Ogromny błąd sędziego w hicie Ekstraklasy. Po meczu spotkał się z piłkarzami

Bartosz Frankowski popełnił ogromny błąd w hitowym meczu Ekstraklasy pomiędzy Górnikiem Zabrze a Jagiellonią Białystok. Jak się okazuje, arbiter po meczu przeprosił piłkarza za swój błąd.

W ten weekend mieliśmy dwa hitowe mecze w PKO BP Ekstraklasie. Wieczorem Legia zmierzyła się z Lechem. Wcześniej jednak doszło do starcia lidera z wiceliderem – Górnik Zabrze podjął na własnym obiekcie Jagiellonię Białystok. Spotkanie to zakończyło się wygraną gospodarzy 2:1, dzięki czemu Górnik wyprzedził Jagiellonię i objął prowadzenie w ligowej tabeli.




Błąd Frankowskiego

Niestety, hitowe starcie Górnika z Jagiellonią nie obyło się bez kontrowersji. W jednej z sytuacji Dimitris Rallis wychodził do sytuacji niemalże sam na sam z bramkarzem Górnika. Został on jednak pchnięty przez rywala, co poskutkowało jego upadkiem. Mimo to Bartosz Frankowski oraz jego zespół nie dopatrzyli się w tej sytuacji przewinienia.

Kolejna kontrowersja

Powyższa sytuacja była kluczowa. Pojawiły się jednak również mniejsze kontrowersje. Jak chociażby atak łokciem Lukasa Podolskiego na Oskara Pietuszewskiego. Wiele osób domagało się w tej sytuacji czerwonej kartki.

Refleksja Frankowskiego

Bartosz Frankowski szybko zreflektował się, że popełnił błąd. Jak podaje „Weszło”, arbiter spotkał się po meczu z piłkarzami Jagiellonii. 39-latek przeprosił za swój błąd. Zespół Jagi przyjął przeprosiny. Frankowski miał również rozmawiać indywidualnie z Tarasem Romanczukiem.

Jak czytamy na „Weszło”, Frankowski miał być załamany popełnionym błędem. Z kolei drużyna Jagiellonii miała mieć pretensje przede wszystkim do zespołu VAR, który nie zareagował w omawianej sytuacji.





źródło: Weszło

Leszek Ojrzyński reaguje na kontrowersyjny rzut karny: „Będę kazał zawodnikom się depilować”

Leszek Ojrzyński nie był zadowolony z pracy sędziów w ostatnim meczu Zagłębia Lubin przeciwko Termalice Bruk-Bet Nieciecza. Trenerowi Zagłębia nie spodobała się decyzja o podyktowaniu rzutu karnego dla Termaliki po zagraniu ręką.

Termalica z Zagłębiem na remis

W piątkowy wieczór Zagłębie Lubin rywalizowało na wyjeździe z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza. Było to starcie otwierające 13. kolejkę PKO BP Ekstraklasy. Spotkanie zakończyło się podziałem punktów. Końcowy wynik to 1:1.

W omawianym spotkaniu jako pierwsze na prowadzenie wyszło Zagłębie. Bramkę na 1:0 zdobył Leonardo Rocha. Radość zespołu Leszka Ojrzyńskiego nie trwała jednak długo. Po 10 minutach Termalica doprowadziła do wyrównania za sprawą gola Macieja Ambrosiewicza. 27-latek wykorzystał rzut karny.




Kontrowersyjny rzut karny

Rzut karny dla Termaliki został podyktowany za zagranie piłki ręką. Po uderzeniu Krzyszofa Kubicy piłka dosłownie musnęła rękę jednego z obrońców Zagłębia. Akcję zobaczycie na załączonym nagraniu poniżej.




Komentarz Ojrzyńskiego

Decyzja sędziego o podyktowaniu rzutu karnego dla Termaliki wywołała wiele kontrowersji. W słowach nie przebierał Leszek Ojrzyński. Trener Zagłębia był poirytowany nie tylko tą sytuacją, ale ogólną pracą sędziów na przestrzeni całego meczu.

