Taras Romanczuk gotowy strzelać do Rosjan. „Byłbym do tego zdolny”

 

Taras Romanczuk udzielił wywiadu Przeglądowi Sportowemu. Piłkarz Jagiellonii Białystok wypowiedział się na temat wojny w Ukrainie. – Dziś mógłbym już strzelać do Rosjan.

Bolesne przeżycia rodziny Romanczuka

Taras Romanczuk od wielu lat mieszka w Polsce. Urodzony w Ukrainie piłkarz zaliczył nawet debiut w kadrze Adama Nawałki. Pomocnik Jagiellonii Białystok nadal ma jednak rodzinę, która mieszka w ukraińskiej miejscowości Kovel.

31-latek w rozmowie z Przeglądem Sportowym podzielił się swoimi doświadczeniami dotyczącymi ataku Rosji na Ukrainę. Piłkarz Jagiellonii Białystok nawiązując do słów z 2014 roku, przyznał, że dziś byłby gotowy strzelać do okupantów z Rosji. Przypomnijmy, że Romanczuk powiedział wówczas, iż „Putin jest tyranem, jednak nie byłby w stanie strzelać do jego rodaków”.

– Była chyba 6 rano, gdy zadzwonili rodzice, mieszkający w Kowlu. Wszyscy byliśmy przerażeni, podczas rozmowy z nimi w tle ciągle słyszałem syreny alarmowe. Doszliśmy do wniosku, że trzeba zabrać rodzinę do Polski, ale moja mama powiedziała: „Nie wyjadę. Nie zostawię ojca samego”. Brat natomiast wymyślił, że zabierze swoich najbliższych za miasto, na wioskę. Mieszkali tak przez półtora miesiąca, praktycznie bez zasięgu. Uznali, że będą dzięki temu bezpieczni – powiedział piłkarz Jagiellonii.

Wielkie pieniądze dla Lionela Messiego. Dwa kluby z Arabii Saudyjskiej walczą o Argentyńczyka [CZYTAJ]

– Najpierw najbardziej bałem się o bliskich w tych początkowych dniach wojny. A później – gdy w październiku obok miasta spadła rakieta. Celem był obiekt energetyczny, znajdujący się 800 metrów od domu mojej żony. Brat opowiadał, że jadł wtedy śniadanie, to była sobota. Znajdował się blisko okna i najpierw zobaczył ciemny dym. Otworzył okno i dopiero wtedy dotarł do niego huk. Taki, że był przekonany, że zaraz wylecą wszystkie szyby, choć on akurat mieszkał trzy i pół kilometra od miejsca, gdzie spadła rakieta – dodał.

– Dziś mógłbym już strzelać do Rosjan. Gdyby zaatakowali moje miasto, szli moją ulicą, byłbym do tego zdolny. Zresztą, gdy wybuchła wojna, postanowiłem nauczyć się strzelać. Stwierdziłem: „Żyjemy w takich czasach, że nie wiadomo, co się wydarzy”. Dogadaliśmy się z kibicami Jagiellonii i jeździliśmy za miasto. Na górce były nasypy z piasku, a my strzelaliśmy na dole: z karabinków M4, kałasznikowów, shotgunów i pistoletów – zakończył.

Źródło: Przegląd Sportowy