Nowe ustalenia ws. zawieszenia Roberta Lewandowskiego. Dobre wieści przed El Clasico

Robert Lewandowski w meczu z Las Palmas otrzymał żółtą kartkę. Nie zagra tym samym w najbliższym meczu FC Barcelony, ale było to zagranie celowe. Wszystko po to, aby nie opuścić starcia z Realem Madryt. Szybko w mediach pojawiła się informacja, że Polak może jednak zostać zawieszony na dwa spotkania. Do nowych ustaleń dotarło jednak Mundo Deportivo. 




Przepisy La Liga jasno mówią, że po otrzymaniu pięciu żółtych kartek, zawodnik musi pauzować jeden mecz. Do meczu z Las Palmas Robert Lewandowski miał ich na koncie cztery. Postanowił to więc wykorzystać i w sobotę tak długo schodził z boiska, że sędzia musiał pokazać mu kartonik. Tym samym Polak nie zagra z Cadiz 13 kwietnia.

Nieprzewidziane konsekwencje

Zachowanie Lewandowskiego nie było jednak przypadkowe. 21 kwietnia, a więc po spotkanie z Cadiz, FC Barcelona będzie mierzyć się w La Lidze z Realem Madryt. Gdyby 35-latek zobaczył kartkę w najbliższym spotkaniu ligowym, musiałby pauzować w El Clasico. Choć było to całkiem sprytne zagranie, to „Lewy” nie przewidział potencjalnych konsekwencji.

Hiszpańskie media szybko obiegła informacja, że zawieszenie Lewandowskiego może zostać wydłużone do dwóch meczów. Oznaczałoby to, że i tak nie wyszedłby do gry na spotkanie z Realem Madryt. Te doniesienia podyktowane były przepisami La Ligi, które jasno mówią, że jeśli zawodnik celowo „szuka” żółtej kartki, może zostać zawieszony na dłużej.




Fanów FC Barcelony uspokaja jednak Mundo Deportivo. Dziennikarze przekonują, że członkowie Komitetu Dyscyplinarnego bazują na protokole sędziowskim, spisanym przez sędziego głównego. Ten miał nie odnotować, że Lewandowski wykartkował się celowo, a jedynie, że opóźniał zejście z murawy. Wobec tego napastnik najpewniej będzie do dyspozycji Xaviego na El Clasico.

Bardzo słabe oceny Nicoli Zalewskiego. Włoskie media rozczarowane formą Polaka

Nicola Zalewski jest krytykowany przez włoskie media za swój występ przeciwko Lecce (0-0). Polaka mianowano jednym z najgorszych piłkarzy na boisku. Mogło być jednak inaczej, gdyby sędzia odgwizdał rzut karny. 




22-latek ma za sobą bardzo udane zgrupowanie. W marcu rozegrał dwa pełne mecze w barażach o Euro 2024. Najpierw spędził 90 minut na murawie PGE Narodowego w rywalizacji z Estonią (5-1), a następnie 120 minut w meczu z Walią (0-0). Wykorzystał również jedną z „jedenastek” w konkursie rzutów karnych (5-4) przeciwko „Smokom”.

Krytyka w mediach

Po powrocie do Romy Zalewski znalazł się w pierwszym składzie na mecz z Lecce (0-0), jednak nie odpłacił się dobrze Daniele De Rossiemu. Włoskie media nie miały dobrej opinii o występie Polaka, który spędził na murawie 62 minuty. Większość redakcji wystawiła mu średnie noty, kwitując, że był to niezbyt porywający występ.

– Dość nudny występ. Dwa razy miał piłkę kilka metrów od bramki, dwa razy jej nie wykorzystał – pisał Eurosport, który wystawił Zalewskiemu „piątkę”. 




Taką samą notę przyznał 22-latkowi również serwis calciomercato.it, a na „5,5” oceniła go stacja „Sky Sports” i portal goal.com. Wszędzie jednak była to jednak jedna z najgorszych ocen w drużynie AS Romy.

Identycznie postąpił portal „Roma Today”, choć w tym przypadku zauważono jednak plus. Dziennikarze podkreślili, że po jednej z akcji Zalewskiego, sędzia powinien odgwizdać rzut karny. Wówczas bramkarz Lecce i jeszcze inny zawodnik wpadli w nogi piłkarza Romy. Arbiter mimo wszystko nie użył gwizdka.

