadionu Narodowego spotkałem się ze znajomym dziennikarzem. Zapytał mnie wówczas, dlaczego właściwie Lewandowski nie znalazł się nawet kadrze meczowej, podczasy gdy ze zdecydowanie niżej notowaną Andorą zagrał 90. minut. I na to pytanie nie umiem znaleźć odpowiedzi.

Czy Andora na własnym terenie rzeczywiście byłaby tak trudnym rywalem, że musieliśmy posyłać do boju nasz wyjściowy skład? A nawet jeśli, to czemu przy prowadzeniu 3-1 Lewandowski nie opuścił murawy? Kapitan „Biało-Czerwonych” zagrał całe spotkanie, a ostatnie 30 minut graliśmy trójką w ataku, z Milikiem i Piątkiem, ustawionymi przed „Lewym”.

Gdyby Sousa zdjął w 60. minucie Lewandowskiego i wprowadził za niego Piątka (robiąc zmianę 1:1), to być może z Węgrami mógłby zagrać, chociaż te pół godziny w drugiej połowie. Kto wie, czy takie rozwiązanie nie zmieniłoby ostatecznego rozstrzygnięcia.

Tymoteusz Puchacz, aka „człowiek wrzutka”

Odchodząc jednak od dywagacji na temat Lewandowskiego, warto pochylić się nad grą Tymoteusza Puchacza. Nie zliczę, ile razy łapałem się za głowę, widząc kolejny rajd i nieudolną wrzutkę piłkarza Unionu Berlin. Wrzutkę, albo niecelne podanie, bo właściwie taki repertuar zapodał kibicom na Narodowym w poniedziałek.

Ale to jeszcze jakoś można mu wybaczyć. Jest młody, dynamiczny, ma zdrowie do biegania. OK. Czarę goryczy przelało jednak jego zachowanie przy drugiej bramce dla Węgrów.

Pomijając fakt, jaką dziurę zostawiła nasza pomoc (do tego jeszcze wrócę) w środku pola i przed polem karnym, to Puchacz zachował się po prostu fatalnie. Na pewno kojarzycie sytuację z meczu na Euro ze Szwecją, kiedy to Przemysław Płacheta wracał truchtem za atakującymi Szwedami. Powiedzieć, że miałem flashbacki z tej sytuacji wczoraj, to jak nic nie powiedzieć. Mało tego, Puchacz na koniec miał jeszcze pretensje do kolegów za straconego gola.

Zresztą przy pierwszej bramce też należy się go czepiać. W końcu to Puchacz trącił piłkę tak, że spadł idealnie na głowę Andrasa Schafera.

Ale żeby być sprawiedliwym, trzeba nadmienić, że chyba żaden z naszych obrońców nie zaliczył udanego występu. Zarówno Dawidowicz, jak i Kędziora mieli momenty mocno elektryczne. Matty Cash również się do tego grona wpisał, choć on rzeczywiście próbował, mimo że często na jego plecach znajdowało się dwóch-trzech rywali.

Nauczymy się grać piłką

Odbiegając od defensywy, jestem wprost przerażony naszą bezradnością w środku pola. W poniedziałek nie było żadnego lidera, który wziąłby na siebie ciężar rozgrywania piłki, konstruowania akcji. Na początku próbował Jakub Moder, ale ostatecznie przygasł. Przez pierwsze kilka minut próbował Mateusz Klich, ale przygasł. Wejście Piotra Zielińskiego na drugą połowę nieco ożywiło grę, aczkolwiek i on w pojedynkę nie był w stanie przebić węgierskiego muru.

Znowu brakowało nam takiej zadziorności, zbierania drugich piłek, walki o pozycję. A przecież nasi kadrowicze pokazali, że to potrafią, chociażby w meczu z Anglią czy Hiszpanią. Z Węgrami tego jednak zabrakło.

Jeden pozytyw

Być może robię to na siłę, aczkolwiek nie wyobrażam sobie nie wspomnieć o Karolu Świderskim. Napastnik PAOK-u chyba jako jedyny na PGE Narodowym zaprezentował się z bardzo dobrej strony. Zebrał sporo fauli na sobie, kilka razy odważnie doskakiwał do rywali, stwarzając potencjalne zagrożenie. Fajnie wyglądało też jego cofanie się do drugiej linii, aby wesprzeć pomocnik w rozgrywaniu.

