Młodzieżowy reprezentant Włoch rzucił piłkę dla Harvardu. Niebywała historia 18-latka

We Włoszech doszło do bardzo niecodziennej sytuacji. 18-letni Alessandro Arlotti postanowił rzucić piłkę nożną po tym, jak dostał się na Harvard! Nastolatek był jednym z najbardziej obiecujących młodych zawodników.

Piłkarze często poza samym sportem mają inne zainteresowania. Wielu zawodników postanawia zostawić sobie furtkę w wypadku, gdyby ich kariera nie przyniosła odpowiedniego zabezpieczenia finansowego. W tym celu postanawiają na przykład rozpocząć kształcenie się na uczelniach wyższych. Dla nich jest to jednak tylko alternatywa dla sportu.

Nauka ponad piłkę

Inną drogą postanowił pójść włoski talent. Alessandro Arlotti, bo o nim mowa postanowił rzucić karierę piłkarską po tym, jak dostał się na Harvard. 18-latek był jednym z największych diamentów we Włoszech ostatnich lat.

We wrześniu 2020 roku perspektywiczny napastnik przeszedł z AS Monaco do Pescary. W klubie z zaplecza Serie A miał rozwinąć skrzydła i stopniowo nabywać doświadczenia w dorosłym futbolu. Działacze wiązali z nim ogromne nadzieje. Nastolatek zdążył nawet zagrać kilka meczów w młodzieżowym zespole, jednak nadszedł czas wyboru.

„Dziękuję Pescaro”

Arlotti tydzień temu dodał na swojego Instagrama zdjęcie. W opisie posta napisał tylko „dziękuję Pescaro”. Wówczas kibice nie spodziewali się, że jest to faktycznie pożegnanie z klubem.

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Alessandro Arlotti? (@aless_arlt)

Następnie pojawił się drugi wpis. Tym razem już bez opisu, jednak sama fotografia była bardzo wymowna. 18-latek wybrał przeniesienie się do Stanów Zjednoczonych po dostaniu się na Harvard.

Wskazywał na to, chociażby napis „Naprzód Crimson!”. O co właściwie chodzi? Jest to szkolna drużyna piłkarska, w której teraz występować będzie Włoch. Na co dzień Crimson grają w amatorskiej lidze American College. Jak widać, 18-latek nie żegna się z piłką na dobre.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Alessandro Arlotti? (@aless_arlt)

Lista Paulo Sousy nabiera kolorytu. W reprezentacji zobaczymy nowych zawodników?

Od samego przejęcia reprezentacji Polski przez Paulo Sousę snujemy domysły, kogo nowy selekcjoner powoła na swoje pierwsze zgrupowanie. Przez media przewija się wiele nazwisk, zarówno tych nowych, ale też jak i tych, które w kadrze grają od dawna. Jedni sądzą, że drugie życie dostanie Milik czy Piątek, inni są żądni nowej krwi.

Do tej pory pewniakiem wydawał się, chociażby Krystian Bielik, który świetnie prezentował się w Championship po kontuzji. Również w przypadku Jacka Góralskiego tendencja była zwyżkowa. Mistrz Kazachstanu z Kairatem Ałmaty zapunktował podczas ostatnich meczów Jerzego Brzęczka zarówno w oczach ekspertów, jak i kibiców. Niestety, w przypadku obu piłkarzy plany popsuła kontuzja. Obaj zerwali więzadła krzyżowe, przez co na pewno nie zobaczymy ich w najbliższym czasie z orzełkiem na piersi.

Kto dostanie szansę?

Do drzwi reprezentacji pukają młode, wygłodniałe wilki. Na pozycji stopera rodzi się nam coraz większa rywalizacja, przez wzgląd na schyłek kariery Kamila Glika. Do tej pory świetnie we Włoszech wyglądał Sebastian Walukiewicz, a w Premier League dobre recenzje zbierał Jan Bednarek. Na tę chwilę to jednak zapewne ta trójka będzie stanowić trzon naszej defensywy. Do tego w odwodzie wciąż pozostają jeszcze Michał Helik, Paweł Bochniewicz, Kamil Piątkowski, a do tego odradzający się Paweł Dawidowicz.

Ten ostatni to w ogóle bardzo ciekawy przypadek. Już za Adama Nawałki o 25-latku mówiło się jak o „polskim Howedesie” do spółki z Jędrzejczykiem. Później jednak Dawidowicz zaginął, a odnalazł się ostatnio w barwach drugoligowego Hellasu Verona.

Po lewej stronie obrony również czeka nas zacięta rywalizacja. Oprócz Macieja Rybusa, który po burzliwej kadencji Brzęczka może odzyska posłuch, do gry zostają Reca, Puchacz i Karbownik. To właśnie ostatnia dwójka jest melodią przyszłości, jednak powoli wchodzącą na najwyższy poziom. Kto wie, czy Sousa nie zdecyduje się na postawienie na któregoś z nich na dłużej.