– Po raz kolejny nie zrobił żadnego dobrego wrażenia. Słusznie domagał się karnego, którego sędzia i VAR nie przyznały – podkreślił portal. 

– Niezbyt mocno naciskał, nie poszedł odważnie do podania Baldanziego, ale zasłużył na rzut karny w drugiej połowie – pisze natomiast „La Gazzetta dello Sport”.




Najniżej ocenił z kolei Polaka portal giallorossi.net. Redakcja przyznała mu notę zaledwie „4,5”.

– Niestety potwierdza, że jest teraz na bardzo niskim poziomie. Nigdy nie czekał na partnera, nigdy nie odczytał godnej uwagi sztuczki rywala – podsumowano. 

Niewiarygodna sytuacja w Zagłębiu Sosnowiec. Piłkarze przejęli władzę. Trener nie ma nic do powiedzenia

Kuriozum, które ostatnio działo się w Zagłębiu Sosnowiec zaczęło przekraczać wszelkie granice. Aleksander Chackiewicz, który od niedawna jest nowym trenerem drużyny przekazał szokujące wieści. Z jego relacji wynika, że ma żadnego wpływu na funkcjonowanie zespołu. 




Zagłębie w bieżącym sezonie radzi sobie tragicznie w Fortuna 1. Lidze. Klub z Sosnowca przegrał ostatnio z GKS-em Katowice aż 0-4 i tym samym „zadomowił się” na ostatnim miejscu w tabeli.

Rozgardiasz

Od niedawna, bo od ledwo trzech miesięcy, pierwszym trenerem Zagłębia jest Aleksander Chackiewicz. Szkoleniowiec zabrał głos po sromotnej porażce, podając szokujące fakty na temat realiów w klubie. Z jego relacji wynika, że piłkarze przejęli całkowitą władzę.

– Co bym dziś nie powiedział, będzie to wyglądało jak wymówka. Po spotkaniu z Lechią rozmawiałem z zespołem, że nie tylko ja odpowiadam za wynik. Dzisiaj przed meczem był wstępnie omówiony skład i piłkarze sami wyznaczyli sobie strategię na grę – powiedział Chackiewicz.




– Uczciwie nie wiem, jaki był plan, bo ja byłem za zamkniętymi drzwiami. (…) Już wszyscy piłkarze zagrali w tych meczach. Ktoś z piłkarzy może, ale nie chce, a są tacy, którzy chcą, a nie mogą – cytowało trenera profil „100% Zagłębie Sosnowiec”.

Adidas podjął decyzję po skandalu. Wiadomo, co z koszulkami reprezentacji Niemiec

Adidas kilka dni temu zaprezentował najnowszą koszulkę reprezentacji Niemiec. Trykot wywołał duży skandal, ze względu na cyfrę „44”, która przypominała dawny, nazistowski symbol „SS”. Według medialnych doniesień, firma miała zareagować na szerzącą się burzę. 




14 czerwca rozpocznie się turniej mistrzostw Europy. Zainauguruje go mecz Niemiec, czyli gospodarzy, ze Szkocją. Impreza w tym roku odbywać się będzie w Niemczech, a zobaczymy na niej także Polskę, która awansowała kosztem Walii i w grupie zagra z Holandią, Austrią i Francją.

Skandal koszulkowy

Z okazji zbliżającego się turnieju Adidas, czyli sponsor główny reprezentacji Niemiec zaprezentował jej specjalne koszulki. Oficjalna prezentacja odbyła się kilka dni temu, jednak wywołała zupełnie inne emocje, niż się spodziewano. Wszystko przez mały szczegół, początkowo niewiele znaczący. Poszło bowiem o numer, który widniał na froncie trykotu.

Tobias Huch, dziennikarz, zauważył, że przedstawiony na koszulce numer „44” przypominał nazistowski symbol „SS”. Nie umknęło to również kibicom, więc Adidas musiał szybko zareagować. Według „Bilda” tak też się stało. Rzecznik prasowy firmy, Olivier Brueggen zaznaczył, że numer „44” zostanie zablokowany jak najszybciej.