– Niestety nie jesteśmy zadowoleni z tego występu. Jesteśmy źli na siebie, ale też na decyzje sędziów – rozpoczął Leszek Ojrzyński.

– Od dzisiejszego dnia będę kazał zawodnikom się depilować, bo piłka idzie po włosach i jest podyktowany rzut karny na 1:1. Według mnie piłka nie zmieniła kierunku, nie szła też w bramkę – ocenił trener Zagłębia Lubin.

– Druga sytuacja podobnie – błędna decyzja arbitra, bo faulu nie było, a sędzia od razu pochopnie pokazał na wapno. Potem się z tej decyzji wycofał – nasz zawodnik został ukarany drugą żółtą kartką i graliśmy w dziesięciu, choć faulu nie było. Później jednak okazało się, że przewinienie było, bo gwizdek zabrzmiał i nie można było tego odwołać. Niestety byliśmy pokrzywdzeni tą decyzją, bo przepisy są takie, że nie można było też kartki odwołać. Oglądałem to kilkanaście razy i jestem przekonany, że żadnego faulu nie było – skomentował Ojrzyński.

Liczby mówią wszystko. Lech doznał największej kompromitacji w historii polskiej piłki

Porażka Lecha Poznań z Lincoln Red Imps była największą kompromitacją w historii polskiej piłki klubowej. Mówią o tym liczby, a dokładnie ranking ELO.




Wczorajszy wieczór z pewnością zostanie zapamiętany przez polskich kibiców na bardzo długo. Wszystko za sprawą porażki Lecha Poznań. Kolejorz niespodziewane poległ na Gibraltarze w starciu z tamtejszym Lincoln Red Imps. Gibraltarczycy pokonali Lecha 2:1, a wynik ten był dziełem przypadku.

Według rankingu ELO, Lincoln Red Imps było drugą najsłabszą drużyną w historii, której udało się pokonać polski zespół w europejskich pucharach. Gorszy był tylko armeński Gandzaspar Kapan, przeciwko któremu w 2018 roku przegrał… również Lech Poznań. Kolejorz ogólnie bryluje pod tym względem. Jak zauważa AbsurDB, aż 8 z 21 porażek polskich klubów przeciwko drużynom o najniższym współczynniku ELO należy właśnie do Lecha Poznań.

A co gdyby wziąć pod uwagę największą różnicę ELO między polskim klubem, a jego rywalem? W takim przypadku mecz Lecha z Lincoln jest już nie na drugim, ale na pierwszym miejscu! Tym samym możemy uznać to za największą kompromitację polskiego klubu w historii europejskich pucharów. Gdyby wziąć uwagę TOP 10, to tu również bryluje Lech, który pojawia się w takim zestawieniu 5-krotnie. Dane przedstawił na swoim profilu niezawodny AbsurDB.




Dodatkowo AbsurDB postarał się poszukać największych kompromitacji w historii europejskich pucharów, nie tylko z udziałem polskich zespołów. Z jego danych wynika, że było tylko 5 większych kompromitacji pod względem różnicy ELO. Na pierwszym miejscu znajduje się mecz FBK Kaunas – Glasgow Rangers (2:1).

Nietypowe wyniki oglądalności polskich klubów w Lidze Konferencji. Najwięcej widzów oglądało kompromitację Lecha Poznań

Wyniki oglądalności czwartkowych meczów polskich klubów w Lidze Konferencji są całkiem zaskakujące. Co ciekawe, najwięcej widzów zebrał mecz z udziałem Lecha Poznań.




Za nami kolejny tydzień z udziałem polskich klubów w Lidze Konferencji. W miniony czwartek została rozegrana druga kolejka tych rozgrywek. Polscy kibice mogą mieć po niej mieszane odczucia. Z jednej strony Legia pokonała Szachtar (2:1), a Jagiellonia wywalczyła remis z faworyzowanym Strasbourgiem (1:1). Z drugiej strony Raków tylko zremisował z Sigmą Ołomuniec (1:1), a Lech skompromitował się, przegrywając z gibraltarskim Lincoln Red Imps (1:2).