Problemy środka pola

Wspomniane kontuzje Jacka Góralskiego i Krystiana Bielika poniekąd uleczyły ból głowy nowego selekcjonera. Do tej pory powyższa dwójka była niemal pewniakami na Euro, a teraz wiemy, że nie będziemy mogli z nich skorzystać.

Zatem na kogo może liczyć Sousa? Portugalczyk najpewniej myśli o pięciu nazwiskach: Grzegorzu Krychowiaku, Piotrze Zieliński, Karolu Linettym, Mateuszu Klichu i Jakubie Moderze. Czy to wystarczy do zapełnienia kadry na mistrzostwa? Raczej nie, ale w sumie nie mamy wielu innych kandydatów.

Niektórzy dopatrują się powrotu Bartosza Kapustki. Po nieudanych wojażach młody zawodnik odradza się niejako w Legii, dla której strzelił ostatnio gola. Jakimś pomysłem mogłoby być też powołanie Damiana Szymańskiego czy Szymona Żurkowskiego, jednak dopiero czas pokaże, komu faktycznie zaufa selekcjoner.

Bramkarska elita

O obstawienie naszej bramki na Euro, na eliminacje i w ogóle na najbliższe lata nie musimy się obawiać. Oczywiście naturalnie pierwszym wyborem Paulo Sousy logicznie wydaje się Wojciech Szczęsny. Jeśli jednak to nie on stanie między słupkami, a zastąpi go Łukasz Fabiański, to wciąż będziemy się czuć doskonale.

A co, jeśli ani goalkeeper „Starej Damy”, ani West Hamu nie będzie mógł wystąpić w pierwszym składzie reprezentacji? No to nadal mamy Łukasza Skorupskiego czy Bartłomieja Drągowskiego, którzy w Serie A radzą sobie kapitalnie. Naprawdę, bramkarsko nie musimy się obawiać absolutnie niczego.

Odarci ze skrzydeł

O ile defensywa wygląda imponująco, o tyle boki naszej kadry kuleją. Z naszych skrzydłowych regularnie gra tylko Kamil Jóźwiak. Osobiście już zapomniałem, kiedy jakieś minuty zebrał Kamil Grosicki. Zresztą, przez wszystkie sagi transferowe z nim związane sam nie wiem, czy chciałbym go powołać na miejscu Sousy.

Podobnie wygląda sytuacja Damian Kądziora. Od momentu odejścia z Dinama Zagrzeb jego kariera pikuje. Transfer do Eibar miał się okazać złotym strzałem, no ale nie wyszło. Ratunkiem miało być odejście do Turcji, do Alanyasporu. Ale tam też jest ciężko. 113 minut rozegranych na tamtejszych boiskach raczej nie zrobi na nikim wrażenia.

Za Jerzego Brzęczka w reprezentacji na dłużej zabawił Sebastian Szymański. Wówczas jako piłkarz Legii potrafił ładnie zatańczyć z piłką na skrzydle, posłać dobrą piłkę, nawet strzelić bramkę. Później było nieco gorzej, ale jakiś powód tego był.

21-latek w Dynamie Moskwa regularnie gra jako „dziesiątka” czy „ósemka”. To nie jest już typowy boczny pomocnik, jak mogliśmy myśleć o nim te kilka lat temu. Być może pora jednak zastanowić się nad innym pomysłem na młodego zawodnika. Kto wie, czy nie sprawdziłby się jako alternatywa dla Piotra Zielińskiego?

Jedyny pewniak

O swoje powołanie może być pewny właściwie tylko jeden zawodnik. Robert Lewandowski od dawna ma zapewnione miejsce w kadrze. To kapitan z krwi i kości, serce tej reprezentacji. Zagadką pozostaje jednak, kto ma mu towarzyszyć. Czy Sousa pokusi się o grę jednym napastnikiem? A może zagra dwójką jak dawniej?

W przypadku drugiego pomysłu sprawa się nieco komplikuje. Zarówno Krzysztof Piątek, jak i Arkadiusz Milik zmagają się z własnymi problemami, choć zgoła różnymi. Ten pierwszy po prostu w Herthcie nie strzela bramek. Z kolei były napastnik Napoli od przejścia do Marsylii zagrał dwa mecze i nabawił się kontuzji.

Najpewniejsze wydaje się zatem ustawienie Lewandowskiego samego na szpicy, chociaż jest pewna alternatywa. Do dyspozycji nadal mamy między innymi Karola Świderskiego, który mógłby wykorzystać gorsze chwile wspomnianych wcześniej Piątka i Milika. A kto wie, czy do kadry nie zapuka także Bartosz Białek, regularnie łapiący doświadczenie w Bundeslidze.

Debiut

Przypomnijmy, że Sousa swój debiut będzie mieć już za miesiąc. Reprezentacja Polski wraz z Portugalczykiem uda się do Budapesztu na inaugurację eliminacji mistrzostw świata 2022. Tam podejmiemy reprezentację Węgier.

