Koniec Piątka w Hercie? Nowy trener nie widzi dla Polaka miejsca w składzie

Czy to koniec przygody Krzysztofa Piątka z Herthą Berlin? Po tym, jak na stanowisku pierwszego trenera doszło do zmiany, sytuacja Polaka uległa osłabieniu. Nowy trener Herthy Bruno Labbadia nie widzi miejsca w składzie dla Polaka.

Wraz z początkiem roku nadzieje w Hercie był ogromne. Nowy trener w postaci Jurgen Klinsmanna. Nowy inwestor, a wraz z nim ogromna suma pieniędzy. Dokonano również ciekawych transferów. Do Berlina przybyli m.in. Piątek oraz Cunha. Zapowiedzi władz klubu był zdecydowanie przesadzone. Jak zapowiadali, Hertha miała stać się nową futbolową potęgą. A dalszą część bajki już znacie…

Myśleliśmy, że sytuacja Piątka przed przerwaniem rozgrywek była przeciętna. 8 meczów, 2 bramki. Jak to mawiał klasyk „No tak średnio bym powiedział”. Gdy dorzucimy do tego wyniki notowane przez Herthę, to wyjdzie nam jeszcze większa masakra. Choć wtedy był jeden pozytyw – Polak miał miejsce w pierwszym składzie. Naszła przerwa w rozgrywkach, a w międzyczasie dokonano zmiany trenera, Klinsmanna zastąpił Labbadia i w ten sposób Polak stracił pozycję w pierwszym składzie.

W pierwszym meczu po przerwie Piątek wszedł z ławki na 11 minut spotkania, w których nie zaprezentował nic nadzwyczajnego. Polak rozpoczął mecz na ławce po raz pierwszy od czasu debiutu w Hercie. Do tego znakomitą dyspozycję zaprezentował Ibisević, który zdobył bramkę i zebrał świetne recenzje w mediach. Niemiecki „BILD” wystawił mu notę „2” co oznacza bardzo dobry występ. Jeśli nowy szkoleniowiec Herthy pójdzie wraz z zasadą, że zwycięskiego składu się nie zmienia, to na próżno będzie szukać nazwiska Polaka w wyjściowej „11”. Po ostatnim meczu Labbadia oceniając występ graczy z ofensywy, nie wspomniał nic o Piątku.

– Widać było, że bardzo chciał, włączał się do akcji, był aktywny, szukał gry. Z drugiej strony Vedad Ibisević, który wyszedł w pierwszym składzie, zagrał świetny mecz, więc Piątkowi trudno będzie z nim wygrać – skomentował Andrzej Juskowiak

 

fot. Hertha BSC

 

Kibic Liverpoolu przeprowadził własną fetę mistrzowską! [WIDEO]

Umówmy się, jeśli tylko sezon zostanie rozegrany do końca, to mistrzem zostanie Liverpool. Jednak, by do tego doszło, rozgrywki muszą zostać wznowione, a wszystkie mecze muszą być rozegrane. Tak więc Liverpool jest jeszcze daleki od mistrzostwa. Mimo to, jeden z kibiców postanowił przeprowadzić przedwczesną fetę mistrzowską!

Sytuacja w kolejnych ligach krajowych zmienia się jak w kalejdoskopie. Niemcy właśnie wznowili rozgrywki Bundesligi, podczas gdy liga holenderska, czy francuska definitywnie zakończyły sezon. W Anglii fanatycy Liverpoolu modlą się o powrót rozgrywek i przypieczętowanie mistrzostwa. Po drugiej stronie barykady znajdują się kibice ich odwiecznych rywali z Manchesteru, którzy tylko śnią o tym, aby sezon nie został wznowiony, a mistrzostwo nie zostało przyznane.

Jeden z fanów The Reds – tajski biznesmen o nazwisku, które ciężko, chociażby przepisać (Kongkiat Inthraseesangwon) kupił ciężarówkę, a następnie przemalował ją w barwy i logo klubu z Liverpoolu po to, by świętować mistrzostwo w jednym z tajskich miast. Planował dokonać tego na wcześniej, lecz przez pandemię koronawirusa musiał z tego zrezygnować. Teraz miarka się przebrała. Tajski biznesmen widocznie znudził się oczekiwaniem na mistrzostwo, więc postanowił przedwcześnie świętować trium jego ulubieńców. Cała operacja związana z kupnem oraz modernizacją ciężarówki kosztowała go skromne 250 000$.

„Planowałem zaprezentować ciężarówkę z innymi kibicami w czasie, kiedy zawodnicy Liverpoolu wznosiliby trofeum. Z powodu pandemii liga została przerwana, więc postanowiłem zrobić obchód z wyprzedzeniem. Myślę, że te pieniądze zostały właściwie wydane. Zwycięstwo w rozgrywkach byłoby pierwszym triumfem od 30 lat. Fani zasługują na celebrację!” – W taki sposób o swoim sposobie na świętowanie wypowiedział się sam zainteresowany.

