Z „trybu trenera” w „tryb kibica”. Szkoleniowiec Sociedad zrobił show na konferencji [WIDEO]

Real Sociedad w sobotę zwyciężył w zaległym finale Pucharu Króla za sezon 2019/20. Baskowie pokonali swoich „lokalnych” rywali 1-0. Na pomeczowej konferencji trener ekipy z San Sebastian nie ukrywał swojej radości.

Na rozegranie tego spotkania obie baskijskie zespoły czekały niemal cały sezon. Dosyć długo utrzymywał się bezbramkowy remis. Ostatecznie w 63. minucie rzut karny wykorzystał Mikel Oyarzabal. Było to jedyne trafienie w tym meczu, ale jak się okazało – dające zwycięstwo.

Wejście w tryb kibica

Wielkiej radości po triumfie nie ukrywał trener Realu Sociedad, Imanol Alguacil. Na konferencji pomeczowej dał niezły popis.

– Jeśli państwo pozwolicie, przejdę z „trybu trenera” na „tryb kibica” – skierował się w pewnym momencie do dziennikarzy.

Wtem podano mu klubową koszulkę wraz z szalikiem. Kiedy założył strój odśpiewał kibicowskie przyśpiewki i radował się ze zdobycia pucharu. A wszystko możecie obejrzeć poniżej:

https://twitter.com/marcin_gazda/status/1378489055080497152

Kapustka po pokonaniu Pogoni poszedł na imprezę. W klubowym dresie

Żyjemy w czasach, kiedy nasza swoboda jest nieco naruszona, przez co tak wpływowi ludzie, jak piłkarze, powinni dawać przykład. Często jednak to oni brali udział w imprezach i łamali zasady dystansu społecznego, czy generalnie obostrzenia. Wydawało się, że wzięli sobie do serca ostatnie wzrosty zakażeń i zaprzestali tego typu aktywności. Jak się okazuje, nie do końca.

Legia Warszawa rozbiła w sobotę Pogoń Szczecin (4-2), a już po pierwszej połowie prowadziła 4-1. Choć głównymi architektami zwycięstwa był niezawodny Tomas Pekhart (dublet), to znowu z dobrej strony pokazał się Bartosz Kapustka. Po spotkaniu postanowił poświętować swój powrót do formy.

W klubowym dresie na urodzinach

Kapustka udał się ze stadionu przy Łazienkowskiej wprost na urodziny jednej ze swoich koleżanek. Co ciekawe, postanowił przyjść nań w dresie Legii Warszawa. Ubrany w klubowe barwy został także uwieczniony na zdjęciach, które obiegły już chyba cały internet.

Nie możemy oczywiście jasno stwierdzić, że Kapustka postąpił nierozważnie, że złamał przepisy i obostrzenia. Materiały, które trafiły do sieci są jedynie urywkami, na których podstawie nie można niemal nic powiedzieć. Mimo tego piłkarz powinien wykazać się jakąkolwiek oceną sytuacji i przynajmniej nie ubierać klubowego dresu. Tym bardziej, jeśli wiedział, gdzie zdjęcia czy filmiki nagrywane przez koleżanki trafią.

https://twitter.com/m_borzecki/status/1378440425955033088

https://twitter.com/przemekolszewik/status/1378440433945223171

Raiola wymyślił sprytny plan. Kazał czekać ojcu Haalanda pół godziny w toalecie

Nadal niepewna jest przyszłość Erlinga Haalanda. Mino Raiola wraz z ojcem piłkarza byli kilka dni temu obecni w Barcelonie. To wywołało masę spekulacji dotyczących dalszych losów Norwega.

W tym sezonie Haaland łącznie strzelił już 33 bramki dla Borussii Dortmund. Jednocześnie dyspozycja jego kolegów z drużyny pozostawia wiele do życzenia. Z tego powodu Norweg chciałby ponoć opuścić Signal Iduna Park. Temat podłapały największe kluby w Europie, które rozpoczęły rozmowy z przedstawicielami zawodnika.

Sprytny plan

Kilka dni temu w Katalonii pojawił się Mino Raiola, reprezentujący interesy 20-letniego snajpera. Wraz z agentem do Hiszpanii przyleciał jego ojciec, Alf-Inge Haaland. Spotkali się oni z Joanem Laportą i podjęli temat transferu zawodnika. Oprócz niego rozmawiali także o innym podopiecznym Raioli.