Następnie po powrocie do Polski „Biało-Czerwoni” zagrają z Andorą (28 marca), a trzy dni później czeka ich wyjazd na Wembley. Będzie to trzeci mecz reprezentacji pod wodzą Paulo Sousy.

Następne spotkania Polaków to już tylko sparing z Islandią 8 czerwca. Później czekają nas na pewno trzy mecze w grupie Euro 2020. Pierwszy z nich odbędzie się ze Słowacją (14 czerwca). Kolejni będą Hiszpanie (19 czerwca) i Szwedzi (23 czerwca).

Niebywała postawa piłkarzy i trenera Zenitu! Uratowali mężczyznę z płonącego budynku

Piłkarze oraz członkowie sztabu Zenita Sankt Petersburg popisali się bohaterską akcją. W poniedziałek uratowali oni człowieka z płonącego budynku.

Do przerażającego zdarzenia doszło w ośrodku treningowym mistrzów Rosji. Portal „rt.com” poinformował w poniedziałek o wybuchu pożaru w jednym z budynków. Ponadto, ogień uwięził w nim jednego z pracowników, a ten stracił przytomność.

Bohaterski czyn

Z akcją ratunkową ruszyła trójka piłkarzy Zenitu oraz członek sztabu szkoleniowego. Mowa o dwójce zawodników: Islamie Żiłowie i Nikicie Simidjankinie, a także o trenerze, Luisie Anuli. Wspomniana trójka zauważyła, że pożar wybuchł w pomieszczeniu gospodarczym. Następnie od razu ruszyli na pomoc uwięzionemu pracownikowi.

Anula pomagał w gaszeniu ognia, a piłkarze wyciągnęli nieprzytomnego mężczyznę. Dzięki błyskawicznej reakcji udało się go w porę uratować, przez co nie odniósł poważnych obrażeń.

Cała trójka została okrzyknięta bohaterami w uznaniu za swój heroiczny czyn. Sam Zenit również postanowił odnotować ten incydent. Klub wydał w tym celu specjalne oświadczenie.

– Na zgrupowaniu doszło do incydentu, o którym nie możemy nie powiedzieć. Żiłow, Simdjankin i Anula wykonali prawdziwie męski czyn. Podczas biegania usłyszeli krzyki, podbiegli i zobaczyli dym. W jednym z pomieszczeń wybuchł pożar. Chłopaki wyciągnęli nieprzytomnego mężczyznę i wezwali karetkę. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Brawo, chłopaki! – napisali Rosjanie.

Paweł Wszołek wydał oświadczenie. Odniósł się do afery ze swoim udziałem

W poniedziałek media obleciała informacja o awanturze, jaką wszczął Paweł Wszołek w weekend. Zawodnik postanowił wydać specjalne oświadczenie, w którym postanawia wyjaśnić sytuację. Rozwiewa także wszelkie powstałe na jego temat plotki.

W minionej kolejce Ekstraklasy Legia Warszawa pokonała Wisłę Płock aż 5-2. Tym samym mistrz Polski uplasował się na pozycji lidera ligi. W przerwie meczu doszło jednak do zaskakującej sytuacji.

Po 45 minutach Czesław Michniewicz postanowił dokonać korekt składu. W ich wyniku murawę musiał opuścić Paweł Wszołek. Piłkarz wściekł się podobno tak bardzo, że wszczął awanturę i sugerował brak szacunku od klubu w jego stronę. Miał nawet grozić rozwiązaniem kontraktu, o czym informował portal „meczyki.pl”.

Naprostowanie

Na temat byłego reprezentanta Polski powstało mnóstwo plotek. Niektóre serwisy sugerowały nawet, że takim zachowaniem stara się wywalczyć transfer. Wszołek postanowił odnieść się do wszelkich informacji na swój temat w specjalnym oświadczeniu, a także wyjaśnić zaistniałą sytuację.

– Ucinając wszelkie plotki dotyczące mojej osoby: Jestem człowiekiem, który zawsze działa w 200% dla dobra klubu, co mogą potwierdzić wszystkie osoby pracujące ze mną. Ostatnią rzeczą, na jaką pozwalałby mi mój szacunek do mojego zawodu, byłoby wdawanie się w konflikty – napisał na Instagramie.

– Wszelkie sprawy rozstrzygane są w szatni, a w przerwie meczu po zmianie, z trenerem Michniewiczem podaliśmy sobie rękę, a z drugim trenerem odbyłem rozmowę po meczu. Mam nadzieje, że również klub, Legia Warszawa, ustosunkuje się do całej sprawy. Ponadto, mediom, które rozpisują się, że „grożę rozwiązaniem kontraktu”, oświadczam, że nie zgadzam się na wkładanie nieprawdziwych słów w moje usta i wierzę, że będzie to sprostowane – dodał zawodnik.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Paweł Wszołek (@pawelwszolek22)

Paweł Wszołek groził rozwiązaniem kontraktu. Piłkarz zdenerwował się na Michniewicza

W trakcie meczu Legii Warszawa z Wisłą Płock doszło do nieciekawej sytuacji. Po tym, jak boisko opuścił Paweł Wszołek, piłkarz uniósł się gniewem i rozpoczął awanturę. Padły także słowa o rozwiązaniu kontraktu.

