Moder opowiedział o pobycie w Brighton. „Czasem nie mam pojęcia, o czym mówią”

Jakub Moder i Michał Karbownik od dłuższego czasu oczekują na debiut w Premier League. Ten pierwszy udzielił wywiadu tygodnikowi „Piłka Nożna”, w którym zdradził, jak aktualnie radzi sobie z aklimatyzacją w angielskim otoczeniu.

Polski duet trafił do Brighton w styczniu. Od tamtej pory zarówno Moder, jak i Karbownik zagrali tylko w meczu Pucharu Anglii z Leicester City. W Premier League nadal ani jeden, ani drugi nie miał okazji zadebiutować.

„Jestem gotowy”

Jakub Moder w rozmowie z tygodnikiem „Piłka Nożna” twierdzi, że czuje się gotowy do wejścia na poziom Premier League. Jednocześnie Polak ma świadomość, że rywalizacja na jego pozycji jest bardzo duża. W składzie „Mew” znajduje się wielu dobrych zawodników, a on nie jest na tyle wysoko w hierarchii, żeby wygryźć któregoś z rywali.

– Uważam, że jestem gotowy do gry w Premier League. Wiadomo jednak, muszę cały czas pracować nad pewnym aspektami. Jedną z tych rzeczy jest praca na siłowni. Wiem, że tutaj mam duże możliwości i mogę się tu bardzo rozwinąć – zaznaczył w wywiadzie dla „Piłka Nożna”.

– Na pozycję sześć i osiem jest pięciu-siedmiu zawodników do gry. I to bardzo dobrych – dodał były piłkarz Lecha.

Czasami ciężko zrozumieć, co mówią koledzy

Oprócz aspektów boiskowych Moder ma świadomość, że musi szlifować swój język. Lekcje zaczął jeszcze w Polsce, a teraz nadal doskonali swoje umiejętności komunikacyjne.

– Zacząłem już w Poznaniu, teraz również regularnie mam lekcje. Jeszcze nie mówię perfekcyjnie, ale to kwestia czasu — w otoczeniu języka nauka nabierze tempa – uspokaja obawy kibiców.

Pomocnik nie zamierza jednak kłamać, że idzie mu doskonale. Jak sam przyznaje, kiedy koledzy z szatni zaczynają mówić między sobą o wiele szybciej, czasami ciężko mu nadążyć.

– Może nie jest tak, że któryś ze starszych piłkarzy wziął mnie pod skrzydła, ale zapytać możemy o wszystko. Na dzień dobry komunikatywna znajomość języka angielskiego jest więc podstawą – opowiada Moder.

– Ja niby wszystko rozumiem, potrafię się też dogadać, natomiast gdy chłopaki z Anglii w szatni zaczynają rozmawiać ze sobą szybko, z akcentem, ucinają końcówki słów, czasem nie mam pojęcia, o czym mówią. W kontakcie z nami dbają jednak o wymowę, żebyśmy mogli ich zrozumieć. Mają do nas dużo szacunku – zakończył.

„Tam była robota na okrągło”. Łukasz Trałka wspomina Adama Nawałkę w Lechu Poznań

Łukasz Trałka w nowym odcinku „Foot Trucka” przybliżył nieco, jak wyglądała współpraca z Adamem Nawałką. Byłego selekcjonera reprezentacji Polski określił po prostu „pracoholikiem”

Przypomnijmy, że Nawałka przejął Lecha 25 listopada 2018 roku. Pracę w Poznaniu zakończył jednak już 31 marca. Przy Bułgarskiej wytrzymał zaledwie cztery miesiące. Przez ten czas zdążył poprowadzić „Kolejorza” w jedenastu meczach. Przy tym wygrał zaledwie pięć spotkań.

Pracoholik

Nawałkę z reprezentacji zapamiętaliśmy, jako przesądnego, ale dążącego uparcie do spełnienia swoich założeń. To funkcjonowało w pracy selekcjonera, jednak klubowa rzeczywistość okazała się brutalna. Łukasz Trałka wspominał współpracę ze szkoleniowcem w nowym odcinku „Foot Trucka”.

– Pierwsze słowo – pracoholik. Tam była robota na okrągło. Mi szkoda było tego sztabu. Analizy cały czas. On chciał mieć kontrolę nad wszystkim – zaczął były pomocnik Lecha.

– Jak mieliśmy mecz wyjazdowy, to jechał autobus i… dwa busy. Po meczu musieliśmy 10 minut pokręcić na rowerkach w ramach roztrenowania. Więc na mecz jechał cały bus tych rowerków – kontynuował.

– Na obóz też jechaliśmy zapakowani po uszy. Była ulewa nad Turcją, na boisko nie dało rady wejść. „No to znajdziemy parę drzewek, gdzie można coś ustawić, parę przebieżek, by nie tracić jednostki” – opowiadał dalej.