Będąc szczerym „Świder” podobał mi się od pierwszych minut. Na bramkę, która dała nam chwilowy remis, po prostu sobie zasłużył, jak nikt inny. Dla mnie był to zdecydowanie najjaśniejszy punkt reprezentacji Polski.

Ostra dyskusja między Najmanem a Stanowskim po meczu Polska-Węgry. „Kim ty jesteś, by zabierać głos?”

Mecz Polska-Węgry wywołał masę dyskusji w mediach społecznościowych. Na Twitterze ponownie doszło do wymiany zdań pomiędzy Krzysztofem Stanowskim a Marcinem Najmanem. O czym tym razem pisali obaj panowie?

Mało kto się spodziewał, że w takim stylu zakończymy eliminacje do Mistrzostw Świata 2022. W poniedziałek na zakończenie grupowej rywalizacji reprezentacja Polski poległa w starciu z niżej notowaną reprezentacją Węgier 1:2. Mimo to Biało-Czerwoni zagrają w marcu w barażach, a stawką rywalizacji będzie Mundial w Katarze.

Dyskusja na Twitterze

Po meczu wylała się fala krytyki zarówno w stronę Paulo Susy, jak i w stronę naszych reprezentantów. Swoje „trzy grosze” nt. meczu dorzucił Krzysztof Stanowski. Niedługo później dziennikarzowi odpisał Marcin Najman, który nie przebierał w słowach. Zresztą zobaczcie sami.

Tymoteusz Puchacz skomentował porażkę z Węgrami. „Tak to już jest w tej branży…”

Tymoteusz Puchacz zamieścił wpis na Instagramie, w którym podsumował to, co wydarzyło się wczoraj na boisku. Piłkarz Unionu Berlin przyznał się do błędów, a także podziękował tym, którzy okazali mu wsparcie.

Zapewnione baraże

Zakończyły się eliminacje do Mistrzostw Świata 2020. W ostatnim meczu grupowym reprezentacja Polska zawiodła na całej linii i przegrała z reprezentacją Węgier 1:2. Mimo to Biało-Czerwoni i tak zdołali awansować do baraży, które odbędą się w marcu. Ucierpiała jednak atmosfera wokół reprezentacji, gdyż z wczorajszego meczu ciężko jest wyciągnąć jakiekolwiek pozytywy.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Cezary Kulesza podsumował spotkanie z Węgrami. „Utrudniliśmy sobie drogę na mundial”

Pomeczowa krytyka

Po meczu z Węgrami mocno oberwało się Paulo Sousie, który postanowił wystawić wczoraj dość mocno odmieniony skład. Nie ma co jedna zrzucać całej winy na selekcjonera, gdyż wczoraj kilku piłkarzy – delikatnie mówiąc – się nie popisało. Jednym z taki zawodników był bez wątpienia Tymoteusz Puchacz, który poważnie zawinił przy utracie pierwszej bramki.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Porażka reprezentacji Polski na koniec eliminacji. Kilku zawodników dziś zawiodło [OCENY]

Wpis Puchacza

We wtorkowy poranek, kiedy emocje już nieco opadły, Tymoteusz Puchacz zamieścił wpis na Instagramie. Obrońca reprezentacja Polski przyznał się do popełnionych błędów, podziękował prawdziwym kibicom i najbliższym, a do tego zapowiedział, że on i jego koledzy zrobią wszystko, by awansować na Mundial.

– Zagraliśmy źle, popełniliśmy błędy, ja popełniłem błędy. Kluczowe błędy dla wyniku spotkania. Wiadomo, że teraz jestem najgorszy, nie umiem bronić i w ogóle nie umiem grać w piłkę. Tak to już jest w tej branży, że dziś się nie nadajesz, a za tydzień wszyscy Cię klepią po plecach – rozpoczął Tymoteusz Puchacz.