– Zablokujemy numer 44 tak szybko, jak to możliwe. W Adidasie pracują ludzie z około 100 krajów, nasza firma aktywnie prowadzi kampanię przeciwko ksenofobii, antysemityzmowi, przemocy i nienawiści we wszelkich formach – powiedział Brueggen. 

Decyzja nie wpłynie jednak w żaden sposób na numery reprezentantów Niemiec na Euro. Według przepisów zawodnicy mają mieć przypisane numery od „1” do „23”.

Zwrot akcji ws. przyszłości Xaviego! FC Barcelona potwierdza zmianę decyzji

Zaskakujące wieści docierają z Hiszpanii. Działacze FC Barcelony potwierdzili, że zmienili zdanie w sprawie Xaviego i chcą zatrzymać go w klubie!




Kilka miesięcy temu Xavi ogłosił, że wraz z końcem sezonu odejdzie z FC Barcelony. Decyzja była podyktowana kiepskimi wynikami sportowymi klubu. Hiszpan poinformował wówczas, że poprowadzi Blaugranę do końca rozgrywek, ale po ostatnim meczu opuści Katalonię.

Zmiana planów!

Choć Xavi jasno określił, że zamierza odejść z klubu, to nie potwierdziły tego oficjalnie jego pracodawcy. I nie zapowiada się, aby miało się to wkrótce zmienić. Działacze FC Barcelony zabrali głos w sprawie przyszłości szkoleniowca i dali jasno do zrozumienia, że nie chcą się rozstawać.

– Mam nadzieję i życzę mu, aby nadal tu był, ponieważ rozmawiamy o długoterminowym projekcie, a nie o sezonie czy dwóch. Spróbujemy przekonać Xaviego, to zależy od niego – powiedział wiceprezes klubu, Rafael Yuste. 




Garść kolejnych informacji przekazał z kolei Fabrizio Romano. Z ustaleń włoskiego dziennikarza wynika, że działacze z Katalonii przygotowali nowy projekt, który przedstawia plan pracy Xaviego. Warto przy tym zaznaczyć, że Hiszpan ma ważny kontrakt do czerwca 2025 roku.

Od dnia, kiedy Xavi ogłosił odejście z Barcelony, drużyna zaczęła ponownie dobrze się prezentować. Katalończycy w sobotę pokonali Las Palmas (1-0) i zmniejszyli stratę do Realu Madryt do pięciu punktów. „Królewscy” mają jednak rozegrany o jeden mecz mniej. W niedzielę zagrają na wyjeździe z Athletic Bilbao.

Maciej Rybus przerwał milczenie! Dlatego nie wyjechał z Rosji. „Nie mam sobie nic do zarzucenia”

Po wybuchu wojny na Ukrainie ogromną krytykę zebrał Maciej Rybus. Mimo rosyjskiej agresji, były reprezentant Polski zdecydował się zostać w kraju i nie skorzystał tym samym z możliwości zmiany klubu. Teraz w rozmowie z Sebastianem Staszewskim zabrał głos pierwszy raz od bardzo długiego czasu. 




24 lutego 2022 roku wojska rosyjskiej najechały na Ukrainę i zapoczątkowały wojnę, która trwa do dziś. Sytuacja odbiła się na wielu dziedzinach życia, w tym także na sporcie. Wielu piłkarzy skorzystało z możliwości wyjazdu z Rosji i zmieniło kluby. Wśród nich byli także Polacy, jak Grzegorz Krychowiak, Sebastian Szymański czy Rafał Augustyniak.

„Nie zasłużyłem”

Z takiego przywileju nie skorzystało jednak kilku piłkarzy. W tym gronie znalazł się między innymi Maciej Rybus, który do dziś gra w Rosji. Swoją decyzję tłumaczył względami rodzinnymi. Od tamtej pory w Polsce jednak nie brakowało negatywnych komentarzy pod adresem 34-latka.

– Nic ich z tym krajem nie łączyło. Mieli kontrakty i to wszystko. Ja natomiast mam tam żonę, która jest Rosjanką, dwóch synów, nieruchomości, życie, które rozwijało się przez ponad dziesięć lat. Tak naprawdę to w Rosji zostałem prawdziwym mężczyzną, założyłem rodzinę, zarobiłem pieniądze i zabezpieczyłem naszą przyszłość. Tam też osiągnąłem największe sukcesy piłkarskie. Zostawienie tego wszystkiego z dnia na dzień nie było takie proste. Czy z perspektywy czasu był to dobry wybór? Dla mojej rodziny – na pewno – tłumaczy w rozmowie z Sebastianem Staszewski Rybus. 