– Musiał mieć wszystko przygotowane. To jest trener, który potrzebuje czasu, by wprowadzić swoje metody – podsumował Trałka.

Lewandowski z wielkim szacunkiem o Immobile. „Jest jednym z najlepszych w Serie A”

Już we wtorek Bayern Monachium wraca do gry w Lidze Mistrzów. Lewandowski i spółka zmierzą się w pierwszym meczu 1/8 finału rozgrywek w Rzymie z Lazio. Przed meczem kapitan reprezentacji Polski docenił klasę lidera ofensywy rywali, Ciro Immobile.

LIGA MISTRZÓW BEZ PODATKU W BETFAN

Z KODEM ESA TROLLS 600ZŁ CASHBACK

Włoch w minionych sezonach był wielokrotnie porównywany z Lewandowskim. Co więcej, to właśnie Immobile regularnie rzucał Polakowi rękawice w wyścigu po Złotego Buta. We wtorek będą mieli okazję zmierzyć się ze sobą bezpośrednio.

Starcie dwóch armat

Wtorkowy mecz Lazio z Bayernem nabiera rumieńców właśnie przez polsko-włoską rywalizację. Robert Lewandowski w rozmowie z „CBS Sport” postanowił docenić klasę snajpera rywali.

– Na pewno Ciro jest obecnie jednym z najlepszych graczy w Serie A. Zdobywa wiele bramek dla Lazio. Jest prawdopodobnie najważniejszym piłkarzem w zespole. Wiemy, że musimy dać z siebie wszystko. Jeśli skupimy się na sobie, będziemy gotowi, by pokonać Lazio – stwierdził „Lewy”.

Druga strona nie pozostaje dłużna

Immobile także postanowił docenić klasę rywala. Przed meczem podkreślał, jak znakomitym piłkarzem jest 32-letni napastnik „Die Roten”.

– To zawodnik kompletny, najlepsza „dziewiątka” na świecie. Musimy na niego zwracać szczególną uwagę – mówił Włoch dodając, że tym, co imponuje mu u Polaka najbardziej jest nieustanny głód wygrywania i pogoń za kolejnymi sukcesami. Nigdy nie jest w pełni usatysfakcjonowany – uważa Włoch.

Czas na wyjście z dołka

W ostatnim czasie Bayern Monachium popadł w wyraźny kryzys. Poziom reprezentowany przez drużynę Hansiego Flicka wyraźnie odbiega od tego z zeszłego sezonu. W ostatnim czasie Bawarczycy zaliczyli potknięcia w meczach z Arminią Bielefeld i Eintrachtem Frankfurt. Lewandowski wierzy jednak, że jego zespół wróci do formy.

– W Lidze Mistrzów nie ma znaczenia, przeciwko komu grasz. Najważniejsze jest to, jak grasz. Wiemy, że jako zespół mamy odpowiednią jakość. Jeśli zagramy na naszym normalnym poziomie, wygramy ten mecz – zapewnia Polak.

– Mamy jednak ogromny szacunek dla piłkarzy Lazio ze względu na to, co zrobili w zeszłym sezonie i co robią teraz. Mieli kilka problemów, ale nadal są niebezpieczni. Dlatego musimy być gotowi od pierwszej minuty – dodał napastnik.

– W drużynie mamy młodych zawodników, ale także kilku ze sporym doświadczeniem – trochę starszych, ale nie za starych. Myślę, że to idealna mieszanka. Dla nas nie ma znaczenia, co już wygraliśmy. Chodzi o to, co teraz masz do zrobienia – podsumował.

Wyjątkowe osiągnięcie Realu Madryt coraz bliżej. Mecz z Atalantą Bergamo zapisze się w historii rozgrywek

Real Madryt przejdzie jutro do historii. Mistrz Hiszpanii w środę przekroczy barierę 100 występów w fazie pucharowej Ligi Mistrzów. Królewscy zmierzą się z Atalantą Bergamo.

Historyczne osiągnięcie

Nikt wcześniej dokonał tego wyczynu. Real Madryt wraz z rozpoczęciem środowego spotkania z Atalantą Bergamo dobije do stu meczów po rundzie grupowej LM. Hiszpańska MARCA wyliczyła, iż Królewscy od sezonu 2010/2011 do 2017/2018 grali przynajmniej w półfinale tych rozgrywek.

Przerwana passa

Kapitalną passę Los Blancos przerwali dopiero zawodnicy Ajaxu Amsterdam, którzy pokonali Real w 1/8 finału. Rok później Królewscy również skapitulowali w tej fazie rozgrywek. Tym razem ulegli Manchesterowi City.

Okrojony skład

Kolejne wyzwanie dla mistrzów Hiszpanii już jutro. Real Madryt zagra z Atalantą w bardzo osłabionym składzie. Zinedine Zidane nie będzie mógł skorzystać z usług kluczowych piłkarzy. Wśród nich są m.in. Karim Benzema, Sergio Ramos, Dani Carvajal, Fede Valverde czy Eden Hazard.