Mecze z udziałem polskich klubów gromadzą całkiem sporą widownię. Co jednak ciekawe, największą liczbę widzów zgromadził mecz z udziałem Lecha Poznań! 349 tysięcy kibiców oglądało kompromitację Kolejorza w starciu z mistrzem Gibraltaru. Niewiele mniej widzów oglądało zwycięstwo Legii nad Szachtarem (328 tysięcy). Mecze Jagiellonii i Rakowa były dla kibiców drugim wyborem, ich wyniki oglądalności to kolejno 204 tysięcy i 157 tysięcy. Wyniki oznaczają średnią liczbę widzów w trakcie transmisji.




Kolejny awans w rankingu UEFA! Pomimo kompromitacji Lecha Poznań

Za nami kolejny tydzień z polskimi klubami w Lidze Konferencji. Polska liga uzyskała kolejny awans w rankingu krajowym UEFA.




W czwartek została rozegrana druga kolejka fazy ligowej Ligi Konferencji. Swoje mecze rozegrały cztery polskie zespoły. Niestety, ten tydzień nie był zbyt owocny dla naszych przedstawicieli. Swoje spotkania zdołała wygrać jedynie Legia Warszawa (2:1 vs Szachtar Donieck). Remis wywalczyła Jagiellonia Białystok (1:1 vs Strasbourg) oraz Raków Czestochowa (1:1 vs Sigma Ołomuniec). Niestety, porażkę zanotował Lech Poznań, który skompromitował się w starciu z drużyną z Gibraltaru (1:2 vs Lincoln Red Imps).

W tym tygodniu polski kluby mogły wywalczyć łącznie 2 punkty do rankingu krajowego UEFA. Wymienione wyżej rezultaty dały nam jedynie 1 punkt. Wynik nie jest zbyt okazały, mimo to dał nam awans na 12. pozycję w rankingu UEFA. Po dzisiejszym dniu wyprzedziliśmy Norwegię. Była również szansa wyprzedzić Grecję, jednak do tego nam trochę zabrakło. Szansa na kolejny awans już za tydzień.




Michał Żewłakow komentuje zamieszenie wokół Edwarda Iordanescu! „Jestem gotów ponieść konsekwencje”

Michał Żewłakow spotkał się z dziennikarzami i wyjaśnił wydarzenia z ostatnich kilku dni. Z jego wypowiedzi jasno wynika, że Edward Iordanescu – póki co – będzie dalej prowadził Legię Warszawa. Żewłakow przyznał, że osobiście ręczy za rumuńskiego szkoleniowca.




Ostatnie dni w Legii Warszawa nie należały do najspokojniejszych. W niedzielę Legioniści polegli w starciu z Zagłębiem Lubin wynikiem 1:3. Po tej porażce dużo zaczęło się mówić na temat Edwarda Iordanescu. W mediach pojawiły się informacje mówiące o ewentualnej dymisji rumuńskiego szkoleniowca. Doniesienia były jednak dementowane przez samą Legię.

Zdementowane informacje

W środę Michał Żewłakow spotkał się z dziennikarzami. Dyrektor sportowy Legii Warszawa wyjaśnił wszelkie nurtujące kwestie. Żewłakow zdementował, jakoby Iordanescu podał się do dymisji. 49-latek podkreślił zaufanie do rumuńskiego szkoleniowca.

– Doszło do rozmów z trenerem, natomiast były to rozmowy, które dotyczyły omawiania tego, co się wydarzyło do tej pory, co nas czeka i co trzeba zrobić, by poprawić obecną sytuację – ujawnił Michał Żewłakow.

– Nie było żadnej dymisji. Odbyliśmy szczerą rozmowę, w której omówiliśmy różne scenariusze, które mogą się wydarzyć, ale nie muszą. Jako dyrektor sportowy mam zaufanie do trenera, ponieważ od momentu, kiedy przyszedł do klubu, a nie trafił tu w łatwym momencie, udowadniał, że potrafi sobie radzić sportowo z różnymi przeciwnościami – uzupełnił.




Odpowiedzialność

Żewłakow podkreślił, że bierze odpowiedzialność za wybór Iordanescu na stanowisko pierwszego trenera Legii. Stwierdził, że być może jest to obecnie najtrudniejszy moment sezonu.

