Legenda Holandii oceniła reprezentację Polski i… zaskoczyła o Lewandowskim. „Czasem lepiej wystąpić bez niego”

W niedzielę dowiemy się, z kim z dwójki Holandia – Hiszpania, zmierzymy się w eliminacjach mistrzostw świata. Rafael van der Vart ocenił możliwości reprezentacji Polski. Wyrok legendy „Oranje” był bezwzględny.




Pierwsze starcia ćwierćfinałów Ligi Narodów odbywają się w czwartek. Wśród nich odbędzie się mecz Holandii z Hiszpanią. Obie drużyny spotkają się w niedzielę w rewanżu. Wynik będzie znaczący dla Polski. Przegrany trafi do naszej grupy eliminacji mistrzostw świata.

Zdecydowana ocena

Na papierze wydaje się, że do „polskiej” grupy trafi Holandia. Podobnego zdania jest także legenda „Oranje”, Rafael van der Vart.

– Jeśli Hiszpanie zagrają na swoim normalnym poziomie, to Holendrom trudno będzie z nimi rywalizować. Co prawda nasza reprezentacja zrobiła ostatnio duży postęp, znów mamy talenty, ale Hiszpania ciągle jest mocniejsza – ocenił dla „Przeglądu Sportowego Onet”.

Byłego piłkarza zapytano także o wynik potencjalnej rywalizacji z reprezentacją Polski. Van der Vart nie miał w tej kwestii żadnych wątpliwości.




– Czy Holandia pokona Polskę? Oczywiście, że tak. Macie dość dobry zespół. Ciągle gra tam Robert Lewandowski i ten lewonożny zawodnik, który grał w Feyenoordzie [Sebastian Szymański – przyp. red.] – przyznał.

– Moder w Feyenoordzie zrobił na mnie wrażenie. Macie dobrych zawodników, choć obrony za bardzo nie znam, ale przede wszystkim jest Lewandowski, choć powoli zbliża się do końca kariery – dodał.

Obie reprezentacje ostatnio miały okazję rywalizować dość często. Polacy zaskoczyli Holendrów podczas Euro 2024. Wówczas jako pierwsi wyszli na prowadzenie, choć ostatecznie przegrali (1-2). Van der Vart nie krył rozczarowania tamtym występem „Oranje”.




– Byłem rozczarowany. To był najlepszy mecz waszej drużyny na EURO i to bez Lewandowskiego. On jest tak wielki, że czasem dobrze… wystąpić bez niego. Gdy jest na boisku, wszystkie piłki kierowane są do niego. Zawsze próbuję tłumaczyć w telewizji, że gdy wielki piłkarz nie gra, ktoś musi go zastąpić i czasami to lepsze dla drużyny – podsumował van der Vart.

Kiedyś grał w Serie A. Zbił fortunę na produkcji alkoholu. Imponujące osiągnięcie byłego piłkarza

Hidetoshi Nakata dawniej grał na boiskach Serie A. Obecnie przebywa na piłkarskiej emeryturze, ale nie próżnuje. Po karierze zajął się… produkcją japońskich alkoholi.




Nakata może pochwalić się całkiem bogatym CV. W trakcie piłkarskiej kariery grał między innymi w Bolognii, Parmie czy Boltonie. Buty na kołek odwiesił w lipcu 2006 roku, kiedy miał zaledwie 29 lat. Reprezentując barwy Japonii wystąpił nawet na trzech turniejach mistrzostw świata.

Produkcja sake

O Japończyku od tamtej pory nie mówiło się raczej wiele. Przypomniał jednak o sobie za sprawą wywiadu, którego udzielił na łamach „The Athletic”. Wyznał, że po zakończeniu kariery urządził sobie trzyletnią podróż.

Po zakończeniu wojaży powrócił do Japonii. Przyznał, że przez grę we Włoszech, rozkochał się w winie. To spowodowało, że odwiedził aż 450 destylarni, specjalizujących się w produkcji japońskiego trunku – sake.




W efekcie zdecydował się na założenie własnej firmy. Tym samym w 2015 roku powstało Japan Craft Sake Company. Biznes okazał się świetnym pomysłem i doskonale prosperuje.