Real faworytem dwumeczu – Atalanta pierwszego starcia

Według wielu ekspertów Atalanta może sprawić niespodziankę w tym dwumeczu. Bukmacherzy również widzą szanse dla ekipy z Lombardii. Kurs na Włochów w jutrzejszym meczu wskazuje, że będą oni minimalnymi faworytami tego starcia. Jeśli chodzi o kwestie awansu bukmacherzy zdecydowanie bardziej promują Hiszpanów. Kurs na awans Atalanty waha się w okolicach 3.35, a Realu Madryt 1.33.

Źródło: Meczyki.pl, Marca

Roman Abramowicz nie przestanie inwestować w swój projekt. Po wydaniu 250 mln euro, wyda kolejne 300! Priorytetem Haaland

Roman Abramowicz zamierza zainwestować kolejne pieniądze w Chelsea. Rosjanin zamierza przeznaczyć 300 milionów na wzmocnienie zespołu. Według Tuttomercatoweb priorytetem The Blues ma być Erling Haaland.

Rosjanin już sporo wydał

W letnim oknie transferowym 2020 roku w Londynie wydano 250 mln euro na sześciu zawodników. Do ekipy ze Stamford Bridge dołączyli Ben Chilwell, Hakim Ziyech, Edouard Mendy, Thiago Silva, Kai Havertz oraz Timo Werner.

Jasna deklaracja właściciela

Rosyjski miliarder, który jest właścicielem Chelsea, nie zamierza zaprzestać inwestowania. Według Tuttomercatoweb Abramowicz przeznaczy latem kolejne 300 mln euro na transfery. Pieniądze przeznaczy nawet w przypadku braku awansu do Ligi Mistrzów.

Norweski priorytet

Jak donosi wspomniane źródło, The Blues najbardziej skupią się na sprowadzeniu Erlinga Haalanda. Przypomnijmy, że ostatnio spekulowano na temat sprzedania Norwega z Borussii Dortmund przed aktywacją klauzuli. Ona uruchamia się dopiero latem 2022 roku. Wówczas kluby będą mogły wykupić napastnika za 75 mln euro. Abramowicz ma świadomość skali talentu Haalanda, dlatego nie zamierza oszczędzać na tym transferze.

Źródło: Tuttomercatoweb

fot. AS.com

Kibic zapłacił pół miliona, by piłkarz mógł zagrać w meczu. Zawodnik dostał czerwoną kartkę

Przed kilkoma dniami w Brazylii doszło do niebywałej sytuacji, która zostanie zapamiętana na długo. Kibic Internacionalu Porto Alegre zapłacił 186 tysięcy dolarów tylko po to, żeby umożliwić jednemu z piłkarzy swojego klubu grę w niezwykle ważnym meczu. Jak się później okazało, inwestycja się nie opłaciła.

Hojny gest kibica

Sezon brazylijskiej Serie A zbliża się do końca. W jednym z meczów przedostatniej kolejki obecnego sezonu zmierzyły się ze sobą Flamengo oraz Internacional Porto Alegre. Media zapowiadały to starcie jako „mecz o mistrzostwo”. Żeby Internacional mógł wystąpić w najsilniejszym zestawieniu, jeden z kibiców Colorado zainwestował 186 tysięcy dolarów, ale po kolei.

Rodinei, bo o nim w głównej mierze mowa, w styczniu ubiegłego roku został wypożyczony z Flamengo do Internacionalu. W umowie zawarto, że Brazyiljczyk nie będzie mógł wystąpić w bezpośrednim starciu pomiędzy obiema ekipami, chyba że Internacional wpłaciłby na konto Flamengo wspomniane 186 tysięcy dolarów. Jeden z kibiców klubu z Porto Alegre postanowił wspomóc klub, któremu kibicuje i przelał na jego konto ponad 600 tysięcy złotych.

Internacional dzięki pomocy oddanego kibica wykorzystał zapis w kontrakcie i przelał pieniądze na konto Flamengo, dzięki czemu Rodinei mógł wystąpić w tej arcyważnej potyczce.

Nieudana inwestycja

Lepiej w spotkanie weszli goście, którzy wyszli na prowadzenie już w 12. minucie meczu, lecz niedługo później Flamengo wyrównało stan rywalizacji. Drugą bramkę dla Colorado mógł zdobyć wspomniany Rodineo, jednak piłka po jego strzale zatrzymała się na obramowaniu bramki. Po kilku minutach drugiej części meczu boisko musiał opuścić nasz bohater, który za głupi faul otrzymał czerwoną kartkę. Flamengo wykorzystało grę w przewadze, strzelając zwycięską bramkę w 63. minucie spotkania.