Legia pokonała wysoko, bo aż 5-2 Wisłę Płock. Sobotnie zwycięstwo pozwoliło stołecznej drużynie wrócić na fotel lidera Ekstraklasy po piątkowej porażce Pogoni Szczecin (1-2 z Wisłą Kraków). Nastroje w drużynie Czesława Michniewicza nie są jednak tak dobre, jakie powinny być w obecnej sytuacji.

Awantura

W przerwie meczu zapadła decyzja o zmianach taktycznych. Paweł Wszołek miał opuścić boisko za debiutującego Shabanowa, a w jego miejsce przesunięty został Artur Jędrzejczyk. Korekty podyktowano po dwóch golach, które Legia straciła w końcówce pierwszej połowy.

Informacji o zejściu z boiska dobrze nie zniósł wspomniany Wszołek. Z informacji Tomasza Włodarczyka z portalu „meczyki.pl” piłkarz zaczął się awanturować. W szatni miały nawet paść groźby o rozwiązaniu kontraktu. Zawodnik odebrał zmianę jako brak szacunku do niego.

Kara

Dalsze losy Wszołka przy Łazienkowskiej wydają się dosyć niepewne. W gruncie rzeczy jego umowa wygasa za pół roku, jednak w ostatnim czasie wracał do formy. Pytanie po sobotniej sytuacji klub zdecyduje się na rozmowy z piłkarzem pod kątem przedłużenia współpracy.

„Legia.net” informuje, że póki co nie wiadomo, jaka kara czeka zawodnika. Pewne jest natomiast to, że go nie ominie. Na tę chwilę najprawdopodobniejszą wydaje się jedynie przekazanie określonej sumy na cele charytatywne.

Rezerwowy bramkarz Manchesteru United jako asystent sędziego. Oto Lee Grant

Wielkie kluby mają zazwyczaj bardzo szeroką kadrę rezerwową. Piłkarze, którzy wchodzą w jej skład zazwyczaj dostają bardzo niewiele szans gry. Nie inaczej jest w przypadku Lee Granta, 38-letniego bramkarza Manchesteru United.

W niedzielę „Czerwone Diabły” pokonały Newcastle 3-1 na Old Trafford. Do ciekawej sytuacji doszło w 88. minucie spotkania, kiedy Ole Gunnar Solskjaer zdecydował się na zmiany.

Nowa rola

Wspomniany wcześniej Lee Grant postanowił, że nie będzie się nudzić gdzieś na trybunach. 38-latek pojawił się przy murawie i wcielił się… w asystenta sędziego. Doświadczony bramkarz stanął więc z tablicą do zmian w ręku i sygnalizował rotacje w składzie Manchesteru United. Kibice „Czerwonych Diabłów” natychmiast podwycili zabawne zachowanie rezerwowego piłkarza.

https://twitter.com/mufcAH/status/1363594143285596166

Co ciekawe, Grant przytrzymywał tablicę podczas zmiany 17-letniego Shola Shoretire’a. Młody piłkarz podczas starcia ze „Srokami” zanotował swój debiut w barwach Manchesteru United.

Lewandowski czy Immobile? Miroslav Klose wskazał, kto jest lepszy

Niebawem Bayern i Lazio spotkają się w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Przed spotkaniem poproszono byłego piłkarza obu klubów, Miroslawa Klose o porównanie snajperów obu zespołów. Zdaniem Niemca z pojedynku Lewandowski – Immobile zwycięską ręką wychodzi Polak.

Klose ma w swoim CV zarówno grę dla Bayernu, jak i Lazio. Dla Bawarczyków występował w latach 2007-2011. Późniejsze pięć sezonów spędził już w Rzymie. Aktualnie pełni rolę asystenta w sztabie Hansiego Flicka.

Lewandowski czy Immobile?

Byłego napastnika obydwu zespołów poproszono o porównanie ich największych ofensywnych atutów. Chodziło oczywiście o dwa nazwiska – Roberta Lewandowskiego i Ciro Immobile. Obu panów często zestawia się ze sobą w różnych analizach i rozważa, który z nich rzeczywiście jest lepszy.

W bieżących rozgrywkach werdykt wydaje się nadwyraz prosty. Polak na koncie ma już 31 bramek. Z kolei snajper Lazio zdobył ich 19. Klose nie ma wątpliwości, kto z tej dwójki jest lepszy.

– Widzę Lewandowskiego codziennie na treningach, więc mogę go dokładniej ocenić. Uważam, że jest lepszy. To piłkarz kompletny, który jest wzorem do naśladowania dla innych napastników – przyznał Niemiec.