– W tej sytuacji chciałbym podziękować szczególnie prawdziwym. Prawdziwym ludziom, prawdziwym kibicom reprezentacji, którzy są na dobre i na złe. Możecie komentować, pisać artykuły jak bardzo się nie nadaje, jak bardzo słaby jestem nie grając w Bundeslidze. W wielu miejscach w których się znalazłem mnie nie widzieliście. W wielu miejscach w których mnie nie widzicie się znajdę – przekazał reprezentant Polski.

– Nie chce współczucia ani słów wsparcia, wchłonę wszystko i zamienię w siłę. Dziękuje moim bliskim, rodzinie i Bogu. Oni są ze mna na dobre i na złe. Zrobimy wszystko żeby Polska awansowała na mundial – zakończył.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Tymoteusz Puchacz (@puszka.27)

Cezary Kulesza podsumował spotkanie z Węgrami. „Utrudniliśmy sobie drogę na mundial”

Cezary Kulesza udzielił wywiadu Sebastianowi Staszewskiemu z portalu Interia Sport. Prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej podsumował poniedziałkowe spotkanie biało-czerwonych z Węgrami (1:2).

Zmiany Sousy

Selekcjoner reprezentacji Polski postanowił zrobić eksperyment w meczu z Węgrami. Na ławce usiedli Robert Lewandowski i Kamil Glik. Absencja drugiego z nich była wytłumaczalna, ponieważ piłkarz Benevento był zagrożony zawieszeniem za żółte kartki, co mogłoby się negatywnie odbić na barażach. Powodem nieobecności „Lewego” miał być odpoczynek w napiętym kalendarzu. Swoją teorię w sprawie absencji kapitana reprezentacji Polski przedstawił selekcjoner reprezentacji Węgier. Marco Rossi uważa, że to Bayern wymusił takie posunięcie.

Ocena prezesa

Cezary Kulesza w rozmowie z Sebastianem Staszewskim z portalu Interia Sport podsumował poniedziałkowe spotkanie z Węgrami. Prezes PZPN uważa, że zmiany Paulo Sousy się nie opłaciły, przez co utrudniliśmy sobie drogę do mundialu.

– Selekcjoner miał prawo podjąć ryzyko, chociaż wiemy już, że się ono nie opłaciło. Po pierwsze zagraliśmy słabo, a po drugie porażką z Węgrami mocno utrudniliśmy sobie drogę na mistrzostwa świata – powiedział Cezary Kulesza.

– Nadal jesteśmy w trakcie eliminacji. Mówiłem to wielokrotnie: trener ma jasny cel, czyli awans na mistrzostwa świata. A szans na awans jeszcze nie straciliśmy. Jest trudny moment, ale powinniśmy skupiać się tylko na meczach barażowych – dodał prezes PZPN.

– Myślę, że mieliśmy niełatwą grupę, w której poradziliśmy sobie solidnie. Szkoda tylko tej ostatniej porażki. Gdybyśmy wygrali, na losowanie baraży czekalibyśmy w całkiem innych nastrojach – zakończył.

Źródło: Interia Sport

Selekcjoner Węgrów o absencji Lewandowskiego. „Uważam, że Bayern wywarł presję na polskiej kadrze”

Selekcjoner reprezentacji Węgier podsumował spotkanie z Polską. Goście pokonali biało-czerwonych 2:1, a Marco Rossi był zachwycony atmosferą panującą na PGE Narodowym. Włoch przedstawił również swoją teorię na temat absencji Roberta Lewandowskiego.

Świetna atmosfera na Narodowym

Węgrzy pokonali reprezentację Polski po kiepskim meczu. Biało-czerwoni będą musieli liczyć na szczęście, aby zostać rozstawionym w barażach do mundialu w Katarze. Marco Rossi podsumował spotkanie, w wywiadzie przyznał, że atmosfera na stadionie była fenomenalna.

– Miałem na ławce szalik z napisem w dwóch językach: polskim i węgierskim. Była na nim wzmianka o przyjaźni między Polakami i Węgrami. Szalik dostałem od polskich kibiców. Byłoby fajnie, gdyby na każdym meczu panowała taka atmosfera. To było coś fenomenalnego, gdy odegrano nasz hymn i cały stadion bił brawo. Bardzo dziękuję za to polskim fanom – powiedział Marco Rossi.

