Przenosiny Papszuna wciąż niepewne. Spór z Rakowem o klauzulę

Marek Papszun porozumiał się z Legią Warszawa, ale jego przenosiny wcale nie są przesądzone. Raków Częstochowa oczekuje od stołecznego klubu pieniędzy, a interpretacja klauzuli w kontrakcie szkoleniowca stała się osią sporu.

Legia dogadana z trenerem, ale Raków stawia warunki

Według informacji serwisu Na Wylot Papszun uzgodnił wszystkie warunki z Legią. Pozostaje jednak kwestia kluczowa, czyli decyzja Michała Świerczewskiego. Kamil Głębocki przekazał, że Raków nie zamierza blokować odejścia trenera, ale liczy na uzyskanie określonej kwoty.

– Marek Papszun ostatecznie porozumiał się z Legią, ale „here we go” jeszcze nie ma. O tym czy do przenosin szkoleniowca dojdzie, zdecyduje tylko i wyłącznie Michał Świerczewski. Według moich informacji Raków nie będzie blokował odejścia Papszuna, ale Legia musi zapłacić oczekiwaną przez Raków kwotę. Jeśli do tego nie dojdzie, Marek Papszun pozostanie trenerem Rakowa – napisał Głębocki.

Klauzula w kontrakcie dzieli strony

Istota sporu dotyczy zapisu w umowie. Klauzula pozwala Papszunowi odejść jedynie do zagranicznego klubu albo reprezentacji. Tak twierdzi Raków. Sam szkoleniowiec uważa jednak, że przepis może obejmować również Legię Warszawa, co otworzyłoby mu drogę na Łazienkowską bez konieczności wykupu.

Jak podaje Szymon Janczyk z Weszło, sprawę analizują prawnicy. To oni mają ustalić ostateczną interpretację zapisu. Mimo trwającego sporu pozostałe elementy negocjacji zostały uzgodnione. W tym kwestie finansowe i czas objęcia zespołu.

Raków już szykuje następcę

Częstochowianie mają świadomość, że trener chce przejść do Legii. Klub rozpoczął więc poszukiwania nowego szkoleniowca. Według Przeglądu Sportowego głównym kandydatem jest Łukasz Tomczyk, obecnie pracujący w Polonii Bytom.

Źródło: NaWylot, Weszło, Przegląd Sportowy Onet, Legia.net

Szwedzki dziennikarz punktuje Polskę. „To jej atut, ale i problem”

Michael Wagner z „Aftonbladet” ocenił reprezentację Polski przed marcowymi barażami. Podkreślił, że nasz zespół wciąż jest uzależniony od formy Roberta Lewandowskiego, a wyniki z ostatnich miesięcy nie robią na nim wrażenia.

Krytyczne spojrzenie ze Szwecji

Losowanie w Zurychu przyniosło Polsce półfinał baraży z Albanią, a w razie zwycięstwa finał z Ukrainą lub Szwecją. W Skandynawii to zestawienie wywołało niemałą dyskusję. W rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet Wagner otwarcie stwierdził, że wyniki Polaków nie budzą szacunku.

– Nie oglądałem meczów Polaków, znam tylko wyniki ich spotkań. Wiem, że przegrali z Finlandią. Nie jest to rezultat, który robi wrażenie. Finlandia jest nie tylko słabsza od Szwecji, ale to najgorsza ze wszystkich skandynawskich i nordyckich drużyn – powiedział.

Dziennikarz uważa, że problem kadry polega na strukturze wiekowej.

– Oczywiście znam Lewandowskiego i Zielińskiego, ale z tego, co się orientuję, część waszych zawodników znajduje się już po trzydziestce i szczyt ich karier jest za nimi. Teraz raczej idą w dół – ocenił.

Największą zaletą i jednocześnie największą słabością reprezentacji ma być, jego zdaniem, Robert Lewandowski.

– Macie dobrą obronę i dwóch, trzech piłkarzy, którzy mogą rozstrzygnąć mecz na wyjeździe, gdy szwedzki zespół będzie atakować. Ale nie jestem zachwycony ostatnimi wynikami – dodał.

Szwecja też ma swoje kłopoty

Wagner przyznał, że szwedzka kadra również weszła w baraże z ogromnymi problemami.

