Udinese zainteresowane piłkarzami Ekstraklasy. Runjaić nie zapomniał o Polsce

Kosta Runjaić po kilku latach pracy w Polsce nie zapomina o piłkarzach z Ekstraklasy. Udinese, którego Niemiec jest aktualnie szkoleniowcem, przygląda się kilku zawodnikom z naszej ligi.

Runjaić sprowadzi do siebie ligowców z Polski?

Kosta Runjaić pracował w Polsce w dwóch klubach. Początkowo odpowiadał za wyniki Pogoni Szczecin, a później dołączył do Legii Warszawa, z którą zdobył Puchar Polski. Łącznie spędził w polskiej lidze sześć lat.

Po rozstaniu z Wojskowymi wraz z początkiem lipca 2024 roku przejął włoskie Udinese. Tam zaczął bardzo dobrze, gdzie na początku sezonu jego zespół znajdował się nawet w czołówce Serie A. Teraz klub wrócił do środka tabeli.

W rozgrywkach pomaga mu już jeden z piłkarzy Ekstraklasy. Niemiecki szkoleniowiec sprowadził latem Jespera Karlstroema z Lecha Poznań, który z miejsca stał się pewniakiem w składzie byłego trenera Pogoni i Legii.

Bliski przenosin do jego klubu był także Dziekoński z Korony, jednak klub nie doszedł do porozumienia z Udinese.

Wiele wskazuje na to, że to nie koniec zakusów Runjaicia na piłkarzy z Polski.

Według Tomasza Włodarczyka Udinese interesuje się Kapuadim z Legii Warszawa. Dziennikarz dodaje również, że jedną z opcji dla klubu niemieckiego szkoleniowca jest Mateusz Skrzypczak z Jagiellonii Białystok.

Można więc się spodziewać, że Udine będzie kolejną przystanią dla przynajmniej jednego z piłkarzy Ekstraklasy.

Źródło: Meczyki.pl

Ładny gest Bayernu w obliczu tragedii z Magdeburga. Dołączyli także piłkarze Lipska

W piątkowy wieczór Bayern Monachium odniósł pewne zwycięstwo nad RB Lipsk (5:1). Jednak radość na Allianz Arenie szybko ustąpiła miejsca refleksji, gdy media obiegła informacja o tragicznym ataku na jarmark świąteczny w Magdeburgu.

Tragiczny atak w Magdeburgu

Gdy Bayern rozgrywał swój mecz, zamachowiec w Magdeburgu wjechał samochodem w tłum odwiedzających jarmark bożonarodzeniowy. Skutki tego dramatycznego zdarzenia były tragiczne – odnotowano ofiary śmiertelne oraz kilkadziesiąt osób z poważnymi obrażeniami.

Po zakończeniu meczu na Allianz Arenie miała odbyć się uroczystość bożonarodzeniowa z udziałem kibiców, zawodników i działaczy klubu. Jednak w związku z dramatycznymi wydarzeniami w Magdeburgu ceremonia została odwołana.

Decyzję tę ogłosił dyrektor Bayernu, Jan-Christian Dreesen, który w emocjonalnym wystąpieniu podzielił się tragicznymi wieściami.

– Miałem tutaj stanąć w zupełnie innych okolicznościach. W Magdeburgu miał miejsce makabryczny atak, dlatego zdecydowaliśmy się zrezygnować z dzisiejszej ceremonii bożonarodzeniowej. To wydarzenie powinno być wesołe, lecz w tej chwili nie byłoby to odpowiednie. Dlatego proszę wszystkich o powstanie, ponieważ pamięć o ofiarach i ich bliskich jest słuszna i ważna – powiedział dyrektor bawarskiego klubu.

Kibice Bayernu oraz piłkarze obu drużyn uczcili pamięć ofiar minutą ciszy, po której wspólnie zaśpiewali kolędę „Cicha noc” wraz z chórem Toelzer Boys. Do upamiętnienia ofiar dołączyli również zawodnicy RB Lipsk.