Dlaczego nie zagrał Lewandowski? Rossi ma na to teorię

Z nieznanych przyczyn Paulo Sousa pozwolił Robertowi Lewandowskiemu na odpoczynek w poniedziałkowym meczu. Wielu kibiców nie rozumiało tej decyzji, jednak selekcjoner reprezentacji Węgier miał na to swoją teorię.

– Myślę, że Lewandowski nie zagrał z nami z tego samego powodu, z którym i ja miałem do czynienia. Niemieckie kluby żądają, by ich piłkarze odpuszczali niektóre mecze. Uważam, że Bayern wywarł presję na polskiej kadrze, by Lewandowski nie wystąpił. Ta decyzja zapadła z inicjatywy klubu – ocenił włoski trener.

Źródło: Weszło

Kędziora zabrał głos po meczu z Węgrami. „Gwizdy były uzasadnione”

Reprezentacja Węgier pokonała Polskę 2:1. Biało-czerwoni zeszli z boiska, słuchając gwizdów z trybun PGE Narodowego. Tomasz Kędziora podsumował spotkanie na antenie TVP Sport. Wychowanek Lecha Poznań uważa, że zachowanie kibiców było uzasadnione.

Kędziora rozumie zachowanie fanów z Narodowego

– Gwizdy były uzasadnione. Straciliśmy bramkę z jednej sytuacji w pierwszej połowie. Szkoda, bo Węgrzy nie stworzyli żadnych innych, tylko mieli ten stały fragment. My mieliśmy trochę lepsze okazje do strzelenia bramki. W drugiej połowie strzeliliśmy na 1:1, myśleliśmy, że pójdziemy za ciosem, a to węgierska drużyna trafiła do siatki. Chcieliśmy strzelić drugą bramkę, a straciliśmy i przegraliśmy – ocenił obrońca Dynama Kijów.

Chcieli się pokazać

Reprezentant Polski dodał, że eksperymentalny skład chciał się pokazać z jak najlepszej strony, mimo braku najlepszego piłkarza na świecie i bardzo dobrego, doświadczonego obrońcy, jakim jest Kamil Glik.

Źródło: TVP Sport, Meczyki.pl

Brak krycia, a potem bezradne machanie. Kamery złapały reakcję Puchacza na drugiego gola Węgrów [WIDEO]

Polska przegrała z Węgrami 1:2. Dla Tymoteusza Puchacza to nie było najlepsze spotkanie, oprócz nieudanych dośrodkowań piłkarz Unionu miał spory udział przy dwóch bramkach dla przyjezdnych.

Strata finansowa i brak rozstawienia

Porażka reprezentacji Polski może być bardzo kosztowna, ponieważ biało-czerwoni mogą stracić z tego tytułu rozstawienie w marcowych barażach o MŚ w Katarze. Oprócz tego Polacy mogą stracić około 15 mln złotych przez brak sprzedaży biletów.

Słaby występ Puchacza

W tym jakże ważnym meczu zawiodło wielu zawodników reprezentacji Polski. Jednym z nich był Tymoteusz Puchacz, który był zamieszany w utratę dwóch bramek. Przy pierwszym golu „Puszka” zgrał piłkę głową po stałym fragmencie gry, jednak jego zagranie wykorzystał Schafer i pokonał Szczęsnego.

Przy drugiej bramce kamery wychwyciły zachowanie Tymoteusza Puchacza, który całkowicie odpuścił pilnowanie Tamasa Kissa, który chwilę później zaliczył asystę. Na koniec piłkarz Unionu Berlin tylko bezradnie pomachał rękoma.

Źródło: TVP Sport

Porażka reprezentacji Polski na koniec eliminacji. Kilku zawodników dziś zawiodło [OCENY]

Nie tak wyobrażaliśmy sobie koniec eliminacji do Mistrzostw Świata w wykonaniu reprezentacji Polski. W ostatnim meczu grupy „I” Biało-Czerwoni polegli na własnym obiekcie z reprezentacją Węgier 1:2.

Do poniedziałkowego starcia reprezentacja Polski przystępowała w nieco zmienionym składzie. Mając na uwadze pewną grę w barażach, Paulo Sousa posadził na ławce m.in. Piotra Zielińskiego. Z kolei Kamil Glik oraz Robert Lewandowski otrzymali dziś wolne od selekcjonera.