– To niesamowite szczęście, że dostaliśmy tę drugą szansę. Nasza drużyna ma za sobą najgorsze eliminacje od niepamiętnych czasów. Poniosła dwie porażki ze Szwajcarią i dwa razy przegrała z Kosowem, do tego doszły tylko dwa remisy ze Słowenią. I to z takimi zawodnikami, z Isakiem, Gyokeresem, Elangą. To nieprawdopodobne, że można grać aż tak źle, jak ostatnio – mówił.

Za kluczową przyczynę słabych wyników uznał pracę byłego selekcjonera.

– Głównym odpowiedzialnym za te wyniki był Jon Dahl Tomasson, który próbował grać systemem z ekstremalnie wysokim pressingiem 3-5-2. To okazało się katastrofą – podsumował.

W perspektywie baraży Wagner wskazuje jeden czynnik kluczowy dla Skandynawów.

– Bardziej obawiam się drugiego meczu z Polską lub Albanią. W tym spotkaniu presja będzie na naszym zespole, gdyż będzie grał u siebie – zakończył.

Polska i Szwecja mogą więc spotkać się w decydującym meczu o mundial. Obie strony wiedzą, że margines błędu jest minimalny. Wszystko rozstrzygnie się podczas marcowego zgrupowania.

Źródło: Przegląd Sportowy Onet

Kulesza wyjaśnia decyzję o niewpuszczeniu flagi. „Odpowiedzialność spadłaby na nas”

Remis z Holandią przyćmił spór o oprawę, której kibice nie mogli wnieść na PGE Narodowy. Cezary Kulesza ujawnił, dlaczego PZPN podjął taką decyzję i jakie mogą być jej konsekwencje.

Kontrowersje wokół sektorówki

Mecz z Holandią przyciągnął uwagę nie tylko ze względu na wynik, ale także na powrót zorganizowanego dopingu. Atmosfera jeszcze przed pierwszym gwizdkiem była jednak napięta. Kibice dowiedzieli się, że ogromna sektorówka nie została dopuszczona do wniesienia na stadion. Wybuchła frustracja, która po przerwie przerodziła się w protest. Race wylądowały na murawie, dlatego sędzia musiał na chwilę przerwać grę.

W wywiadzie dla Goal.pl sprawę skomentował prezes PZPN. Kulesza przyznał, że federację czekają kary.

– Bardzo źle się stało, że rzucono te race na boisko. Finansowo na pewno ucierpi federacja za ten incydent. Może się również okazać, że na meczu barażowym część trybun zostanie zamknięta – powiedział.

Kluczowe były przepisy

Najwięcej pytań wzbudziła odmowa wpuszczenia wielkoformatowej flagi. Kulesza mówi wprost, że chodziło o bezpieczeństwo oraz obowiązujące regulacje.

– Byłem prezesem Jagiellonii Białystok i dobrze pamiętam, że z flagami bywały już różne sytuacje. Istnieją konkretne przepisy, które regulują te kwestie, a dopuszczenie flag większych niż przewidują normy może mieć bardzo poważne konsekwencje. Gdybyśmy jako organizator zgodzili się na coś niezgodnego z przepisami i wydarzyłoby się cokolwiek niebezpiecznego, to odpowiedzialność spadłaby na nas – wyjaśnił.

Prezes dodał, że PZPN nie miał zastrzeżeń do standardowych elementów oprawy.

– Nie zabroniliśmy używania standardowych elementów oprawy, takich jak flagi, bębny czy megafony. Problemem była wyłącznie flaga wielkoformatowa, której nie zgłoszono na żadnym etapie przygotowań. Decyzja administracyjna dotycząca imprezy masowej jasno określała ograniczenia w tym zakresie, co wielokrotnie potwierdzono w rozmowach między PZPN a służbami państwowymi i samorządowymi – podsumował.

Reprezentacja Polski wróci do gry pod koniec marca. Wtedy odbędzie się półfinał baraży o awans na mistrzostwa świata.

Źródło: Goal.pl

To dlatego Goncalo Feio odszedł z Legii. Ostatni mecz przesądził o wszystkim

Goncalo Feio odszedł z Legii Warszawa po serii napięć z Dariuszem Mioduskim. Jak ujawnił Przegląd Sportowy Onet, ostatecznym punktem zapalnym była decyzja trenera podjęta w ostatnim meczu sezonu.