– Jestem odpowiedzialny za wybór tego trenera i jestem gotów ponieść konsekwencje. Nie wiem, czy mogę zrobić coś więcej, ale naprawdę wierzę w tego szkoleniowca. To on przeprowadził mnie przez kilka trudnych momentów i wierzę, że przez ten – być może najtrudniejszy – moment też przejdziemy – skomentował Michał Żewłakow.

–  Czy postawiliśmy trenerowi ultimatum? Nie, nie ubieramy tego w ramy czasowe czy punktowe, ponieważ spotęgowałoby to jeszcze tylko dodatkowe emocje i presję. Chcę, by od jutra było widać poprawę w grze i symptom tego, że idziemy w dobrym kierunku – uzupełnił 49-latek.

źródło: legia.net

Jest decyzja ws. Iordanescu. Wiadomo, kto poprowadzi Legię w meczu z Szachtarem

W mediach ukazały się nowe informacje dotyczące sytuacji Edwarda Iordanescu. Na ten moment Rumun ma kontynuować swoją pracę.

Od kilku dni głównym tematem rozmów w polskiej piłce jest sytuacja Edwarda Iordanescu. Media informował o rzekomej chęci odejścia rumuńskiego trenera i jego gotowości do podania się do dymisji. Wszystkiemu zaprzeczał do tej pory klub, który prowadził narrację, że Iordanescu wciąż jest trenerem Legii, a tematu dymisji nie było.




Sprawa Edwarda Iordanescu jest mocno zagmatwana. W mediach pojawiają się sprzeczne ze sobą doniesienia. Ciężko jednak uwierzyć w to, aby projekt z Iordanescu na czele był długofalowy. Wydaje się, że obecnie powinno się zadawać nie czy, tylko kiedy Rumun odejdzie z klubu.

Najnowsze wieści dotyczące sytuacji w Legii Warszawa opublikował Piotr Koźmiński z „Goal.pl”. Według jego informacji, Iordanescu na ten moment zostaje w Legii. W środę ma wraz z drużyną udać się do Krakowa, na czwartkowy mecz Ligi Konferencji. Rumun ma pojawić się na przedmeczowej konferencji prasowej, a następnie poprowadzić zespół w starciu z Szachtarem. Koźmiński podkreśla jednak, że nie wiadomo, jak długo potrwa jeszcze praca rumuńskiego szkoleniowca w stołecznym klubie.





źródło: Goal.pl

Tak Robert Lewandowski zareagował na swoją kontuzję. „O cholera…”

Mateusz Święcicki ujawnił, jak Robert Lewandowski zareagował na wieść o swojej kontuzji. Pierwotnie 37-latek nie zdawał sobie sprawy z powagi swojego urazu.

Robert Lewandowski pojawił się na październikowym zgrupowaniu reprezentacji Polski. W pierwszym meczu z Nową Zelandią 37-latek odpoczywał. Jednak zagrał już w eliminacyjnym starciu z Litwą, w którym zagrał pełne 90 minut. Po powrocie do Barcelony stwierdzono jednak uraz u polskiego piłkarza. Pierwsze doniesienia informowały, że Polaka czeka kilkutygodniowa przerwa.




Nikt nie zakładał kontuzji Roberta Lewandowskiego. Wszak rozegrał on pełne 90 minut w meczu z Litwą. Nie zakładał tego również sam Robert Lewandowski. Jak ujawnił Mateusz Święcicki na antenie „Meczyków”, sam zainteresowany nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji.

– Lewy był przekonany, że to kwestia dwóch dni i wróci do gry. Po badaniach była jednak reakcja na zasadzie: „O cholera. To jednak jest poważny kłopot”. Stan zdrowia w jego ocenie był zupełnie inny niż wykazały to badania – ujawnił Mateusz Święcicki.

W tym sezonie Robert Lewandowski nie odgrywa już aż tak znaczącej roli w FC Barcelonie, jak to miało miejsce w poprzednich sezonach. Do tej pory Robert wystąpił w 9 meczach, w których strzelił 4 bramki.