Nakata jednak na tym nie poprzestał. Stworzył również aplikację Sakenomy, która jest powiązana z jego destylarnią, a także otworzył nową firmę. Ta z kolei skupia się na wytwarzaniu herbaty.

Japończyk już teraz może pochwalić się bardzo dużym majątkiem. „Daily Mail” wycenił go na zawrotną kwotę 28 milionów euro. Na tę kwotę składają się także inne biznesy, które od zakończenia kariery założył 48-latek.

Tomasz Hajto przejechał się po Nicoli Zalewskim. „Mógł przedłużyć kontrakt w Romie”

Zimą, Nicola Zalewski zdecydował się odejść z AS Romy. Reprezentant Polski trafił do Interu Mediolan. Na razie pełni głównie funkcję rezerwowego, co nie podoba się Tomaszowi Hajcie.




Reprezentacja Polski w piątek rozpocznie udział w eliminacjach mistrzostw świata. Michał Probierz na pewno nie skorzysta z lidera kadry, Nicoli Zalewskiego. Piłkarz Interu zmaga się z urazem, przez który musiał opuścić marcowe zgrupowanie.

Jechanka

Mimo nieobecności, Zalewski jest jednym z tematów dziennikarzy. Zimą trafił z AS Romy do Interu Mediolan, co ewidentnie nie spodobało się Tomaszowi Hajcie. Były reprezentant Polski uważa, że 23-latek powinien przenieść się do klubu, gdzie będzie podstawowym zawodnikiem, a nie jedynie rezerwowym.




– Ja wybrałbym klub, do którego przyjeżdżałbym jako gwiazda. Dostałbym polotu, pewności siebie i podpisałbym tam kontrakt na trzy-cztery lata. A jak jestem naprawdę dobry, to np. w takim Galatasaray pokazałbym, że to ja jestem Zalewski, ja mam 15 bramek i 15 asyst i po mnie może zgłosić się Manchester City, FC Barcelona czy Real Madryt – stwierdził Hajto w programie „Polsatu Sport”.

– Mógł przedłużyć kontrakt w Romie, której teraz też dobrze idzie: pięć zwycięstw z rzędu w lidze i tracą dwa punkty do europejskich pucharów. Wydostali się z tego marazmu, w którym byli – dodał.

– Zalewski mógłby tam funkcjonować. Zrobić sobie serię w Romie, zbudować markę. Nie każdy trener stawia na danego piłkarza. Trzeba o to walczyć samemu – podkreślił.

Mikael Ishak szczerze o Lechu Poznań. „Nie wiem, czy ktoś typował nas do mistrzostwa Polski”

Lech Poznań wciąż pozostaje jednym z faworytów do wygrania mistrzostwa Polski w bieżącym sezonie. Pod wrażeniem swojej drużyny jest Mikael Ishak. Szwed nie ukrywa, że przed rozpoczęciem rozgrywek, nikt nie typował ich do takiej gry.




Walka o mistrzostwo Polski trwa w najlepsze. Obecnie prym w ligowej tabeli wiodą kolejno: Raków (52 punkty), Jagiellonia (51) i Lech (50). To najpewniej między tymi drużynami rozstrzygną się losy ligi.

„Nie wiem, czy ktoś typował nas”

Tak dobra forma Lecha Poznań, który wciąż intensywnie walczy o mistrzostwo, mogła być sporym zaskoczeniem. „Kolejorz” poprzedni sezon zakończył dopiero na 5. miejscu w tabeli. Zaskoczony jest nawet… Mikael Ishak. Szwed w programie „Liga+ Extra” podkreślił, że drużyna wykonała dobrą robotę.

– To jest dość niesamowite, co my robimy w lidze. Nie wiem, czy przed sezonem ktoś typował nas do mistrzostwa Polski. Gdyby ktoś pomyślał o nas przed sezonem i teraz, to uważam, że wykonaliśmy dobrą robotę – przyznał napastnik.