Podobnie zareagowali kibice podczas meczu Fortuny Duesseldorf z Magdeburgiem (2:5). Po otrzymaniu informacji o zamachu, fani obu drużyn solidarnie przerwali doping, oddając hołd ofiarom tragedii.

Źródło: X

Kuriozalna sytuacja w lidze szkockiej. Piłkarz wyleciał z boiska po golu kolegi [WIDEO]

Szkocki zawodnik występujący na poziomie League Two stał się bohaterem niecodziennego zdarzenia, które obiegło internet. Wszystko za sprawą czerwonej kartki, którą otrzymał tuż po tym, jak jego drużyna zdobyła bramkę.

Niecodzienny przebieg meczu Forfar z Peterhead

W ubiegły wtorek kibice szkockiej League Two byli świadkami rywalizacji między Forfar a Peterhead. Spotkanie zakończyło się remisem 1:1, a na listę strzelców wpisali się Kieran Shanks i Nathan Cannon. Mecz mógł potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby nie zdarzenie, które miało miejsce w końcówce pierwszej połowy.

Drużyna gości musiała od tego momentu grać w osłabieniu, gdyż Andrew McCarthy został wyrzucony z boiska za swoje zachowanie po golu. Do nietypowej sytuacji doszło po efektownym uderzeniu Kierana Shanksa, który zdobył bramkę dla Peterhead. Piłka wpadła do siatki z taką siłą, że od razu z niej wyleciała.

W euforii McCarthy postanowił ją dobić. Niestety, zamiast trafić ponownie do bramki, piłka trafiła w głowę podnoszącego się bramkarza Forfar, Marca McCalluma. Zamiast radości z gola, doszło do zamieszania na boisku.

Całe zajście nie umknęło uwadze sędziego, który natychmiast wkroczył do akcji. Rozdzielił graczy i, ku zaskoczeniu wszystkich, sięgnął po czerwoną kartkę dla McCarthy’ego.

26-letni zawodnik nie krył szoku – uklęknął na murawie i nie dowierzał w decyzję arbitra.

Pomimo osłabienia, drużyna Peterhead zdołała utrzymać remis do końca spotkania. Obie ekipy mają przed sobą jeszcze jedno wyzwanie przed przerwą świąteczną. W sobotę Forfar zmierzy się na wyjeździe z Clyne, a Peterhead podejmie u siebie Bonnyrigg Rose.

Źródło: X

Gual niezadowolony z sędziowania w Szwecji. „Ustalają zasady, kiedy chcą”

Legia Warszawa przegrała w czwartek 1:3 ze szwedzkim Djurgardens w meczu fazy grupowej Ligi Konferencji. W trakcie spotkania doszło do kilku kontrowersji, które po meczu ocenił Marc Gual. Hiszpan podważył decyzje sędziów w rozmowie z TVP Sport.

Niewidoczny gol i kontrowersyjna decyzja

Do jednej z najbardziej dyskusyjnych sytuacji doszło w doliczonym czasie gry pierwszej połowy. Po strzale Marca Guala piłka według niego przekroczyła całym obwodem linię bramkową. Sędziowie jednak nie stwierdzili, że padł gol.

Chwilę później Djurgardens wyprowadziło skuteczną kontrę, która zakończyła się bramką na 2:0. Ta sytuacja szczególnie wywołała frustrację wśród Hiszpana, który po meczu nie krył niezadowolenia.

Hiszpański napastnik w rozmowie z TVP Sport podkreślił, że sytuacja z jego nieuznanym golem była kluczowa. Snajper Legii podważył również sens wznowienia meczu przy ograniczonej widoczności.

– Zdobyłem bramkę! Powinna zostać uznana. Ustalają zasady, kiedy chcą. Skoro nie widzieli gola, bo było trochę dymu, to czemu graliśmy… Nie rozumiem, czemu graliśmy, kiedy sędziowie nie do końca widzieli, co dzieje się na murawie. Jeśli jest VAR, a kamery nie są w stanie dostrzec pewnych rzeczy, to gra powinna być zatrzymana – powiedział.