Zbigniew Boniek wrócił do zwolnienia Jerzego Brzęczka. „Miałem odwagę się z nim pożegnać”

Zbigniew Boniek na antenie „Meczyków” wrócił do kwestii zwolnienia Jerzego Brzęczka z seniorskiej reprezentacji Polski. Z jego wypowiedzi dowiadujemy się, że Brzęczek został zwolniony z powodów pozasportowych.

W 2018 roku z reprezentacją Polski pożegnał się Adam Nawałka. Jego następcą został Jerzy Brzęczek. Decyzja ta wywołała niemałe poruszenie w polskich mediach. Brzęczek w roli selekcjonera seniorskiej reprezentacji Polski spędził niespełna 3 lata, prowadząc w tym czasie Biało-Czerwonych w 24 meczach. Pomimo awansu na EURO 2020 Zbigniew Boniek zdecydował się zwolnić Brzęczka kilka miesięcy przed turniejem finałowym.




W tym roku Jerzy Brzęczek ponownie został zakontraktowany przez Polski Związek Piłki Nożnej. Tym razem został on selekcjonerem reprezentacji do lat 21. Początek pracy Brzęczka z drużyną młodzieżową jest znakomity. Wszystkie 4 dotychczasowe mecze kończyły się zwycięstwami Biało-Czerwonych. Na szczególnie uznanie zasługuje ostatnia wygrana nad Szwecją okazałym wynikiem aż 6:0.

Zwolnienie Jerzego Brzęczka z seniorskiej reprezentacji Polski w 2021 roku wywołało wiele kontrowersji. Przede wszystkim z uwagi na timing tej decyzji. Po ponad 4 latach do tego tematu wrócił Zbigniew Boniek w programie na antenie „Meczyków”. Były prezes PZPN przyznał, że decyzja o zwolnieniu Brzęczka nie wynikała z powodów sportowych.

– Lubię i szanuję Jurka Brzęczka. Kto wie, ten wie, dlaczego z niego zrezygnowałem. To nie były powody sportowe. Gdyby Jurek miał dzisiejsze doświadczenie, to w życiu bym nie szukał nowego selekcjonera. Dałem mu 100% poparcia w każdej chwili. Kiedy jednak go prosiłem o 4-5 rzeczy, które musi zmienić przy tej reprezentacji i nagle się okazuje, że nie można tego zmienić lub nie chce się tego zmienić, to trzeba mieć czasami odwagę [podjąć trudną decyzję]. Miałem odwagę zrobić go selekcjonerem i – niestety – miałem odwagę się z nim pożegnać. Uważam, że to było lepsze dla reprezentacji i polskiej piłki. Nikt nie wie jednak, co by było gdyby – skomentował Zbigniew Boniek.

– Może mógłbym zrobić wtedy konferencję i podać przyczyny decyzji. (…) Aspekt pozasportowy był decydujący. Jeśli Jurek powie mi kiedyś, że chce wiedzieć, dlaczego, to ja to powiem. Ale to musiałby on zdecydować – uzupełnił.




Kiedy zadebiutuje Benjamin Mendy? Trener ujawnia: „Będzie musiał być w lepszej formie”

Trener Pogoni Szczecin udzielił nowych informacji odnośnie dyspozycji Benjamina Mendy’ego. Póki co Francuz pracuje nad powrotem do formy.




Letnie okno transferowe w PKO BP Ekstraklasie było nad wyraz ciekawe. Do naszej ligi sprowadzono wielu ciekawych piłkarzy. Jednym z najgłośniejszych ruchów było sprowadzenia Benjamina Mendy’ego do Pogoni Szczecin. Mistrz świata z reprezentacją Francji podpisał we wrześniu kontrakt z Portowcami do końca tego sezonu.

Od podpisania kontraktu przez Benjamina Mendy’ego minął już ponad miesiąc. Mimo to Francuz wciąż nie zadebiutował w barwach Pogoni. Kiedy to nastąpi? Z ostatniej wypowiedzi Thomasa Thomasberga, trenera Portowców, wynika, że będzie na to jeszcze trzeba poczekać.