Przez większość meczu to raczej Biało-Czerwoni byli stroną przeważającą. Niestety na niewiele się to zdało, gdyż skuteczniejsi tego dnia byli niestety Węgrzy. Strzelanie rozpoczęło się od głupio straconej bramki w 37. minucie meczu, kiedy Tymoteusz Puchacz zgrał piłkę głową do jednego z rywali, a ten nie miał do zrobienia nic innego jak po prostu wpakować futbolówkę do siatki. Na wyrównanie musieliśmy czekać do drugiej połowy, kiedy po lekkim zamieszaniu w polu karnym gola głową zdobył niezawodny Karol Świderski. Niestety, ale w 80. minucie meczu bramkę na 2:1 dla naszych rywali zdobył Daniel Gazdag i takim też wynikiem zakończyło się poniedziałkowe starcie.

Wojciech Szczęsny (4)

Niestety, nie pomógł przy żadnej ze straconych bramek, choć ciężko go za cokolwiek winić. Przy pierwszym golu dla Węgrów z pewnością najbardziej zaskoczyło go zgranie piłki przez Tymoteusza Puchacza. Przy drugiej bramce nie miał w zasadzie nic do powiedzenia. W całym meczu zanotował dwie interwencje. Szczególnie efektowna była ta z 53. minuty meczu, kiedy wyciągnął się jak struna po strzale jednego z Węgrów. W drugiej połowie niebezpiecznie wyszedł poza pole karne, co mogło skończyć się naprawdę źle.

Tomasz Kędziora (6)

Bardzo solidny występ obrońcy Dynama Kijów, szczególnie dobrze wyglądała jego gra w defensywie. Co prawda 27-latek nie ustrzegł się błędów, jednak żaden z nich nie był na tyle poważny, by bezpośrednio doprowadzić do utraty bramki. Na przestrzeni całego meczu skuteczność jego podań wyniosła 95%, z czego aż 10-krotnie zagrywał długą piłkę i aż 9 razy trafiała ona do adresata. Na duży plus trzy wygrane pojedynki w powietrzu z trzech jakie stoczył. Na tle trójki środkowych obrońców zanotował najwięcej wślizgów oraz przechwytów.

Jan Bednarek (5,5)

Pod nieobecność Kamila Glika wydawało się, że to on przejął rolę lidera defensywy. Przy bramce na 0:1 ciężko go za cokolwiek winić, jednak przy golu na 1:2 mógł zrobić zdecydowanie więcej. Mimo że nie zanotował asysty, to odegrał znaczącą rolę przy bramce Karola Świderskiego. Obrońca Southampton zresztą sam mógł zdobyć gola, gdyż w 19. minucie meczu dobrze dograł do niego piłkę Krzysztof Piątek.

Paweł Dawidowicz (6,5)

Przymiotniki, które jako pierwsze przychodzą nam do głowy przy tym nazwisku to „pewny” i „solidny”. W defensywie nie dopuścił się dziś żadnych rażących błędów. W pierwszej połowie bardzo często musiał asekurować Matty’ego Casha, który grał dziś bardzo ofensywanie. Jeśli jednak chodzi o ofensywę, to Dawidowicz przyzwyczaił już nas, że nie możemy od niego oczekiwać samotnych rajdów z piłką pod pole karne rywala. Warto jednak odnotować, że Paweł zaliczył dziś najwięcej kluczowych podań (2) w całej naszej reprezentacji.

Tymoteusz Puchacz (2,5)

Tymek jak to Tymek… Piłkarz Unionu Berlin już nas przyzwyczaił, że robi dużo szumu w ofensywie, jednak nie zawsze przekłada się to na konkrety, podobnie było i dziś. Węgrzy często nie nadążali za Puchaczem, przez co kilkukrotnie oberwały jego nogi. Do poprawy wciąż pozostają dośrodkowania, dziś było ich w sumie 5, z czego zaledwie jedno dotarło do kolegi z zespołu. Około 30. minuty w odstępie kilkudziesięciu sekund dwukrotnie niecelnie dogrywał w pole karne, najpierw kopnął piłkę zbyt lekko, chwilę później… zbyt mocno. Nie można zapomnieć o fatalnym zachowaniu przy bramce na 0:1. Naprawdę nie wiemy, jak Wam to opisać, więc najlepiej to zobaczyć samemu.

