Lech Poznań rozpoczął przygotowania do kolejnego sezonu, jednak fani znów mają obawy. Na miesiąc przed wznowieniem rozgrywek Kolejorz wciąż pozostaje bez lewego obrońcy. Czy kibice Lecha Poznań mają podstawy do nadziei? Dlaczego Kolejorz może mieć problemy ze ściągnięciem „kozaków”? I kropla pozytywu w morzu negatywnych emocji.
Lech Poznań ciągle zawodził swoich kibiców w ostatnich sezonach. Tak naprawdę jedynym pozytywem z niedawnych lat jest awans do fazy grupowej Ligi Europy, który i tak brutalnie obrzydzono. Fani Kolejorza już nawet nie cieszą się z wielkich (jak na polskie warunki) kwot otrzymywanych za swoich wychowanków, bo wiedzą, że te pieniądze zostaną spalone w kominku. Skuteczność transferowa Lecha Poznań wynosi bowiem około 30%.
Czy kibice mają rację?
Zdenerwowanie fanatyków Lecha Poznań jest jak najbardziej uzasadnione. Klub zajął w poprzednim sezonie tragiczne, jedenaste miejsce w PKO Ekstraklasie. To najgorszy wynik od 18 lat. Już nie można go nawet nazwać mistrzem Poznania – Warta zajęła 5. Lokatę.
Winić można za to wielu. Od trenera Żurawia, przez zarząd klubu po piłkarzy. Kibice Lecha mają już dość. Dali o tym dobitnie znać w ostatnim meczu sezonu 2017/2018. Od tamtego czasu w Warcie upłynęło już sporo wody, a perspektywa postrzegania Kolejorza się nie zmienia.
Co z transferami?
Klub zapowiada, że w tym oknie transferowym wyda najwięcej pieniędzy na transfery z całej ligi. Część uważa, że takie stwierdzenie to tylko mydlenie oczu. Druga strona cierpliwie czeka. Fani są zaniepokojeni, bowiem do Lecha przyszli na razie tylko dwaj zawodnicy. Mowa o Radosławie Murawskim, którego zakontraktowano już zimą oraz Joelu Pereirze, prawym obrońcy z ligi portugalskiej.
Prawda jest taka, że Kolejorz zna swoje miejsce w szeregu. Klub musi poczekać, aż łańcuch transferowy zacznie działać, by wreszcie dopiąć swego. Drużyny z topu kupią swoje cele, średniaki uzupełnią kadrę i dopiero wtedy słabi zaczną wyjmować drobne z kieszeni, żeby wyjąć kogoś dla siebie.
Z lechowego otoczenia da się usłyszeć, że Kolejorz zamierza ściągnąć do siebie graczy o odpowiedniej jakości, nie z łapanki. Na takich musi poczekać. Jak ktoś ma być „kozakiem”, to oznacza, że ma też oferty z lepszych lig. Na ten moment Lech Poznań nie ma argumentów do przekonania takich piłkarzy do siebie. Dlaczego?
- 11. drużyna trzydziestej ligi w Europie
- Ostatnie poważne trofeum zdobyte w 2015 roku
- Kibice nieprzychylni zarządowi – zapowiada się żenująca frekwencja
- Brak europejskich pucharów
Kropla pozytywu w morzu negatywnych emocji wokół klubu
Lech Poznań wreszcie ma trenera. Po latach bujania się od wizji do wizji postawiono na sprawdzonego człowieka – jednego z najbardziej utytułowanych szkoleniowców w Polsce. W klubie wiedzą, że tuż za rogiem czai się stulecie. Z tego powodu zrezygnowano z eksperymentów w postaci „My tego trenera przygotowywaliśmy do tej roli latami” – jak było z Żurawiem i Djurdjeviciem.
Maciej Skorża ma w swoim trenerskim CV 3 mistrzostwa Polski i 3 puchary kraju. Kto, jak nie on miałby pomóc Kolejorzowi w osiągnięciu sukcesu na stulecie? Samo zatrudnienie odpowiedniego trenera jednak nie załatwi wszystkiego. Słowa Macieja Skorży po letniej przerwie nie napawają kibiców optymizmem. Na konferencji prasowej przed przygotowaniami do sezonu udało się wyczytać bezradność trenera Kolejorza. Klub wciąż nie ma lewego obrońcy na miarę oczekiwań, a podobno drużynę powinno budować się od defensywy.
Trudno się dziwić
Atmosfera wokół klubu jest okropna. Kibice są zdenerwowani. Pod każdym wpisem Lecha w mediach społecznościowych wylewają swoje żale. Z żadnej strony nie zapowiada się na poprawę. Kolejne obietnice klubu są dla większości powtarzanymi rok w rok dyrdymałami. Jeśli Lech Poznań naprawdę chce walczyć o trofea na stulecie, to musi mieć u boku swoich kibiców. Jak naprawić relację z fanami i tchnąć w ich nadzieje? Na szczęście to nie należy do moich obowiązków.