– Wiem, że jest dużo zainteresowania zawodnikami kontuzjowanymi. Tymi, których nie widać i którzy nie grają z jakichś powodów. Odpowiedź będzie raczej nudna. Nie wiem, kiedy będzie w stanie zagrać. Aby to zrobić, będzie musiał być w lepszej formie. Pracuje nad tym, ale na ten moment nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy będzie gotowy – powiedział Thomas Thomasberg.

fot. Pogoń Szczecin (YouTube)
źródło: Pogoń Szczecin

Ranking najlepiej zarabiających piłkarzy wg „Forbes”. Cristiano Ronaldo zdeklasował konkurencję

Magazyn „Forbes” przygotował ranking najlepiej zarabiających piłkarzy na świecie. Cristiano Ronaldo okazał się zdecydowanym zwycięzcą.

Ranking stworzony przez magazyn „Forbes” ukazuje 10 najlepiej zarabiających piłkarzy na świecie. Zestawienie obejmuje zarobki za sezon 2025/2026. Uwzględnione są zarówno zarobki „z boiska” jak i „spoza boiska”. Pierwsza kategoria to przede wszystkim wynagrodzenie uzyskane od klubu z tytułu kontraktu. Natomiast druga kategoria dotyczy przede wszystkim aktywności sponsorskich.




Na szczycie rankingu znalazł się Cristiano Ronaldo. Portugalczyk zdeklasował konkurencję. Jego szacowane zarobki wyniosły 280 milionów dolarów. Z czego 230 milionów to zarobki „z boiska” a pozostałe 50 to wpływy „pozaboiskowe”.

Drugie miejsce przypadło Leo Messiemu. Jego szacunkowe wpływy wyniosły 130 milionów dolarów, co jest ponad 2 razy mniejszą sumą niż w przypadku Cristiano Ronaldo. Co ciekawe, większą część zarobków Argentyńczyka stanowią wpływy pozaboiskowe (70 milionów dolarów) i jest to jedyny taki przypadek w całym zestawieniu.

Podium uzupełnił Karim Benzema. Obecność Francuza na 3. miejscu w zestawieniu może wiele osób zadziwić. Jego łączne zarobki są szacowane na 104 miliony dolarów. Składa się na to 100 milionów z tytułu kontraktu oraz 4 miliony z aktywności pozaboiskowej.

Najlepiej zarabiający piłkarze wg „Forbes”:

  1. Cristiano Ronaldo – 280 milionów dolarów (230 mln „z boiska” + 50 mln „spoza boiska”)
  2. Leo Messi – 130 mln (60 mln + 70 mln)
  3. Karim Benzema – 104 mln (100 mln + 4 mln)
  4. Kylian Mbappe – 95 mln (70 mln + 25 mln)
  5. Erling Haaland – 80 mln (60 mln + 20 mln)
  6. Vinicius Jr – 60 mln (40 mln + 20 mln)
  7. Mohamed Salah – 55 mln (35 mln + 20 mln)
  8. Sadio Mane – 54 mln (50 mln + 4 mln)
  9. Jude Bellingham – 44 mln (29 mln + 15 mln)
  10. Lamine Yamal – 43 mln (33 mln + 10 mln)





źródło: Forbes

Szewczenko zapytany o Lewandowskiego w Milanie. Postawił jeden warunek. „Słowo klucz”

Andrij Szewczenko zostały zapytany o ewentualne przenosiny Roberta Lewandowskiego do AC Milan. Ukrainiec jest na „tak”, pod jednym warunkiem.

Od 2022 roku Robert Lewandowski jest piłkarzem FC Barcelony. Wraz z końcem tego sezonu wygasa jego kontrakt. Możliwe jest przedłużenie współpracy między obiema stronami, jednak w ostatnim czasie robi się to coraz mniej prawdopodobne. Głównie z uwagi na bardzo wysokie zarobki Polaka, a przy tym coraz wyższy jego wiek. W ostatnim czasie napiętrzają się równiej kontuje u 37-latka.




Gdzie zagra Robert Lewandowski, jeśli nie przedłuży kontraktu z FC Barceloną? W ostatnim czasie w mediach pojawił się temat ewentualnych przenosin do Włoch. A konkretnie pojawiła się informacja o AC Milan. Czy Robert poradziłby sobie w tym zespole? Głos w tej sprawie zabrał Andrij Szewczenko w rozmowie z „goal.pl”. Zdaniem Ukraińca, głównym warunkiem jest motywacja polskiego piłkarza.