Źródło: TVP Sport

Bramkarz Górnika Zabrze świadkiem trzęsienia ziemi o sile 7,8. Przerażające wakacje Majchrowicza

Filip Majchrowicz z Górnika Zabrze postanowił odpocząć po rundzie jesiennej Ekstraklasy. Razem z partnerką wybrał się na egzotyczne Vanuatu. To malownicze państwo położone na Oceanie Spokojnym. Sielankowy urlop szybko przerodził się jednak w horror, gdy kraj nawiedziło potężne trzęsienie ziemi o sile 7,8 w skali Richtera.

Kataklizm, który wstrząsnął Vanuatu

Vanuatu zostało dotknięte klęską żywiołową, która doprowadziła do śmierci co najmniej kilkunastu osób, a setki uznano za zaginione.

Reuters poinformował, że trzęsienie ziemi dotknęło bezpośrednio lub pośrednio 116 tysięcy osób spośród 330 tysięcy mieszkańców kraju. Zniszczenia są ogromne – zawalone budynki, zniszczone drogi i osunięcia ziemi to obrazki, które obiegły światowe media.

Filip Majchrowicz opowiedział o swoich przeżyciach w rozmowie z Bartłomiejem Jędrzejczakiem.

– Byliśmy na wodospadach i gdy wracaliśmy, to się zaczęło. Leciał w nas ogromny głaz, ale jakimś cudem udało się nam przeczołgać. Na szczęście skończyło się na zadrapaniach. Tu wszystko jest zniszczone, nikt nie chce tutaj być – powiedział.

Zawodnik podzielił się także swoimi doświadczeniami na Instagramie, gdzie opisał dramatyczne próby powrotu do kraju.

– Wywiady robią, a my nie mamy, jak wrócić. Wszystko wraca do normalności – biorą Australijczyków, a Europejczycy siedzą na dupie. Ambasada Unii Europejskiej długi czas nie miała kontaktu z Australią i dopiero już o 13:00 naszego czasu będą spotkania, mimo że takie kraje, jak Nowa Zelandia wywożą swoich obywateli – podsumował.

– Francuzi wywożą tych, którzy chcą na Nową Kaledonię, z której teraz ciężko gdziekolwiek dolecieć, bo mają swoje problemy. Jedyne pocieszenie to dach nad głową, jedzenie i wi-fi – dodał w kolejnej relacji piłkarz Górnika.

Źródło: Bartłomiej Jędrzejczak, Filip Majchrowicz

Szwedzi obawiają się meczu z Legią. „Ich kibice mają niesamowicie złą reputację”

Szwedzkie media obawiają się starcia Djurgarden z Legią Warszawa. Nie do końca chodzi jednak o strefę boiskową, a bardziej o kibiców, którzy przylecą do ich kraju na mecz Ligi Konferencji.

Drżą przed meczem z Wojskowymi

Legia Warszawa w czwartek o godzinie 21:00 zagra w Sztokholmie mecz przeciwko Djurgarden. Przed spotkaniem dużo mówi się o kibicach z Polski. Szwedzcy dziennikarze podjęli ten temat w publikacjach, obawiając się zadymy w mieście i na trybunach.

– Rok temu Legia Warszawa została ukarana grzywną w wysokości 100 tys. euro i zakazem sprzedaży biletów swoim kibicom na pięć kolejnych meczów wyjazdowych w rozgrywkach UEFA. Po tym, jak podczas meczu z Aston Villą rzuciła w policję środkami pirotechnicznymi i doszło do bójki, w której rannych zostało trzech policjantów – wspomina portal fotbollskanalen.se.

Według medialnych doniesień do Szwecji ma się wybrać około 800 kibiców z Warszawy i okolic. W Sztokholmie podjęto środki, aby zapewnić bezpieczeństwo na trybunach. Menedżer ds. bezpieczeństwa Djurgarden, Mats Jonsson w rozmowie z fotbollskanalen.se stwierdził, że będzie to spore wyzwanie dla klubu.

– Środki pirotechniczne? Nie powinniśmy jednak malować obrazu wojny światowej. Kibice Legii Warszawa mają niesamowicie złą reputację pod tym względem, ale nie powinniśmy brać za pewnik, że tak się stanie. Będziemy podkreślać, że będziemy chronić i dbać o naszych gości w godny i dobry sposób. Nie powinniśmy stać na krawędzi. Będziemy starać się znaleźć dobrą równowagę w tym, co robimy – powiedział Mats Jonsson.