Zamieszanie związane z przyszłością Norwega towarzysz medialnemu zgiełkowi. Dziennikarze zebrali się na lotnisku w Barcelonie na lotnisku, gdzie wylądować mieli agent Haalanda wraz z jego ojcem. Jordi Galvany, fotograł RAC1 wyznał, że widział jak Raiola pierwszy opuszcza lotnisko El Prat. Zdaniem reporterów agent wymyślił plan, aby pozwolić Alfowi-Inge spokojnie wyjść przez bramy.

Ojciec Haalanda miał… spędził pół godziny w toalecie. Wszystko po to, żeby dziennikarze rozeszli się po zauważeniu Raioli samemu opuszczającego obiekt. Niestety pomysł nie wypalił, a reporterzy okazali się o wiele wytrwalsi, niż się zdawało. Zaczekali oni na ojca 20-letniego gwiazdora i uwiecznili go na zdjęciach, kiedy wsiadał do podstawionego samochodu.

Wielkie plany FC Barcelony. Joan Laporta rozmawiał z agentem Haalanda i de Ligta

FC Barcelona ma duże ambicje. Nowy prezes, Joan Laporta spotkał się ostatnio z ojcem Erlinga Haalanda, Alfem-Inge oraz jego agentem, Mino Raiolą. Temat rozmów nie był jednak sam Norweg. Dyskutowano również o Matthijsie de Ligtcie.

Erling Haaland stanowi aktualnie najgorętsze nazwisko na rynku transferowym. O utalentowanego napastnika zabiega chyba każdy klub na świecie. Sprawa ostatnio nieco się ułatwiła. Według doniesień prasy Norweg jest już sfrustrowany grą i wynikami Borussii Dortmund. Od pewnego czasu jego ojciec wraz z agentem rozmawiają z przedstawicielami największych europejskich drużyn.

Katalońskie zakusy

Wśród zainteresowanych 20-latkiem jest FC Barcelona. Joan Laporta chciałby ściągnąć do klubu klasową „9”. Martin Braithwite spełnia się w tej roli jako rezerwowy, a ani Griezmann, ani Dembele czy Leo Messi nie są typowymi napastnikami.

Dodatkowo Haaland nie jest już melodią przyszłości. Przebojem wdarł się do ścisłej czołówki napastników. Jego ściągnięcie oznaczałoby długo trwają współpracę, na co liczy nowy prezes Dumy Katalonii.

Dwa nazwiska

Właśnie w kwestii Norwega z jego przedstawicielami spotkali się działacze Barcelony. Na spotkaniu podjęto temat jego ewentualnego transferu, jednak nie tylko o nim rozmawiano. Mino Raiola reprezentuje także interesy innego utalentowanego zawodnika, a więc Matthijsa de Ligta.

Holendra w składzie Barcy widzi jego rodak, Ronald Koeman. Panowie współpracowali ze sobą już w przeszłości, kiedy szkoleniowiec był selekcjonerem swojej rodzimej kadry. Jego kontrakt z Juventusem obowiązuje do 2024 roku, dlatego cena za stopera może sięgać nawet 100 milionów euro. Dość powiedzieć, że de Ligt trafił do Turynu za 75 mln, mając zaledwie 19 lat.

Grzegorz Lato uważa, że kiedyś to było lepiej. Bo byli polscy trenerzy w kadrze

Dariusz Ostafiński z ramienia „Polsat Sport” przeprowadził wywiad z Grzegorzem Lato. Legenda polskiej piłki i były prezes PZPN rzucił bardzo odważną tezę w tamtejszej rozmowie. Stwierdził, że, co tu dużo mówić, KIEDYŚ TO BYŁO.

Lato wypowiedział się na wiele istotnych tematów. W rozmowie z Ostafińskim nie ma pustych frazesów, populizmów czy oklepanych formułek. Między innymi poruszono temat VARu w eliminacjach do mundialu oraz powołań dla Kamila Grosickiego. To była jednak cisza przed burzą.

Kiedyś to było

Kiedy rzucono temat zmiany na stanowisku selekcjonera w reprezentacji Polski Lato zaczął dość bezpiecznie i rozważnie. Stwierdził, że moment na taki ruch był źle wybrany. Taka decyzja mogłaby zapaść na przykład w czerwcu po Euro, lub wcześniej, przed eliminacjami.

To był tylko wierzchołek góry lodowej. Prawdziwa jazda bez trzymanki miała się dopiero zacząć.

– Wszyscy płakali, że Brzęczek słaby zapominając, że na Euro awansował, czyli zadanie wykonał. Potem odmładzał skład, próbował zawodników w Lidze Narodów i to się odbiło na wynikach, ale żeby od razu zmieniać – zaznaczył Lato.