– To jest przede wszystkim kwestia motywacji. Dla mnie w tym przypadku to słowo klucz. Motywacja – stwierdził Andrij Szewczenko.

W rozmowie z „goal.pl” Szewczenko został zapytany, czy głównym warunkiem nie powinna być kwestia zdolności fizycznych. Zdaniem 49-latka zdecydowanie tak nie jest. Podał przykład Luki Modricia, który jest o 3 lata starszy od Roberta, a radzi sobie w Milanie bardzo dobrze.

– Nie. Bo wszyscy znamy Roberta. Wiemy jak dba o ten aspekt, jak jest przygotowany, jak pilnuje swojego odżywiania. Wzór. Słowem, od lat robi wszystko, aby jego organizm był przygotowany do dużego wysiłku, na najwyższym poziomie. Oczywiście, urazy będą się zdarzały, ale myślę, że o aspekt fizyczny nie ma się co obawiać. Zresztą, spójrz na Lukę Modricia. On doskonale pokazuje, że można. A przecież jest starszy od Roberta – ocenił Szeweczenko.

– Wspomniany Modrić pokazał, że można dalej grać w Europie, na najwyższym poziomie. Jak mówię, w kwestii Robert i AC Milan chodzi przede wszystkim o kwestie motywacyjne – zaznaczył Ukrainiec.





źródło: goal.pl

Zbigniew Boniek ujawnił kulisy słynnego tweeta. „Jak go zobaczyłem, mówię: Ćwiąkała, młody Ćwiąkała”

Minęło 10 lat od słynnego wpisu Zbigniewa Bońka na Twitterze. Na antenie Kanału Sportowego Boniek ujawnił kulisy całego wydarzenia.




W 2015 roku Zbigniew Boniek zamieścił wpis, który przeszedł do historii polskiej społeczności Twittera. W owym wpisie ówczesny prezes PZPN załączył swoje zdjęcie z dzieckiem łudząco podobnym do Tomasza Ćwiąkały. Do zdjęcia dodał również opis: „Mówili, że mój przyjaciel Ćwiąkała nie przyjedzie, mylili się”.

Od wpisu Zbigniewa Bońka minęła już ponad dekada. Kulisy powstania tego tweeta poznaliśmy w środowy wieczór. Boniek pojawił się na antenie Kanału Sportowego, którego gościem był również Tomasz Ćwiąkała, i wyjaśnił, jak doszło do całego zamieszania.

– Przede wszystkim była fajna, sympatyczna atmosfera, bo to było wesele jednego z naszych wspólnych znajomych. Zostałem zaproszony, byłem na weselu naszego wspólnego znajomego – rozpoczął Zbigniew Boniek.

– No i w pewnym momencie idę, widzę tego dzieciaka i, jak Boga kocham, jak go zobaczyłem, mówię: „Ćwiąkała, młody Ćwiąkała” – powiedział były prezes PZPN.

– Spytałem się rodziców: „Przepraszam, mam taką sprawę. Czy mogę sobie zrobić z waszym dzieciakiem zdjęcie, bo mam przyjaciela, mam znajomego, który absolutnie jest do tego chłopaka podobny”. Oczywiście powiedzieli: „Nie ma sprawy panie Zbyszku” i tak dalej – podsumował Boniek.




Jan Urban rotuje składem. Tak mamy zagrać z Nową Zelandią

Towarzyski mecz z Nową Zelandią będzie dla Jana Urbana dobrą okazją do sprawdzenia nowych zawodników. Z przewidywań mediów wynika, że selekcjoner dokona poważnych rotacji w skłądzie.

W poniedziałek rozpoczęło się kolejne zgrupowanie reprezentacji Polski. Podczas październikowej przerwy reprezentacyjnej Biało-Czerwoni rozegrają 2 mecze. W czwartkowy wieczór Polacy zagrają towarzysko z Nową Zelandią, a w niedzielę podejmę na wyjeździe Litwę w ramach eliminacji do Mistrzostw Świata.