Źródło: Przegląd Sportowy Onet, fotbollskanalen.se

Dziennikarz wieszczy transfer gwiazdy Wisły do Jagiellonii? „Widziałbym go tam”

Ángel Rodado wzbudza coraz większe zainteresowanie na rynku transferowym. Napastnik Wisły Kraków wzbudza zainteresowanie wśród czołowych klubów Ekstraklasy. Według Mateusza Rokuszewskiego z CANAL+ Sport, Hiszpan powinien trafić do Jagiellonii Białystok.

Gdzie trafi gwiazda Wisły Kraków?

Rodado odegrał kluczową rolę w zdobyciu przez Wisłę Pucharu Polski, choć jego bramki nie wystarczyły do wywalczenia awansu do Ekstraklasy.

Mimo to Hiszpan zdecydował się pozostać w Krakowie i pod koniec lipca przedłużył kontrakt z Wisłą do 2027 roku, z opcją przedłużenia o kolejny rok.

Pomimo słabszej formy pod koniec rundy jesiennej, napastnik utrzymuje świetne statystyki. Ma na swoim koncie już 20 trafień, a Wisła liczy, że jego bramki pomogą drużynie w powrocie do najwyższej klasy rozgrywkowej.

Rodado na celowniku Lecha i Rakowa, ale może trafić też do Jagiellonii

Skuteczność Hiszpana nie umyka jednak czołowym zespołom z Polski. Według medialnych doniesień Raków Częstochowa i Lech Poznań są zainteresowani sprowadzeniem napastnika do siebie.

Z kolei Mateusz Rokuszewski uważa, że Rodado mógłby pasować idealnie do Jagiellonii. Dziennikarz twierdzi, że prędzej widziałby Hiszpana na Podlasiu, niż w Poznaniu.

– Plotki łączące Rodado z Lechem Poznań są jak najbardziej uzasadnione. To jest piłkarz, którego byśmy w Ekstraklasie bardzo chętnie zobaczyli. Ale z tego co słyszałem, to Jagiellonia Białystok będzie też szukała napastnika. Nie dlatego, że jest niezadowolona z Afimico Pululu. […] Będzie poszukiwanie kogoś, kto może z przodu poszerzyć wachlarz umiejętności. I z tej perspektywy też by mi Rodado bardzo mocno pasował. Gdybym miał wybrać, gdzie bym go widział, to chyba właśnie bardziej w Jagiellonii Białystok niż w Lechu Poznań – powiedział dziennikarz CANAL+ Sport.

Nie wiadomo, jak do samej decyzji podejdzie piłkarz Wisły Kraków. Sytuacja w ataku Lecha Poznań na trudniejszą w przebiciu się do składu, ponieważ Kolejorz nie gra tylu spotkań co Jagiellonia Białystok. Ponadto w kadrze poznaniaków znajduje się Mikael Ishak, którego ciężko wyobrazić sobie na ławce przez większą część sezonu.

Zimą szykuje się zatem zacięta walka o podpis Hiszpana. Rodado od momentu dołączenia do Wisły Kraków rozegrał w tym klubie 95 spotkań. W tym czasie strzelił 56 bramek i zanotował 15 asyst.

Źródło: CANAL+ Sport

Rybus coraz bliżej końca kariery. „Straciłem już rok”

Maciej Rybus od ponad sześciu miesięcy pozostaje bez klubu. Były reprezentant Polski w rozmowie z rosyjskim portalem Football24.ru przyznał, że jeśli nie otrzyma oferty z profesjonalnej drużyny, to wówczas rozważy zakończenie swojej kariery.

Został w Rosji, a teraz nie ma klubu

Po wybuchu wojny na Ukrainie Rybus podjął kontrowersyjną decyzję o pozostaniu w Rosji. Polak kierował się względami rodzinnymi – jego żona jest Rosjanką, a dzieci posiadają tamtejsze obywatelstwo.