Konflikt narastał od miesięcy

Feio prowadził Legię od kwietnia 2024 roku. Zdobył Puchar Polski, jednak jego relacje z Mioduskim pozostawały chłodne. Wyniki w Ekstraklasie także nie przekonywały. Dlatego klub zastanawiał się nad tym, czy w ogóle proponować mu nowy kontrakt. Decydujące miało okazać się spotkanie ze Stalą Mielec.

Według ustaleń Łukasza Olkowicza portugalski trener z pełną świadomością nie wpuścił na boisko Mateusza Szczepaniaka. Występ 18-latka gwarantował automatyczne przedłużenie jego kontraktu.

– Bezpośrednio o rozstaniu zdecydował ostatni mecz sezonu ze Stalą Mielec i Mateusz Szczepaniak, który przesiedział go na ławce. 18-latek miał pojawić się na boisku i rozegrać kolejne minuty, żeby automatycznie przedłużył się jego kontrakt. Feio go nie wpuścił, a Legii wypadły karty z rąk w sprawie jego przyszłości – opisano w tekście.

Trener posłał do gry młodszego Aleksandra Wyganowskiego. Chciał w ten sposób dotrzymać obietnicy debiutu. Decyzja rozwścieczyła Mioduskiego.

– Zamiast niego na boisko posłał dwa lata młodszego Aleksandra Wyganowskiego, bo obiecał mu, że w tym spotkaniu zadebiutuje. To rozsierdziło Mioduskiego. Rozmowy o nowym kontrakcie zakończono, a długopisy schowano do szuflady. Wyszedł upór Feio – podsumowano.

Ostatecznie Legia postanowiła zakończyć współpracę. Klub uznał, że napięta relacja z właścicielem i ostatnie decyzje szkoleniowca uniemożliwiają dalsze budowanie zespołu.

Feio szybko znalazł nowe miejsce pracy. Po chwilowej przygodzie we francuskiej USL Dunkerque wrócił do Polski, gdzie przejął Radomiaka Radom.

Źródło: Przegląd Sportowy Onet

Milan nie odpuszcza ws. Lewandowskiego. „To nie będzie łatwa ścieżka, ale klub podejmie próbę”

Transfer Roberta Lewandowskiego do AC Milan przestaje być piłkarską plotką, a staje się poważnie analizowanym scenariuszem. Po doniesieniach Fabrizio Romano i kontaktach z Pinim Zahavim teraz sprawę szeroko opisał portal Milan News.

Rossoneri widzą w Lewandowskim brakujące ogniwo

Lewandowski pozostaje związany z Barceloną do czerwca 2026 roku, jednak przyszłość kapitana reprezentacji Polski nie jest przesądzona. Kataloński klub rozważa jednostronne przedłużenie kontraktu, ale równocześnie zastanawia się nad sprowadzeniem nowego napastnika.

O ile 37-latek wciąż prezentuje wysoki poziom (w ubiegłym sezonie zdobył 42 gole, a teraz ma siedem trafień), o tyle jego problemy zdrowotne i wiek każą zarządowi myśleć o zmianach. Milan News pisze wprost, że Rossoneri uważnie monitorują sytuację zawodnika.

Klub z Via Aldo Rossi traktuje sprawę poważnie, ponieważ w ofensywie ma wyraźną lukę. Najlepsi strzelcy zespołu, Christian Pulisic i Rafa Leao, mają po cztery gole i nie są klasycznymi dziewiątkami. Z kolei Santiago Gimenez i Christopher Nkunku zawodzą, ponieważ zdobyli tylko po jednej bramce.

Dlatego pomysł sprowadzenia Lewandowskiego realnie funkcjonuje w klubowych gabinetach. Jednocześnie portal studzi emocje. Według tego źródła transfer w styczniu jest praktycznie wykluczony.

„Lewandowski nie ma szans na transfer w zimowym oknie transferowym. Większa szansa na transfer będzie w czerwcu, ale oczywiście Polak musiałby sprostać potrzebom finansowym Rossonerich” – czytamy w artykule.

Istotne może być też to, że agent Lewandowskiego latem doprowadził do przejścia Nkunku do Milanu.

Allegri chce kolejnego lidera

Według wspomnianego źródła Milan ma świadomość, że sprowadzenie Lewandowskiego byłoby bardzo trudne. Jednocześnie uważa, że warto podjąć próbę, bo Allegri widzi w Polaku nie tylko napastnika, ale również wzór dla szatni. Podobnie wygląda to u Luki Modricia, który rządzi pomocą Milanu.