– Rozumiem, każdy na moim miejscu miałby prawo podjąć swoją decyzję. Ja podjąłem swoją. Nie pod wpływem nacisków ludzi czy wpisów w Internecie, ale zgodnie z moim sumieniem. Lubię życie w Rosji, w Moskwie. Szybko się tam zaaklimatyzowałem, poznałem język, ludzi, którzy są moimi przyjaciółmi. Rodzina czuje się tam komfortowo. Ale niestety wybuchła wojna… – dodał. 

Rybus szczerze przyznał, że w jego domu nie porusza się tematu wojny. Jego priorytetem jest zapewnienie dobrego i bezpiecznego życia swojej rodzinie. Uważa również, że nie zrobił nic złego.

– Bardzo to wszystko przeżywam. Ale nie chcę zwariować. Mam rodzinę, której byt muszę zabezpieczyć, mam pracę, którą muszę wykonywać. Powtórzę: moim postępowaniem nikomu nie robię krzywdy. Uważam, że każda wojna to zło, bo każda niesie ze sobą śmierć i wiele innych strasznych rzeczy. Jak wszyscy rozsądni ludzie wolałbym, aby na świecie panował pokój. Ale, niestety, nie zawsze tak jest – zaznaczył.




– Ja nie mam sobie niczego do zarzucenia. Przez lata robiłem wszystko, aby jak najlepiej reprezentować swój kraj i myślę, że nie zasłużyłem na takie traktowanie, jakie spotkało mnie po wybuchu wojny. Ale wiem jak jest, emocje są bardzo duże, więc akceptuję to, co się wydarzyło – podkreślił. 

Przed podjęciem decyzji o pozostaniu w Rosji Maciej Rybus regularnie grał w reprezentacji Polski, w której łącznie uzbierał 66 występów. Ostatni zaliczył jednak niemal 3 lata temu – w listopadzie 2021 roku. Obecnie jest zawodnikiem Rubina Kazań.

Vinicius ponownie ostro skrytykowany. Legenda miażdży Brazylijczyka: „Mamy popełnić samo***stwo?”

Jose Luis Chilavert po raz kolejny dał wyraz swojej niechęci przeciwko zachowaniu Viniciusa Juniora. 58-latek nie gryzie się w język wypowiadając się o poczynaniach Brazylijczyka. Tym razem Paragwajczyk udzielił bardzo kontrowersyjnej wypowiedzi. 




Vinicius stara się walczyć z rasizmem, z którym spotyka się na hiszpańskich boiskach. Tylko w bieżącym sezonie zawodnik Realu Madryt został zaatakowany przez kibiców Osasuny, Valencii, Atletico Madryt czy FC Barcelony. Na jednej z ostatnich konferencji prasowych, kiedy poruszono ten temat, Brazylijczyk nie wytrzymał i zalał się łzami.

„Mamy popełnić samobójstwo?”

Zachowanie Viniego na konferencji nie spodobało się wówczas Jose Luisowi Chilavertowi, który napisał na Twitterze, aby „nie był ped**em”. Na tym się jednak nie skończyło. Były bramkarz wrócił do swojej wypowiedzi. Zamiast ją jednak wyjaśnić, rozwinął ją, tłumacząc, że nie widzi w tym nic złego.

– Dlaczego to, co napisałem Viniciusowi, było mocne? Za zdrowy rozsądek? Dlaczego on zaczyna płakać? Powiedział, że chce, aby czarnoskórzy mogli żyć lepiej, więc co muszą zrobić biali? Mamy popełnić samobójstwo? Na Twitterze napisałem, że piłka nożna jest dla mężczyzn. Kiedy w Paragwaju mówimy: „Nie bądź pe***em, to nie jest dla nikogo obraźliwe – powiedział Chilavert w rozmowie ze stacją Splendid AM 990.




Paragwajczyk poszedł jednak o krok dalej. Stwierdził, że Vinicius jest fałszywy w tym, co mówi i tak naprawdę wcale nie walczy z rasizmem.