Legenda naszych zachodnich sąsiadów nie dyskredytuje jednak Immobile. Jego zdaniem Włoch to znakomity piłkarz i świetny napastnik. Bardzo ceni sobie rolę Włocha, którą odgrywa w Lazio.

– Immobile też jest świetny, zarówno z piłką, jak i bez niej. Potrzebuje niewielu okazji, aby strzelić gola. To pokazuje jego jakość – zaznaczył.

Bayern Monachium do spotkania z włoskimi rywalami podejdzie w kiepskim nastroju. W ostatnim ligowym meczu przegrali 1-2 z Eintrachtem Frankfurt. Podopieczni Hansiego Flicka zmagają się z pewnym kryzysem. Wcześniej również doznali potknięcia. Dwie kolejki temu tylko zremisowali z Arminią Bielefeld, beniaminkiem Bundesligi.

FC Barcelona powinna zapisać sobie te rady. Niko Kovac zdradził, jak zatrzymał Mbappe

AS Monaco pokonało na wyjeździe PSG 2-0. Z meczu kompletnie wyłączony został Kylian Mbappe, którego obrońcy klubu z księstwa znakomicie pokryli. Po spotkaniu Niko Kovac wyjawił, jakie wskazówki w celu zatrzymania 22-latka przekazał swoim piłkarzom.

Mbappe w spotkaniu z FC Barceloną w Lidze Mistrzów (4-1) popisał się hat-trickiem i zanotował błyskotliwy występ. Od zawodnika oczekiwano potwierdzenia formy w spotkaniach ligowych, jednak w starciu z Monaco zawiódł. Klub z księstwa wygrał nieoczekiwanie z PSG 2-0. Było to dla nich drugie pokonanie wyżej notowanego rywala. Wcześniej odnieśli nad paryżanami zwycięstwo 3-2.

Jak zatrzymać Mbappe?

Po meczu Niko Kovac odpowiedział na kilka pytań dziennikarzy. Trener 4. drużyny Ligue 1 przyznał, że cieszy go zwycięstwo, a jego piłkarze w pełni na nie zasłużyli. Wygraną zawdzięcza przede wszystkim dobrej grze defensywnej.

– Jestem bardzo zadowolony z występu mojej drużyny. PSG to świetny zespół, ale my ciężko pracowaliśmy przez cały mecz i zasłużyliśmy na zwycięstwo – stwierdził Chorwat.

– W obronie pokazaliśmy inną twarz. PSG nie miało wielu okazji do strzelenia gola. To był cudowny wieczór. Potrzebowaliśmy go – dodał.

Jak zatrzymać Mbappe?

Kilka dni temu młody Francuz zanotował kapitalny mecz na Camp Nou. Kluczem do pokonania PSG na Parc Des Princes było zatem przygotowanie się do odparcia ataków Mbappe. Podopiecznym Kovaca udało się wykonać to zadanie, o czym także opowiedział szkoleniowiec.

– Musieliśmy unieszkodliwić Mbappe, bo to świetny piłkarz. Konieczne było odcięcie go od podań. Kryło go trzech, czasami czterech piłkarzy – zdradził były trener Bayernu Monachium.

Rady od Chorwata przydadzą się Ronaldowi Koemanowi. FC Barcelona przygotowuje się do rewanżu z PSG. Do drugiego starcia między obiema ekipami dojdzie już 10 marca. Katalończycy przyjadą do Francji z czterema bramkami do odrobienia.

Pep Guardiola show na konferencji prasowej! „Jesteś bardzo seksowny” [WIDEO]

Na przedmeczowej konferencji Pepa Guardioli doszło do niecodziennej sytuacji. Hiszpański trener w nieoczywisty sposób odpowiedział jednemu z dziennikarzy, co spowodowało roześmianie się wszystkich obecnych na sali osób. Łącznie z samym redaktorem i trenerem „Obywateli”.

Manchester City przeżywa ostatnio kapitalny okres. Wicemistrz Anglii z poprzedniego sezonu notuje znakomitą serię meczów bez porażki w Premier League i od dłuższego czasu okupują pozycję lidera. Z tego powodu Guardiola nie może narzekać na zły humor.

„Jesteś seksowny”

W niedzielę ekipa Guardioli zmierzy się na wyjeździe z Arsenalem. Manchester City do tego starcia podchodzi z serią 24 meczów bez porażki we wszystkich rozgrywkach. Ponadto, niebiesko-biali tracą bardzo niewiele bramek. To także składa się na doskonały humor opiekuna „Obywateli”.

Do komicznej, a zarazem zaskakującej sytuacji doszło podczas przedmeczowej konferencji opiekuna „Obywateli”. W końcówce medialnego spotkania ostatnie pytanie miał zadać Fred Caldeira. Dziennikarz nie zdążył nawet go dokończyć, kiedy Hiszpan już mu na nie odpowiedział, jednak… nie do końca na temat.

– Witaj, Pep. Wszyscy wiemy, o jakości Fernandinho, jako lidera zespołu… – zdążył zacząć Caldeira.

