Ze średniaka Serie A do giganta Premier League? Walukiewicz zainteresował wielki klub

W karierze Sebastiana Walukiewicza nastąpi niespodziewany zwrot? Polakiem zaczęli interesować się działacze Liverpoolu. Niebawem młody stoper może opuścić Cagliari.

Przygoda Walukiewicza z włoskim futbolem to równia pochyła. Początkowo 21-latek szturmem wbił się do składu Cagliari, a jego występy chwalili dziennikarze oraz eksperci. Z czasem jednak Polak stracił swoją pozycję. W tym samym czasie odpadł także z reprezentacji Polski, do której powoli go wprowadzano.

Na początku minionego sezonu Walukiewicz był pewnym punktem swojego zespołu. W Serie A rozegrał łącznie 19 meczów, aż do 14 lutego bieżącego roku. Od tamtej pory ani razu nie zameldował się na murawie.

Czas na zmiany?

W Cagliari uważano, że Walukiewicz może rozwinąć się do bardzo dobrego poziomu. Polak ma ku temu warunki, co nie raz udowadniał. Biorąc jednak pod uwagę jego ostatni gorszy czas — władze doszły do wniosku, że warto spróbować czegoś nowego. Sam zawodnik również jest ponoć zainteresowany zmianą otoczenia.

I tutaj pojawia się Liverpool. Calciomercato.com twierdzi, że „The Reds” zastanawiają się nad ściągnięciem 21-latka. Działaczy zachęca cena za stopera, która może wynieść blisko 8 milionów funtów.

– Walukiewicz uzupełniłby formację defensywną 'The Reds’, gdy Virgil van Dijk i Joe Gomez kontynuowaliby swoje powroty po długotrwałych kontuzjach – dodaje „Mirror”.

Przypomnijmy, że Walukiewicz trafił do Cagliari w 2019 roku za cztery miliony euro. Wówczas opuszczał Pogoń Szczecin jako obiecujący zawodnik, gotowy do wejścia w poważną piłkę. Na razie jego kariera mocno wyhamowała, jednak wciąż wszystko przed nim.

Manchester City zostanie wykluczony z Ligi Mistrzów? Pojawiły się dowody oszustw klubu

Finansowe fair-play ponownie da się we znaki Manchesteru City? Maile, które trafiły do internetu sugerują, że niebawem władze „Obywateli” będą mieć spore kłopoty. Klub prawdopodobnie łamał zasady FFP.

Wielokrotnie byliśmy świadkami tego, jak wielkie kluby próbują obejść zasady ustanowione przez UEFĘ. A po co właściwie jest to finansowe fair-play? W celu wyrównania szans pomiędzy gigantami, o nieograniczonych pokładach pieniędzy a tymi mniej zamożnymi drużynami.

Dodajmy, że jeśli ktoś złamie zasady FFP — musi liczyć się z poważnymi konsekwencjami. Najczęściej jest to czasowe wykluczenie z rozgrywek europejskich pucharów, ale także kary grzywny itp.

Arabski przekręt

„Daily Mail” informuje, że do oszustw związanych z finansowym fair-play mogło dojść w Manchesterze City. Za sprawą sponsora, czyli Etihad Airways w latach 2010-11 do klubu miało wpłynąć 12 mln funtów. Na taką kwotę wpisano także fakturę.

Angielscy dziennikarze przekonują jednak, że działacze „Obywateli” zawyżyli swoje dochody, a w rzeczywistości do kasy wpłynęła kwota trzykrotnie mniejsza. Na potwierdzenie przywołano mail jednego z pracowników zespołu kierownictwa ds. sponsoringu Etihad Airways z 12 kwietnia 2011 roku.

Korespondencja jasno wskazuje na to, że klub umyślnie zaniżał swoje dochody. Tym samym złamał zasadę finansowego fair-play i możliwe, że niebawem UEFA wyciągnie konsekwencje.

Kibice Bayernu wyzywali Nagelsmanna. Skandaliczne zachowanie: „Ty świnio!”

Choć zastąpienie Hansiego Flicka Julianem Nagelsmannem w Bayernie Monachium wydawało się naturalne, to jednak nie każdemu się podoba. Wyraz niezadowolenia pokazali podczas sparingu z Ajaxem Amsterdam kibice mistrzów Niemiec. 

Mecz towarzyski między wspomnianymi ekipami zakończył się remisem (2-2). Letni sparing był dla Nagelsmanna pierwszym spotkaniem za sterami Bayernu przed własną publicznością.