W związku z porażką w niedzielnym meczu Internacional stracił pozycję lidera w tabeli ligowej na zaledwie jedną kolejkę przed końcem rozgrywek. Tym samym o krok od mistrzostwa Brazylii jest Flamengo, które posiada dwa punkty przewagi w tabeli, a w ostatnim meczu zmierzy się z Sao Paulo.

źródło: weszło.com, meczyki.pl

Vinicius Junior chce wygrać Złotą Piłkę. 20-latek wskazał przyszłe gwiazdy piłki nożnej

Vinicius Junior miał okazję odpowiedzieć na kilka pytań w „TNT Sports Brazil”. 20-latek poruszył w nim kilka ciekawych kwestii. Między innymi odniósł się do tego, który z młodych zawodników w przyszłości podbije świat piłki nożnej.

Brazylijczyk jest piłkarzem Realu Madryt od 2018 roku. W barwach „Królewskich” do tej pory rozegrał 98 meczów, w których strzelił 11 goli i zanotował 20 asyst. W tym sezonie na koncie ma 29 występów, trzy bramki i cztery ostatnie podania.

Zachowawcza gra

Eksperci i kibice zauważyli w ostatnim czasie pewną zmianę w zachowaniu Viniciusa na boisku. 20-latek podejmuje zdecydowanie mniej ryzyka, niż robił to dawniej. Sam zawodnik uważa, że mógł po prostu dojrzeć do innego sposobu grania.

– Może dojrzewam i wybieram poprawne akcje oraz próbuję pomagać drużynie w inny sposób – stwierdził Brazylijczyk.

Piłkarz opowiedział także o swoich relacjach z Edenem Hazardem. Obaj grają na podobnej pozycji, przez co muszą rywalizować ze sobą o miejsce w pierwszym składzie.

– Zawsze będzie istnieć rywalizacja. Wszyscy chcą grać i nikt nie chce pozostać poza boiskiem. On zawsze ze mną rozmawia. Poza boiskiem jest świetnym człowiekiem. Zawsze jest szczęśliwy. Ja jestem szczęśliwy, że spełniłem marzenie o grze z Hazardem. To wielki piłkarz. Oglądałem w telewizji, co robił i jak ryzykował z piłką. Możliwość walki o grę z kimś takim też czyni mnie szczęśliwym – przyznał Vinicius.

Benzema go broni

W meczu Ligi Mistrzów przeciwko Borussii M’Gladbach kamery wychwyciły bardzo dziwną sytuację. Karim Benzema krzyczał do Mendy’ego, by ten nie zagrywał piłki do Viniciusa. Wówczas pojawiło się wiele plotek o kiepskiej atmosferze w szatni Realu. Brazylijczyk został poproszony o skomentowanie całej sytuacji.

– Benzema to jeden z zawodników, którzy mnie tutaj bronią. On zrobił wszystko, by mi pomóc, gdy mnie nikt tutaj nie znał. Ludzie z zewnątrz nie wiedzą, co tam tak naprawdę się wydarzyło. W Realu Madryt minimalna rzecz tworzy ogromny hałas – zaznaczył.

20-latek został poproszony o wskazanie młodych zawodników, którzy w przyszłości zdominują światową piłkę. Brazylijczyk nie był w stanie wymienić wszystkich, jednak wskazał na pewno na cztery nazwiska.

– Jednym z nich jest Jadon Sancho, którego mocno podziwiam, a do tego Haaland, Rodrygo, Ansu Fati… Jest wielu piłkarzy, którzy mają dobre wejście i którzy będą mocno błyszczeć w futbolu – odpowiedział skrzydłowy.

Przy tym pytaniu Vinicius opowiedział także o swoich celach piłkarskich. Dla Brazylijczyka nie zwykle ważne jest zdobycie Ligi Mistrzów. Nie zapomina jednak o celach indywidualnych. 20-latek ma nadzieję, że w kiedyś dane będzie mu wygranie Złotej Piłki.

Młodzieżowy reprezentant Włoch rzucił piłkę dla Harvardu. Niebywała historia 18-latka

We Włoszech doszło do bardzo niecodziennej sytuacji. 18-letni Alessandro Arlotti postanowił rzucić piłkę nożną po tym, jak dostał się na Harvard! Nastolatek był jednym z najbardziej obiecujących młodych zawodników.

Piłkarze często poza samym sportem mają inne zainteresowania. Wielu zawodników postanawia zostawić sobie furtkę w wypadku, gdyby ich kariera nie przyniosła odpowiedniego zabezpieczenia finansowego. W tym celu postanawiają na przykład rozpocząć kształcenie się na uczelniach wyższych. Dla nich jest to jednak tylko alternatywa dla sportu.

Nauka ponad piłkę

Inną drogą postanowił pójść włoski talent. Alessandro Arlotti, bo o nim mowa postanowił rzucić karierę piłkarską po tym, jak dostał się na Harvard. 18-latek był jednym z największych diamentów we Włoszech ostatnich lat.