– Po tych meczach Ligi Narodów głośno mówiło się, że jesteśmy za słabi na mocnych. Opinia publiczna nie mogła się z tym pogodzić, prezes Zbigniew Boniek chyba też nie – dodał.

– Ja uważam, że mieliśmy dobre wyniki, jak byli polscy trenerzy. Dawniej to byli Górski, Gmoch i Piechniczek. Ostatnio Engel, Janas czy Nawałka. Jak już Brzęczek miał odejść, to trzeba było wziąć w zamian Polaka. Nie wiem, dlaczego uparliśmy się na zagranicznego – podsumował.

Syn Maradony zakochany w Zielińskim. „Jest najlepszy w Europie”

Syn zmarłego Diego Maradony w rozmowie z „WP Sportowe Fakty” rozpływał się nad umiejętnościami Piotra Zielińskiego. W obszernym wywiadzie nie mógł się nachwalić jego umiejętności. Jak zapewnia, Polak jest jednym z jego ulubionych piłkarzy.

Piotr Zieliński nie ma za sobą najlepszego zgrupowania. Zdaniem dziennikarzy i piłkarskich ekspertów pomocnik zawiódł najbardziej w meczu z Anglią, kiedy powinien brylować, pod nieobecność Lewandowskiego.

Mimo nieudanych występów w biało-czerwonych barwach nie można mu odmówić świetnego sezonu. 26-latek rozgrywa prawdopodobnie najlepszy sezon w swojej karierze, od kiedy trafił do Serie A. Odnotował to także Diego Maradona junior.

Ulubieniec

W rozmowie z „WP Sportowe Fakty” syn legendarnego Argentyńczyka wymienił największe atuty Zielińskiego. Nie ukrywa również, że Polak należy do grona jego ulubionych zawodników.

– Zieliński jest jednym z moich ulubionych piłkarzy. Uwielbiam go za to, że jest piłkarzem kompletnym. Może grać na każdej pozycji w pomocy, świetnie gra lewą i prawą nogą, bardzo dużo widzi i potrafi błyskawicznie zareagować na to, co się dzieje na boisku. Strzela gole, ma asysty. I pięknie się rozwija – zauważa Diego Maradona junior.

Co więcej, uważa on, że Zieliński już teraz jest absolutnie topowym piłkarzem na swojej pozycji. Według niego, póki co tylko jeden pomocnik może się z nim równać.

– Według mnie tylko Kevin De Bruyne jest jeszcze tak dobry, może nawet trochę lepszy. Tylko że Zieliński jest młodszy od Belga, wciąż się rozwija, dojrzewa, więc nie mam wątpliwości, że któregoś dnia będę mógł już bez wątpliwości powiedzieć: tak, Piotr Zieliński na swojej pozycji jest najlepszy w Europie – przekonywał.

Choć w mediach pojawiło się mnóstwo doniesień o możliwym odejściu Zielińskiego z Neapolu, to Diego Maradona junior wierzy, że Polak nie odejdzie z klubu. 26-latek może zostać w klubie na długie lata.

– Według mnie Piotr Zieliński jest wart około 65-70 milionów euro. Niewielu, bardzo niewielu, zwłaszcza w tych czasach, byłoby stać na taki wydatek. Po drugie, ostatnio Zieliński udzielił wywiadu, w którym powiedział, że bardzo dobrze mu w Neapolu i nigdzie się nie wybiera. I po trzecie: prezes De Laurentiis oświadczył, że nie sprzeda Zielińskiego, bo Piotr jest przyszłością Napoli. To wszystko sprawia, że jestem w miarę spokojny – stwierdził.

 

Emocjonalne kulisy meczu z Anglią. „Większość, nie wierzy w was”. Grosicki zagrzewał kolegów [WIDEO]

Reprezentacja Polski w środę przegrała z Anglią na Wembley (1-2). „Biało-Czerwoni” zanotowali kiepską pierwszą połowę, jednak w drugiej zdołali strzelić bramkę i nawiązać walkę. Materiał na kanale „Łączy nas Piłka” przedstawił nam odprawę przedmeczową Paulo Sousy oraz jego przemowę po ostatnim gwizdku.

Polacy zebrali mnóstwo krytycznych opinii po starciu z „Synami Albionu”. Wyjątkiem w tym przypadku nie był selekcjoner, którego decyzje kwestionuje duże grono ekspertów i dziennikarzy w naszym kraju. Trzeba jednak pamiętać, że w ostatnim meczu musieliśmy sobie poradzić bez Roberta Lewandowskiego.