– Podobają mi się Twoje wąsy, Fred. Jesteś bardzo przystojny, bardzo seksowny – wypalił bez namysłu Guardiola.

Dziennikarz postanowił jedynie dziękować za komplementy. Nie da się ukryć, że słowa szkoleniowca mocno go zaskoczyły, co zresztą nie powinno dziwić. Sam Caldeira postanowił również umieścić filmik z całego zajścia na swoim Twitterze.

https://twitter.com/ESPNFC/status/1363470427683700744

Po wymianie uprzejmości obydwaj panowie wybuchnęli śmiechem. Na pewno trzeba przyznać, że humoru szkoleniowca City nie pobije chyba nikt. Hiszpan potrafi śmiać się nawet z własnych potknięć. Podobnie było w zeszłym sezonie, kiedy „Obywatele” odpadli z Ligi Mistrzów. Ich ówczesnymi pogromcami okazał się Olympique Lyon.

– Postawiliśmy ich przed trudnym wyzwaniem. W kolejnej fazie zagrają z Bayernem – skomentował Guardiola w zeszłym sezonie.

Manchester City pozycję lidera okupuje z dorobkiem 56 punktów. Drugie w tabeli „Czerwone Diabły” tracą do bezpośrednich rywali aż dziesięć „oczek”. W niedziele obie ekipy odstaną szansę powiększenia swojego dorobku.  „Obywatele” na Emirates Stadium podejmą Arsenal, z kolei Manchester United na własnej murawie zagra z Newcastle.

Rummenigge wskazał przyczynę kryzysu Bayernu. Zmęczenie głównym winowajcą

Bayern Monachium w tym sezonie boryka się z pewnym kryzysem. Machina Hansiego Flicka nie prezentuje poziomu podobnego do tego, jakim imponowała w minionej kampanii. Co stoi za trudniejszym okresem Bawarczyków zdradził Karl-Hainz Rummenigge. 

„Die Roten” w sobotę doznali porażki z Eintrachtem Frankfurt (1-2). Dla Bayernu było to kolejne potknięcie w tym sezonie. Już w ostatniej kolejce tylko zremisowali z Arminią Bielefeld, a w samym meczu nawet przegrywali z beniaminkiem Bundesligi.

Pomimo porażki ekipa Hansiego Flicka nadal jest liderem ligowej tabeli, jednak ich topnieje. RB Lipsk traci do Bawarczyków już tylko pięć punktów, a do rozegrania wciąż mają zaległe spotkanie.

Zmęczenie

Na pytanie o kryzys Bayernu odpowiedział Karl-Hainz Rummenigge. Prezes mistrzów Niemiec uważa, że spadek formy, a także intensywności gry piłkarzy Flicka jest spowodowany wyczerpującym sezonem. Działacz zaznacza, że pandemia koronawirusa spowodowała nie tylko straty sportowe, ale również finansowe.

– Sezon jest wyczerpujący – gramy co trzy dni, piłkarze są zmęczeni. Z drugiej strony w 2021 wielokrotnie widać, że jesteśmy w tyle w pierwszej połowie, a w drugiej odrabiamy starty. Ostatnio to nie starcza, by zdobywać komplety punktów – stwierdził Niemiec.

– Nie mamy takich środków, jakie mieliśmy przed pojawieniem się koronawirusa. Pandemia spowodowała ogromne straty finansowe – powiedział. – Uważam, że środowisko piłkarskie wciąż ma pokorę. Cieszymy się, że możemy grać. Nie sądzę, że jesteśmy aroganccy, ale trochę zdenerwowani sytuacją, jak wszyscy w kraju. Od roku gramy bez widzów, to nie takie proste – dodał.

Cezary Wilk brutalnie skomentował mecz Ekstraklasy. „Przepraszam”

Ekstraklasa słynie ze swojego „wysokiego” poziomu rozgrywek. Kibice nie rzadko są „zachwyceni” z umiejętności prezentowanych przez piłkarzy ich klubów. Jak się okazuje, zawodnicy, którzy opuścili polską ligę także lubią czasami obejrzeć sobie ten komediodramat.

W piątek Stal Mielec zremisowała bezbramkowo z Cracovią. Widowisko, mówiąc krótko, nie zachwyciło. Ot, kolejny nudny mecz w wykonaniu ekipy Michała Probierza z beniaminkiem Ekstraklasy.

„Przepraszam”

Po spotkaniu krótkiego komentarza na Twitterze udzielił Cezary Wilk. Dwukrotny reprezentant Polski dosyć brutalnie podsumował to, co obejrzał w Mielcu.

– Obejrzałem dziś mecz Ekstraklasy Stal Mielec vs. Cracovia Kraków. Jeśli kiedykolwiek byłem współtwórcą podobnego „widowiska” to przepraszam – napisał 35-latek.

Przypomnijmy, że Wilk grał w Ekstraklasie w barwach Korony Kielce, Wisły Kraków czy ŁKS-u. W sumie w rodzimej lidze rozegrał 136 meczów. W 2013 roku odszedł do Deportivo La Coruna.