Czas na testy

Jan Urban ma za sobą dopiero 2 mecze w roli selekcjonera reprezentacji Polski. Nie ma on jednak dużo czasu na testy. Przejął drużynę w krytycznym momencie, gdzie każdy mecz jest niemal na wagę złota. Wszak ważą się losy naszego być albo nie być na przyszłorocznym mundialu. W zasadzie jedyną dogodną okazją do przetestowania nowych rozwiązań oraz kolejnych zawodników jest towarzyskie starcie z Nową Zelandią.

Przewidywany skład

Wszystko wskazuje na to, że Jan Urban faktycznie wykorzysta mecz z Nową Zelandią na przetestowanie nowych graczy. Z przewidywanego składu przez redakcję „Meczyki” wynika, że w zasadzie jedynym podstawowym piłkarzem, który zagra w dzisiejszym sparingu, będzie Piotr Zieliński. Pozostali zawodnicy nie odgrywali ostatnio większej roli w drużynie narodowej. Do Zielińskiego można jedynie dodać jeszcze Przemysława Wiśniewskiego, który szturmem wszedł do reprezentacji w ubiegłym miesiącu.




Przewidywany skład wg „Meczyków”:

Bartłomiej Drągowski (Kamil Grabara) – Przemysław Frankowski, Jan Ziółkowski, Przemysław Wiśniewski, Tomasz Kędziora, Michał Skóraś – Piotr Zieliński, Kacper Kozłowski, Bartosz Kapustka – Karol Świderski, Krzysztof Piątek

Refleksja Kacpra Kozłowskiego o swojej karierze: „Wyobrażaliśmy sobie to inaczej”

Kacper Kozłowski wrócił do reprezentacji Polski i udzielił wywiadu na łamach „sport.pl”. 21-latek podzielił się refleksją na temat swojej kariery. – Największy wpływ na to, że moja kariera wyhamowała, miał transfer do Brighton – przyznał Kacper.

Jeszcze kilka lat temu Kacper Kozłowski uchodził za jeden z największych piłkarskich talentów w Polsce. W Ekstraklasie debiutował mając jeszcze 15 lat. Debiut w dorosłej reprezentacji Polski w wieku 17 lat. Jest on również drugim najmłodszym piłkarzem, który zagrał na Mistrzostwa Europy (17 lat, 8 miesięcy, 3 dni) – młodszy był tylko Lamine Yamal. W pewnym momencie jego kariera wylądowała na zakręcie, tym samym Kacper zginął z radarów reprezentacji Polski. Po raz ostatni zagrał w seniorskiej drużynie narodowej w październiku 2021 roku.




Klubowa kariera Kozłowskiego jest mocno wyboista. Ekstraklasę opuścił w 2022 roku, dołączając do Brighton. Następnie był wypożyczany do Royale Union Saint-Gilloise (Belgia) oraz Vitesse Arnhem (Holandia). Żadnego z tych klubów jednak nie podbił. Latem ubiegłego roku przeniósł się na stałe z Brighton do tureckiego Gaziantep FK.

Co poszło nie tak w karierze Kacpra Kozłowskiego? Na to pytanie odpowiedział sam zainteresowany na łamach „sport.pl”. Jak przyznał, transfer do Brighton był dla niego zbyt dużym przeskokiem.

– Nie będę ukrywał: i ja, i moi bliscy wyobrażaliśmy sobie to inaczej. Największy wpływ na to, że moja kariera wyhamowała, miał transfer do Brighton. Nie nazwę tego błędem, bo marzyłem o tym, by zagrać w najlepszej lidze na świecie, ale w tamtym czasie to był za duży przeskok. Zwłaszcza pod względem fizyczności. Nie byłem gotowy na to, żeby tam zostać i grać – ocenił Kacper Kozłowski.

– W momencie, w którym odchodziłem z Pogoni, powinienem celować w inne kraje, np. Holandię, które przygotowałyby mnie do transferu do Premier League – uzupełnił 21-latek.





źródło: sport.pl

EkstraklasaTrolls.pl
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.