„To nie będzie łatwa ścieżka, ale klub z Via Aldo Rossi podejmie tę próbę. […] Posiadanie kolejnego wzoru do naśladowania oprócz Modricia może być kluczowe w przyszłym sezonie” – pisze Ferrazzi.

Dla Milanu priorytetem jest powrót do Ligi Mistrzów. W tym kontekście Lewandowski jawi się jako gotowe rozwiązanie problemów drużyny. W artykule podkreślono, że mimo wieku 37-latek wciąż regularnie strzela gole i mógłby natychmiast dodać zespołowi brakującą jakość.

Źródło: Milan News, Sport.pl

Rosja szykuje „alternatywny mundial”. Próbują naciskać na FIFA

Rosyjska Federacja Piłkarska zamierza zorganizować własny turniej w czasie Mistrzostw Świata 2026. Jest to zapewne próba powrotu do międzynarodowego futbolu, ale także wyraźny gest polityczny.

Turniej zamiast powrotu do struktur FIFA

Rosja od lat pozostaje poza światową piłką, ponieważ sankcje FIFA i UEFA po ataku na Ukrainę wykluczyły jej reprezentację oraz kluby z rozgrywek. Ostatni oficjalny mecz Sborna rozegrała jeszcze w 2021 roku.

Od tamtej pory krajowe władze sportowe szukają sposobu na powrót do międzynarodowej rywalizacji. Teraz, jak donoszą TASS i „La Derecha”, RFS planuje projekt, który ma ominąć obowiązujące blokady.

Rosyjska federacja chce zorganizować własny turniej w trakcie mundialu w USA, Meksyku i Kanadzie. Nie będzie to przedsięwzięcie pod patronatem żadnej oficjalnej struktury. Rosja zamierza stworzyć format, do którego zaprosi reprezentacje, które nie wywalczyły awansu na MŚ 2026.

Cel jest jasny, chociaż nie ukrywa podtekstów. Poprzez nowy turniej RFS chce pokazać, że potrafi organizować imprezy i ma partnerów gotowych do współpracy. Dlatego liczy na to, że FIFA w przyszłości złagodzi sankcje.

Taki ruch miałby również wywrzeć presję na UEFA. Blokada klubów Premjer-Ligi jest dla Rosjan dotkliwa, dlatego każdy sygnał poparcia z zewnątrz mógłby wzmocnić narrację o „niesprawiedliwych” decyzjach.

Problem polega na tym, że ewentualni uczestnicy musieliby liczyć się z reakcją własnych federacji oraz opinii międzynarodowej. Większość państw nie zdecyduje się na udział, ponieważ wysłaliby polityczny komunikat, z którym nie chcą być kojarzeni. Z tego powodu trudno przewidzieć, czy turniej miałby jakiekolwiek realne powodzenie.

Rosja próbuje jednak działać, ponieważ chce zdążyć przed mundialem 2030. Liczy na to, że nacisk medialny i szukanie alternatyw wymusi dyskusję o zniesieniu sankcji. Na ten moment brak jednak sygnałów, aby FIFA albo UEFA miały zmienić stanowisko.

Źródło: La Derecha, TASS

Trener Nigerii oskarża rywali o czarną magię. „Facet z DR Konga wykonywał voodoo” [WIDEO]

Eric Chelle, selekcjoner reprezentacji Nigerii, wskazał szokującą przyczynę porażki w meczu o awans do mundialu. Jego zdaniem rywale z Demokratycznej Republiki Konga mieli stosować czarną magię podczas serii rzutów karnych.

Ostra reakcja trenera i zarzuty po serii „jedenastek”

Nigeria walczyła o powrót na mistrzostwa świata. Jej droga prowadziła przez finał miniturnieju dla najlepszych ekip z drugich miejsc. Rywalem była reprezentacja Demokratycznej Republiki Konga. Mecz zakończył się remisem 1:1, dlatego o wszystkim zdecydowały rzuty karne. DR Konga zwyciężyła 4:3 i awansowała do interkontynentalnych baraży. Nigeria po raz drugi z rzędu nie pojedzie na mundial, co wywołało sporą burzę.