Bawarczycy wystąpili, oczywiście bez Roberta Lewandowskiego oraz reszty gwiazd z pierwszego składu. Do bramki Ajaxu trafili Choupo-Moting, a także Nianzou. W drugą stronę z kolei trafienia zaliczyli Labyad oraz Jensen.

Pamiętna porażka

Spotkanie z Ajaxem było dla Nagelsmanna w sumie drugim meczem jako szkoleniowiec Bayernu. Przed tygodniem jego podopieczni rozegrali sparing z FC Koeln, który przegrali (2-3). Porażka mocno wdała się w pamięć kibiców, którzy postanowili przypomnieć o niej młodemu trenerowi.

– Zaraz po rozpoczęciu gry ok. 20 kibiców Bayernu skandowało: „Nagelsmann, ty świnio, wracaj do TSV!”. W 29. i 46. minucie fani-idioci powtarzali obelgi, które dobrze słyszało 8500 widzów na 75-tysięcznym stadionie – napisano w „Bild”.

W przeszłości 34-latek reprezentował barwy skandowanego przez kibiców TSV 1860 Monachium, a więc największego rywala Bayernu. Początkowo grał w zespołach młodzieżowych, zaś później został asystentem trenera drużyny U-17.

– Opowiadam się za tolerancją. Nie wszyscy muszą klaskać, że pochodzę z rywala Bayernu z tego samego miasta. Każdy musi tylko zgodzić się ze swoim sumieniem, jak to wyrazić – skomentował zachowanie kibiców swojego klubu.

Zdegustowany Sousa. Selekcjoner reprezentacji znudzony na meczu Lech – Radomiak

Paulo Sousa przyleciał do Polski, gdzie z trybun stadionu przy Bułgarskiej obserwował mecz Lecha z Radomiakiem. Spotkanie nie porwało i zakończyło się podziałem punktów po bezbramkowym remisie. Selekcjoner reprezentacji Polski był wyraźnie znudzony widowiskiem, co dobitnie pokazało zachowanie jego oraz jego asystenta. 

Sousa miał okazję obejrzeć już kilka meczów polskich drużyn w europejskich pucharach. Portugalczyk w piątek zjawił się także w Poznaniu, aby na żywo obejrzeć spotkanie Lecha z Radomiakiem.

Niewielkie pole do analizy

Mecz zdecydowanie nie porwał i zakończył się wynikiem 0-0. Ikonicznym momentem, który podsumowało poziom widowiska było zdjęcie Paulo Sousy oraz jego asystenta. Kamery obecne na stadionie wychwyciły, jak Portugalczyk sprawdza coś na telefonie, zaś wspomniany asystent… ziewa. Obrazek obiegł internet i spotkał się z krytyką selekcjonera oraz samego poziomu spotkania.

https://twitter.com/DDawcioo/status/1418649558595276807

Oczywiście prawdopodobnie zdjęcie było mocno wyrwane z kontekstu. Niewykluczone, że całą resztę meczu Sousa bacznie przyglądał się boiskowym wydarzeniom. Jeden z kibców zamieścił jednak na Twitterze inne zdjęcie selekcjonera, na którym wyraźnie pokazał, że jest zdegustowany poziomem Ekstraklasy.

https://twitter.com/skowron__/status/1418856428064985091

Piłkarz SSC Napoli nie chce, aby Zieliński odszedł. „Zawsze miałem do niego słabość”

Przyszłość Piotra Zielińskiego na tę chwilę pozostaje zagadką. Wiadomo, że pomocnik Napoli budzi ogromne zainteresowanie na rynku transferowym i nie jest pewne, że zostanie w klubie na kolejny sezon. Mario Rui, jeden z kolegów Polaka z szatni przyznał, że nie wyobraża sobie gry bez 27-latka.

Zieliński już od kilku lat reprezentuje barwy SSC Napoli. Coraz więcej wskazuje jednak na to, że przygoda Polaka we włoskim klubie dobiega końca.

Niedawno w internecie pojawiły się plotki o zainteresowaniu piłkarzem Manchesteru City. Informację powielały zarówno włoskie, jak i angielskie media. Mówiono również o konkretnych kwotach, które w przypadku Zielińskiego sięgały 50 mln euro.