 

 

pzpn

Koniec konfliktu na linii Hutnik – Motor! Oba kluby z awansem do drugiej ligi

Dywagacje na temat awansu do drugiej ligi właśnie dobiegły końca. Kilka dni temu z awansu cieszył się Motor Lublin, a dziś PZPN zadecydował o awansie do drugiej ligi obu klubów.

Sytuacja w 3. lidze była nad wyraz ciekawa, ale również trudna do zadecydowania o tym, komu należy się awans do wyższej klasy rozgrywkowej. W czasie wstrzymania rozgrywek po 19. kolejkach oba kluby uzbierały 36 punktów. Wówczas na pierwszym miejscu plasował się Hutnik, który zwyciężył w jedynym rozegranym bezpośrednim starciu. Przed kilkoma dniami Lubelski Związek Piłki Nożnej, który jest odpowiedzialny za przeprowadzenie rozgrywek na tym poziomie rozgrywek, zadecydował o przyznaniu awansu Motorowi, który zanotował lepszy bilans bramkowy.

Wokół decyzji zebrało się wiele negatywnych opinii. Z tego powodu w sprawę zaingerował PZPN ze Zbigniewem Bońkiem na czele. Decyzja PZPN-u jest jasna i czytelna – zarówno Motor Lublin, jak i Hutnik Kraków otrzymały promocję do wyższej klasy rozgrywkowej. Wilk syty i owca cała – oba kluby zobaczymy w sezonie 2020/2021 w rozgrywkach drugiej ligi.

Myślę, że dzięki tej decyzji zwyciężył przede wszystkim sport i zdrowy rozsądek. Absolutnie nie chcę włączać się w dyskusję i interpretację przepisów Lubelskiego Związku Piłki Nożnej, który autonomicznie prowadził rozgrywki w grupie IV, III ligi piłkarskiej. Mam nadzieję, że przyjęte rozwiązanie zadowoli wszystkich zainteresowanych, a Motor Lublin i Hutnik Kraków pomyślnie przejdą proces licencyjny i swą obecnością oraz klasą sportową wzmocnią drugoligowe zmagania – tak decyzję skomentował Zbigniew Boniek

Również ciekawa sytuacja miała miejsca w 1. grupie tego samego szczebla rozgrywek. Z owej grupy awans został przyznany Sokołowi Ostróda, który z zaledwie jednym punktem przewagi wyprzedził rezerwy warszawskiej Legii. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że oba zespoły miały zaległy mecz do rozegrania. W przypadku zwycięstwa rezerw Legii awans przypadł by właśnie im.

W zeszłą niedzielę apel o rozegranie zaległego meczu złożyła Legia Warszawa. Pełna treść listu w odnośniku poniżej.

fot. PZPN

Jak będzie wyglądała piłka w Hiszpanii po przerwie? Znamy pierwsze zasady!

W miniony weekend wróciła pierwsza liga z TOP 5 – Bundesliga. Zanim dołączą do niej kolejne ligi, przyjdzie nam jeszcze poczekać. A kiedy wróci liga hiszpańska?

Liga hiszpańska została przerwana 12 marca z uwagi na pandemię koronawirusa, a ostatni mecz został rozegrany 10 marca. Obecnie nie jest znana dokładna data powrotu rozgrywek. Spekuluje się, by sezon wznowić w połowie czerwca, natomiast rozgrywki zakończyłyby się pod koniec lipca. Mimo że nie jest jeszcze znana oficjalna data powrotu, to w tamtejszych mediach pojawiają się pierwsze plany, zasady oraz obostrzenia, jakie miałyby obowiązywać po powrocie futbolu. Przypomnijmy, wczoraj wszystkie kluby rozpoczęły treningi grupowe.

Jak podaje hiszpański „AS”: Mecze LaLigi będą się odbywać we wszystkie dni tygodnia. Jest również jedno obostrzenie, każda drużyna będzie musiała mieć co najmniej 72 godziny przerwy pomiędzy spotkaniami. Dodatkowo w niektórych regionach Hiszpanii niektóre pojedynki mogą zaczynać się nawet o godzinie 23:00.

Do końca sezonu w Hiszpanii pozostało 11 kolejek. Na moment wstrzymania rozgrywek, fotel lidera należał do FC Barcelony, która posiadała zaledwie 2 punkty przewagi nad Realem Madryt. Na dnie tabeli niespodziewanie znajduje się Espanyol, który traci do bezpiecznej strefy 6 punktów.