Choć jego wybór spotkał się z krytyką w Polsce, piłkarz pozostał konsekwentny w swoich działaniach. Po odejściu z Lokomotiwu Moskwa, Rybus trafił do Spartaka Moskwa, a wcześniej występował w Rubinie Kazań, jednak obie przygody okazały się nieudane.

Po tym czasie sytuacja Rybusa się pogorszyła. Polski piłkarz nie mógł znaleźć przez długi czas nowe klubu i ostatecznie wylądował w amatorskiej lidze.

W rozmowie z mediami Rybus otwarcie przyznał, że obecnie nie posiada żadnych propozycji od profesjonalnych drużyn. Polak nie ukrywa, że jego kariera dobiega powoli końca.

– W tej chwili nie mam żadnych ofert z profesjonalnych klubów. Obecnie jestem zawodnikiem FK 10 i przygotowuję się do nowego sezonu. Zobaczymy, co będzie się działo w styczniu. Rozważę każdą ofertę, mam 35 lat, nie mam zbyt dużego wyboru. Moja kariera dobiega końca, ale chciałbym grać na wyższym poziomie. Najprawdopodobniej zakończę karierę zawodową tej zimy, jeśli nie znajdę klubu. Straciłem już rok. Teraz planuję polecieć do Polski i odpocząć – powiedział Maciej Rybus.

Źródło Football24.ru

Boniek reaguje na wpadkę PZPN podczas gali 105-lecia. Zdziwienia nie krył nawet prezydent UEFA

Podczas gali z okazji 105-lecia PZPN zaprezentowano film upamiętniający kluczowe momenty w historii polskiej piłki nożnej. W materiale zabrakło jednak Zbigniewa Bońka, który uchodzi za jedną z najważniejszych postaci w historii polskiego futbolu. Teraz były prezes PZPN zareagował na całe zamieszanie, i co ciekawe, o pomyłkę federacji dopytywał się także Aleksander Ceferin.

Zaskakujące pominięcie Bońka

Podczas uroczystości z okazji 105. rocznicy powstania Polskiego Związku Piłki Nożnej wyświetlono krótki film ukazujący najważniejsze momenty dla polskiego futbolu. W klipie zabrakło jednak Zbigniewa Bońka. Cała sytuacja zaskoczyła nie tylko zgromadzonych gości, ale także samego zainteresowanego. Boniek odniósł się do tego w programie „Pogadajmy o piłce” na kanale Meczyki.

– Mali ludzie żyją złośliwościami, czują się niepewnie i robią błędy. Na tej gali kilku ludzi czuło się nieswojo. Jeżeli przyjeżdża dwóch wiceprezydentów UEFA, byłych prezesów PZPN, byłych selekcjonerów, to musisz powitać ich imiennie. Takie są zasady. Ale zrobili, jak zrobili – powiedział Zbigniew Boniek.

Cezary Kulesza tłumaczył tę sytuację podczas gali. Podkreślił, że również był zaskoczony ostatecznym efektem filmu.

– Klip zobaczyłem dopiero na gali. Sam byłem zaskoczony. Słabo wyszło. Nie powinno tak być – ocenił prezes PZPN.

Z kolei Tomasz Kozłowski, dyrektor Departamentu Komunikacji i Mediów, tłumaczył pominięcie Bońka jako niedopatrzenie. Na to wszystko Boniek zareagował w swoim stylu.

– Moje nazwisko jest w FIFA, UEFA, a ci, co mnie wygumkowali, to ich nazwiska są tylko w książce telefonicznej. I to jest ta różnica – podsumował.

Aleksander Ceferin również zdziwiony

Co ciekawe, cała sytuacja nie umknęła uwadze Aleksandra Ceferina. Prezydent UEFA osobiście zapytał Bońka o przyczyny jego nieobecności w filmie.

– Zapytał mnie: 'Zibi, co ty, podpadłeś im?’ – relacjonował były prezes PZPN.