Łącznie na hiszpańskich boiskach głównie występował na drugim poziomie rozgrywkowym, jednak zanotował jedenaście meczów w La Liga. W Segunda Division jednokrotnie pokonywał bramkarza rywali. Na koncie ma także jedną asystę.

Kibice Crveny skandalicznie znieważyli Ibrahimovicia. Doskonała reakcja Szweda [WIDEO]

Podczas czwartkowego meczu Ligi Europy pomiędzy Crveną Zvezdą a AC Milan Zlatan Ibrahimović nie pojawił się na murawie. Szwed nie mógł jednak narzekać na brak „atrakcji”. W jego kierunku padło wiele wyzwisk.

Gwiazda Belgradu wyrwała przyjezdnym z Włoch zwycięstwo w ostatnich minutach meczu. W 93. minucie gola na wagę remisu strzelił Milan Pavkov. Spotkanie zakończyło się wynikiem 2-2, jednak nie tylko na samym boisku działy się ciekawe rzeczy.

Zniewaga na tle narodowościowym

Zlatan Ibrahimović nie podniósł się z ławki rezerwowych przez cały mecz. Szwed oglądał zmagania kolegów z boku. Na murawie nie brakowało emocji, ale on sam także nie mógł narzekać na ich brak. Kibice Crveny zgotowali mu gorące powitanie.

W kierunku „Ibry” padło wiele niecenzuralnych słów. Najgorsze jednak, że napastnika znieważono na tle rasowym, o czym poinformowała w mediach społecznościowych Arnesa Buljusmić-Kustura. Dziennikarka wyjawiła, co dokładnie miał usłyszeć 39-latek.

Przypomnijmy, że Ibrahimović to potomek bośniackich imigrantów. Właśnie z tego powodu kibice z Belgradu rzucali w jego kierunku obraźliwe zaczepki. Najgorszym z nich miało być „balija”. Jak twierdzi dziennikarka, to jedno z najgorszych określeń.

Zlatan postanowił nie reagować na prowokację. Szwed nawet nie odwrócił się w kierunku osób, które krzyczały do niego wspomniane słowa.

Crvena za Ibrahimoviciem

W całą sytuację zaangażował się klub z Belgradu. Władze wystosowały odpowiednie oświadczenie, w którym potępiają takie zachowania. Zarzekają się również, że zidentyfikują osoby odpowiedzialne za to zajście.

– Z całą mocą potępiamy obraźliwe słowa skierowane wobec Zlatana Ibrahimovicia. Jako klub zrobiliśmy wszystko, aby zapewnić odpowiednią organizację meczu. Nie pozwolimy, aby jeden prymityw zaprzeczył tradycyjnej gościnności naszego kraju. Zapewniamy o pełnej współpracy z właściwymi organami, by zidentyfikować i ukarać odpowiedzialnego za ten incydent – napisano w oświadczeniu.

FC Barcelona jednak otrzymała pieniądze za Suareza! I nie chodzi o same bonusy

Początkowe ustalenia w sprawie transferu Luisa Suareza przedstawiały Atletico Madryt w świetle zrobienia złotego biznesu. Urugwajczyk miał trafić do ekipy Diego Simeone za darmo, a w tym sezonie spisuje się znakomicie. Jak się jednak okazuje, „Rojiblancos” swoje musieli za niego zapłacić.

Wraz z objęciem FC Barcelony przez Ronalda Koemana nadeszły czystki szatni. Z klubu odeszło kilku doświadczonych zawodników, w tym właśnie Suarez, który trafił do Atletico Madryt.

Na Wanda Metropolitano snajper spisuje się znakomicie. Urugwajczyk przewodzi w klasyfikacji strzelców La Liga, a od startu sezonu zdobył już 16 bramek. Więcej zachwytów nad tym transferem dodawał fakt, że Suarez trafił do Atletico za darmo. Jednak według nowych ustaleń – nie do końca tak było.

Jaka była kwota?

Wstępnie mówiło się jedynie o bonusach, które zapewniła sobie Barcelona od transferu. Kataloński „Sport” dotarł natomiast do szczegółów transakcji. Z nich jasno wynika, że Urugwajczyk kosztował „Rojiblancos” około pięciu milionów euro. Czemu zatem zatajono te informacje? Prosił o to sam zawodnik.

Co ciekawe, pieniądze na konto Blaugrany nigdy nie trafiły. Zostały one bowiem odjęte od długu, jaki wobec Atletico mają Katalończycy. W tle wciąż toczy się spór o niespłacony do końca transfer Antoine’a Griezmanna.

Oprócz kwoty, do której dotarł „Sport” pewne są także bonusy, jakie zapewniła sobie Barca. Jeden z warunków został już spełniony. Suarez musiał zagrać w minimum 20 meczach w La Liga, co miało przynieść Barcelonie dodatkowe dwa miliony euro.