Ishak poza pomaganiem Lechowi w zdobyciu mistrzostwa, walczy także o indywidualny triumf. 31-latek wciąż ma spore szanse na zdobycie korony króla strzelców. Na razie w dorobku ma 14 trafień, tyle samo, co Jesus Imaz i Benjamin Kallman. Do liderującego Efthymiosa Koulourisa traci 3 gole.

Mateusz Borek… w reprezentacji Polski? Dziennikarz chciałby podjąć się takiego wyzwania

Mateusz Borek od wielu lat pracuje jako dziennikarz i komentator. Swoją przyszłość widzi jednak w nieco innym miejscu. Otwarcie o swoich planach opowiedział w programie „Tylko Sport”.




Współwłaściciel „Kanału Sportowego” pracuje jako dziennikarz od bardzo długiego czasu. Już w 1997 roku dał się poznać jako spec od Bundesligi. Zasłynął także z komentowania meczów niemieckich rozgrywek oraz przede wszystkim – reprezentacji Polski.

Dyrektor kadry?

Coraz częściej mówi jednak o zakończeniu kariery dziennikarza. Co ciekawe, ma już na oku pewną posadę. W programie „Tylko Sport” Borka zapytano o to, czy spróbowałby swoich sił w wyborach na prezesa PZPN. Odpowiedź była zdecydowana.

– Po pierwsze nie jestem zainteresowany, po drugie nie mam żadnych szans. To są wybory baronowe. Wiedziałem, że Cezary Kulesza będzie prezesem, jak jechaliśmy na Mistrzostwa Świata do Rosji – podkreślił.

Jak sam jednak zaznaczył, praca przy reprezentacji jest dla niego interesująca. Dziennikarz ma mieć na oku funkcję dyrektora kadry.




– Myślę, że byłbym zainteresowany po przygodzie dziennikarskim jedną funkcją. Kiedyś może, za parę lat – dyrektor reprezentacji. Jestem z tą kadrą wiele lat, piłka mnie pasjonuje, interesuje. Mam gdzieś 200 spotkań tej pierwszej reprezentacji za mikrofonem. Tak naturalnie można przejść, żeby reprezentować drużynę narodową na konferencjach. Za mało jest show wokół kadry – zaznaczył.

– Czasami uciekają pewne treści. Można wokół tego wszystkiego spowodować większe zainteresowanie mainstreamu. Musi się kręcić biznes – podsumował.

Afimico Pululu mógł trafić do innego ekstraklasowicza. Prowadził rozmowy z kandydatem do mistrzostwa

Afimico Pululu to obecnie jedna z gwiazd Jagiellonii Białystok. Jak się okazuje, napastnik wcale nie musiał trafić na Podlasie. Interesował się nim inny kandydat do mistrzostwa Polski, o czym poinformował sam zainteresowany.




Jagiellonia wciąż walczy na dwóch frontach. Mistrzowie Polski zajmują wysoką pozycję w rozgrywkach Ekstraklasy i mają szansę na obronę tytułu. W Lidze Konferencji czeka ich natomiast rywalizacja z Betisem w ćwierćfinale.

Gwiazda u rywala?

Jedną z kluczowych postaci w drużynie Adriana Siemieńca, zdecydowanie jest Afimico Pululu. Angolczyk nieźle odnalazł się w Ekstraklasie, gdzie w bieżącym sezonie zdobył siedem goli. Fantastycznie spisuje się natomiast w Lidze Konferencji. Na europejskiej scenie może pochwalić się ośmioma trafieniami.

Jak się okazuje, Pululu mógł cieszyć kibiców innej polskiej drużyny. Niewiele brakowało, a kilka lat temu trafiłby do… Lecha Poznań. Niedawno takie informacje podał Mateusz Rokuszewski, według którego w miejsce Angolczyka na Bułgarską ściągnięto ostatecznie Adriela Ba Louę.




Na ten temat wypowiedział się teraz także sam Pululu. Napastnik potwierdził, że faktycznie Lech się nim interesował. Kiedy przebywał w FC Basel, prowadził nawet negocjacje z „Kolejorzem”. Nie spodobał mu się jednak plan, jaki mieli wówczas na niego potencjalni pracodawcy.