Piękne słowa

Na razie dalsze losy 27-latka pozostają zagadką. Na transferowe doniesienia zareagował natomiast jego kolega z szatni, Mario Rui. Portugalczyk od czterech lat gra w Napoli i świetnie dogaduje się z Polakiem.

– Zawsze miałem słabość do Zielińskiego. Zawsze na niego stawiałem. Mam nadzieję, że potwierdzi słuszność mojego wyboru – przyznał.

Niewykluczone, że ostatecznie Polak rzeczywiście zostanie w Napoli. Włosi przekonują, że Aurelio De Laurentiis zupełnie nie jest zainteresowany sprzedażą swojego zawodnika, tym bardziej że ma być liderem przebudowanego zespołu. Przypomnijmy, że stery klubu przejął Luciano Spalletti. To właśnie on zamierza mocno opierać budowanie swojej drużyny na Zielińskim.

Pierwszy mecz w sezonie i asysta! Dobry mecz Sebastiana Szymańskiego z FK Rostów [WIDEO]

Wchodzimy w nowy sezon! W Rosji ruszyły już rozgrywki ligowe, a w pierwszym spotkaniu kampanii 2021/22 asystę zanotował Sebastian Szymański. Jego Dynamo Moskwa pokonało na wyjeździe FK Rostów (2-0). Po spotkaniu Polak zebrał także dobre opinie. 

Dynamo już na samym początku meczu pokazało, że interesuje ich tylko zwycięstwo. W 20. minucie Sebastian Szymański napędził akcję swojej drużyny, wpadł w pole karne i wypatrzył nadbiegającego kolegę. Podał piłkę do zaledwie 18-letniego Arsena Zakharyana, a ten umieścił ją w siatce.

Jeszcze przed końcem pierwszej połowy padła bramka na 2-0, która, jak się okazało, była ostatnią w meczu. Tyukavin dobił strzał swojego kolegi z drużyny z najbliższej odległości.

Świetny występ

Odnośnie występu Szymańskiego nie można powiedzieć złego słowa. Asysta mocno podbudowała oceny, jakie przyznano mu w mediach. Portal „SofaScore” przyznał Polakowi notę 7,5, a więc trzecią najlepszą ocenę w zespole.

Asystę skrzydłowego przy golu Zakharyana możecie zobaczyć poniżej:

Dlatego Kądzior nie trafił do Lecha. Skorża zdradził kulisy transferu

Transfer Damiana Kądziora do Piasta Gliwice wywołał sporo emocji. Nie tyle wśród kibiców samego Piasta, a… Lecha Poznań. Początkowo skrzydłowy był bowiem łączony z transferem właśnie na Bułgarską. Ostatecznie nic jednak z tego nie wyszło, a o kulisach opowiedział Maciej Skorża, trener Lecha.

Kądzior podpisał kontrakt z Piastem kilka dni temu. 29-latek związał się z nowym klubem do czerwca 2024 roku, kończąc tym samym sagę dotyczącą jego transferu do Lecha Poznań.

Co zawiodło?

W pewnym momencie plotki o rzekomych przenosinach Kądziora na Bułgarską przybrały na sile. Wydawało się, że wszystko jest już przesądzone, jednak coś i tak zawiodło. Co dokładnie?

O szczegółach w rozmowie z Radosławem Nawrotem opowiedział Maciej Skorża. Trener „Kolejorza” na łamach „Interii” zdradził, dlaczego finalnie to do Gliwic zawędrował 29-latek.

– Damian to dobry zawodnik i był na naszej liście. Poważnie rozważałem jego kandydaturę i pojawiły się także pierwsze rozmowy w sprawie pozyskania go. W tym samym momencie zaczęły się jednak pojawiać inne rozwiązania. Zawodnicy o innej specyfice, o innym profilu – tacy, którzy mogą nam dać inne opcje w grze ofensywnej. Uznałem zatem, że warto poczekać i spróbować pozyskać właśnie tych piłkarzy – stwierdził Skorża.

– Wiedziałem, że nasze pierwsze okienko transferowe z Lechem będzie trudne. Przyszedłem przecież w kwietniu, gdy skauting klubu miał już na celowniku zawodników, których pewnie chciał Dariusz Żuraw. Ja to widzę nieco inaczej, cenię inne cechy i rzeczywiście nie zawsze się to pokrywało z wyborami poprzedniego trenera – dodał szkoleniowiec.