Po wcześniejszym remisie z Węgrami (3-3) i wygraną z Andorą (3-0) „Biało-Czerwoni” mają na koncie 4 punkty w eliminacjach mistrzostw świata. Taki wynik po marcowym zgrupowaniu był nazywany planem minimum.

„Większość w was nie wierzy”

Mimo trudnej sytuacji kadrowej przed meczem z Anglią (brak Mateusza Klicha i Roberta Lewandowskiego, a także niepewnej sytuacji Krychowiaka) Polacy wycisnęli na Wembley wszystko. Przed spotkaniem Paulo Sousa wierzył jednak w sukces.

– Dużo… albo większość ludzi, nie wierzy w was. Nie wierzy, że możecie ich pokonać – zaczął Portugalczyk.

– To trudny mecz, tak. Są naprawdę dobrzy, już od pięciu lat pracują razem. Ale my jesteśmy Polską, panowie. Możemy zacząć dziś zmieniać historię. Musimy o tym pamiętać […] – zagrzewał zawodników.

– Nie możemy być tylko odważni, tylko gotowi na rywalizację. Musimy mieć przekonanie, panowie. Nie możemy osiągać celów bez przekonania. A to zależy od was. Musimy pamiętać, by każda akcja, dosłownie każda, z piłką czy bez piłki, panowie, każda musi być nasza! – przemawiał emocjonalnie Sousa.

– Nie idziemy tylko po to, by rywalizować. Idziemy, by wygrywać! – zakończył.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Kto jest bliżej, a kto dalej wyjazdu na EURO? Lista wygranych i przegranych marcowego zgrupowania reprezentacji Polski

Bojowe nastroje

Po rozgrzewce, kiedy piłkarze zeszli do szatni także nie brakowało emocji. Tym razem oprócz Paulo Sousy w rolę motywatora wcielił się Kamil Grosicki. Piłkarz West Bromwich Albion zagrzewał swoich kolegów do boju.

– Pozytywna energia panowie, jeden drugiemu pomaga – krzyczał „Grosik”.

– Jak ktoś zepsuje podanie… cały czas do przodu – wtórował mu Kamil Glik.

– Reakcja, cały czas reakcja, panowie. Po stracie. Cokolwiek, co się dzieje, od razu reagujemy – dorzucił także Jan Bednarek.

Oczywiście selekcjoner reprezentacji Polski również przemówił do zawodników. Sousa apelował o pokazanie chęci zwycięstwa.

– Pamiętajcie, by w waszych oczach był ogień. W każdym starciu, panowie. Chcemy wygrać każde starcie. Pamiętajcie, że tak ma się stać. Od początku, komunikacja. Motywujcie się nawzajem. Pewność, determinacja, wszystko. Zostawcie to na boisku, bo możecie to zrobić, panowie. Wierzcie w siebie, ale zróbcie to, dobra? Nie bądźcie miękcy, wyjdźcie tam, by wygrać każde starcie – zagrzewał Polaków Sousa.

Nie zasłużyli na porażkę

Niestety mecz nie ułożył się po myśli Polaków. W 19. minucie bramkę z rzutu karnego strzelił Harry Kane. Do przerwy był to jedyny gol na Wembley. Na drugą połowę „Biało-Czerwoni” wyszli z bardziej bojowym nastawieniem, co przełożyło się na odrobienie strat.

Błąd Stones’a wykorzystał Arkadiusz Milik, który po jego błędzie odebrał mu piłkę. Napastnik oddał ją do Jakuba Modera, który idealnie zmieścił ją w bramce Anglików. Niestety, kilka minut przed końcem spotkania wynik ustalił Harry Maguire.

Paulo Sousa mimo porażki był zadowolony ze swoich zawodników. W szatni po ostatni gwizdku stanowczo przyznał, że na porażkę nie zasłużyli.

– Przede wszystkim… słowa do was, panowie, do wszystkich. Przyjeżdżając na Wembley i wchodząc tu teraz do szatni, z tym poczuciem, wyraźnie widocznym, że nie zasłużyliśmy na to… na ten wynik, bo zrobiliśmy wszystko, by przejść kompletną przewagę – pocieszał kadrowiczów Portugalczyk.

– Jeśli będziemy konsekwentni, w tym co robimy, panowie, możemy być naprawdę topową drużyną. Ja w to wierzę panowie, od początku nie mam wątpliwości – dodał Sousa.