– Na konferencji w Madrycie były kamery Netflixa i on zaczyna płakać. A co ma zrobić czarnoskóry, który zarabia 300 dolarów i ma czwórkę dzieci na utrzymaniu? A Vinicius gra w Realu i poza tym to on pierwszy atakuje rywali. Kiedy brazylijska policja biła kibiców Argentyny i Boca, gdzie był wtedy Vinicius, który jest przykładem dla brazylijskich przywódców? Bili chłopców, kobiety i starszych. Dyskryminacja jest w Argentynie, we Francji, na całym świecie. Kiedy przyjechałem z Paragwaju, mówili, że jestem złodziejem, że kradnę pieniądze – podkreślił. 

Reprezentacja Polski nigdy w historii nie grała w tak trudnej grupie. Pesymistyczne wyliczenia

Reprezentacja Polski w czerwcu wyjedzie do Niemiec na Euro 2024. W grupie zmierzymy się z Francją, Holandią oraz Austrią. Jak się okazuje, jest to nasza najtrudniejsza grupa, z jaką mieliśmy do czynienia na dużym turnieju. 




We wtorek Polska pokonała Walię w rzutach karnych i wygrała baraże o Euro 2024. Tym samym awansowała na turniej, podobnie jak Ukraina i Gruzja. które również wygrały swoje baraże.

Najsilniejsza grupa

„Biało-Czerwoni” trafili do grupy z Francją, Holandią i Austrią. Na papierze zapowiada się ogromnie trudne zadanie przed ekipą Michała Probierza. Wskazuje na to również ranking FIFA. Jak podał Cezary Kawecki na swoim Twitterze – z tak silną grupą nie mieliśmy jeszcze do czynienia na jakimkolwiek dużym turnieju wcześniej.




Średnia pozycja z „polskiej grupy” wynosi 15,75 (po awansie naszej kadry o dwa miejsca w aktualizacji przed turniejem). Dla porównania, na Euro 2016 średnia wynosiła 18,75, a na Euro 2020 – 20,25. Pełne zestawienie znajdziecie poniżej, w tweecie Kaweckiego.

Michał Probierz zamierza skonsultować się z Adamem Nawałką. Wiadomo, o co chodzi

Michał Probierz poprowadzi reprezentację Polski na Euro 2024. Nim jednak pojedziemy na turniej trzeba wybrać bazę kadry podczas turnieju w Niemczech. Selekcjoner zdradził, że będzie się konsultować z… Adamem Nawałką, aby poznać podgląd obytego z dużymi turniejami szkoleniowca. 




Portal meczyki.pl poinformował wczoraj, że reprezentacja Polski bierze pod uwagę dwie lokalizację na bazę podczas Euro 2024. Ustalono, że chodziło o Poczdam i Bremę. Wybór ma paść w najbliższych dniach, kiedy osobiście oba miejsca odwiedzi Michał Probierz wraz ze swoimi asystentami.

Telefon do Nawałki

Informacje podane przez Tomasza Włodarczyka z „Meczyków” zostały potwierdzone już przez Michała Probierza. Selekcjoner wyznał, że decyzja jeszcze nie zapadła, ale od wtorku będzie w Niemczech, celem odwiedzenia obiektów w Poczdamie i Bremie.

– Od wtorku wylatujemy do Niemiec wybrać bazę i wtedy podejmiemy decyzję – zdradził Probierz. 

Selekcjoner poza swoimi zaufanymi ludźmi chce zasięgnąć rady trenera, bardziej doświadczonego z dużymi turniejami. Taki jest dla niego Adam Nawałka, który prowadził kadrę na Euro 2016 i mundialu 2018. Probierz chce zadzwonić do niego i skonsultować swoją wizję z jego.




– Mam zamiar zadzwonić do trenera Nawałki i z nim porozmawiać, jak on to widzi. Rozmawialiśmy ze sztabem, z ludźmi, którzy byli [na turniejach – przyp. red.] i nie ma co się “mądrować”. Ja nie wiem, bo nie byłem na takiej imprezie i lepiej wziąć doświadczenia ludzi, którzy już byli – wyznał szkoleniowiec. 

Źródło:

Odkrycie Michała Probierza trafi do La Liga?! Hitowe informacje nt. Jakuba Piotrowskiego

Bułgarskie media podają świetnie wieści w sprawie Jakuba Piotrowskiego. Polakiem ma interesować się Villarreal. Co więcej, sprawa ma być na tyle poważna, że pomocnik został już wyceniony przez Łudogorec. 