Pozostałe cztery miliony są uzależnione od wyników Atletico w Lidze Mistrzów. Za awans „Rojiblancos” do ćwierćfinału rozgrywek w sezonach 2020/21 i 2021/22 Katalończycy dostaną dwa miliony euro.

W tym samym czasie jednak Barcelona pokrywa część wynagrodzenia Suareza. Ligowi rywale nie byli w stanie wziąć całej pensji na siebie, wobec czego były klub musi wciąż po części go utrzymywać. Od lipca taki stan rzeczy się zmieni, a w całości płacić będzie mu Atletico.

Wyciekły szczegóły planu Manchesteru City. Przygotowali przebieg kolejnych lat Messiego

Jak dalej potoczy się kariera Leo Messiego? To pytanie spędza sen z powiek zarówno kibiców, jak i wielu dziennikarzy sportowych na całym świecie. Media prześcigają się w kolejnych doniesieniach odnośnie ofert, jakie dostaje Argentyńczyk. „The Sun” poinformowało o kolejnej próbie pozyskania Messiego przez Manchester City.

Kontrakt lidera Barcelony wygasa tego lata. Ręce na myśl o 33-latku zacierało PSG. To też w kontekście paryżan mówiło się najwięcej, bo na samo ściągnięcie lidera Dumy Katalonii miał nalegać Neymar.

„Projekt Messi” w stolicy Francji jest bardzo gorącym tematem, jednak w grze wciąż pozostaje Manchester City. To właśnie „Obywatele” mieli wystosować kolejną ofertę piłkarzowi.

Ogromna kasa na stole

Zdaniem dziennikarzy „The Sun” w murach lidera Premier League znowu pojawił się temat ściągnięcia Messiego na Etihad. Według ich informacji klub złożył nawet zawodnikowi ofertę. Właściciele angielskiego hegemona są skłonii wyłożyć na całą operację nawet 600 milionów funtów. Co ciekawe, kwota, o której pisał dziennik jest mniejsza od tej wystosowanej latem.

Zagłębiając się w szczegóły 33-latek ma otrzymać do podpisania pięcioletni kontrakt. Łącznie miałby zainkasować 430 mln euro, a mowa byłaby aktywna nawet po zakończeniu przez Messiego kariery.

Z ustaleń dziennikarzy wynika, że dla dalszego przebiegu przygody Argentyńczyka stworzono specjalny plan. W barwach „Obywateli” skrzydłowy występowałby przez dwa lub trzy sezony. Po tym okresie Premier League zamieniłby na MLS. Tam trafiłby z kolei do New York City FC.

Anglicy chcą również, aby 33-latek po sezonu 2025/26 pełnił rolę ambasadora klubów należących do City Football Group. Wówczas jego umowa obowiązywałaby jeszcze przez trzy lata, więc musiałby wciąż wypełniać obowiązki względem swojego pracodawcy.

Zapowiada się głośna transakcja w polskim futbolu. Hiszpan chce kupić Widzew Łódź

Widzew Łódź zostanie sprzedany? Portal „meczyki.pl” zdradza, że klubem zainteresował się nowy inwestor. Co jednak ciekawe, już w przeszłości zastanawiał się nad wkroczeniem na polski rynek.

Kibice RTS-u marzą o powrocie do Ekstraklasy. Na tę chwilę Widzew gra w Fortuna 1. liga w Polsce, jednak nie zapowiada się na szybki powrót łodzian do najwyższej klasy rozgrywkowej. W ich powrocie na szczyt pomóc może hiszpański inwestor.

Iberyjska ręka

Jak poinformował portal „meczyki.pl” Moises Israel Garzon zainteresował się kupieniem łódzkiego klubu. Prawdopodobnie on, lub jedna z jego grup wykupią Widzew. W ostatnich dniach toczyły się na ten temat rozmowy.

Hiszpan jest aktywnym graczem na rynku piłkarskim. Trzy lata temu grupa Football Newco 18, której jest współwłaścicielem wykupiła większość akcji Numancii. Garzon jest aktualnie prezesem klubu grającego w drugiej lidze hiszpańskiej.

W kontekście kwoty, jaką musiałby wyłożyć biznesmen mówi się o 20 milionach złotych. Ile chciałby wyłożyć na Widzew w następnych latach? Tego obecnie nie wiadomo.

Nie pierwszy desant na polski rynek

W przeszłości pan Garzon interesował się innym klubem z naszego kraju. Dwa lata temu „Sport” informował, że Hiszpan pojawił się na meczu GKS-u Tychy. To właśnie nad kupieniem tego klubu zastanawiał się działacz.

Ostatecznie nie zdecydował się na inwestycję, jednak teraz może się to zmienić. Jeśli Garzon kupiłby Widzew, kibice łódzkiego klubu znowu dostaliby zastrzyk nadziei na powrót do Ekstraklasy. W sercach fanów RTS-u od dawna tlą się myśli o powrocie na szczyt, a także walki o najwyższe cele.