Dziennikarz Gazety Wyborczej, Rafał Stec, opublikował artykuł, w którym opowiedział o możliwym powodzie odejścia Paulo Sousy z reprezentacji Polski. Przytoczone zostały komentarze osób będących blisko federacji.
Wszyscy bardzo dobrze pamiętamy odejście Paulo Sousy z reprezentacji Polski. Portugalczyk podjął decyzję o opuszczeniu Polski na rzecz pracy w brazylijskim klubie Flamengo. Sprawa wyszła na światło dzienne podczas świąt Bożego Narodzenia w 2021 roku. To natychmiast wywołało ogromne poruszenie w polskim społeczeństwie. Sousa przez wielu został nazwany zdrajcą, ale czy słusznie?
Do tej sprawy w swoim dzisiejszym artykule wrócił dziennikarz Gazety Wyborczej, Rafał Stec. Skontaktował się on trzema osobami, które są związane z polską piłką, pozostały one jednak anonimowe. Jeden z nich pracuje wciąż w PZPN, drugi został zwolniony kilka miesięcy temu, a trzeci nie jest pracownikiem federacji, ale jest związany z polską piłką.
15 listopada 2021 roku Paulo Sousa poprowadził reprezentację Polski po raz ostatni, było to spotkanie z Węgrami. Kolejnego dnia Portugalczyk był umówiony z Cezarym Kuleszą na rozmowę. Do spotkania jednak nie doszło. Jeden z rozmówców Rafała Steca powiedział, że prezes Kulesza rozpoczął picie alkoholu podczas meczu z Węgrami, a następnie uroczystość przeniosła się do Białegostoku. Prezes miał być tak pijany, że – rzekomo – miał nie wiedzieć, co się dzieje.
– Niestety, panowie się nie spotkali, bo Kulesza zaczął pić już w trakcie wieczoru meczowego, a w nocy wsiadł w prowadzone przez związkowego kierowcę volvo i przeniósł imprezę do Białegostoku. Przedłużyła się, więc rzekomy dywanik został zwinięty. A precyzyjnie mówiąc, nie tyle on wsiadł, ile go włożyli do samochodu, był już niezbyt świadomy tego, co robi – powiedział jeden z rozmówców Rafała Steca.
– Paulo się ostatecznie załamał, pojechał na Okęcie i odleciał. I wrócił do Polski jeszcze tylko raz – dodał kolejny rozmówca.
Sytuacji z nadmiarem alkoholu wokół reprezentacji Polski miało być więcej. To mocno nie podobało się Paulo Sousie. Portugalczyk jest profesjonalistą. Ma swoje zasady, których się kurczowo trzyma. Kolejny z informatorów przekazał, że po zmianie prezesa PZPN Sousa czuł się w Polsce coraz gorzej, właśnie za sprawą wspomnianego alkoholu.
– Sousę trafiał szlag, bo on ma sztywne zasady, nie życzy sobie chlania obok drużyny, nie chce czuć przetrawionego czy dopiero trawionego alkoholu. Widać było, że czuje się w nowej rzeczywistości coraz gorzej, że takiej patologii absolutnie nie toleruje, nigdy wcześniej się z nią nie zetknął. A jeszcze miał prawie zerowy kontakt z prezesem, bo choć on zna kilka języków, to prezes nie rozumie żadnego – skomentował jeden z informatorów.
Do bezpośredniej konfrontacji Paulo Sousy z będącym w wesołym nastroju Cezarym Kuleszą doszło przy okazji wyjazdowego meczu z Andorą. Prezes podszedł do trenera ze swoją ekipą, wykrzykując do niego z radością frazesy pokroju „coach, my friend”. Sousa miał w tamtym czasie poczuć ogromne zażenowanie sytuacją.
– W przededniu meczu, gdy pojechaliśmy na konferencję prasową i oficjalny trening, gdy Sousa wszedł na tamtejszy stadionik, po chwili wtoczyli się Kulesza ze swoją świtą. Wszyscy napruci, prezes zaczął bełkotać, krzyczeć: „Coach, my friend”. Paulo nie wiedział, gdzie oczy podziać, wyglądał na totalnie zdegustowanego. Było około godz. 17, pierwszy raz pomyślałem wtedy, że zadzwoni do agenta i każe mu się rozglądać za nową robotą – przekazał informator Rafała Steca.