Ostatnie tygodnie minęły pod znakiem Jakuba Piotrowskiego. 26-latek jest kluczowym piłkarzem bułgarskiego Łudogorca Razgrad, a dodatkowo powoli pewne miejsce zaczyna sobie wywalczać również w reprezentacji Polski. Świetnie zaprezentował się w niej w barażach o Euro 2024 i niewykluczone, że zamuruje sobie pozycję w środku pola na dłuższy czas.

Wielki transfer?

Od jakiegoś czasu pojawiały się także informacje, że Piotrowski mógłby odejść z Bułgarii do klubu z Chin, Japonii, Turcji czy USA. Brakowało jednak wtedy konkretów. Teraz natomiast zdaje się, że coś jest na rzeczy.

Bułgarskie media informują, że na ostatnich meczach Łudogorca i reprezentacji Polski obecni byli wysłannicy Villarrealu. Ich celem była właśnie obserwacja Piotrowskiego. Co ciekawe, poza hiszpańskim klubem podobny zabieg miała zastosować turecka Galatasaray.




Łudogorec jest świadomy, że długo może swojego kluczowego zawodnika nie utrzymać. W związku z tym dokonano już wyceny 26-latka, która wyniosła 10 mln euro. Tyle może wpaść do kasy bułgarskiego klubu latem, bo właśnie wtedy Piotrowski mógłby zmienić barwy.

Jeśli za dokładnie taką kwotę Polak odszedłby z klubu, to stałby się drugim najdrożej sprzedanym przez Łudogorca zawodnikiem. Za zaledwie milion euro więcej, rok temu sprzedano Igora Thiago do Clube Brugge.

Gdzie zamieszkają Polacy na Euro 2024? Dwie możliwości. Decyzję podejmie Probierz

Reprezentacja Polski ma już zapewniony wyjazd do Niemiec na turniej finałowy Euro 2024. Po pokonaniu Walii przyszedł czas na szykowanie organizacji pod nadchodzący turniej. Portal meczyki.pl ustalił, gdzie potencjalnie może ulokować się nasza kadra. W grę mają wchodzić dwie lokalizację, ale wybór na którąś z nich padnie dopiero po wizycie Michała Probierza. 




Mimo fatalnych eliminacji i kilku kompromitujących meczach, reprezentacja Polski doczłapała się do Euro 2024. „Biało-Czerwoni” swój udział w niemieckim turnieju rozpoczną od starcia z Holandią w Hamburgu. Następnie przyjdzie czas na mecz z Austrią w Berlinie. Trzecie starcie grupowe czeka nas z Francją na Signal Iduna Park.

Gdzie zamieszkamy?

W związku z wywalczeniem awansu na Euro, PZPN rozpoczął przygotowywanie do wyjazdu pod kątem logistycznym. Według portalu meczyki.pl, federacja miała zarezerwować wstępnie dwie lokalizacje – w Poczdamie i Bremie. Do 5 kwietnia musi wybrać jedną z nich.

Decyzja, zdaniem Tomasza Włodarczyka, ma jednak zapaść nieco wcześniej. Dziennikarz ustalił, że najpierw do Niemiec uda się polska delegacja na czele z selekcjonerem – Michałem Probierzem. To właśnie oni będą mieć decydujący głos w kwestii wyboru bazy dla reprezentacji na turniej. Ostateczne potwierdzenie jednej z lokalizacji ma paść 3 lub 4 kwietnia.

– Poczdam i Brema to starcie dwóch różnych koncepcji. Położony nieopodal Berlina pierwszy ośrodek – czterogwiazdkowy hotel Seminaris See Hotel – znajduje się nad jeziorem Templiner See, w malowniczej, zacisznej okolicy, z dala od miejskiego zgiełku – pisze Włodarczyk. 




– W Bremie z kolei Polacy mogą zamieszkać w Atlantic Grand Hotel, właściwie w samym centrum ponad półmilionowego miasta. Biało-czerwoni raczej nie zaznaliby tam szczególnego spokoju, mimo że sam ośrodek jest imponujący – czytamy. 

Z ustaleń dziennikarza wynika również, że zawodnikom bardziej podoba się ulokowanie w Poczdamie. Ostateczna decyzja będzie jednak należeć do Michała Probierza i jego ludzi.