Cały materiał z kanału „Łączy nas Piłka” na YouTube znajdziecie poniżej:

Lewandowski dzień po kontuzji: „Gdybyśmy grali dwa dni później, to może na siłę” [WIDEO]

Robert Lewandowski w meczu z Andorą doznał kontuzji, która wykluczyła go zarówno z meczu z Anglią, jak i kilku meczów Bayernu. Jak napastnik zareagował na uraz? – Kadra sobie poradzi, bez problemu – stwierdził w materiale na „Łączy nas Piłka” po otrzymaniu wstępnej diagnozy.

Po zamieszaniu w polu karnym Andory jeden z rywali upadł na nogę Lewandowskiego. Chwilę później kapitan „Biało-Czerwonych” zszedł z murawy. Według diagnozy sztabu medycznego reprezentacji pewne było, że nie zagra z Anglią na Wembley.

„Ryzyko byłoby duże”

32-latek początkowo miał pauzować 5-10 dni. Na kanale „Łączy nas Piłka” na YouTube pojawił się materiał sprzed meczu z Anglią. Zawarto w nim również reakcję Lewandowskiego na swoją kontuzję, na krótko przed wyjazdem ze zgrupowania.

– To wydarzyło się dwie minuty przed moim zejściem. W polu karnym była taka sytuacja. Wybiłem piłkę i mi spadł przeciwnik na moją prawą nogę. I trochę przegięło – powiedział Lewandowski.

– Niestety, nie zagram na Wembley. W najgorszym momencie. Pierwsze dni… najgorsze, najbardziej niebezpieczne przy tego typu kontuzjach. Kolano jest trochę osłabione, jak nie ma stabilizacji, to wtedy ryzyko jest duże – dodał.

Kapitan przyznał także, że była szansa na jego występ na Wembley. Jednak zarówno zawodnik, jak i sztab reprezentacji uznali, że byłoby to za duże ryzyko.

– Kadra poradzi sobie bez problemu. Ryzyko byłoby duże. W piłce nożnej trzy, cztery dni robią różnicę. Gdybyśmy grali ze dwa dni później, to może na siłę…. A teraz w piłce nie ma czasu na nic. Co trzy dni mecze, nie ma czasu na regenerację czy ćwiczenia – stwierdził 32-latek.

– Szkoda, zagrać z Anglią zawsze fajnie. Wembley to Wembley. Zagra się na Stadionie Narodowym – skwitował.

Szybszy powrót

Po powrocie do Monachium kolejne badania wykazały, że Lewandowski do gry wróci jednak dopiero po około czterech tygodniach. Taka informacja była poważnym ciosem dla Bayernu. „Die Roten” muszą sobie poradzić bez Polaka w hitowym dwumeczu z PSG w Lidze Mistrzów oraz między innymi w meczu z RB Lipsk.

„Kicker” podał w czwartek, że przerwa 32-latka może potrwać krócej. Niemieccy dziennikarze są przekonani, że górę weźmie nieustępliwy charakter Polaka i jego profesjonalizm. Mówi się nawet o możliwym powrocie piłkarza na rewanż z paryżanami. Więcej o tym przeczytacie TUTAJ.

Nawet jeśli snajper zdąży się wykurować wcześniej, to ostateczna decyzja co do jego powrotu zależeć będzie od Bayernu. Hansi Flick zapowiedział już, że także nie będzie podejmować zbędnego ryzyka.

Macedońskie media naśmiewają się z Timo Wernera. „Przyznali” mu obywatelstwo

Timo Werner w ostatnim meczu reprezentacji Niemiec zanotował fatalne pudło. Napastnik w dużym stopniu przyczynił się do wygranej Macedonii Północnej nad wyżej notowanymi rywalami (2-1). Po meczu prasa w bałkańskim kraju nie oszczędziła 25-latka i… przyznała mu obywatelstwo.

Porażka Niemców w środowym meczu wywołała szok. Ekipa Joachima Loewa przegrała u siebie z Macedonią Północną w trzecim meczu eliminacji mistrzostw świata. Dziennikarze naszych zachodnich sąsiadów nie zostawiły na swoich reprezentantach suchej nitki.

Mocno oberwało się szczególnie Timo Wernerowi, który mógł zostać bohaterem spotkania. W 80. minucie miał stuprocentową okazję na wyprowadzenie swojego zespołu na prowadzenie, jednak fatalnie skiksował. Niedługo później Macedonii udało się zdobyć bramkę i wywieźć z Niemiec trzy punkty.

„Nagroda”

W macedońskiej prasie panowała z kolei euforia. I ciężko się dziwić. Macedończycy zajmują 2. miejsce w swojej grupie eliminacyjnej wyprzedzając między innymi mistrzów świata z 2014, Rumunię czy Islandię.