Źródło: Meczyki.pl, Przegląd Sportowy Onet

Szymon Marciniak kontruje doniesienia Mateusza Borka. Stanowcza odpowiedź sędziego

Szymon Marciniak stanowczo odniósł się do informacji przekazanych przez Mateusza Borka na temat jego sytuacji kontraktowej. W odpowiedzi podkreślił, że jego umowa z federacją jest ważna.

Mateusz Borek o sytuacji Szymona Marciniaka

W ostatnich dniach Mateusz Borek ujawnił, że Szymon Marciniak prowadzi mecze Ekstraklasy bez profesjonalnego kontraktu.

– Dostałem informację, że najlepszy polski sędzia i jeden z najlepszych na świecie Szymon Marciniak prowadzi mecze Ekstraklasy bez kontraktu zawodowego. Ma płacone od meczu – powiedział Borek w Kanale Sportowym.

Odpowiedź Marciniaka

Szymon Marciniak nie pozostał obojętny wobec tych doniesień. Postanowił więc zabrać głos i zdementować plotki o braku kontraktu. Wyjaśnił, że umowa z federacją jest obowiązująca, jednak jej szczegóły objęte są klauzulą poufności.

– Dementuję informacje, które pojawiły się dzisiaj (16.12) w przestrzeni medialnej. Kontrakt z federacją jest ważny i w związku z tym, że nie mogę rozmawiać o jego szczegółach – reguluje to klauzula poufności. To mój jedyny komentarz do tej sprawy – powiedział w rozmowie z portalem WP Sportowe Fakty.

Źródło: Kanał Sportowy, WP Sportowe Fakty

PZPN otrzyma premię za awans Polek na EURO 2025. Boniek zdradził informacje

Polska kobieca reprezentacja piłkarska po raz pierwszy w historii zagra na mistrzostwach Europy. Awans wywalczony w barażach z Austrią przynosi nie tylko prestiż, ale również korzyści finansowe dla Polskiego Związku Piłki Nożnej. Szczegóły decyzji UEFA ujawnił Zbigniew Boniek.

Historyczny awans Polek na EURO 2025

Polskie piłkarki zapisały się na kartach historii, pokonując Austrię w dwumeczu barażowym i zapewniając sobie udział w mistrzostwach Europy w 2025 roku. To pierwszy raz, gdy biało-czerwone wystąpią na tak prestiżowym turnieju.

W związku z tym Zbigniew Boniek poinformował o decyzji europejskiej federacji dotyczącej nagród finansowych za awans.

– PZPN otrzyma 1,8 mln euro za awans naszych dziewczyn na EURO 2025. Komitet Wykonawczy podjął decyzję, że minimum 30 procent tej sumy jest dla zawodniczek – napisał na portalu X były prezes polskiej federacji.

Już w najbliższy poniedziałek polskie piłkarki poznają swoje rywalki na EURO 2025. Turniej rozpocznie się 2 lipca, a finał zaplanowano na 27 lipca w Bazylei.

Źródło: X

Śląsk Wrocław przeprasza kibiców w oficjalnym komunikacie. „Wszyscy musimy się zjednoczyć”

Śląsk Wrocław zamyka tabelę Ekstraklasy 2024/2025 po dramatycznie słabej rundzie jesiennej. W specjalnym oświadczeniu klub przeprosił kibiców za rozczarowujące wyniki i zapowiedział intensywne działania.

Fatalna runda w wykonaniu wicemistrzów Polski

Śląsk Wrocław zmaga się z ogromnym kryzysem sportowym. Po 18 kolejkach Ekstraklasy sezonu 2024/2025 zajmuje ostatnie miejsce w tabeli, zaledwie z jednym zwycięstwem i 10 punktami na koncie.

Miniony weekend przyniósł kolejne rozczarowanie. W zaległym meczu z Radomiakiem Radom drużyna prowadzona przez Michała Hetela przegrała 1-2. W obliczu fatalnych wyników zarząd Śląska Wrocław wystosował oświadczenie skierowane do kibiców.

„Zdajemy sobie sprawę, że za nami całkowicie nieudana runda w PKO BP Ekstraklasie. W imieniu klubu chcemy Was przeprosić za to, jak dużo przyniosła Wam ona rozczarowań, a jak mało powodów do radości, na którą zasługujecie.