Lech sezon 2021/22 rozpocznie od meczu z Radomiakiem, a więc tegorocznym beniaminkiem Ekstraklasy. Przypomnijmy, że ostatnia kampania nie ułożyła się dla Lechitów najlepiej. Sezon zakończyli dopiero na 11. miejscu.

Yerry Mina skomentował słynne „tańcz teraz!” Messiego. Wielka klasa Kolumbijczyka

Krajobraz po Copa America wciąż jest niespokojny. Ostatni południowoamerykański turniej przyniósł wiele emocji, zwieńczonych ostatecznie zwycięstwem Argentyny. Tym samym Leo Messi wzniósł z drużyną narodową swoje pierwsze trofeum w karierze reprezentacyjnej. Po drodze doszło jednak do spotkania „Albicelestes” z Kolumbią. Wokół tego meczu narosło już mnóstwo opinii oraz napiętej atmosfery. 

Przypomnijmy, że w półfinale Copa America 2020 doszło do spotkania Argentyny z Kolumbią. Rozstrzygnięcie nie padło ani w podstawowych 90 minutach, ani w dogrywce. O tym, kto wejdzie do finału zdecydować miały rzuty karne. W nich lepsi okazali się podopieczni Lionela Scaloniego.

Zwycięstwo Argentyny w konkursie „jedenastek” wywołało olbrzymie emocje. Euforii dał się ponieść także Leo Messi, który po nietrafionym strzale Yerry’ego Miny wykrzykiwał do niego – „tańcz teraz, teraz tańcz”. Jak się okazało, było to nawiązanie do meczu Kolumbii z Urugwajem, gdzie również doszło do serii rzutów karnych. Wspomniany Mina po wykorzystaniu swojej „jedenastki” zaczął ssać kciuka oraz tańczyć.

Klasa

Sytuacja nadal budzi wielkie emocje w piłkarskim świecie. Yerry Mina został zapytany o krzyki Messiego oraz samą porażkę z Argentyną w półfinale Copa America, kiedy wrócił do rodzinnego Guachene.

– Taka jest piłka nożna. To, co stało się z Leo, może się zdarzyć w każdej chwili. Walczyliśmy o losy naszych reprezentacji. Gdybym miał oddać życie za drużynę narodową, zrobiłbym to – stwierdził zawodnik, który w przeszłości miał okazję grać z Messim w FC Barcelonie. 

– Życie zawsze daje drugą szansę. To, co wydarzyło się na boisku, zostaje na boisku. Ja zachowuję spokój, bo wiem, że Leo jest wspaniałym człowiekiem – zaznaczył.

– Trafiłem na niego w FC Barcelonie i dziękuję mu za wsparcie, którego mi wówczas udzielił. Zawsze będę go szanować – dodał Kolumbijczyk.

Strzelił dwa samobóje, żeby zapobiec ustawionemu wyniku. Niebywała historia w Ghanie

W Ghanie wydarzyła się ostatnio niebywała historia. Piłkarz tamtejszego Inter Allies celowo strzelił dwa samobóje, aby zapobiec wynikowi, ustawionego przed meczem. Hashmin Musah, bo o nim mowa, po spotkaniu przyznał się, że zrobił to z premedytacją, za co otrzymał liczne gratulacje. 

Choć ghańska Premier League została rozstrzygnięta w zeszły weekend, to nie o nowych mistrzach jest najgłośniej. Hearts of Oak wygrali ligę z czteropunktową przewagą nad wicemistrzami, jednakże musieli ustąpić miejsca… drużynie spadkowiczów.

Nieprawdopodobna historia

Wszystko za sprawą Hashmina Musaha. Obrońca Interu Allies strzelił dwa gole samobójcze w meczu przeciwko Ashanti Gold, a jego drużyna przegrała w sumie 0-7. Wynik wzbudził podejrzenia o ustawienie spotkania. Co ciekawe, sam Musaha… potwierdził, że trafienia samobójcze były celowe.

– Słyszałem, że nasz mecz został ustawiony i miał paść wynik 5:1. Postanowiłem więc zepsuć ten zakład, bo nie pochwalam takich rzeczy. Po strzeleniu pięciu Ashanti Gold przestało grać i zdecydowałem się strzelić samobója, by upewnić się, że zakład nie przejdzie. Obiecałem trenerowi, że jeśli pozwoli mi wejść z ławki, to to zrobię. Nasz sztab szkoleniowy pogratulował mi po meczu – wyjaśnił po meczu. 