Matty Cash (2)

Z pewnością nie taki początek w biało-czerwonych barwach wymarzył sobie Matty Cash. Drugi występ Casha w reprezentacji Polski, pierwszy w wyjściowym składzie. Koledzy często go szukali i starali się przeprowadzać akcje głównie prawą stroną boiska. W pierwszej połowie tylko Puchacz i Moder mieli więcej kontaktów z piłką od Matty’ego. 24-latek grał bardzo ofensywnie, często znajdował się w polu karnym rywala, przez co w obronie czasami występowały luki na jego pozycji. Niestety, ale dziś wystąpił u niego syndrom Tymoteusza Puchacza – Matty Cash był aktywny pod bramką rywala, jednak nie wiele z tego wynikało. Paulo Sousa zmienił go już w przerwie.

Mateusz Klich (6,5)

Naszym zdaniem najlepszy ze środkowych pomocników. Był pod grą, starał się brać na siebie ciężar rozgrywania akcji, o czym świadczy liczba kontaktów z piłką, która wyniosła 74, ponad dwa razy więcej od Jakuba Modera. Czasami brakowało jednak efektu zaskoczenia i podjęcia próby niekonwencjonalnych zagrań. Na duży minus głupia żółta kartka, która wyklucza go z udziału w pierwszym meczu barażowym.

Karol Linetty (5,5)

Najniżej ustawiony środkowy pomocnik spośród tych, którzy wyszli dziś w wyjściowym składzie. Z tego też powodu nie zdołał pokazać się bardziej w ofensywie. Ciężar rozgrywania akcji częściej brali dziś na siebie Moder i Klich. Aż 4-krotnie musiał ratować się faulem, nikt w naszej drużynie nie popełnił aż tyle tego typu przewinień.

Jakub Moder (5,5)

Kilkukrotnie próbował przeprowadzić dwójkową akcję z Tymoteuszem Puchaczem przy lewej stronie boiska, co mogło podobać się polskim kibicom. Poza tym pozytywnych akcentów w ofensywie było raczej niewiele. Co prawda oddał 2 strzały na bramkę rywala, jednak żaden z nich nie był na tyle groźny, by Węgrom mogło zacząć szybciej bić serce. Aż 5-krotnie próbował dośrodkowywać i ani razu piłka nie trafiła do celu. Wychowanek Lecha przyzwyczaił nas, że czasem potrafi zrobić coś z niczego i zagrać piłkę w niekonwencjonalny sposób. Niestety, dziś tego zabrakło. Zszedł z boiska już po 45 minutach gry.

Krzysztof Piątek (2,5)

Zdecydowanie gorszy z dzisiejszego duetu napastników. Piątek jest raczej typem snajpera, który głównie finalizuje akcje wypracowane przez kolegów. Dziś napastnik Herthy często brał się za rozgrywanie piłki, co niestety nie wyglądało najlepiej. W pierwszej połowie był całkiem aktywny, jednak kiedy już dostawał piłkę, to często nie wiedział zbytnio co z nią zrobić. Najlepsze zagranie zanotował bodajże w 19. minucie, kiedy po jego dośrodkowaniu bliski zdobycia gola był Jan Bednarek.

Karol Świderski (7)

Jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy zawodnik dzisiejszego meczu. Wyglądał dużo pewniej z piłką przy nodze od swojego kompana z ataku. To na niego bardzo często były zagrywane długie piłki czy to przez Szczęsnego czy to przez obrońców. W sumie napastnik PAOK-u stoczył 4 pojedynki powietrzne i wszystkie wygrał. Aż 3-krotnie dał się sfaulować Węgrom. Na duży plus oczywiście bramka na 1:1, którą zdobył po uderzeniu piłki głową.

Rezerwowi

Kamil Jóźwiak (5,5)

Piotr Zieliński (6,5)

Arkadiusz Milik (5,5)

Przemysław Frankowski (5)