W całym domowym 2024 roku domowe mecze Śląska odwiedziło 369 223 kibiców. Wielu z was wspierało drużynę również na spotkaniach wyjazdowych w Polsce i Europie. Udowodniliście, że jesteście ze swoim klubem zarówno gdy walczy on o najwyższe cele, jak i wtedy, gdy znajduje się w dole tabeli. Wy spisywaliście się na medal przez cały rok. Dziękujemy!”

Władze klubu poinformowały, że trwają rozmowy na temat zatrudnienia nowego trenera. Ma to być kluczowy krok w walce o utrzymanie. Plan przygotowań do rundy wiosennej już powstał, jednak szczegóły zostaną przedstawione dopiero po ogłoszeniu nowego sztabu szkoleniowego. W komunikacie znalazły się również ambitne zapowiedzi dotyczące przyszłości klubu.

„Śląsk Wrocław to wielki klub, który tworzy zarówno pierwsza drużyna oraz przede wszystkim wiele tysięcy Was, kibiców. Wiemy, że w nowym roku wszyscy musimy się zjednoczyć, by utrzymać Ekstraklasę we Wrocławiu. Przed nami czas niezwykle intensywnej pracy podczas przerwy w rozgrywkach oraz ogromnie wymagająca runda wiosenna. Śląsk Wrocław nigdy się nie podda.”

Oświadczenie zostało podpisane przez kapitana drużyny Petera Pokorný’ego, prezesa klubu Patryka Załęcznego oraz dyrektora sportowego Rafała Grodzickiego.

Źródło: Śląsk Wrocław

Kontrowersja z meczu Realu Madryt wyjaśniona. „Nie było karnego”

Podczas meczu Realu Madryt z Rayo Vallecano doszło do sporej kontrowersji. Ekspert Radia Marca, Pavel Fernandez po spotkaniu rozwiał wątpliwości. Okazało się, że to Bellingham spowodował upadek Viniciusa.

Kontrowersje w meczu Królewskich

Mecz Rayo Vallecano z Realem Madryt (3:3) wzbudził ogromne emocje nie tylko na boisku, ale także poza nim. W centrum kontrowersji znalazła się sytuacja z udziałem Viniciusa Juniora, który upadł w polu karnym przy wyrównanym wyniku. Sędzia Juan Martinez Munuera nie zdecydował się jednak wskazać na jedenasty metr, co wywołało burzę wśród piłkarzy i sztabu szkoleniowego Realu.

Pavel Fernandez, ekspert Radia Marca, szczegółowo przeanalizował tę sytuację. Jak podkreślił, Vinicius Junior upadł nie w wyniku faulu przeciwnika, lecz… z powodu kontaktu z Jude’em Bellinghamem.

– Nie było karnego. Jako pierwszy w nogę Viniciusa uderzył Jude Bellingham. To on spowodował upadek Brazylijczyka. Do kontaktu między Muminem a Viniciusem doszło później. VAR zachował się dobrze, że nie wezwał sędziego głównego do monitora – powiedział ekspert Radia Marca.

Decyzja Martineza Munuery wywołała wściekłość wśród zawodników i sztabu „Królewskich”. Trener Carlo Ancelotti na konferencji prasowej jednoznacznie stwierdził, że faul na Viniciusie był „ewidentny”. W kulisach zaczęły pojawiać się spekulacje o celowej manipulacji i rzekomym spisku przeciwko Realowi Madryt.

Analiza wideo wykazała, że sytuacja była bardziej skomplikowana, niż mogło się wydawać na pierwszy rzut oka. W momencie walki o piłkę Jude Bellingham niefortunnie kopnął Viniciusa, co spowodowało jego upadek. Dopiero później doszło do kontaktu z obrońcą Rayo, Muminem. Ta wersja wydarzeń wyjaśnia decyzję arbitra.

Źródło: Radio Marca

Były dyrektor TVP Sport odchodzi z InPost i odpowiada na plotki. „Obrzydliwa manipulacja”

Marek Szkolnikowski ogłosił swoje odejście z InPost (o jego dołączeniu do firmy pisaliśmy TUTAJ). Były dyrektor TVP Sport będzie pełnił funkcję Head of International Sports Sponsorship w InPost do końca grudnia.