Ashanti Gold wydało na Twitterze komunikat, w którym zaprzecza, jakoby wynik meczu miał być ustawiony. Podobnie postąpiła drużyna, w której występuje Musaha.

– Nie mamy pojęcia, dlaczego rywal strzelił dwa gole samobójcze. Przez cały mecz pokazaliśmy, że jesteśmy zdeterminowani, by osiągnąć jak najlepszy wynik i nie było tak, jak się to zarzuca, że graliśmy, by osiągnąć ustalony wynik – czytamy w komunikacie Ashanti Gold.

W sprawie domniemanej próby oszustwa ghańska federacja podjęła odpowiednie kroki. Niezwłocznie dojdzie do przesłuchania piłkarzy oraz członków sztabu obu drużyn, aby wyjaśnić sytuację.

Mocna opinia o Tonim Kroosie. Matthaeus nie oszczędził pomocnika Realu

Niedawno minęło dokładnie siedem lat, od kiedy Toni Kroos trafił do Realu Madryt. Pomocnik uważany jest za jednego z najlepszych na swojej pozycji w XXI wieku. Co więcej, wiekowy piłkarz nadal stanowi o sile drugiej linii „Królewskich”. Lothar Matthaeus, legenda niemieckiego futbolu uważa jednak, że dawna świetność Kroosa wygasała.

Mistrzostwa Europy 2020 były mocno nieudane dla reprezentacji Niemiec. Krytykę zebrała w sumie cała drużyna. Gromy posypały się również nad Kroosem.

Nie ma dla niego miejsca?

Nie wystarczy, że media naszych zachodnich sąsiadów ostro zrugały zawodnika Realu. Także Uli Hoeness ostro skrytykował piłkarza. Do grona antyfanów Kroosa dołączył teraz jeszcze Lothar Matthaeus.

– Osobiście nie mam nic do Kroosa. Nie podoba mi się tylko jego styl gry. Widzieliśmy to na mistrzostwach Europy: nie chodzi tylko o szybkość zawodnika, ale też o szybkość, z jaką porusza się piłka. Kroos nie zdobywa przestrzeni, a tempo jest wolne – stwierdził Matthaeus. 

– Dla mnie Kroos nie prezentuje już klasy międzynarodowej – dodał. 

Lukas Podolski rozmawia z Robertem Lewandowskim. Kapitan wróci do Lecha Poznań?

Lukas Podolski kilka dni temu wywiązał się ze swojej obietnicy i podpisał kontrakt z Górnikiem Zabrze. Niemiec polskiego pochodzenia wywołał swoją decyzją spory szum w mediach oraz zaimponował kibicom. W rozmowie z gazetą „Bild” zdradził, że często rozmawia z Robertem Lewandowskim i nie wykluczył, że 32-latek może pójść w jego ślady.

Podolski od dziecka kibicował Górnikowi. Choć urodził się w Gliwicach, to właśnie do zabrzańskiej drużyny należało jego serce. Przed laty obiecał zarówno swojej babci, jak i kibicom, że zagra w swoim ukochanym klubie.

Obietnicy dotrzymał, mimo że wiele osób zaczęło już wątpić w 36-latka. Wydawało się, że Podolski zamierza obskoczyć jeszcze kilka innych klubów, zanim trafi do Górnika.

Poświęcenie

Podolski nie ukrywa, że pragnął wrócić do Zabrza. Nigdy nie zrezygnował ze swojego pomysłu i kurczowo się go trzymał. Dodał także, że obierając za cel Polskę zrezygnował z dużo większych pieniędzy, jakie proponowano mu w innych zespołach.

– Zawsze miałem w głowie pomysł, aby zakończyć karierę tam, gdzie wszystko się zaczęło. Był to bardzo emocjonalny krok. Nie ukrywam, że poświęcam dużo pieniędzy, aby spełnić marzenie i zakończyć karierę w Górniku Zabrze – przyznał na łamach „Bild”.

Mistrz świata z 2014 roku opowiedział również, że często rozmawia z Robertem Lewandowskim. „Poldi” nie wyklucza, że kapitan „Biało-Czerwonych” może pójść w jego ślady. Kto wie, czy za kilka lat 32-latek nie powróci do Ekstraklasy i nie założy ponownie koszulki Lecha Poznań.

– Co jakiś czas rozmawiam z Robertem Lewandowskim. On wywołuje w Polsce ogromne zainteresowanie. Kto wie, może spodoba mu się mój pomysł i sam wróci do jednego ze swoich klubów, w których grał w Polsce – powiedział.