We wrześniu 2020 roku perspektywiczny napastnik przeszedł z AS Monaco do Pescary. W klubie z zaplecza Serie A miał rozwinąć skrzydła i stopniowo nabywać doświadczenia w dorosłym futbolu. Działacze wiązali z nim ogromne nadzieje. Nastolatek zdążył nawet zagrać kilka meczów w młodzieżowym zespole, jednak nadszedł czas wyboru.

„Dziękuję Pescaro”

Arlotti tydzień temu dodał na swojego Instagrama zdjęcie. W opisie posta napisał tylko „dziękuję Pescaro”. Wówczas kibice nie spodziewali się, że jest to faktycznie pożegnanie z klubem.

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Alessandro Arlotti? (@aless_arlt)

Następnie pojawił się drugi wpis. Tym razem już bez opisu, jednak sama fotografia była bardzo wymowna. 18-latek wybrał przeniesienie się do Stanów Zjednoczonych po dostaniu się na Harvard.

Wskazywał na to, chociażby napis „Naprzód Crimson!”. O co właściwie chodzi? Jest to szkolna drużyna piłkarska, w której teraz występować będzie Włoch. Na co dzień Crimson grają w amatorskiej lidze American College. Jak widać, 18-latek nie żegna się z piłką na dobre.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Alessandro Arlotti? (@aless_arlt)

Legia Warszawa wkracza na rynek kryptowalut! Bitcoin może zacząć się bać?

Legia Warszawa rozpoczęła współpracę z firmą Chili oraz platformą Socios.com. Wojskowi jako pierwszy klub w Polsce wypuszczą specjalne tokeny dla kibiców.

Legia wśród największych

Altetico Madryt, FC Barcelona, Juventus, Galatasaray – to tylko część klubów, które współpracują z platformą Socios.com i wypuściły na rynek fan tokeny. Do tego zacnego grona dołączyła także Legia Warszawa, która ma zamiar wyemitować własne $LEGi.

Wojskowi informują, że posiadacze warszawskiego fan tokena będą mogli liczyć na różne przywileje, takie jak: głosowania w wielu decyzjach dotyczących życia klubu, nagrody VIP, specjalne zniżki oraz oznakowania dla posiadaczy $LEGa.

– Jesteśmy bardzo dumni, że do grupy naszych partnerów dołącza kolejna globalna marka Socios.com. Zależy nam, żeby rozwijać się w obszarze nowoczesnych rozwiązań i technologii, które pozwalają naszym kibicom aktywnie uczestniczyć w codziennym życiu klubu, a nawet brać udział w niektórych procesach decyzyjnych. Wierzymy, że potencjał jednej z najbardziej popularnych marek sportowych w tej części Europy, jaką jest Legia, umożliwi platformie Socios.com zaangażowanie wielu kibiców nie tylko na terenie Polski, ale także na arenie międzynarodowej – powiedział Paweł Kokosza, dyrektor komercyjny Wojskowych.

Lista Paulo Sousy nabiera kolorytu. W reprezentacji zobaczymy nowych zawodników?

Od samego przejęcia reprezentacji Polski przez Paulo Sousę snujemy domysły, kogo nowy selekcjoner powoła na swoje pierwsze zgrupowanie. Przez media przewija się wiele nazwisk, zarówno tych nowych, ale też jak i tych, które w kadrze grają od dawna. Jedni sądzą, że drugie życie dostanie Milik czy Piątek, inni są żądni nowej krwi.

Do tej pory pewniakiem wydawał się, chociażby Krystian Bielik, który świetnie prezentował się w Championship po kontuzji. Również w przypadku Jacka Góralskiego tendencja była zwyżkowa. Mistrz Kazachstanu z Kairatem Ałmaty zapunktował podczas ostatnich meczów Jerzego Brzęczka zarówno w oczach ekspertów, jak i kibiców. Niestety, w przypadku obu piłkarzy plany popsuła kontuzja. Obaj zerwali więzadła krzyżowe, przez co na pewno nie zobaczymy ich w najbliższym czasie z orzełkiem na piersi.

Kto dostanie szansę?

Do drzwi reprezentacji pukają młode, wygłodniałe wilki. Na pozycji stopera rodzi się nam coraz większa rywalizacja, przez wzgląd na schyłek kariery Kamila Glika. Do tej pory świetnie we Włoszech wyglądał Sebastian Walukiewicz, a w Premier League dobre recenzje zbierał Jan Bednarek. Na tę chwilę to jednak zapewne ta trójka będzie stanowić trzon naszej defensywy. Do tego w odwodzie wciąż pozostają jeszcze Michał Helik, Paweł Bochniewicz, Kamil Piątkowski, a do tego odradzający się Paweł Dawidowicz.