Spora w tym zasługa wspomnianego Wernera. W podsumowaniu na portalu „Vecer” dziennikarze postanowili przyznać snajperowi Chelsea specjalną „nagrodę”. Wystawiono mu dowód osobisty, przedstawiający 25-latka jako obywatela Macedonii Północnej.

Pomylono się co prawda w dacie urodzenia Wernea (6 marca 1997 zamiast 1996), ale to nie to przykuło największą uwagę. Numer dokumentu oznaczono w następujący sposób: 1:2 1:2 1:2 1:2

Jan Tomaszewski ostro skrytykował Sousę po meczu z Anglią. „O co w tym chodzi?”

W ostatnim meczu podczas marcowego zgrupowania reprezentacja Polski poległa na Wembley 1-2 grając przeciwko Anglii. Pierwsza połowa w wykonaniu naszych zawodników była wyjątkowo słaba. W drugiej „Biało-Czerwoni” się obudzili, co udowodnili strzelając wyrównującego gola. Mimo tego Jan Tomaszewski bardzo surowo ocenił postawę Paulo Sousy. Portugalczyk oberwał przede wszystkim za zmiany personalne w podstawowym składzie.

W sumie po trzech spotkaniach w eliminacjach mistrzostw świata 2022 Polacy zdobyli 4 punkty. Na inaugurację zremisowaliśmy z Węgrami (3-3), zaś w drugim spotkaniu pokonaliśmy Andorę (3-0). Na koniec przyszła wspomniana porażka z Anglią.

We wszystkich trzech meczach, nawet z o wiele niżej notowaną Andorą, „Biało-Czerwoni” nie grali wybitnej piłki. Paulo Sousa po objęciu sterów naszej reprezentacji zapowiadał, że zobaczymy u jego podopiecznych ofensywny i atrakcyjny sposób gry. Póki co jednak jest jeszcze na to za wcześnie.

„Nie pokazał niczego”

W krytyczny sposób na temat selekcjonera wypowiedział się Jan Tomaszewski. Legendarny bramkarz wytknął Portugalczykowi dziwne decyzje, podjęte jeszcze przed rozpoczęciem meczu z Anglią. Najbardziej zdziwiło go wystawienie Michała Helika, który zawiódł w meczu, a kolejny oglądał już z trybun.

– Helika nie posłał do gry z Andorą, bo był bardzo słaby z Węgrami. Wysłał go na trybuny. A teraz, w najważniejszym meczu roku, ponownie Helik w składzie! Poza tym mieliśmy trzech pomocników, co oni mogli zrobić? Świderski i Piątek tylko biegali przy bramkarzu, nie mieli piłek. Na Boga, oni nie mieli piłek! O co w tym chodzi? Jóźwiak, najlepszy ostatnio, usiadł na ławce… – denerwował się Tomaszewski w rozmowie z „Super Expressem”.

– Anglicy wyglądali bardzo słabo, ale mieli przewagę w drugiej linii – ich pięciu na trzech naszych. Gdyby Jóźwiak zagrał od początku, gdyby była jedna dziewiątka a nie dwie, gralibyśmy po równo. Sousa nie pokazał niczego – podsumował.

Robert Lewandowski może wrócić na PSG! Nowe informacje z Niemiec

Dobre wieści z Niemiec! „Kicker” jest przekonany, że Robert Lewandowski wróci na boisko wcześniej, niż to pierwotnie zapowiadano. Pod uwagę dziennikarze biorą niespotykany profesjonalizm Polaka.

Kapitan reprezentacji Polski doznał w meczu z Andorą (3-0) kontuzji więzadła pobocznego w prawym kolanie. Po rzucie rożnym w polu karnym rywali jeden z zawodników upadł mu na nogę. Chwilę później Lewandowski zszedł z murawy stadionu Legii Warszawa.

Początkowe diagnozy wskazywały, że pauza potrwa krótko, bo maksymalnie 10 dni. Niestety, badania przeprowadzone po powrocie do Monachium wykazały, że 32-latek z powrotem na boisko będzie musiał poczekać nawet cztery tygodnie.

Gotowy na PSG?

Według takiego scenariusza „Lewy” opuściłby szereg istotnym meczów w Bundeslidze. Co więcej, ominąłby go także cały dwumecz z Paris Saint-Germain w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.

Od naszych zachodnich sąsiadów nadchodzą jednak dobre informacje. „Kicker” uważa, że dzięki profesjonalizmowi i nieustępliwości snajpera jego powrót nadejdzie szybciej. Niemieccy dziennikarze piszą nawet o powrocie na rewanż z francuską drużyną.