Oprócz Lecha Poznań Lewandowski zaliczył także epizod w Legii Warszawa. Ponadto w kraju grał dla Znicza Pruszków oraz w Delcie Warszawa. To jednak właśnie w „Kolejorzu” wybił się i zapracował na transfer do Borussii Dortmund.

Buksa zdradził kulisy rozstania z Wisłą. „Nie chcę mieć etykiety gościa, który rzuca się na pieniądze”

Aleksander Buksa jakiś czas temu podpisał kontrakt z Genoą. Młody napastnik rozstał się z Wisłą Kraków w nie najlepszych relacjach. Z klubem przede wszystkim kłócił się o pieniądze. W rozmowie z „Weszło” 18-latek na chłodno opowiedział o konflikcie z „Białą Gwiazdą”.

Przypomnijmy, że ostatni sezon Buksa spędził głównie na ławce. Sytuację podyktowały spięcia na linii klub — zawodnik. Poszło przede wszystkim o to, że 18-latek nie chciał przedłużyć kontraktu, czym zdenerwował władze Wisły.

Choć o młodego Polaka zabiegało wiele dużych klubów, ten postanowił wybrać rozważnie i postawił na Genoę. Kierunek o tyle sprawdzony, że w przeszłości na szerokie wody wypłynął tam Krzysztof Piątek. O Buksę walczyło jeszcze między innymi FC Porto, a padały także nazwy „FC Barcelona” czy „Borussia Dortmund”.

Na papierze — dobry ruch

W rozmowie z Jakubem Białkiem z „Weszło” Buksa potwierdził, że chciały go większe kluby niż Genoa. Ostatecznie jest jednak pewien, że podjął dobry wybór. Klub oraz liga będą bardzo dobrym miejscem do dalszego rozwoju.

– Mogłem iść do teoretycznie większego klubu. I ktoś zaraz zarzuciłby, że “po co tam idziesz, skoro przepadniesz, takich jak ty mają tam mnóstwo”. Idziesz do klubu, w którym masz teoretycznie większe szanse na rozwój, na grę – i to też komuś nie pasuje, bo pojawiały się inne, większe, bardziej uznane marki. Nie patrzyłbym więc na to w ten sposób. Każda decyzja odnośnie wyboru nowego klubu ma swoje plusy i minusy. Uznałem, że Genoa będzie bardzo dobrym miejscem na kolejny krok w mojej dotychczasowej przygodzie z piłką – przyznał.

Co zawiniło?

Przygoda Buksy z Wisłą zakończyła się w niezbyt dobrej atmosferze. 18-latek zdradził, dlaczego sytuacja zaczęła się tak bardzo psuć.

– W rozmowie z jednym z asystentów sztabu szkoleniowego chciałem się dowiedzieć, jaki jest na mnie plan, jaka jest wizja. Dowiedziałem się, że planu nie da się określić, bo cały sztab ma niepewną pozycję. Zaczęliśmy przegrywać mecze, atmosfera robiła się gorąca. Nie wiedziałem, jak to będzie wyglądało. Oczywiście nie chciałem wymuszać żadnej presji na to, żebym grał w pierwszym składzie czy coś takiego, bo – jak większość osób w tym zespole – być może nie byłem wtedy w najwyższej formie. Niemniej pierwszy mecz z Jagiellonią zagrałem do 68. minuty. Później wchodziłem z ławki na końcówki – opowiedział.

– Największym minusem tego wszystkiego było to, że nie widziałem dla siebie planu B. Wisła nie ma zespołu rezerw, w przeciwieństwie do większości zespołów w Ekstraklasie, gdzie młodzi, którzy nie grają, mogą się ogrywać. Niektórzy grają w drugiej lidze, niektórzy w trzeciej. Ale grają. To piłka seniorska. Żeby utrzymać ten rytm meczowy, warto takie jednostki meczowe zaliczać. W Wiśle nie ma takiej możliwości – dodał.