Ten ostatni to w ogóle bardzo ciekawy przypadek. Już za Adama Nawałki o 25-latku mówiło się jak o „polskim Howedesie” do spółki z Jędrzejczykiem. Później jednak Dawidowicz zaginął, a odnalazł się ostatnio w barwach drugoligowego Hellasu Verona.

Po lewej stronie obrony również czeka nas zacięta rywalizacja. Oprócz Macieja Rybusa, który po burzliwej kadencji Brzęczka może odzyska posłuch, do gry zostają Reca, Puchacz i Karbownik. To właśnie ostatnia dwójka jest melodią przyszłości, jednak powoli wchodzącą na najwyższy poziom. Kto wie, czy Sousa nie zdecyduje się na postawienie na któregoś z nich na dłużej.

Problemy środka pola

Wspomniane kontuzje Jacka Góralskiego i Krystiana Bielika poniekąd uleczyły ból głowy nowego selekcjonera. Do tej pory powyższa dwójka była niemal pewniakami na Euro, a teraz wiemy, że nie będziemy mogli z nich skorzystać.

Zatem na kogo może liczyć Sousa? Portugalczyk najpewniej myśli o pięciu nazwiskach: Grzegorzu Krychowiaku, Piotrze Zieliński, Karolu Linettym, Mateuszu Klichu i Jakubie Moderze. Czy to wystarczy do zapełnienia kadry na mistrzostwa? Raczej nie, ale w sumie nie mamy wielu innych kandydatów.

Niektórzy dopatrują się powrotu Bartosza Kapustki. Po nieudanych wojażach młody zawodnik odradza się niejako w Legii, dla której strzelił ostatnio gola. Jakimś pomysłem mogłoby być też powołanie Damiana Szymańskiego czy Szymona Żurkowskiego, jednak dopiero czas pokaże, komu faktycznie zaufa selekcjoner.

Bramkarska elita

O obstawienie naszej bramki na Euro, na eliminacje i w ogóle na najbliższe lata nie musimy się obawiać. Oczywiście naturalnie pierwszym wyborem Paulo Sousy logicznie wydaje się Wojciech Szczęsny. Jeśli jednak to nie on stanie między słupkami, a zastąpi go Łukasz Fabiański, to wciąż będziemy się czuć doskonale.

A co, jeśli ani goalkeeper „Starej Damy”, ani West Hamu nie będzie mógł wystąpić w pierwszym składzie reprezentacji? No to nadal mamy Łukasza Skorupskiego czy Bartłomieja Drągowskiego, którzy w Serie A radzą sobie kapitalnie. Naprawdę, bramkarsko nie musimy się obawiać absolutnie niczego.

Odarci ze skrzydeł

O ile defensywa wygląda imponująco, o tyle boki naszej kadry kuleją. Z naszych skrzydłowych regularnie gra tylko Kamil Jóźwiak. Osobiście już zapomniałem, kiedy jakieś minuty zebrał Kamil Grosicki. Zresztą, przez wszystkie sagi transferowe z nim związane sam nie wiem, czy chciałbym go powołać na miejscu Sousy.

Podobnie wygląda sytuacja Damian Kądziora. Od momentu odejścia z Dinama Zagrzeb jego kariera pikuje. Transfer do Eibar miał się okazać złotym strzałem, no ale nie wyszło. Ratunkiem miało być odejście do Turcji, do Alanyasporu. Ale tam też jest ciężko. 113 minut rozegranych na tamtejszych boiskach raczej nie zrobi na nikim wrażenia.

Za Jerzego Brzęczka w reprezentacji na dłużej zabawił Sebastian Szymański. Wówczas jako piłkarz Legii potrafił ładnie zatańczyć z piłką na skrzydle, posłać dobrą piłkę, nawet strzelić bramkę. Później było nieco gorzej, ale jakiś powód tego był.

21-latek w Dynamie Moskwa regularnie gra jako „dziesiątka” czy „ósemka”. To nie jest już typowy boczny pomocnik, jak mogliśmy myśleć o nim te kilka lat temu. Być może pora jednak zastanowić się nad innym pomysłem na młodego zawodnika. Kto wie, czy nie sprawdziłby się jako alternatywa dla Piotra Zielińskiego?

Jedyny pewniak

O swoje powołanie może być pewny właściwie tylko jeden zawodnik. Robert Lewandowski od dawna ma zapewnione miejsce w kadrze. To kapitan z krwi i kości, serce tej reprezentacji. Zagadką pozostaje jednak, kto ma mu towarzyszyć. Czy Sousa pokusi się o grę jednym napastnikiem? A może zagra dwójką jak dawniej?

W przypadku drugiego pomysłu sprawa się nieco komplikuje. Zarówno Krzysztof Piątek, jak i Arkadiusz Milik zmagają się z własnymi problemami, choć zgoła różnymi. Ten pierwszy po prostu w Herthcie nie strzela bramek. Z kolei były napastnik Napoli od przejścia do Marsylii zagrał dwa mecze i nabawił się kontuzji.