– Kiedy byłem w Basel, negocjowałem z Lechem Poznań. Przedstawili mi plan na moją osobę, ale nie był on dla mnie w stu procentach satysfakcjonujący. Lech zamierzał ustawić mnie w roli skrzydłowego, a ja preferowałem grę na pozycji numer dziewięć. Dlatego odszedłem do drużyny Greuther Fürth – zdradził Pululu.

Lewandowskiego zamurowało po pytaniu Święcickiego. „Czy pojawi się twój gol z gry?” [WIDEO]

Robert Lewandowski udzielił krótkiego wywiadu po wygranej z Atletico Madryt. Mateusz Święcicki zadał 36-latkowi złośliwe pytanie. Napastnik przez moment nie wiedział, co ma powiedzieć.




W piątek do gry wraca reprezentacja Polski. „Biało-Czerwoni” rozpoczną tym samym swoje zmagania w eliminacjach mistrzostw świata. Pierwszym rywalem będzie Litwa, a kilka dni później zmierzymy się z Maltą.

Zamurowany

Na zgrupowaniu pojawi się Robert Lewandowski, dla którego będzie to przyjazd na kadrę po przerwie. W listopadzie napastnik Barcelony zabrakło. Podczas rozmowy z Mateuszem Święcickim „Lewy” nie ukrywał, że nie może się doczekać nadchodzących meczów.

– Zawsze przyjazd na kadrę jest czymś wyjątkowym. Tym bardziej, że wracamy do Warszawy na dwa mecze. Chyba jakiś doping ma się tam pojawić, więc to coś ekscytującego… – przyznał przed kamerami „Eleven Sports”.

Nagle jednak Lewandowskiemu przerwał Święcicki… dość nietypowym pytaniem. Jak sam zaznaczył – było ono nieco złośliwe i na chwilę całkowicie wytrąciło „Lewego” z wątku.




– To zapytam złośliwie: czy pojawi się twój gol z gry? – pytał Święcicki.

– A co to za różnica? Gol to gol, czy to z gry, czy z karnego, czy z wolnego. Nieważne jak, ważne, żeby wpadało – odparł po chwili namysłu Lewandowski.

Pytanie, choć złośliwe, było całkiem zasadne. Ostatni raz kapitan reprezentacji Polski w narodowych barwach pokonał bramkarza rywali z gry w 2023 roku. Miało to konkretnie miejsce w towarzyskim spotkaniu z Łotwą.

Cytowany fragment od: [3:22]

Kierownik Lecha znów poddymił. Tak zaczepił kibiców Jagiellonii

Mariusz Skrzypczak ponownie dał się ponieść emocjom podczas meczu Lecha. Kierownik „Kolejorza” w trakcie meczu z Jagiellonią wykonał jasny gest w kierunku kibiców rywali.




Niedawno Lech wygrał z Pogonią Szczecin 3-0. Podczas spotkania kierownik poznańskiej drużyny, Mariusz Skrzypczak, zaczepiał kibiców „Portowców”. Wykrzykiwał w ich kierunku „zero tituli”, odnoszący się do braku mistrzostwa Polski czy Pucharu Polski.

Poddymił

W niedzielę Lech w meczu na szczycie mierzył się z kolei z Jagiellonią. Spotkanie przegrał 1-2, ale Skrzypczakowi nie przeszkodziło to w kolejnej próbie zaczepienia kibiców rywala. Tym razem nie mógł jednak wykrzyczeć „zero tituli”, bo Jaga ma w swojej gablocie zarówno Puchar Polski, jak i mistrzostwo.




Kierownik Lecha znalazł rozwiązanie. Pokazał w kierunku kibiców gospodarzy osiem palców. Dokładnie tyle mistrzostw ma w swoim dorobku Lech.

Kuriozalna decyzja Lechii Gdańsk. Drużyna leci na zgrupowanie do Dubaju

Lechia Gdańsk zmaga się od dłuższego czasu ze sporymi problemami. Mimo to, według „Radia Gdańsk”, drużyna wybierać się ma na zgrupowanie do… Dubaju.