– Wielokrotnie postulowałem do trenerów, żebym w takich przypadkach – gdy się dobrze układa terminarz – schodził chociaż do juniorów. Pamiętam sytuację z jesieni. Juniorzy grali w środę w Lubinie, Ekstraklasa była w niedzielę. Teoretycznie mógłbym pojechać na taki mecz. Ale zawsze dostawałem informację “nie, potrzebujemy cię w Ekstraklasie”. Potem jechałem na Ekstraklasę i grałem dwie minuty, pięć minut, nieważne. Często wchodziłem na skrzydło. Przy naszym defensywnym stylu gry, zwłaszcza w końcówkach meczów, w praktyce nie wychodziłem z własnej połowy i grałem na prawej obronie. Takie wyjazdy – nie powiem – dosyć irytowały. Zwłaszcza, że miałem perspektywę gry w juniorach, która była blokowana – stwierdził Buksa.

Pieniądze oddane

Ważnym aspektem w konflikcie Buksy z Wisłą były także pieniądze, jakie zawodnik otrzymał od klubu za podpis pod kontraktem. Teraz 18-latek wyjawił, dlaczego postanowił oddać „Białej Gwieździe” zarówno bonus, jak i wynegocjowaną pensję.

– Aneks, który przygotowali moi prawnicy i który został podpisany przez Wisłę, zawierał kwotę za podpis. Zwróciłem ją oraz wynegocjowaną pensję. Dlaczego? Dlatego, że zostało mi zarzucone – widziałem na ten temat niejeden artykuł, nawet ktoś z Wisły publicznie o tym mówił – że to był zwykły skok na kasę. Nie chcę mieć etykiety gościa, który rzuca się na pieniądze. Nie o to tu w tym wszystkim chodziło. Zostałem w Wiśle, żeby zaliczyć fajny sezon, rozwijać się. Natomiast nie uważam, że się rozwinąłem. Przeciwnie – zwinąłem się. I te pieniądze na koniec zdecydowałem się oddać – przyznał.

Arabia Saudyjska i Włochy organizatorami mundialu w 2030 roku? Szalony plan szejków

Mistrzostwa świata 2030 odbędą się w Arabii Saudyjskiej i… we Włoszech?! Szalony pomysł Saudyjczyków przekazali dziennikarze „The Athletic”. 

Niewykluczone, że mundial, który odbędzie się za dziewięć lat będzie najdziwniejszym w historii. Przynajmniej pod kątem organizatorów. Turniej po raz pierwszy może się odbyć na dwóch kontynentach.

Wcześniej wielkie turnieje rangi mistrzostw Europy czy właśnie świata miały wspólnych organizatorów. Ostatnio zakończone Euro rozgrywało się przecież w kilku krajach Starego Kontynentu, zaś w przeszłości między innymi w Polsce i na Ukrainie czy Belgii i Holandii. Mundiale także miały dwoje organizatorów, jak Korea Południowa i Japonia, a przecież w 2026 roku wystartują mistrzostwa świata w USA, Meksyku i Kanadzie.

Rewolucja?

„The Athletic” opublikowało szokujące wieści, według których organizatorami mundialu 2030 mieliby zostać Arabia Saudyjska i Włochy. Takie rozwiązanie byłoby bez wątpienia ogromnym przedsięwzięciem. Wszak nie mówimy tylko o dwóch różnych krajach, ale o dwóch kontynentach.

Zdaniem dziennikarzy Saudyjczycy walczą o organizację imprezy od jakiegoś czasu. W tym celu zatrudnili nawet agencję Boston Consultancy Group. To właśnie tamtejsi działacze poszukują ewentualnych możliwości na zapewnienie Arabii mistrzostw świata.

Niewykluczone, że ewentualny sukces nadchodzącego mundialu w Katarze wzmocni kandydaturę Arabii. Co ciekawe, według „The Athletic” inną opcją jest wymiana Włochów na Maroko i Egipt.

 

Jerzy Brzęczek ma ambitny plan. Chce wrócić do pracy tylko w jednym kraju

Jerzy Brzęczek nadal pozostaje bez pracy od rozstania z reprezentacją Polski. Czy jednak były selekcjoner zamierza wrócić na posadę trenera? „WP Sportowe Fakty” ustaliły, że w głowie 50-latka pojawił się już plan.

To już pół roku, od kiedy Zbigniew Boniek zdecydował o zwolnieniu Brzęczka ze stanowiska selekcjonera reprezentacji Polski. Od tamtej pory „Biało-Czerwonych” prowadzi Paulo Sousa, zaś sam Brzęczek pozostaje bez zatrudnienia.

Taki stan rzeczy nie powinien jednak dziwić. 50-latek nie ukrywał, jak bardzo praca z kadrą wpłynęła na jego zdrowie psychiczne. Sugerowały to udzielone przez niego po zwolnieniu wywiady, ale i sama atmosfera, jaka wokół reprezentacji wytworzyła się za jego kadencji.