W tym wypadku Lewandowski opuściłby jedynie cztery spotkania Bayernu, a więc z RB Lipsk, Unionem Berlin i Wolfsburgiem w Bundeslidze oraz pierwsze z paryżanami. Możliwe jest również to, że 32-latek będzie do dyspozycji Hansiego Flicka już na mecz z „Wilkami”.

Bez ryzyka

„Kicker” dodaje jednak, że ostateczna decyzja co do ponownego włączenia Lewandowskiego do składu Bayernu należy do sztabu medycznego. Flick zapowiada, że nie będzie podejmować zbędnego ryzyka.

Polacy nie klękną przed meczem z Anglią. Zamiast tego wykonają inny gest

Wielką niewiadomą przed meczem Anglia – Polska było to, czy nasi piłkarze klękną przed pierwszym gwizdkiem na znak solidarności z akcją „Black Lives Matter”. Tomasz Włodarczyk z portalu „meczyki.pl” informuje, że „Biało-Czerwoni” inaczej okażą szacunek.

To, w jaki sposób zostanie potraktowana akcja przez polskich piłkarzy było gorącym tematem w ostatnim czasie. Zbigniew Boniek w rozmowie z Robertem Mazurkiem przyznał, że nie jest fanem takich gestów. Stanowią one dla niego zwykły populizm.

Złoty środek

Przed meczem z Walią podobny dylemat miała czeska reprezentacja. Tamtejsi zawodnicy ostatecznie postanowili nie klękać przed meczem. Zamiast tego wskazali palcem na znaczek „respect”, czyli „szacunek”, znajdujący się na lewym rękawku koszulek.

Tomasz Włodarczyk podaje, że taki sam gest wykonają „Biało-Czerwoni”. Z jego ustaleń wynika, że kadrowicze, podobnie jak zresztą Zbigniew Boniek, nie są fanami klękania przed pierwszym gwizdkiem. Dodatkowo takie zachowanie poskutkuje zachowanie apolityczności, czego chciałby związek.

Włodarczyk dodaje także, iż PZPN wystosuje specjalne oświadczenie. W nim wyrazi swoje poparcie dla walki z rasizmem oraz każdą inną formą przejawu dyskryminacji.

Wiadomo, z kogo zrezygnował Paulo Sousa. Jeden piłkarz skreślony przed Anglią

Marcin Dobosz z „Przeglądu Sportowego” poinformował, że Paulo Sousa definitywnie zrezygnował z jednego polskiego zawodnika. Dziennikarz podał, że chodzi o Bartosza Slisza. Pomocnik Legii spotkanie z Anglią obejrzy z poziomu trybun Wembley.

W ostatecznej kadrze Polski na marcowe zgrupowanie znalazło się 23 piłkarzy. Wcześniej Paulo Sousa powołał szeroką kadrę złożoną aż z 27 nazwisk. Jak się okazuje, Portugalczyk wiedział, co robi.

Najpierw z powodów zdrowotnych odpadł mu Mateusz Klich, tuż przed meczem z Węgrami. U pomocnika Leeds wykryto koronawirusa. Przed drugim spotkaniem eliminacyjnym wypadł także Łukasz Skorupski, w którego miejsce powołano Karola Niemczyckiego z Cracovii.

Co gorsza, po zwycięstwie z Andorą kontuzji nabawił się Robert Lewandowski. Polski napastnik nie dość, że doznał urazu przed arcytrudnym meczem na Wembley, to diagnoza z Monachium wykazał, że czekają go aż cztery tygodnie przerwy.

Koronawirus dziesiątkuje kadrę

Jak pisaliśmy, pierwszym kadrowiczem dotkniętym przez COVID-19 był Mateusz Klich. To samo kilka dni temu spotkało Kamila Piątkowskiego, który z dobrej strony pokazał się przeciwko Andorze.

Pozytywny test otrzymał także Grzegorz Krychowiak. Na szczęście w przypadku piłkarza Lokomotivu Moskwa wszystko zakończyło się pomyślnie. W ciele 32-latka obecne były przeciwciała choroby, którą przechodził w listopadzie zeszłego roku. PZPN skontaktował się w tej sprawie z UEFĄ, a ta pozwoliła mu na udział w meczu z Anglią.

Ktoś i tak oberwał

Mimo i tak trudnej sytuacji kadrowej reprezentacji Polski, Sousa musiał zrezygnować z jednego piłkarza. Padło finalnie na Bartosza Slisza, który spotkanie z „Synami Albionu” obejrzy z trybun Wembley. O takiej decyzji Portugalczyka poinformował Marcin Dobosz, dziennikarz „Przeglądu Sportowego”.