Wśród głównych kandydatów do spadku z Ekstraklasy wymienia się właśnie Lechię. Ekipa z Trójmiasta tylko w ostatnim czasie przegrała cztery mecze z rzędu. Gdańszczanie zajmują przedostatnie miejsce w tabeli, wyprzedzając jedynie Śląsk Wrocław.

Dubajskie zgrupowanie

Poza problemami sportowymi, Lecha boryka się także z kłopotami finansowymi. Według „Radia Gdańsk”, klubowi nie przeszkodzi to jednak w zorganizowaniu zgrupowania w… Dubaju.




Nie wiadomo co prawda, kto zapłaci za ten wyjazd. Lechia miała zostać zaproszona na Bliski Wschód przez Al-Ain. Sytuacja miała jednak poważnie zirytować piłkarzy, którzy kategorycznie odmówili wyjazdu. Planowali także strajk, ze względu na brak wypłat.

Finalnie mieli się jednak ugiąć i przystali na wolę pracodawcy. Tym samym mają wylecieć do Dubaju w poniedziałek, zaś wrócić do Polski 26 marca. Trzy dni później zagrają z Jagiellonią Białystok.

Dymy w „Cafe Futbol”. Hajto pokłócił się z Koseckim o… Goncalo Feio [WIDEO]

W programie „Cafe Futbol” doszło do spięcia między byłymi reprezentantami Polski. Tomasz Hajto i Roman Kosecki poróżnili się, co do osoby Goncalo Feio.




Legia spisuje się w bieżącym sezonie bardzo nierówno. W miniony czwartek „Wojskowym” udało się jednak awansować do ćwierćfinału Ligi Konferencji. To pozwoliło na wlanie w serca kibiców nieco optymizmu.

Spięcie

Wciąż Goncalo Feio ma jednak sporo przeciwników. Tomasz Hajto w dalszym ciągu nie zmienił zdania na temat Portugalczyka. Podczas programu „Cafe Futbol”, były reprezentant Polski starł się w tej kwestii z Romanem Koseckim.




– Ja mam swoje zdanie, ja się nie muszę z twoim zdaniem zgadzać. Ja nie będę zmieniał zdania na temat jego zachowania, bo on wygra Ligę Konferencji. Będę klaskał dla Legii Warszawa, będę się cieszył, że to polski zespół, ale zdania – przez wynik – nie zmienię na jego temat! Ty sobie możesz zmieniać zdanie – wypalił Hajto.

– Ja nie zmieniam! Ja nie zmieniam zdania! – odpowiedział Kosecki.

– Zmieniłeś zdanie. Drastycznie! Zmieniłeś zdanie! Romek, nie gadaj! Oglądnij program! Siedziałeś tutaj i mówiłeś tak: „klupnij się w głowę!” – kontynuował Hajto.

– Ty możesz krzyczeć, ale dzisiaj powiedziałem: „Brawo Feio! Super poprowadziłeś drużynę, fajnie to zrobiłeś, odciągnąłeś Jędrzejczyka, zachowałeś się super. Brawo Legia, fajnie żeś to zorganizował”. Ale to co?! Mam tego nie mówić?! Mam powiedzieć: „Feio, tej bijatyki to ty jesteś winny, to twoja wina, nie powinno tak być, nie udawaj, że go odciągasz, bo żeś to sprowokował”?!

– Ale w ogóle co ty gadasz… W ogóle nie o tym mówiłem. Ty nie zrozumiałeś – podsumował Hajto.

Nadchodzą wielkie zmiany. Tomasz Ćwiąkała ma odejść z Canal+!

Koniec sezonu przyniesie zmiany nie tylko w wielu klubach. Szeregi „Canal+” opuści Tomasz Ćwiąkała. Dziennikarza zamierza skupić się na rozwoju swojego kanału na YouTube.




W styczniu 2019 roku Ćwiąkała trafił do „Canal+ Sport”. Zaczął tym samym regularnie komentować mecze Ligi Mistrzów, La Ligi czy Ekstraklasy.