Mocne słowa pod adresem Fernando Santosa. „Obleśny, stary dziad. Miał problemy z higieną osobistą”

Przez długo czas tematem numer jeden w mediach będzie awans reprezentacji Polski na Euro 2024. Dzisiaj na kanale Weszło w serwisie YouTube pojawiła się transmisja na żywo programu „Stan Kadry”. W nim Marek Szkolnikowski przytoczył mało „smaczną” anegdotę o Fernando Santosie. 




Reprezentacja Polski we wtorek wyeliminowała Walię z baraży Euro 2024 i zapewniła sobie awans na turniej w Niemczech. „Biało-Czerwoni” trafili tym samym do grupy śmierci, gdzie zagrają z Holandią, Austrią i Francją.

„Obleśny stary dziad”

Obecnie w mediach nie brakuje programów, które podsumowują długą i wyboistą drogę Polaków na Euro. „Biało-Czerwoni” kompletnie zawiedli w eliminacjach, jeszcze kiedy prowadził ich Fernando Santos. Portugalczyk został zwolniony po porażce z Albanią, która niemal całkowicie zaważyła na szansach na awans bezpośrednich.

W programie „Stan Kadry” na kanale Weszło na YouTube gorzkich słów mimo awansu nie szczędził Marek Szkolnikowski. Przede wszystkim krytykował on PZPN, za nieudolne poszukiwania selekcjonera.

Brakowało nam chyba dobrego researchu. Najpierw zatrudniamy Sousę, który zmienia kluby jak rękawiczki. Potem zatrudniamy Santosa, którego odejście z Portugalii odebrano tam z ulgą. To taki polski minimalizm – jak już się decydujemy na zagranicznego trenera, to bierzemy gościa ze średniej półki. Polski Związek Piłki Nożnej ma dużo pieniędzy, stać nas na kozaka albo chociaż młodego faceta, co chce coś udowodnić – mówił.




A tak przyjechał do Polski Santos – przepraszam, że tak mówię – obleśny stary dziad. Rozmawiałem z nim w cztery oczy i było to… dość nieprzyjemne. Nie dość że walił fajami, to jeszcze miał problemy z higieną osobistą. Może nie wprost, ale mówili też o tym zawodnicy z naszej kadry. I jeszcze te jego miny – dodał Szkolnikowski. 

Warto zaznaczyć, że Santos otrzyma od PZPN bonus za awans na Euro. Premia była wpisana w kontrakt Portugalczyka i obowiązywała nawet, mimo jego zwolnienia. Więcej o tym pisaliśmy jednak TUTAJ.

Wojciech Szczęsny nie chce zmieniać planów. Podtrzymuje decyzję o zakończeniu kariery

Wojciech Szczęsny po meczu z Walią udzielił wywiadu przed kamerami TVP Sport. Mimo świetnego występu bramkarz nie zamierza zmieniać swojej decyzji. Wciąż podtrzymuje, że Euro 2024 będzie jego pożegnaniem z reprezentacją Polski. 




„Biało-Czerwoni” okazali się lepsi od Wali dopiero po serii rzutów karnych i awansowali na Euro 2024. Bohaterem ponownie okazał się Wojciech Szczęsny, który obronił ostatni strzał „Smoków”.

„Może być ciężko mnie namówić”

Po awansie Szczęsny stanął przed kamerami TVP Sport i odpowiedział na pytania dziennikarzy. Skomentował między innymi swoją spokojną postawę po obronieniu decydującej „jedenastki”.

– Ja zawsze jestem spokojny. Emocje związane z piłką przeżywam dosyć łagodnie. Cieszę się, ale nie podniecam się. Ten awans był naszym obowiązkiem – powiedział Szczęsny.

– Po dogrywce poszedłem do szatni, żeby analizować zawodników, chociaż nie miało to znaczenia. Każdy uderzał w środek, chociaż miał tam nie uderzać. Byłem spokojny przed ostatnim karnym – dodał.




Szczęsny już dłuższy czas temu zapowiedział, że mistrzostwa Europy w Niemczech będą jego ostatnim wielkim turniejem w reprezentacji Polski. Gdyby wczoraj nie udało się na nie awansować, to zapewne podjąłby decyzję o zakończeniu kariery w kadrze. 33-latek został zapytany, czy jego plany zmieniły się względem kolejnego bohaterskiego epizodu, tym razem w Cardiff. Odpowiedź była niestety wymowna.