Podczas serii rzutów karnych Chelle zachowywał się nerwowo. Ruszył w stronę ławki przeciwników, ponieważ chciał ich skonfrontować. W pewnym momencie podniósł z murawy butelkę. Został jednak powstrzymany przez współpracownika. Gdy Chancel Mbemba przesądził o awansie swojej drużyny, doszło do krótkiej szarpaniny. Służby natychmiast oddzieliły obie strony.

W strefie mieszanej selekcjoner został zapytany o powody wybuchu. Jego słowa zaskoczyły wszystkich.

– Podczas całej serii rzutów karnych facet z DR Konga wykonywał voodoo. Za każdym razem, wciąż i wciąż. Dlatego byłem trochę zdenerwowany i próbowałem do niego podejść – powiedział Chelle.

Na prośbę o doprecyzowanie wykonał kilka szybkich ruchów dłonią i dodał:

– To było coś takiego [gest widoczny w wideo poniżej – przyp. red].

Według „The Athletic” federacja DR Konga stanowczo zaprzeczyła oskarżeniom. Teraz DR Konga zagra w interkontynentalnych barażach. W marcu zmierzy się z pięcioma innymi drużynami, czyli dwoma przedstawicielami CONCACAF oraz po jednym z Azji, Ameryki Południowej i Oceanii.

Źródło: ESPN Africa, WP Sportowe Fakty

Absolutny HIT! Trener przeprowadził rozmowę motywacyjną z kibicami [WIDEO]

Do niecodziennych scen doszło w Rzeszowie. Jeden z trenerów Resovii skrytykował swoich kibiców za zbyt słaby doping. Takiej wersji rozmowy motywacyjnej w polskiej piłce jeszcze chyba nie było.




W minioną niedzielę Resovia Rzeszów gościła na swoim obiekcie Wartę Poznań. Spotkanie zakończyło się wygraną przyjezdnych wynikiem 2:0. Tym samym po 17 kolejkach Warta jest wiceliderem tabeli II Ligi, z kolei Resovia okupuje dopiero 10. lokatę.

Trener wściekły na kibiców

Po tym meczu w mediach ukazało się bardzo ciekawe nagranie. Widać na nim, jak trener asystent wykrzykuje coś do kibiców. Aleksander Adamus, bo o nim mowa, w mocnych słowach wyraził swoje niezadowolenie z dopingu kibiców Resovii. Jego zdaniem, mniejsza grupka kibiców Warty była zdecydowanie bardziej słyszalna.

– Ku**a, w 15 przyjechali, w 15 ku**a i bardziej ich słychać niż Was – wykrzyczał Aleksander Adamus.

Dłuższe nagranie

Szerszy obraz sytuacji widać na poniższym nagraniu. Można na nim usłyszeć okrzyki kibiców oraz dłuższą wypowiedź trenera.

– W 15 przyjechali k***a. (…) Cały mecz k***a krzyczą. A wy krzyczycie najgłośniej k***a po meczu – dodał trener Adamus.

Decyzja klubu

Niedługo po zakończeniu meczu Resovia Rzeszów na swoich mediach społecznościowych poinformowała o decyzji odnośnie trenera Aleksandra Adamusa. Jak się okazało, decyzją zarządu szkoleniowiec został czasowo odsunięty od prac z pierwszą drużyną.




Co grozi reprezentacji Polski za rzucone race przez kibiców? Delegat UEFA ujawnia możliwy scenariusz

Kazimierz Oleszek ujawnił, co może grozić reprezentacji Polski i PZPN-owi w związku z wyrzuconymi przez kibiców racami. Zdaniem delegata UEFA, możliwy jest w zasadzie jeden rodzaj kary.

Za nami pierwszy mecz reprezentacji Polski podczas listopadowego zgrupowania. W piątek Biało-Czerwoni mierzyli się na Stadionie Narodowym z reprezentacją Holandii. Po dobrej grze Polacy wywalczyli remis 1:1. Przed nami ostatni mecz w elimanacjach MŚ 2026 – w poniedziałek Polacy zagrają na wyjeździe z Maltą.

Przy okazji wspomnianego meczu nie zabrakło wątków pozasportowych. Już przed startem meczu w mediach gruchnęła informacja odnośnie zakazu wniesienia oprawy na jeden z sektorów polskich kibiców. To spowodowało złość u tych najbardziej zagorzałych sympatyków, którzy w trakcie meczu wyrzucili race na murawę, przez co mecz musiał zostać na chwilę wstrzymany.