Ostatnio na ławce rezerwowych „Biało-Czerwonych” zasiadł Kacper Kozłowski. Pomocnik Pogoni Szczecin w meczu z Andorą pojawił się na murawie i został drugim najmłodszym debiutantem w historii naszego futbolu.

W meczu z Anglią na ławce znajdzie się jego klubowy kolega. Pierwszy raz podczas marcowego zgrupowania zobaczymy wśród rezerwowych Sebastiana Kowalczyka.

Dwie ważne zmiany dot. Euro 2020! UEFA zniosła limit stadionowy

UEFA podjęła w środę istotne decyzje odnośnie najbliższego turnieju mistrzostw Europy. Komitet Wykonawczy potwierdza, że trenerzy będą mogli dokonywać pięciu zmian podczas meczów na Euro. Co więcej, zniesiono limit dotyczący publiczności na stadionach.

Coraz bardziej zbliżamy się do inauguracji mistrzostw Europy 2020. Turniej, przesunięty z powodu pandemii koronawirusa, rozpocznie się 11 czerwca. Potrwa przez miesiąc, do 11 lipca.

Ważne zmiany

Wybuch pandemii sprawił, że ucierpieli na nim wszyscy. Zarówno kibice, dla których stadiony są zamknięte, jak i piłkarze. Grafik spotkań w tym sezonie jest wyjątkowo napięty i zawodnicy już teraz odczuwają gigantyczne zmęczenie.

Z tego powodu UEFA podjęła decyzję o zwiększeniu limitu zmian z trzech do pięciu na tegorocznym turnieju. Chodzi oczywiście o zminimalizowanie ryzyka odniesienia kontuzji przez piłkarzy. Przeciążenie nie wpływa korzystnie na ich wydolność i mięśnie. Selekcjonerzy będą teraz mogli lepiej manewrować siłami wśród swoich podopiecznych. Daje im to także większe pole do ewentualnych rotacji składem.

Ta zmiana obejmie również eliminacje mistrzostw świata 2022 oraz finał Ligi Narodów 2021.

Limit kibiców

Ponadto Komitet Wykonawczy UEFA zdecydował się wyjść naprzeciw próśb kibiców. Do tej pory na stadionach na przeznaczonych na Euro miał obowiązywać limit 30 proc. pojemności obiektu.

Organizacja postanowiła znieść to ograniczenie. Aktualnie liczba widzów będzie zależeć wyłącznie od decyzji miejscowych władz.

Kogo obawia się Southgate pod nieobecność Lewandowskiego? Wskazał trzech piłkarzy

Reprezentacja Polski w środę zagra na Wembley z Anglią w potężnym osłabieniu. Na boisku zabraknie Roberta Lewandowskiego, który zmaga się z kontuzją kolana. Gareth Southgate wskazał trzech innych zawodników, którzy mogą rozwinąć skrzydła pod nieobecność 32-latka.

Nasz kapitan w spotkaniu z Andorą doznał urazu więzadła pobocznego w prawym kolanie. Pewne było, że nie zobaczymy go w środę na Wembley. We wtorek w Monachium Polak przeszedł jeszcze dodatkowe badania, które wykazały, że jego przerwa od gry wyniesie w sumie cztery tygodnie.

Kto poniesie Polaków?

O brak Lewandowskiego zapytano selekcjonera naszych najbliższych rywali. Gareth Southgate mimo kontuzji kapitana „Biało-Czerwonych” nie lekceważy swoich rywali. Szkoleniowiec wskazał trójkę, która może w starciu na Wembley wziąć ciężar gry na siebie.

– Nieobecność Lewandowskiego? Inni piłkarze mogą pokazać głód gry. Polska ma bardzo dobrych zawodników w ataku, jak Milik, Zieliński czy Piątek – przyznał.

Sporo mówiono we wtorek o domniemanych problemach zdrowotnych Masona Mounta. Southgate zapowiedział jednak, że piłkarz Chelsea w środę będzie do jego dyspozycji.

– Nie rozgrzewał się razem z drużyną, ale przez resztę treningu był już z zespołem. Czuje się dobrze. Jeśli o nas chodzi, to wszyscy zawodnicy są dostępni do gry – dodał.

– Nie martwię się też o Harry’ego Kane’a. To fantastyczny profesjonalista. Zawsze jest skupiony tylko na kolejnym meczu, a wszystko inne odkłada na bok – zaznaczył.