Odchodzi z InPost

Marek Szkolnikowski poinformował na LinkedIn o swoim odejściu z dotychczasowego miejsca pracy. Jak sam podkreśla, decyzja została podjęta w pełnym porozumieniu ze stroną pracodawcy. Powodem jest chęć skupienia się na innych projektach zawodowych, które obecnie pochłaniają większość jego czasu.

– Rafał Brzoska wymaga od swoich menedżerów 100% zaangażowania. Ze względu na moje plany zawodowe oraz inne projekty, postanowiliśmy rozstać się za porozumieniem stron i w zgodzie – napisał były dyrektor TVP Sport.

Szkolnikowski odniósł się również do krążących w mediach spekulacji dotyczących jego odejścia. Zdecydowanie zaprzeczył, jakoby miało ono związek z rzekomymi nieprawidłowościami w umowach pomiędzy TVP a Polsatem. Nazwał te doniesienia „obrzydliwą manipulacją” mającą na celu publiczne zdyskredytowanie jego osoby.

Podczas swojej pracy w InPost, Marek Szkolnikowski wraz z zespołem osiągnął kilka sukcesów w dziedzinie sponsoringu sportowego. Udało im się stworzyć strategię sponsoringową na najbliższe lata, która w 2024 roku ma pobić dotychczasowe rekordy ekwiwalentów reklamowych. W szczególności dotyczy to współpracy z Polskim Związkiem Piłki Nożnej (PZPN) oraz całego Sport Teamu.

Efekty pracy zostały już docenione na arenie międzynarodowej. Projekty zespołu zdobyły nominacje do nagród, takich jak International Sports Convention oraz European Sponsorship Association.

W swoim oświadczeniu Szkolnikowski wyraził wdzięczność dla Rafała Brzoski za współpracę i możliwości rozwoju zawodowego.

– Jestem pewien, że jeszcze rozpakujemy razem jakąś fajną paczkę – podsumował.

Źródło: LinkedIn

Ważne informacje dla kibiców angielskiej piłki. Premier League od nowego sezonu zmienia stację

Rozgrywki angielskiej Premier League powracają na anteny Canal+ Sport. Nadawca ogłosił podpisanie trzyletniego kontraktu. Nowa umowa zapewnia polskim kibicom dostęp do wszystkich 380 spotkań w każdym sezonie od 2025/26 do 2027/28.

Historia zmagań o prawa transmisyjne

Do 2021 roku Canal+ był synonimem transmisji meczów Premier League w Polsce. Po tym, jak prawa zostały przejęte przez platformę streamingową Viaplay, kibice musieli zmienić swoje przyzwyczajenia.

Skandynawski nadawca miał pierwotnie transmitować te rozgrywki do końca sezonu 2027/28. Jednak Viaplay zapowiedziało, że wycofa się z polskiego rynku z końcem czerwca 2025 roku. Faworytem do przejęcia praw był Canal+, który wcześniej z sukcesem transmitował Premier League przez blisko 20 lat.

Jak się okazało, nadawca skutecznie powrócił do gry, co potwierdziła prezes i dyrektor generalna CANAL+ Polska, Edyta Sadowska.

– Jest mi niezmiernie miło poinformować, że nabyliśmy wyłączne prawa do transmisji wszystkich spotkań Premier League na terenie Polski w sezonach 2025/26, 2026/27 i 2027/28 – powiedziała.

Canal+ zapowiedział, że wszystkie mecze Premier League będą dostępne zarówno na tradycyjnych antenach telewizyjnych, jak i w aplikacji CANAL+.

W sezonie 2024/25 mecze Premier League będą jeszcze transmitowane przez Viaplay. Dwa spotkania z każdej kolejki będą jednak dostępne w Canal+ w ramach sublicencji. Viaplay nadal posiada prawa do transmisji niemieckiej Bundesligi i Formuły 1, jednak już od kolejnego sezonu te rozgrywki przejmie Eleven Sports.

Źródło: CANAL+ Sport