Czy reprezentację Polski, a w zasadzie PZPN, mogą spotkać negatywne konsekwencje tego wydarzenia? Okazuje się, że niestety tak. Szczegóły ujawnił Kazimierz Oleszek na łamach PAP. Zdaniem delegata UEFA, bardzo możliwa jest kara finansowa. Nie powinno jednak być mowy o zamknięciu stadionu lub jego części.

– PZPN grozi wysoka kara finansowa, tym bardziej że nie był to pierwszy raz, kiedy polscy kibice dali znać o sobie, a w przypadku „recydywy” kwoty idą w górę. Nie ma mowy jednak o tym, żeby z takiego powodu doszło do zamknięcia stadionu czy choćby sektora. To nie było zachowanie podszyte jakimiś względami politycznymi czy rasistowskimi, a w takich wypadkach UEFA jest bardzo restrykcyjna – przekazał Kazimierz Oleszek.

źródło: PAP/TVP Sport

Szef stowarzyszenia kibiców uderza w MSWiA. Mocny przekaz miał wywołać chaos przed meczem z Holandią

Mateusz Pilecki, lider stowarzyszenia „To My Polacy!”, ujawnił kulisy napięć przed spotkaniem Polska – Holandia. Według niego do PZPN miał trafić przekaz z MSWiA, który zaważył na decyzjach służb i doprowadził do eskalacji konfliktu z kibicami.

O co chodzi?

Pilecki stoi na czele ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kibiców Reprezentacji „To My Polacy!”, które odpowiada za oprawy oraz doping na meczach kadry. To grupa, która organizuje logistykę, sprzęt, nagłośnienie i oprawy wizualne, finansując je głównie z prywatnych środków oraz zbiórek kibiców. Dla wielu fanów to właśnie ta inicjatywa jest sercem sektora dopingującego Biało-Czerwonych.

To dlatego jego relacja z wydarzeń przy PGE Narodowym wzbudziła takie emocje. W Kanale Sportowym Pilecki ujawnił, że do PZPN miał trafić jednoznaczny komunikat z MSWiA, który zmienił dynamikę całego dnia. Według jego słów brzmiał on: jeśli się dogadacie z kibolami, to was zniszczymy.

Decyzje służb i narastająca frustracja

Pilecki podkreślił, że odmowa wniesienia oprawy nie była wynikiem nagłej decyzji.

– Jeśli policja robi jakieś inwigilacje, to nie robi tego w ostatni dzień i nie podejmuje decyzji w ostatni dzień. Mogli powiedzieć wcześniej. To był ewidentny prztyczek w nos – mówił.

Jego zdaniem przygotowywana przez tygodnie oprawa, kosztująca dziesiątki tysięcy złotych, została zablokowana bez uzasadnienia.

– Zostaliśmy potraktowani jak małe dzieci, gdy około godziny jedenastej czy dwunastej usłyszeliśmy: w sumie to nic nie wniesiecie. Czemu nie? Bo nie. Bo taka jest decyzja służb, policji – relacjonował.

Dodał również, że PZPN nie wspiera finansowo ich działań, co tylko zwiększyło poczucie frustracji.

W trakcie meczu doszło do kolejnej eskalacji. Race rzucone przez ultrasów spadły na murawę, a grupa prowadząca doping opuściła stadion w ramach protestu. PZPN w oficjalnym komunikacie potępił zachowania łamiące prawo i zapowiedział analizę działań służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo.

Ktoś przestraszył się kibiców?

Lider stowarzyszenia ocenił, że problem nie wynikał z samej oprawy, lecz z tego, że inicjatywa „To My Polacy!” zaczęła realnie jednoczyć środowisko kibiców.

– Wydaje mi się, że ci ludzie przestraszyli się tego, że nasza inicjatywa zaczęła nabierać tempa. Zjednoczyliśmy kibicowską Polskę. Jak komuś może przeszkadzać patriotyzm, polskość i to, że są ludzie chcący wspierać nasz kraj i piłkarzy? – komentował.

Po głośnym remisie z Holandią reprezentacja przygotowuje się do kolejnego meczu, który odbędzie się 17 listopada na Malcie.

Źródło: Kanał Sportowy

EkstraklasaTrolls.pl
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.