Najpewniejsze wydaje się zatem ustawienie Lewandowskiego samego na szpicy, chociaż jest pewna alternatywa. Do dyspozycji nadal mamy między innymi Karola Świderskiego, który mógłby wykorzystać gorsze chwile wspomnianych wcześniej Piątka i Milika. A kto wie, czy do kadry nie zapuka także Bartosz Białek, regularnie łapiący doświadczenie w Bundeslidze.

Debiut

Przypomnijmy, że Sousa swój debiut będzie mieć już za miesiąc. Reprezentacja Polski wraz z Portugalczykiem uda się do Budapesztu na inaugurację eliminacji mistrzostw świata 2022. Tam podejmiemy reprezentację Węgier.

Następnie po powrocie do Polski „Biało-Czerwoni” zagrają z Andorą (28 marca), a trzy dni później czeka ich wyjazd na Wembley. Będzie to trzeci mecz reprezentacji pod wodzą Paulo Sousy.

Następne spotkania Polaków to już tylko sparing z Islandią 8 czerwca. Później czekają nas na pewno trzy mecze w grupie Euro 2020. Pierwszy z nich odbędzie się ze Słowacją (14 czerwca). Kolejni będą Hiszpanie (19 czerwca) i Szwedzi (23 czerwca).

Zbigniew Przesmycki zabrał głos w sprawie błędów i kar dla arbitrów. „Pomyłki się zdarzają” [WIDEO]

Zbigniew Przesmycki urzęduje jako przewodniczący kolegium sędziów PZPN od 2011 roku. 69-letni były sędzia odpowiedział na pytania dziennikarzy Canal+ w programie Liga+Extra.

Nie będzie kar podczas kadencji Przesmyckiego

Temat sędziów w Polsce wciąż budzi wiele kontrowersji. Eksperci i kibice domagają się, by arbitrzy tłumaczyli się ze swoich decyzji. Bardziej konserwatywni dziennikarze żądają również kar dla sędziów. Przesmycki stanowczo odpowiedział na te sugestie.

– Dopóki będę przewodniczącym, sędziowie nigdy nie będą karani za błędy, które popełniają. Oni wykonują swoją pracę najlepiej, jak potrafią. Pomyłki się zdarzają. Nie chcemy robić tych błędów, ale nie można ich wyeliminować. Nawet VAR, od którego oczekiwaliśmy cudów, nie potrafił ich wyeliminować – cytuje Przesmyckiego portal Sport.pl.

Przewodniczący kolegium sędziów stwierdził, że karą dla sędziów są absencje i brak premii.

Źródło: Canal+, Sport.pl

Niebywała postawa piłkarzy i trenera Zenitu! Uratowali mężczyznę z płonącego budynku

Piłkarze oraz członkowie sztabu Zenita Sankt Petersburg popisali się bohaterską akcją. W poniedziałek uratowali oni człowieka z płonącego budynku.

Do przerażającego zdarzenia doszło w ośrodku treningowym mistrzów Rosji. Portal „rt.com” poinformował w poniedziałek o wybuchu pożaru w jednym z budynków. Ponadto, ogień uwięził w nim jednego z pracowników, a ten stracił przytomność.

Bohaterski czyn

Z akcją ratunkową ruszyła trójka piłkarzy Zenitu oraz członek sztabu szkoleniowego. Mowa o dwójce zawodników: Islamie Żiłowie i Nikicie Simidjankinie, a także o trenerze, Luisie Anuli. Wspomniana trójka zauważyła, że pożar wybuchł w pomieszczeniu gospodarczym. Następnie od razu ruszyli na pomoc uwięzionemu pracownikowi.

Anula pomagał w gaszeniu ognia, a piłkarze wyciągnęli nieprzytomnego mężczyznę. Dzięki błyskawicznej reakcji udało się go w porę uratować, przez co nie odniósł poważnych obrażeń.

Cała trójka została okrzyknięta bohaterami w uznaniu za swój heroiczny czyn. Sam Zenit również postanowił odnotować ten incydent. Klub wydał w tym celu specjalne oświadczenie.

– Na zgrupowaniu doszło do incydentu, o którym nie możemy nie powiedzieć. Żiłow, Simdjankin i Anula wykonali prawdziwie męski czyn. Podczas biegania usłyszeli krzyki, podbiegli i zobaczyli dym. W jednym z pomieszczeń wybuchł pożar. Chłopaki wyciągnęli nieprzytomnego mężczyznę i wezwali karetkę. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Brawo, chłopaki! – napisali Rosjanie.

Paweł Wszołek wydał oświadczenie. Odniósł się do afery ze swoim udziałem

W poniedziałek media obleciała informacja o awanturze, jaką wszczął Paweł Wszołek w weekend. Zawodnik postanowił wydać specjalne oświadczenie, w którym postanawia wyjaśnić sytuację. Rozwiewa także wszelkie powstałe na jego temat plotki.