Co dalej?

W maju Brzęczek udzielił wywiadu portalowi gol24.pl. Po jego publikacji pojawiły się plotki o możliwym powrocie szkoleniowca do Wisły Płock. Sam zainteresowany stwierdził także, że brakuje mu nieco trenowania.

Powrotu do byłego klubu jednak nie było. Obecnie Maciej Bartoszek pozostaje trenerem „Nafciarzy” i przygotowuje ich do wejścia w nowy sezon.

„WP Sportowe Fakty” dowiedziały się, że Brzęczka nie zobaczymy już raczej w żadnym polskim klubie. Choć brakuje mu adrenaliny związanej z prowadzeniem drużyny, to po przygodnie z kadrą ma dość pracy na rodzimym podwórku.

Redakcja dodaje również, że 50-latek ma swój wymarzony kierunek. Według ustaleń dziennikarzy Brzęczek czeka na ofertę z austriackiej Bundesligi. Przypomnijmy, że podczas piłkarskiej kariery to właśnie w tej lidze były selekcjoner spędził aż 12 lat. Być może znajomość kraju oraz mentalności zawodników pozwoli mu na wyjazd do Austrii i objęcie któregoś z tamtejszych zespołów.


Źródło: WP Sportowe Fakty.

Norwegowie komentują porażkę Bodo/Glimt. „Legia była zbyt silna. Zniszczyła sen Bodo”

FK Bodo/Glimt po wylosowaniu Legii Warszawa w eliminacjach do Ligi Mistrzów kreowano na faworytów do awansu. Tymczasem to jednak mistrzowie Polski wyszli zwycięsko z rywalizacji i wygrali oba spotkania z Norwegami. Teraz krajowe media komentują porażkę swoich przedstawicieli. 

Legia w obu meczach pokazała się ze świetnej strony. Choć w starciu na terenie Bodo/Glimt dali sobie strzelić dwa gole, to ostatecznie wygrali całe starcie (3-2). W Warszawie wystarczyło postawić kropkę nad „i”, co podopiecznym Czesława Michniewicza zdecydowanie się udało. Mistrzowie Polski wygrali 2-0 (5-2 w dwumeczu) i zameldowali się w drugiej rundzie eliminacji.

Żal w kraju

Teraz Bodo pozostaje walka o Ligę Konferencji. Norweskie media ubolewają nad tak szybkim odpadnięciem z eliminacji do Ligi Mistrzów ich drużyny. Zaznaczają przy tym, że Legia zniweczyła wszelkie nadzieje na grę w piłkarskiej elicie.

– Przegrana z Polakami nie oznacza końca udziału w europejskich pucharach. Legia była zbyt silna, ale Bodo/Glimt postawił polskiemu wielkiemu klubowi opór. Zespół z Warszawy wydawał się kontrolować mecz, ale mistrz Norwegii miał momenty, w których widać było nadzieję – napisano w relacji na portalu vg.no, zatytuowanej „Legia zniszczyła sen Bodo/Glimt o Lidze Mistrzów”.

– Przygoda FK Bodo/Glimt w Lidze Mistrzów dobiegła końca zanim na dobre się zaczęła. Mistrz Norwegii miał zbyt mało szans na zdobycie bramki, a przed 18 tysiącami szalonych kibiców okazało się to za trudne – napisano z kolei w relacji nettavisen.no.

– Punkt wyjścia był jasny: musieli strzelić przynajmniej jednego gola, aby mieć szansę awansu. Mistrz Norwegii często był przy piłce, ale w kluczowych sytuacjach nie trafiał. W rewanżu Legia była cyniczna i zrobiła to, co powinna – zauważa także „Dagbladet”.

– Mogło być zupełnie inaczej, gdyby Erik Botheim wykorzystał jedną z dwóch wspaniałych okazji. Szczególnie żal drugiej szansy. Zamiast wycelować piłkę w bramkę, uderzył bardzo wysoko. Po tej sytuacji mecz zmienił charakter – zaznaczono na „TV2”.

Po zwycięskim dwumeczu z Bodo/Glimt Legię czeka teoretycznie łatwiejszy rywal. W drugiej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów podopieczni Czesława Michniewicza podejmą Florę Tallinn. W dwumeczu Estończycy rozgromili Hibernians 5-0 w dwumeczu.