Zmiany, zmiany…

Już niedługo może to być jednak przeszłość. „WP Sportowe Fakty” podaje, że Ćwiąkała ma odejść z „Canal+” wraz z końcem bieżącego sezonu.




Co więcej, w planach dziennikarza nie ma obecnie żadnej innej stacji. 36-latek ma mieć obecnie na celu rozwijanie swojego kanału na YouTube.

– Dziennikarz rozwija swój kanał na jednym z portali internetowych i zamierza skupić się na tej części swojej działalności – czytamy na „WP Sportowe Fakty”.

Zbigniew Boniek krytykuje Legię ws Kovacevica. „Nerwowy, zły, niepotrzebny ruch”

Zbigniew Boniek krytykuje Legię za ściągnięcie Vladana Kovacevica. Według byłego prezesa PZPN, w tym ruchu było zbyt dużo nerwowości.




Legia Warszawa wyeliminowała w czwartek Molde i awansowała do ćwierćfinału Ligi Konferencji. Cały mecz w bramce „Wojskowych” rozegrał Kacper Tobiasz, który ostatni raz na boisko wybiegł w styczniu, w sparingu z Górnikiem Łęczna.

„Zupełnie niepotrzebny ruch”

W ostatnim czasie między słupkami Legii stał Vladan Kovacevic, który trafił do Warszawy zimą. Od początku swojej przygody z Łazienkowską, Bośniak nie wyglądał jak ten sam zawodnik, który dopiero co odchodził z Rakowa. Przydarzała mu się masa błędów.




Dlatego właśnie Goncalo Feio w rewanżu z Molde postawił na Tobiasza. Polak szansę wykorzystał i Legia powalczy z Chelsea o awans do ćwierćfinału LKE.

Zbigniew Boniek uważa, że ściągnięcie Kovacevica było zupełnie niepotrzebne. Dużo lepszym rozwiązaniem według byłego prezesa PZPN, byłoby rozwijanie dalej Tobiasza.

– Wiadomo, że sprowadzenie Kovacevicia to był nerwowy, zły, zupełnie niepotrzebny ruch. W ogóle tego nie rozumiem. Mówiłem to od samego początku jasno i klarownie – zaznaczył w rozmowie z polsatsport.pl.

– Uważam, że inwestowanie w młodego, dobrze rozwijającego się zawodnika, jakim jest Tobiasz, to jest program złożony. To się nie robi tak, że po jednym czy dwóch meczach mniej udanych odsuwa się go z bramki. Tobiasz w bramce Legii podoba mi się trzy razy bardziej niż Kovacević, chociaż trzeba przyznać, że wczoraj Legia miała troszkę szczęścia, ale ono jest również ważnym elementem w piłce nożnej – dodał Boniek.

Legia i Jagiellonia zarobiły krocie w LKE! Już teraz mówimy o ogromnych kwotach

Jagiellonia Białystok i Legia Warszawa awansowały do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy. Jest to zdecydowanie historyczny moment dla polskiej piłki. Dla klubów także, ale nie tylko pod względem sportowym.




W sezonie 2022/23 Lech Poznań dotarł do ćwierćfinału Ligi Konferencji jako pierwszy polski klub w historii. Obecnie udało się to powtórzyć, ale nie jednemu, a aż dwóm drużynom. Najpierw Jagiellonia wygrała dwumecz z Cercle Brugge 3-2, a następnie Legia wyeliminowała po rzutach karnych Molde (3-3 w dwumeczu).

Potężny zastrzyk

Awans dwóch polskich klubów do ćwierćfinału europejskich rozgrywek to ogromny sukces. Poza aspektami sportowymi, Legia i Jagiellonią mają także inny powód do radości. UEFA sam awans od 1/4 wyceniała na 1,3 mln euro.




To jednak zaledwie część kwoty, którą udało się już teraz zapewnić naszym reprezentantom w Lidze Konferencji. Jagiellonia w sumie zarobiła 6,736 mln euro. Legia nieco więcej, bo 6,87 mln.

Warto jednak zaznaczyć, że wciąż kwoty mogą wzrosnąć. Awans do półfinału oznacza dodatkową premię w wysokości 2,5 mln euro.