– Może być mnie ciężko namówić, żeby zostać – odparł Szczęsny. 

„Trenowali wczoraj i przedwczoraj”. Zalewski zdradził przygotowania do meczu z Walią

Reprezentacja Polski pojedzie na Euro 2024 po wyeliminowaniu Walii w rzutach karnych. Nicola Zalewski w pomeczowym wywiadzie dla „TVP Sport” zdradził, jak drużyna przygotowywała się do takiej ewentualności. 




„Biało-Czerwoni” przez pełne 120 minut walczyła z Walią na murawie stadionu w Cardiff. Ani regulaminowy czas, ani dogrywka nie przyniosły trafienia dla żadnej z drużyn. Do rozstrzygnięcia potrzebny był konkurs rzutów karnych, w którym bezbłędna okazała się nasza reprezentacja, na czele z Wojciechem Szczęsnym, który obronił ostatni strzał „Smoków”.

„Trenowaliśmy wczoraj i przedwczoraj”

Szczęsnemu nikt nie będzie zabierać bycia bohaterem wczorajszego meczu, ale trzeba zaznaczyć, że w rzutach karnych nasi kadrowicze byli świetni. Oddawali mocne, celne strzały, poza zasięgiem walijskiego golkipera. Nie było to dziełem przypadku. Nicola Zalewski przyznał, że Michał Probierz kładł na ten element duży nacisk.

– Trenowaliśmy wczoraj i przedwczoraj „jedenastki”. Trener powiedział, żebyśmy podchodzili do karnego spokojnie i poszło dobrze – zaznaczył Zalewski. 




Reprezentacja Polski w grupie na Euro zmierzy się z Holandią, Austrią i Francją. Pierwsze spotkanie zagramy z „Oranje” w Hamburgu 16 czerwca.

Robert Karaś przerywa milczenie! Sportowiec odpowiedział na hejt. „Wyzwiska, groźby”

Ostatnio internet obiegła wiadomość o ponownej wpadce z dopingiem Roberta Karasia. Na sportowca spłynęła fala negatywnych komentarzy. Co prawa opublikował on już swoje oświadczenie na samym początku zamieszania, ale we wtorek zamieścił dodatkową odpowiedź na swoim Insta Stories. 




Robert Karaś w zeszłym roku został przyłapany na stosowaniu niedozwolonych substancji, kiedy pobił rekord dziesięciokrotnego Ironmana w Brazylii. Od tamtej pory sportowiec był zawieszony w federacji. Niedawno wziął jednak udział w zawodach organizacji, która zezwoliła na jego udział. Wygrał wówczas ultratriathlon na Florydzie, bijąc kolejny rekord.

Niestety, w jego organizmie ponownie wykryto niedozwolone substancje. Sportowiec przekonywał, że są to pozostałości po wspomnianej aferze z zeszłego roku. To jednak nie przekonało opinii publicznej, która zdecydowanie go potępiła i zaczęła się od niego odwracać.

„Udowodnię, że mówię prawdę”

We wtorek Karaś postanowił ponownie odnieść się do sprawy i odpowiedzieć krytycznym komentarzom. Na swoim Insta Stories zdradził, że dostaje obecnie wiele wyzwisk, a nawet gróźb. Zaapelował do internautów o opanowanie i przemyślenie kilka razy tego, co zamierzają napisać.

– Wiem, że sobie z tym wszystkim poradzę. Pomyślcie, jakby trafiło na kogoś innego. Myślę, że już takiej osoby, by z nami nie było. To, co wielu z Was robi, ta agresja, wyzwiska, groźby są nieadekwatne do tego, co się wydarzyło. Pomyślcie, zanim napiszecie durny komentarz – napisał Karaś.  




Dodatkowo sportowiec zapewnił, że jest niewinny. Zamierza zrobić wszystko, aby udowodnić to również kibicom, którzy jeszcze do niedawna go podziwiali i szanowali za wszystkie niesamowite wyniki.

– A ja dalej robię swoje. Udowodnię, że mówię prawdę – podsumował.

Robert Karaś odpowiada na krytykę