W minionej kolejce Ekstraklasy Legia Warszawa pokonała Wisłę Płock aż 5-2. Tym samym mistrz Polski uplasował się na pozycji lidera ligi. W przerwie meczu doszło jednak do zaskakującej sytuacji.

Po 45 minutach Czesław Michniewicz postanowił dokonać korekt składu. W ich wyniku murawę musiał opuścić Paweł Wszołek. Piłkarz wściekł się podobno tak bardzo, że wszczął awanturę i sugerował brak szacunku od klubu w jego stronę. Miał nawet grozić rozwiązaniem kontraktu, o czym informował portal „meczyki.pl”.

Naprostowanie

Na temat byłego reprezentanta Polski powstało mnóstwo plotek. Niektóre serwisy sugerowały nawet, że takim zachowaniem stara się wywalczyć transfer. Wszołek postanowił odnieść się do wszelkich informacji na swój temat w specjalnym oświadczeniu, a także wyjaśnić zaistniałą sytuację.

– Ucinając wszelkie plotki dotyczące mojej osoby: Jestem człowiekiem, który zawsze działa w 200% dla dobra klubu, co mogą potwierdzić wszystkie osoby pracujące ze mną. Ostatnią rzeczą, na jaką pozwalałby mi mój szacunek do mojego zawodu, byłoby wdawanie się w konflikty – napisał na Instagramie.

– Wszelkie sprawy rozstrzygane są w szatni, a w przerwie meczu po zmianie, z trenerem Michniewiczem podaliśmy sobie rękę, a z drugim trenerem odbyłem rozmowę po meczu. Mam nadzieje, że również klub, Legia Warszawa, ustosunkuje się do całej sprawy. Ponadto, mediom, które rozpisują się, że „grożę rozwiązaniem kontraktu”, oświadczam, że nie zgadzam się na wkładanie nieprawdziwych słów w moje usta i wierzę, że będzie to sprostowane – dodał zawodnik.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Paweł Wszołek (@pawelwszolek22)

Brzęczek rozchwytywany! Klub z Ekstraklasy pytał o byłego selekcjonera

Według informacji Adama Godlewskiego Śląsk Wrocław kontaktował się z Jerzym Brzęczkiem. Były selekcjoner reprezentacji Polski nie może narazie rozpocząć nowej pracy.

Czech na wylocie

Przyszłość Vitezlava Lavitzki w Śląsku Wrocław jest bardzo niepewna. Mimo szóstej pozycji w tabeli Ekstraklasy, zarządowi oraz kibicom nie podoba się styl gry preferowany przez Czecha. Wojskowi od kilku tygodni zaciekle poszukują nowego szkoleniowca.

Adam Godlewski za pośrednictwem portalu legalnibukmacherzy.pl poinformował, że Śląsk Wrocław kontaktował się z Jerzym Brzęczkiem. Jakiekolwiek negocjacje szybko się jednak zakończyły, ponieważ byłego selekcjonera do czerwca obowiązuje okres wypowiedzenia w PZPN. Przez ten czas 49-latek nie może objąć żadnego klubu.

https://twitter.com/88_Mareq/status/1363859829408825346?s=20

Anders Vejrgang wraca na zwycięską ścieżkę! 15-latek ponownie niepokonany

Genialna seria 15-letniego Duńczyka została przerwana tydzień temu. W miniony weekend Duńczyk wrócił na zwycięski szlak, wygrywając wszystkie 30 spotkań w lidze weekendowej. Czas na pobicie własnego rekordu?

Kolejne zwycięstwa Vejrganga

Każda seria się kiedyś kończy i tak też było z Andersem Vejrgangiem, który tydzień temu doznał pierwszej porażki w FUT Champions w FIFA 21. Licznik zwycięstw z rzędu 15-latka zatrzymał się na „zaledwie” 535 wygranych. Więcej o tym pisaliśmy tutaj.

Czas na nowy rekord?

Tydzień później Anders wrócił do rywalizacji i wszyscy byli ciekawi, jak poradzi on sobie po ostatniej porażce. Reprezentant RB Lipsk wrócił na zwycięską ścieżkę i ponownie był niepokonany w trakcie weekendu. Jeszcze 17 weekendów bez porażki i będzie nowy rekord!

https://twitter.com/RBLZ_Vejrgang/status/1363610603823263750

Warto zaznaczyć, że tym razem Duńczyk nie transmitował swojej gry na twitchu, tak jak to było we wcześniejszych tygodniach. Czyżby Anders chciał usunąć się nieco w cień? A może po prostu lepiej radzi sobie bez dodatkowej presji w postaci dziesiątek tysięcy widzów, którzy śledzą i komentują jego grę?